przez per-kac w 09 Lip 2010, 21:24
Rozdział 14 Najemnicy
Było południe, za dziesięć dwunasta. Zaczął padać cieplutki kapuśniak. Ludzie chodzący po rynku schowali się do starych domków albo do namiotów. Niektórzy, mniej bogaci mieszkali w naczepach wraków ciężarówek, a bogatsi sami budowali swoje domy. Te były największe, najbardziej luksusowe i najdziwniejsze. Takie domy były zrobione ze wszystkiego: z wraków pojazdów, z drewna, z cegły, z dziury w ziemi...
Nikolaj szedł dalej. Przeszedł obok ,,dzielnicy'' tylko i wyłącznie zbudowanej z namiotów. A że zachmurzenie było dosyć spore, było ciemno jak pod wieczór. Lokatorzy musieli więc zapalać lampki naftowe. I było widać ich cienie. Przypatrywał się temu, co działo się w środku. Ludzie gadali, grali na gitarze, pili wódkę i oglądali coś w telewizji. Cały prąd w wiosce był produkowany przez sześć niezależnych generatorów. Pierwszy zasilał bunkier Sidorowicza, drugi szpital, trzeci rynek, czwarty dzielnicę kupiecką, piąty dzielnicę mieszkalną, szósty koszary i systemy obronne miasta.
Nikolaj domyślił się, że Najemnicy będą atakować właśnie je. Ale kiedy zaatakują?
-Kocie, poczekaj tu - powiedział Grizli, po czym poszedł do jednego z domków służących za koszary. Nikolaj długo nie czekał. Wyszło z niego najpierw piętnastu mężczyzn dobrze uzbrojonych w ciężkich kombinezonach z maską, a potem dwudziestu pięciu młodzików ubranych tak jak Nikolaj tylko że ze strzelbami. Grizli podarował mu Kałasznikova oraz maskę gazową.
-Po co mi maska?
-Dodaje plus dziesięć do szpanu! - zarechotał Grizli tak samo jak grupa szturmowa
-Haha baaardzo śmieszne... ale czemu nas jest tak mało?
-Nas jest więcej niż Najemników, ale tamci to profesjonaliści. Zrobią swoje choćby nie wiem co...
Lekko zasmucony faktem, że mogą zginąć poszedł do Generatorów. Rozkazał chłopakom zająć pozycję i czekać. Nikolaj ciągle się dopytywał:
-A gdzie reszta doświadczonych żołnierzy?
-Pod ziemią, w szpitalu albo w sercu zony, synku - odpowiedział Grizli po czym dał sygnał, aby upierdliwiec się wreszcie uciszył.
Łagodny, cieplutki deszczyk spływał po twarzach obrońców. Wszyscy patrzyli przed siebie. Poprzednio założyli się, że ten, kto pierwszy zauważy wroga dostaje po piwie od każdego! Taka motywacja zachęciła wszystkich. Tylko Nikolajowi przypomniały się chwile wyczekiwania na atak mutantów na Posterunek Wojskowy. Głęboko zatroskany myślami o swoim towarzyszu Kryłowie błądził bez celu wzrokiem po polanie. Jego wzrok zatrzymał się na ciemnym punkciku wystającym z nad trawy. Głowa? Nie, pewnie pieniek. A może? - Nikolaj zaczął myśleć o dziwnym punkcie. Powiedzieć chłopakom? Ale jak to pieniek wyjdzie na idiotę. postanowił milczeć, gdy pieniek odwrócił się w stronę drugiego pieńka którego nie zauważył przedtem. Teraz był już pewny
-NAJEMNICY! - wrzasnął, wyskoczył zza murka i nie czekając na resztę kompanów otworzył ogień. Seria z karabinu była zabójcza. Trafił w sam środek głowy trzema lub czterema nabojami. Czarny punkt zniknął w trawie. I teraz Nikolaj był pewny. Właśnie zabił człowieka. Ale to go nie podniecało... wręcz przeciwnie - stracił ochotę do dalszej walki. Schowany za murkiem zaczął płakać jak dziecko. Nie mógł powstrzymać łez. Właśnie zabił człowieka, który miał być może dzieci, kochającą żonę, może matkę, na pewno miał kumpli którzy teraz chcą pomścić swego przyjaciela. W pewnej chwili metr przed nogami Nikolaja wylądował granat. Ale nie wybuchł. Zaczął wyłaniać się z niego zielonkawy dym.
-Gaz! Gaz! Wszyscy zakładać maski! - wrzasnął jeden ze Stalkerów po czym dostał serię która przeszyła jego klatkę piersiową. Gazu było coraz więcej. Nikolaj teraz dziękował Bogu, a jeszcze bardziej Grizliemu który dał mu maskę. Założył ją czym prędzej. Oddychał przez nią ciężko, ale przynajmniej oddychał. Widział jak przyjaciel Stalkera ranionego w klatkę podbiega i próbuje założyć rannemu maskę. Na próżno. Sam zostaje postrzelony w głowę i umiera na kolanach przyjaciela, który pod wpływem zielonego gazu zaczął kaszleć, potem zwymiotował krwią, a potem Nikolaj nie był pewny, ale prawdopodobnie trzeci raz zwymiotował swoimi wnętrznościami. Potworna śmierć. Tak samo skończyła większość kotów którzy nie posiadali masek gazowych.
Chciało mu się rzygać. Ale odzyskał też ochotę do walki. Wstał zza murka i zaczął strzelać do każdego w niebieskoszarym kombinezonie. Jego karabin zaterkotał długą serią. Przypływ adrenaliny zrobił z jego umysłu jeden wielki śmietnik: tu przytępiał, tu wyczulał zmysły. Nikolaj nie słyszał odgłosów wystrzałów, za to słyszał każdą spadającą łuskę uderzającą o ziemię wydając przy tym metaliczny dźwięk. Jego wzrok się rozmazał, potem oddzielne jego kawałki połączyły się i zaczęły się kręcić. Zimny pot zalał mu twarz ukrytą pod maską gazową. Nie czół już nic: zimnego wiatru, ziemi pod stopami... tylko patrzył w dziwną mieszaninę obrazów, która wirowała i wirowała. Od tego zebrało mu się na wymioty, ale odechciało mu się. Potężny ból sprawił, że przed jego oczami znowu pojawiła się ciemność, a potem zachmurzone niebo po którym krążyła wrona. Gdy się jej dokładniej przyjrzał, zobaczył, że ona coś do niego mówi. Zebrał więc wszystkie siły i wytężył słuch. Po chwili usłyszał łagodny głos:
-A więc sam do nas przyszedłeś i od razu wywracasz zonę do góry nogami? - tutaj wrona się zaśmiała, a cały obraz zmienił się. Teraz to już nie był ptak, ale mężczyzna siedzący przy biurku cały ubrany na biało, który przemówił tym samym głosem - Grunt że jesteś... Czekam na ciebie! - po czym złowieszczo się zaśmiał. I znów Nikolajowi zrobiło się ciemno przed oczami. Czół, jak odzyskuje panowanie nad sobą, więc wstał i otworzył oczy.Tym razem nie dostrzegł różnicy po otworzeniu oczu. Było tu tak ciemno... Pokręcił się chwilę, aż przed sobą dojrzał światełko. Zaczął iść ku niemu. Wydawało się, że szedł tak długo, iż z chłodnego, lutowego powietrza nagle zrobiło się czerwcowe, ciepłe powietrze. Gdy doszedł do światła spostrzegł, że to okno. Wyjrzał przez nie. Zobaczył most na tle jakiejś starej elektrowni po którym kroczy spory oddział żołnierzy. Przyjrzał im się uważniej. Ich malowanie było biało - czarne, a na ramionach mieli przyszyty napis MONOLIT. W tej samej chwili dowódca oddziału, ubrany w przedziwny kostium wymierzył do Nikolaja lufę najdziwniejszego karabinu, jaki chłopak w życiu widział. Coś chrząstnęło, i środek broni zaświecił. Żołnierz monolitu strzelił. Niebieski nabój energii trafił go prosto w czoło. Chłopak padł na ziemię. Przykre uczucie odrętwienia i bólu w klatce piersiowej wróciło. Zobaczył robota pochylającego się nad nim i krzyczącego, żeby się obudził. Trzy potężne ciosy z liścia w policzek przywróciły sprawność umysłową Nikolajowi. Zobaczył teraz, że leżał na ziemi trzymając się za klatkę piersiową. Nad nim pochylał się Grizli
-Chłopak dostał! Macie apteczkę? Nie?! Jak to!? Cholera, wytrzymaj, szczeniaku, wytrzymaj... - mówił do niego głosem tak troskliwym, jakiego jeszcze nie słyszał. Niki wyciągnął rękę spod zapięcia kurtki. Była cała zakrwawiona. Teraz wiedział, skąd ten ból. Był ranny.
-Dobra, zbieramy się. Nie wiem jak wy, ale ja chce pożyć. Wycofać się! - ryknął Grizli do dosłownie garstki ocalałych obrońców.
-Mnie zostaw... i zostaw mi też nóż - powiedział Nikolaj, ale gdy Grizli chciał zaprotestować, cicho oddał patrząc nań jak zbity kundel - Proszę...
Grizli wysłuchał. Rzucił pod nogi granat dymny, a pod osłoną mgiełki dał teorytycznie martwemu piękny, wojskowy nóż oraz wycofał się z oddziałem. Ale z racji tego, że Grizli to typ człowieka ciekawskiego, ukrył oddział w pobliskiej wysokiej trawie, ponieważ chciał sprawdzić, co ten kot knuje.
Nastała mordercza cisza. Szum trawy dodawał jej tej mroczności. Śpiewała swoje smutne piosenki razem z wielkimi świerszczami. Kilkanaście metrów przed barykadą obrońców dało się słyszeć ciche rozmowy. To najemnicy się komunikowali
-Gdzie Czwórka, Dziewiątka i Ósemka? - zapytał głos stłumiony przez maskę gazową
-Czwórka i Ósemka nie żyją, Dziewiątka poszedł kropnąć Dwunastkę mówiąc, że dostanie większą dole. - odpowiedział głos mężczyzny dość młodego, również w masce gazowej.
-Ich sprawa, i tak nie lubię Gandzi... A gdzie ta nasza Dwunastka Ganziówna?
-Bezcześci zwłoki
-Co ty pier...olisz? - spytał dowódca nie rozumiejąc wypowiedzi swojego podwładnego
-Przeszukuje ciała
-Pało, było tak od razu... a teraz ty idź tam i przeszukaj tych Stalkerów, co przed śmiercią pooglądali sobie flaki - i tą rozmowę przerwał ochrypły, wredny śmiech, po czym dało się słyszeć kroki zbliżające się do krwawiącego Nikolaja
Przejrzał się w nożu, który za bardzo zniekształcał rysy jego twarzy. Najemnik się zbliżał. Teraz było pewne - jak tu podejdzie, to Nikolaj rozszarpie go na strzępy. Odległość malała. Słychać było już wesołe pogwizdywanie niczego nie spodziewającego się Najemnika. W końcu tamten stanął i przełożył jedną nogę przez murek, potem przełożył drugą. Rozejrzał się. Zagwizdnął z zachwytu i podszedł do pierwszych zwłok. Wtedy Nikolaj nie zważając na ból wstał i rzucił się na Najemnika pochylonego nad zwłokami. Szarpanina nie trwała długo. W tej samej chwili, kiedy Najemnik zorientował się, że słabym punktem atakującego jest jego rana na piersi, Nikolaj wbił mu nóż prosto w klatkę piersiową, w splot słoneczny. Zaatakowany nie zdążył zadać mu męczarni wkładając rękę do rany. Konwulsyjnie osunął się na ziemię i skonał.
-Dwójka, jesteś tam? - zawołał dowódca Najemników, bez odpowiedzi.
Nikolaj przeczołgał się tuż obok murka i wszedł w rejon wysokich traw, gdzie stali Najemnicy. Tamci zaniepokojeni tym, co się stało stali miejscu nic nie robiąc, nawet nic nie mówiąc. Stali i patrzyli.
W tym czasie ostatni obrońca zaczął czołgać się w trawie. Przeczołgał się za plecy jednego ze skrzydłowych wroga. Stanął, zakrył mu usta ręką i wbił zakrwawiony nóż w kark ofiary. Ta bez żadnego dźwięku osunęła się w ramiona napastnika, który bezszelestnie położył ciało na ziemi, po czym sam padł na ziemię i zaczął się skradać dalej. Kolejny Najemnik go dostrzegł, i ogłosił by alarm, gdyby nie nóż rzucony prosto w jego gardło z odległości pięciu metrów. Niestety padając dość głośno uderzył o ziemię, więc kilku innych Najemników popędziło zobaczyć, co się stało. Zobaczyli swojego kolegę leżącego na plecach z dziurą w gardle z której krew tryskała jak z fontanny. Wtem Nikolaj złapał jednego od tyłu, przystawił mu nóż do gardła i powiedział:
-Albo odejdziecie, albo go zabiję! - w jego oczach zaiskrzyła nienawiść i pogarda dla tych bandytów
-Gówniarzu, sram na niego! - powiedział dowódca Najemników wyjmując swój potężny pistolet nie znany Nikolajowi i strzelił prosto w głowę pojmanemu Najemnikowi. Napastnik nie wiedział co robić. Wypuścił trupa ze zmasakrowaną twarzą, który upadł przed nim jakby oddawał mu pokłon. W tym samym czasie chłopak wypuścił nóż z rąk i podniósł ręce do góry. Był gotowy na swój koniec. A więc zginie drugiego dnia? To mu było pisane?
Jego rozmyślania przerwał wystrzał. Podświadomie bardziej rozbolała go klatka piersiowa więc myślał, że dostał. Kiedy otworzył oczy zobaczył, jak dowódca leży martwy na ziemi. To Stalkerzy ponownie zaatakowali! Efekt zaskoczenia oraz brak dowódcy spowodowały, że Najemnicy teraz stawiali opór niezorganizowany. Nikolaj rzucił się na ziemię zasłaniając potylicę, ponieważ nie był uzbrojony oraz nie chciało mu się już walczysz. Kiedy strzelanina już dogorywała, znów zaczęło mu szumieć w uszach, i zaczęło mu się robić ciemno przed oczami. Ostanie co widział i słyszał to Grizli, nachylony nad nim i mówiący:
-Kuba Rozpruwacz.... po prostu Rozpruwacz! Tylko teraz trzeba cię pozszywać...
Ostatnio edytowany przez
per-kac 30 Lip 2010, 17:03, edytowano w sumie 4 razy
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...