Recenzja True Stalker – uczucie odkrycia Zony na nowoWydany całkiem niedawno mod typu standalone pod nazwą True Stalker to arcyciekawy wytwór. Mamy do czynienia z de facto ruskim modem, który sprawia wrażenie mocnego DLC, albo nawet i dodatkowej części gry do starej trylogii. Dostajemy nową historię, nowe postacie, mocarnie przebudowane lokacje ze starych części oraz jedną, całkowicie nową. Wszystko to opakowane w dosyć ładne „pudełko”, które jest stabilne i nie ma większych błędów. Ewenement, next-genowy mod do Stalkera, w którym wisienką na torcie jest… Gunslinger!
Zacznijmy jednak od początku, od czegoś tak niby banalnego jak instalacja. True Stalkera ściągamy, instalujemy, odpalamy i poświęcamy maksymalnie 10 minut na ustawienie gry. Nie trzeba codziennie aktualizować addonów, nie mamy dwóch launcherów wraz z mod managerem, nie ustawiamy w grze 130 pasków od 30 modów. Po prostu wybieramy poziom trudności i gramy. W dzisiejszych czasach gdzie człowiek rozdziela swój czas pomiędzy sen, pracę, życie towarzyskie i właśnie granie, jest to bardzo doceniana przeze mnie oszczędność czasu. Co dalej?

Po odpaleniu gry wita nas nowe, piękne menu, a po rozpoczęciu rozgrywki bardzo ładny HUD przypominający nieco Wiedźmina 3. To są te małe rzeczy, które robią na mnie ogromne wrażenie. Szczytem sceny moderskiej Stalkera było zrobienie modelu 3D do PDA a tutaj wszystko jest nowe – HUD, ekwipunek, mamy ikonki na mapie i pytajniki rodem z nowoczesnych gier AAA. Jedyne do czego można się przyczepić to ikony amunicji w ekwipunku, które jest trudno rozróżnić między sobą. No i mam mieszane uczucia do braku PDA, mamy teraz po prostu menu z mapą, encyklopedią i zadaniami.
GameplayCo by dużo nie mówić, to jest po prostu Vanilla+ i to z dużym plusem. Największym z nich jest zdecydowanie Gunslinger który całkowicie zmienia gunplay. Mamy nowe bronie, animacje, system ulepszeń i celowniki. Ulepszanie broni to crème de la crème, z drewnianego Winchestera bez kolby zrobiłem taktyczną strzeblę, której nie powstydziłby się operator jednostki SWAT. Na przestrzeni czasu moja Groza zyskała celownik, granatnik, ładną piankę na kolbie i jakiś chwyt ergonomiczny. Zaś pod koniec jej służby dodałem jeszcze szynę Picatinny, na której zamontowałem celownik Aimpointa, laser i latarkę taktyczną. Kosztowało to niemały worek rubli, ale było warto!
Jednak nie mamy tutaj wszystkich ficzerów z tego moda. Brakuje mi najbardziej animacji jedzenia, picia, tudzież leczenia się. Brakuje mi też porcjowania tych wszystkich rzeczy, zwłaszcza że walczymy o każde pół kilo udźwigu. Butelka wody waży ponad pół kilo i jest jednorazowa, więc mamy z 2-3 sztuki. I to się tyczy również butelek wódki, bandaży, apteczek, no prawie wszystkiego. Z mniejszych rzeczy brakuje mi też podwójnego rendera przy celowaniu – chociaż rozumiem, że może to zarżnąć nieco słabsze komputery. Tak samo z Gunslingera brakuje mi ataku kontrolera, który zmuszał gracza do powolnego przystawienia sobie lufy do skroni i pociągnięcia za spust. Mimo wszystko walka z kontrolerem jest trudniejsza – jest dużo szybsza, bardziej chaotyczna i nie można podbiec oraz wyładować mu cały magazynek w głowę. Ta taktyka już nie daje rezultatu.

Wracając do plusów to miło zaskakuje balans, o czym w zasadzie pisałem. Gameplay nie jest też przesadzony pod kątem uber realizmu i nie istnieje tutaj micromanagment jak w Gammie czy EFP, gdzie musimy mieć doktorat przy własnoręcznym czyszczeniu broni. Co może tu zdziwić zaprawionych graczy Stalkera, to… cut scenki. Wisienką na torcie jest jeszcze voice acting niektórych ważniejszych postaci – zarówno podczas cut scenek jak i podczas gry. Mimo wszystko, nieco bardziej generyczne oraz długie wymiany zdań przyjdzie nam czytać w klasycznym oknie dialogowym.
LokacjeCo by tu dużo nie mówić, mamy tu naprawdę ładnie przerobione lokacje z klasycznego Stalkera. Kordon zaliczył dużą modernizację, a odbicie ATP już tak nie boli i sprawia wrażenie świeżości. Poza kilkoma budynkami w wiosce kotów mamy kilka nowych anomalii, miejscówek, w tym jeden latający domek – całość robi wrażenie. Na wysypisku mamy prawdziwe cmentarzysko pojazdów, podziemia pod pchlim targiem są również mocno rozbudowane. Trochę mniej zmian doczekał się bar, Agroprom i dolina mroku, ale wciąż w każdej miejscówce można zaznać powiewu świeżości.

Jest jednak jeszcze jedna lokacja, która spodobała mi się najbardziej – Nowoszepełyczi. Nie ma co ukrywać, ale prawdopodobnie spodobała mi się najbardziej przez fakt, że jest zrobiona od zera. To wioska z dwoma instytutami oraz paroma innymi miejscówkami. Całość jest położona przy rzece Prypeci, przez którą przechodzi most kolejowy na który możemy częściowo wejść. Wejście do wioski jest okraszone pięknym oczkiem puszczonym w stronę starych, wiernych fanów Stalkera, a lokacja sama w sobie jest po prostu… klimatyczna. Ale do tego też się przyczyniają świetne zadania, które w jakiś sposób budują klimat tej lokacji.
Fabuła i klimatPora na największy plus True Stalkera. Klimat tej mitycznej, ciągle zaskakującej i nieobliczalnej Zony jest tu spotęgowany do bardzo wysokiego poziomu. Jeśli reszta Stalkerów budowała klimat głównie podziemiami i laboratoriami (czyli w zasadzie Cień Czarnobyla), tak tutaj ten klimat jest niemal wszędzie. Trudno mi powiedzieć coś więcej bez spoilerowania, ale True Stalker oferuje misje z niesamowitą historią i uważam, że to jedne z najlepszych misji w Stalkerach w ogóle. Mamy tu dużo… wątku noosfery, klimatu i ciekawostek wprost z mitycznej Zony. Dzięki temu nie odczujemy że Stalker to tylko jakiś shooter na terytorium Zony, a coś więcej – że Zona naprawdę żyje, kryje w sobie multum historii i jest nadal nieodkrytą tajemnicą, nadal potrafi zaskoczyć.

Jednak wszystko ma swoje minusy, a w TS jest nim między innymi ambient, a raczej jego brak. Podczas eksploracji Zony coś tam gra w uchu, ale nie jest to na tyle dobry soundtrack żeby nam zapadł w pamięć i raczej o nim zapomnimy. Jakieś ciekawe ambienty pojawiają się dopiero pod koniec gry, ale to dalej nie jest poziom oficjalnej ścieżki dźwiękowej Stalkera. Nie pomaga również oświetlenie nocne – jest zdecydowanie za jasno, większość nocy to czyste niebo o pełni księżyca. Zdarzały mi się tak kuriozalne sytuacje, że używanie latarki i noktowizora w nocy dawało mi gorszą widoczność. Czy to kwestia stylistyki czy jakiś błąd? Oby to drugie.
PodsumowanieTS to absolutny must have dla każdego fana Stalkera. Dla mnie to duchowy następca S2 – tego anulowanego oczywiście. Osiem lat developmentu robi swoje i w zamian dostajemy wręcz next-genową modyfikację, która jest pozbawiona większości błędów. Ograłem grę na wersji premierowej i nie doświadczyłem żadnych znacznych bugów, ot jakieś błędy w tłumaczeniu i jakaś postać się zawiesiła w miejscu. Gry AAA wychodzą na premierę w dużo gorszym stanie, a to jest mod – i to darmowy. To chyba wystarczająca zachęta?
Czas jaki jest potrzebny na przejście True Stalkera to na oko między 25 a 35 godzin. W zależności kto jak gra i czy robi wszystkie zadania poboczne. Warto jednak zrobić wszystko, bo nie oszukujmy się, ale rozgrywka jest liniowa. Możemy chodzić czasami między lokacjami żeby wypełnić zadania, ale są momenty w których jesteśmy zmuszeni grać na jednej lokacji przez cały rozdział, albo jego zdecydowaną większość czasu.