Hmm...ciężko powiedzieć czy to dobry czy kichowaty film..mnie nie bawią tego typu filmy Ale może kogoś z Was zainteresuje
Horror twórcy przełomowego "Paranormal Activity". Sześcioro młodych ludzi szukających ekstremalnych wrażeń wynajmuje przewodnika, który, mimo surowych zakazów, zabiera ich do owianego tajemnicą miasta-widmo. Tu mieszkali niegdyś pracownicy reaktora w Czarnobylu. Po tragicznym wybuchu, ponad 25 lat temu, w ciągu 48 godzin przeprowadzono ewakuację całego miasta. Pozostali w nim nieliczni ludzie, których już nigdy więcej nie widziano...
Film możecie obejrzeć tutaj -> [ ciach ] w kinie.
Uwagi moderatora:
Z takimi linkami to gdzie indziej, panie. Warn. - xKoweKx
@Rain, moja opinia na temat tego filmu doskonale wyraża się w tym oto obrazku z 9GAG:
Byłam na nim z bratem i bardziej mnie ten film ubawił, niż wystraszył.
W piątek skieruję swe kroki do kina, żeby obejrzeć Prometeusza. Przekonała mnie do tego wzmianka o nawiązaniach do Obcego... a poza tym science fiction nie jest złe.
Tymczasem mogę polecić film The Losers - plotline przedstawia się, cytując za Filmwebem, tak: "Wysoce wykwalifikowana drużyna CIA zostaje napadnięta przez własną agencję i zostawiona na pewną śmierć. Członkowie zespołu postanawiają dowiedzieć się, czemu zostali zdradzeni oraz zemścić się za wyrządzone krzywdy." Mnie w tym filmie ubawiła pewna scena z Chrisem Evansem:
Liking the angle of the dangle?
– Tato, dlaczego nie możemy jechać z tobą? – (do siebie) Bo jesteś mortalem, synku, a ja nie lubię paradoksu.
Jestem świeżo po seansie filmu Prometeusz ale żeby napisać swoje zdanie na jego temat muszę się z tym przespać... bo jestem nieco zmieszany i skonsternowany . Jedno wiem na pewno: fani serii o obcych ten film obejrzeć muszą, a cała reszta powinna... chociażby dla samych efektów wizualnych (od czasu Avatara lepszych nie widziałem). A fabuła... noooo to już zupełnie inna i dość skomplikowana historia
Glaeken napisał(a):A fabuła... noooo to już zupełnie inna i dość skomplikowana historia
Tak samo jak i to, że mniej-więcej od wylądowania wszyscy gadają tylko o tym, że oni to by chętnie wrócili do domu. :>
W całym Prometeuszu podobała mi się w sumie tylko kreacja postaci Davida. No i reklama z jego udziałem - przez nią myślałam, że film będzie... no, nie oszukujmy się, inny. I lepszy.
– Tato, dlaczego nie możemy jechać z tobą? – (do siebie) Bo jesteś mortalem, synku, a ja nie lubię paradoksu.
Wczoraj, po wyjściu z kina nie bardzo nie potrafiłem określić czy film mi się podobał bo spełnił moje oczekiwania czy jednak nie: z jednej strony zawiedziony nie byłem, a wręcz przeciwnie, byłem zadowolony ale zachwytu tez nie odczułem bo coś mi nie pasowało. Generalnie nie potrafiłem określić co odczuwam po obejrzeniu tego filmu.
