Operacja "Backstab"

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 03 Lut 2011, 17:51

Gdy oddział zbliżył się na dobre 200 metrów do farmy, Wasilij kazał utworzyć formację oscylującą między linią a klinem, a sam razem z swoim przewodnikiem udał się do pobliskich krzaków i przygotował do obserwacji. Gusarow położył się obok niego i także wydobył lornetkę.
Zabudowania byłego kołchozu stanowiły dwie podłużne stodoły, a przed nimi mały budyneczek, w którym zapewne kiedyś trzymano kury lub króliki. Na prawo od stodół znajdował się stary wiatrak w stanie generalnego rozkładu. Jego podstawa dzielnie trzymała pion, jednak cała góra, włącznie z ramionami, leżała teraz na ziemi porozrzucana parę metrów od swojej ówczesnej nasady. Z muru otaczającego kołchoz zbyt wiele nie zostało. Parę kawałków białego, wysokiego na około dwa metry obmurowania wprawdzie trzymało się nieźle, jednak znaczna większość kompletnie zniknęła lub przeistoczyła się w gruzowiska. Brama wjazdowa zupełnie zardzewiała, w zasadzie byle kopnięcie mogłoby ją złamać. Dzielnie trzymał się jednak napisany cyrylicą Kолхоз. Najmniejsza część czerwonego napisu na łukowym sklepieniu nad bramą nie uległa nawet nadkruszeniu. Napis kontrastował z stojącą na niegdysiejszym podwórzu ciężarówką typu Ural, na lewo od budynków. Pojazd był zupełnie zardzewiały, bez opon, szyb i silnika. Brązowe kawałki metalu zalegały w kabinie, na pace jak i po prostu leżały rozsypane wokół wraku. Ogólny rozpad podkreślała trawa, która rosła zarówno w budynkach, jak i na zewnątrz, zaś mech pokrył calutką dolną część stodół i murów.
- Obraz nędzy i rozpaczy... - podsumował Gusarow.
- Jak wszystko w Zonie. - odparł Wasilij.
- Wszystko, co nie naturalne. Natura zawsze zwycięży sierżancie.
- Bzdury. Wszystko co nam się sprzeciwia można zniszczyć. Gdyby tylko ludzie przestali się żreć między sobą... - zaoponował Wasilij.
- Skoro to twoje ostateczne stanowisko sierżancie, to nie mam zamiaru cię nakłaniać do zmiany poglądu. - uciął Gusarow.
- Bardzo dobrze.
Przyglądali się kołchozowi jeszcze parę minut. Gdy zegarek Wasilija wskazał szesnastą, ten zerwał się na równe nogi.
- Ekipa! - krzyknął. - Jest późno. Schodzimy tam! Trzymać broń w pogotowiu, acz raczej wątpię w znalezienie czegoś.
Patrol przygotował karabiny i w formacji linii zaczął szybko schodzić w dół by dotrzeć do zabudowań. Tempo na szczęście nie zaszkodziło dowódcy, jednak z wyraźnym niezadowoleniem stwierdził, że nie może opierać Grozy na pasku, bowiem wrzyna mu się za bardzo w plecy powodując ból.
Gdy drużyna pokonała około połowę dystansu, Młynek krzyknął:
- Panie sierżancie, wydaje mi się, że widziałem tam jakiś ruch!
Wasilij wstrzymał marsz, wszyscy padli na ziemię w ułamku sekundy. Nie było czasu na wyciąganie lornetki, więc Powinnościowiec ponownie obejrzał farmę przez celownik PSO. Istotnie, coś – lub ktoś – kręcił się wewnątrz prawej stodoły. Po kolejnej minucie znowu coś mignęło w przejściu między segmentami budynku. Jako że reszta wyglądała spokojnie, grupa zaczęła podchodzić powoli, bez pośpiechu, trzymając budynek na celu. Za każdym razem gdy komuś wydawało się, że ma kontakt, następowała pauza na paręnaście sekund. W pewnym momencie w środku nawet coś spadło, rozległ się hałas. Gdyby nie szybka komenda Wasilija, farma zostałaby zalana deszczem nabojów, a tego właśnie chciał uniknąć. „Musimy tam podejść cichaczem, jeśli to szabrownicy trzeba wziąć ich żywcem. To na pewno oni, mutanty by tak nie hałasowały”, myślał, gdy byli już blisko budynków.
Gdy dotarli pod kołchoz, ustawili się w linii za dwoma stojącymi obok siebie kawałkami muru, które jako tako się zachowały i mogły zapewnić ewentualną osłonę. Trzymając karabin w pogotowiu, Wasilij ostrożnie wysunął głowę i spojrzał na budynki.
Czysto.
- Gusarow, weźmiesz Salama i przeskoczycie za Urala. Tylko cicho! - szepnął.
Stalker skinął głową a potem machnął Salamowi i pokazał, że ma za nim iść. Ten bez słowa posłuchał. Sierżant wystawił już nie tylko głowę, ale także broń i osłaniał poruszających się. Ci w parę sekund truchtem pokonali paręnaście metrów dzielących ich od wraku. Gdy do niego dotarli, uklękli. Oleg Gusarow odwrócił się w stronę Wasilija i podniósł kciuk w górę. Lider odpowiedział mu skinieniem głowy. W międzyczasie towarzyszący przewodnikowi rekrut delikatnie wychylił się zza pojazdu. Także potwierdził, że czysto.
Sierżant zwrócił się do Młynka.
- Ty tu zostaniesz i będziesz pilnować wejścia do tej podejrzanej stodoły. Zajmiesz moje miejsce, stąd dobrze widać. - wyszeptał, na co odpowiedzią było potaknięcie. - Miszka, ty po cichu za mną.
W parę sekund Wasilij i jego towarzysz dołączyli do grupy za wrakiem.
- Teraz. - zaczął. - wy przeskoczycie na tył tego bliższego budynku, a my przejdziemy po prostej, pod główne wejście i go sprawdzimy. Ubezpieczycie nas.
- Się robi. - potwierdził Gusarow.
W kuckach ruszył z Salamem przez siebie obierając Abakana o opancerzone ramię. Nie czekając, to samo uczynili Wasilij i szeregowy Miszka.
Czas dłużył się niemiłosiernie, dziesięć sekund wydawało się godziną, jak grupa podchodziła pod kołchoz. Wasilij stracił z oczu Gusarowa, więc odczekał chwilę – aż będzie miał gwarancję, że tamten dotarł na pozycję.
Po krótkiej chwili szepnął Chrustowi:
- Na trzy. Ja wysunę się do przodu, a ty wychylisz się tu za róg i osłonisz mnie.
- Tak jest! - usłyszał dowódca w odpowiedzi.
„Raz...”, pomyślał Wasilij. A zaraz potem: „Czy mam odbezpieczoną broń?”. Gdy już upewnił się że tak, w myślach pojawiła mu się kolejna liczba. Jego dłonie pociła się niemiłosiernie. Gdyby nie czarne rękawiczki, prawdopodobnie Groza wyślizgnęła by mu się i upadła na ziemię.
- Trzy. - rzucił cicho.
Miszka spóźnił się nieco, bowiem sekundę zajęło mu zrozumienie, że to spokojnie wypowiedziane słowo było komendą. Wystawił AK-47 zza rogu i przygotował się do strzału. Wasilij minął go i truchtem wpadł do dużego, pustego pomieszczenia.
W środku walał się gruz, dużo gruzu. Szyb dawno nie było, chwasty i trawa wystrzeliły z dziur w posadzce. Kawałki metalu – prawdopodobnie z blokad między stanowiskami dla bydła – leżały na ziemi.
Widząc Wasilija, kruk kręcący się po budynku zakrakał i wystartował. Niczym pocisk wystrzelił przez jedną z wielu dziur w dachu. W tym samym momencie bocznym wejściem wślizgnęli się Gusarow i Salam.
Nikogo tutaj nie było.
„Jeszcze drugi budynek, tam będzie weselej. Ten cholerny kruk mógł nas zdradzić! Niech go szlag!”, zaklął w myślach sierżant.
Uniósł dłoń i pokazał przewodnikowi kciuk skierowany w bok, co znaczyło „Jest OK, ale mamy komplikacje.” Ten zaś pokiwał głową. Nagle usłyszeli głos z zewnątrz.
- Zenek, o ku*wa! Co to było?! - krzyknął ktoś z okolicy drugiego budynku.
- To kruk idioto! - odpowiedział mu drugi głos. - Acz coś dziwne te ptaki, że przesiadują w domach.
- Sprawdzimy to? - znów pierwszy głos.
- No taa... - przeciągle dało się usłyszeć drugi. - I tak już tutaj skończyliśmy. To zadupie, pewno tam też gówno znajdziemy.
Wasilij zalał się potem. Bez jakiejkolwiek komendy, Chrust wślizgnął się do środka, Salam przywarł do ściany blisko miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się okno. Mógł z niego zobaczyć rozmówców. Gusarow wyszedł z budynku i obstawił tyły. Sierżant pośpiesznie pomachał do Młynka, który był wyraźnie zdezorientowany, ponieważ też słyszał rozmowę. Gdy ujrzał swojego dowódcę kładącego palec na ustach nie uspokoił się. Wręcz przeciwnie, nerwowo cofnął się w tył, ale zniknął potencjalnemu nieprzyjacielowi z widoku, bowiem Kałasznikow szeregowca mógł zostać w każdej chwili zauważony.
- Salam, kto to? - spytał najciszej jak potrafił Wasilij.
Rekrut wyjrzał przez dziurę w murze. Natychmiast spostrzegł dwóch ludzi idących w stronę patrolu. Obaj wyglądali na niskich i chudych. Jeden trzymał w ręku ukraiński pistolet Fort-12, identyczny jak ten dzierżony przez Wasilija. Na nogach miał zwykłe, obszarpane dżinsy, a na piersi czerwono-białą, kraciastą koszulę, którą można by dostrzec z kilometra. Wyglądał także na maksimum osiemnaście lat. Grymas na jego twarzy wskazywał na duże zmęczenie, jednak nie można go było wziąć za nieszczęśliwego. Jego dłonie były kompletnie umorusane.
