Taaa
Dobre.
Ja miałem chamską przygodę.
Jak byłem mały i chodziłem do przedszkola.
To była zima. Miałem gacie, kalesony, i spodnie. Siedziałem z kolegami i w coś graliśmy. Zachciało mi się bąka walnąć.
Zesrałem się w gacie
.
Od razu płacz i do wychowawczyni. Wzięła mnie do łazienki, zadzwoniła po mamę, obsrane gacie w reklamówkę i umyłem dupsko w umywalce stojąc na taboreciku.
Runda druga.
Zostałem w kalesonach i spodniach. Znowu zachciało mi się pierdnąć, ale z doświadczenia wiedziałem, ze dzisiaj nie mam szczęścia. Poszedłem do łazienki, zdjąłem wszystko, usiadłem na muszli i - zwyczajnie w świecie pierdnąłem.
Ucieszony tą myślą poszedłem do kumpli nie bałem się pierdzieć. Eh... Znowu zachciało mi się walnąć bombę i niestety - osrałem kalesonki
Znowu do wychowawczyni, mama już w drodze, a czekają na nią dwa woreczki z osraną bielizną a ja zapierniczam w samych spodniach zaryczany ze wstydu.
Runda trzecia.
Wypierdziałem się na kiblu i wykupałem. Czułem się pusty. Wpadam do kolesi i bawimy się w żołnierzy, aż tu nagle znowu poszła sraczka w spodnie.
Spodnie do reklamówki, wychowawczyni nie wie co ma robić. Czekałem w łazience na mamę. Przyjechała z ręcznikiem i zabrała mnie do domu. Tata zabił mnie śmiechem. Oczywiście też się śmiać zacząłem. Ale było to strasznie wstydliwe przeżycie
A jeszcze kiedyś (nie pamiętam tego, tata mi opowiadał) Ojciec wziął mnie do sklepu. Przed samym sklepem wlazłem w kapsko. TAK capiłem, ze tata nie wziął mnie do sklepu. Wracając tą samą drogą, wlazłem drugim butem w to samo kapsko.
Też zostałem zabity śmiechem, a mama była zła bo mi buciki czyściła.
Zresztą zawsze tak mam, ze jeżeli mam nowe buty, góra tydzień i jakimś cudem w kapsko wchodzę. Tata powiedział, ze je w ten sposób chszczę
A potem to nawet przez rok udaje mi się nie zaliczyć kapska.
Dzięki za uwagę
PS. Wczoraj jak byłem na warsztatach w Mercedesie, to mechanik wyprowadzał samochód na parking i przed wyjazdem siedząc w aucie pyta się mnie
"Jest antena na dachu?", a ja głupi spojrzałem na sufit hali warsztatowej i mówię mu, ze nie ma
A koleś mówi, ze jest. Oczywiście chodziło mu o dach samochodu
brechtali ze mnie, a ja siedziałem głupio jak taki cep i brechtałem się sam ze swojej głupoty