Czy to był prequel sagi o obcych? Ano zdecydowanie był. Czy to był dynamiczny i widowiskowy film sci-fi? Ano był. Czy film miał sensowną fabułę? Ano miał. Czy to był film na miarę Ridleya Scotta? I tak i nie. No to co było nie tak? Oczekiwałem filmu przede wszystkim dobrego i po cichu liczyłem na to, że nie będzie to film pokroju Indiany Jonesa IV Spielberga czy nowych GW Lucasa, które generalnie były rozczarowaniem w porównaniu do poprzednich trylogii. Prometeusz rozczarowaniem nie był, to niezły film pod każdym niemal względem, w dodatku łamiący schematyczność sagi o obcych znaną z 4 części: protagonistka Ellen Ripley na planecie/statku walczy z obcymi i tak razy 4. Zmieniało się jedynie otoczenie ale cała główna linia fabularna pozostawała taka sama. Fani wiedzieli czego oczekiwać i wiadomo było jak potoczy się film: obcy się wyłania, wybija X osób, Ripley zabija obcego. End of story. Tu jest zupełnie inaczej, fabuła jest znacznie głębsza i bardziej rozbudowana, bo tym razem zagłębiamy się w genezę powstania nie tylko obcych ale i całej ludzkości oraz poznajemy historię powstania bezwzględnej korporacji. Ridley miał uchylić rąbka tajemnicy na temat mitologii świata znanego z 4 części no i swoje postanowienie spełnił przy okazji w zdecydowany sposób łamiąc pewne przetarte przez poprzedników szlaki. Ripley graną przez S.Weaver tu oczywiście nie ma, ale do pewnego stopnia tradycji stało się zadość bo nadal jest wredna korporacja Weyland (jeszcze przed połączeniem z Yutani) i kolejne bardzo wyraziste postacie pierwszoplanowe: mam tu na myśli androida Davida granego przez Michaela Fassbendera i zimną sukę Meredith Vickers graną przez Charlize Theron. To był jedyny możliwy sposób na zrobienie kolejnego filmu z tego uniwersum i jedyna osoba która mogła to zrobić... a skoro wszystko jest na swoim miejscu i saga została rozbudowana oraz odświeżona to co było nie tak?
Żeby na to odpowiedzieć wrócę do swojego stanu tuż po wyjściu z kina... wtedy nie mogłem go określić a teraz już tak... a jest nim obojętność. Film mimo iż wizualnie znakomity był mi całkowicie obojętny, dobrze się bawiłem przez te parę godzin ale wypieków na twarzy nie dostałem. A to dlatego, że oczekując na kolejny film z tego uniwersum spodziewałem się go ujrzeć takim, jakie były robione te filmy przez kolejnych reżyserów w latach 79-97. Czar klimatu obcych z dawnych lat gdzieś się ulotnił, zastąpiła go nowa generacja filmów dynamicznych, ładnych i widowiskowych. To nie wina reżysera, że zrobił taki a nie inny film, bo zrobił go całkiem dobrze i zgodnie z najnowszymi trendami na rynku, choć oczywiście można się czepiać pewnych fabularnych nieścisłości i spłyceń... bo tych było niemało. To ja się zestarzałem wraz z dawną sagą o obcych do której jestem mocno przywiązany. Oczywiście naiwnością było z mojej strony oczekiwać filmu takiego jak sprzed X lat. Niemniej jednak odniosłem wrażenie, że Prometeusz pomimo tego iż jest technicznie doskonały i nawet fabularnie całkiem zmyślny (wręcz nadmiernie niepotrzebnie przefilozofowany) ale jednak bezduszny i mało klimatyczny. Jest mocniej, ładniej i szybciej ale przez to zgubiony został duch poprzednich filmów a relacje między bohaterami wciśnięte gdzieś pomiędzy zapierającymi dech w piersiach scenami. Wzrok skupia się na obrazie, a chciało by się skoncentrować na kilku bardzo interesujących wątkach, które nagle zostały urwane lub wręcz zmarginalizowane. Na to reżyser jednak nie pozwolił, skutecznie podkręcając tempo filmu... może dlatego, że planowane są kolejne sequele Prometeusza? A może dlatego, że współscenarzystą jest gość od serialu Lost, który ubóstwia niedomówienia?
