Za oknem deszcz

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 29 Maj 2012, 18:24

Przeczytałem kolejną część, jest ok. Ciekawy jestem co dalej z tą pokraką się nawywija. Co do tekstu:

1. Honorarium do poprawki ;) .

2. Literówki, i to sporo. Poza tym: s zamiast ś, c zamiast ć i takie tam.

3. Jak dla mnie za długie zdania. Niektóre wychodzą mało czytelne, taki galimatias się jakiś robi. Kwestia gustu. Ja wolę pisać krótszymi.

4. Przecinki. Ekspertem nie jestem, ale coś mi nie gra. Raz piszę lepiej, innym razem zapominam. Nie będę się mądrzyć, coś jest po prostu nie halo czasami.

5. Zdania:

a)
Udali się w kierunku bunkra naukowców, mijając ciężarówkę i Oleg spostrzegł, że jeden ze zzombifikowanych stalkerów pląsał się dziko na ziemi, jakby w ataku epilepsji i mamrotał niewyraźnie.


Lepiej by było: pląsał dziko po ziemi.

b)
Miał kilka pięter, niektóre okna były zabite deskami, kilka miało wbudowane kraty, skorodowane przez kwaśną deszczówkę.


Lepiej: skorodowane przez kwaśne deszcze.

Coś tam jeszcze było, ale nie pamiętam. Nieistotne, to nie dyktando językowe.

Pozdrawiam.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Reklamy Google

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 01 Cze 2012, 21:50

Dzięki za uwagi i komentarze, cieszę się, że sie podoba. Wstyd mi za to „ chonorarium” :facepalm: ale literówki się zdarzają każdemu. Lubię pisac długimi zdaniami, taki mój styl :D

cz. IV

- Oleg..
Kiedy się obudził natychmiast poczuł strach, nie wiedział od razu gdzie się znajduje i zanim wszystko sobie przypomniał i zarejestrował otoczenie, usłyszał cichy, zmęczony głos dobiegający z ciemnego kąta.
- Oleg...
Do bólu wytężył wzrok w mroku, mąconym jedynie przez latarkę porzuconą kilkanaście metrów dalej, wypatrując źródła szeptu. Głowa ciążyła mu jakby ważyła całe tony, ciężko mu było poruszyć szyją, ręce i nogi odrętwiały mu po tym, jak paraliżujący jad przestał działać. Obrócił lekko głowę i spojrzał lekko w dół. Na podłodze leżał ledwo przytomny Barin, z kończynami wygiętymi pod dziwnymi kątami. Zostali zaciągnięci w coś w rodzaju legowiska, złożonego z mchu, patyków i suchych liści , po podłodze walały się resztki obgryzionych, połamanych szkieletów. Ściany i sufit były oblepione czymś zielonkawym, przypominającym śluz zmieszany z gałązkami i liśćmi.
- Zastrzel go... Zabij... - powiedział cicho Barin, a Oleg skierował wzrok na wielki cień stojący niedaleko niego i włosy na głowie stanęły mu dęba.
Na wpół zlana z ciemnością, masywna kreatura ze skrzydłami złożonymi na plecach wpatrywała się z lubością czerwonymi, zwierzęcymi oczami w półprzytomnego stalkera, jakby czekała na jego pełne ocucenie się, by z ochotą zatopić kły w szamocącym się człowieku. Wyszczerzyła pełną ostrych kłów paszczę, cienka strużka gęstej, żółtawej śliny wyciekła z niej, kapiąc na podrapany kombinezon Barina.
- Zastrzel... - powtórzył Barin słabo.
Oleg nie bardzo wiedział co ma zrobić, sparaliżowany strachem i z obolałymi wszystkimi mięśniami dochodzącymi do siebie po zastrzyku potwora. Pistolet zniknął gdzieś w mroku, nie czuł na plecach ciężaru snajperki ani plecaka, najwyraźniej podczas zaciągania jego nieruchomego ciała przez mutanta do swego gniazda pozostały po drodze, zagubione w ciemności, w resztkach kostek i gałązek. Poruszył nieznacznie dłonią, wyczuwając na pasie zimny metal noża i jego ręka spoczęła na nim, gdy mutant poruszył lekko spiczastymi uszami i wlepił w niego wzrok. Zamruczał cicho, tak, że Olega zimny dreszcz przebiegł po skórze i powoli, kilkoma krokami podszedł do niego i przybliżył ohydny pysk do jego spoconej twarzy. Oleg zacisnął mocno pięść na rękojeści noża. Potwór ponownie zamruczał obnażając długie kły i wpatrując się intensywnie w zielone oczy Olega, przybliżając się jeszcze kilka centymetrów i przechylając głowę na bok jak zaciekawione dziecko. Oleg zareagował instynktownie i szybko. Zamachnął się z całych sił i wbił nóż potworowi w potężny kark aż po samą rękojeść. Ciszę podziemi rozerwał na strzępy przeraźliwy skowyt, mutant rozpostarł skrzydła w szerokim pomieszczeniu i jak oszalały, wymachując szponami, próbował wyjąć ostrze z ciała, rozchlapując dookoła czarną krew. Oleg zmusił obolałe ciało do wstania i przebiegnięcia kilku kroków w stronę Barina, mijając rozszalałą bestię szybkim krokiem.
- Żyjesz?! - krzyknął Oleg, lecz Barin tylko mamrotał chwilę niewyraźnie i stracił przytomność.
Uskrzydlona bestia uporała się już ze stalowym cierniem wbitym w ciało i teraz spojrzała na Olega ze straszliwą wściekłością i pragnieniem zemsty. Zawyła donośnie i ruszyła z atakiem na bezbronnego Olega. Już nie mógł pomóc Barinowi, gdy będzie tak stał i próbował go ocucić lub gdziekolwiek przenieść bestia rozszarpie go na kawałki. Przeklinając w duchu swój wybór Oleg rzucił się w w stronę niewielkich schodów oświetlonych przez leżącą na podłodze latarkę, zostawiając nieprzytomnego Barina na pastwę losu. Wpadł na nie biegnąć co sił, nie widząc niczego przed sobą, próbując nadaremno wytężyć wzrok, by zobaczyć jakiekolwiek światło, nawet niewielkie, takie by pokazało mu dokąd ma biec. Potknął się kilka razy obcierając ręce i kolana o szorstki beton schodów, lecz niewolno było się zatrzymywać – zbyt wyraźnie czuł kilka metrów za sobą ścigającego go potwora, jego piskliwy skrzek i drapanie pazurami o ściany w straszliwej rządzy mordu. Miał nad Olegiem przewagę, widząc znacznie lepiej w ciemności, podczas gdy Oleg polegał tylko na wyobraźni i dotyku, czując pod rękami połamane poręcze prowadzące w górę. W końcu, nie licząc ile pięter przebiegł, spostrzegł strzęp bladego światła w długim, pustym korytarzu po prawej stronie i puścił się biegiem w jego kierunku. Przez pozbawione szkła okno w końcu korytarza błysk burzy rozstąpił na moment ciemność i Oleg biegł co sił w jego kierunku uciekając przed ścigającym go potworem. Jeszcze kawałek, jeszcze kilka metrów. Czując z tyłu jak mutant depcze mu po piętach niewiele myśląc wyskoczył przez sporych rozmiarów okno. Stracił grunt pod nogami, poczuł pęd wilgotnego powietrza na swojej twarzy i ostry ból w lewej nodze, bo mutant zdarzył go drasnąć długimi szponami w łydkę. Nie wiedział ile czasu leciał widząc pod sobą zbliżający się dach jakiegoś małego budynku i czując nieprzyjemne uczucie w żołądku, spowodowane wolnym spadaniem. Instynktownie naprężył każdy swój mięsień w gotowości na uderzenie.
Po chwili stracił dech w piersiach uderzając plecami w drewniany dach przybudówki, który chwilę potem rozpadł się pod ciężarem jego ciała i Oleg wpadł do środka w lawinie zbutwiałych desek i drzazg. Pociemniało mu przed oczami, kręgosłup zatrzeszczał złowieszczo i głośny gwizd rozdarł mu uszy, świdrując w mózgu. Z okna, z którego wyskoczył rozległ się przeciągły, pełen złości skrzek, zatopiony w odgłos burzy.

Po dłuższej chwili podniósł ociężałą rękę i dotknął badawczo pękającej z bólu głowy. Na brudnej dłoni pozostała mu świeża, ciepła krew. Sprawdził czucie w pozostałych kończynach, druga ręka w porządku, prawa noga też, gdy naprężył lewą zapiekła ostro, ledwo powstrzymał wrzask. Więc kręgosłup obolały i potłuczony, ale cały. Wstał z ogromnym wysiłkiem i rozejrzał się po miejscu gdzie spadł. Była to mała drewniana przybudówka z jedynymi, blaszanymi drzwiami zablokowanymi od środka starym, lecz wytrzymałym krzesłem. Przez zakratowane okno do pomieszczenia dostawał się lekki wiatr i deszcz mocząc na pół rozłożone ciało stalkera, oparte o ścianę, z przestrzeloną na wylot czaszką. Ubrany był w brudny kombinezon z czerwonymi elementami na ramionach i klatce piersiowej, zupełnie jak u Barina. Na podłodze wokół walały się części rozwalonego PDA i pudełko z namokniętymi papierosami, w jednej ręce martwy stalker trzymał pistolet, a drugą miał położoną bezwładnie na mokrych deskach. Oleg wyjrzał przez okno. Znajdował się niedaleko dziedzińca fabryki, gdzie jeszcze niedawno przechodził z Przewodnikiem i Barinem pod dźwigiem.

Ponownie rozległ się gniewny skrzek nad jego głową, lecz bestia najwyraźniej bała się wylecieć na zewnątrz budynku , jakby w obawie przed światłem dnia. Oleg sięgnął po pistolet obok trupa, lecz po chwili go odrzucił, bo okazał się częściowo zardzewiały i niesprawny. Spojrzał w wyrwę w dachu i przeniósł wzrok na budynek z pustymi oknami. W żadnym już nie dostrzegł ciemnej, masywnej sylwetki ze szkarłatnymi oczami, więc westchnął ciężko i opadł na drewniana, szczerbata podłogę, ocierając mieszankę potu i wody z czoła. Więc znowu przeżył a śmierć była tak blisko...

Poczuł złość na samego siebie, że zostawił w tym okropnym miejscu Barina, lecz nic innego nie mógł zrobić. Człowiek w takich strasznych chwilach nie myśli o innych, tylko sam za wszelka cenę próbuje się uratować, uciec przed śmiercią ile sił, nie zważając na rannych i konających. Pierwotny instynkt przetrwania bierze górę nad sumieniem i zawsze rozkazuje ratować własna skórę, nawet kosztem życia innych. Tylko co powie Przewodnikowi...

Odrywając się od ponurych myśli spostrzegł pod bezwładną ręką trupa króciutki ołówek, częściowo schowany pod zakrwawionym rękawem. Podnosząc kościstą rękę zobaczył, że pod nią leży niewielki, przemoknięty notesik. Odrzucił rękę, która pacnęła cicho, sięgnął po niego i z trudem otworzył kilka pierwszych stron. Był mokry i posklejany, ale dawało się odczytać niektóre fragmenty tekstu, napisanego cienkim, koślawym pismem ołówka.

„Nie wiem jaki dziś dzień, ale jest koniec października. Zimno i wieje. Nie wiem po co to piszę, ale może ktoś mnie kiedyś znajdzie żywego albo martwego i to przeczyta. Wczoraj podsłuchałem nieumyślnie rozmowę szefa w bazie. Nie wiem z kim gadał, ale zrozumiałem, że chcą zrobić coś strasznego, zagrażającemu całej Zonie, ale nie usłyszałem co. Później przez przypadek zobaczyłem, że Gromow z Taczenkiem w ukryciu coś naprawiają, jakiś pojazd. Do czego im jest potrzebny?
...Wpadłem w kłopoty. Nie spodobało im się, że się dowiedziałem i chyba postanowili się mnie pozbyć. Chciałem odejść ale mi nie pozwolili. Wiem, że są nieobliczalni i że w obronie swoich interesów nie będą się przed niczym wahać. Zacząłem się bać o własne życie. Wybiegłem z bazy gdy nikt nie patrzył, a oni po chwili zaczęli do mnie strzelać.

...Rozwaliłem przypadkowo swoje PDA. Uciekałem przed nimi długo i omal nie wpadłem w trampolinę w Dziczy. Teraz siedzę w jakimś zawalonym tunelu, pełno tutaj anomalii. Zaraz się ściemni, a ja mam przy sobie tylko marny pistolet.

Kolejny dzień przywitał mnie strzelaniną. Wysłali oddział, by mnie znalazł. Zabiłem jednego i uciekłem. Niedobrze zabijać swojego, ale musiałem. I tak już jestem stracony.

Po południu doszedłem do tego dziwnego miejsca. W pobliżu kręcą się snorki. Nie chcieli mi otworzyć drzwi w bunkrze, to poszedłem w stronę budynków. Usłysza...”

Tutaj strony notesu były pomazane krwią i nieczytelne więc Oleg przeszedł dalej omijając kilka.

„...Zgubiłem plecak, jak to coś mnie goniło. Wskoczyłem do przybudówki i szczęśliwym trafem znalazłem krzesło w niezłym stanie. Zablokowałem drzwi. Tutaj mnie nie dopadnie.

...Strasznie boli mnie głowa. Nie mam jak odpalić papierosów, bo zamokły mi zapałki. Trzęsę się z zimna. Mam tylko pistolet z jednym nabojem i rozwalone PDA. Spróbuję go naprawić.

...Pić. Siedzę na podłodze cicho, cos łazi wokół szopy. Drzwi załomotały, ale są dobrze zablokowane. Chcę jeść. Przez okno widzę niebo bez chmur i gwiazdy.

...Co chwile słyszę upiorne wycie. Mam już dosyć. Nie mogę wyjść bo pewnie zginę, jak zostanę to też umrę. Już wolę sam sobie strzelić w łeb. Pić.”

Dalej były już urywane i niezrozumiałe lub zamazane wodą zapiski. Na ostatniej stronie było napisane dosyć wyraźnie „Żegnaj Zono” i pod tym podpis „Siergiej”. Jeszcze raz przekartkował notes prawie na sam początek, poszukując najciekawszego zapisku - „chcą zrobić coś strasznego, zagrażającego całej Zonie”. Przeczytał go kilkakrotnie i zdumiony zaczął się zastanawiać o co mogło chodzić. Spojrzał na zgniłe ciało stalkera, nie mogąc się go już zapytać, czego ten nieszczęśnik się dowiedział, przypłacając to życiem. Wziął tą tajemnicę do grobu, którym była ta stara szopa i Oleg trzymał jedyny jej dowód w ubrudzonych rękach. Jeżeli to ma zagrozić wszystkim stalkerom, w tym także i jemu, trzeba odkryć wszystkie karty i zadziałać. Trzeba to zbadać.
Z zewnątrz rozległo się głośne warczenie, zupełnie inne od skrzeku skrzydlatej bestii i Oleg oderwał się z lękiem od swoich myśli. Podszedł cicho do okna i spojrzał przez skorodowane kraty. Nie dostrzegał żadnej istoty, która mogła wydać ów ryk, widząc tylko pusty, wylany betonem plac otoczony opuszczonymi budynkami.
„Lepiej stąd spadać” – pomyślał, chowając notesik do kieszeni i zaczął siłować się z krzesłem.
Po dłuższej chwili blokada ustąpiła i Oleg wyszedł w wąską alejkę, w stronę dźwigu. Musiał natychmiast odszukać Przewodnika, bo bez żadnej broni i ranny nie przeżyje długo w tym dzikim miejscu i podzieli los martwego stalkera. Ogarniał go stłumiony ból głowy, kręgosłup kłuł boleśnie z każdym postawionym krokiem, cieknąca z rany na głowie krew zalewała mu oczy. Nagle z prawej strony rozległ się głośny huk, jakby coś dużego uderzyło o metal. Gdy spojrzał szybko w tamtym kierunku serce znów podskoczyło mu do gardła i natychmiast pojął, że wychodzenie z przybudówki było ogromnym błędem.
Na daszku kolejnej małej budki stała ogromna, czarna kreatura na czterech umięśnionych łapach, zakończonych ostrymi szponami. Dwie głowy, jedna mniejsza, druga większa, spoglądały z góry na niego bacznie czterema oczami. Po chwili kreatura zeskoczyła z dachu z zaskakującą zwinnością jak na swoje rozmiary, rozchlapując kałużę błota i okrążając go z zaciekawieniem, mruczała ledwo słyszalnie. Oleg nie miał sił by uciekać, nie miał nawet na to szans z poszarpaną nogą i obolałymi wszystkimi kośćmi, był bez jakiejkolwiek działającej broni. Nie myślał nawet o ponownym zabarykadowaniu się, bo bestia w połowie drogi rozszarpałaby go na strzępy. Oniemiały ze strachu usunął się na kolana i zacisnął mocno oczy. Nie ma już ratunku, została tylko modlitwa i próżna nadzieja spotkania się ze swoją ukochaną tam, w innym świecie, bez smutku i bólu. Mutant podszedł nieśpiesznie do niego i swoim ohydnym pyskiem zbliżył się do jego twarzy. Oleg czuł wyraźnie smród z paszczy potwora i jego ciepły oddech na skórze.
- No dalej, niech to się skończy...
Bestia, jakby w odpowiedzi na jego życzenie podniosła łapę. W tej samej sekundzie Oleg usłyszał głośna serię wystrzałów kilka metrów obok, wściekły ryk mutanta i ludzki głos. Zniknął odór z paszczy, sapanie i stąpanie ciężkiego ciała. Otworzył oczy i zobaczył Przewodnika, celującego w odległy punkt w oddali.
- Wszystko w porządku? - krzyknął.
W odpowiedzi Oleg tylko kiwnął przecząco głową. Wszystko go bolało. W ostatniej chwili przyszło wybawienie, na które nawet nie miał nadziei i się go nie spodziewał. Już przygotował się na sąd ostateczny, na niechybną śmierć ale nie, przyszedł jego niezawodny kompan i wyrwał go z jej rąk.
- Wstawaj, ona jeszcze tutaj wróci – nakazał Przewodnik i szarpnął go z taką siłą za kołnierz, że natychmiast postawił się na nogi, lecz po chwili zachwiał się niebezpiecznie, sycząc z bólu.
- Barin... Tam w podziemi... – szepnął Oleg czując jak znów zaczyna boleć go głowa.
- Poczekaj tutaj – nakazał Przewodnik wkładając mu w dłoń wielki pistolet i zniknął za rogiem.
Oleg opadł bez sił na wilgotną trawę i czując, że mu zaraz eksploduje głowa, złapał sie za nią i krzyknął cicho. Pistolet wydawał się tak potwornie ciężki, że opuścił rękę w dół, wypuszczając go z dłoni. Polerowana stal brzęknęła o beton, omszałe budynki i żółty trawnik znikły mu sprzed oczu, w uszach zaszumiały krople spadające z nieba i obijające się o dachy budowli, coraz ciszej i ciszej...

Chłodny i deszczowy wieczór, obfite krople spadają rozpryskując się na szybie jego samochodu. Mknie po ciężkiej pracy w kierunku domu, nagrzanego przez kominek i pachnącego wyśmienitym jedzeniem, przygotowanym przez jego żonę, Julię. Mijał świecące, zdobione latarnie na ulicach Kijowa, rozchlapywał kałuże śpiesząc się na długo wyczekiwaną kolację u jej boku. Już widzi w oddali swoją uliczkę otoczoną dużymi domami, wjeżdża na posesję do garażu i gasi warczący silnik. Otwiera powoli drzwi wejściowe od strony garażu i czuje, że coś jest nie tak. Wszędzie ciemno, w kominku nie napalone, zamiast jedzenia, czuć słaby zapach wilgoci. Panuje chłód.

Szuranie. Jakby o piasek. Kroki. Stękanie. Boli. Ktoś woła, ale nie wiedział kto.

- Julia, kochanie, jesteś w domu? - krzyczy w stronę górnego pokoju zapalając w salonie światło.
Panuje totalny chaos, meble poprzewracane, wszystkie przedmioty walają się po całym pokoju, szklany stół rozbity w drobny mak, cenne obrazy leżą na podłodze z połamanymi ramami. Wbiega szybko na górę wołając swoja ukochaną ze strachem, obszukuje wszystkie pokoje, wszędzie bałagan i szuflady powyjmowane z komód. Zostaje jeden pokój – sypialnia.


- Epinefryna, połowa ampułki...
- Daj jeszcze...
- Uciskaj...


Widzi przymknięte drzwi, które skrzypią cicho, gdy je delikatnie popycha. Podbiega do wielkiego łoża. Białe prześcieradło w plamach krwi... Jego ukochana Julia z rozpostartymi na boki rękami i rozwianymi na wszystkie strony włosami... Czerwone plamy na białym, aksamitnym szlafroku...


Otworzył gwałtownie oczy. Leżał na pryczy w bunkrze naukowców, zlany potem, którego duża ilość wsiąkła w śpiwór. Oddychał głęboko, każdy najmniejszy ruch sprawiał mu ból. Koszmarnie kręciło mu się w głowie, czuł duże mdłości. Odchylił trochę głowę i zaskoczył go widok Barina, pogrążonego we snie na sąsiedniej pryczy. Był cały i zdrowy, tylko z pokiereszowaną twarzą i owiniętą w bandaż ręką.
- Witaj wśród żywych - rzekł Sacharow wchodząc po cichu do pokoju z butelką wody oraz tabletkami w dłoni i przyjrzał mu się badawczo – Jak się czujesz?
- Bywało lepiej – odrzekł Oleg słabym głosem - Co się stało?
- Weszliście w pole aktywności psionicznej.
- W co weszliśmy?
- W pole aktywności psionicznej – odrzekł Sacharow przemądrzałym głosem – Mówiąc prościej, jest to obszar, na którym działa wzmożona emisja fal oddziałujących na ludzką psychikę. Dłuższe przebywanie w niej może człowiekowi usmażyć mózg. Nie wiedzieliśmy, że takie cos się tam znajduje. Wybacz, że was tam posłaliśmy, ledwo uszliście z życiem.
Oleg westchnął. Łatwo mu mówić, nawet nie miał pojęcia przez co przeszedł będąc w tym diabelskim siedlisku, obijając kości, spotykając się twarzą w twarz z mutantami i cudem unikając śmierci.
- Przewodnik mówił mi, że zaatakowała was jakaś dużych rozmiarów bestia. Jak wyglądała? - spytał Sacharow.
Oleg wolał sobie nie przypominać ponownie czarnego, umięśnionego monstrum z wpatrzonymi w niego bezlitosnymi oczami, więc milczał.
- W porządku, opowiesz mi później – rzekł Sacharow zrezygnowanym tonem – A, i masz tutaj list od Przewodnika. Sięgnął do stolika, chwycił leżącą na nim zapisana karteczkę i położył Olegowi na śpiwór – I nie myśl o wstawaniu przez najbliższe kilka godzin. Parę dni tutaj posiedzisz i wypoczniesz, bo jesteś cały potłuczony. Za godzinę weź dwie tabletki antybiotyku i popij wodą.
Wyszedł, a Oleg odwinął małą karteczkę zapisaną pochyłymi, małymi literami.

„ Gdy się obudzisz, ja będę już daleko. Udało mi się zabrać twój plecak, ale broń musiałem zostawić w podziemiu. Ale w ramach podziękowania za pomoc zostawiłem ci mały podarunek. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.”

Przewodnik

Oleg z trudem ustawił się w pozycji siedzącej i sięgnął do stolika po pakunek owinięty brunatnym materiałem. Po tym, jak odwinął tkaninę, na kolana wypadł mu lśniący, prawie nowy karabin WSS Wintorez.
Ostatnio edytowany przez qcyk0015, 30 Lip 2012, 20:48, edytowano w sumie 1 raz

Za ten post qcyk0015 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Jo_Mason, KOSHI, weteran XD.
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez Jo_Mason w 01 Cze 2012, 22:39

No w końcu :) dalsza część...

poręcze prowadzące w góre.

za wszelka cenę

przypadkowo swojego PDA - bardziej pasuje słowo "swoje"

Nie mogę wyjść bo pewnie zginę, jak zostanę to też umrę. "Nie mogę wyjść bo pewnie zginę a jak zostanę to też umrę" albo "nie mogę wyjść bo pewnie zginę. Jak zostanę to też umrę."

bo bez żadnej broni i ranny - "bo ranny i bezbronny" -

Nie myślał nawet o ponownym zabarykadowaniu się, bestia w połowie drogi rozszarpałaby go na strzepy. - tam gdzie przecinek powinno być słowo "bo" lub "gdyż" lub "ponieważ" lub sama kropka.

Mówiąc prościej, jest to obszar, na którym działa wzmorzona emisja fal oddziałujacych na ludzką psychikę, dłuższe przebywanie w niej może człowiekowi usmażyc mózg. - poza błędami powinna być kropka zamiast przecinka, bo zdanie robi się za długie.


Tyle co do pisowni.

Teraz fabuła. Świetny rozdział o ucieczce przed mutantem (chyba jakiś nowy bo nie kojarzę skrzydełek u tych z gry - ceni się to). Ten pomysł z martwym powinnościowcem siedzącym z giwerą w dłoni był przedni. Jak na razie najlepszy rozdział ze wszystkich (Akcja, akcja i jeszcze raz akcja). Dobrze że przewodnik poszedł bez nich. Oczekiwanie na wyzdrowienie byłoby naciągane (w końcu to PRZEWODNIK - jak już coś to na niego się czeka a nie odwrotnie).

Najlepszy rozdział jak do tej pory... :)
Ulubiony Mod: CoP - AtmosFear 3, CS - The Faction War

Człowiek - gotowe 4 rozdziały
Terapia - kryminał - NOWOŚĆ
Pingwiny z Madagaskaru - Operacja "MONOLIT" - Opowiadanie ukończone
Awatar użytkownika
Jo_Mason
Stalker

Posty: 51
Dołączenie: 27 Lut 2012, 09:47
Ostatnio był: 11 Kwi 2022, 22:50
Miejscowość: Brzesko
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 39

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 05 Cze 2012, 20:17

Cz. V

Za każdym razem, gdy Oleg wychodził z dusznego bunkra naukowców słyszał wokół miarowy szum traw i drzew, donośne wycie w oddali zmutowanych mieszkańców Jantaru i bulgotanie skażonego bagna nieopodal. Przez kilka dni nie ryzykował oddalania się od bezpiecznego schronienia u Sacharowa bardziej niż za blaszane ogrodzenie, mając na uwadze swój nienajlepszy stan zdrowia. Barin już dwa dni później od ich strasznej przygody wstał z łóżka, ubrał się i zabierając swoje rzeczy odszedł gdy Oleg jeszcze spał. Z jedynie zabandażowaną ręka, mógł już samodzielnie odejść w tylko sobie znanym kierunku, ale Oleg musiał jeszcze kilka dni poleżeć, bo poszarpana noga goiła się bardzo powoli, potłuczony kręgosłup i głowa piekły za każdym razem gdy wstawał z kojca i wychodził na zewnątrz przewietrzyć się lub zapalić papierosa.

Niemiłosiernie się nudził, czasami tylko czyścił coraz bardziej lśniącego już Wintoreza albo rozmawiał krótko z Sacharowem lub jego asystentem Siemienowem, lecz zwykle nie mieli dla niego zbyt dużo czasu, zajęci grzebaniem w wymyślnych i delikatnych urządzeniach badawczych, których Oleg nigdy wcześniej w życiu nie widział. Dłuższą rozmowę z nimi przeprowadził dwa dni temu zapytany o to, co uświadczył i widział w fabryce i gdy doszedł do momentu spotkania ze skrzydlatą bestią profesorzy oniemieli z zaskoczenia. Nazwali ją jakoś dziwacznie i zakomunikowali Olegowi, że to prawdopodobnie ostatni osobnik w tym gatunku występujący w Zonie. Byli zszokowani, że Oleg zdołał się uratować i wychwalali jego umiejętności stalkerskie, lecz Oleg przemilczał te pochwały, wiedząc, że wydostał się z tego piekła tylko przez łut szczęścia i dzięki pomocy Przewodnika. Obiecując wysoką nagrodę zachęcali Olega do pójścia pod eskortą po jego wyzdrowieniu jeszcze raz do fabryki, by sprawdził co wytwarza tajemnicze emisje psioniczne, lecz odmówił, stanowczo postanawiając, że nigdy więcej nie postawi tam nogi.

Siedząc na drewnianej skrzynce obok bunkra, trzymał w rękach notes, przebiegając po raz kolejny wzrokiem po jego zapisanych kartkach i zastanawiał się, jaką to tak straszną rzecz chce zrobić Powinność, że może to zagrażać całej społeczności w Zonie. Miał już pewność, że napisane cienkim pismem słowa w brudnym notatniku faktycznie oddawały przeżycia stalkera i nie były wymyślonymi dyrdymałami. Gdyby tak było stalker nie zjawiłby się tutaj i nie okupił życiem swojej ucieczki przed swoimi byłymi kompanami.
Rozmyślał o nieszczęsnym stalkerze skubiąc konserwę zaśniedziałym, szczerbatym widelcem gdy zorientował się, że w oddali, od strony przejścia do Dziczy zmierzało w jego kierunku kilka postaci. Mrużąc lekko oczy zdziwił się z obecności innych ludzi w Jantarze, ponieważ podczas jego pobytu tutaj nikt, prócz dwójki profesorów nie pojawił się nad wyschniętym jeziorem. Postacie zbliżały się coraz bardziej i Oleg w pewnej odległości już wiedział, kto zaszczycił swoją obecnością Jantar.

Pięciu mężczyzn ubranych w czarne i brunatne płaszcze sięgające prawie do kostek zmierzało w stronę bunkra. Mieli twarze zakryte chustami, w rękach dzierżyli kałasznikowy i pistolety maszynowe gotowe do natychmiastowego wystrzału.
- Cholera jasna, jeszcze ich tu licho przywiało – mruknął do siebie Oleg, rozpoznając w mężczyznach bandytów. Wstał raptownie ze skrzynki, odbezpieczył Wintoreza i stanął za metalowym przęsłem umacniającym bunkier opierając się o mur i nasłuchiwał. Kroki były coraz wyraźniejsze i w końcu usłyszał rozkazujący głos przed drzwiami bunkra.
- Otwierać drzwi! - krzyknął obok wejścia ochrypłym głosem jeden z bandytów waląc pięścią, lecz Sacharow najwyraźniej nie dał się zastraszyć i drzwi nie kliknęły charakterystycznie.
- Mówię ostatni raz, otwieraj jajogłowy!
Cisza. Najwyraźniej bandycie puściły nerwy bo rozległ się głośny strzał i metaliczny dźwięk odbijanych rykoszetem kuli od drzwi. Bandyta próbował dostać się do środka przez rozwalenie zamka, lecz twardy, wzmocniony metal ani myślał ustąpić, nawet po kilkakrotnych próbach.
- Kosa, obejdź dookoła i sprawdź czy są inne wejścia – rozkazał bandyta do jednego ze swoich i Oleg usłyszał szybkie kroki zmierzające w stronę jego kryjówki. Nie było innego wyjścia, tylko wychylić długą lufę delikatnie poza przęsło i poczekać aż bandyta znajdzie się w zasięgu strzału.
Po chwili mężczyzna z czarnym płaszczu pojawił się metr od Olega, zdążył tylko raptownie stanąć i podnieść lekko brwi z zaskoczenia, po czym padł z krzykiem, rażony kulami wypluwanymi bezszelestnie i celnie przez pojedynczy ogień Wintoreza. Zanim jego kompani zorientowali się w sytuacji, Oleg wyszedł na sekundę z ukrycia mierząc w dwóch następnych i kilkakrotnie nacisnął spust, czarne dziury szybko zalewające się krwią pojawiły się na ich piersiach, siła pocisków odrzuciła ich do tyłu i uderzyli w ziemię plecami z głuchym tąpnięciem nie poruszając się już więcej. Na stojącego obok kolejnego bandytę zabrakło już czasu w ciągu tej chwili i gdy ten wymierzył krótko w niego, Oleg schował się ponownie szybko za zasłonę. Huk odbijających sie pocisków od przęsła zadzwonił Olegowi w uszach, więc się uchylił i w kilku długich skokach schował się z tyłu bunkra. Zabandażowana noga zapiekła boleśnie, lecz nie zważając na nią, Oleg puścił się biegiem w stronę niedużych blaszanych baraków kilkanaście metrów dalej. Czając się wśród nich, przeszedł kilka metrów, kucając nisko i wyjrzał zza blaszanej ścianki. Bandyci wciąż myśląc, że chowa się z tylu bunkra, ostrożnie go okrążali, idąc małymi kroczkami i celując w puste już ukrycie Olega. Gdy znaleźli się oboje w zasięgu celownika Wintoreza, Oleg w skupieniu namierzając ich zakapturzone głowy oddał dwa celne strzały i po bandytach zostało już tylko zanikające echo ich krzyku wśród pagórków.

Oleg spokojnie podszedł przeszukując ciała i plecaki, lecz znalazł tylko zapasowe naboje do ich broni, trochę jedzenia, tabletki przeciwpromienne i wódkę. Sięgnął po leki chowając je do kieszeni i odkręcił nietknięta butelkę, płukając sobie obficie zaschnięte gardło. Spostrzegł dosyć zadbaną berettę wśród ciał i już miał ją podnieść, gdy usłyszał gruby głos za sobą i stanął jak wryty.
- Nie ruszaj się.
Olegowi pojawił się zimny pot na plecach i ani myślał nie spełnić żądania. Jak mógł przeoczyć jednego, przecież wiedział ilu ich jest! Trzeba było się rozejrzeć dokładnie przed przeszukaniem ciał.
- Rzuć broń – nakazał głos i Oleg nie obracając się, rad nie rad wyrzucił przed siebie Wintoreza, który upadł miękko w trawę – A teraz rączki.
Uniósł ręce w górę, czując na sobie wycelowaną broń każdym kawałkiem skóry, przeciwnik bez wahania nacisnąłby spust, gdyby zrobił jakiś fałszywy ruch. Usłyszał ciche kroki i poczuł zimny metal broni na swojej potylicy, silna dłoń dokładnie przejechała po jego pasie szukając krótkiej broni lub przypiętych do niego artefaktów. Niczego nie znajdując, bandyta zasapał mu do ucha z niezadowoleniem i szepnął cicho „ już jesteś martwy śmieciu.”

Myśląc, że nie ma już nic do stracenia Oleg zadziałał instynktownie. Uchylił szybko głowę i w tej samej sekundzie obrócił się do bandyty, zamachując się pięścią. Wystrzał schotguna kilka centymetrów obok ucha prawie rozerwał mu bębenki, a zaskoczony mężczyzna zachwiał się od uderzenia i wypuścił broń z rąk. Oleg poprawił mocnym kopniakiem, bandyta przewrócił się na ziemię a Oleg podniósł schotguna z ziemi i krótko przeładował.
- I kto tu jest śmieciem? - rzekł i wystrzelił w przestraszonego bandytę, zasłaniającego się ręką. W brzuchu pojawiła się potężna dziura, z ust wypłynął potok krwi i mężczyzna zastygł po chwili w bezruchu.

Spoglądając ostatni raz na ciała i wzdychając ciężko, wyrzucił schotguna w trawę, podniósł Wintoreza i zapukał kodem do drzwi, jak niedawno Przewodnik. Zamek kliknął i chwilę potem Oleg pakował już plecak, postanawiając udać się w dalszą drogę. Nie miał zamiaru siedzieć dłużej w tym przeklętym miejscu, pełnym śmierci i rozkładu.
- Ci ludzie próbowali nie raz do mnie wejść, ale moje pancerne drzwi są nie do przebicia – rzekł Sacharow wchodząc do pokoju – Nie wiem, do czego byłbym im potrzebny. Ten powinnościowiec, jak mu tam było, zaoferował mi ochronę przez jego frakcję. I zastanawiam się, czy się nie zgodzić.

Oleg wrzucił spakowany plecak i Witoreza na ramię i zaczął zmierzać do wyjścia.
- Dzięki za wszystko – rzucił za plecy.
- Dokąd teraz pójdziesz stalkerze?
- Jak najdalej stąd. Może na północ... - odpowiedział Oleg chwytając za dźwignię w drzwiach a Sacharow spojrzał na niego krzywo.
Ostatnio edytowany przez qcyk0015 30 Lip 2012, 20:49, edytowano w sumie 3 razy
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 05 Cze 2012, 20:42

No, rozkręcił się kolega. Gratuluje. Rozdział 4 rewelacja, 5 też niczego sobie. B. dobra historia. Inna, niż te wszystkie opowiadania o zonie, które czytam, a które wyglądają jak bym grał w Stalkera a nie czytał coś. Masz Kozaka ode mnie. Tak na marginesie to kreatura przypominała mi z opisu człowieka - ćmę ;) .

Image

A, do poprawki: shotgun i obrócił
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 05 Cze 2012, 21:24

Coś w ten deseń KOSHI :E zaje*isty rysunek, nie brałem przykładu z żadnych już wymyślonych kreatur i ten pasuje idealnie do mojej koncepcji :E
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 09 Cze 2012, 20:13

cz. VI

Przedwieczorne, słabe promienie słońca ledwo docierały zza ponurych, masywnych wzgórz Agropromu, tworząc z koron drzew głębokie cienie na starych, dawno już nie remontowanych budynkach opuszczonych zakładów. Pomiędzy drzewami, zielonym trawnikiem, odgarniając pożółkłe liście, zmierzało dwóch zakapturzonych stalkerów uzbrojonych w karabiny przełożone przez ramiona. Minęli niewielkie skażone jeziorko, nad którym unosiły się zielone opary gazów i zmierzali w stronę dużego włazu w ziemi nieopodal zrujnowanego, ceglanego muru. Rozejrzeli się krótko dookoła i z trudem usuwając pokrywę włazu, zeszli szczerbatą drabiną do ciasnych i zapuszczonych podziemi.

W ich mrocznym wnętrzu, w dużym pomieszczeniu na samym środku ustawiono beczkę z palącym się drzewiem. Rozedrgany płomień błyskał wesoło złotym światełkiem po twarzach kilkunastu zgromadzonych w milczeniu ludzi, ustawionych wokół paleniska. Pomimo że panowała absolutna cisza wyczuwało się napięcie wśród zebranych, jakby na coś czekali. Gdy weszło dwóch mężczyzn, część towarzystwa na nich zerknęła a następnie wszyscy przenieśli wzrok na postać stojącą na szczycie małych schodków prowadzących do szerokiej studni, w której bulgotała zielona, sycząca anomalia. Był to stalker ubrany w czarną pelerynę sięgająca do kostek, z kapturem narzuconym na głowę. Twarz miał poznaczoną bliznami, usta małe i przekrzywione w pogardliwym grymasie oraz czarne jak smoła, puste i zimne oczy. Gdy otworzył usta wydobywał się z nich ochrypły, lodowaty głos.
- Jakieś nowości?
- Jedna zła wiadomość, druga dobra - odpowiedział jeden z mężczyzn z lekką skruchą w głosie - Zła to ta, że nie udało się uprowadzić naukowca. Jakiś stalker otworzył do nich ogień w trakcie ataku i wybił wszystkich do nogi.
Żniwiarz zamknął oczy wzdychając głęboko.
- A ta dobra? - spytał, czując jak wzbiera w nim gniew.
- Zebraliśmy dwa tuziny ludzi, jesteśmy gotowi do marszu na placówkę woskowych.
- Dwa tuziny... - powtórzył cicho Żniwiarz po chwili i zaczął obracać w palcach szeroki, zębiasty nóż wojskowy.
- To za mało, potrzeba zebrać więcej. Pomimo że ich oddział został jakiś czas temu zaatakowany i zdziesiątkowany przez stalkerów, to trzeba być przezornym. Joga!
Z grupy natychmiast wystąpił wysoki i chudy mężczyzna z zamaskowaną czarną chustą twarzą.
- Potrzeba uruchomić nasze stare kontakty w Wysypisku i Dziczy – powiedział Żniwiarz – Daję ci dwa dni na zebranie odpowiednich ludzi. Zdasz mi raport pojutrze.
Joga skinął głową i wszedł spowrotem pomiędzy innych. Żniwiarz nabrał głośno powietrza, zszedł powoli ze schodów i zaczął przechadzać się tam i spowrotem wokół paleniska.
Jak wiecie, nasz kochany Pietro niedawno kopnął w kalendarz – Zakpił. Pomimo że mówił cicho, jego głos odbijał się w pustych korytarzach podziemi - W hańbiący sposób uległ jakiemuś kotu i straciliśmy nasz teren w Wysypisku. Zawsze uważałem, że Pietro nie jest godzien być naszym przywódcą. Był spasionym obibokiem, który siedział w swojej kanciapie i przeliczał tylko pieniądze i artefakty. Dzięki niemu straciliśmy wielu ludzi w bezsensownych, nieprzemyślanych rajdach w głąb zony w poszukiwaniu wydumanych pól artefaktów. Traciliśmy także miejscówki w Kordonie i Dolinie Mroku, bo nie potrafił was porządnie zorganizować. Ale przyszedł dzień jego zasłużonej klęski. A ja zajmę jego miejsce i pokieruje wami tak, że odnajdziemy nasze miejsce w Zonie. Tak... Naszą jedyną szansą na uratowanie Zony przed eksplorowaniem przez niegodnych jej idiotów jest działanie razem – urwał i rozejrzał się po twarzach zebranych, na których malowały się wyrazy zdziwienia, rozległy się ciche pomruki.
- Samotnicy to nasi wrogowie - ciągnął Żniwiarz i ponownie nastała cisza - Ważyli się przeganiać nas z terenów Kordonu, które się należały nam. Twierdzą, że jesteśmy robakami. Uważają nas za śmieci. Trzeba im przypomnieć po co każdy przekraczający granice człowiek tutaj przychodzi. Po ty by łupić i rabować. To nie jest miejsce na nędzne ugrupowania, wyznające jakieś śmieszne ideologie i toczące wojenki. Nie jest to miejsce, które trzeba otworzyć na cały świat, jak uważa Wolność. Albo które trzeba zamknąć jak dzikie zwierzę w klatce, czego próbuje dokonać Powinność. Bzdury! To kopalnia bez dna, na skarby której zasługują tylko najtwardsi i najsilniejsi. Jesteśmy panami na tej ziemi, jesteśmy tutaj od samego początku, przyszliśmy jako pierwsi, mamy święte prawo do korzystania ze wszelkich dóbr Zony. Czas wyjść z ciemnych kątów, czas zebrać wszystkich braci w imię walki z barbarzyńcami. Wytniemy pleśń, która zżera Zonę, czyli Wolność i Powinność. Wykurzymy innych kretynów, którzy maja nas za szmaty. Niech się przekonają kto tutaj rządzi.
Rozległy się pomruki aprobaty, wielu wychylało z uciechą twarze by wymienić ze sobą spojrzenia, niektórzy klaskali cicho.
- Bezwarunkowe posłuszeństwo – powiedział, znów przechadzając się wzdłuż zgromadzonych a ci wsłuchali się w jego słowa - Tego od was żądam. Jakiekolwiek oznaki sabotażu, olewania moich rozkazów albo porozumień z wrogiem zostaną uznane jako zdrada i skończą się śmiercią w męczarniach. Macie być twardzi i bezwzględni wobec wroga, nie możecie okazywać strachu ani litości, bo sami jej również nie doświadczycie. Uzbierajcie swoich kompanów i zbudujmy razem naszą nową Zonę.
Gdy skończył wyjął z paleniska zwęglony kawałek drewna i wyrysował na ścianie czarną, pękniętą czaszkę.
- Niech ten znak ozdobi każdy zakątek Zony – rzekł, a zebrani ludzie entuzjastycznie mu zawiwatowali.
- A teraz – powiedział po chwili podniesionym głosem - przyprowadzić mi naszego gościa.
Dwóch barczystych mężczyzn natychmiast wyszło, znikając w jednym z korytarzy, by po dłuższej chwili przywlec półprzytomnego, chudego stalkera, ze związanymi rękami za plecami i
poobijaną, zakrwawiona twarzą. Postawili go przy studni, a ten po chwili osunął się na kolana i
próbował cos powiedzieć, lecz wydobył się z niego tylko bulgoczący od krwi kaszel.
- Milcz – mruknął Żniwiarz i wymierzył stalkerowi potężny cios sierpowy, łamiąc mu szczękę. Zebrani zaczęli się śmiać i rzucać w jego stronę wyzwiskami.
- Na tego człowieka wołają Seter – powiedział cicho Żniwiarz – Jeszcze niedawno uchodził za jednego z nas, lecz okazało się ze jest szpiegiem z oddziałów Powinności. Przez niego dwa dni temu zginęło pięciu naszych braci postawionych pod ścianą.
Tym razem nikt nie odważył się odezwać, w jego głosie wyraźnie rozbrzmiała wściekłość i odraza.
- Teraz zobaczycie, jak należy postępować z takimi śmieciami jak on – okrążył więźnia, podszedł do niego od tyłu i złapał go za włosy.
- Na pohybel ścierwu.
Stalker nawet nie zdążył jęknąć. Błysnęło w świetle ognia srebro noża. Obfite krople krwi pokryły podłogę, na którą z głuchym uderzeniem zwaliło się bezwładne ciało. Żniwiarz kopniakiem zepchnął je do kipiącego kwasu, a ten zasyczał donośnie.
- A co do tego naukowca to sam się do niego pofatyguję – rzekł cicho do siebie a zielone światło anomalii rozbłysło po pomieszczeniu rozświetlając czarną czaszkę na ścianie.
Ostatnio edytowany przez qcyk0015, 30 Lip 2012, 20:50, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez Roen w 17 Cze 2012, 03:58

Co do poprzednich słów krytyki w wykonaniu Jo_Masona
:

Jo_Mason napisał(a):Nie mogę wyjść bo pewnie zginę, jak zostanę to też umrę. "Nie mogę wyjść bo pewnie zginę a jak zostanę to też umrę" albo "nie mogę wyjść bo pewnie zginę. Jak zostanę to też umrę."
Nie jest to błąd, aczkolwiek bardzo miło byłoby, gdyby faktycznie taki zabieg tam zastosować, albo najprościej... przerobić przecinek na myślnik.

Jo_Mason napisał(a): Nie myślał nawet o ponownym zabarykadowaniu się, bestia w połowie drogi rozszarpałaby go na strzepy. - tam gdzie przecinek powinno być słowo "bo" lub "gdyż" lub "ponieważ" lub sama kropka.
Jak wyżej...


Teraz moja opinia, znów po uprzedniej prośbie ze strony autora, co trochę mnie onieśmiela. Proszę o uszanowanie mojej opinii, wzięcie poprawki na fakt, że oceniam tak, jakbym oceniał produkcję profesjonalną, a także na to, że poświęciłem na opracowanie tego wszystkiego mnóstwo swojego czasu nie dostając nic w zamian. Popełniona przeze mnie praca nie ma na celu obrażania kogokolwiek w jakikolwiek sposób, a jedynie jak najserdeczniejszą pomoc w dalszym rozwoju i obiektywną ocenę. No więc zaczynajmy ;):

I. Pierwsze podejście:
Przyznać się muszę szczerze, że do czytania tegoż opowiadania podszedłem z wyjątkowo dużym entuzjazmem, co pewnie przełożyło się na moje lekkie rozczarowanie. Od razu uprzedzam, nie jest tragicznie, nawet nie jest źle... Po prostu nie jest dobrze, a przynajmniej nie tak, jakbym chciał żeby było. Historia jest niestety miejscami chaotyczna, nierówna, opisy czasem nazbyt skomplikowane, przez co czytelnik ma problem z wyobrażeniem sobie miejsca akcji lub postępujących po sobie zdarzeń. Wynika to najprawdopodobniej z wyjątkowo rozbudowanych zdań, nad którymi sam autor zdaje się nie panować. Całość kuleje także przez duże naszpikowanie różnego rodzaju imiesłowami (najczęściej, a na pewno najbardziej rzucającymi się w oczy, przysłówkowymi), które z rzadka zostają w zdaniu niedokończone i często brakuje między nimi, a pozostałymi częściami zdania potrzebnych, i wymaganych wręcz, znaków interpunkcyjnych.

W narracji występują zwroty potoczne, co zdarzać się nie powinno, a przynajmniej nie tak często (choćby słowo rozwalony). W tekście jest mnóstwo błędów ortograficznych - brakuje ogonków, rz w miejsce ż i na odwrót itd. - a wystarczyłoby po zakończeniu pracy przepuścić twór przez jakikolwiek automatyczny korektor i co najmniej 3/4 z tych błędów by zniknęło. Kuleje interpunkcja: brak przecinków przed a, ale, gdy, co, że itp. oraz, jak już wspomniałem, rozdzielających część zdania z imiesłowami przysłówkowymi od reszty; brakuje też przecinków, tutaj przykład, oddzielających wtrącenia od reszty zdania. Rzadko zdarzają się drobne błędy logiczne, które, choć nieznacznie, jednak psują radość płynącą z zapoznawania się z opowiadaniem. Cieszy mnie natomiast relatywnie mała ilość powtórzeń - owszem, czasem jakieś się trafi, ale i tak jest dobrze (albo to ja przestałem je już zauważać).

Przechodząc dalej do dialogów: niektóre brzmią niesamowicie drętwo, niektóre, jak wypowiedzi profesora Sacharowa, są wyjątkowo trudne do zrozumienia przez kulejącą składnie i liczne błędy stylistyczne. Ogólnie rzecz biorąc brak im naturalności... i czasem aż widać, że wrzucane są na siłę.

Wróćmy jeszcze na chwilę do opisów. W większości są one rozbudowane - to dobrze, jednak czasem wręcz do przesady, przez co wkrada się w nie dużo błędów interpunkcyjnych, nad którymi wyjątkowo ciężko zapanować, oraz błędów stylistycznych i składniowych. Przez zbytnie "rozdmuchanie" pojawiają także raz na jakiś czas pleonazmy, ale to już nieco wyższa filozofia. Podoba mi się natomiast stopniowanie opisów - poszczególne elementy wyglądu, czy to postaci czy otoczenia, poznajemy kolejny w krótkich odstępach czasu, nie jest to wrzucone na kupę za jednym zamachem jak to czasem bywa.

Bohaterowie przedstawieni w opowieści wydają się trochę nierzeczywiści, szczególnie postać Przewodnika i odrobinę Żniwiarza. Pierwszy z przeze mnie wymienionych sprawia wrażenie Strefowego odpowiednika Terminatora, o drugim nie wiele jeszcze wiadomo, ale już teraz sprawia wrażenie przerysowanego. Sprawa wygląda jak z dialogami, brakuje mi naturalności, normalności, ogłady. Bywają straszliwie drętwi, z drugiej jednak strony autor sili się na głębszą analizę psychologiczną - motyw z porzucenie towarzysza broni przez Olega.

Nie lepiej jest także z pojawiającymi się gdzieniegdzie przemyśleniami autora. Jakby na siłę, stara się on przekonać czytelnika, że miejsce, w którym toczy się akcja, jest niebezpieczne, moralnie relatywne, obierające człowieka z honoru, godności i innych wartości ze względu moralnego prawidłowych. Jest to błędem o tyle, że informacje taką powinniśmy wyciągnąć sami na podstawie wydarzeń, opisów, dialogów, a nie, jak tutaj, otrzymywać ją bezpośrednio od pisarza niemal na każdym kroku (jest to szczególnie widoczne w pierwszych dwóch częściach, potem jest już lepiej).

W tej kategorii niestety tylko 6/10.

II. Błędy:
Nie będę wymieniał błędów ortograficznych i mniej ważnych interpunkcyjnych, takich jak brak przecinków przed a, ale, ze itd. (tak, jestem leniwy i mi się nie che), chyba, że jakiś się napatoczy przy okazji przedstawiania innych. Żeby nie biło za bardzo po oczach poczynioną przeze mnie korektę wrzucam w spoiler:
:

...przy których niejeden z jej mieszkańców obudził się z boleśnie szybko bijącym sercem.
Wydaje mi się, że lepiej byłoby budził, ale nie jest to jakoś szczególnie istotne...

Nikt nie wiedział, czy to wszechobecne promieniowanie, czy być może taka bliskość różnorodnych niebezpieczeństw wokoło niepozwalała odpocząć ludzkiemu mózgowi i zmusza ła do tworzenia we śnie tak straszliwych wytworów wyobraźni.


Mimo, że za kilka dni mija pierwsza rocznica jego pokazania się w Zonie...
Przybycia do?

Niewielkie ognisko, rozpalone wieczorem, tliło się ostatkiem sił, uwalniając ostatnie smugi białego dymu.
Wtrącenia winno się oddzielać przecinkami, tak samo jak część zdania zawierającą imiesłów przysłówkowy.

Uporając się ze śpiworem...
Niestety wyraz ten nie istnieje, być może rozprawiając, lub coś w tym guście?

Skierował się do pobliskiego baru Sto Radów, na umówione spotkanie. W środku, wśród rozmów i cichej muzyki, za ponurym barem...


I nikt wtedy by nie uwierzył, że ci ludzie
Nie powinno się zaczynać zdania od i

Niegdyś cywilizowani ludzie, znęceni bogactwem, trwali teraz tutaj, w niekończącej się żądzy, mając często za jedynych przyjaciół swoje naładowane giwery i zabijając bez mrugnięcia okiem innych za dobry artefakt lub kilkaset rubli.
Czuć, że ta część zdania jest tu wciśnięta na siłę; byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby ją po prostu wywalić, lub chociaż zamienić kolejnością ze zdaniem poprzednim. Dodatkowo, co oznacza stwierdzenie dobry artefakt? Nie twierdzę, że jest to błąd, bo każdy czytelnik (chodzi mi o tych nieznających uniwersum) byłby w stanie wywnioskować, że posiada on w jakiś sposób lepsze właściwości, albo coś w tym guście, jednak wydaje mi się, że powinno to być nieco szerzej opisane, szczególnie, że praktycznie pomijasz w narracji nazwy mutantów nadane przez twórców gry, co bardzo zresztą chwalę.

Po prawie roku pobytu z Zonie [...]. Miał z zanadrzu kilka...
Jeszcze kilka razy ten błąd się pojawił, lecz następne będę w korekcie pomijał.

Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia kilka lat wcześniej, wyławiając z tłumu w kijowskim


Deszcz już przestał siąpić, pozostawiając co krok kałuże na betonowych chodnikach baru.
Brzmi to tak jakby deszcz po każdym wykonanym kroku pozostawiał kałuże. Lepiej zamienić choćby na pozostawiwszy gdzieniegdzie.

Krwionośne pola anomalii albo mutanty nie były mu straszne przy boku kogoś takiego jak on, weterana znającego Zonę na wylot. Znał każdą anomalię, wiedział o miejscach żerowania mutantów...


- A jak z tymi ugrupowaniami, dzieje się coś nowego? - spytał Oleg zmieniając temat.
Tak ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się temat ugrupowań. Samo pytanie także zadane w sposób wyjatkowo drętwy; zdania nie powinno się zaczynać od a, ale możesz to zostawić jako celową stylizację.

- Po utworzeniu Powinności, siłą rzeczy musiała powstać przeciwna im formacja. To zbieranina anarchistów, nazywających siebie Wolnością. Mają za cel otwarcie dla całego świata dostępu do Zony, przez co narażają się Powinnosci. Nie prowadzą narazie żadnych otwartych walk, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. Rozpoczną się wojny, w których Zona również weźmie udział i zbierze krwawe żniwo.
Tutaj jest przykład tych drętwych dialogów. Przewodnik brzmi jak narrator w filmie wygłaszający wyjątkowo pompatycznym głosem objaśnienie dla widza o zaistniałej sytuacji, podczas gdy na ekranie widać piękne krajobrazy... Na razie piszemy osobno, nie rozumiem też skąd taka popularność słowa Zona, skoro ojczyste Strefa brzmi bardzo klimatycznie. Dodatkowo zastanawiam się, czy obu wyrazów nie powinno się jednak pisać małą literą, ale to niech rozstrzygnie ktoś mądrzejszy ode mnie.

Przewodnik miał w zwyczaju wygłaszać złowieszcze, trudne do uwierzenia teorie i zwykle okazywało się, że ma rację.
Wyjątkowo nie lubię tego zwrotu, lecz niestety jest on jak najbardziej poprawny. To małe i zamieniłbym na słowo jednak, wtedy zdanie będzie miało zdecydowanie lepszy wydźwięk.

- Właśnie po chciałbym z tobą tam iść – odparł Przewodnik, patrząc Olegowi głęboko w jego zielone oczy...


Oleg nie spuścił wzroku z jego oczu. Przewodnik posiadał tak przenikliwe spojrzenie, jakby potraktował Olega promieniami rentgenowskimi, dostrzegając nimi duszę, i to, co się dzieje w jego sercu i myślach.
Pierwsze z wymienionych tu zdań brzmi wg mnie nieco dziwnie, można stwierdzić, że Oleg nie spuścił wzroku ze swoich oczu, bo czynność nie została sprecyzowana co do konkretnej osoby. Eee... że co? Lekka nadinterpretacja tego, co robi rentgnen.

Pewnikiem kiedyś w końcu ta śmierć jego dopadnie i zjedzą go (?!) otchłanie piekła, jeżeli wogóle może istieć gorsze piekło niż tutaj.
Styl, składnia... W takich momentach zaczynam wątpić.

Zona odcisnęła na Jantarze swoje plugawe piętno, pożerając zwyczajne rośliny i zwierzęta, a wydalając zdeformowane mutanty oraz powyginane od promieniowania, bezliściaste drzewa.
Bezlistne.

Przewodnik zamarł z nadstawionym uchem, jakby rysując sobie otoczenie tylko poprzez dźwięki, które słyszalne były tylko dla niego.
Opis również ogólnie abstrakcyjny...

Ubrane w stalkerskie kombinezony i dzierżące w rękach pistolety lub karabiny ludzkie ciała, pozbawione samodzielnego myślenia i własnej woli, błąkały się bez celu swym chwiejnym krokiem i mrucząc od czasu do czasu niezrozumiałe słowa.
W tym wypadku zastosowany zwrot brzmi wg mnie trochę dziwnie. Dalej zamienić i na przecinek.

- To puste skorupy po ludziach z uszkodzonymi mózgami, nie można im już pomóc. Nazywamy je zombie – odpowiedział Przewodnik z westchnieniem i spojrzał na Olega – Czy mógłbyś?
Stylistycznie coś mi tu nie pasuje. Czy to skorupy z uszkodzonymi mózgami, czy może ludzie z uszkodzonymi mózgami stali się skorupami? Wydaje mi się, że to drugie (i mam wrażenie, że oto również autorowi chodziło), ale i tak coś jeszcze zgrzyta...

My nie żerujemy tylko na zgniłych trupach, jesteśmy doświadczonymi drapieżnikami i musimy zabijać.
Nie rozumiem wywodu. Sprzęt to sprzęt, zawsze można go opchnąć, a tym bardziej zobaczyć, czy przypadkiem gnijący truposz nie ma czegoś niezwykłego po kieszeniach (choćby jakichś ciekawych informacji).

Oleg uśmiechnął się do niego lekko, a Przewodnik podszedł do pancernych drzwi bunkra i stuknął dwa razy po trzy uderzenia. Zamek kliknął cicho i weszli do ciasnego i dusznego wnętrza.
Tak po prostu?! Bez żadnego sprawdzenia kto puka? Toż nawet zwykły zombie mógłby w końcu jakimś cudem taki manewr wykonać i wtedy też zostałby wpuszczony? Nie mówiąc już o ludziach z nieco wyższym IQ, lecz mających nie do końca przyjazne zamiary, a którzy po prostu podpatrzyli sobie "tajny znak" z ukrycia... To jest Zona, tu nie ufa się nikomu.

Sacharow zaproponował wodę mineralną, której wsyscy się napili prócz Olega, który podziękował, wyjął z plecaka wódkę i pociągnął zdrowy łyk. Przewodnik spojrzał się na niego (kogo? Sacharowa, czy Olega?) krótko, zapalił papierosa i zagadnął do profesora.
Mam nadzieję, ze wszytsko widoczne: powtórzenie, składniej będzie: której napili się wszyscy prócz Olega, literówka w słowie wszyscy i dwa orty.

Rzecz w tym, że coraz więcej stalkerów nie powraca z rejonów fabryki. A jak już się pojawiają, to w takim stanie, że sumienie nakazuje tylko ich dobić.
Zbędny wyraz. Dopóki jakoś tego nie zmienisz będzie błąd stylistyczny.

- I co chciałbyś bym zrobił? - spytał Przewodnik, spoglądając na bladą mgiełkę dymu z papierosa, unoszącą się pod sufitem.


- Nie mów mi, że jesteś jednym z tych niby doświadczonych stalkerów, którzy uważają, że już są gotowi na wyprawę w głąb Zony za jakimiś domniemanymi polami artefaktów. „ Daj mi dobry kombinezon i giwerę a przyniosę ci artefakty spod samej elektrowni”. Tak gadali... Phi. To śmieszne i żałosne. Nie ma sposobu by się tam dostać choćbyś i (wywalić) jechał czołgiem uzbrojonym w CKM. Gdy (zamienić na Jeśli) jakimś trafem nie zeżrą ciebie (lepiej będzie cię) mutanty albo nie rozwalą (nie pasuje mi ten zwrot do postaci profesora) na kawałki anomalie, to wypali ci mózg Mózgozwęglacz i będziesz chodził jak te trupiaki, które wytłukliście - w kółko i bez celu. Jeszcze nikt stamtąd nie powrócił. Z ultranowoczesnym kombinezonem i bronią nie uda ci się przeniknąć nawet przez Radar, a o Prypeci albo tym bardziej Elektrowni wogóle zapomnij (zamienić na nie wspominając). Owszem, jak się uprzesz to dam ci porządny pancerz i karabin jak masz dziesiątki tysięcy rubli, odejdź w poszukiwaniu przygód, ale ostrzegam cię, nikt i nic ciebie (cię) nie uratuje jak zamienisz się w zombie, albo jak dostaniesz kulkę w łeb i twoje ciało zgnije wśród innych nieszczęśników, którzy odważyli się tam zapuścić. (znów zwrot nie pasujący mi do postaci)
Ogólnie rzecz biorąc monolog wyjątkowo chaotyczny i nie za bardzo zgrywa się z postacią Sacharowa. Język zbytnio potoczny, nieprzemyślany, drętwy. Jak mówiłem - brakuje temu wszystkiemu naturalności.

. Udowodni Sacharowowi, że da się dojść do elektrowni nie postradając życia.
Po prostu: nie tracąc.

Oleg kilka minut rozmyślał, obserwując niebo...


Panowała złowieszcza cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu grzmotem burzy i kapaniem deszczu.
Coś dziwny ten deszcz jeżeli kapał tylko od czasu do czasu, w szczególności jeśli przy okazji była burza.

...Zona [...] nie była opuszczona i porzucona, ale tylko zmieniła swoich gospodarzy.
Stalkerów przebywających w Strefie ciężko nazwać gospodarzami - prędzej intruzami.

Przeszli przez bramę, po popękanym asfalcie, w którym co kawałek przebijała się trawa
Błąd stylistyczny. Zmienić na gdzieniegdzie.

Przewodnik skinieniem dał znak, żeby wycelowali z drzwi, a sam zamaszystym kopniakiem je otworzył z hukiem, rozwalając wiążący je skobel.
Wycelować z drzwi owszem można, jednak chyba nie o to autorowi chodziło. Lepiej będzie: ...kopniakiem otworzył je z hukiem..., wyraz potoczny.

...mały stworek przeleciał piszcząc z bólu nad górką jakichś starych szmat i zatrzymał się dopiero na przeciwległej ścianie, barwiąc ją kleksem krwi. Gdy wstąpili do środka, mierząc wciąż broniami (?), i przyjrzeli się bliżej górce po środku, okazało się, że wcale nie składała się tylko ze szmat.


Na samym środku pomieszczenia leżał stos białych, jakby pozbawionych krwi trupów, rozczłonkowanych i poszarpanych, leżących z ogromnej kałuży krwi.


Przewodnik, nie zważając na okropny smród, podszedł do jednego z ciał i szturchnął lufą od karabinu.


Wyszli na zewnątrz i ciesząc się świeżym powietrzem skierowali się na środek placu, na którym górował wysoki, unieruchomiony na wieczność dźwig.
A czemuż to ten dźwig był unieruchomiony na wieczność?

Oleg skierował snop światła latarki w dół szczerbatych schodów, rozstępując gęstą ciemność, i spostrzegł na popękanej podłodze krwiste plamy i smugi, jakby ktoś ranny zszedł lub został wzleczony na dół po schodach.
Nie wiem na ile ciemność może się rozstępować, ale wydaje mi się, że jest to błąd. Niech rozsądzi ktoś mądrzejszy ode mnie.

Żółte światło latarki powoli niknęło Olegowi sprzed oczu, usłyszał tylko cichy pomruk zadowolenia potwora i spadł w ciemną otchłań tracąc przytomność.
Jakiś taki mało sensowny ten opis.

00:48 Rozdział IV W tym miejscu zaprzestałem wymieniać błędy interpunkcyjne z imiesłowami przysłówkowymi... Już nie mam siły... Siedzę nad tym postem od 21... Dostanę jakąś kolację? Nie, serio, idę sobie zrobić przerwę...

Kiedy się obudził natychmiast poczuł strach, nie wiedział od razu gdzie się znajduje i zanim wszystko sobie przypomniał i zarejestrował otoczenie, usłyszał cichy, zmęczony głos dobiegający z ciemnego kąta.
Nie wiem na ile jest to błąd, ale średnio mi tu to słowo pasuje.

Obrócił lekko głowę i spojrzał lekko w dół.


Poruszył nieznacznie dłonią, wyczuwając na pasie zimny metal noża, i jego ręka spoczęła na nim, gdy mutant poruszył lekko spiczastymi uszami i wlepił w niego wzrok. Zamruczał cicho, tak, że Olega zimny dreszcz przebiegł po skórze...
Jeżeli nóż znajdował "na pasie" to domyślam, że był w jakiś sposób zabezpieczony, a co za tym idzie, jego ostrze było schowane. Jak zatem główny bohater poczuł "zimny metal" swojej broni? Coś mi tu nie pasuje, może lepiej byłoby: ... i jego dłoń na nim spoczęła? W drugim zdaniu prawidłowo będzię: ...Olega przebiegł po skórze zimny dreszcz .

Zamachnął się z całymi siłami i wbił nóż potworowi w potężny kark aż po samą rekojeść.
Z całych sił... i znów coś jest wg mnie nie tak, tylko nie wiem jakby to zmienić...

[Bestia] Zawyła donośnie i ruszyła z atakiem na bezbronnego Olega.
...ruszyła do ataku.

Potknął się kilka razy obcierając ręce i kolana o szorski beton schodów, lecz niewolno było się zatrzymywać...
Wydaje mi się, że zwrot nie wolno powinno pisać się oddzielnie, jednak poszukiwania tego zagadnienia w necie nie dały mi jednoznacznej odpowiedzi (na dogłębne analizowanie specjalistycznych stron nie mam teraz ani czasu, ani chęci), także jeśli jest ktoś kto mógłby w tej sprawie zabrać głos i rozwiać moje wątpliwości byłbym wdzięczny. Dodatkowo zwrot: lecz nie wolno było się zatrzymywać brzmi jednak nieco infantylnie, proponowałbym go jednak jakoś zmienić...

...Oleg polegał tylko na wyobraźni i dotyku, czując na rękach połamane poręcze prowadzące w góre.
...czując pod rękami...

Z okna, z którego wyskoczył, rozległ się przeciągły, pełen złości skrzek, zatopiony w odgłos burzy.


Po dłuższej chwili podniósł ociężałą rękę i dotknął badawczo pękającej z bólu głowy. Na brudnej dłoni pozostała mu świeża, ciepła krew. Sprawdził czucie w pozostałych kończynach, druga ręka w porządku, prawa noga też, gdy naprężył lewą zapiekła ostro, ledwo powstrzymał wrzask. Więc kręgosłup obolały i potłuczony, ale cały.
Na jakiej podstawie zostało to wywnioskowane? Złamanie kręgosłupa niekoniecznie oznacza uszkodzenie nerwów (chociaż jest bardzo prawdopodobne), oprócz złamania mogą nastąpić też pęknięcia lub stłuczenia, które także nie odbiorą czucia w kończynach jednak mogą oznaczać, że przez dłuższą chwilę nie wstaniesz o własnych siłach.

Patrząc w wyrwę w dachu, spojrzał na budynek z pustymi oknami...
Trzeba się zdecydować co bohater robił. Chyba, że akurat miał zeza, to wtedy nie mam obiekcji.

„Nie wiem jaki dziś dzień, ale jest koniec października. Zimno i wieje. Nie wiem po co to piszę, ale może ktoś mnie kiedyś znajdzie żywego albo martwego i to przeczyta (bezsensowny fragment). Wczoraj podsłuchałem nieumyślnie rozmowę szefa w bazie. Nie wiem z kim gadał, ale zrozumiałem, że chcą zrobić coś strasznego, zagrażającemu całej Zonie, ale nie usłyszałem co. Później przez przypadek zobaczyłem, że Gromow z Taczenkiem w ukryciu coś naprawiają, jakiś pojazd. Do czego im jest potrzebny?

...Wpadłem w kłopoty. Nie spodobało im się, że się dowiedziałem i chyba postanowili się mnie pozbyć. Chciałem odejść ale mi nie pozwolili. Wiem, że są nieobliczalni i że w obronie swoich interesów nie będą się przed niczym wahać. Zacząłem się bać o własne życie. Wybiegłem z bazy gdy nikt nie patrzył, a oni po chwili zaczęli za mną strzelać (zaczęli do mnie strzelać?.

...Rozwaliłem przypadkowo swojego (swoje) PDA. Uciekałem przed nimi długo i omal nie wpadłem w trampolinę w Dziczy. Teraz siedzę w jakimś zawalonym tunelu, pełno tutaj anomalii. Zaraz się ściemni, a ja mam przy sobie tylko marny pistolet.

...Kolejny dzień przywitał mnie strzelaniną. Wysłali oddział, by mnie znalazł. Zabłem jednego i uciekłem. Niedobrze zabijać swojego, ale musiałem. I tak już jestem stracony.

...Po południu doszedłem do tego dziwnego miejsca. W pobliżu kręcą się snorki. Nie chcieli mi otworzyć drzwi w bunkrze, to poszedłem w stronę budynków. Usłysza...”
Notatki stalkera, któremu się zmarło w hangarze (jeśli dobrze pamiętam) uprzednio się w nim zabarykadowawszy. Są one wyjątkowo... drętwe. Rozumiem, że powinnościowiec (jeżeli dobrze zrozumiałem), który je spisywał miał inne rzeczy na głowie niż zwracanie uwagi na stylistykę i składnie swoich wypowiedzi, ale jest to jednak opowiadanie.

„...Zgubiłem plecak, jak to coś mnie goniło. Wskoczyłem do przybudówki i szczęśliwym trafem znalazłem krzesło w niezłym stanie. Zablokowałem drzwi. Tutaj mnie nie dopadnie.
Rozumiem, że chodzi o tego nowego mutanta, czy może jednak o chimerę? Nie wydaje mi się, żeby zwykłe krzesło było w stanie zatrzymać coś co bez większych problemów zawlokło dwóch dorosłych mężczyzn z pełnym ekwipunkiem kilka pięter wzwyż.

Jeżeli to ma zagrozić wszystkim stalkerom, w tym także i jemu, trzeba odkryć wszystkie karty i zadziałać, jeżeli będzie trzeba. Trzeba to zbadać.
Po pierwsze: co to za dziwna konstrukcja: trzeba odkryć wszystkie karty i zadziałać? Po drugie: jeżeli jednak naprawdę trzeba odkryć wszystkie karty i zadziałać to po jaką cholerę w dalszej części zdania to jeżeli będzie trzeba? Wychodzi Ci z tego pleonazm, tym bardziej absurdalny, kiedy po tym zdaniu pojawia się jeszcze Trzeba to zbadać.

Po chwili kreatura zeskoczyła z dachu z zaskakującą zwinnością jak na swoje rozmiary, rozchlapując kałużę błota i okrążając go z zaciekawieniem, mrucząc ledwo słyszalnie.
Zbyt dużo imiesłowów. Zamienić na zwykłą formę czasownika, czyli: mruczała.

W ostatniej chwili przyszło wybawienie, na które nawet nie miał nadziei i się go nie spodziewał.
Kolejny pleonazm...

Odwinął go, a na kolana wypadł mu lśniący, prawie nowy karabin WSS Wintorez.
Sposób w jaki to napisałeś sugeruje, że jedno zdarzenie nie ma z drugim absolutnie nic wspólnego. Lepiej byłoby: Po tym jak odwinął tkaninę, na kolana...

Przez kilka dni nie ryzykował oddalania się od bezpiecznego schronienia u Sacharowa bardziej niż za blaszane ogrodzenie, mając na uwadze swój nienajlepszy stan zdrowia.
Zdanie jest średnio zrozumiałe. Nie najlepszy piszemy oddzielnie.

...lecz odmówił, stanowczo postanawiając, że nigdy więcej nie postawi tam nogi.
Mam pewne wątpliwości co do tego czy można coś stanowczo postanowić...

Siedząc na drewnianej skrzynce obok bunkra, trzymał w rekach notes. Przebiegając po raz kolejny wzrokiem po jego zapisanych kartkach, zastanawiając się, jaką to tak straszną rzecz chce zrobić Powinność, że może to zagrażać całej społeczności w Zonie.
Zmienić na zastanawiał

przeżycia stalkera [...] nie były wymyślonymi dyrdymałami.
Wyrażenie potoczne.

Gdyby tak było stalker nie zjawiłby sie tutaj i nie okupił życiem swojej ucieczki przed swoimi byłymi kompanami.


Najwyraźniej bandycie puściły nerwy bo rozległ się głośny strzał i metaliczny dźwięk odbijanych rykoszetem kuli od drzwi.
Brzmi to tak jakby kule były częścią mechanizmu drzwi. Najlepiej bedzie chyba: ... dźwięk odbijanych rykoszetem od drzwi kul, chociaż sam z tego rykoszetu bym jednak zrezygnował...

...Oleg usłyszał szybkie kroki w stronę swojej kryjówki.
Kroki w stronę można co najwyżej skierować, dlatego dodałbym tutaj słowo: zmierzające, tak aby otrzymać usłyszał szybkie kroki zmierzające w stronę jego kryjówki.

Na stojącego obok kolejnego bandytę zabrakło już czasu w ciągu tej chwili i gdy ten wymierzył krótko w niego, Oleg schował się ponownie szybko za zasłonę.
Lepiej byłoby: w przecziągu, co to znaczy wymierzyć krótko? I poprawnie będzie Oleg szybko, ponownie schował się za zasłonę.

Huk odbijających się pocisków od przęsła...
Huk odbijających się od przęsła pocisków...

Uniósł ręce w górę, czując na sobie wycelowaną broń każdym kawałkiem skóry, przeciwnik bez wahania nacisnąłby spust, gdyby zrobił jakiś fałszywy ruch. Usłyszał ciche kroki i poczuł zimny metal broni na swojej potylicy, silna dłoń dokładnie przejechała po jego pasie, szukając krótkiej broni lub przypiętych do niego artefaktów. Niczego nie znajdując, bandyta zasapał mu do ucha z niezadowoleniem i szepnął cicho „ już jesteś martwy śmieciu.”
...czując na swojej skórze wycelowaną w siebie broń... Dalej ze zdania można wywnioskować, że napastnik strzeliłby, jeśli to on sam wykonałby jakiś podejrzany ruch. Poza tym, jeżeli jedynym celem bandyty było zabicie protagonisty to po jaką cholerą w ogóle dawał znać o swojej obecności skoro mógł bez żadnych problemów pociągnąć za spust, pozostając cały czas niezauważonym i, jak wszyscy wiemy, pożyłby wtedy odrobinę dłużej...

- Dwa tuziny... - powtórzył cicho Żniwiarz po chwili i zaczął obracać w palcach szeroki, ząbiasty nóż wojskowy.
Zębiasty...

...chudego stalkera, ze związanymi rękami na plecach...
Chętnie bym Ci narysował jak wyglądają związane ręce na plecach, ale to może kiedy indziej... Teraz ważniejsze jest, że poprawnie będzie ...ze związanymi rękami za plecami...

Żniwiarz kopniakiem zepchnął je do kipiącego kwasu a ten zasyczał donośnie.
Ta anomalia wyskoczyła w tym miejscu, za przeproszeniem, z dupy... I że się tak jeszcze upewnię, to kwas zasyczał po wrzuceniu do niego zwłok?



To by było na tyle, a przynajmniej ja mam "tylko" tyle do przekazania. Pominąłem duże ilości błędów ortograficznych, literówek i drobnych błędów interpunkcyjnych, które powinien wyłapać dowolny program z autokorektą (choćby Word, czy głupi plugin do Firefoxa lub Opery). Jak widać jest tego sporo i wynika to najprawdopodobniej z braku uwagi autora, który najprawdopodobniej nawet nie przeczytał swoich wypocin przed wrzuceniem do sieci. Tutaj nie mogę wystawić niestety oceny wyższej niż 5/10. Jeżeli tekst zostanie porządnie zredagowany podniosę ocenę o 2 oczka w górę.

III. Na chłodno:
Po kilku chwilach rozmyślań doszedłem do wniosku, że opowiadanie jest na pograniczu bycia średnim, a dobrym. Brak zajmujących bohaterów, ogólna drętwota narracyjna i liczne błędy skutecznie przysłaniają nieliczne zalety tekstu. Pisanie aż tak rozbudowanymi zdaniami wydaje mi się jak na warsztat twórcy jeszcze trochę za trudne, aczkolwiek nie niewykonalne. Pamiętajmy też o sprawdzającym się w tej sytuacji powiedzeniu: co za dużo to nie zdrowo, i tego też życzyłbym autorowi, pisać trochę zwięźlej, ale za to z większą wyrazistością. Wyjdzie Ci to na pewno na dobre, gdyż unikniesz powstających gdzieniegdzie pleonazmów i problemów ze wstawianiem przecinków w odpowiednich miejscach. Polecałbym także pisać w programie, który sprawdzi za Ciebie te najbardziej podstawowe błędy - zdaję sobie sprawę, że, podczas pisania na komputerze, samemu nie zwraca się aż tak dużej uwagi na to co się piszę, dlatego z całego serca polecam tę opcję, jednocześnie informując, że gdyby nie ona ja także wiele błędów bym popełniał (szczególnie literówek). Dodatkowe jeśli masz jakieś wątpliwości, zawsze można sprawdzić dane zagadnienie w internecie i uzyskać w miarę prawidłową odpowiedź (zależy jak będziesz szukał).

Co tyczy się jeszcze samej fabuły: jak na razie wszystkie wątki, które się pojawiły, nie doczekały się jakiejkolwiek konkluzji, więc ciężko mi stwierdzić, w jakim stopniu będą one interesujące. Mam nadzieję jednak, że w przyszłości będą bardziej przemyślane, mniej chaotyczne, z jakimś zakończeniem i przede wszystkim bardziej rozbudowane niż są teraz.

Jedyne co mogę Ci teraz polecić to jedno: ćwicz warsztat, bo masz ku temu podstawy - zawsze to lepiej zaczynać z przygodę z pisaniem od rozbudowanych, kilkakrotnie złożonych zdań, niż od krótkich "odszczeknięć". Byle tylko wszystko robić z umiarem. To co jest teraz dla Ciebie najważniejsze to wprowadzić do swoich dzieł nieco naturalności, reszta powinna wyrobić się z czasem, jeżeli tylko będziesz ćwiczył.

W tej kategorii 6/10 z wielką nadzieją, że czym dalej tym będzie lepiej.

IV. Podsumowanie
Ze wzoru mathusa92:
(6 * 1 + 5 * 2 + 6 * 3) / 6 =5,(6)

Za wszelkie błędy popełnione w tekście przepraszam, ale ma on ponad 15 stron maszynopisu, pisałem go z jedną przerwą od 21 dnia wczorajszego do teraz (czyli godzina 3:57) i jestem pewien, że jakąś głupotę gdzieś walnąłem - w końcu też jestem tylko człowiekiem. Jeżeli ktoś coś znajdzie, uprzejmie proszę o poinformowanie mnie o tym w jakikolwiek możliwy sposób, ażebym mógł daną wpadkę poprawić. Z góry dziękuję i pozdrawiam,
Roen



PS Mam szczerą nadzieję, że autor w żaden sposób się nie zniechęcił, i że nadal będzie pisał.

PPS Żeby nie było nieporozumień zamieszczam także skale ocen w poniższym spoilerze zaczynając od najwyższej (obowiązują do pierwszego i trzeciego kryterium, w drugim istotna jest ilość i waga błędów):
:

10 - arcydzieło - musi być niemal bezbłędne względem poprawności językowej, ciekawe, zaskakujące i dające do myślenia. Ze względu na mą osobę notę tą otrzymają ode mnie najprawdopodobniej jedynie opowiadania w ciężczych klimatach (takie mnie niestety najbardziej interesują).

9 - świetne - jak wyżej, pojawiać się mogą jednak częściej drobniejsze błędy językowe, drobne nieścisłości fabularne (taką ocenę dostaną też najlepsze opowiadania nie trafiające w me gusta).

8 - bardzo dobre - pod względem językowym w dalszym ciągu drobne błędy tak jak i drobne nieścisłości fabularne. Opowiadanie trochę mniej ambitne, lecz nadal dające czytającemu satysfakcję z poświęcenia tych kilku chwil.

7 - dobre - językowo dalej bardzo dobrze jednak zaczynają pojawiać się miejscami poważniejsze błędy, fabuła w dalszym ciągu interesująca, lecz zaczynają pojawiać się elementy, które nie wpadają w mój gust.

6 - w porządku - kilka, kilkanaście poważniejszych błędów językowych, fabuła już nie tak interesująca lub zawiera sporo nieścisłości i niedomówień. Dużo elementów średnich, które miejscami nudzą i psują radość z czytania.

5 - średnie - sporo poważniejszych błędów, fabuła/bohaterowie są nijacy lub mnóstwo błędów logicznych, czasami zaczynam się zastanawiać, czy warto było poświęcać na to czas, lecz z reguły dochodzę do w niosku, że jednak tak.

4 - słabe - sporo poważniejszych błędów, fabuła i bohaterowie nie są interesujący, pojawia się sporo błędów logicznych, zwykle przyczyną jest słaby warsztat twórcy.

3 - bardzo słabe -

2 - okropne -

1 - nie dające się przyczytać -

Ostatnich trzech nawet nie opisuję mając nadzieję, że nie będę musiał ich stosować...
ImageImage

Za ten post Roen otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive qcyk0015.
Awatar użytkownika
Roen
Kot

Posty: 16
Dołączenie: 02 Maj 2012, 00:13
Ostatnio był: 30 Kwi 2014, 16:18
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 17 Cze 2012, 13:20

Kolejny rozdział przeczytany. Jest dobrze. Jest trochę literówek, trochę błędów interpunkcyjnych. Fabuła dosyć ciekawa, przemówienie bosa nawet Ci wyszło. Zdania zbyt długie - tu Roen ma rację. Z baboli stylistycznych:

Pomiędzy drzewami, zielonym trawnikiem, odgarniając pożółkłe liście, zmierzało dwoch zakapturzonych stalkerów uzbrojonych w karabiny przełożone przez ramiona. - coś z ramionami jest nie halo.

Rozejrzeli się krótko dookoła i z trudem usuwając pokrywę włazu, zeszli szczerbatą drabiną do ciasnych i zapuszczonych podziemi. - szczerbata drabina? ;)

- Dwa tuziny... - powtórzył cicho Żniwiarz po chwili i zaczął obracać w palcach szeroki, ząbiasty nóż wojskowy. - ząbiasty nóż?

Postawili go przy studni, a ten po chwili osunął się na kolana i
próbował cos powiedzieć, lecz wydobył się z niego tylko bulgoczący od krwi kaszel. - końcówka skopana.

Przez niego dwa dni temu zginęło pięciu naszych braci postawionych pod scianą. - tego nie rozumiem.

Błysnęło w świetle ognia srebro noża. - powinno być chyba: ostrze noża.

Uważam, że opowiadanie jest dosyć ciekawe pomijając błędy, które zdarzają się każdemu. Nie jest z tym aż tak tragicznie choć mógłbyś nad tym popracować. Nie zgodzę się z poprzednikiem, który wystawił średnią 5,6 co w jego skali wychodzi:

"5 - średnie - sporo poważniejszych błędów, fabuła/bohaterowie są nijacy lub mnóstwo błędów logicznych, czasami zaczynam się zastanawiać, czy warto było poświęcać na to czas, lecz z reguły dochodzę do w niosku, że jednak tak."

Uważam, że opowiadanie jest dużo lepsze. Zwłaszcza w porównaniu z tym, co ostatnio się pojawiło. Ja bym się tak nad ocenianiem nie spinał i nie wymyślał jakiś systemów ocen (które jak dla mnie są nieporozumieniem) bo myślę, że większość pisze tu rekreacyjnie, a nie tworzy coś do druku. Ale szanuje zdanie Roena, jego wkład i pracę w ocenę. Chciał zrobić głęboką analizę, zrobił, ocenił po swojemu. Może ma wyższe wymagania ode mnie co do oceniania. Mam nadzieje, że się Roen nie obrazisz za to, co napisałem. Mamy po prostu inne podejście. Tylko nie pisz więcej rzeczy typu ;) :

"Jak widać jest tego sporo i wynika to najprawdopodobniej z braku uwagi autora, który najprawdopodobniej nawet nie przeczytał swoich wypocin przed wrzuceniem do sieci"
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Za oknem deszcz

Postprzez Roen w 17 Cze 2012, 15:36

Mam nadzieję, że popełniony przeze mnie komentarz nie wywoła żadnej kłótnie ideowej. Pragnę tylko zwrócić uwagę na kilka rzeczy.

KOSHI napisał(a):Pomiędzy drzewami, zielonym trawnikiem, odgarniając pożółkłe liście, zmierzało dwoch zakapturzonych stalkerów uzbrojonych w karabiny przełożone przez ramiona. - coś z ramionami jest nie halo.
Analizuję jak mogę, jednak błędu dostrzec nie potrafię, co czasem się zdarza przy błędach stylistycznych. Byłbyś w stanie jakoś wytłumaczyć co konkretnie Ci nie pasuję? Być może faktycznie jest tu jakieś uchybienie i chciałbym wspólnymi siłami (ewentualnie aby mi wytłumaczono) dojść do sensownej konkluzji.

KOSHI napisał(a):Postawili go przy studni, a ten po chwili osunął się na kolana i próbował cos powiedzieć, lecz wydobył się z niego tylko bulgoczący od krwi kaszel. - końcówka skopana
Owszem, arcydziełem literackim to zdanie nie jest, aczkolwiek, tak jak wyżej, błędu też znaleźć nie mogę...

KOSHI napisał(a):Przez niego, dwa dni temu, zginęło pięciu naszych braci,(?) postawionych pod scianą. - tego nie rozumiem.
Tutaj dużą rolę w znaczeniu zdania pełnić będą przecinki, jednak ja sam nie wiem, czy ostatni z nich powinien się tam znaleźć, czy jednak nie.

KOSHI napisał(a):Błysnęło w świetle ognia srebro noża. - powinno być chyba: ostrze noża.
Jeżeli nóż nie został wykonany ze srebra to faktycznie jest to błąd.

Nie zgodzę się z poprzednikiem, który wystawił średnią 5,(6)...
Tak gwoli ścisłości ;). Ponadto, jeżeli już bierzesz przybliżenia, to czemu od razu do pełnych piątek, a nie do całości? W takim wypadku wyszłoby (niepełne bo niepełne) 6, a co za tym idzie
:

6 - w porządku - kilka, kilkanaście poważniejszych błędów językowych, fabuła już nie tak interesująca lub zawiera sporo nieścisłości i niedomówień. Dużo elementów średnich, które miejscami nudzą i psują radość z czytania.


Poza tym, jak sam nadmieniłeś, systemy oceniania są nieporozumieniem, ale według jakiś kryteriów i reguł oceniać trzeba. Ja sam, jak zaznaczałem na początku moich przydługawych bazgrołów, zaznaczałem, że oceniać będę tak, jak tekst profesjonalny. Ma to o tyle sens, że tekst "wrzucony do internetu" jest dostępny niemal dla wszystkich i staje się w jakimś stopniu wizytówką osoby go tworzącej. Ludzie, będąc wyjątkowo złośliwymi kreaturami (samemu się w ten opis wpisując), oceniają zwykle innych na podstawie wygórowanych wymagań i oczekiwań, którym sami często nie potrafią sprostać i tak też będę czynić, w końcu mi wolno. Nie rozumiem również, czemu kogokolwiek miałbym traktować ulgowo. Ludzie piszący rekreacyjnie swoich tworów nie udostępniają publicznie, co najwyżej grupce znajomych. Jeżeli piszą i umieszczają tekst do publicznego odbioru, znaczy to, że są gotowi na każdą krytykę, każdą opinię, i że chcą się jednak w jakiś sposób rozwinąć. Komentarze pod opowiadaniem, które nawiązują tylko do historii jako takiej, nie dają zwykle autorowi motywacji do samodoskonalenia. Jeżeli bowiem nikt nic nie mówi, to znaczy, że wszystko jest w porządku; ja jednak wychodzę z założenia, że lepiej problemy rozwiązywać jak najwcześniej, póki nie zdążyły narobić jeszcze żadnych szkód, nie zbudowały w autorze ignorancji na upomnienia innych.

KOSHI napisał(a):Mam nadzieje, że się Roen nie obrazisz za to, co napisałem.
Nawet bym nie śmiał. Jak sam zauważyłeś mamy do tego inne podejście, które jest bardziej słuszne - nie mnie to oceniać. Ja próbuję tylko pomóc autorom w zauważeniu potknięć i w samodoskonaleniu, czasem mi to nie wychodzi, ale tak to już bywa.

Tylko nie pisz więcej rzeczy typu ;) :

"Jak widać jest tego sporo i wynika to najprawdopodobniej z braku uwagi autora, który najprawdopodobniej nawet nie przeczytał swoich wypocin przed wrzuceniem do sieci"
Była to tylko uwaga poczyniona na podstawie obserwacji, aczkolwiek faktycznie, słowo "wypociny" ma negatywny, w żaden sposób niezamierzony, wydźwięk. Jeżeli ktoś poczuł się urażony, chciałbym w tym miejscu przeprosić, jednakże do swoich niedoszłych, pseudo profesjonalnych recenzji odnoszę się także mianem wypocin i nie widzę w tym nic złego.

(Jak tak przeczytałem napisane przeze mnie powyżej zdanie doszedłem do wniosku, że jest ze mnie niesamowicie wręcz oportunistyczne ścierwo...)

Reasumując wszystko, nie mam, nie miałem i prawdopodobnie (co wątpliwe) mieć nie będę zamiaru kogokolwiek w jakikolwiek sposób obrazić, zgnoić, poniżyć, czy umniejszyć. Moim jedynym celem jest rozwój warsztatu piszących i poprawa jakości powstających dzięki nim historii. To wszystko. Nic więcej.
Pozdrawiam,
Roen

PS KOSHI, nie miałbyś nic przeciwko, gdybym twoje opowiadanie też spróbował ocenić?
ImageImage
Awatar użytkownika
Roen
Kot

Posty: 16
Dołączenie: 02 Maj 2012, 00:13
Ostatnio był: 30 Kwi 2014, 16:18
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 17 Cze 2012, 16:18

Z tymi plecami to chyba powinno to jakoś wyglądać tak: broń/karabiny przewieszona przez ramię. Pisząc ramiona autor miał pewnie na myśli, że wielu bandytów w ten sposób niosło broń ale jak dla mnie wyszło to niezręcznie, ponieważ brzmi jakby broń przewieszona była przez oba, a tak chyba raczej się nie nosi. Nie wiem czy w ogóle tak się da nieść broń. Chyba, że po 1 broni na 1 ramię, ale z tekstu to nie wynika.

Co do oceny i podejścia do oceniania mamy faktycznie różne podejście. Ja oceniam luźno bo nie chce mi się tekstu analizować szczegółowo. Albo jest w miarę dobrze, coś tam jest do poprawki, albo jest słabo. Pisząc o twórczości rekreacyjnej miałem na uwadze, że nie jest to forum literackie/pisarskie więc różnie te opowiadania wychodzą. Mało kto przywiązuje uwagę, żeby opowiadanie było idealne. Jest sporo błędów gramatycznych, interpunkcyjnych, logicznych. Bardziej ludzie nastawiają się, żeby pisać niż w kierunku tworzenia arcydzieła językowego. Faktem jednak jest, że jeśli już coś się wystawia, to każdy może komentować. Nawet ten, co nie ma pojęcia. Ryzyko zawodowe :E . I tu się z Tobą zgadzam. Może czasem lepiej napisać prawdę, niż utrzymywać autora w nieświadomości i poczuciu, że wspaniale pisze. 100% racji.

Co do mojego opowiadania to oczywiście oceniaj. Na brawa i oklaski nie liczę. Tworzę "rekreacyjnie" po pracy więc poświęcam niezbyt dużo czasu opowiadaniu. Jest to dla mnie forma relaksu więc nie wczuwam się w komponowanie kolejnych części i popisy stylistyczne. Pomysł na fabułę mam, ale piszę z marszu. Jeśli to opowiadanie dostanie 4/10 to będzie sukces. Także nie widzę przeszkód Roen abyś je zdemolował ;) .

Pozdrawiam.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Za oknem deszcz

Postprzez Roen w 17 Cze 2012, 17:11

Teraz widzę o co Ci chodziło, dziękuje za objaśnienie. Ja w pierwszym momencie założyłem, że broń taszczyli ze sobą w sposób bardziej luzacki, trzymając ją na ramionach, innymi słowy kolba na jednym ramieniu, lufa na drugim i oparte na uzbrojeniu dłonie, lub nadgarstki.

Co do Twojego tekstu - postaram się na dniach mu przyjrzeć, ale wątpię żeby był aż tak zły. Niemniej jednak - żadnej taryfy ulgowej :E.
Pozdrawiam,
Roen
ImageImage
Awatar użytkownika
Roen
Kot

Posty: 16
Dołączenie: 02 Maj 2012, 00:13
Ostatnio był: 30 Kwi 2014, 16:18
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4

PoprzedniaNastępna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości