przez Sov_Maiar w 06 Paź 2014, 14:13
Zalety:
1. Podoba mi się wolność w ciągnięciu akcji. Nie ma pośpiechu, widać, że większość wypraw to coś więcej i ogółem stalkerskie życie zamiast jednej prosto ciągnącej się fabuły. Duży plus za to. Okej, ktoś może za to krytykować bo tutaj sprawa jest całkowicie subiektywna, ale dla mnie tak jak jest, jest dobrze. Jeżeli jakiś rozdział wypada gorzej, a inny lepiej, to można to po części oceniać oddzielnie, więc całość książki lepiej się broni. W dodatku trochę jestem zmęczony tymi książkami, które robiły szybką hoolywodzką prostą akcję i plot, a jak takie coś nie wyjdzie w samym początkowym założeniu, to jest kompletna klapa. W Ołowianym świcie historia jako całość wyszła naprawdę dobrze, większość pomniejszych rozdziałów-ala-opowiadań też się wybroniła, więc jestem zadowolony, że autor poszedł takim motywem.
2. Przedstawienie mutantów. Tuszkany zawsze mi się kojarzyły z mało niebezpiecznymi szczurkami, a autorowi nawet z nich udało się stworzyć całkiem niebezpieczne machiny do zabijania. I tak wypada większość mutantów. Kontroler czy pijawka to już nowy tier, wręcz mutanty legendarne i całkowicie jestem zadowolony z takiego przedstawienia. Nic nie jest prostym mięchem do zabicia.
3. Bardzo prosty styl, ale nawet to i dobrze (dlatego umieszczam to w zaletach). Książkę czyta się po prostu swobodnie i dość rześko, chociaż nie potrafiłbym jednym tchem, ale może to nawet dobrze.
4. Rozmowa z doktorem z nr. 1 naprawdę nakręca akcję. Wcześniej jakoś nie ma tego czegoś, co by popychało i zachęcało. Nie ma żadnych cliffhangerów, foreshadowing wręcz nieistotny, ale owy dialog napędza całe czytanie, w najlepszym i chyba najistotniejszym momencie. A co ważniejsze, jest to najlepszy dialog w calutkiej książce, bo nie ma tam żadnych cholernych rosyjskich wstawek. Po przeczytaniu tego rozdziału można już z rozpędu pochłonąć całą resztę książki, bardzo zgrabnie to wszystko, takie przyśpieszenie pod koniec.
5. Przedstawienie zony jako takiej. Bardziej jako niebezpieczny park przyrody, ale mi pasuje. Chociaż Zona beż Monolitu i Mózgozwęglacza to dla mnie marna Zona, to jednak ta przedstawiona w książce spodobała mi się. Co najwyżej mogłoby być trochę ludniej/więcej wspominek o trupach/pokazanie jakiejś innej grupy oprócz całego 1 zdania na krzyż, że taka faktycznie funkcjonuje, ale trudno, jestem w stanie to przecierpieć. Tak czy siak koncepcyjnie wyszło naprawdę nieźle i do samej budowy świata nie mogę się przyczepić.
6. Klimat stalkerski. Mimo wszystko jest. Poprzez opis do danych lokacji czy placówek go w jakiś tam sposób czuć. Widać i słychać że to stalker pełną gębą. Tutaj nie można za dużo się rozpisać, bo to całkowicie personalne odczucie, ale bardzo dobrze, że to "coś" jest.
7. Rozwój a raczej przeżycia bohatera. Poddanie go środkowi z nr. 1, który już jakoś zmienia psychikę a do tego jeszcze świadomość Kontrolera, dobry motyw by trochę skomplikować proste życie.
8. Zona jako "żywy" twór, a zarazem jako eksperyment. Tutaj nic nie jest rozwiązane, ale plus za zrobienie sprawy w jakiś sposób głębszy, jest materiał na kontynuację a po przeczytaniu jest ta lekka ciekawość, jak wariancja zony autora będzie wyglądać w samym jej rdzeniu. (sarkofag, Prypeć, te sprawy).
Wady:
1. Podejście do dialogów i różnych języków bez żadnej wizji, bez żadnego systemu, lingwistycznie to po prostu leży i niestety kwiczy.
Zdania są:
a) Całkowicie po rosyjsku.
b) Całkowicie po polsku.
c) Po polsku, z różnymi rosyjskimi wstawkami.
Nie chcę nawet mówić, że podobnie to wygląda jak na scenę wchodzi język angielski, i sytuacja robi się wtedy już trochę śmieszna, jak rosyjski, polski i angielski się mieszają.