Drugi człowiek wyglądał już lepiej. Zielone wojskowe spodnie i oliwkowa kurtka pozwalały twierdzić, że był znacznie bardziej doświadczony niż jego towarzysz. Posiadał także czarny plecak, którego jednak nie można było posądzić o bycie ciężkim. W prawej dłoni trzymał woreczek z czymś brązowym lub rdzawym w środku. Lewa dłoń była wolna, ale także bardzo brudna. I znajdowała się niebezpiecznie blisko spustu dziwnie wyglądającego kałasznikowa. Karabin był pozbawiony kolby i części okładzin. Nie był to prawdopodobnie wygląd zamierzony; broni można było dać nawet pięćdziesiąt lat. Magazynek także sprawiał wrażenie krzywego lub źle wsadzonego.
Dzierżący go mężczyzna był nieco starszy, mógł liczyć nawet dwadzieścia pięć wiosen.
- Dwóch, słabo uzbrojeni, nie zaalarmowani. - zameldował Salam.
Wasilij kiwnął głową.
- Postarajcie się nie strzelać. Chciałbym ich mieć żywcem. - rozkazał sierżant z pewną dozą niepewności. Wiedział, że Młynek był za daleko by przekazać mu swoją decyzję. Młynek należał jednak do ludzi rezolutnych i Wasilij liczył, że dobrze odczyta sytuację.
Mężczyźni zbliżali się do okupowanej przez Powinność farmy. Mieli wkroczyć głównym wejściem już za parę sekund. Napięcie sięgało zenitu.
I stało się.
W chwili, gdy pierwszy mężczyzna – ten ubrany na zielono – postawił nogę w stodole, dostrzegł Wasilija. Chciał coś powiedzieć, ale jego reakcja ograniczyła się tylko do „Co do?!”, bowiem w tym momencie sierżant skierował swoją broń na pierś zaskoczonego faceta i krzyknął:
- Stój! Ani kroku!
Z rogu sali wypadł Chrust i przyłożył broń do głowy młodszego z przeciwników. Ten krzyknął piskliwie po czym dało się usłyszeć ciepłe plaśnięcie – nastąpiła niekontrolowana defekacja.
- Nie radzę... - krzyknął szeregowy, gdy gość w kraciastej koszuli chciał unieść pistolet w górę.
Salam dołączył do Wasilija i jego krzyków. Poskutkowały, bowiem zdezorientowany mężczyzna uniósł ręce do góry i uklęknął krzycząc coś bez ładu i składu.
Młynek wyskoczył zza murka i wycelował w plecy obu wrogów – mógł ich powalić jedną serią. Po chwili, także na tyły otoczonych już szabrowników, wszedł Gusarow, co ostatecznie pogrążyło myśl o ucieczce.
Nie wyszło jednak rozbrojenie. Starszemu nadal karabin wisiał na brzuchu, a młodszy trzymał pistolet w dłoni nie wiedząc co powinien zrobić.
- Salam, trzymaj go na muszce! - zarządził Wasilij.
Wydobył nóż i ruszył w stronę lepiej uzbrojonego jeńca.
- Rzuć to albo cię sprzątnę! - krzyczał cały czas Chrust do zupełnie zszokowanego chłopaka. Gdy po długiej, nerwowej chwili ten nadal trzymał broń, odezwał się przewodnik.
- To nie byłoby mądre. Odłóż to. - zamruczał cicho.
Jak na komendę, młodzieniec w kraciastej koszuli wyrzucił broń po czym przewrócił się na ziemię i zaczął szlochać. Chrust podbiegł do niego i odkopnął Forta na bok.
- Co ty chcesz zrobić? Nie! Proszę, nie mnie! - krzyczał panicznie starszy gdy Wasilij znalazł się tuż obok niego. Bez słowa przeciął pasek broni i odrzucił ją na bok. Zardzewiały sprzęt rozpadł się niczym porcelana.
- Są rozbrojeni. Dobra robota panowie! - oznajmił sierżant i uśmiechnął się, po czym spojrzał na leżącego młodszego. - Coś tu śmierdzi...
Zadowoleni z sukcesu rekruci zakrzyknęli radośnie i zaczęli się śmiać.
- Spokój! - gwałtownie wrzasnął dowódca stawiając wszystkich na równe nogi. - Tutaj nie ma się z czego śmiać. Wstawaj! - zwrócił się w stronę płaczącego, ten jednak był zbyt zaabsorbowany swoim lamentem, by zwrócić uwagę na rozkaz.
- Powiedziałem wstawaj! - ponowił żądanie.
I ponownie brak reakcji.
Wasilij machnął ręką i spojrzał na klęczącego mężczyznę w zielonej kurtce.
- Kim jesteście i co tu robicie? - spytał.
- My? Yyyy, ten... pan Sidorowicz nas wysłał. - wyjaśnił pobieżnie tamten. - A wy to kto?
Silne uderzenie otwartą dłonią powaliło go na ziemię.
- To nie ty tu zadajesz pytania. Twoje zachowanie jest nieco nie na miejscu. Zwracasz się do podoficera Powinności, następny pokaz chamstwa w twoim wykonaniu skończy się fatalnie.
- Po...po...po...Powinność?! - wydukał tamten i wytarł krwawiące usta wracając powoli do pionu. - Ale przecież Sidorowicz mówił że...
- Sidorowicz dużo może tylko jeść! - przerwał mu nagle sierżant i chwycił za szyję. - Szukaliście artefaktów? Szmugiel?
- No... tak, ale my tylko się tutaj kręciliśmy.
- Doprawdy? - wtrącił się nagle Salam. Widząc potępieńcze spojrzenie Wasilija wyjaśnił szybko. - Jak tutaj szli widziałem przez dziurę, że ma w ręku jakiś worek. Potem go musiał gdzieś schować. Na pewno nie wyrzucił.
- Przeszukaj go Miszka. - rozkazał Wasilij.
Bez słowa szeregowy odciął plecak przesłuchiwanemu, a następnie przejrzał kieszenie. W jeden znalazł załadowany magazynek do Kałasznikowa.
- Mogę? - spytał zwracając się do swojego dowódcy.
- Twoje znalezisko. - wyjaśnił lider. - Ale na razie przeszukuj.
W kolejnej kieszeni znalazł się owy woreczek, który chował w sobie coś twardego. Gdy Miszka otworzył go krzyknął nagle ze zdziwieniem. Na ziemię upadł artefakt Kamienny Kwiat.
Kamienny Kwiat reprezentował sobą twardą formę koloru brązowo-złotego, która tworzyła cienkie, ale długie wyrostki rozchodzące się promieniście, oprócz najgrubszego, który skierowany był w dół, prostopadle do pozostałych. Artefakt był nieco większy niż dłoń i cięższy niż wyglądał, jednak spokojnie mógł się zmieścić w jeden ręce. Waga, jakkolwiek zdradliwa, nie przekraczała dwóch kilogramów.
Wasilij spojrzał się na jeńca w ten sposób, że ten zmalał o połowę i skulił się przerażony. Sierżant wydobył szmaty i rzucił je Miszce.
- To właśnie jest artefakt, nazywają go Kamienny Kwiat. - wyjaśnił. - Owiń go szmatką, nigdy nie trzymaj w worku i zapakuj do plecaka. Gromadzi promieniowanie, ale nie jest na tyle groźny by cię skrzywdzić, chyba, że pochodzisz z nim jakiś tydzień. A teraz ty. - zainteresował się już zupełnie przybitym chłopakiem przed nim. - Może w ogóle powiedz jak się nazywasz. Kolegę też przedstaw, bo jak widać - wskazał na młodszego, który cały czas lamentował i krzyczał coś o nieudanym życiu. - chwilowo nie jest w stanie zrobić tego samemu.
Jeniec odetchnął głośno.
- Mówią na mnie Tolik. A tamten w czerwonej koszuli to Zenek.
Tym razem to Wasilij wziął głęboki oddech.
- Tolik, ku*wa, takiego nieudacznika jak ty jeszcze ku*wa nie widziałem w całym moim życiu. Siedzisz w Zonie od roku i robisz dla Sida? No ja pier*olę. - podsumował Powinnościowiec.
- Czy my się... zaraz! Wasilij?! Co ty tu robisz?! - krzyknął nagle Tolik. Nawet Zenek uspokoił się nieco i spojrzał teraz na dyskutującą dwójkę. - Dlaczego mi to robisz, przecież razem z bandytami walczyliśmy.
- A ja jak przyniosłem Naznaczonego poczułem swoją szansę i zwiałem od grubasa. Ty jednak – oskarżycielsko wskazał palcem na rozmówcę. - nie zrobiłeś tego. Dobrze ci było? Nie wydaje mi się. Jesteś biedny, nadal jesteś niedoświadczony, bo chodzisz ciągle w te same miejsca, nie masz nawet na dobrą broń. Ale widać zostałeś szychą w korowodzie niewolniczym Sidorowicza, bo prowadzisz dzieci, żeby ci zbierały artefakty.
Wasilij zrobił parę kroków i stanął nad Zenkiem.
- Słuchaj mnie. - rzekł spokojnie, acz stanowczo. - Ile jesteś w Zonie i co tu robiliście.
- My... my... - tutaj nastąpiła fala płaczu. - Zbieraliśmy artefakty dla pana Sidorowicza. Mówił, że Po...Powinność i bandyci tędy nie łażą więc robota prosta.
- Jak widać, zaskoczyliśmy was. - sierżant zaśmiał się. - A słuchaj, płacił ci chociaż Tolik za robotę?
- Nie, proszę pana, nie płacił. Mówił, że nic nie znaleźliśmy, bo ten artefakt jest wart najwyżej 200 rubli. Chciał dla siebie, za fatygę. - szlochał Zenek. - Błagam, proszę mnie nie zabijać! Zrobię wszystko co chcecie, obiecuję!
Wasilij kucnął nad błagającym o litość chłopakiem.
- Zostałeś wyrolowany złotko! - uśmiechnął się przymilnie. - Kamienny Kwiat u Sida zszedłby za minimum półtora tysiaka, a Barman dał by dwa i pół, bo dba o interesy swoich kupców. Ale, jak trzyma się z grubym...
Wstał i podszedł znów do Tolika.
- Wasilij. - odezwał się nagle Tolik. - Słuchaj, proszę cię. Nie rób tego. Rozejdźmy się w pokoju.
Głośny szyderczy śmiech wstrząsnął budynkiem. To sierżant Powinności wyraził swoją dezaprobatę.
- Musiałbym być wstawiony, żeby ci zaufać Tolik. I to bardzo!
- Weź wszystko co mam. - przekonywał jeniec.
- Ale ty tak naprawdę nic nie masz. Myślisz, że twoje życie jest warte często spotykanego artefaktu Nie wydaje mi się!
-Ale Wasilij, proszę cię! Błagam! - Tolik nie ustępował.
Nastąpiła cisza, przerywana jedynie krótkimi szlochami Zenka. Dowódca patrolu analizował bowiem wszystkie za i przeciw. Trwało to dobre kilkadziesiąt sekund, które spędził na wpatrywaniu się w przerażone oczy Tolika, który odpowiadał tym samym. Wasilij nie czuł żadnego współczucia dla swojego dawnego znajomego. Co innego dla Zenka. „Czemu zawsze cierpią najmniej winni”, zastanawiał się. „A ja nie lubię być sędzią. Nie lubię być sprawiedliwy”.
Nieoczekiwanie odezwał się Oleg Gusarow.
- Długo będziemy tak stać? - po raz pierwszy tego dnia stalker wyglądał na zdenerwowanego. - Sierżancie, przypomnę rozkazy od Woronina: „Jak zwykle – gdy mają przy sobie artefakty, zabić, artefakty zakopać. Gdy nie, obić, pouczyć i odprawić do Sidorowicza.”. Powinieneś się do nich stosować. Według generała masz ich teraz zabić, ukryć Kamienny Kwiat i wracać do Baru. Jakieś komplikacje? Bo zamiast się nad nimi znęcać, załatw ich, bo tak twój przełożony uznał za stosowne i wracamy. Jest po szesnastej, przed zmrokiem nie mamy szans. A tak planowałeś, z tego co wiem.
Wasilij ani nie drgnął. Patrzył raz na Gusarowa, raz na swoich podwładnych, potem kolejno na Tolika i Zenka, któremu w międzyczasie kał zdążył wypłynąć ze spodni i rozlać się na posadzce.
Przewodnik jedynie obojętnie omiatał wzrokiem całą scenę, jednak w jego oczach dało się wyczytać oznaki zniesmaczenia. Tolik klęczał i szeptał jakieś błagania do swego sędziego, a Zenek prawdopodobnie modlił się, pogodzony z własnym losem, łkając jeszcze od czasu do czasu. Szeregowcy spoglądali nerwowo na swego dowódcę, nie wiedząc co myśleć.
„Czy dowodzi mną morderca?”
Przeskakiwali z nogi na nogę, nerwowo oblizując usta i czekając na ewentualny sygnał do strzału.
Po kolejnej minucie, która ciągnęła się w nieskończoność, sierżant podjął decyzję.
- Ty! - wskazał na Zenka. - Wstawaj!
Chłopak pokornie wykonał rozkaz, dysząc ciężko.
- Ty też! - Wasilij zwrócił się do Tolika.
- Ale ty naprawdę nie musisz tego robić! - krzyknął Tolik i rzucił się do butów Wasilija.
Ten kopnął go w twarz łamiąc mu przy okazji nos. Tolik zawył i upadł na ziemię, w kilka sekund jego głowa była niemal zupełnie czerwona.
- Wstawaj! - ponowił rozkaz Powinnościowiec, tym razem donośnym krzykiem.
Rozpłakał się i Tolik. Pokornie wstał i wyszeptał „Jak ty możesz...”.
- Rozbierać się! - zarządził Wasilij.
Po sekundzie bezruchu, jeńcy zaczęli ściągać bluzy, spodnie i plecaki. Ich ruchy były sztywne i bardzo oporne. „Więc tak wygląda człowiek skazany na śmierć”, pomyślał sierżant przyjmując zielone spodnie Tolika. Umorusanych ekskrementami dżinsów Zenka nawet nie dotknął.
Gdy obaj skazani stali już tylko w majtkach i samych koszulach, Wasilij chwycił kawałek metalowej, zardzewiałej rurki.
- Nie przesadzaj. Strzelaj do cholery! - zaprotestował głośno Gusarow.
- Zamknij mordę, to nie twój zasrany interes. - wydarł się wyraźnie zestresowany sierżant.
Skutecznie zbiło to z tropu przewodnika.
- Ty zasrańcu! - krzyknął Tolik stojąc pod ścianą.
Salam chciał podejść i uderzyć go kolką w twarz, ale dowódca go powstrzymał.
- Chyba ty. - powiedział stanowczo.
Podniósł na rurce śmierdzące spodnie Zenka i cisnął je w stronę dawnego znajomego. Wylądowały mu dokładnie na ramieniu.
- Ubieraj to! - rozkazał.
- Mam zdechnąć śmierdzący?! Ty psie! - wrzasnął jeniec, ale od razu zaczął zakładać śliskie od kału ubranie.
- Panie sierżancie! - krzyknął nagle Miszka. - Jak pan sobie na to pozwala do cholery! Mam go rozwalić. Trzeba było nie robić dla Sidorowciza jak ja i ch*j!
- Uspokój się. Ty masz trzymać sektor. - zamknął temat Wasilij.
Gdy Tolik już założył spodnie, sierżant wydobył sprężynowy nóż, który znalazł w małym plecaczku, gdy skazańcy rozbierali się przed wyrokiem. Rzucił go osobnikowi pod ścianą. Broń wylądowała tuż pod nogami Tolika.
- Chcesz ze mną walczyć? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie, debilu. Bierz go i już cię tu nie ma. - wyjaśnił sierżant.
- Ale...
- Wciąż tu jesteś. Masz piętnaście sekund.
- Nie rozumiem...
- Nie ważne. Po prostu biegnij do grubego. Teraz! - ryknął Wasilij.
Tolik rzucił się do wyjścia, wybiegł przez dziurę w murze i skierował się w stronę tunelu prowadzącego do Kordonu. Pokonał ten dystans w zastraszającym tempie, niczym najlepszy olimpijski sprinter.
- Po co był mu nóż? - zapytał się Młynek.
- Tam mogą być przecież mutanty. Jakieś psy czy coś. - wyjaśnił Wasilij,
- Ma się obronić nożem?
- Przynajmniej nie umrze bezbronny. - uciął sierżant.
Powinnościowiec podszedł do Zenka, który stał prosto i bez ruchu, spoglądając tempo na wszystkich wokół. Widząc to Wasilij uderzył go otwartą dłonią, by oprzytomnia.
- Hej, pobudka! - powiedział.
- To już ten czas? Proszę, bezboleśnie. - zapłakał ostatni jeniec.
- Nie, to czas dla ciebie. Bierz jego ciuchy. - dowódca wskazał ręką na leżące na ziemi zielone spodnie i kurtkę Tolika.
- Mam je ubrać? - głupio zapytał Zenek.
- Tak.
Gdy i ten rozkaz został spełniony, odezwał się Wasilij.
- Słuchaj uważnie. Jesteś, co po tobie widać, kompletnie nowy, tak zielonego jak ty dawno nie widziałem. Zostałeś wykorzystany i wg rozkazu powinieneś zginąć, ale to bez sensu. Nawet nie wiedziałeś, że masz prawdziwy artefakt. - machnął ręką. - Zrobimy tak. Nie szukam sobie wrogów, ale przyjaciół. Ja teraz uratuję ci życie, ale ty pozostaniesz moim dłużnikiem. Pomogę ci także dostać się do Baru, ponieważ wrócisz z nami. Chwilo otrzymasz status jeńca i nie zwrócimy ci broni, nastąpi to na wysypisku, gdzie się rozejdziemy. Fakt twojego przeżycia jednak stawia mnie w świetle zdrajcy, bo wie wykonałem polecenia generała Woronina. Będziesz przedstawiać się inaczej, a to, co tu zaszło, pozostanie tajemnicą. Zrozumiałeś?
- Ja... - wydukał Zenek. - Nie wiem co powiedzieć. Nigdy tego nie zapomnę, ja...
- To jest ostatnia taryfa ulgowa w moim wykonaniu. - Wasilij wygrzebał z kieszeni parę wymiętolonych banknotów. Masz także tutaj parę groszy, bo inflacja jest dość duża, na swój start. Więcej darów nie będzie, zaznaczam raz jeszcze. Obyś był na tyle mądry i je wykorzystał. Nie zgiń za szybko, bo zmarnuję moją kasę. - zakończył sierżant i wręczył pieniądze zupełnie oszołomionemu jeńcowi.
Zwrócił się do podwładnych.
- Zabijanie każdego kogo popadnie i kto nie jest bandytą mija się z celem. Macie dziesięć minut przerwy, którą wykorzystacie na przeszukanie kołchozu. Potem wyruszymy w stronę tunelu i rozejrzymy się, podobno są tam jakieś domy, nie pamiętam już. Młynek popilnuje Zenka i zacznie mu tłumaczyć co i jak. Wszystko co znajdziecie uznajecie za waszą własność.
- Tak jest! - odkrzyknęli chórem.
- Aha, jeszcze coś. - dodał Wasilij. - Miszka, Kamienny Kwiat ma dotrzeć do Baru nienaruszony. Rozumiesz znaczenie tych słów?
- Tak jest! - odparł szeregowy.
- No to do roboty.
Kołchoz okazał się zupełnie ograbiony, nawet z baku Urala wysączono całe paliwo. Trzymając się rozkładu, po dziesięciu minutach patrol – z nowym członkiem w środku – szedł dalej na południe, w kierunku tunelu. Panowała zupełna cisza, bowiem ludzie zastanawiali się nad wydarzeniami dnia dzisiejszego.
Tylko Oleg Gusarow spoglądał ukradkiem na Wasilija i uśmiechał się pod nosem.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Reklamy Google

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 03 Lut 2011, 17:51

Marsz w kierunku tunelu nie zabrał patrolowi więcej niż 20 minut. Odbył się zupełnie bez przeszkód, grupa nie natrafiła na żadne anomalie czy innych kotów.
Wasilij zatrzymał oddział przed tunelem. Tunel – kiedyś o przeznaczeniu samochodowym – trzymał się całkiem nieźle. Była to masowa betonowa konstrukcja wysoka na około cztery metry a szeroka przy ziemi na osiem. Kształtem tunel przypominał półkole, czyli zwężał się u góry. Wnętrze było zupełnie ciemne, jednak dało się dostrzec cienie rozrzuconych skrzyń, wraków samochodów i innych śmieci. Dwadzieścia metrów od wejścia tunel skręcał w prawo. Wasilij wiedział, że za zakrętem jest kolejne dwadzieścia metrów i wyjście prosto do Kordonu. Nie to było jednak jego zadaniem, więc patrol jedynie pobieżnie rozejrzał się wokół, by po raptem trzech minutach skręcić w lewo przed tunelem i wzdłuż masywnego nasypu ruszyć w kierunku owych domów, które także miały zostać sprawdzone.
Minęło kolejne parę minut, ale oczom Powinnościowców i ich przewodnika w końcu ukazał się cel podróży. Budynki znajdowały się maksymalnie dwieście metrów od nich. Były to najzwyklejsze trzy murowane domki letniskowe stojące względem siebie w trójkącie, ale wejścia do nich skierowane były w jedną stronę – drużyny Wasilija.
Sierżant ponownie wydobył lornetkę i rozpoczął podręcznikowy zwiad. Wszystkie trzy były koloru zielonego, jednak farba straciła swą dawną świetność, nie pielęgnowana od lat. Tak samo, drzwi były powyrywane. Jedna para była oparta o ścianę, reszta leżała w wysokiej na niemal pół metra trawie otaczającej cel destynacji grupy. Wokół domów kręciło się zaś stado ślepych psów prężnie kopiących w ziemi, a także biegających w kółko. Na prawo, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, widać było małe skupisko drzew, przede wszystkim iglastych. Jak na warunki Zony, rośliny były nawet zielone, a igły całkiem liczne. „Musi być tutaj minimalne, jeśli nie żadne skażenie”, pomyślał Wasilij mając przed oczami obraz – a w zasadzie obraz nędzy i rozpaczy – zalesienia wokół Baru i w Magazynach Wojskowych.
- Gusarow, co tam te psy tam tak kopią? - sierżant zwrócił się do przewodnika.
- Nie wiem. - odparł stalker. - Ja bym tam podszedł, załatwił psy i rozejrzał się wokół. Coś tam musi być.
Krótka narada wyjawiła plan: oddział miał podejść jeszcze na około sto metrów, potem Wasilij i Młynek mieli zostać z tyłu i prowadzić ostrzał osłaniający, a Gusarow z pozostałą dwójką szeregowych w zwartej linii podejść pod budynki , sprowokować psy do ataku i wyeliminować stado.
Po dłuższej chwili patrol zajął pozycje, a zwierzęta nadal nie zauważyły obecności ludzi. Sierżant razem z swoim pomocnikiem zajęli pozycje, a przewodnik ruszył ze swoimi szeregowcami przed siebie. Zenek usiadł zaś obok Młynka, by obserwować starcie.
Dopiero niecałe pięćdziesiąt metrów od celu mutanty zorientowały się w swojej sytuacji. Psy zaczęły szczekać i warczeć. Było ich siedem. Przeważały kolorystycznie białe, albinosy, których było trzy i tyleż samo brązowych. Siódmy – ostatni – jego krótka sierść była wielokolorowa, od czarnej zaczynając a na rdzawej kończąc. Szczekał najgłośniej, mogło to świadczyć o jego przywództwie w grupie. Wszystkie psy były zupełnie ślepe. Ich gałki oczne biły bielą, źrenice po prostu się nie wykształciły. Mutacje dały także o sobie znać na reszcie ciała. Liniejąca skóra schodziła całymi płatami, odsłaniając tkanki. Mutanty sprawiały upiorne wrażenie.
Nie czekając na ich reakcję Wasilij nacisnął spust. OC-14 szarpnął mu w rękach, jednak dzięki konstrukcji bullpup niemal nie poczuł odrzutu. Pocisk trafił kolorowego psa w udo. Ten charknął, gdy paręset gramów mięśni straciło właściciela, ale nawet nie kulejąc ruszył na Gusarowa. To samo uczyniła pozostała szóstka. Po jednym białym i brązowym psie dołączyło do przywódcy, zaś reszta zaczęła obiegać grupę z obu stron. Taki przebieg ataku założył Wasilij, dlatego koty towarzyszące przewodnikowi nastawiły się na obronę flanek.
Obok sierżanta Młynek także zaczął strzelać. Dystans był niestety zbyt duży, cele zbyt małe i szybkie. Podoficer widział, jak naboje jego towarzysza spadają blisko celów, ale nie trafiają. „Wyrobi się”, stwierdził jednak.
Sekundę potem czoło natarcia mutantów poznało straszliwą moc Abakana Gusarowa. Przewodnik przestawił karabin na zabójczą dwu nabojową serię, w trakcie której pociski wypadały niemal dotykając się, przez co celność graniczyła punktowej. Trzy serie rozerwały pierwsze trzy zwierzęta. Czaszka lidera stada pękła niczym fasola i rozlała się po trawie, jego towarzysze potracili rożne części ciała, od nosów i uszu po przednie łapy. Koty towarzyszące grupie szturmowej krótkimi seriami trzymali stwory na dystans, jednak było widać, że brak wyszkolenia i strach robi swoje. Gusarow wysunął się więc trzy metry przed szereg, by w razie czego zapewnić większą siłę ogniową kotom.
W międzyczasie Wasilij celnym strzałem w brzuch powalił jednego albinosa. Jego niezadowolenie sięgało jednak zenitu – dawno nie strzelał z Grozy, przez co miał problem w osiągnięciu zadowalającej celności. Amunicja była zaś ostatnią rzeczą pod dostatkiem w Zonie, więc strzelanie do tarcz celem przygotowania karabinu uznawano za marnotrawstwo.
Miszka zakrzyknął radośnie, gdy i jeden z psów stał się jego ofiarą. Salamowi szło znacznie gorzej, potrzebował asysty doświadczonego stalkera, by wyeliminować szarżujące nań brązowe zwierzę. Mutant zginał jednak o dobre dwie sekundy za późno. Tym razem Miszka spóźnił się z przeładowaniem karabinu i w nogę zagłębiły mu się kły ostatniego albinosa. Szeregowy ryknął głośno, wypuścił broń z ręki i przewrócił się na ziemię. Zobaczył rozdziawiony pysk białej bestii. Jasne kły zbliżyły się do jego gardła.
W tym momencie mutant zawył i odleciał w bok. Nad rannym świsnęła masywna noga Gusarowa, który odkopnął zwierzę i dobił je serią z Abakana.
- Nie zajmuj się teraz raną! - usłyszał Miszka. Obok niego wylądował Colt. - Bierz pistolet i pilnuj nam pleców. Twoja flanka czysta.
Zagryzając zęby młody Powinnościowiec podpadł się lewą ręką a prawą – dzierżącą broń – uniósł w górę i obserwował swój odcinek. O dziwo, nie czuł jeszcze bólu w nodze. Obawiał się jednak, że już za chwilę zaleje on go z całą swoją mocą.
Ze wsparciem dystansowym Wasilija i bezpośrednim stalkera Salam poradził sobie z ostatnim przeciwnikiem. Z zadziwiającą szybkością Gusarow wymienił magazynek w swoim karabinie i krzyknął:
- Osłoń twojego kolegę Salam.
A potem znacznie donośniej:
- Sierżancie, Młynek! Chodźcie tu szybko, potrzebujemy was!
Przed wąskie oko optyki Wasilij nie wiedział co stało się z Miszką, jednak wyraźnie widział, że leży na ziemi i zwija się z bólu. Pociągnął Młynka za sobą i biegiem rzucił się do reszty oddziału.
Po paru sekundach siedział już przy rannym. Jego własny ból spowodowany sprintem nie miał teraz znaczenia. Nie darowałby sobie, gdyby podwładny zginął z powodu złego planu dowódcy. Chwilę później dotarł do nich zupełnie zapomniany Zenek.
- Miszka, żyjesz?! - krzyknął Wasilij do obficie krwawią rekruta.
- Jakoś tak wyszło... - wystękał chłopak. - Zróbcie coś, proszę...
Sierżant zwrócił się do przewodnika jednocześnie energicznie grzebiąc w zdjętym sekundę temu plecaku w poszukiwaniu bandaży.
- Gusarow! Jak to wygląda? Szybko!
Stalker uklęknął nad rannym i pomacał jego udo. Zameldował o dość głębokim, ale czystym zranieniu. Istotnie, wokół Miszki rozlała się wyraźna plama posoki, jednak ten nadal twardą się trzymał.
Wasilij wydobył spirytus i oblał nim ranę. Ranny gwałtownie szarpnął się i stęknął. Gusarow użyczył swoich środków przyspieszających krzepnięcie. Pierwsza rolka bandaży poszła prosto w ranę celem wstrzymania krwawienia, a druga dopiero owinęła szczelnie nogę.
- Stary, wyjdziesz z tego. - pocieszał podwładnego Wasilij. - Przynajmniej w końcu to jakaś prawdziwa rana, a nie oparzenie od ogniska!
- Ja... ja nie wiem... - słabo wystękał Chrust.
- W czym problem stary? - spytał się Salam z cieniem niepewności w głosie, bowiem bandaż powoli stawał się czerwony.
- Mam... mam... cholera, nie pamiętam.
- Czy on bredzi panie sierżancie? - Salam spojrzał na Wasilija błagalnie.
- Co masz? - czujcie przesłuchiwał Powinnościowiec.
- To było jakoś tak... hemofilia? - wymamrotał coraz bardziej znużony Miszka.
- No rzesz ku*wa to pięknie! - wrzasnął Wasilij.
- Co to jest? - pytanie Salama.
- Zaburzenia krzepnięcia krwi. Do cholery, bandaż wiele tutaj nie da. On się wykrwawi!
- Chyba już to robi... - stwierdził Młynek.
- Zamknij się! - skarcił go dowódca i zwrócił się do przewodnika. - Możesz coś na to zaradzić?
Widząc błagalne spojrzenie sierżanta, stalker odwrócił wzrok. Milczał przez parę sekund.
- Wasilij. - to określenie zadziwiło odbiorcę, ponieważ wcześniej Gusarow nigdy nie zwrócił się do niego po imieniu. - Przede wszystkim zarobek...
- Co to ma do rzeczy? Masz więcej takich środków? Oddam ci do ku*wy nędzy, zrób coś. - wrzeszczał Powinnościowiec.
- Nie wiem czy będziesz w stanie, hehe... - Gusarow zaśmiał się. - To nie jest rzecz do używania kiedy bądź.
- Co ty ku*wa bredzisz? - Wasilij rozłożył bezradnie ręce. Bandaż Miszki przesiąkł kompletnie. Nastąpiła grobowa cisza.
- Ty dupku! - krzyknął sierżant i popchnął stalkera, który wylądował na plecach, ale nadal nie reagował. - Bluzgałeś mnie za rzekome znęcanie się nad Tolikiem i Zenkiem, a sam masz problem z osądem.
- U ciebie osąd trwał długo... - zauważył przewodnik.
- Teraz nic nie może trwać długo! ku*wa, on umrze do pięciu minut! Rozumiesz?! Umrze! - Wasilij zupełnie opadł z sił.
Usiadł na ziemię i wsadził głowę między kolana. Część blizn na plecach i ramionach pękła, zignorował to.
Cisza utrzymywała się przez niemal minutę. Potem Gusarow rzekł:
- Jeden raz Wasilij. Jeden jedyny raz.
Zdjął plecak i wydobył kulisty przedmiot wielkości piłki siatkowej, owinięty w szmaty. Gdy materiał spadł, sierżant już zupełnie oniemiał.
Przewodnik trzymał w ręku Duszę, jeden z rzadziej spotykanych artefaktów w całej Zonie, wart fortunę. Każdy stalker marzył o znalezieniu takiego, jednak wytwarzała go właśnie Karuzela. Wielu poszukiwaczy widziało go więc najwyżej sekundy przed śmiercią. Kształt tego artefaktu był trudny do opisania, jednak wyglądał jak parę krzyżujących się ze sobą półksiężyców, tworzących coś w rodzaju główki miksera. W środku unosił się woreczek wypełniony czymś czerwonym, który jarzył się krwawym jasnym światłem. Woreczek samoistnie poruszał się, jakby substancja w środku bulgotała lub próbowała się wyrwać z więzienia.
- Odsuńcie się! - zarządził Gusarow.
Gdy już otoczenie Miszki oddaliło się na bezpieczny dystans, stalker zerwał bandaż. Krew obryzgała jego, artefakt jak i okoliczne rośliny. Szeregowiec nawet nie zauważył brutalnej akcji, bowiem bliżej było mu do snu niż jawy. Przewodnik przyłożył Duszę do rany i obrócił nogę Miszki w taki sposób, by posoka wolnym strumieniem zmoczyła artefakt. W tej samej chwili Dusza rozbłysła i wybuchła Gusarowowi w ręce. Odłamki twardej obudowy przeleciały o włos od Wasilija, który zafascynowany – sam nigdy nie znalazł duszy – obserwował jak zawartość woreczka, małe, czerwone, miękkie kuleczki poruszają się odwrotnie do strumienia krwi i wpadają do rany. Nagle kałuża wokół rannego zaczęła maleć. Ku zdziwieniu obserwatorów czerwona ciecz zaczęła wracać pod rozszarpaną skórę ślizgając się najpierw po ziemi, a następnie w górę po ciele Miszki, jak gdyby czas się cofał.
Gdy rekrut nagle odzyskał utracone zasoby, ocknął się, jednak Gusarow przytrzymał go i kazał mu się pod żadnym pozorem nie ruszać. Nagle z między zębów zabitego psa leżącego w pobliżu wyślizgnęło się. Było to płat skóry.
I następny.
Tkanki przepłynęły po trawie jakby żeglowały po morzu, cudownie wspięły się na udo Miszki i w sekundę odtworzyły utraconą osłonę zewnętrzną niczym puzzle. Po ugryzieniu nie pozostał nawet ślad. Ranny patrzył się tępo na całą akcję przecierając oczy ze zdumienia. Nagle wstrząsną się konwulsyjnie, mimowolnie przewrócił na brzuch, jęknął i stracił przytomność.
Gusarow wstał i machnął ręką, jakby coś uderzał pięścią.
- Niech to szlag! - krzyknął. - Wiedziałem, że się rozpadnie!
Wasilij wstał i chwiejnie podszedł do przewodnika.
- Legenda Duszy jest jednak prawdą? Nie chciałeś jej użyć, bo teraz rozniesiemy plotkę po całej Zonie? - spytał.
- Co za dureń przychodzi tutaj z hemofilią?! Wiedziałem że tak będzie! Gdy Dusza zbiera na siebie zbyt wiele ran ulega samozniszczeniu, a jej zawartość wprowadza się do ciała rannego, by dokonać niezbędnych napraw.
- Dusza nie jest w stanie wyleczyć ugryzienia... psa? - spytał niepewnie Wasilij, nie chcąc urazić stalkera.
- Nie do cholery! - krzyknął Gusarow. - Poza samą raną szarpaną Dusza jest teraz w trakcie leczenia jego hemofilii. Dlatego stracił przytomność. Potem się obudzi, będzie wymiotować. Spóźnimy się, trzeba będzie iść nocą. Cudowne zniszczenie choroby genetycznej to nie jest takie hop siup! ku*wa, Dusza jest warta co najmniej pięćdziesiąt tysięcy rubli. To moja druga, pierwszą wcisnąłem naukowcom w Jantarze za dziewięćdziesiąt. A tej - stalker wskazał na kawałek łupiny leżący między jego butami – nie sprzedam już nigdy.
- Przecież uratowałeś życie człowiekowi, Gusarow! - Wasilij chwycił go za ramiona i potrząsnął nim. - Uratowałeś drugiego człowieka! Do cholery, stalkerze!
- Życie Miszki było warte aż tyle? Zona codziennie zabija wielu, może teraz zabić i mnie, ponieważ przy lokalnej inflacji mogę nie wyżyć... Tutaj wygrywa silniejszy, a ja okazałem słabość.
Wasilij położył ręce na biodrach, rozejrzał się wokół i oblizał wargi.
- Wszyscy słuchają! - zakomunikował. - Nic co tu dziś widzieliście, podobnie jak kwestia amerykanów, ma pozostać owiana tajemnicą. Wiecie już jak Dusza działa, dlatego reklamowanie jej jest nie na miejscu. Kliniki nikt chyba też nie otwiera, więc tym bardziej cicho-sza. Gusarow, niezależnie od twoich przemyśleń uratowałeś życie mojego podwładnego i jestem twoim dłużnikiem. Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, pomogę ci wszelkimi dostępnymi dla mnie środkami, nawet łamiąc rozkazy przełożonych.
- Dobrze wiedzieć sierżancie – stalker wrócił na bardziej oficjalny ton, w którym obecna była jednak szczypta sarkazmu - Jednak twoja, przepraszam, wasza wiedza jest ograniczona. Skupiacie się jedynie na mordowaniu anarchistów i bandytów, a nie na tym co naprawdę ważne. Chcecie także zniszczyć Zonę. Dlaczego? Bo może czynić cuda, o których naukowcom się nie śniło? Nie interesują mnie oni i wy także. Zona to zupełnie inny wymiar, gdzie ludzie nie mają realnej władzy, istny opór Boga, jeśli stary istnieje, wobec was. Gdyby nie to, że nie mam macek jak pijawka czy lewitacji jak poltergeist nigdy nie pojawiłbym się w Barze. Robię to tylko dlatego, że bez amunicji nie przeżyję. To jest jedyny powód mojej partycypacji w tym patrolu. Nie popieram haseł waszych czy Wolności. Chcecie tutaj postawić pierdo*ony targ! Dlaczego ludzie mają taką perfidną naturę? Kompletne zero pokory. Myślicie, że możecie zastrzelić każdego swojego oponenta? Może innego człowieka – o tak! - w tym istotnie jesteście najlepsi! Zona niektórych przyjmuje do swojego grona, a innych odrzuca – dość okrutnie. Nie chciałem, byś zabijał Tolika, choć nie znalazłem w nim żadnej szlachetnej cechy. I dobrze, że tego nie zrobiłeś. Bo niby kim ty jesteś! - położył palec na piersi Wasilija. - Kim ty do cholery jesteś, żeby osądzać innych, podczas gdy sam możesz zostać osądzony? Szlag mnie jasny trafia, gdy ci wszyscy naukowcy czy wojskowi łażą po nie ich ziemi i próbują ujarzmić czy pokonać potęgę, które postrzega ich jako zwykłe robaki. Udałem się tutaj, by uciec od głupoty świata zewnętrznego, poszukując nowego początku. Co znalazłem? Mikroświat prosperujący na zasadach takich samych jak w Kijowie czy Warszawie! Nie tego chciałem! Dlaczego mam ratować tych, którzy są dufni i głupi, a sam przy tym cierpieć? - wrzasnął.
Gusarow odwrócił się w stronę szeregowych, stojących obok siebie i obserwujących stalkera okrągłymi oczami.
- Dlaczego przystąpiliście do ugrupowania Woronina, co? - przewodnik przyjął sarkastyczny ton. - Powiem wam! Nie mieliście doświadczenia, a jakoś dotarliście do Baru. Bez perspektyw na zarobek i życie, frakcja, która podsunie wam wszystko pod nos wydawała się magiczną wyspą. Jak widać czas powoli pryska. Wasilij chwilowo jest kaleką, wy zostaliście podpięci do zupełnie nie adekwatnej misji, bowiem gdyby wasz sierżant zastrzelił stalkerów w kołchozie bralibyście udział w mordzie. Słaby to początek, co nie? Dodatkowo człowiek doświadczony w strzelaniu do ludzi potrzebuje przewodnika, mnie, ponieważ wie o anomaliach tyle co z opowieści. Ja także jestem w dupie, bo ryzykuje życie robiąc coś czego nie chcę, co jest sprzeczne z moim zdaniem tylko dlatego, że mój Abakan ma ostatnie magazynki. Jedyną pociechą był jednak zarobek. Duszę znalazłem niedawno i dziś miałem sprzedać ją Barmanowi. Tymczasem ja nie zyskam na patrolu nic, bo Woronin coś wymyśli, zaś wasz sierżant opchnie Kamienny Kwiat mimo iż miał go zakopać. Doprawdy, dowodzi to jedynie prawdomówności waszej frakcji. To właśnie mikroświat, o którym mówię. Mordujecie się dla pustych zdań, ideałów, haseł różnego rodzaju czy po prostu ziemi. Przynajmniej w teorii, ponieważ reprezentujecie sobą grupę słabych, zmanipulowanych homo sapiens, którzy realizują własne podstawowe pragnienie, czyli posiadanie, podczepiając się niczym haki w dupska nie wiedzieć czemu szanowanych przywódców. Jaki jest tego sens? Czy odczuwacie radość służąc sprawie, która was nie dotyczy? Skoro Woronin tak pragnie swoich patroli w tym rejonie, dlaczego chociaż jednego nie poprowadzi?!
Gusarow był cały czerwony, żyły wystąpiły mu na czole. Prawdopodobnie nikt nie widział jeszcze stalkera do tego stopnia rozjuszonego.
Wasilij milczał, bowiem argumenty przewodnika uderzyły go głęboko. Istotnie, sprzeda swój artefakt jak tylko wróci do Baru. Istotnie, złamał rozkazy przełożonego. Istotnie, nie miał absolutnie pojęcia o anomaliach. Przyjmując zadanie poprowadzenia patrolu popełnił poważny błąd.
Złączył dłonie, postukał palcami przez chwilę.
- Gusarow. - zaczął. - Masz generalnie absolutną rację. Jednak jest coś czego chyba ty nie rozumiesz. - przerwał na chwilę. - Twoje zdanie to nie zdanie innych. Zona to ciąg biologicznych, chemicznych i mechanicznych zdarzeń. Ja postrzegam proces jej zniszczenia nie jako fizyczną eksplozję, lecz asymilację, aneksję. Dobra Zony muszą wyjść na świat, lecz w ręce naukowców, by mogli zrobić z nich użytek. Wtedy właśnie Bóg zostanie pokonany – człowiek ponownie odwróci się od niego, bo poradzi sobie samemu. Powiedz mi, dlaczego potrzebujemy patrona? Widzę, że jesteś wyjątkowo nieufny pomysłom ludzkości, twój wybór. Ja jednak wierzę, że mądrzejsi ode mnie zrobią dobry użytek z zwartości Zony. Kwestia służalczości – nie masz racji. Każdy ma swoją pozycję w hierarchii. Moją jak widać jest stalker, jednostka niższego szczebla, której zadaniem jest przekazanie materiałów pozostałym. Ktoś to musi przecież robić. I tak, sprzedam Kamienny Kwiat Barmanowi, a on przekaże go naukowcom. Sam wiesz, że płacą więcej niż najbogatsi ludzie na świecie, bo dla nich to coś więcej niż zwykłe świecidełko. Ty tak naprawdę samemu przyczyniłeś się do zniszczenia Zony, którą pragniesz zachować tylko dla siebie. A wiesz dlaczego? Bo ci naukowcy zapewne rozkroili twoją poprzednią Duszę i być może świat zewnętrzny ma teraz lekarstwo na raka. A my zaś – stanął przed Gusarowem na odległość paru centymetrów - Rozkroimy twoje magiczne imperium, bo nie ma magii na tym świecie. Jedynie niewiedza. I zrozumiemy Zonę. Nie od razu, ale nastąpi to prędzej czy później. I wykorzystamy do rozwoju świata. Czym innym jest Kamienny Kwiat jeśli nie zbitką materii, którą można poznać pod mikroskopem? Stalkerom w kołchozie dałem zaś żyć, ponieważ nie mam takiej władzy, by sądzić innych mimo iż w moim mniemaniu wiele osiągnąłem. I każdy powinien mieć szansę na drugi start. A teraz sprawdzimy te domki i wykonamy zadanie przełożonego niemal w całości. Nie uważam Woronina za geniusza, nie zawsze stanowiska są adekwatne dla osoby, która je okupuje. Ale on wykorzysta te informacje, przekaże je ważniejszym od siebie, a ci z pewnością wykorzystają je inteligentnie. Jakieś pytania, Gusarow?
Przewodnik milczał przez chwilę.
- Tobie także ciężko jest zarzucić brak pomyślunku. Nie wierzę jednak, by ludzie mogli spożytkować dobro Zony w sposób inny niż wojny i konflikty. Świat Zony jest wami skażony, czego dowodzi konflikt między Wolnością a Powinnością. To jest preludium. Twój Kamienny Kwiat dołączy do mojej Duszy na stole w Jantarze, a może nawet w Kijowie. Zapewne zbudują z niego nowe działko czy pancerz dla czołgu. Już widzę te nagłówki w gazetach: „Ukraińskie Ministerstwo Obrony na targach w Kijowie zaprezentuje samonaprawialny pancerz!”. To będzie istna bomba!
Wasilij już miał odpowiedzieć, gdy przewodnik nagle odskoczył i odwrócił się na pięcie, kierując w stronę zabudowań. Nawet nie odwrócił głowy.
- Nie musisz nic mówić sierżancie. Zakończy ma tym, bo mamy co nieco do roboty. Wykonuj nadal swoją prometejską misją i wynoście się stąd szybko albo gińcie. Niestety dla ciebie raczej to drugie.- Wasilij mocniej ścisnął Grozę, na wypadek gdyby Gusarow próbował go zamordować. Ten jednak tylko spojrzał przez ramię. - Cieszę się jednak z twojego osądu sprawy w kołchozie. Wiedz, że tylko wypuszczeniem Tolika zarobiłeś na życie Miszki. Nigdy nie pokazałbym Duszy, gdybym przebywał w towarzystwie mordercy. - podsumował Gusarow i ruszył w stronę budynków.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 03 Lut 2011, 17:52

Gdy napięcie zmalało, grupa powróciła do swoich zadań. Salam i Zenek pozostali z rannym Miszką, zaś Gusarow, Wasilij i Młynek rozejrzeli się po zabudowaniach.
Sierżant powoli przeszedł się po porzuconych domach. Zastanawiał się jak wyglądali i kim byli ich właściciele. Kiedy uciekli? Zostali ewakuowani? A może nie żyją? A może są cali i zdrowi i stanowią najstarszą grupę stalkerów? Dlaczego nie?
Dreptał po wąskich korytarzach. Tynk odpadał ze ścian, wszędzie walił się gruz. Strach było stanąć na jakimkolwiek drewnianym elemencie; wielu stalkerów ginęło utykając z otwartymi złamaniami między deskami, które pękały pod nimi. Często – nawet jeśli delikwent dał radę wygrzebać się spod podłogi – nie było w stanie wrócić do obozowiska i kończył jako posiłek mutantów.
„Jak ten...”, wzdrygnął się Wasilij, zauważając w budynku po lewej zmasakrowane, obgryzione zwłoki człowieka. Kombinezon niemal nie istniał, niemożliwe było więc stwierdzenie, czy trup należał do jakiejś konkretnej frakcji, czy też był bandytą lub stalkerem. Obok resztek nogi i najprawdopodobniej jelit wywleczonych przez zwierzęta leżało zaś inne ciało. Psa. Zainteresowało ono Wasilija jednak tylko przez chwilę. Ciało było obgryzione, acz jeszcze trzymało się w jednym kawałku. Najprawdopodobniej ciało nie ma więcej niż 4 dni. Musiał bronić się rękoma, ponieważ pies nie miał żadnych ran postrzałowych. Po dokładniejszych oględzinach miejsca zdarzenia sierżant nie znalazł broni stalkera. „Co za baran kręci się w takich miejscach bez karabinu?!”, zastanawiał się.
Czyżby zwłoki okradziono?
Ktoś mógł to zrobić, jednak chciałby ryzykować walką ze sforą dzikich psów? Mógł próbować cichego podejścia, ale zwierzęta mają węch. „Nie, to niemożliwe. Żeby uniknąć wykrycia musiałby chyba przyjść w nocy, gdy zwierzyna jest na łowach i zapewne także jakoś pojawić się nagle na dachu. Gusarow może wie dużo, ale takim magikiem nie jest. Czyżby poltergeisty go przeniosły?”, zaśmiał się w myślach.
Ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu. Domek letniskowy byłby naprawdę piękny gdyby nie katastrofa. Kuchnia i pokój mieszkalny nie zostały oddzielone ścianą. Stan mebli wprawdzie uniemożliwiał dokładniejsze oględziny, ale kuchnia trzymała się nieźle. Idąc ku niej Wasilij zidentyfikował resztki telewizora, na które składała się połamana kupka czarnego plastiku. Ukradziono wszystko, od kabli poprzez pilota, zaś na wydłubanym guziku od zasilania kończąc. Krzyknął jednak ze zdziwienia, gdy okazało się, że lodówka jest niemal nie ruszona. Naturalnie zabrano większość przewodów, lecz zapasy musiały zalegać w urządzeniu od drugiej eksplozji. Co najmniej. Wasilija szybko jednak uderzył smród pożywienia i zrozumiał, że bez odpowiednich warunków nawet puszki z konserwami nie przetrwały w Zonie. Posmutniał, spodziewał się mimo wszystko choć jednej puszki ze zjadliwą zawartością w środku. Niestety, otwierał po kolei i z każdej wychodziły robaki lub morderczy smród. Po opróżnieniu połowy lodówki zrezygnował z pomysłu.
Krzyknął ponownie, gdy nagle ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się wydobywając nóż. W ułamku sekundy był gotowy do walki. Za weteranem stał Młynek spoglądając na dowódcę dużymi oczyma.
- ku*wa mać, nie rób tak! - wysyczał Wasilij.
- Panie sierżancie, znalazłem coś za domem! Jakieś siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt metrów stąd. - wysapał rekrut. Teraz dopiero Powinnościowiec zauważył, jak chłopak jest zmęczony
- Gówno mnie to obchodzi. Naszym celem są tylko te domy i ani jedne źdźbło trawy dalej.
- Ale panie sierżancie, to jest naprawdę bomba! - kontynuował żywiołowo młodzieniec.
- Jasna dupa Młynek! Jak znalazłeś ładunek wybuchowy to tym bardziej go nie ruszaj. Zrobią to bandyci i się zdziwią. Możesz zamaskować...
- Nie, nie o to mi chodzi! - wysapał Młynek i jego dłoń szybkim ruchem wylądowała na czole. - Musi pan ze mną iść. Teraz!
- Ja się do ładunków...
- To był tylko taki slang!
- Może jestem przewrażliwiony, ale... - z irytacją spiorunował wzrokiem rekruta, który w tym czasie wyciągnął go za rękaw na zewnątrz. Młody był tak podniecony, że nawet nie zauważył ciała.
- Szybko, za mną!
Wasilij westchnął i pobiegł za rekrutem, który prawie nie zabił się na kamieniach. Zatrzymał się istotnie około siedemdziesiąt metrów dalej, w kierunku fabryki bandytów. Fakt ten zaniepokoił weterana, który mocniej chwycił karabin i rozejrzał się nerwowo. Niczego jednak nie zauważył.
Podszedł bliżej. Z ziemi wystawała czarna płachta. Ktoś, prawdopodobnie te same psy, które zostały wyeliminowane przez patrol, wykopały ją. Coś jednak odrzuciło je od pogryzienia materiału. Był niemal nienaruszony.
Powoli zbliżył się do materiału i pomacał go. Materiał był śliski. Na bank tworzywo sztuczne, jakby plastik. Delikatnie podniósł trzymany kawałek. Odetchnął z ulgą. Nie znalazł nic podejrzanego pod spodem. Kucnął i wtedy poczuł ten słabe swędzenie w oczach: napłynęły mu do nich łzy. Cofnął się i potarł je rękoma.
- Co się stało? - spytał nagle zaniepokojony Młynek. - Co to jest?
- Nachyl się i zbliż do materiału. - wychrypiał Wasilij sięgając po chusteczkę. - Łzawią ci oczy?
Kadet posłusznie wykonał rozkaz i po minucie sierżant oderwał mu kawałek tej samej chusteczki.
W tym momencie Zenek i Salam podeszli do płachty.
- Kto pilnuje Miszki? - spytał dowódca.
- Gusarow. - wyjaśnił Salam po czym ściszając głos dodał: - Nie ufam gościowi. Wasze odkrycie nas zainteresowało, ale możemy już iść, panie sierżancie?
- Zaraz. Kto ma łopatę? - spytał Wasilij.
Cisza.
- Wy dwaj osłaniacie nas. - wyjaśnił lider wskazując na nowo przybyłych. - Ty Młynek kopiesz, ale ostrożnie.
- Ale czym? - zdezorientowany chłopak rozejrzał się wokół.
- Rękoma. - padła krótka odpowiedź ze strony Wasilija.
Sierżant obserwował na przemian kopiącego rekruta, zegarek, Słońce chylące się ku zachodowi i horyzont. Wiedział już, że przed nocą nie zdążą. Chciał jednak załatwić sprawę najdłużej w dwadzieścia minut.
A potem wynieść się w cholerę...
Okazało się to niemożliwe. Po około 5 minutach gorączkowego przebierania rękami zmęczony i zdenerwowany Młynek wyszarpał resztę materiału. Był przykryty niewielką warstwą ziemi.
- Panie sierżancie? - rzucił nagle Salam. - Jeśli to schowek jakiegoś stalkera, odpali nam pan choć trochę?
- Zamknij się! - wysyczał Wasilij.
Chłopak natychmiast odwrócił głowę, jednak – myśląc, że jego dowódca tego nie widzi – zerkał na zawiniątko. „Młokosy. Tylko artefakty im w głowie”, narzekał Wasilij kombinując jak niby mają dotrzeć cali, zdrowi i – co najważniejsze – żywi do Baru. Stał tak zamyślony przez minute, może dwie, gdy zorientował się, że nikt się nie rusza.
Obejrzał się wokół. Jego podwładni stali w bezruchu i obserwowali tkaninę. Nie, nie tkaninę. Zaskoczony, podniósł ciężki materiał i obrócił go w rękach. Następnie, gdy na jego rozkaz wszyscy się odsunęli, rozwinął go na trawie. Nie wiedział, co myśleć.
Przed weteranem leżał czarny spadochron.

**********

„Ale jak? Kiedy? Kto i dlaczego ku*wa?”, rozmyślał gorączkowo Wasilij. Rozejrzał się z przestrachem. Na szczęście Gusarowa nie było w pobliżu. Musiał pilnować nieprzytomnego Miszki. Spojrzał się na najmniejszego w grupie Młynka, który także był nieco skonsternowany.
- Wsiadaj mi na barana! - zarządził Waslij.
Zrozumienie komendy zabrało rekrutowi dobre parę sekund, ale po chwili siedział już na wysokim weteranie.
- Przejdziemy się po okolicy. Szukaj wszelkich miejsc, gdzie nie ma żadnej trawy. Spadochronów może być więcej!
Nie trzeba było szukać długo. Dosłownie w dwie minuty znaleźli i oznaczyli jeszcze trzy podobne miejsca w pobliżu, w tym jedno w bezpośredniej bliskości domków. Sekundy rozgrzebywania ziemi umożliwiały wykrycie kolejnych płacht czarnych spadochronów. Salam poszedł do zabudowań poszukać czegoś do kopania. Po krótkiej chwili wrócił z łopatą, którą znalazł za środkowym domem.
W piętnaście minut spadochrony zostały wydobyte i leżały przed patrolem na ziemi. Zenek został odesłany do Gusarowa celem pilnowania zarówno jego jak i rannego Miszki, który ocknął się chwile wcześniej, jednak nie bardzo kontaktował ze światem.
Wasilij gorączkowo analizował fakty. „Wojsko ukraińskie po cichu współpracuje z Powinnością. Czyżby chcieli zerwać współpracę i organizują operację sił specjalnych na własną rękę?” Zadrżał. „Amerykanie? Ci z elektrowni? Ale tutaj? Inwigilują nas w takiej sytuacji na całego!”. Miał dylemat: mógł się zwinąć i zakopać spadochrony, ale wtedy musiałby wrócić, zapewne maksymalnie za dwa dni. Mógł także je spalić i powiedzieć, że znalazł je w takim stanie. Albo... nie są ciężkie. Można zawsze zabrać je ze sobą, a wtedy natychmiastowa ewakuacja byłaby możliwa...
Czerwone jak krew słońce zderzyło się z linią horyzontu. Niczym umierający gigant zaczęło ginąć daleko na linią drzew, bagien i ruin, linią Zony. Jakby w ostatnim krzyku bólu chciało krzyknąć „A macie!” i wysyłało swe ostatnie impulsy światła przed kompletnym unicestwieniem. Równina niemal paliła się tonąc w owych impulsach. Karmazynowa smuga ocierała się o martwe, czarne, łyse drzewa, jakby dodając im macek, którymi łapałyby ludzi i dusiły wrzeszcząc: „Dlaczego nam to zrobiliście?!”. Rdza na porzuconym kompleksie fabrycznym, przy wrakach pojazdów świeciła się mocno. Metal wyglądał jak wysmarowany krwią zdychających ludzi, wołających o pomoc w swoich ostatnich minutach nędznego życia. Dlaczego zachód w Zonie tak bardzo przypominał o śmierci? Być może natura zdała sobie sprawę, iż pokaz czarnobylski był w skali mikro, zaś makro ogarnęłoby cały świat, znając możliwości ludzkości. Cały świat pełen martwych drzew, zmutowanych istot i skorodowanego metalu, pamięć po cywilizacji, która w swej pysze zniszczyła nie tylko siebie, ale także inne, niewinne stworzenia lub zamieniła je w bestie absolutnie bez ich zgody i woli. Czy natura wybaczyłaby nam kiedykolwiek taki czyn?
Takie właśnie myśli kłębiły się w głowie Wasilija, gdy szedł z ciężkim plecakiem w kierunku Wysypiska. Niósł pierwszy ze znalezionych spadochronów, a także artefakt odebrany Tolikowi. Weteran zastanawiał się, czy ta żmija jeszcze żyje, czy też przetrwała marsz do Kordonu, kompletnie bez broni, przez terytorium bandytów i dzikich zwierząt. Jeśli tak, zapewne zbiera teraz baty u Sidorowicza. Jeśli nie... Wasilijowi zrobiło się głupio. W gruncie rzeczy Tolik był tylko słabeuszem, czy upokorzenie go przed oddziałem Powinności było konieczne? Był sędzią, w jego mniemaniu sędzią sprawiedliwym, ale skąd miał pewność, że na pewno to on nie popełnia błędu? Następnie sierżant przypomniał sobie Zenka, który niósł jeden ze spadochronów na końcu i stwierdził, że jednak było to tego warte. „Traktuj swego pana jak boga, zaś podwładnych jak psy”, mawiali konfucjaniści. „Pokonałem głupiego boga i uzyskałem na tym psa. A gdyby tak zrobić z niego człowieka? „, zastanawiał się Wasilij.
Pokonali dopiero połowę doliny, podczas gdy za parę minut zrobi się zupełnie ciemno. Tylko on posiadał noktowizor. „Cholera, o czym ja w ogóle myślę?”, skarcił się.
Zatrzymał się, zrobił głęboki oddech i spojrzał na towarzyszy za sobą. Podsumował w myślach dzisiejszy dzień i stwierdził – zaskoczony dziwnym brakiem obawy o nadchodzącą przyszłość, że rekruci nie są tacy źli jak z początku sądził. Będą z nich ludzie. Nawet z psów.
Już moja w tym robota.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 03 Lut 2011, 17:53

UWAGA: Jeśli tekst wykazywałby jakąś niespójność znaczy to, że źle go wkleiłem. NATYCHMIAST mnie o tym poinformować.
DO Moderatorów: Jest możliwość wyłączenia cenzury w tym dziale lub temacie? To jednak ciężki świat, a dziwne znaczki zamiast przekleństw tak wszechobecnych w Zonie psują mi klimat.

Początek rozdziału 14 tutaj:
viewtopic.php?f=85&t=3213&start=24#p128751

Za ten post SaS TrooP otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Darkon.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez Darkon w 04 Lut 2011, 14:34

No, sporo dobrego opowiadania. Niespójności raczej nie zauważyłem, za to kilka denerwujących literówek lub połkniętych literek i słów. Nie zamierzam być złośliwy, ale niekiedy skutecznie psują przyjemność z czytania. Pomijając to odwaliłeś kawał dobrej roboty z tym opowiadaniem. Liczę na kolejne części. Zwłaszcza spodobał mi się ten tekst o Polakach w Prologu. Ciekawi mnie co dalej wykombinują amerykanie, co stanie się z komandosami SAS i z Wasilijem. Mam nadzieję że nie zakończysz swojej twórczości. póki co :wódka: za opowiadanie.
Uśmiechnij się! Jesteś w ukrytej snajperce!
"Bycie w Wolności to twoja Powinność" - Grave

Image
Awatar użytkownika
Darkon
Stalker

Posty: 84
Dołączenie: 25 Mar 2010, 22:45
Ostatnio był: 03 Mar 2015, 12:45
Miejscowość: To tu, to tam...
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 10

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 06 Lut 2011, 14:23

Zasadniczy problem tego typu literówek jest taki, że autokorekta na nie nie działa. Dość rzadko czytam swoje wypociny w całości (czyli nie na bieżąco), dlatego tego typu rzeczy mogą się zdarzać.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Poprzednia

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości