"Kiedyś tam wrócimy" by MacAron

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

"Kiedyś tam wrócimy" by MacAron

Postprzez MacAron w 20 Lis 2010, 18:18

Witam :)
Jestem nowy na forum i nigdy nie pisałem opowiadań poza szkolnymi :P , a że to było dawno, to jestem przygotowany na różne komentarze.
Chciałem w tym opowiadaniu zawrzeć przede wszystkim wątek dnia, w którym świat jaki znamy się skończył. Pierwszy akapit jest wprowadzeniem do tej historii. Opowiadanie opiera się także na miejscu w powieściach nie przytoczonych, tak więc radzę zaznajomić się z mapą z książek (obojętnie której) albo po prostu znaleźć takową w internecie.
Aby nadać historii trochę realizmu, zostały w niej użyte prawdziwe nazwiska funkcjonariuszy państwowych.
Proszę o komentarze (każde ;) )
Pozdrawiam i życzę miłej lektury ;)

Tytuł autorstwa matekfpol - Dzięki Wielkie :!: :P



Ten Dzień

- Mamo, czy ja umrę?
Katia pochyliła się nad synem i powoli, próbując okiełznać łzy odparła:
- Nie kochanie, nie umrzesz.
Jednak chwilę potem zaczęła płakać. Oleg, szesnastoletni chłopak jako jeden z ponad dwudziestu młodych żołnierzy przydzielonych do nowo powstałej rezerwy, walczył z faszystami. Teraz leżał w szpitalu polowym na Biegowej. Minęły przeszło 3 lata odkąd niespodziewanie wybuchła wojna między Konfederacją 1905 roku i Czwartą Rzeszą. Potężna Hanza i wielka Linia Czerwona nie mieszały się do konfliktu, ale nie zaprzestały handlu. Wojna, mimo okrucieństwa i braku umiaru była przecież znakomitym źródłem dochodów.
Był rok 2037.
- Gdzie jest Natasza mamo? Czy nic jej nie jest?
- Spokojnie kochanie, Natasza jest bezpieczna. Zostawiłam ją u cioci Tamary. Nic jej nie będzie. – ocierając łzy odpowiedziała Katia. Jej trzyletnia córeczka uległa niedawno poparzeniu, podczas ewakuacji Barikadnej. Stacja ta stanowiła nie tylko pierwszą linię obrony, ale i dom dla wielu ludzi i główną bazę wojsk. Teraz przypominała bardziej stację wymarłą, nie zostało bowiem wiele symboli jej dawnej świetności.
- Dobrze... to dobrze… – powoli zasypiając powiedział Oleg – Mamo, chciałbym cię o coś prosić.
- Słucham Oleg, słucham.
- Wiem, że zawsze unikałaś tego tematu. Chciałbym jednak, żebyś opowiedziała mi o dniu, w którym ludzie zamieszkali w metrze. – powiedział Oleg próbując przezwyciężyć sen. Był bardzo wyczerpany, stracił dużo krwi. Lekarz nie dawał mu więcej niż tydzień. – Wiesz, że zawsze chciałem poznać tę historię. Ale odkąd tata odszedł, nie miałem odwagi więcej cię o to prosić.
- Dobrze kochanie… opowiem ci…
Ten dzień Katia pamiętała w całości, ale nie dlatego, że chciała. Wielokrotnie próbowała wyrzucić go ze wspomnień, nigdy też go nie opowiadała. Czasami wracał w snach, przypominał jej o tym co straciła, o tym co wszyscy stracili. Był dniem zagłady, dniem śmierci. Dniem, w którym świat pogrążył się w ciemności, a człowiek na zawsze zszedł do podziemi. Do moskiewskiego metra…

- Tylko pamiętaj, zabierz ze sobą komórkę. Nie chcę powtórki z wczoraj, gdy nie mogłam się z tobą skontaktować i musiałam dzwonić do twojej pracy. Wiesz przecież, że muszę mieć z tobą kontakt. – rozległ się za drzwiami znajomy głos. Katia, dumna ośmiolatka, właśnie otworzyła oczy. Za oknem słońce dopiero świtało, był środek listopada.
- Idę obudzić Katię. Mógłbyś wyłączyć telewizor?
- Jasne.
Drzwi powoli się otworzyły i oczom Katii ukazała się jej mama, Aleksandra.
- Kochanie, pora wstawać. – uśmiechnęła się do zaspanej córeczki.
- Mamoo... już?
- No, chyba że chcesz się spóźnić. – powiedziała, po czym podeszła do łóżka i usiadła przy Katii. – Dzisiaj idziemy po szkole na zakupy. Co ty na to? – pogłaskała córeczkę i pocałowała ją.
- Naprawdę? Super!
- Tylko proszę, pośpiesz się. Dzisiaj tata bierze samochód, więc musimy iść do metra. Wiesz, że to spory kawałek.
- Dobrze, dobrze. – odpowiedziała wesoło dziewczynka, po czym wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki.
Aleksandra wstała i pościeliła posłanie, po czym poszła do kuchni.
- Zrobię zakupy wracając z pracy. Będę po dwudziestej, pewnie będą korki. – powiedział Michaił, żegnając się. – Przez ten kryzys polityczny, ludzie robią się strasznie nerwowi.
- Misza, tylko bądź ostrożny. – powiedziała Aleksandra.
- Oczywiście, że będę. – uśmiechnął się do niej. – No, to do wieczora! - mówiąc to wyszedł z domu.
Ola wyjrzała za okno odprowadzając go wzrokiem. Poczekała aż odjedzie i wróciła do przygotowywania śniadania. Zapowiadał się piękny dzień.

- … nabiera na sile. Wczorajsze rozmowy ministra obrony Anatolija Serdiukowa z sekretarzem generalnym NATO Andersem Rasmussenem na temat rozmieszczenia wojsk rosyjskich i natowskich przebiegły w burzliwej atmosferze. Nasz korespondent z Waszyngtonu Jurij Parow donosi, iż USA wprowadziły dzisiaj rano stan nadzwyczajny. Odpowiedzią na to ze strony Rosji i naszych sojuszników jest postawienie w stan najwyższej gotowości wojsk przygranicznych. Na razie prezydent Miedwiediew nie komentuje sytuacji. Wiemy natomiast, iż nie planuje wprowadzać w kraju stanu nadzwyczajnego. Wszelkie placówki działają więc normalnie. Będziemy na bieżąco informować państwa o poczynaniach... – w tym momencie Aleksandra wyłączyła radio. Katia była już gotowa i z uśmiechem siedząc przy stole patrzyła na mamę.
- To co, idziemy? – zapytała córkę.
- Mhm! – odpowiedziała Katia.
Po wyjściu na zewnątrz udały się wzdłuż ulicy, ale już po chwili przebywania wśród ludzi można było wyczuć panującą w tłumie ciężką, nerwową atmosferę. Z pozoru wszystko wyglądało tak ja zwykle, jednak ludzie chodzili szybciej, samochody co chwilę trąbiły. W oczach małej Katii świat przyspieszył, czuła niepokój i strach. Widziała go w oczach mijanych ludzi.
- Kochanie, a co powiesz na to, żebyś dzisiaj nie poszła do szkoły? – spytała Katię mama. Jej głos był nerwowy, widać było, że udzieliła jej się atmosfera panująca naokoło.
- Ale dlaczego? Więc nie pójdziemy na zakupy? – smutnym głosem zapytała dziewczynka
- Pójdziemy, pójdziemy. Ale najpierw pojedziemy do… - w tym momencie zatrzymała się zszokowana. Przez skrzyżowanie, pod eskortą radiowozów przejeżdżała kolumna czołgów i wozów opancerzonych. Wszyscy na ulicy skamienieli i z przestrachem wpatrywali się w ponury, ciężki orszak pięćdziesięciotonowych maszyn sunących przed siebie. „O mój Boże” – pomyślała Aleksandra i szybko złapała Katię za rękę, po czym ruszyła przed siebie niemal biegnąc.
- Co się dzieje, mamo? – spytała przestraszona.
- To… nic. – odpowiedziała mama nie patrząc na Katię. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do męża. Dopiero do dłuższej usłyszała sygnał połączenia.
- Misza, halo? Co się dzieje? Właśnie mijają nas czołgi! – nadal idąc i ściskając Katię za rękę powiedziała do telefonu.
- Nie wiem! Jezu, jak dobrze że się dodzwoniłaś! Od jakiegoś czasu próbuję się połączyć, ale linie są zajęte. Podobno dwadzieścia minut temu na Londyn, Petersburg i kilka innych miast spadły rakiety z głowicami nuklearnymi. Ewakuują nas do schronu pod budynkiem. Spróbujcie… - w tej chwili głos w słuchawce zagłuszyły samoloty nisko przelatujące nad miastem.
- Halo?! Halo?! Misza, jesteś tam?! – zawołała próbując przebić się przez huk. W telefonie słuchać było jedynie miarowy sygnał zerwanego połączenia.
Aleksandra, nie myśląc co robi, chwyciła córkę na ręce i zaczęła biec jak najszybciej mogła. Nie zważała na wołania córki, krzyki na ulicy i żołnierzy. Biegła, bo przypomniała sobie, że metro moskiewskie jest jednym wielkim schronem przeciwatomowym. Pamiętała to jeszcze z lekcji przysposobienia obronnego ze szkoły.
„Najbliższa stacja... tuż za rogiem… jeszcze chwila… Boże, pomóż… już prawie” – myślała biegnąc co sił. Gdy minęła róg ulicy zobaczyła wejście do metra z dużym napisem „BIEGOWA”. Przebiegła obok kilku żołnierzy, panikujących ludzi i pędzących z zawrotną prędkością pojazdów. Jeden z samochodów wpadł w poślizg i staranował grupkę ludzi. W oddali nastąpił wybuch a nad budynkami przeleciało kilka helikopterów. Wysoko nad miastem, na pułapie niedostępnym większości samolotom przemknęło coś z bardzo dużą prędkością lecąc na zachód. Widać było jedynie długi ogon ognia, niczym u komety.
Gdy zaczęła zbiegać w dół, niedaleko odezwały się syreny alarmowe. Z początku cicho bucząc, zaczęły jednostajnie wyć. Żołnierz biegnący obok, w randze porucznika, przystanął na chwilę po czym powiedział – O mój Boże… - i zaczął krzyczeć na całe gardło – Do środka! Wszyscy do środka! Szybko! Szybko!!
Gdy Aleksandra i Katia znalazły się na peronie, ujrzały masę ludzi. Tłum, głośny i dziki, panikował tratując słabszych. Ludzie, którzy się przewrócili nie mogli się podnieść. Panika i strach zdominowały rozsądek. Każdy walczył teraz o przetrwanie.
Na szycie schodów stała grupka żołnierzy, z których jeden wyszedł na przód i zaczął wołać przez megafon
– Uwaga, uwaga! Proszę zachować spokój! Proszę…
Nagle nastąpił potężny wstrząs. Był niczym trzęsienie ziemi o niespotykanej sile. Żołnierze przewrócili się i spadli ze schodów. Tłum najpierw uniósł się, a po chwili opadł. Wszyscy bez wyjątku upadli na ziemię. Krzyki i wołania zagłuszył niewyobrażalny huk. Był tak silny, że w uszach młodej Katii po nim nastąpiła cisza. Wszystko działo się teraz powoli, niczym w filmie w zwolnionym tempie. Z góry zaczęły spadać kawałki sufitu, niektóre tak wielkie, że miażdżyły ludzi. W ułamku sekundy powstała chmura pyłu, która spowiła całą stację. Światło zamigotało i po chwili zgasło, stacja pogrążyła się w mroku. Katia czuła, jak mama ściska ją z całych sił, próbując nie dać się tłumowi. Próbując ratować jedyną istotę, jaka jej została…
Ostatnio edytowany przez MacAron 08 Lut 2011, 20:53, edytowano w sumie 13 razy
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image

Za ten post MacAron otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Floper Szczur.
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Reklamy Google

Re: Opowiadanie w realiach Metra 2033/34

Postprzez plunio7 w 20 Lis 2010, 21:25

Jednak w chwilę potem zaczęła płakać.

Wydaje mi się, że powinno być bez "w".
- Dobrze, dobrze. – odpowiedziała wesoło dziewczynka i szybko wstała biegnąc do łazienki.
Aleksandra wstała i pościeliła łóżko, po czym poszła do kuchni.


+Nie wydaje mi się, żeby schron przeciwatomowy, po uderzeniu rakiety z ładunkiem zaczął się walić. Bo jak taki schron się wali, to całe miasto powinno wyglądać jak zaorane.


Ale piszesz fajnie, nie motasz, akacja idzie do przodu jest składnie i logicznie, pomysł niezły, a treść podana bardzo dobrze. 9/10, możesz pisać dalej ;)
Awatar użytkownika
plunio7
Stalker

Posty: 107
Dołączenie: 06 Paź 2008, 21:49
Ostatnio był: 15 Sie 2024, 05:15
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 21

Re: Opowiadanie w realiach Metra 2033/34

Postprzez Floper Szczur w 21 Lis 2010, 05:11

Jak zwykle opowiadanie nie w moich klimatach. Ale niezłe ci to wyszło. Widać że masz bogate słownictwo a opowiadanko realistyczne a wątek idzie powoli do przodu. Nie zmieniasz tematu i dajesz troszkę wątków pobocznych. I tak trzymać! Tylko jak chcesz kontynuować to opowiadanie to rozkręć akcje.

91,5/100
:

Tylko Monolit może was uratować.
Awatar użytkownika
Floper Szczur
Stalker

Posty: 82
Dołączenie: 01 Lip 2010, 02:08
Ostatnio był: 07 Sty 2013, 06:35
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: RPG-7u
Kozaki: 19

Re: Opowiadanie w realiach Metra 2033/34

Postprzez MacAron w 21 Lis 2010, 11:47

Dzięki wielkie za rady i uwagi :) wezmę je sobie do serca i wykorzystam :wink:

Pozdrawiam :D
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: Opowiadanie w realiach Metra 2033/34

Postprzez MacAron w 22 Lis 2010, 20:18

Przedstawiam ciąg dalszy historii. Na razie nie ma za dużo akcji, ale sami zobaczycie, że trudno ją było wpleść w fabułę drugiej części (rozdziału?). Pojawiają się natomiast nowi bohaterowie. Akcja będzie natomiast w następnych częściach.
Mam nadzieję, że nie zanudzę ;)
Miłej lektury i oczywiście proszę o komentarze (każde!) :P

Pozdrawiam



Nowy świat

- Kochanie, nic ci nie jest? – Aleksandra spytała córkę.
- Mamo… - odpowiedziała słabiutko Katia – co się stało, mamo?
- Już dobrze maleńka, już dobrze…
Minęło zaledwie kilka minut od potężnego wstrząsu, ale Aleksandrze i Katii zdawało się, jakby to trwało wieki. Potężna chmura pyłu zaczęła powoli opadać, włączyły się też lampy awaryjne. Cały peron zmienił się nie do poznania – sufit był w dużej części oberwany, na szczęście tylko powierzchownie. Potężna, żelbetonowa konstrukcja wzbogacona podczas budowy warstwami ołowiu i stali, przetrzymała wstrząs bez większego uszczerbku natomiast cienka, betonowa warstwa nad głowami ocalałych prawie w całości się wykruszyła. Ze ścian metra tu i ówdzie poodpadały płytki, a lampy popękały. W czasie gdy Aleksandra dochodziła do siebie, ludzie zaczęli powoli się podnosić. Ze wszystkich stron dało się słyszeć wołania, krzyki i płacz. Kilka metrów od Katii nieruchomo w objęciach mężczyzny leżał chłopiec nie więcej niż sześcioletni. Trzymający go mężczyzna głośno płakał, głaszcząc malca po głowie i tuląc go do siebie.
- Proszę się odsunąć. Jestem lekarzem. – powiedział ktoś za plecami mężczyzny spokojnym, opanowanym głosem – proszę dać mi go obejrzeć.
- Błagam, ratuj moje dziecko! – wykrzyczał ojciec, po czym odsunął się dając lekarzowi podejść. – Jezu, Jezu! – wołał na boku nie przestając płakać.
Lekarz wyglądał na dwadzieścia kilka lat. Był wysoki i szczupły, ubrany schludnie i mimo pyłu pokrywającego jego ubranie sprawiał wrażenie czystego. Wyraz twarzy zdradzał skupienie i profesjonalizm, a pewna ręka, jaką chwycił chłopca wzbudzała zaufanie.
- Jest nieprzytomny i ma wstrząs mózgu. Nie ma zagrożenia dla życia. – oznajmił mężczyzna oddając go po chwili ojcu – proszę go położyć i pilnować. Pójdę pomóc innym. – powiedział nadal tym samym, opanowanym głosem, po czym wstał i poszedł przed siebie.
Na peronie nadal było niesamowicie głośno i tłoczno. Niektórzy chodzili bez celu z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami patrząc przed siebie, ale jakby nie widząc. Niekiedy bełkotali potrącając innych bądź nawet po nich chodząc. Część leżała skulona po cichu łkając. Najwięcej było jednak ludzi wołających o pomoc. Nieliczni żołnierze, którzy zdążyli wejść do metra zaczęli pomagać najbardziej potrzebującym. Zorganizowali punkt opatrunkowy przy schodach, gdzie sanitariusz wojskowy miał pełne ręce roboty.
Chaos. Śmierć. Cierpienie. – tak w oczach Aleksandry wyglądało to, co widziała naokoło. Katia, przestraszona i wstrząśnięta, wtuliła się w matkę zamykając się na jęki i wołania. We dwie siedziały w tym samym miejscu, w którym się znalazły chwilę przed wstrząsem.
Dopiero po 15 minutach dało się słyszeć donośny głos – Uwaga! Proszę o uwagę! Proszę o uwagę!
Ludzie, niektórzy natychmiast, inni niechętnie i powoli zaczęli się odwracać w stronę źródła dźwięku. Na schodach, w tym samym miejscu co dwadzieścia kilka minut wcześniej stał żołnierz z megafonem. Odsunął urządzenie od ust i poczekał aż hałas się zmniejszy. Gdy było już tylko słychać pojedynczy płacz i wołania, kontynuował:
– Jeżeli ktoś jest ranny, proszę przejść do przodu. Zorganizowaliśmy pod schodami punkt opatrunkowy. Proszę jednak, by najpierw przepuszczać żołnierzy pomagających najciężej rannym. Jeżeli wśród państwa są lekarze, również proszę o podejście. Każdy…
- Co to było?!? Co się stało?!? – ktoś nagle nieopodal żołnierza zawołał. – Co to było?!?
- Proszę państwa, sądzimy, iż nad miastem nastąpiła eksplozja pocisku z ładunkiem nuklearnym. Nie możemy jeszcze… - Ale dalej żołnierz nie był w stanie mówić. Po jego słowach na nowo powstał hałas pełen okrzyków, płaczu i wołania. Na około dało się słyszeć „O Jezu! O mój Boże!”, tylko nieliczni pozostali cicho wciąż będąc w szoku. Żołnierz, nie tracąc opanowania odczekał dłuższą chwilę. Po kilku minutach zaległa cisza, niekiedy przerywana szlochem i płaczem.
- Każdy z państwa otrzyma pomoc. Niedaleko stąd jest pomieszczenie gospodarcze z żywnością i zapasami wody. Wysłałem już po nią kilku podkomendnych. Proszę o zachowanie spokoju. Na razie…
- A co z innymi? Macie z kimś kontakt? – przerywając odezwał się ten sam mężczyzna co wcześniej.
- Niestety, wybuch towarzyszył impuls elektromagnetyczny, który uszkadził nasze krótkofalówki i radio. Jednakże w schowku z żywnością na pewno są urządzenia, które były odporne na impuls. Proszę się nie martwić, niedługo nawiążemy kontakt z innymi. Tymczasem...
- A skąd pan wie, że są jacyś inni?!? – krzyknął tamten. Po tych słowach ludziom w oczach na nowo zagościł strach. Żołnierz powoli podszedł do grupy swoich ludzi i coś do nich powiedział. Gdy skończył, dwóch z nich poszło w stronę mężczyzny i po chwili wrócili z nim do dowódcy.
- Proszę posłuchać. Nie chcę tu na nowo paniki. Zarówno pan, jak i inni będziecie informowani na bieżąco o wszystkim co uda nam się ustalić. Tym czasem proszę o zachowanie ciszy. Pańskie pytania denerwują ludzi.
- Za kogo pan się uważa?!? Co to w ogóle ma znaczyć?!? Pan chyba nie wie, kim jestem…
- Nie obchodzi mnie to. W tej chwili to ja tu wydaję polecenia, a pan je wykonuje. – po tych słowach przerwał, widząc, że podbiega do niego żołnierz.
- Panie poruczniku, znaleźliśmy pomieszczenie z wodą, żywnością, elektroniką i lekami.
- Dobrze, przynieście tutaj jak najwięcej wody i rozdysponujcie pomiędzy ludzi. Pilnujcie zapasów, każdy ma prawo do kilku łyków.
- Tak jest. –po tych słowach żołnierz, w którego oczach nadal widać było oznaki przerażenia i szoku, zasalutował i pobiegł z powrotem w stronę tunelu, gdzie znajdowało się pomieszczenie.
- Proszę więc o spokój. – dokończył mówiąc do mężczyzny.
- Proszę pana, ja jestem radnym w tej dzielnicy! Rozumie pan chyba, że mam prawo…
- W tej chwili pana prawa są równe z prawami pozostałych. Jakby pan nie zauważył, mamy sytuację nadzwyczajną, a zgodnie z wytycznymi w sytuacji nadzwyczajnej kontrolę przejmują siły porządkowe. – po czym odwrócił się do rozmówcy plecami i odszedł do żołnierzy nie czekając na odpowiedź. Radny, początkowo zszokowany, a teraz wściekły, spojrzał na porucznika z miną pełną niechęci i wrogości, a następnie wrócił na swoje miejsce.

Gdy tylko żołnierz z megafonem przestał mówić i skupił się na pytającym o wszystko mężczyźnie, Aleksandra wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Ekran był całkowicie czarny. Spróbowała kilka razy włączyć komórkę, ale ta nie zareagowała. „O Jezu, mam nadzieję, że to go nie dosięgło” – mówiła do siebie w duchu, modląc się o męża.
Katia, nabrawszy odwagi odczepiła się od matki i wstała. Utkwiła wzrok w leżącym nieopodal nieruchomo chłopcu. Ojciec malucha wciąż głaskał go po głowie, ale tym razem na jego twarzy zagościł uśmiech. Uspokojony o życie dziecka, sprawiał wrażenie pogodnego.
- Chcesz może wody? – usłyszała Katia zza pleców. Odwróciła się i zobaczyła żołnierza, który uklęknął i podał jej plastikowy kubeczek. Obok niego znajdowały się dwa przezroczyste kanistry.
- Dziękuję… – odpowiedziała.
Żołnierz uśmiechnął się do małej i pogłaskał ją.
– Wszystko będzie w porządku – powiedział, po czym wstał, wziął w obie ręce pojemniki i poszedł dalej.
- Katia! Katia! – zawołała ją mama. Gdy tylko usłyszała jej głos natychmiast do niej podbiegła.
- Mamo, ten pan dał mi wodę – powiedziała, wskazując na żołnierza, po czym dopiła do końca. Gdy skończyła, uśmiechnęła się. Aleksandra, widząc uśmiechniętą córeczkę sama lekko się rozpromieniła zapominając na chwilę o wszystkim. Przytuliła ją i powiedziała na ucho – Kocham cię, córciu.
- Ja ciebie też, mamusiu. – odpowiedziała Katia.
I w tym uścisku, z zamkniętymi oczami stały dłuższy czas.
Ostatnio edytowany przez MacAron 07 Lut 2011, 17:43, edytowano w sumie 2 razy
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2

Postprzez MacAron w 29 Lis 2010, 17:33

Emocje

Minęły 3 dni od momentu wybuchu. Wejście do metra na stacji Biegowej w momencie eksplozji zostało częściowo zawalone, ale porucznik Striepow – tak przedstawił się ocalałym – kazał zamknąć je całkowicie, by uchronić ludność przed opadem radioaktywnym. Jednak na moment przed zamknięciem, wyszedł na zewnątrz. Jego oczom ukazało się miasto spowite w czarnych od popiołu chmurach. Budynki, w dużej części zniszczone i ogołocone z okien, stały na ulicy niczym nagrobki na cmentarzu – szare, puste i martwe. Ulica pełna była wraków samochodów, a ciszę co chwila przerywały odgłosy walących się w oddali budynków. Gdzie tylko nie spojrzał, zauważył zgliszcza i pustkę. Jeszcze kilka godzin wcześniej wokół chodziły setki ludzi. Teraz zastąpiła ich pustka. Moskwa stała się miastem wymarłym, ale nie przestała być stolicą. Pod jej powierzchnią tliło się jeszcze życie. W ułamku sekundy zmieniła jedynie swój rodzaj – przekształciła się ze stolicy Rosji w stolicę ludzkości.
Zadziwiające, jak szybko ludzie potrafią dostosować się do nowych warunków. Pierwsze godziny – szok, niedowierzanie, strach. Pierwsze dni – niezrozumienie, ból, ale i walka. Walka o swoje prawo do życia, znalezienie swojego miejsca w nowej rzeczywistości. Mimo, że rany są nadal świeże, bardziej od przeszłości boli teraźniejszość. Człowiek jest istotą społeczną, ale nie zawaha się przed zabiciem. W sytuacji przerastającej codzienność, nad rozumem biorą górę instynkty i intuicja, która ma jeden cel przewodni – zapewnić przetrwanie. Nie ważne jakim – ani czyim – kosztem.
Porucznik Striepow, mimo iż nieprzygotowany do roli dowódcy ponad 400 osób, tym bardziej cywili, odnalazł się w ten roli znakomicie. W ciągu dwóch dni zorganizował życie na stacji i zadbał o bezpieczeństwo jej mieszkańców – bo tak zwykli się sami nazywać. Jego żołnierze, w liczbie dwudziestu pięciu podzielili zapasy żywności, wody oraz rzeczy niezbędnych do przeżycia i sumiennie pilnowali dokonanego podziału. Z obliczeń dowódcy wynikało, że wszystkiego starczy na 2,5 miesiąca, a stosując wariant oszczędny do 3 miesięcy. Striepow uruchomił też generatory prądotwórcze i filtry powietrza. Żołnierze próbowali uruchomić także filtry wody, ale były uszkodzone, a ich naprawa potrwa – z braku materiałów - przynajmniej miesiąc.
Nie wszystkim podobało się jednak to, że wojskowy przejął rządy na stacji. Radny Gierkow, który od początku nie przepadał za porucznikiem, był zdania że konflikt sprowokowali żołnierze po obu stronach. Negował większość podejmowanych przez Striepowa decyzji, sam próbując przejąć inicjatywę. Prowokował też kłótnie i niepokoje wśród ocalałych. Nikt za nim nie przepadał, a gdy przemawiał, większość kręciła głowami dając wyrazy dezaprobaty dla jego populistycznych haseł i wołań. Na co dzień trzymał się z dala od ludzi żyjąc we własnym świecie.
Większość obywateli Biegowej nie przywiązywała wagi do władz. Próbowali odnaleźć się na stacji, obojętne im było kto rządzi. Aleksandra i Katia dostały przydział pod ścianą stacji, mając do dyspozycji tylko 2,5 m2 dla siebie. Podobnie mieli inni, ale nikt prócz radnego nie narzekał. Wszyscy zdawali sobie sprawę z zaistniałej sytuacji i wiedzieli, że to jeszcze potrwa. Jednak żadna z osób przebywających na stacji nie myślała, że zostanie tam na zawsze.
Czwartego dnia w okolicach południa na stacji było gwarno i ciasno jak zwykle. Tłok – do tego wszyscy już zdążyli przywyknąć. Przejście przez peron nie ocierając się ramionami z ludźmi było wręcz nie możliwe. Wszyscy jednak byli wyrozumiali i spokojni. Wszyscy zaakceptowali rzeczywistość.
Tego dnia miała miejsce rzecz niezwykła – około piętnastej przez stację, ze wszystkich głośników dało się słyszeć muzykę. Był to stary, dobry utwór z list przebojów lat dziewięćdziesiątych. Wszyscy w jednej chwili przystanęli i spojrzeli w górę. Na twarzach ocalałych pokazały się uśmiechy, łzy. Każdy nieruchomo, zaglądając w głąb siebie słuchał piosenki. Spokojne, rytmiczne dźwięki wydawały się wszystkim nierzeczywiste, odległe. Przypominały najpiękniejsze momenty życia. Niektórzy zaczęli płakać, inni jedynie stali z zamkniętymi oczami i szerokim, błogim uśmiechem. Czyż przez radość nie można opłakiwać tego co stracone?
- Dobra robota – powiedział porucznik do radiooperatora, klepiąc go po ramieniu.

Tej nocy, zupełnie niespodziewanie zaczęły się silne wstrząsy. Były tak potężne i głośne, że wszyscy spanikowali, nie wykluczając żołnierzy. Ludzie wybudzeni ze snu nie wiedzieli co się dzieje, a hałas i drgania nie pozwalały im powrócić do rzeczywistości. Aleksandrze, podobnie jak innym przeszła przez głowę jedna myśl: „ O mój Boże, znowu!”. Wstrząs ten był jednak dłuższy od pierwszego. Ludzie próbujący wstać natychmiast się przewracali. Niektórzy się czołgali, ale większość skuliła się próbując przetrwać. Aleksandra w szoku rozejrzała się dookoła. Widziała krzyczących, ale nie słyszała ich wołania. Mocno ściskała Katię próbując wtulić ją w siebie, osłonić przed spadającymi płytkami ze ścian i resztkami sufitu. Wszystko działo się w zwolnionym tempie i niemiłosiernie długo.
„Teraz! Teraz albo nigdy!” pomyślał radny Gierkow i zaczął czołgać się w stronę porucznika. „Nikt nie zauważy, to moja szansa!” i myśląc to wyciągnął z kieszeni nóż. Nie planował tego, co właśnie zamierzał zrobić. Czasami tylko rozważał tę możliwość. Nóż zdobył w innym celu, ale w zaistniałej sytuacji ostrze przypomniało o sobie. Powoli pełznąc w stronę oficera, zaczął uśmiechać się do siebie. Jego oczy zdradzały skrytą głęboko nienawiść i obłęd. To przecież on, jedyny żyjący przedstawiciel władz samorządowych powinien sprawować tutaj władzę. Nie pozwoli, by ktoś nim pomiatał, ktoś mu rozkazywał. Nie teraz, gdy świat się skończył. „Albo ja, albo on!” – myślał.
Porucznik Striepow pomagał sanitariuszowi opatrywać rannych. Już w pierwszych chwilach wiedział co się dzieje – ogromny wieżowiec znajdujący się bardzo blisko stacji właśnie runął. Mimo ciągłych wstrząsów i nieprzerwanego hałasu, oficer wraz z medykiem z nabytą przez lata praktyką nieśli pomoc poszkodowanym. Za plecami porucznika, w odległości nie większej niż 15 metrów czołgał się w jego stronę Gierkow.
- Zostań przy nim! Pójdę sprawdzić co z resztą! – krzyknął Striepow do ucha sanitariusza. Ten skinął głową i kontynuował opatrywanie. Porucznik próbując iść, ale częściej pełznąc na czworaka zaczął poruszać się w stronę Gierkowa.
„Chodź tu! No chodź!” – radny zachęcał oficera w myślach. Uśmiech i oczy zawładnięte były szaleństwem w najczystszej postaci. W tej chwili nie panował nad sobą, zabiłby każdego kto stanąłby mu na drodze.
- Proszę się przesunąć! – krzyknął na całe gardło porucznik gdy zrównał się z Gierkowem. Klęczeli przed sobą twarzą w twarz – proszę dać mi przejść!
W odpowiedzi radny zamachnął się i z całej siły pchnął nóż do przodu. Striepow w mgnieniu oka zrobił unik, jednak ostrze zagłębiło się w jego lewym boku. Teraz nad oficerem górę wziął wieloletni trening i wyćwiczone ruchy. Kopnął napastnika w szczękę i przeturlał się do tyłu. Gdy tylko odwrócił się, spostrzegł jak radny z krwawiącą twarzą, nadal uśmiechając się w obłędzie zmierza ku niemu. Porucznik wiele nie myśląc odpiął zatrzask kabury i sięgnął po pistolet. Celując w Gierkowa odbezpieczył broń i nacisnął spust. Kula trafiła radnego w prawe ramię przebijając je na wylot. Striepow zauważył jak radny przeciągle zawył i gdy tylko jego wzrok znów skupił się na niedoszłej ofierze, porucznik ponownie wystrzelił. Tym razem pocisk trafił w czoło pozbawiając Gierkowa górnej połowy czaszki. Siła wywołana bliskością strzału, odrzuciła bezwładne ciało na dwa metry do tyłu. Porucznik patrzył jeszcze przez chwilę na agresora, po czym spojrzał w dół. Dolna część jego munduru była ciemna i lepka od krwi.
Wstrząsy i hałas zaczęły powoli słabnąć. Na peronie zaczynało się powoli słyszeć krzyki i wołania. Gdy wszystko się uspokoiło, stacja przypominała swoim wyglądem stan sprzed kilku dni. Naokoło walały się kawałki sufitu, płytki ze ścian i bezpańskie rzeczy. Ludzie płakali i wrzeszczeli szukając siebie nawzajem.
- Sanitariusz! Tutaj! – zawołał Striepow odwracając się do medyka. Ten, rozpoznawszy głos dowódcy wśród krzyków gwałtownie się odwrócił. Ujrzał leżącego niecałe 10 metrów od niego porucznika, który oburącz trzymał się za brzuch. Natychmiast wstał i podbiegł do niego, nie zważając na wołania ludzi obok których przebiegał. Ujrzawszy ciało Gierkowa i nóż w lewym boku zwierzchnika oraz leżący obok pistolet nie zadawał pytań. Obejrzał ranę i sięgnął do torby szukając bandaży. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, malowało się na niej skupienie i opanowanie.
- Sk*rwiel się na mnie rzucił! – zaczął wołać Striepow. – od początku coś było z nim nie tak! Sk*rwysyn!
- Panie poruczniku, proszę nic nie mówić – odpowiedział sanitariusz.
- To wątroba prawda?! Powiedz, to wątroba?! – usilnie wołał do niego – mów! To rozkaz! – i chwycił medyka za kołnierz próbując nim potrząsnąć. Wiedział, że w takich warunkach, w jakich się obecnie znajdują, rana wątroby jest wyrokiem śmierci.
- Nie mam pewności. – odpowiedział medyk. W jego oczach widać jednak było kłamstwo. – na razie proszę dać mi sobie pomóc. Proszę się nie wiercić.

Niecałe 30 metrów dalej Aleksandra próbowała uspokoić córeczkę. Katia płakała i krzyczała trzymając się za uszy. Aleksandra, której twarz również była pokryta łzami, tuliła ją do siebie, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie i ciągle powtarzając jej do uszu – Spokojnie, kochanie… Już dobrze… Już dobrze…
- Ja chcę do taty, do domu! Mamo, tu jest strasznie! Mamo, proszę chodźmy stąd! Mamo! – krzyczała w odpowiedzi Katia. W jednym momencie spokojnie leżąc, w innym krzycząc i wierzgając nogami mała nie mogła się opanować. Stres, lęk i szok wywołały u niej napad, który trwał jeszcze 10 minut. Aleksandra, głośno płacząc i tuląc ją do siebie błagała w duchu o pomoc. Nie krzyczała, jak większość – jedynie płakała i przytulała córeczkę, czekając aż drgawki miną. Patrzyła naokoło, ale zamiast ludzi widziała cierpienie i ból. Bród i ciemność udekorowały rzeczywistość i po chwili Aleksandra zobaczyła, jak jej oczom ukazuje się zagłada. Ciemna, ciężka, lepka od krwi, radioaktywna. Tak właśnie wyglądał teraz świat.
„Boże, co myśmy zrobili?!? Jakiż piękny świat unicestwiliśmy?!?” – spytała siebie w duchu tuląc córeczkę. Odpowiedziała jej cisza…



A oto i koniec historii Aleksandry i jej małej córeczki Katii. Chciałoby się napisać "I żyli długo i szczęśliwie" ale wiadomo, że ich życie w metrze na pewno nie układałoby się z łatwością. Mam nadzieję, że nie zanudziłem nikogo :) . Może kogoś zainteresowałem. Zapewne trochę nieudolnie, ale jak na amatora przystało z zapałem, przedstawiłem moją wersję dnia zagłady i kilku dni nowego świata. Czy naciągana, czy prawdopodobna - pozostawiam Waszej opinii.
Bardzo proszę o komentarze! Każde!! :D :D

Pozdrawiam ;)
Ostatnio edytowany przez MacAron 07 Lut 2011, 17:03, edytowano w sumie 2 razy
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez Bandit w 29 Lis 2010, 20:37

Szkoda, że to już koniec.. ta historia wciągnęła mnie na tyle, że zapisałem tą stronę w zakładkach. A przez myśl przeszło mi z 50 razy - jakby super było przeczytać taką książkę.
Pozdrowienia dla autora !
Awatar użytkownika
Bandit
Kot

Posty: 32
Dołączenie: 26 Sie 2009, 12:01
Ostatnio był: 29 Paź 2024, 09:05
Miejscowość: Włocławek
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Tunder S14
Kozaki: 3

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez MacAron w 29 Lis 2010, 21:11

Bardzo mi miło, że Ci się podoba. :) Przyznam, że jednym z powodów zakończenia opowieści był - jak mi się wydawało - brak zainteresowania czytelników (czyt. brak komentarzy). Cóż, mogę uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, że aktualnie pracuję nad innym opowiadaniem, które będzie w podobnych klimatach, aczkolwiek - uwaga! - akcja będzie się działa wyłącznie na powierzchni. Tą historię chcę jednak dopracować w szczegółach, a że jest w początkowej fazie, tzn. "myślę co napisać" :) to jeszcze troszkę potrwa zanim wkleję pierwszą część. Podobnie jak historia Aleksandry i Katii również ta opowieść będzie rozwinięciem wątku wspomnianego w książce. W przypadku tej rodziny, był to wątek dnia zagłady i kilku dni po nim, teraz szykuję coś bardziej... zaskakującego :D
Także niezmiernie mi miło za tak ciepłe przyjęcie z Twojej strony mojego debiutu pisarskiego. ;) Dzięki wielkie za komentarz i polecam się na przyszłość :wink:

Pozdrawiam :P
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez jalkavaki w 30 Lis 2010, 11:43

Brak komentarzy? A co tu komentować? Myślę, że każdy z zapartym tchem po prostu czekał na część dalszą opowieści ;)
Kilka uwag, skoro to już koniec:
- bardzo dobrze operujesz językiem
- i umiesz opowiadać
- z tym określaniem dokładnego czasu (minuty, godziny) to bym uważał. Zwłaszcza w tak dramatycznych sytuacjach, kiedy ziemia się trzęsie, ludzie panikują. Zamiast tych konkretnych 10minut, dałbym kilkanaście minut. Raczej wtedy nie patrzy się na zegar. A takie nieokreślenie czasu trzyma klimat, grozę.
- bardzo fajnie wprowadziłeś i kierowałeś postać radnego Gierkowa (nazwisko to przypadek ;) ), jednak nie do końca wykorzystałeś ten potencjał. Skończyło się jak w horrorze klasy B. Szkoda.
- tutaj uwaga, duży minus: czemu koniec? :)
Czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadanie(a).
Pozdrawiam.
Wojna jest zła. Ale gorsze są sukinsyny które nie mają nic za co byliby gotowi walczyć i umierać.
"Może nas wiedzie szalbierz chciwy paru groszy
Lecz lepsze to niż śmierć na wapniejących szańcach" - J. Kaczmarski, Stalker.
Awatar użytkownika
jalkavaki
Legenda

Posty: 1379
Dołączenie: 02 Kwi 2010, 11:20
Ostatnio był: 20 Lip 2022, 06:45
Miejscowość: Stetinum
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TOZ34
Kozaki: 193

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez MacAron w 30 Lis 2010, 13:11

Dzięki wielkie za komentarz i uwagi. Cieszę się tym bardziej, że bez nich autor stoi w miejscu (brak wskazówek - brak postępu).

Rzeczywiście, z tym dookreślaniem czasu przesadziłem :) . Problem właśnie w tym, że jeszcze do końca wiem jakie czynniki trzymają klimat, a jakie go niszczą.
Cóż, już publikując trzecią część historii czułem, że Gierkowa potraktowałem trochę "po macoszemu" i nie rozwinąłem go :-/ za co przepraszam, bo rzeczywiście wyszło z nim słabo. Miał to być po prostu nieciekawy, a w konsekwencji czynów zły charakter.
Czemu koniec? Heh, tutaj powód jest taki, iż według mnie wyczerpałem temat. Fabuła miała skupiać się na - jak już wcześniej wspominałem - dniu zagłady i kilku dniach po nich. To miała być moja autorska wizja tego wydarzenia, bo jak dotąd nie spotkałem się z takową w literaturze. Zwykle - tak jak w "Metrze" - jest pomijana i nie wyjaśniana, chyba ze względu na poprawność polityczną (którą, swoją drogą, chyba również udało mi się zachować, bo nie jest do końca powiedziane kto zaatakował pierwszy :) ). Bohaterowie - głównie Aleksandra i Katia - miały być z kolei osobami, z którymi każdy mógłby się utożsamić. Ot, zwykła rodzinka będąca naocznym światkiem i uczestnikiem akcji.

Bardzo się cieszę, że również Tobie się podobało :) . Jeszcze raz dzięki za rady i uwagi :wink: .

Pozdrawiam :D
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez jalkavaki w 30 Lis 2010, 14:40

Odnośnie konfliktu który zrównał ludzkość ze szczurami:
W opowiadaniu Do i po (До и после) z 2008 roku Głuchowski pokrótce opisał, jak doszło do wybuchu wojny. Chiny dokonały ataku rakietowego na Tajwan. Stany Zjednoczone opowiedziały się po stronie Tajwanu i napadły na Chiny. W końcu Rosja zaatakowała USA. Na skutek globalnego konfliktu nuklearnego wszystkie duże miasta zostały starte z powierzchni ziemi, a planeta skażona radioaktywnie.

Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Metro_2033 ... C5%BCka%29
Może coś pomoże w kreśleniu fabuły kolejnych opowiadań. Bo nie będę ukrywał czekam z niecierpliwością na więcej :)
Wojna jest zła. Ale gorsze są sukinsyny które nie mają nic za co byliby gotowi walczyć i umierać.
"Może nas wiedzie szalbierz chciwy paru groszy
Lecz lepsze to niż śmierć na wapniejących szańcach" - J. Kaczmarski, Stalker.
Awatar użytkownika
jalkavaki
Legenda

Posty: 1379
Dołączenie: 02 Kwi 2010, 11:20
Ostatnio był: 20 Lip 2022, 06:45
Miejscowość: Stetinum
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TOZ34
Kozaki: 193

Re: Opowiadanie w realiach Metra cz. 1,2 i 3

Postprzez MacAron w 30 Lis 2010, 15:06

O kurcze, nie znałem tego :D Wielkie dzięki, na pewno pomoże :wink:

Pozdrawiam :)

PS. Mam już zarys kolejnego opowiadania. Przewiduję, że części, a może i w tym wypadku rozdziały, będą dłuższe niż prezentowane wyżej. :wink: No i będzie sporo akcji :P
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image

Za ten post MacAron otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive jalkavaki, Scurko.
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Następna

Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość