Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Matthew w 27 Maj 2009, 14:54

Jest to początek opowiadania które piszę od wczoraj. Nagłe natchnienie, może coś z tego wyjdzie :). Ciąg dalszy oczywiście powstaje a tymczasem wrzucam początek i licze, że podpowiecie mi, co powinienem zmienić, gdzie robie błędy, a co zostawiać bez zmian... i tak dalej :)


I.

-(…) dosłownie 20 kilogramów artefaktów. Bateryjki, Świecidełka, Gwiazdy a nawet jedno Słońce, a mało tego! Za nim ciągle w trzy metrowym odstępie wlókł się ten Klein. Stary napchał więc tyle złomu, ile zdołał tylko znaleźć do jakiegoś worka, i dał to temu dzieciakowi. Kałasznikowy, nieużywane; karabiny myśliwskie, nie byle jakie strzelby, masę dynamitu, Wintary i kilka karabinów snajperskich. Było tam także z 10 kilogramów nitrogliceryny, w plastikowych woreczkach(…).

Spojrzałem na zegarek. 5.04. Jest piąta, a on ciągle opowiada. Gdybym nie był zestresowany całą podróż, gdybym nie myślał ciągle o bezpiecznym dotarciu do celu, znał bym całą historię wypadów do Prypeci i Elektrowni. Ale byłem, i myślałem.
O tym, że 21 marca będę już w Zonie, dowiedziałem się z miesięcznym wyprzedzeniem. W lutym tak naprawdę jeszcze w to nie wierzyłem. Przeczytałem to tak, jakbym czytał w gazecie nagłówek nic nie obchodzącego mnie artykułu. Kontynuowałem życie. Pracowałem jak wcześniejsze lata, mieszkałem jak dotychczas, myślałem tak samo. Nic się nie zmieniło.
1 marca przyszła paczka- oznakowana. Skontaktowali się wtedy ze mną po raz drugi. Gdy 18 lutego otwierałem list nie wiedziałem, że to oni. Po prostu go otworzyłem, przeczytałem, i schowałem. Żadnych emocji. Gdy 12 dni później znów ujrzałem czarną pieczątkę na liście, serce zaczęło bić szybciej, a ja dopiero wtedy uświadomiłem sobie to, że jadę Tam. Do listu dołączona była paczka. Byłem szczęśliwy i podniecony, otwierałem ją bardzo powoli, jakby bojąc się, że coś z niej zaraz wyskoczy, lub wybuchnie mi prosto w twarz. Nic nie wyskoczyło, nic nie wybuchło. Była to maska gazowa i zestaw medykamentów z lekami przeciw promiennymi w strzykawkach, które swoim wyglądem nie wzbudzały zaufania. Gdy paczka wylądowała na łóżku, otworzyłem list. Było w nim kilka biletów. Lot Oslo- Kopenhaga z datą na 10 marca, 13 Kopenhaga- Praga, następnie kolejny lot samolotem, 15 dnia trzeciego miesiąca bieżącego roku, mianowicie Praga- Kraków. Kolejny świstek papierów nie był biletem, a notatką, rękopisem. Szczegółowe informacje jak dostać się do centrum Ukrainy, co mogę, co muszę, a czego nie wolno mi zabierać do Kijowa a także uwagi dotyczące zachowania na ewentualnych kontrolach podczas podróży Kijów- Zona.
Podróży, która właśnie trwała i dobiegała końca.

Przez sen straciłem rachubę czasu. Nie wiem jak długo jechaliśmy, godzina wyjazdu wypadła mi z głowy. Tak naprawdę, to nie myślałem podczas podróży o niczym konkretnym- miałem pustkę w głowie.
Przetarłem oczy, rozprostowałem się, ciągle siedząc, a następnie napiłem się wody z miedzianej butelki, którą zabrałem ze sobą, jako pamiątkę z poprzedniego życia.
Rozglądając się po naszym transporterze uświadomiłem sobie, że jesteśmy w Zonie, już nas przywitała. Przede wszystkim było mroczniej, smutniej. Brązowe naszycia na deski siedzeń stały się jakby czarne. Światło latarek i żarówek było jakby wyblakłe, jakby nie było światłem- patrzeć w jego centrum można było długo, gdyż nawet nie raziło w oczy. Przyszli stalkerzy i towarzysze mojej podróży mieli smutne i ponure wyrazy twarzy. Troje jeszcze spało, kilkoro wpatrywało się w jakieś martwe punkty podłogi czy foteli, równie martwym wzrokiem a dwoje z nich słuchało z przelotnim zainteresowaniem stalkera, który opowiadał te wszystkie bajki, pewnie całą noc, kiedy spałem. Dołączyłem do nich.

-(…) ich ciała pewnie leżą tam po dziś dzień! Ale tam, ciała, ludzie, wyobraźcie sobie kasę jaką warte są te wszystkie zabawki które ze sobą taszczyli. Cóż, Zona(…).

Zdecydowanie byliśmy w Strefie. Nie miałem już co do tego żadnych wątpliwości. Jedyny członek naszej podróży, który okazywał jakiekolwiek oznaki życia, przestał się uśmiechać, wyciszył głos i stracił chęć do dalszej opowieści. Wszyscy mieli blade twarze, równie blade jak światła latarek.
Dotychczas nie było żadnych większych kontroli. Zatrzymywaliśmy się 2 razy, słyszałem krótkie rozmowy kierowcy z jakimiś ludźmi, pewnie kontrolerami, poczym ruszaliśmy niespiesznie. Tak też jechaliśmy; wolno, ostrożnie, właśnie niespiesznie. Zaczęło padać, wielkie krople deszczu spadały na materiał robiący za ścianę i dach naszej kabiny. Jeden ze śpiących stalkerów zaczął płakać. Łzy wolno spływały po jego kości policzkowej, i znikały gdzieś w ciemności.
Image

Ogarnął mnie ogólny strach. Jak dotychczas, przez większość czasu byłem zadowolony z podróży, z tego, że wreszcie tam będę, że odetnę się od brudu zewnętrznego świata, tak teraz bałem się tego wszystkiego. Ale na pewno nie chciał bym wracać. Gdy pomyślałem o tym, co zostawiłem za sobą, i że mógłbym do tego wrócić, strach mijał.
Tak, Zona powiedziała nam głośnie dzień dobry.

Jechaliśmy tak w ponurej atmosferze jeszcze godzinę, po czym nagle zatrzymaliśmy się. Wszyscy podnieśli głowy do góry, otworzyli szeroko przebudzone już oczy i obserwowali każdy każdego. Tak naprawdę było to obawa przed nieznanym. Albo nasza podróż dobiegła końca, albo stało się coś, czego Przemytnicy w planie nie mieli i wszystko, do czego tak długo dążyliśmy trafił szlag. Marzenia o Zonie były w tamtej chwili wszystkim co miałem, niezapowiedziany postój stał się powodem ogromnych obaw. A może jednak jesteśmy na miejscu? Przecież nie pamiętałem, i za nic nie mogłem przypomnieć sobie godziny wyjazdu z Kijowa… a może to anomalia, i oni zastanawiają się teraz jak ją ominąć, co począć, może nawet rozważają powrót(…)
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".

" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".
Awatar użytkownika
Matthew
Stalker

Posty: 79
Dołączenie: 24 Maj 2008, 09:57
Ostatnio był: 25 Gru 2011, 14:47
Miejscowość: Piła
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Michu w 27 Maj 2009, 15:36

Bardzo dobre, pisz dalej. Miło się czyta no i można powiedzieć że wreszcie coś nowego, powodzenia.
Awatar użytkownika
Michu
Very Important Stalker

Posty: 1557
Dołączenie: 10 Lip 2007, 00:34
Ostatnio był: 10 Paź 2023, 16:11
Miejscowość: Jelenia Góra
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 131

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez STA1KERpl w 27 Maj 2009, 16:35

Samo opowiadanie jest czymś, czego na forum dawno nie było- a nie było tu takich głębokich opisów sytuacji, uczuć itp. Ale ortografia i interpunkcja leży- postaraj się, aby wszystko nie tylko było dobre, ale też ładne.
JESTEM TUTAJ WIPEM
Awatar użytkownika
STA1KERpl
Tropiciel

Posty: 369
Dołączenie: 15 Kwi 2009, 20:51
Ostatnio był: 25 Maj 2022, 16:45
Miejscowość: The port Royal
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: "Tunder" 5.45
Kozaki: 13

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez nismoztune w 28 Maj 2009, 13:43

Bardzo ciekawy początek opowiadania. Powiew świeżości na forum, coś, czego brakowało w tym dziale. Może być trochę więcej opisów otoczenia w jakim znajduje się bohater. Czekam na kolejną część.
Awatar użytkownika
nismoztune
Stalker

Posty: 186
Dołączenie: 18 Paź 2008, 22:20
Ostatnio był: 30 Sie 2023, 19:39
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 19

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Matthew w 28 Maj 2009, 15:24

Dzięki za pozytywny odzew :)

STA1KERpl, interpunkcja i ortografia mówisz, tylko nie widze błędów. Przeczytałem, i nic nie skoczyło mi do oczu, wrzuciłem do worda, znowu nic :) Także myśle, że napisane jest to poprawnie od strony technicznej. Jeśli widzisz konkretne przykłady, zacytuj je prosze.

Tym czasem daje kolejną "część". Ale nie traktujcie tego jako drugi roździał, czy coś w tym stylu- To ciągle wstęp.

(...)i oni zastanawiają się teraz jak ją ominąć, co począć, może nawet rozważają powrót(…)

Moje myśli przerwał dźwięk otwierających się drzwi, potem głośny skrzypiący trzask, co wziąłem za ich zamknięcie, a następnie słychać było kroki mlaszczące w błocie. Jeden z Przemytników odsłonił zasłonę wejścia do naszej kabiny i powiedział bardzo spokojnym, wyważonym, lecz szybkim głosem:
- Dobra, wysiadajcie!

Więc nie wracamy- dojechaliśmy. Poczułem ulgę. Wszystkie złe myśli opuściły mnie, przynajmniej na tą chwilę.

Nie wiem, czy nikt nie zrozumiał tego, co powiedział, czy wszyscy byli w zbyt dużym szoku, żeby myśleć racjonalnie, ale nikt się nie ruszał. Wstałem więc powoli, chwyciłem plecak który leżał pod moimi nogami, chwyciłem w dłoń moją broń, i ciągnąc plecak po skrzypiącej podłodze pojazdu podałem go mężczyźnie na dole.

Na zewnątrz ciągle padało, spojrzałem w niebo, o dziwo nie było tak ciemne, tak mroczne, jak sobie je wyobrażałem podczas podróży. Było płynne, spokojne, zanosiło się, że deszcz niedługo ustąpi. Zona powoli budziła się do życia, słońce nieśmiało jeszcze świeciło swoimi delikatnymi promieniami spomiędzy drzew.

Gdy wszyscy byliśmy już na dole, razem z kierowcą, który zgasił silnik transportera, rozejrzałem się po okolicy. Wcześniej pomagałem w wyjmowaniu plecaków i innych torb bagaży kompanów mojej podróży. Każdy miał ze sobą co najmniej 30 kilogramów najróżniejszego towaru. Oczywiście też mieliśmy to, co nakazali zabrać ze sobą nasi Charonowie: Przede wszystkim medykamenty i maski gazowe, wojskowe lub robocze solidne buty, koniecznie bluzy bądź kurtki z kapturami, koniecznie z materiału, który nie szeleści i kilka innych rzeczy. Zalecali zabrać spodnie z wieloma kieszeniami, by mieć wszystko pod ręką, mapy Zony i okolic w dużej skali, liczniki Geigera, tego niestety nie udało mi się zdobyć. Polecali także zaopatrzyć się w duże ilości małych metalowych przedmiotów, najlepiej śrubek, do sprawdzania sobie drogi, do ucieczki przed anomaliami a także w jedzenie, które możemy szybko przygotować w mało sprzyjających warunkach, no i w broń.

Nie miałem większego problemu ze zdobyciem tego wszystkiego. Najłatwiej oczywiście było dobrać się do rzeczy takich jak śrubki, buty robocze, łopaty czy latarki. W życiu które zostawiłem daleko za sobą… tak, to był już fakt dokonany, jesteśmy tu, i tamto skończyło się wraz z chwilą, gdy wszystkie cztery koła pojazdu znieruchomiały… w tamtym życiu byłem architektem i inżynierem budownictwa, więc styczność z tym sprzętem, bardzo profesjonalnym i najwyższej klasy, miałem na co dzień. Broń? Kłusownictwo zaopatrzyło mnie w karabin myśliwski z lufą 610 milimetrów i magazynkiem na 5 naboi oraz doczepianą lunetą z 3 krotnym zoomem.

Drzewa, błoto pod nogami, budzące się słońce, niby nic niezwykłego, jednak wszystko było inne niż na zewnątrz, było podporządkowane Strefie. Droga asfaltowa którą podążaliśmy zmieniła się w szlak leśny porośnięty trawą, teraz przykryty cienką warstwą błota, w szlak, który kończył się jakieś 20 metrów na wprost od nas. Otaczający nas las poruszały krople deszczu który nadal nie ustępował.
Image

Nasunąłem kaptur na głowę, a opartą o koło broń zarzuciłem na ramię poczym ruszyłem, tak jak reszta, za przewodnikiem. Kazał nam iść w 3 metrowych odstępach, szedł przodem, często zatrzymywał się pomiędzy drzewami poczym delikatnie zmieniał kierunek marszu, jakby coś omijał, a następnie wracał na właściwy tor. Musieliśmy podążać dokładnie jego śladami, lecz nie było to trudne, z uwagi, że jego buty zostawiały bardzo widoczne ślady w błocie. Za nami podążał kierowca, obserwujący ruchy każdego z nas, gotowy w każdej chwili krzyknąć do swojego partnera jakąś uwagę o naszym ewentualnym niestosowaniu się do poleceń.

