Graham McNeill
AmbasadorTo ja może kilka słów... takich luźnych...
Zatem - od mniej-więcej roku interesuję się Uniwersum Warhammera Fantasy. Jest to poniekąd spowodowane wydaniem przez pewien Ruski Team moda pod Medievala II:TW, który zwą
Call of Warhammer. Wiedząc, że im bardziej, dokładniej pozna się świat przedstawiony w danej produkcji tym większą frajdę będę miał z gry zacząłem szperać... internet, internet, internet... Army Booki po polsku i nie... jednak było to za mało, dalej czułem nieznośny głód. Po wydaniu moda w grudniu i spędzeniu nad nim ok. 100-120h jeszcze bardziej straciłem nad sobą kontrolę, sięgnąłem w miejsce z dawien dawna zapomniane, którego słońce nie widziało od wieków (znaczy do wnętrza portfela). Musiałem... musiałem szukać jakiegoś opowiadania, czegoś na te długie zimowe wieczory. No i jeszcze pozostaje kwestia matur (Świat Warhammera trafił do mojej prezentacji ustnej z polskiego pt. "Motyw Średniowiecza w literaturze późniejszej (fantasy itd)").
Dodam od siebie, że niesprawiedliwe niektórzy z czytelników osądzają takie serie ( "robione tylko i wyłącznie pod RPG lub Bitewnik, taki kiepski dodatek, który kupią tylko i wyłącznie frajerzy lub fanatycy"). Bardzo krzywdzą pisarzy takich opowiadań i sami często nie wiedzą co tracą (bo w większości przypadków najpewniej nawet się z treścią danego tomiszcza nie zapoznają, z góry skazując ją na zapomnienie i kosz).
Mam już z 10 różnych pozycji... najsłabszą jest "Zabójca Wampirów", ale o tym kiedy indziej. Przejdźmy zatem do sedna sprawy - będzie krótko, lecz rzeczowo.
Akcja
Ambasadora odbywa się w przez większość czasu w mieście Kislev, stolicy państwa o takiej samej nazwie. Rok 2521. Rok, którego nikt nie zapomni. Rok zbrojnej wycieczki Barbarzyńskich wyznawców Chaosu do Imperium Sigmara, zwanej też "Burzą Chaosu". Mord, pożoga, krwawe ofiary z ludzi, zwały trupów, krew płynąca wartką rzeką za armiami Chaosu. Stada demonów, piekło na ziemi, głód. Na wschodniej granicy Imperium pojawiają się orkowie, wielkie zielone WAAAAAAAAAGH (po naszemu "łomot"). Nie jest dobrze... a tu jeszcze w Sylvanii wampiry podnoszą swój obmierzły łeb i kohorty żywych trupów. Apokalipsa.
W tych jakże ciekawych i wesołych (dla barbarzyńców) czasach na placówkę dyplomatyczną w Kislevie trafia tytułowy Ambasador - Kaspar von Velten, stary generał-weteran. Na "dzień dobry" wita go obraz nędzy i rozpaczy - zrujnowanej Imperialnej Ambasady. Syf, kiła i mogiła. Gwardzistom urosły brzusie, zmalały mięśnie, a ostatni ambasador-niedojda drży w strachu przed bossem lokalnej mafii (któremu "ofiarował" wiele, wiele mebli, dywanów z wyposażenia ambasady). A żeby Kaspar nie poczuł się nagle zbyt komfortowo: Ludność Kisleva i sama Caryca nie darzą Imperium zbytnią miłością, zapasy z Cesarskich magazynów w dziwny sposób znikają. Resztki Imperialnej armii, które jakimś cudem ocalały spod masakry pod Zedewką siedzą pod murami miasta bez strawy, uzbrojenia i innego wyposażenia (a idzie sroga zima). Po stolicy na domiar złego biega pewien specyficzny smakosz o wyrafinowanym poczuciu smaku. Kislevianie niestety nie mogą tego osobnika zrozumieć... w sumie czy można wymagać od nich czegoś takiego jak "zrozumienie", gdy jest się przysmakiem dla osławionego "rzeźnika"? "Piąta kolumna" w postaci wyznawców Chaosu też nie śpi...
Na szczęście von Velden zawsze może liczyć na swojego przyjaciela Pawła (cały czas na bani) i mały oddział Rycerzy Pantery.
Opisy są perfekt, cały czas coś się dzieje, możemy spojrzeć na świat oczami seryjnego, psychicznego mordercy. Masa Intryg, trochę walki (lecz nie za dużo, w porównaniu do większości innych opowiadań z serii warhammer jest pod tym względem bardzo spokojnie). Zakończenie (a raczej coś jak zarys zakończenia, jeszcze nie całe... zakończenie, które wytwarza w naszym umyśle więcej pytań niż zostawia odpowiedzi). Co jakiś czas pojawia się jakaś myśl nad którą można chwilę podumać. Jest fajnie, bohaterzy zostali tak wykreowani, że można poczuć do nich sympatię. Człowiek może ich znienawidzić, a nawet zrobi się ich mu żal. Postacie są żywe, to nie tylko "imię, nazwisko i miejsce, w które dostali".
Niektórzy zarzucają tej książce błędy w tłumaczeniu (Np. Czekista). Jednak w żadnym wypadku nie wpłynęły one na moją osobę, nie zdegustowały mnie... w porównaniu do do innej sprawy. Ambasador okazuje się tylko pierwszym tomem wspaniałej historii. Nie było by to niczym złym, gdyby nie pewien szkopuł - książkę wydano w naszym kraju w 2007 roku, a drugiego tomu jakoś ni widu, ni słychu. Lektura więc pozostawia pewien niedosyt...