przez raczejtak w 08 Mar 2011, 15:45
Rozdział I.
Jak wygląda sytuacja?
W końcu po kilkudziesięciu minutach dotarli do swojej bazy. Trzeba było przyznać, że gdyby nie oni Przewodnik dalej gniłby w tej swojej przegnitej chatce, albo pewnie skończył by jak jego „posiadłość” bo tak zwykł ją określać. Grota w której przebywali była przedłużeniem jakiegoś starego tunelu, który jak się okazało służyć miał kiedyś jako droga ewakuacyjna z jednego z laboratoriów, w taką wersję przynajmniej wierzyli gońcy. Teraz zawaliła się większa jego część, grzebiąc cel swojego użycia. Obozowisko mieli całkiem przyzwoite- kilka wojskowych pryczy, których stelaże wykonane były z nierdzewnej stali. Kilka szafek, podniszczonych trochę, dwa prowizorycznie zmontowane biurka. Ot- wszystko to co szybko i w miarę łatwo dało się przenieść przez las. Faktycznie przy urządzaniu całego tego sztabu umordowali się niemiłosiernie ale powtarzali potem że żyją w luksusach. Prócz tego przy jednej ze ścian stał spory agregat prądotwórczy, oraz skomplikowana instalacja, która wykorzystując dwie bateryjki i zamkniętą szczelnie ognistą kulę zasilała całą bazę. Zadziwiający był fakt, że przy użyciu tylko trzech artefaktów udało im się wytworzyć odpowiednią ilość prądu do utrzymania ich kryjówki. Pod przeciwległą zaś ścianą był swego rodzaju magazyn, gdzie trzymano wodę, konserwy i resztę mających długą datę przydatności do spożycia produktów. Odrobinę dalej stały skrzynie z amunicją i skleciony naprędce stojak na broń. Na samym środku było palenisko i kilka pniaków, które służyć miały za siedzisko.
-Dobra chłopaki, w samą porę się zjawiliście- Usłyszeli zaraz po wejściu do jaskini. Rozmówcą okazał się młody, mizerny chłopaczyna, który szarpał się z jakimś sprzętem. –Jak mi zaraz nie pomożecie to naszą łączność i tak już przecież ograniczoną, z resztą zony trafi szlag. No ruszcie się i pomóżcie mi to przenieść! –Chłopak darł się zniecierpliwiony, widocznie przytłoczony ciężarem sprzętu, który dźwigał. Siergiej nie spieszył się z pomocą, zajęty był zdzieraniem z siebie kombinezonu i całego ekwipunku, który cały dzień nosił na sobie, a który też był sporej wagi. Wykidajło śmiejąc się tylko pod nosem podszedł do młodziaka i nie szczędząc złośliwych uwag pomógł młodemu przenieść i ustawić sprzęt.
-Znowu robiłeś przemeblowanie?- Zażartował ręką chwytając stojącą na stole flaszkę. –Nigdy ci się to nie znudzi czy jak? Przecież nie musisz latać tak z tym komputerem w tę i z powrotem cały czas.
-To bardzo wrażliwy sprzęt do cholery! Wiesz, że jak będzie cały czas stał w tym samym polu promieniowania to wysiądzie i wtedy nawet palcem do dupy sam nie trafisz. –Żachnął się chłopak. Wyszczekany, tak na niego zwykli wołać gońcy, chociaż prywatnie nazywał się Wladimir.
-Oj akurat tam trafię bez twojej nawigacji. Z resztą, nie mógłbyś sobie do tego dorobić kółek?
-No właśnie!- Wybuchł śmiechem Siergiej –Odkręć sobie od wózka inwalidzkiego, kaleko jeden. Żebyśmy ci musieli pomagać dźwigać twój sprzęt- jak chcesz, to ja się z tobą zamienię, cały dzień będę siedział przy komputerku, a ty będziesz ganiał w tej zbroi po całej zonie za jakimiś pierdółkami, co?- Chłopak zmięlił przekleństwo w ustach i wziął się za podłączanie sprzętu na nowo. Trzebabyło przyznać temu wypierdkowi, że znał się na rzeczy i gdyby nie on, ta kryjówka nie funkcjonowałaby w ogóle. Wyszczekany miał głowę do twórczego wykorzystania artefaktów- ot choćby system ogrzewania, czy zasilania, to jego zmyślna konstrukcja. Albo pola zmiennego promieniowania i wszystkie te zabezpieczenia całej bazy. Dużo by opowiadać i chociaż nie był stalkerem w pełni tego słowa znaczeniu, i Wykidajło i Siergiej traktowali go jak równego sobie, nie przez cały czas oczywiście, ale jednak...
-Gdzie stary?- Zapytał w końcu jeden z gońców racząc się znów wódką. Zdążył zdjąć z siebie modyfikowany pancerz, który był połączeniem tego, którego używali powinnościowcy z naukową Sevą. Karabin (a był nim taktyczny FM 2000 ) oparł o stoł sam usadowił się wygodnie na krześle.
-Znowu gdzieś polazł- Odparł krótko informatyk. –Jak się go zapytałem gdzie się wybiera, powiedział, że ma do odebrania jakąś grupkę powinnościowców, ki czort ich tutaj sprowadził sam nie wiem.
-No tak... –Westchnął Siergiej –To i o nim słyszeli. Pewnie będą chcieli ubezpieczyć sobie tyły wracając z Limańska. Mówię wam, że teraz od czerwonych się nie opędzimy. Będzie znowu „przynieście nam to, przynieście nam tamto” jakby sami nie mogli sobie porządnych dostaw zorganizować. My mamy rzadki towar dostarczać, a nie ganiać za pierdółkami przez pół zony.-Narzekał cały czas. Lubił narzekać, chociaż koniec końcow gońcy, którym przewodził Poszukiwacz zyskiwali tylko na takich zleceniach.
-Szczęście, że ci z wolności już was nie zatrzymują na przejściach.- Wtrącił się do rozmowy informatyk. –Pomyślcie sobie, co by się stało, gdyby odkryli, że to wy pomogliście umocnić obóz czerwonych.
-Szczeniak ma rację- Przytaknął Wykidajło.- Gdyby się dowiedzieli, ile sprzętu im nanieśliśmy, nie byli by tacy mili i zamiast wódzią częstowali by nas ołowiem.
-Tak się tylko zdaje- zaśmiał się ich kompan, siadając przy stole i odbierając Wykidajle butelkę, z której ubyło niemal połowę ognistego płynu. –Gdyby czerwoni dowiedzieli się, jak razem z wolnością podbijaliśmy magazyny wojskowe, już dawno leżelibyśmy trupem. Szczęście, że młody popracował nad systemem zabezpieczeń-Tutaj mężczyzna przerwał na chwilę i pociągnął spory łyk z flaszeczki –Myśl, że wpadają tutaj z samego rana i przejmują to wszystko na co pracowaliśmy całe dwa lata przejmuje mnie grozą chłopaki.
-Taaa...- Przytaknęli obaj. W jaskini na chwilę zapanował grobowy nastrój. Zona taka właśnie była. W jednej chwili cieszysz się z osiągniętego celu, a w następnej wpadasz w ręce bandytów, monolitowców, czy nie daj Boże jakiegoś mutanta.
Ciszę, która panowała teraz w jaskini przerwał czyiś głos dochodzący od strony wejścia. Wykidajło odruchowo chwycił swoją broń, odbezpieczył starając się, by zrobić to jak najciszej, dwójka jego kompanów zerwała się z miejsc trzymając już w dłoniach broń krótką, której nie pozbywali się nigdy. „Wykrakałem” pomyślał Siergiej czując jak całym jego ciałem wstrząsa dreszcz a serce podchodzi do gardła. Kiwnięciem głowy Wykidajło przywołał przyjaciela, szczeniak w tym momencie śledził odczyty osobistego PDA, w końcu machnął ręką i usiadł.
-Spokojnie panowie, staruszek wraca- Wszyscy odetchnęli z ulgą. Chociaż to było dziwne, Przewodnik zwykł wracać po cichu, tak, że nawet oni byli czasem zaskoczeni jego sprawnością w poruszaniu się między płapkami ukrytymi w pieczarze.
-Może byście się, bando bancwołów pofatygowali i pomogli starszemu człowiekowi, co?- Wysapał ich przywódca. –Czerwoni dali mi tyle towaru, że ledwo mogę iśc. No ruszcie się do cholery! –Wszyscy jak na zawołanie rzucili dotychczasowe zajęcia i podbiegli do staruszka, odbierając od niego stary, płócienny worek pełen różnego rodzaju tałatajstwa. Przewodnik wyprostował się, kilka stawów strzeliło z charakterystycznym dźwiękiem, po czym stalker usiadł zmęczony przy stole.
-No no no... –Rzucił z szelmowskim uśmiechem Siergiej. –Faktycznie coś szczodrzy byli ci powinnościowcy. –W worku jak się okazało było kilka przydatnych (głównie Wyszczekanemu) fantów. Ot podzespołoły do radiostacji, układy scalone, kupa elektroniki i ciężkie, metalowe pudło- pewnie pojemnik na artefakty.
-Tia... –Wyjąkał zmęczony Przewodnik. –Pozbywają się starego sprzętu. Gadałem z jakimś tam ich kapitanem i powiedział mi to i owo. –Tutaj nastąpiła wymowna cisza. Wszyscy doskonale wiedzieli, że ich nieformalny przywódca był nieźle obeznany, zawsze na bieżąco, to dzięki temu wszyscy razem mogli jako tako przewydiwać posunięcia wszystkich ugrupowań znajdujących się na terenie Zony. Zagadką jednak było- jak on tego dokonywał. Zawsze bowiem, kiedy przychodził sypał informacjami jak z rękawa. Ściśle strzeżone tajemnice niemal wszystkich frakcji znajdowały się w jego głowie i to on decydował o tym kiedy ich użyć i czy były one użyteczne, czy też nie. Zapowiadała się ciekawa posiadówka tej nocy, a żeby wszystkim humor poprawić jeszcze bardziej Siergiej u Wykidajło wzięli się za organizowanie kolacji.
-Dobra mały- Informatyk wychylił się zza monitora, przypatrując się staruszkowi. –Poszperaj w tych gratach, może znajdziesz coś ciekawego i użytecznego. –Wzrok swój skierował na dwóch pozostałych stalkerów. –Jak skończycie przygotowywać żarcie, otwórzcie butelczynę. Musimy przeanalizować ostatnie posunięcia czerwonych, coby i nam się przydali. Aha... - Przerwał na momencik –W tej ciężkiej skrzynce macie jakiś artefakt. Podobno UNIKATOWY. Tak powiedział mi ten ich cały kapitan. Uważajcie przy nim, dobra? Pojemnik chyba nie wytrzymuje tej dawki promieniowania, więc wiecie co macie zrobić. –Obaj przytaknęli i zabrali się za powieżone obowiązki.-
***
Tymczasem w Limańsku trwała nieustająca wymiana ognia. Serie karabinowe odbijały się echem między budynkami, niosąc niepokój kilka kilometrów dalej. Trzeba było przyznać, że jak na tak krótki czas, Powinnościowcy nieźle się ustawili- przejmując władzę nad jednym z budynków znajdujących się przy glównej ulicy. Z drugiego piętra ciągłą serią, przerywaną tylko na wymianę lufy darł się wojskowy PKM. Na poddaszu mieścił się punkt snajperski, zaś w piwnicy zorganizowano prowizoryczny szpital i magazyn. Walka trwała niemal całą dobę, bowiem Monolitowcy nie mieli w zwyczaju sypiać.
Raport dla gen. Woronina, przywódcy frakcji Powinność
Monolitowcy stawiają zaciekły opór. Przewaga liczebna jest główną przyczyną naszych słabych wyników na tym obszarze. Tak jak pan mówił, to fanatycy, do tego dobrze wyszkoleni. Najgorsze jest to, że ci dranie nie przestają nękać nas atakami nawet w nocy. Gdyby nie fakt, że prowadzimy celny i skuteczny ostrzał z ciężkiego karabinu przekazanego nam przez wojsko, nie mielibyśmy tutaj najmniejszych szans.
Do tej pory udało nam się przejśc niemal połowę miasta, jednak teraz jestećmy przyciśnięci w jednym ze starych choteli, gdzie urządziliśmy prowizoryczną bazę i ustanowiliśmy barykadę. Profersor Krugłow obliczył, że znajdujemy się niecałe 900 metrów od anomalii, ale jeśli nie dostaniemy wsparcia nie wykonamy zakładanego przez nas przejęcia Limańska w dwa tygodnie. Prosimy więc o dostawy nowych ludzi i żywności, a także apteczek.
Podpisano
Cpt. Stiopa Pilznit
Ludzi straconych- 5, 4 rannych, dwóch ciężko.
Straty wroga- 25 nie żyje. 2 udało się pochwycić, ale popełnili samobójstwo.
Prof. Krugłow bezpieczny
Tak brzmiał oficjalny raport dostarczony Woroninowi jeszcze tego samego dnia. Sytuacja czerwonych nie była jednak wcale taka opłakana. Monolitowcy wycofali się na bardziej strategiczne pozycje zaczepiając ich chotel od czasu do czasu. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu to oni mieli w posiadaniu większą część miasta. Pilznitz przechadzał się w tęi z powrotem od czasu do czasu zerkając na mapę. Z samego rana wysłał dwóch zwiadowców wgłąb miasta, po to by szpiegować przeciwników. Nie miał ochoty by zaskoczyli go jakimś nocnym atakiem, a z resztą taki zwiad to doskonała metoda na zbadanie terenu. Prócz monolitu musieli się też szarpać z anomaliami, a z racji tego, że w mieście byli krótko nie zdążyli opracować jeszcze odpowieniej mapy.
-Chorąży Kuźniecow do kapitana Pilznitza, odbiór- Odezwała się radiostacja. Jeden ze zwiadowców widać miał jakąś ważną informację.
-Tutaj Pilznitz, meldujcie chorąży –Kapitan był nieco poddenerwowany, raport zwiadowcy mieli złożyć odpowiednio o 14:30 i 15:00, tymczasem na jego zegarku nie było nawet pierwszej.
-Melduję panie kapitanie, że monolitowcy wycofali się wgłąb miasta. Udało mi się ustalić że zajmują kilka ostatnich budynków, tworząc swoistą nieckę, którą ciężko będzie przełamać –Zwiadowca dyszał ciężko. Czemu się dziwić, w takim miejscu jak to, jeśli nie miało się szybkich nóg, miało się je sztywne...
-A czy udało się wam odnaleźć anomalię o której mówił profesor Krugłow? –W głosie kapitana można było wyczuć nutkę nadziei.
-Tak jest, niestety znajduje się ona między budynkami zajętymi przez naszych wrogów. Tak jak profesor mówił, artefakty obok niej pojawiają się co około czterdzieści pięć minut, monolitowcy nie zwracają na nią jednak uwagi.
„To dobrze” pomyślał Pilznitz. Skoro nie zaprzątają sobie głowy artefaktami, może uda się z nimi jakoś ułożyć. W końcu im też zależało na tym by nie tracić więcej ludzi. Chociaż z nimi nic nie wiadomo. –Jak wygląda sytuacja z pozostałymi anomaliami?
-W pobliżu tej, która tworzy masę artefaktów nie uświadczyłem żadnej innej, widać musi mieć właściwości tłumiące resztę anomalii. Przy głównej drodze sytuacja wygląda gorzej- co kilka metrów leżą elektry poprzetykane gdzieniegdzie karuzelami. Na zachodzie, głównie między budynkami bardzo dużo jest impulsów, jednak można je ominąć przechodząc przez budynki. Da radę przejść -Oznajmił zwiadowca.-
-Wyśmienicie, da radę przenieść PKM? – Tak, ciężki karabin, który był w ich posiadaniu pełnił kluczową rolę w przejmowaniu pozycji. Był bowiem nieoceniony jesli chodziło o czyszczenie wrogich pozycji.
-Pewnie tak, ale proszę zabezpieczyć go przed radiacją. W miejscu w którym się znajduję stanowczo przekracza dopuszczalną normę. Dodatkową przeszkodą są te pieprzone karuzele panie kapitanie. Ograniczają widoczność, a wirujący wokół nich pył dostaje się do środka karabinu, przez co zaciął mi się on kilka razy. –No tak. To była przeszkoda warta odnotowania. Czerwoni nie pomijali żadnych szczegółów, z resztą operacja, którą przeprowadzali musiała zakończyć się stuprocentowym sukcesem, od tego zależała ich pozycja w Zonie.
-Zrozumiałem. –Przytaknął Pilznitz- Zajmij któreś z miejsc widokowych, współrzędne kilku z nich powinieneś mieć już na PDA, czekaj na posiłki. Wyślę do ciebie grupę pomocniczą i razem przygotujecie miejsce pod naszą następną bazę. Bez odbioru