Myśli nowoczesnego PolakaSkończyłem je parę dni temu. Cholernie trudno się to czyta - a to za sprawą języka. Prawie od początku czuć, że to stuletnia ramota. I jakkolwiek treść jest w dużej mierze bardzo aktualna (tak, wiem, ramota jest bezwartościowa; ot, twórcze podejście do środków stylistycznych), to forma pozostawia wiele do życzenia.
Podchodząc do Dmowskiego gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że z każdej strony wypłynie soczysty, brunatny nacjonalizm
Nic bardziej mylnego. Swoją drogą, przytłaczająca większość krytyków Dmowskiego musem go nie czytała. Większość z krytyków Dmowskiego, która go przeczytała, nie zrozumiała go. Więcej - współcześni "narodowcy" albo go nie czytali, albo nie zrozumieli. Jeśli wyciąć wstawki o Żydach - których nie piętnuje ze względu na samą żydowskość, co na rzekomy brak skłonności do asymilacji i działania "żydocentryczne" nie będące zgodne z interesami Polski - to "Myśli..." są głównie peanem na cześć pracy organicznej i "zreorganizowania" polskiej duszy. Postulatem na rzecz wycięcia nowotworu jakim jest ciągłe patrzenie w przeszłość, przestrogą przed staczaniem się jak Zachód (tradycyjnie zgniły od stu lat
) i namową, by iść własną drogą, uwzględniając uwarunkowania czyniące Polaków "wyjątkowymi" (tj. takimi, do których nie ma sensu stosować niemieckich, japońskich, hiszpańskich wzorców, bo każdy naród jest inny). Czytając przypomniało mi się tuskowe "polskość to nienormalność" - abstrahując od moim zdaniem niesłusznej nagonki na Tuska za te słowa - to odniosłem wrażenie, że Donald z Romanem mogliby sobie w tym względzie podać ręce. Ale tylko w 1987 czy 1988, gdyby Dmowski wówczas żył #pdk.
Generalnie warto, ale łatwo nie jest.
Stalowe Szczury: BłotoI muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony. Kupiłem to w outlecie, za jakąś dychę i długo leżało na półce. Po Dmowskim poparzyłem na półkę, zobaczyłem same ciężkie knigi - albo historia, albo
ociekający krwią i spermą Krajewski, którego nie jestem już w stanie czytać "na raz", albo już przeczytane. To wziąłem Błoto.
O ile na początku, przez pierwsze kilkadziesiąt stron, dość ciężko było mi się przegryźć, to nawet nie zauważyłem jak dobiegłem setnej strony. I dwusetnej. Dochodzę do trzysetnej i jutro skończę, a plan był by spróbować to łyknąć do środy (czytam tylko w komunikacji miejskiej, około 3-4h dziennie i z reguły tylko siedząc - ostatnio czytam więc codziennie). O ile "Ołowiany" był byle jaką wprawką, "Drugi brzeg" regresem (Drogi donikąd nie czytałem, odpuściłem sobie), "Sztywny" wulgarnym rzygiem niewartym spojrzenia, to "Błoto" przedstawia się na tym tle wyśmienicie, a i ujmując to ogólniej spokojnie daje radę i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że
ta powieść mi się podoba. I daje dobre perspektywy. Naszła mnie chętka na "Chwałę".