Swoim filmem Scott najwyraźniej postanowił wychować nowe pokolenie fanów tej sagi, pokolenie które ma zupełnie inne oczekiwania niż moje. I przy tym bardzo starając się by jego już starsza widownia również pozostała zadowolona... i to mu się prawie udało, bo zadowolony jestem i film uważam za niezły, który warto obejrzeć - pod warunkiem, że nie oczekujemy dzieła pokroju Blade Runner czy Alien 1. Fajnie, że schemat został przełamany i to, że historia kryjąca się za tajemniczym space jockeyem i genezą obcych została rozwinięta ale jak na jeden film jest tego wszystkiego stanowczo za dużo, przez co każdy ciekawszy wątek filmu został nagle ucięty, zapewne ze względu na brak czasu (znając Scotta pewnie za jakiś czas będzie director's cut ) Najbardziej jednak brakowało mi klimatu dawnych lat, który pojawił się jedynie niemal na samym końcu filmu (chodzi o pozostawiony przekaz - takie mrugnięcie okiem do "starych" fanów). Wspominałem kiedyś, że filmy z ostatnich lat które mile mnie zaskoczyły a które były bardzo udanym odświeżeniem nieco skostniałych sag, to nowy Star Trek J.J.Abramsa oraz nowe Batmany Nolana. Prometeusza nie postawiłbym obok nich a tuż za nimi - 7/10.
Ostatnio edytowany przez Glaeken 21 Lip 2012, 20:35, edytowano w sumie 5 razy
Ładnie to ująłeś. Film jest bezduszny i skierowany do zupełnie innego targetu niż poprzednie. Ale przepełniony błędami i głupotami fabularnymi, których poprzednie części zwyczajnie nie posiadały. Prometeuszowi można wytknąć dziesiątki błędów technicznych, błędów w scenariuszu, głupot i dziur fabularnych. Film jest niestrawny tym bardziej, że na sam marketing poszło więcej kasy niż na produkcję wszystkich poprzednich razem wziętych. Jeśli przez x lat obiecują ci cuda i przełomy, to masz prawo cudów i przełomów oczekiwać i masz prawo być zawiedzionym, że nie dostałeś tego, za co zapłaciłeś. Ta sama sytuacja co w Mass Effect tak apropos. Jak dla mnie Prometheus zasługuje na 4/10. Nie dlatego, że nie jest kolejnym Obcym, ale dlatego, że jest słaby nawet jeśli patrzeć na niego jak na zupełnie nowe dzieło, skierowane dla zupełnie innego odbiorcy.
ps.: odnośnie Pandorum (które jest grubo wzorowane na Obcym a i tak lepsze od Prometeusza, 7/10):
:
Wczoraj oglądałem, żeby przypomnieć sobie jak to jest z tymi "Orkami" na statku: jest to plemie, którego potomkami byli ludzie odhibernowani przez szalonego członka pierwszej wachty, którzy zmuszeni byli żyć i rozmnażać się na pokładzie przez blisko 900 lat. Jak to jest, że zmutowali? Każdy członek załogi Elisium został poddany terapii genowej i posiada syntetyczny enzym przyspieszający mutację DNA i w zamierzeniu mający pomóc w dostosowaniu się do warunków na nowej Ziemi, która to jest celem podróży. Tak więc ludzie żyjący na statku poprzez całkiem naturalną, ale przyspieszoną ewolucję, przez wiele pokoleń dostosowywali się do warunków panujących na pokładzie. Ich orkowany wygląd to już inna sprawa. Najzwyczajniej w świecie podpucha kolesia od charakteryzacji, żeby przez połowę filmu nie wydało się, że to potomkowie pasażerów. Pandorum nie ma dziur. Ma słabych speców od designu, ale nie ma dziur.
Skoro tak mi się Pandorum podoba, to dlaczego "tylko" 7? Bo film przeciętny to dla mnie 5/10. Połowa skali. Pandorum jest ponad przeciętne, ale na 8 nie zasługuje przez niski budżet. Film na 8 musi mieć wysoki budżet, który idzie na świetne efekty specjalne, świetne dekoracje i świetne kostiumy. Niekoniecznie na znanych aktorów. Pandorum dostaje 7 bo ma fabułę bez dziur, ale technicznie nie jest idealne.
Ostatnio się nie odzywałem, ale teraz muszę. Nie wiem skąd wziąłeś wersję, jak powstały te kreatury ...
:
Jacy od hibernowani ludzie ze zmienionymi genami? Mutanty powstały, bo koleś, co się zrobił samozwańczym Bogiem, zamknął ludzi w ładowniach za karę, żeby ukarać grzeszników. Jest o tym w filmie wyraźnie powiedziane. Skoro już ich od hibernował, a musieli żyć w ciasnych pomieszczeniach, to zdziczeli i zaczęli się wpierdzialać nawzajem bo nie mieli co jeść - żadne kapsuły nie utrzymywały ich przy życiu. Prawo silniejszego. I w ten sposób zdziczeli. Nie chcę się kłócić, ale naprawdę chciałbym zobaczyć fragment filmu, z którego wziąłeś genezę powstania orków.
Poza tym uważam, że film b.dobry nie musi mieć super efektów i wysokiego budżetu . Co z tego, że efekty są świetne i wydano dużo kasiory, jak film jest gniotem. A tak poza tym to ciekawy jestem, ile dałeś Obcemu, jak Pandorum dostało u Ciebie 7/10? Zwłaszcza 1 części, bo 2 to już była trochę sieczka typu Marines vs. Obcy (zresztą bardzo dobra), 3-odgrzewany kotlet z 1 również strawny. 4 widziałem, ale nie pamiętam,szału bynajmniej nie było. Pytam z ciekawości, każdy ma inny gust, ale jak dla mnie, film oprócz dobrej aranżacji wnętrz i muzyki, jest kiepski. Początek i koniec jest całkiem dobry, ale co z tego, jak środkowe 70% filmu to jest ganianie się bohaterów z Orkami po statku i to w tandetnym stylu.
Pozdrawiam.
PS. Rozumiem, że każdy ma inny gust i to szanuję, tak jak i ty. A tak na marginesie: widziałeś Horyzont Zdarzeń lub W stronę słońca? Jeśli tak, to jak Ci się podobały te filmy?
paintball_0 napisał(a):odnośnie Pandorum (które jest grubo wzorowane na Obcym a i tak lepsze od Prometeusza, 7/10).
Stawianie Pandorum wyżej Prometeusza jest kompletnie nie na miejscu.
Pandorum kupiłem kilka lat temu i zaraz po obejrzeniu sprzedałem go, bo wiedziałem, że do niego już nigdy nie wrócę. Nie podobało mi się absolutnie nic, od fabuły która ograniczała się do szlajania się między jakimiś kontenerami w półmroku na statku a na fatalnej grze aktorskiej kończąc. Jest po prostu nudny i wtórny a jedyny pozytyw to końcówka filmu w której na powierzchnię wody wypływają kapsuły z ludźmi. Do obejrzenia tego filmu skusiło mnie to, że jego producentem jest Paul W.S. Anderson, twórca filmów Ukryty Wymiar i Resident Evil... i jak na ironię losu Pandorum jest bezrozumną mieszanką właśnie tych dwóch filmów
Cieszę się, że podejmujecie dyskusję na zasadzie "każdy ma inny gust, po prostu chcę wiedzieć co ty sądzisz o filmie".
Na początek kwestia wydarzeń na Elisium:
:
Rozmowa wyjawiająca pochodzenie "obcych" zaczyna się w momencie, kiedy bohaterowie dostają żarcie od tego kolesia kanibala, nazywającego siebię kucharzem. Oto fragment: . Myślę, że to wyjaśnia kwestie sporne. Wybaczcie, że z lektorem, uroki jutuba.
Co najbardziej cenię w filmach? To, że w czasie oglądania nie robię facepalmów spowodowanych słabą grą aktorską, słabo zrealizowanymi scenami, słabymi dialogami. Efekty CGI oraz Practical Effects, dekoracje, kostiumy, scenografia nie powodują u mnie facepalmu, bo uważam je za elementy działające na wyobraźnię, a nie coś, co trzeba brać dosłownie. Jeśli przykładowo gra aktorska jest w porządku ale efekty specjalne rodem z Pana Kleksa, nie mam nic przeciwko. Ale jeśli aktor nie potrafi grać, jeśli reżyser nie potrafi tchnąć w scenę życia, muzyk nie wie czego chce...
Na drugim miejscu stawiam samą historię. Nie musi być ponadczasowa, unikatowa, niepowtarzalna i oryginalna. Wystarczy, że nie będzie w niej dziur, luk, ślepych uliczek i niekonsekwencji. Dlatego właśnie lubię serię o Obcym. Jedynka jest w mojej opinii nie do zagięcia pod względem fabularnym. Ósmy pasażer od Decydującego Starcia definitywnie różni się klimatem, ale obie części są świetne w swoim gatunku. Trójka również bardzo zgrabnie trzyma się kupy, choć nie lubię więziennych settingów. Nie przeszkadza mi, że trzy razy pod rząd mamy tę samą historię. Każda jest osadzona w innym gatunku (horror, akcja, gore) i każda doskonale się spisuje. Nawet czwórka. Odrodzenie, bo chyba taki nosi podtytuł, reprezentuje sobą przygodowe sci-fi, należy do nowego stylu dla młodszych nastolatków (13-15), podczas gdy wcześniejsze tytuły klasowałbym w granicach 16-18 i wzwyż. Mówi się, że czwórka to już nie ten Obcy. Że straciła klimat. To prawda. To już nie jest ten Obcy. I to nie ten klimat. Ale scenariusz nie ma dziur, gra aktorska jest bardzo dobra, obsada daje radę a efekty CGI miejscami trudno odróżnić od Practical Effects.
W mojej prywatnej klasyfikacji seria wygląda tak (biorąc pod uwagę wersje reżyserskie, nie premierowe):
jedynka: 8/10 Wyżej jej nie dam, bo arcydzieło to to nie jest, posiada słabiej zagrane sceny i nie potrafię darować kapitanowi, że nie olał pokładowego medyka i nie zahibernował sukinsyna. Muzyka idealna, dźwięki idealne.
dwójka: 8/10 Kochana przez wszystkich Vasques zupełnie nie zachowuje się jak prawdziwy żołnierz, choć bardzo się stara. Nie dziwię się załodze statku desantowego, że wylądowali olewając procedurę, ale żeby NIKT nie został na pokładzie Sulaco w formie zewnętrznego obserwatora, to się w głowie nie mieści. Dźwięki wystrzałów pukawek marines- bezcenne. I kompletnie nie nadające się dla potrzeb gier.
trójka: 7/10 Nie kapuję dlaczego Ripley tak się wzbraniała przed wyjawieniem prawdy o Obcym komukolwiek i nie lubię wspomnianych wyżej więziennych settingów. Nie przepadam również za Gore, ale doceniam ład i skład historii. Dziwię się natomiast skąd się wzięło to dodatkowe jajo królowej, skoro pod koniec dwójki oderwała odwłok w pościgu za Ripley...
czwórka: 6/10 Procedury bezpieczeństwa na tym statku były o dupę potłuc, sami się prosili. Scena wchodzenia w atmosferę to mega- facepalm. Co za debil ją wymyślił?! Od 5/10 film ratuje kreacja Ripley, zachowującej się jak zboczona suka, kochająca matka, wrażliwa na cierpienie kobieta, kotka w ludzkiej skórze, baba podczas okesu, menopauzy i migreny, oraz kobieta z jajami. A to wszystko na raz. No i zawsze miałem słabość do historii z pamięcią komórkową. Scena z operacyjnym wyjmowaniem obcego jest tak obleśna, że nie sposób dać temu filmowi piątki. Nawet pamiętając o tym uratowanym koloniście w okularkach.
Pandorum: 7/10 Sekwencja początkowa, sekwencja końcowa, przez pierwsze 20 minut srałem w pory z podniecenia, potem
:
pojawiają się orkowie
i napięcie spada, potem główny bohater momentalnie przystosowuje się do sytuacji aby przetrwać (a nie lata jak kurczak z obciętą głową, za co wielkie brawa) i od razu wraca mi chęć do śledzenia jego losów. W ogóle gratulacje za dobór aktorów. Kapral Bower jest wręcz stworzony do swojej roli. Dennis Quade bardzo dobrze sprawdza się jako znane nazwisko w sam raz na plakat, laska wygląda ładnie i naprawdę sprawia wrażenie zdziczałego naukowca, a indianin... cóż, wszyscy wiemy do czego służą takie postacie. Wielkim plusem jest dla mnie projekt statku. Niezniszczalność to nie jest coś, co pojawia się w każdym sci-fi w kosmosie. I pod koniec filmu
:
nikt nie biadoli, że zaraz wszystko wyleci w powietrze. Reaktor po prostu się wyłączy i wszyscy zginą zwyczajną śmiercią przez zamarznięcie, nie w eksplozji.
Pomysł z awaryjnym zasilaniem jest tak logiczny, prawdopodobny, sensowny i możliwy do zrealizowania, że film w moich oczach obowiązkowo z szóstki wskakuje na siódemkę.
Event Horizon: 6/10 Nie lubię tego aktora, co grał główną rolę. Kiedy łazi w szortach po ekranie, od razu widać, że wciąga bęben, żeby wyglądać na szczuplejszego. Jak leniwym trzeba być, żeby przed kręceniem filmu nie pójść zrobić trochę kondycji?! Ponadto widać, że kolo ma się za wielką gwiazdę i artystę. Widać to po jego mimice, zachowaniu i zdecydowanie nie jest to zwykłe wczucie w rolę. Cały film to jeden wielki, bezczelny build-up do sceny z eksplozją. "Kasting" na eliminację bohaterów rozpoczyna się już od pierwszej sceny przedstawiającej załogantów. Sam pomysł z "Horyzontem zdarzeń" i jego historią jest świetny. Uwielbiam
:
odkrywanie wymiarów piekielnych w produkcjach science-fiction. I to nagranie uratowane z komputera pokładowego, zawierające same przeraźliwe wrzaski.
Dlaczego tylko 6/10? Bo film jest tylko trochę lepszy od przeciętności. Z powodów wyżej wymienionych. Dlaczego nie wyżej? Bo to kolejna produkcja z cyklu "od samego początku układam sobie w myślach kolejność w której będą ginąć poszczególne postacie". W przeciwieństwie do Pandorum, w którym zwyczajnie chciałem, żeby wszyscy przeżyli, w Event Horizon wiedziałem że bohaterów jest za wielu, każdy jest na swój sposób "niegodziwy" albo zbyt płytki, a sam "Horyzont" zbyt wielki, żeby nie doprowadzić go do eksplozji.
W stronę słońca: 5/10 Przeciętniak. Ogląda się dobrze, ale nie odczuwałem szczególnych emocji. Bardzo lubię, kiedy statki robiące za miejsce akcji sprawiają wrażenie zaprojektowanych przez inżyniera a nie przez speca od eksplozji. Bohaterowie to standardowa zbieranina indywiduów, film nosi znamię "wyliczanki kto i kiedy zginie". Ostatnia scena z eksplozją bardzo kiepska, powód dla którego wcześniejsza misja się nie udała nie satysfakcjonuje, jest miałki jak na taki build-up, mistycyzm, tajemnicę. Główny bohater jest grany przez aktora, którego całkiem lubię, ale słabo wypadł w tym filmie.
Paintball, nie bierz tego do siebie ale... ile ty masz lat?
Owszem każdy ma inny gust, ale udowadnianie, że Polonez jest lepszy od Mercedesa bo oglądając tego pierwszego rzadziej zdarzają ci się facepalmy chyba nie jest zbyt właściwe.
To nie jest tak, że siadam do filmu z kartką i ołówkiem i zapisuję sobie ile razy strzeliłem facepalma, potem robię tabelę i porównuję z innymi.
Najbardziej ze wszystkiego w filmach nie znoszę niekonsekwencji i zachowań ludzkich niepasujących do budowanego charakteru danej postaci. Przykład z Prometeusza:
:
Jest dwóch naukowców, uczestników słynnej już sceny z kosmicznym białym penisem. Obaj to specjaliści ze swoich dziedzin, dorośli, wykształceni ludzie. W dodatku na tyle rozumni, żeby nie szwendać się po obcym statku, w którym najwyraźniej doszło do czegoś bardzo niedobrego. Więc idą sobie do statku matki. I gubią po drodze. Posiadając aktualną mapę, którą jeden z nich osobiście rozkładał. Jak to się ma do całej tej szopki jacy to ci naukowcy nie byli selekcjonowani do tej misji, jacy to nie są najlepsi z najlepszych.
Czy coś takiego nie prosi się o facepalm? Najlepiej w życiu pamiętasz te wydarzenia, których się wstydzisz. Udowodnione naukowo. Mnie wstyd było na to patrzeć.