1. W dyplomacji i polityce od wieków istnieje zasada "Dziel i rządź", czyli rozwijając myśl: wprowadzaj zamieszanie i podziały aby rozgrywając podzielonych między sobą, samemu osiągnąć największą korzyść. Taki był i jest powód istnienia różnych "bytów" typu Osetia Pd, powstałych wyłącznie na potrzeby polityki Rosyjskiej. Jak będzie potrzeba to się je wykorzysta jako zarzewie konfliktu. To dokładnie miało miejsce w ostatnim tygodniu.
2. Gruzini jak ostatnie łosie dali się podpuścić i dostarczyli Rosji wymarzony pretekst. Pchanie się w konflikt nie mając zagwarantowanego wsparcia politycznego [o logistycznym nie wspominając] w Europie, USA czy NATO świadczy wg mnie o mało przemyślanym podejmowaniu działań przez władze Gruzji. Inną okolicznością przemawiającą za tym było rozpaczliwe ściąganie wojsk z Iraku przy udziale amerykańskiego lotnictwa transportowego. Planując taką operację wojskową, mają w perspektywie konflikt z Rosją [o koncentracji wojsk pancernych i artylerii rosyjskiej wiedziano dzięki misjom bezzałogowych samolotów] nie skoncentrowano wszystkich wszystkich dostępnych sił i rezerw...
Wszystko to sugeruje, że Gruzini planowanie operacyjne wykonali po polsku czyli "Ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie", bez planu refleksji i przygotowania. I skończyło się to tak jak musiało się skończyć.
3. Rosja. Wszystkim od lat powtarzam, że powinniśmy się uczyć od Rosjan jak prowadzić grę dyplomatyczną. Są narodem przewrotnym i cynicznym, ale doskonale potrafią to wykorzystać na arenie międzynarodowej, niezależnie kto rządzi tym krajem. Dyplomacja jest grą w której każdy próbuje wykiwać innych i osiągnąć swoją korzyść. Tu nie ma szlachetności, rycerskich gestów, przyzwoitości i uczciwości. A jeżeli się o nich mówi to tylko po to aby osiągnąć swój egoistyczny interes. I to trzeba zrozumieć i walczyć wg takich reguł.
My tego nie potrafimy. Potrząsanie szabelką jak za sanacji czy puste pogróżki Kaczorów na nikim nie zrobią wrażenia, za to zostaną umiejętnie wykorzystane przeciwko Polsce, aby pokazać jakim to "kłótliwym" i "nieumiejącym nawiązać normalnych stosunków z sąsiadami krajem" jesteśmy. I za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego rosyjska dyplomacja potrafiła udaremnić próby ratowania Rzeczypospolitej poprzez unię gospodarczą i polityczną z Anglią i teraz potrafi wyizolować Gruzję od międzynarodowego poparcia. Przyzwoitości nie ma. Są za to interesy gospodarcze, dzięki którym Niemcy I Francja nie powiedzą Rosji złego słowa i będą dalej blokować integrację Gruzji Z NATO. Jest neutralność Rosji w konflikcie USA z Iranem, przez co Bush też nie będzie ratował swojego najwierniejszego sojusznika na Kaukazie. Et cetera, cetera...
4. Rosja Putina jest jak to ktoś powiedział "byłym imperium z kompleksami" i leczy te kompleksy poprzez demonstracje siły, które mają światu pokazać, że Rosja jest "imperium" i Rosja niczego nie zapomni i wybaczy. Wy "wydarliście" nam Kosowo to my "sprowadzimy do parteru" Gruzję, i nic nam nie zrobicie. Rosja nie może sobie pozwolić na silny przyczółek NATO na Kaukazie i dlatego uderzyła aby osłabić pozycję Gruzji, szczególnie w krajach tzw."Starej Europy". Na pewno przy dyskusjach o rozszerzeniu NATO kraje typu Niemcy będą sprzeciwiały się integracji z Gruzją, ze względu na "niestabilność" w regionie i "niezaognianie konfliktów z Rosją".
5. I co dalej? Ja widzę to czarno. Chciałbym aby w końcu do Niemców i Francuzów dotarło, że z Rosją można dyskutować tylko z pozycji siły. Eksport surowców jest bronią obosieczną. Bez dewiz z eksportu kopalin imperium się zawali, ale jaki polityk powie wyborcom, że czeka ich bardzo zimna zima i ropa po 10zł za litr, bo walczymy o Gruzję?
Cóż więc zostaje? Jak najszybciej należałoby wyciszyć tam konflikt. Spokojnie zacząć proces integracji z NATO, a w razie pomruków Rosji wysłać "siły pokojowe" do stref buforowych. Przyśpieszyć integrację z NATO Ukrainy. Prowadzić zakulisową grę mającą na celu pokojowe usunięcie z Białorusi Łukaszenki...
Ale żeby to zrobić krajami Europy i USA musieliby rządzić mężowie stanu pokroju sir Winstona Churchila, Ronalda Regana, czy Helmuta Kohl'a a nie politycy z telewizyjnego plebiscytu typu Sakozy, Brown, Merkel [o naszym "najlepszym" prezydencie od czasów Bieruta Lechu K. w ogóle nie wspominam]. W jaką stronę pójdzie polityka USA jak wygra ten demokratyczny pajac Obama wolę nie myśleć [jak przypomnę sobie "dyplomację" Clintona...].