przez Legionarius w 08 Kwi 2011, 19:58
Koniec prawie zawsze jet początkiem...
Marcin leżał cały obolały na miękkim łóżku. Próbował ogarnąć umysłem to, co się stało jednak jego wysiłki spotykały się z jedną wielką, czarną pustką. Nic na razie nie pamiętał. Skąd się tu wziął? I co to w ogóle za miejsce?
Ledwo otworzył oczy. Wyglądał jak paralityk - całe ciało wyglądało na obumarłe, całą jego funkcjonująca część byłą widziana tylko w tych czarnych oczach które ospale przesuwały się w te i we wte żeby ustalić, gdzie Marcin się znajduje.
Chłopak leżał na łóżku postawionym w małym, pozbawionym wszelkich mebli pokoju. Widać było, że ściany nie były pierwszej młodości - spękania, zacieki i odpadający tynk - to wszystko działania destruktywnego czasu.
Marcin spróbował ruszyć dowolną kończyną, jednak ten pomysł nie należał do najlepszych. Jego ciało przeszył niesłychany ból, coś jakby żelazo wpuszczone do żył zamiast krwi. Jęknął beznadziejnie czy to z bólu, czy z faktu, że stracił władzę nad swym ciałem. A ciało miał wspaniałe - lata grzebania się w gruzie, noszenia złomu i walki o przetrwanie sprawiły, że na brzuchu pojawił się ładny kaloryfer. Całe ciało było umięśnione, chodź gabarytami nie było zbyt duże - ot zwykłe rozmiary młodego mężczyzny. Jego klatkę ozdabiało wiele blizn którymi zawsze szczycił się, gdy mógł. Teraz leżał bez ruchu na łóżku w nieznanym miejscu.
Gdy próbował ruszyć się spostrzegł po lewej stronie łóżka ruch. Otworzył oczy i włożył mnóstwo wysiłku, by przekręcić głowę i zobaczyć co to jest. Mimo wielkiego bólu który zaczął wdzierać się do jego głowy jak jakiś jeż udało mu się przekręcić głowę.
Obok łózka stał mężczyzna w dziwnym mundurze. Na przedwojennym mundurze miał założoną kamizelkę kuloodporną na której namalowany był orzeł czerwony do pasa ściskający w pazurach żmiję. Części munduru które nie były kryte przez kamizelkę takie jak barki i boki były wzmocnione błyszczącymi, metalowymi częściami.
Jego twarz zdradzała, że człowiek ten przeszedł przez wiele trudnych sytuacji. Jego średnie, brudne ciemne włosy w nieładzie opadały na jego czarne, podkrążone oczy. Miał wypukłe kości policzkowe jednak same policzki były zapadnięte co sprawiało wrażenie wydłużonej twarzy. Jego sine usta zaciśnięte w grymasie zdradzały, że nie był to człowiek bardzo rozmowny. Miał brodę i wąsy które pierścieniem otaczały owe usta. Przedstawiały go jako człowieka, z którego siłą trzeba się liczyć.
Żołnierz bez żadnego wyrazu twarzy patrzył się na Marcina, jednak gdy ten obejrzał się na niego nieprzytomnym wzrokiem to ten odwrócił wzrok.
-Gdzie... Gdzie ja jestem? - spytał słabym i zachrypniętym głosem Marcin.
Żołnierz spojrzał się na niego i zmarszczył brwi, lecz potem odpowiedział głębokim, typowo żołnierskim głosem:
-Jesteś w forcie Kazimierczyk, północnym przyczółku V Rzeczpospolitej Polski którym zarządza major Truszkowski.
-Jak, jak się tu dostałem? - dalej pytał Marcin coraz słabszym głosem
-Patrol chor. Dłużniewskiego odnalazł cię, gdy leżałeś pół - martwy na placu Wilsona. Miałeś niezwykłego farta - jeszcze chwila, a zostałbyś zjedzony przez mutanty! - żołnierz się rozluźnił, mówił bardziej swobodnie i zaczął krążyć po pokoju - a ja jestem sierżant Słoniewicz, jestem medykiem i ja cię poskładałem. Twardy z ciebie sukinsyn - większość lalusiów jakich spotkałem nie wyszłoby z czegoś takiego cało... a mówiąc o ,,czymś takim'' to pułkownik Kowalak chce się z tobą spotkać. Nie wiem, czego się możesz spodziewać. A wspominając o pułkowniku... - major Truszkowski spojrzał na Marcina.
Chłopak słuchał bo był niezmiernie ciekaw tego, co mówił mu medyk ale jego maksymalnie nadwyrężone ciało zmuszone do wielkiego wysiłku i bólu nie wytrzymało, nawet leżąc w wygodnym i miękkim łóżku. Po prostu zasnął.
-Heh... - nieważne - lekko urażony Truszkowski mruknął sam do siebie, otworzył skrzypiące drzwi i wyszedł.
Pokój, w którym leżał Marcin wypełnił się stukotem glanów majora o podłogę. Po chwili jednak major odszedł na tyle daleko, że nie było już słychać jego żołnierskich butów. Pomieszczenie wypełniło się krótkimi oddechami Marcina który spał z po ciężkich przejściach.