Tak naprawdę, to nie wierzyłem, że nas tu dowiozą. Jakieś bezsensowne błądzenie w Danii, Czechach i Polsce, kontaktowali się z nami tyle co nic. To było jakieś nierealne. Ale gdy ich już spotkałem, gdy wszyscy zebraliśmy się w Kijowie, uwierzyłem. Mieli wszystko obmyślone, cały plan, od wylotu do Kopenhagi, do dnia dzisiejszego. Wszystko było konieczne. Byli chyba dwójką stalkerów którzy opuścili już Zonę. Co prawda wracają czasem, jak dziś, ale nie są w niej tak jak reszta. Bardzo zgrani, zorganizowani, nie wdawali się ze sobą w dyskusje typu „co teraz”. Po prostu robili swoje, wszystko według ustalonych wcześniej zasad, krok po kroku. Byli bardzo pewni i stanowczy. W ich oczach i ruchach widać było przekonanie, co do słuszności tego, co czynią, i co do tego, że to się po prostu uda. Nie liczyli na to, wiedzieli to. Ani razu nie wdali się z nami w żadne dłuższe dyskusje, tym bardziej nie rozmawiali z nami o planie. Przekazywali nam tylko to, co niezbędne, byśmy po drodze nie umarli, i nie zabili innych. Nie znaliśmy nawet ich imion. To też nie było konieczne. Domyślałem się, że podróże do Kopenhagi czy Pragi były na wszelki wypadek, ktoś przecież mógłby zgłosić kiedyś nasze zaginięcie- szukano by nas raczej w tamtych miejscach. Co do innych kwestii, na razie pozostawiam te domysły na później, to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że jesteśmy tu.

Słońce gdzieś się schowało, owiła nas gęsta mgła, a deszcz przestał padać.

Stawialiśmy bardzo ostrożne kroki, maszerowaliśmy wolnym tempem, ciągle w ślad za mężczyzną na przedzie. Podróż stała się trudna. Szedłem jako siódmy, ale mgła nie dawała nam spokoju. Widziałem tylko najbliższe otaczające nas drzewa i dwie postacie stawiające leniwe kroki przede mną. Trzecia jawiła mi się już jako wyblakły, poruszający się cień. Odnosiłem wrażenie zagubienia.

Wyobraziłem sobie, jak teraz, w tym lesie, podczas tej mgły i deszczu napada na nas pijawka czy inne dziecko Zony. Nie mieli byśmy najmniejszych szans. Nie we mgle w której wzrok sięgał maksymalnie 10 metrów dalej. Straciłem tą wielką wiarę w przewodników. Można było wierzyć, że dowiozą nas do Zony, i w to, że tą podróż przeżyjemy. Ale nie w to, że obronią nas wszystkich przed nią, gdy przyjdzie taka potrzeba. Powiedzieli, że gdy trafimy do strefy, mamy milczeć, nie dyskutować. Odzywać się tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne. Jeden z towarzyszy zapytał w tamtym momencie skąd będziemy wiedzieć, że to Zona. Odpowiedzieli, że po prostu to poczujemy. Tak, poczuliśmy, gdy to wszystko się zmieniło, w transporterze. Wtedy przekroczyliśmy granicę. Ale nowym elementem, po którym rozpoznałem, że tu jesteśmy, że to nie jest już tamten świat, było właśnie to, że zaufanie do przemytników minęło. Byli dobrzy, ale jednak czuć było ich ukrytą bezradność i obawę. Ich siły nie były już tak wielkie, jak przedtem. W tej chwili zrozumiałem różnicę jaka panuje pomiędzy tamtą granicą. Tam, skąd przybyliśmy, człowiek kreuje świat. Tutaj to Strefa dyktuje warunki. I to dało się odczuć.

Ktoś za mną szturchnął mnie, popędzając do przodu. Uświadomiłem sobie, że zwolniłem krok, może nawet przystanąłem na moment. Byłem 5 metrów za stalkerem przede mną. Szybko, z obawą, wyrównałem krok do 3 metrów. Dzięki mgle przemytnicy nie widzieli mojego błędu. Gdy sobie to uświadomiłem, poczułem niemałą ulgę. Takie błędy nie figurowały na ich planie, a do planu stosowali się perfekcyjnie, i to samo nakazali nam. Może nie obronią nas przed Zoną, ale Zonę przed nami jak najbardziej. Niby mała nieścisłość w moich krokach, odstęp powiększony do 5 metrów. Na pierwszy rzut oka nic takiego. Ale gdyby na przykład mgła zgęstniała, stracił bym z zasięgu wzroku mężczyznę przede mną, mógłbym zgubić nie tylko siebie, ale i wszystkich za mną. Ślepe błądzenie we mgle po Czarnobylskim lesie nie było czymś o czym marzyłem.

Maszerowaliśmy jeszcze kilka chwil, zanim zatrzymaliśmy się niepewnie.

----

Mała uwaga, gdy przekopiowałem tekst tutaj, wcięło akapity przez to tekst wyglądał mało estetycznie. W miejscach, gdzie są akatpiy, zrobiłem linijkę przerwy.
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".

" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".
Awatar użytkownika
Matthew
Stalker

Posty: 79
Dołączenie: 24 Maj 2008, 09:57
Ostatnio był: 25 Gru 2011, 14:47
Miejscowość: Piła
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Michu w 28 Maj 2009, 20:05

Świetne, ja tam nie widzę żadnych interp ani ortograficznych. Stalker - nabić posta chcesz czy jaki chj? Pisz dalej, świetnie się czyta przy kolacji i herbatce :D
Awatar użytkownika
Michu
Very Important Stalker

Posty: 1557
Dołączenie: 10 Lip 2007, 00:34
Ostatnio był: 10 Paź 2023, 16:11
Miejscowość: Jelenia Góra
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 131

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez MatrixSTR w 31 Maj 2009, 01:28

fajnie opowiadanie i fajnie się je czyta. raczej nie rzucają się w oczy większe błędy. mam nadzieję że kontynuacja szybko się ukaże. pozdrawiam
Awatar użytkownika
MatrixSTR
Modder

Posty: 1097
Dołączenie: 26 Maj 2009, 23:44
Ostatnio był: 27 Maj 2024, 12:26
Miejscowość: Gdzieś Daleko W Wielkopolsce
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 276

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Matthew w 31 Maj 2009, 11:00

Cieszy, że są osoby których nie bolą oczy od czytania tego ;P.

kolejna część:

- Mamy podejść?!- Wykrzyczał ktoś z przodu, miał dziwny głos, słychać było, że dawno go nie używał. Jak każdy z nas.
-Do przodu i stanąć w okręgu, wszyscy. – Rozpoznałem głos przewodnika.
Ruszyliśmy więc, mgła powoli odsłaniała mi postury mężczyzn tworzących pół okrąg. Dołączyłem do nich, a w środku, prócz przemytnika, pojawiło się dwoje nowych ludzi.
Image

Stalkerzy. Na twarzach maski gazowe, które, gdy zatoczyliśmy pełny okrąg, zdjęli i zawiesili luźno na szyjach. Jeden miał bardzo szerokie, wojskowe spodnie z niezliczoną liczbą wypchanych kieszeni. Oboje stali z karabinami myśliwskimi w rękach, ubrani w grube, długie płaszcze spod których wyłaniały się kaptury okrywające ich głowy.
Staliśmy kilka dłużących się minut w kompletnym milczeniu. Spoglądając w niebo, zadziwiająco bezchmurne, zorientowałem się, że od kilku minut deszcz już nie pada. Zsunąłem z głowy kaptur, podczas gdy nasi nowi kompani przeszywali nas wzrokiem, od stóp do głów, przyglądali nam się bardzo uważnie.
Bolał mnie kręgosłup. Duży wojskowy plecak załadowany około trzydziesto kilogramowym towarem wżynał się w moje plecy. Miałem zamiar usiąść, i odpocząć, skoro i tak chwilowo nic się nie działo, i nabrać chociaż minimalne ilości energii na dalszą tułaczkę, ale milczenie zostało przerwane.

- Dobra. Pierwszy, drugi i trzeci.- mówił jeden z dwójki nowych stalkerów, pokazując palcem po kolei na każdego z nas- Pierwszy, drugi, trzeci, i tak dalej.- krótka pauza.- Jestem Sjemszow. Mój towarzysz to Nico, a mężczyzna, który was tu przyprowadził nazywa się Andrej.- powiedział, wskazując palcem na naszego przewodnika. – Domyślam się, że czujecie się co najmniej dziwnie. Poruszacie się według dziwnych zasad, nie możecie wdawać się w dyskusje, otoczenie jest dla was inne. To, że tego wszystkiego nie rozumiecie jest normalne. Każdy tak zaczynał.- Sjemszow po wypowiedzeniu ostatniego zdania znieruchomiał, wpatrywał się w jakąś martwą przestrzeń, rozmyślając o czymś głęboko.
- Zostaliście podzieleni na grupy!- odezwał się mężczyzna którego Sjemszow przedstawił jako Nico. Każdy kolejny wyraz wypowiedział głośniej, celowo zwracając uwagę na siebie i zdejmując nasz zapatrzony zwrok ze swojego partnera.- Jedynki.- rzucił już ciszej, wskazując ręką na Andreja.- Dwójki idą ze mną, a trójkami zaopiekuje się…
- Ja.- ockniętym tonem wciął się krótko w zdanie Sjem.- Trójki idą ze mną.

To było dziwne. Ocknięty stalker spojrzał na drugiego przepraszającym… błagającym wzrokiem. Nico ani drgnął, gdy oczy jego kompana zaczęły się szklić, poczym odwrócił wzrok.

Cała trójka stalkerów podała sobie dłonie w geście pożegnania, następnie przewodnik skinął delikatnie głową w stronę kierowcy, który stał z boku, za nami. Ten odwzajemnił gest, po czym ruszył z powrotem drogą, którą tutaj przybyliśmy.

---
To jest koniec części pierwszej, powiedzmy rozdziału.
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".

" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".
Awatar użytkownika
Matthew
Stalker

Posty: 79
Dołączenie: 24 Maj 2008, 09:57
Ostatnio był: 25 Gru 2011, 14:47
Miejscowość: Piła
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Michu w 23 Cze 2009, 22:29

Będziesz to kontynuował? :P Czekam i czekam, może coś skrobnij wieczorkiem.
Awatar użytkownika
Michu
Very Important Stalker

Posty: 1557
Dołączenie: 10 Lip 2007, 00:34
Ostatnio był: 10 Paź 2023, 16:11
Miejscowość: Jelenia Góra
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 131

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Matthew w 25 Sie 2009, 18:08

Postanowiłem kontynuować. Nie było czasu, kompletne zero. Ale teraz jest :).
Roździał II.

II.

Byliśmy w drodze do wioski, czy też osady, nazwanej Wschodnia. Ta przechadzka miała nam zająć około godzinę, więc powinniśmy dobić do celu w południe.
Pogoda się poprawiała, za każdym spojrzeniem w niebo robiło się ono ładniejsze. Nie padało, a mgła odpłynęła w zapomnienie. Gdyby nie mróz, głód i ból pleców, mógłbym tak spacerować i kilka kolejnych godzin. Ale byliśmy przecież dziś beż żadnego posiłku, każdy miał na placach uwieszony 30 kilowy bagaż… nie było łatwo.

Pozostałe grupy także udały się do obozowisk stalkerów. Andrej ze swoją czwórką udał się do Północno-Zachodniej, a Nico i jego nowi kompani byli w drodze do Zachodniej. Gdy się rozeszliśmy, zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś spotkam tych ludzi.
Sjemszow nakazał nam na początku wędrówki zażyć leki przeciwpromienne. Kiedy wpatrywałem się z przerażeniem i zastanowieniem, ilu stalkerów zginęło już przez bakterie, które uczęszczały na takich strzykawkach- brudnych, pożółkłych i z zanieczyszczonymi igłami, nasz nowy przewodnik pouczył nas, że powinniśmy robić to regularnie każdego dnia, gdyż na każdym kroku będziemy mieć kontakt z choćby radioaktywnym pyłem. Następnie sam wyjął strzykawkę, której igłę oczyścił przeciągając po niej palcami, od góry w dół. Wytarł dłonie o spodnie, a następnie wstrzyknął w żyłę substancję. Nasza czwórka zrobiła to samo, włącznie z oczyszczeniem igły.
Później już tylko szliśmy. Nikt nic nie mówił, trzymaliśmy 3 metrowe odstępy od siebie, i maszerowaliśmy ślad w ślad za Sjemszowem.

-No dalej, pytajcie!- wypalił nagle stalker, zwracając się do naszego milczenia. Gdy odpowiedziała mu cisza, ciągle maszerując, dodał- Andrej pewnie kazał wam milczeć, zabronił dyskutować. Musiał tak postępować. Raz, że w nocy w Zonie, poza wioskami, lepiej być cicho… Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile pijawek otaczało was podczas tułaczki przez las, a dwa, Andrej lubi pracować w ciszy. Jest to człowiek który gdy coś robi, robi to według wcześniej ustalonego planu. Gdy wciela go w życie, myśli tylko o tym, jaki jest następny krok. Nienawidzi, gdy go ktoś rozprasza.
-Czyli dlatego nie mogliśmy niczego zjeść, gdy was spotkaliśmy?- odważnym tonem zagadał jeden z pozostałej trójki.- Postój przeciągnął się w czasie, a to było by niebezpieczne, przez te pijawki?
-Brawo stalkerze. Bo wiecie, Zona za dnia jest drugim najniebezpieczniejszym miejscem w jakim przyjdzie wam kiedykolwiek przebywać. Pierwsze miejsce zajmuje Zona nocą. Jeśli przyjdzie wam kiedyś do głowy, by nocą udać się do lasu…- urwał na chwilę, po czym cichym tonem dodał- nigdy tego nie róbcie. Nie ma nawet stalkerów, którzy przyszli by po wasze fanty. Jedynie grupą, i za dnia, ale pewnie każdy znalazł by coś lepszego do roboty.

Wyszliśmy z lasu, drzewa rosły coraz rzadziej, a teraz przed nami rozciągały się długie połacie wysokiej na metr trawy. Idąc za przewodnikiem, zaczęliśmy się przez nią przedzierać. Maszerując, stalker który zadał pytanie Sjemszowowi, odwrócił głowę w stronę lasu, i odetchnął głęboko, jakby z ulgą.
Miałem kilka pytań, długo nie otwierałem ust by wydobyć z nich jakiekolwiek słowa. Suszyło mnie w gardle, chwyciłem więc za solidną pół litrową butelkę przymocowaną do pasa spodni, po czym pociągnąłem kilka łyków, uzupełniając płyny i nawilżając jednocześnie uschnięte usta.

- Jesteście stalkerami, dwójka, która nas tutaj przyprowadziła, także. Co takim stalkerom daje to, że sprowadzają do Zony ludzi z zewnątrz? Jaki w tym wasz interes? Nawet wam nie płaciliśmy!- odezwałem się, gdy przypinałem do pasa miedzianą butelkę wody.

Adresat mojego pytania zaśmiał się dosyć głośno. Poczułem się niepewnie. Zastanawiałem się, co powiedziałem nie tak, gdzie się wygłupiłem. Ale reakcja pozostałych była inna. Nikt się nie śmiał, wszyscy wpatrywali się w niego, oczekując odpowiedzi na zadane pytanie.

- Powiedzmy, że odpowiednią nagrodą będzie, gdy choć jednego z was pochłonie Strefa, a ja znajdę wasze fanty.- odpowiedział radosnym tonem, a następnie po krótkiej ciszy, gdy widział brak naszej reakcji, dodał- mamy swoje powody.

Ta wypowiedź wyraźnie poruszyła pozostałą trójkę. Sjem opowiadał reszcie mało ważne i ogólne rzeczy o strefie, stalkerach i fantach, bez żadnych konkretów.

Z każdym kolejnym przemaszerowanym metrem poziom i ilość trawy zmniejszały się, aż po chwili trawa kompletnie znikła nam z pod nóg.
Nagle przewodnik gwałtownie nas zatrzymał. Jakieś 30 metrów przed nami stał wagon pociągu. Wysoko już zawieszone słońce przebijało się przez jego okna odbijając ich kształt na żwirze i błocie które zastąpiły gęstą trawę. Okolica nie wyglądała najgorzej. Za nami rozległa trawa, jeszcze dalej las. Tak samo na prawo od nas. Z zielska po prawej stronie wyłaniał się nasyp kolejowy, wznosił się na jakieś dwa metry wysokości. Wyłaniał się i chował gdzieś za wagonem. Widoczność była minimalna. Staliśmy twarzą twarz ze słońcem, jakby się z nim konfrontując.
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".

" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".
Awatar użytkownika
Matthew
Stalker

Posty: 79
Dołączenie: 24 Maj 2008, 09:57
Ostatnio był: 25 Gru 2011, 14:47
Miejscowość: Piła
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Matthew w 26 Lis 2009, 15:59

Ciąg dalszy II części.

-O co chodzi? – Padło pytanie z ust jednego z nas, który z niecierpliwością spoglądał w przód, próbując dopatrzeć się czegokolwiek w wagonie, czegoś, co było powodem obaw Sjemszowa, czegoś, co mogło być naszym problemem.
-Jak masz na imię? – Odpowiedział mu, ciągle wpatrując się w wagon, dłonią zasłaniając słońce oślepiające jego oczy.
-Igor. – Ogłosił bardzo nieśmiale, również wpatrując się przed siebie. – Co się dzieje? Na co czeka…
-Stul pysk, Igor. – Przerwał mu stanowczo Sjem.

Wszyscy, stojąc w zwartej grupie obserwowaliśmy, co robi. Ale tylko się wpatrywał. Gdy przykucnął, popatrzeliśmy sobie po oczach z wielką niepewnością i obawą, po czym zrobiliśmy to samo. Byliśmy tam jeszcze kilka dłuższych chwil podczas których Sjemszow obserwował jakby nie wagon, a powietrze przed nim. Spoglądał także na podłoże, gdzie spod wagonu próbowała wydostać się trawa o jaskrawych kolorach. Na lewo, gdzie trawa sięgała około dwóch metrów, i zaraz przed nim, było sporo wody, gdzieś niedaleko musiał znajdować się jakiś strumień.
Przez cały ten czas panowała grobowa cisza, wszyscy tylko wędrowaliśmy spojrzeniem za wzrokiem przewodnika. Ten, gdy zaczynaliśmy się bardzo niecierpliwić, wyjął z jednej z wielu kieszeni kilka metalowych śrubek. Rzucił jedną jakieś 10 metrów na wprost od nas. Nic się nie stało. Wziął do prawej ręki kolejną, i rzucił ją kolejne pięć metrów dalej. Nic. Potem 20, 25, i wreszcie pod sam wagon. Śrubka odbiła się od niego, poczym wpadła do wody nieopodal. Znów nic. Sjem odetchnął z ulgą, obrócił się do nas, zbadał wzrokiem stopień naszej obawy i przerażenia, i przerwał milczenie.
-W porządku. Możemy iść. Nie odchodźcie na boki, idźcie dokładnie moimi śladami. Jeśli coś wyda wam się podejrzane, lub dziwne, nawet jak na Zonę, macie mi o tym mówić. – W jego głosie słyszałem nawet nutkę przerażenia. To było dość niepokojące.

Podnieśliśmy się i ruszyliśmy, tak, jak nakazał. Jego śladami, a on sam szedł dokładnie od śrubki do śrubki, wolno i cierpliwie, ciągle obserwując okolicę.
Z każdym kolejnym krokiem wagon przybliżał się do nas, i coraz bardziej zasłaniał słońce. Gdy zanikło całkowicie, ujrzeliśmy człowieka wystającego z jednego z okien. Jego twarz była bardzo blada, ręce zwisały bezwładnie w dół. Był martwy. Na jego szyi uwieszona była maska tlenowa, w prawej dłoni trzymał strzykawki przeciwpromienne. Na twarzy miał wypisane przerażenie i totalne zaskoczenie. Brak zrozumienia sytuacji, która mu się przytrafiła. Okropny widok. Zatrzymaliśmy się 3,4 metry od trupa. Wszyscy zachowali nadzwyczajny spokój, oczywiście jak na taką sytuację. Sjem dobrze nas do tego przygotował. Cały strach wyparował, gdy w końcu ruszyliśmy, a potem nie było już na niego miejsca.
Głód i zmęczenie było wielkie. Nawet w takiej sytuacji o tym myślałem. Lecz nie było na to czasu, ani warunków. Spacerowaliśmy już ponad 40 minut, więc miałem nadzieję, że niedługo dobijemy do celu.

-Dobra… Igor, i dwójka po jego lewej stronie zostają tu. – powiedział, i pokazał palcem na lewą stronę, tuż obok wysokiej trawy, w wodzie. – Ty stalker, idziesz ze mną. – wskazał na mnie, uważnie przyglądając się mojej twarzy, jakby porównując mnie z pozostałą trójką.

Obeszliśmy wagon od prawej strony, i zatrzymaliśmy się na rogu. Przykucnęliśmy, i obserwowaliśmy okolicę. Ukazał nam się dość masywny betonowy budynek przy nasypie kolejowym. Od niego aż do nas na powierzchni unosiła się woda, w której zresztą też kucaliśmy. Na lewo, za rogiem ciągnęła się wysoko wyrośnięta trawa, i znikała gdzieś za budynkiem.
Ruszyliśmy dalej, stąpając po wodzie, i przystanęliśmy przy wejściu do wagonu.
-Promieniowanie. – Oznajmił sucho Sjem gdy mieliśmy już wchodzić do środka.
Nie mam pojęcia jak to wyczuł. Był bardzo skupiony na tym co robił. Staliśmy tak, i obserwowaliśmy wnętrze. Zwłoki, z bezwładnie zgiętymi nogami, nie śmierdziały tak, jak tego oczekiwałem. Widocznie nie tak dawno jeszcze nie były zwłokami. Przy nich, na jednym z siedzeń oparty był karabin szturmowy, a na kolejnym obok leżał masywny plecak. Patrząc w głąb, na podłodze dostrzegłem śpiwór. Widocznie owy stalker spędził tu jedną z ostatnich nocy. Być może nawet tą, podczas której podróżowaliśmy.


Pisze mało, troche czas, troche lenistwo. Brak motywacji.
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".

" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".
Awatar użytkownika
Matthew
Stalker

Posty: 79
Dołączenie: 24 Maj 2008, 09:57
Ostatnio był: 25 Gru 2011, 14:47
Miejscowość: Piła
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Zona moim spojrzeniem"

Postprzez Ścierwnik Barbridge w 27 Lis 2009, 09:48

Świetne opowiadanie bardzo mi się podobają opisy. Czuć klimat. Gratuluje talentu. Oby tak dalej. :D
Pij, znając miarę!
Miara - starorosyjska jednostka objętości. 1 miara = ok. 26,24 litra.
97% ludzi nie widziało wódki Kozak, jeśli należysz do tych 3% pij ją dalej.
:

[*] Umieść tą świeczkę w swoim podpisie na znak protestu przeciw karczowaniu puszczy Tupolewami.
Awatar użytkownika
Ścierwnik Barbridge
Kot

Posty: 22
Dołączenie: 22 Paź 2009, 15:15
Ostatnio był: 08 Cze 2013, 15:51
Miejscowość: Tea who you yeah bunny
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 2

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości