Jest 12 czerwiec 2010 roku. Godzina 2.07. Siedzę właśnie na dachu przedszkola w Prypeci, otoczyła mnie sfora ślepych psów. Mam jedzenia na jakieś 3 dni, więc jeśli nic tu nie przyfrunie, albo we śnie nie zabije mnie kontroler, to mam trochę czasy na posiedzenie tutaj i przemyślenie kilku spraw. Wysłałem sygnał SOS, jednak o ile dobrze pamiętam w promieniu 5 kilometrów nie ma żadnej przychylnie nastawionej istoty.. Muszę się chwilę przespać.
12 czerwiec 2010 roku. Godzina 5.39 . Psy się chyba obudziły, albo przespałem moment kiedy znudziło im się czekanie, nieważne, nadal tu są, nie ma co gdybać. Zresztą nigdy tego nie lubiłem, po co się zastanawiać, co by było jeśli zrobiłbym inaczej. To nie ma najmniejszego sensu, człowiek musi brać odpowiedzialność za swoje czyny, za to co robi, za to co mówi. Pora coś zjeść, pół kiełbasy powinno wystarczyć, szkoda, że nie ma tu ketchupu, oddałbym dwa magazynki, co ja mówię, oddałbym karabin za łyżeczkę ketchupu... za uśmiech, hmm. Pamiętam jeszcze, te jej dołki, jej rzęsy, dotyk jej dłoni, smak jej warg. Uśmiecham się teraz sam do siebie jak jakiś głupek. Gdyby ktoś to obserwował z boku, siedzę jak jakiś przedszkolak ze spuszczonymi z dachu nogami, machając nimi i wesoło pałaszując tłustą kiełbasę śmieję się sam do siebie, otoczony w dodatku ślepymi psami. Ironia losu.
12 czerwiec 2010 roku. Godzina 17.17 .
Głośniczki w moim PDA już ledwo wydają dźwięki, ale warto było wydać 5000 rubli na wmontowanie czytnika kart micro sd. Nie wiele plików się mieści, jednak czuję się mniej samotny. Wiele godzin spędziłem z zamkniętymi oczyma, z otwartym umysłem. Zacząłem się zastanawiać nad śmiercią. Całe życie byłem ateistą, jednak widmo zejścia z tego świata zmienia postrzeganie świata. Może to strach, a może to objawienie? Myślę, że to raczej instynkt samozachowawczy, który podpowiada, aby łapać ostatnią deskę ratunku, podświadomość próbuje znaleźć jakieś usprawiedliwienie, jakąś podporę, by się nie zapaść. Sam nie wiem.
13 czerwiec 2010 roku. Godzina 00.02 .
Zachód słońca był piękny, przypomina mi beztroskie dzieciństwo, kiedy wszystko było tak oczywiste, jak to, że skoro słońce wschodzi, to musi i zajść, jednak dorosłość pokazuje, że czasami mogą pojawić się chmury, bądź inne anomalie pogodowe. (uśmiecha się sam do siebie) Anomalie.
13 czerwiec 2010 roku. Godzina 6.07 .
Cisza w eterze, nadal, głucha cisza, dostaje już szału od słuchanie tego szumu, oglądałem kiedyś, że w więzieniu w Panamie torturuje się więźniów zakładając im słuchawki z takim właśnie `białym szumem` i zostawia na parę godzin. Zastanawiałem się, jak to może zachwiać psychikę, teraz wiem, już wiem. Jaki człowiek jest głupi, jak trudno mu zrozumieć kogoś, jeśli nie znajdzie się na miejscu drugiego człowieka, a i tak po chwili zapomni, bo człowiek nie uczy się na błędach. Jest zaślepiony, pyszny. Pieprzone mięso stworzone na wzór BOGA STWÓRCY. Brednie, brednie.
13 czerwiec 2010 roku. Godzina 19.30
O tej godzinie zawsze zasiadaliśmy do kolacji, odkładaliśmy na bok wszystkie spory i potrafiliśmy się cieszyć wspólnie spędzonym czasem. Pamiętam, Paulina moja siostra zawsze przygrywała nam na gitarze po kolacji, kiedy pałaszowaliśmy lody. Czasami podśpiewywałem do rytmu brzęku strun.
(nuci mruczy pod nosem)
oprócz dotyku trawy
słodkiego śpiewu zbóż
słodkiej zabawy
zapachu mórz
szelestu drzew
widoku nieba
śpiewu mew
nic nam w życiu nie potrzeba
Chciałbym jeszcze kiedyś to poczuć. Proszę, jeśli wam się uda przewieźcie moje ciało do Polski, by mogło spocząć tak gdzie serce.
nic mi się nie chce.