przez EFO w 30 Mar 2009, 15:55
Nazywam się Aleksyei Szewczenko, jestem porucznikiem armii ukraińskiej, od 7 miesięcy jestem adiutantem pułkownika Lebiedia dowódcy głównego posterunku wojskowego na pograniczu Zony. Potocznie to miejsce nazywają Kordonem. Stanowisko to otrzymałem po awansie, który w dużej mierze był zasługa mojego przyszłego teścia generała Makarowa. Jednak od przybycia tutaj odnoszę wrażenie, że mój awans miał na celu odsunięcie mnie od jego córki Nadii. Słodka Nadia, tylko ona trzyma mnie przy życiu za 5 miesięcy znów ją zobaczę i już zawsze będziemy razem.
Jest 16 luty 2014 roku. Niedaleko naszej bazy jest obóz, mieszkający w nim ludzie nazywają siebie Stalkerami, cokolwiek by to nie znaczyło. Udało mi się z paroma porozmawiać, wydają się dość przyjaźnie nastawieni. Często opowiadają różne historie, niemal baśnie pełne niesamowitych zdarzeń. Chodząc na patrole z moimi ludźmi czasem zachodzimy do ich wioski posłuchać tych niesamowitych opowieści.
20 luty 2014 rok. W wiosce było straszne zamieszanie postanowiliśmy sprawdzić, co się dzieje. Wysłany patrol doniósł, że do wioski przyszedł człowiek, który twierdzi, że był aż w Prypeci. Nie mogłem przepuścić takiej okazji. Wziąłem ze sobą dwóch ludzi i pod pretekstem patrolu udaliśmy się do wioski.
To było niesamowite w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego. Ten Stalker przyniósł ze sobą kilka przedmiotów. Nie chcieliśmy podchodzić zbyt blisko żeby nie wystraszyć przybysza. Stali mieszkańcy wioski mówią, że nie było go tu kilka lat, a kiedy stąd wyruszał w głąb wojsko strzelało do takich jak on.
Artefakty, tak nazywają się te przedmioty. Podobno mają jakieś specjalne właściwości, niektóre leczą, chronią przed oparzeniami, prądem a nawet kulami. Niektóre też są bardzo radioaktywne, za to wszystkie są bardzo drogie.
15 marzec. Dostałem dzisiaj list od Nadii. Pierwszy od dwóch miesięcy. To był szok. Jest w ciąży, ojciec dziecka jest majorem i to do tego ze sztabu, za miesiąc biorą ślub. Napisała, że jej przykro. Nie przeczytałem całego listu. Schowałem go głęboko może kiedyś przeczytam go do końca.
22 marzec. Zostałem oddelegowany na dowódcę posterunku między kordonem a wysypiskiem. To straszne miejsce jest ciągle atakowane, jak nie bandyci to mutanty. Teraz już mam pewność, nigdy nie opuszczę tego miejsca. Chciałem napisać do Nadii, pożegnać się, życzyć jej szczęścia, ale nie zrobię tego.
24 marzec. Przez dwa dni straciliśmy pięciu żołnierzy. Dwóch zabili bandyci, jeden wpadł na ślepe psy, rozszarpały go na strzępy. Straszna śmierć. Pozostałych dwóch zniknęło, początkowo myśleliśmy, że uciekli, ale sierżant, który przyszedł z posiłkami mówił, że znaleźli szczątki mundurów w połowie drogi miedzy nami a mostem. Była na nich świeża krew. Powiedział też ze stalkerzy widzieli w okolicy pijawkę.
30 marzec. Ostatnich kilka dni minęło spokojnie. Nikt nie zginą, a to dobry znak. Bandyci wycofali się w głąb wysypiska, podobno mają tam jakąś bazę lub coś w tym rodzaju. Wczoraj przechodził tędy stalker, który wracał z baru, mówił, że Powinność uwzięła się na bandytów, bo ci zabili jednego z nich. Przynajmniej mamy chwilę spokoju.
4 maj. Na posterunku panuje sielankowa atmosfera, Powinność tłucze bandytów i przy okazji oczyszcza teren wysypiska z mutantów. Mamy spokój, martwię się jednak, bo żołnierze za bardzo się rozluźnili. Może to być bardzo niebezpieczne. Około południa skontaktował się ze mną kolega z głównej bazy, powiedział, że Pułkownik Lebied dostał jakiś rozkaz ze sztabu głównego podobno był na nim podpis gen. Makarowa. Mam złe przeczucie, podejrzewam ze to rozkaz pozbycia się mnie. Załoga chyba czuje podobnie, trzymają się ode mnie z daleka, a co jeśli dostaną rozkaz mnie zabić. Cóż zawsze to lepsza śmierć niż zjedzenie przez mutanta. Nie powinienem się martwić nic mnie już tu nie trzyma, może zostawię to wszystko i pójdę w głąb Zony.
7 maj. Dobrze mieć przyjaciół w śród stalkerów chyba tylko im mogę zaufać, szanuję ich a oni mnie. Mój przyjaciel z bazy przesłał mi przez jednego z nich wiadomość. Mam uciekać Lebied dostał rozkaz pozbycia się mnie, ta świnia zrobi to z przyjemnością, wiele razy tracił przeze mnie haracz, który zbiera od stalkerów za wynoszenie artefaktów z Zony. Na mojej służbie żaden stalker nie zapłacił za to ani kopiejki. Ci ludzie za bardzo narażają się żeby znaleźć te świecidełka, a tu jak nie bandyci to wojskowi ich okradali. Mieli szczęście, że tu trafiłem. Przez tych kilka miesięcy kilku zarobiło tyle, że mogło opuścić Zonę. Nawet będąc żołnierzem trzeba też być człowiekiem. Podjąłem decyzję, nie będę uciekał, jeśli mam zginąć, to zginę jak na oficera przystało z podniesioną głową.
8 maj. Jest 5 rano dwie godziny temu zaatakowali nas bandyci. Jeszcze nigdy nie było ich tak wielu i jeszcze nigdy nie atakowali tak zaciekle jak by ktoś zapłacił im fortunę. Myślałem, że zginę z rąk żołnierza, ale ta świnia Lebied nasłał na nas bandytów, musiał im słono zapłacić.
7 rano. Przychodzą falami, w grupach po 5 do 10 ludzi. Zostało nas kilku kończy się amunicja, radio milczy, nie przetrwamy następnego ataku.
Jest chyba południe, wszyscy zginęli, mnie uratowała emisja. Schowałem się w piwnicy, bandyci chyba się wycofali, zostały mi dwa magazynki do pistoletu i jeden do karabinu. Nie mam, co tu siedzieć, co ma być to będzie emisja minęła wychodzę.
Myślałem, że już po wszystkim, że bandyci uciekli przed emisją, nie zdążyli coś ich zabiło chyba pijawka może nawet kilka.
Miałem racje są co najmniej trzy jedną zabiłem, ale nie mam już amunicji nawet jednej kuli dla siebie. Schowałem się w składziku ma stalowe drzwi, ale nawet one długo nie wytrzymają. To już koniec, jeśli ktoś odnajdzie ten pamiętnik niech przekaże Nadii, że zawsze będę ją kochał. Drzwi puściły.........
Ostatnio edytowany przez
EFO, 30 Mar 2009, 19:57, edytowano w sumie 1 raz