Witam
Jestem nowy na forum i nigdy nie pisałem opowiadań poza szkolnymi
, a że to było dawno, to jestem przygotowany na różne komentarze.
Chciałem w tym opowiadaniu zawrzeć przede wszystkim wątek dnia, w którym świat jaki znamy się skończył. Pierwszy akapit jest wprowadzeniem do tej historii. Opowiadanie opiera się także na miejscu w powieściach nie przytoczonych, tak więc radzę zaznajomić się z mapą z książek (obojętnie której) albo po prostu znaleźć takową w internecie.
Aby nadać historii trochę realizmu, zostały w niej użyte prawdziwe nazwiska funkcjonariuszy państwowych.
Proszę o komentarze (każde
)
Pozdrawiam i życzę miłej lektury
Tytuł autorstwa matekfpol - Dzięki Wielkie
Ten Dzień
- Mamo, czy ja umrę?
Katia pochyliła się nad synem i powoli, próbując okiełznać łzy odparła:
- Nie kochanie, nie umrzesz.
Jednak chwilę potem zaczęła płakać. Oleg, szesnastoletni chłopak jako jeden z ponad dwudziestu młodych żołnierzy przydzielonych do nowo powstałej rezerwy, walczył z faszystami. Teraz leżał w szpitalu polowym na Biegowej. Minęły przeszło 3 lata odkąd niespodziewanie wybuchła wojna między Konfederacją 1905 roku i Czwartą Rzeszą. Potężna Hanza i wielka Linia Czerwona nie mieszały się do konfliktu, ale nie zaprzestały handlu. Wojna, mimo okrucieństwa i braku umiaru była przecież znakomitym źródłem dochodów.
Był rok 2037.
- Gdzie jest Natasza mamo? Czy nic jej nie jest?
- Spokojnie kochanie, Natasza jest bezpieczna. Zostawiłam ją u cioci Tamary. Nic jej nie będzie. – ocierając łzy odpowiedziała Katia. Jej trzyletnia córeczka uległa niedawno poparzeniu, podczas ewakuacji Barikadnej. Stacja ta stanowiła nie tylko pierwszą linię obrony, ale i dom dla wielu ludzi i główną bazę wojsk. Teraz przypominała bardziej stację wymarłą, nie zostało bowiem wiele symboli jej dawnej świetności.
- Dobrze... to dobrze… – powoli zasypiając powiedział Oleg – Mamo, chciałbym cię o coś prosić.
- Słucham Oleg, słucham.
- Wiem, że zawsze unikałaś tego tematu. Chciałbym jednak, żebyś opowiedziała mi o dniu, w którym ludzie zamieszkali w metrze. – powiedział Oleg próbując przezwyciężyć sen. Był bardzo wyczerpany, stracił dużo krwi. Lekarz nie dawał mu więcej niż tydzień. – Wiesz, że zawsze chciałem poznać tę historię. Ale odkąd tata odszedł, nie miałem odwagi więcej cię o to prosić.
- Dobrze kochanie… opowiem ci…
Ten dzień Katia pamiętała w całości, ale nie dlatego, że chciała. Wielokrotnie próbowała wyrzucić go ze wspomnień, nigdy też go nie opowiadała. Czasami wracał w snach, przypominał jej o tym co straciła, o tym co wszyscy stracili. Był dniem zagłady, dniem śmierci. Dniem, w którym świat pogrążył się w ciemności, a człowiek na zawsze zszedł do podziemi. Do moskiewskiego metra…
- Tylko pamiętaj, zabierz ze sobą komórkę. Nie chcę powtórki z wczoraj, gdy nie mogłam się z tobą skontaktować i musiałam dzwonić do twojej pracy. Wiesz przecież, że muszę mieć z tobą kontakt. – rozległ się za drzwiami znajomy głos. Katia, dumna ośmiolatka, właśnie otworzyła oczy. Za oknem słońce dopiero świtało, był środek listopada.
- Idę obudzić Katię. Mógłbyś wyłączyć telewizor?
- Jasne.
Drzwi powoli się otworzyły i oczom Katii ukazała się jej mama, Aleksandra.
- Kochanie, pora wstawać. – uśmiechnęła się do zaspanej córeczki.
- Mamoo... już?
- No, chyba że chcesz się spóźnić. – powiedziała, po czym podeszła do łóżka i usiadła przy Katii. – Dzisiaj idziemy po szkole na zakupy. Co ty na to? – pogłaskała córeczkę i pocałowała ją.
- Naprawdę? Super!
- Tylko proszę, pośpiesz się. Dzisiaj tata bierze samochód, więc musimy iść do metra. Wiesz, że to spory kawałek.
- Dobrze, dobrze. – odpowiedziała wesoło dziewczynka, po czym wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki.
Aleksandra wstała i pościeliła posłanie, po czym poszła do kuchni.
- Zrobię zakupy wracając z pracy. Będę po dwudziestej, pewnie będą korki. – powiedział Michaił, żegnając się. – Przez ten kryzys polityczny, ludzie robią się strasznie nerwowi.
- Misza, tylko bądź ostrożny. – powiedziała Aleksandra.
- Oczywiście, że będę. – uśmiechnął się do niej. – No, to do wieczora! - mówiąc to wyszedł z domu.
Ola wyjrzała za okno odprowadzając go wzrokiem. Poczekała aż odjedzie i wróciła do przygotowywania śniadania. Zapowiadał się piękny dzień.
- … nabiera na sile. Wczorajsze rozmowy ministra obrony Anatolija Serdiukowa z sekretarzem generalnym NATO Andersem Rasmussenem na temat rozmieszczenia wojsk rosyjskich i natowskich przebiegły w burzliwej atmosferze. Nasz korespondent z Waszyngtonu Jurij Parow donosi, iż USA wprowadziły dzisiaj rano stan nadzwyczajny. Odpowiedzią na to ze strony Rosji i naszych sojuszników jest postawienie w stan najwyższej gotowości wojsk przygranicznych. Na razie prezydent Miedwiediew nie komentuje sytuacji. Wiemy natomiast, iż nie planuje wprowadzać w kraju stanu nadzwyczajnego. Wszelkie placówki działają więc normalnie. Będziemy na bieżąco informować państwa o poczynaniach... – w tym momencie Aleksandra wyłączyła radio. Katia była już gotowa i z uśmiechem siedząc przy stole patrzyła na mamę.
- To co, idziemy? – zapytała córkę.
- Mhm! – odpowiedziała Katia.
Po wyjściu na zewnątrz udały się wzdłuż ulicy, ale już po chwili przebywania wśród ludzi można było wyczuć panującą w tłumie ciężką, nerwową atmosferę. Z pozoru wszystko wyglądało tak ja zwykle, jednak ludzie chodzili szybciej, samochody co chwilę trąbiły. W oczach małej Katii świat przyspieszył, czuła niepokój i strach. Widziała go w oczach mijanych ludzi.
- Kochanie, a co powiesz na to, żebyś dzisiaj nie poszła do szkoły? – spytała Katię mama. Jej głos był nerwowy, widać było, że udzieliła jej się atmosfera panująca naokoło.
- Ale dlaczego? Więc nie pójdziemy na zakupy? – smutnym głosem zapytała dziewczynka
- Pójdziemy, pójdziemy. Ale najpierw pojedziemy do… - w tym momencie zatrzymała się zszokowana. Przez skrzyżowanie, pod eskortą radiowozów przejeżdżała kolumna czołgów i wozów opancerzonych. Wszyscy na ulicy skamienieli i z przestrachem wpatrywali się w ponury, ciężki orszak pięćdziesięciotonowych maszyn sunących przed siebie. „O mój Boże” – pomyślała Aleksandra i szybko złapała Katię za rękę, po czym ruszyła przed siebie niemal biegnąc.
- Co się dzieje, mamo? – spytała przestraszona.
- To… nic. – odpowiedziała mama nie patrząc na Katię. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do męża. Dopiero do dłuższej usłyszała sygnał połączenia.
- Misza, halo? Co się dzieje? Właśnie mijają nas czołgi! – nadal idąc i ściskając Katię za rękę powiedziała do telefonu.
- Nie wiem! Jezu, jak dobrze że się dodzwoniłaś! Od jakiegoś czasu próbuję się połączyć, ale linie są zajęte. Podobno dwadzieścia minut temu na Londyn, Petersburg i kilka innych miast spadły rakiety z głowicami nuklearnymi. Ewakuują nas do schronu pod budynkiem. Spróbujcie… - w tej chwili głos w słuchawce zagłuszyły samoloty nisko przelatujące nad miastem.
- Halo?! Halo?! Misza, jesteś tam?! – zawołała próbując przebić się przez huk. W telefonie słuchać było jedynie miarowy sygnał zerwanego połączenia.
Aleksandra, nie myśląc co robi, chwyciła córkę na ręce i zaczęła biec jak najszybciej mogła. Nie zważała na wołania córki, krzyki na ulicy i żołnierzy. Biegła, bo przypomniała sobie, że metro moskiewskie jest jednym wielkim schronem przeciwatomowym. Pamiętała to jeszcze z lekcji przysposobienia obronnego ze szkoły.
„Najbliższa stacja... tuż za rogiem… jeszcze chwila… Boże, pomóż… już prawie” – myślała biegnąc co sił. Gdy minęła róg ulicy zobaczyła wejście do metra z dużym napisem „BIEGOWA”. Przebiegła obok kilku żołnierzy, panikujących ludzi i pędzących z zawrotną prędkością pojazdów. Jeden z samochodów wpadł w poślizg i staranował grupkę ludzi. W oddali nastąpił wybuch a nad budynkami przeleciało kilka helikopterów. Wysoko nad miastem, na pułapie niedostępnym większości samolotom przemknęło coś z bardzo dużą prędkością lecąc na zachód. Widać było jedynie długi ogon ognia, niczym u komety.
Gdy zaczęła zbiegać w dół, niedaleko odezwały się syreny alarmowe. Z początku cicho bucząc, zaczęły jednostajnie wyć. Żołnierz biegnący obok, w randze porucznika, przystanął na chwilę po czym powiedział – O mój Boże… - i zaczął krzyczeć na całe gardło – Do środka! Wszyscy do środka! Szybko! Szybko!!
Gdy Aleksandra i Katia znalazły się na peronie, ujrzały masę ludzi. Tłum, głośny i dziki, panikował tratując słabszych. Ludzie, którzy się przewrócili nie mogli się podnieść. Panika i strach zdominowały rozsądek. Każdy walczył teraz o przetrwanie.
Na szycie schodów stała grupka żołnierzy, z których jeden wyszedł na przód i zaczął wołać przez megafon
– Uwaga, uwaga! Proszę zachować spokój! Proszę…
Nagle nastąpił potężny wstrząs. Był niczym trzęsienie ziemi o niespotykanej sile. Żołnierze przewrócili się i spadli ze schodów. Tłum najpierw uniósł się, a po chwili opadł. Wszyscy bez wyjątku upadli na ziemię. Krzyki i wołania zagłuszył niewyobrażalny huk. Był tak silny, że w uszach młodej Katii po nim nastąpiła cisza. Wszystko działo się teraz powoli, niczym w filmie w zwolnionym tempie. Z góry zaczęły spadać kawałki sufitu, niektóre tak wielkie, że miażdżyły ludzi. W ułamku sekundy powstała chmura pyłu, która spowiła całą stację. Światło zamigotało i po chwili zgasło, stacja pogrążyła się w mroku. Katia czuła, jak mama ściska ją z całych sił, próbując nie dać się tłumowi. Próbując ratować jedyną istotę, jaka jej została…