- Konwój wojskowy. Podobno znów coś się stało w Czarnobylu, ale dokładnie nie wiem... Przepraszam, śpieszę się.
- Eh te głupie plotki. Ooo która godzina, czas iść do domu. Wziąłem pęk kluczy i po chwili drzwi były zamknięte. Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem do domu mijając stare, zniszczone kamienice. Kiedyś były u lat świetności, ale dzisiaj... Dzisiaj nasze państwo nie dba o ludzi. Jak sami o siebie nie zadbamy, to nikt więcej... Ale cóż. Wreszcie dojechałem do swojego domu. Zastałem tam babcię.
- Witaj Artem, jak dzisiaj w pracy?
- W sumie dobrze. Ale pod koniec coś mnie zaskoczyło... Słyszałaś coś o Czarnobylu?
-*kaszel* Czarnobyl mówisz... Trudno o tym mi powiedzieć...
- Babciu, proszę odpowiedz. Dziadek nie chciał mi powiedzieć, byłem za mały... Może teraz ty odpowiesz?
-Eh... To było dawno temu,gdy miałeś może osiem lat, wydarzyła się katastrofa w tamtejszej elektrowni. Wy mieszkaliście w Prypeci...
- W Prypeci? A nie Kijowie? - Przerwałem.
- Twoja matka była inżynierem w tej elektrowni, a ojciec był strażakiem. W czasie wybuchu nikt jeszcze nie wiedział, że ogień jest trujący...
- Radioaktywny... - Ponownie przerwałem.
- Twój ojciec pojechał wozem strażackim, by gasić pożar, a matka przywiozła cię tutaj...
- Co się potem stało?- Zapytałem zaciekawiony.
- Wróciła do elektrowni, to Ją zabiło jak twojego Ojca- jakieś niewidzialne duchy...
- Promieniowanie...- Odparłem ze łzami w oczach.
- Tak... Już pora spać, a masz się na jutro wyspać, bo idziesz do pracy.- Powiedziała babcia.
- Dobrze!- Odszedłem zamyślony na górę.
CDN.
PS.: Sorry, że tak krótko, ale niestety będę tak pisał
Zapraszam do komentarzy i pozdrawiam