Tak czy siak, po spotkaniu z Kontrolerem sytuacja robi się o wiele lepsza i jesteśmy co najwyżej świadkami pojedyńczych słówek, ogółem jest perfecto w porównaniu do stanu wcześniejszego. Tylko, że owy stan wcześniejszy nie pomaga. Czytając coraz to dalsze dialogi, coraz bardziej ich ogółem nie lubiłem. Wszystkie te wstawki nijak budują klimat, nijak budują atmosferę, nie pomagają w zrozumieniu, nie sa nijak tłumaczone i są całkowicie zbędne. Najłatwiej mi się tutaj odwołać do Lodu Dukaja, gdzie widać całkowicie rękę mistrza. Tam różne rusycyzmy i ew. rosyjskie słowa były wstawione z pełną finezją, gracją i tak dalej, tworząc jeszcze lepsze dzieło, a tutaj czysta sieczka z mózgu. Słownie 1, ale to 1 raz tylko jesteśmy świadkiem świadomego tłumaczenia rosyjskiego zdania. Pod sam koniec książki w powtarzanym komunikacie.
2. Dziwny przypadek/infantylność
Rozdziały "Idiotka/idiota" można by uciąć i wstawić coś bardziej stalkerskiego, coś lepszego i tak bardzo nie zaprzeczającego logiczności książki. Tak w ogromnym skrócie, cała ta akcja z reporterką wbijająca się do zony jest okropnie infantylna i dziwnie przypadkowo sukcesywna no ale nic. Na początku książki jesteśmy świadkami jak to 2 stalkerów męczy się z jednym dzikiem przy użyciu broni palnej(!), a potem dostajemy na klatę informację, że jakaś świeża panna z "Wielkiej Ziemi" zaszlachtowała takiego potwora-mutanta nożem! I to by nie było tyle. Zdołała przypadkiem wylądować i się nie zabić, przejść do wsi omijając wszystkie anomalie (a nie wspomnę jak często główny bohater narzeka, wspomina i poucza jaka ta zona jest mordercza i tak dalej) i schować się do jakiegoś kąta. Co więcej, akurat dziwnym przypadkiem przechodzi tędy MIś, jakże by inaczej. Już samo to bije tak po oczach, że aż trochę szkoda, że te rozdziały zostały tutaj umieszczone, ale dalej.
Widzimy jedną skrajność, która sama w sobie by nie była taka zła, ale, oczywiście jest też druga skrajność. Wojskowi stalkerzy, Amerykańce, którzy zostali zrobieni na totalnych, idiotycznych półgłówków. Bez wątpienia komandosi po jakimś tam szkoleniu, ale na litość boską! Oni żyli na obrzeżach żony, wiedzieli jakie są tutaj niebezpieczeństwa... a co się okazuje? Że popełniają podstawowy błąd (który wypomina nawet narrator Miś) i biegają! Biegają i od ręki wypakowują się w anomalie.
W skrócie, ten rozdział to szczyt głupoty, braku pomysłu, przerysowania bohaterów i prawie wszystkiego złego, co można w książce popełnić. Co gorsza, CAŁA reszta książki stoi na całkowicie innym poziomie. To co się udaje głupiutkiej pannie, nie udaje się wojskowym pseudo-stalekrom. Jakby przedstawić jeden z tych elementów osobno, to byłoby okej, nie ma problemu. A tak jesteśmy świadkiem mega niekonsekwencji prowadzenia świata.
Dodatkowo moje pytanie, PO CO Amerykanie wbili się do owej lokacji by zabić dziennikarkę? Kilka razy Miś wspomina jak to wojskowi unikają takich akcji, jak to nikt w Zonie formalnie nie żyje, jak to wojskowi mają ich gdzieś (czy ew. z nimi wspólpracują) strzelając tylko do tych na obrzeżach. A tutaj całkowicie nowy kosmos. No dobra, ktoś może powiedzieć "Hej, to Amerykanie, oni wbijają się w każda możliwą lokację i umierają dziesiątkami." Tylko jeżeli to by było prawdą, nie wierzę, żeby Amerykanie tolerowali fakt, że w Zonie są jawne skupiska stalkerskie (z wiadomą ich lokacją przebywania) i nic z tym faktem by nie robili, ale zarazem polowali na wszystkich nowych świeżaków. Tak, wiem że Jołcza nie jest w amerykańskiej strefie, ale tutaj potrzebuję wyjaśnienia bo nie rozumiem. Jakaś panna wbija do zony, zostają wysłane 2 oddziały wojskowych stalkerów/komandósów by ją zarżnąć/ewentualnie zabrać z powrotem (przy czym 1 oddział to oddział całkowicie nieprzystosowany do działania w Zonie), ale z całymi grupami stalkerskimi nikt nic nie robi.
Już nie czepiając się więcej tej niemilej sytuacji, sama postać Nastii czy jak ona tam miała, jest po prostu słabo napisana. Nie dość, że jest kompletnie przerysowaną tępa dzidą, to z każdą ale to z każdą następną stroną jest sprowadzana do postaci seksownego ciała i niczego więcej. Ugh! Po co ja się pytam w takim razie?
Co do infantylnego pisania i dziwnych przypadków. Pod koniec innego rozdziału, gdy bohater wraca natyka się na bandytę. Przypadkiem ten pseudo-bandyta akurat poszedł na południe, akurat przypadkiem tym razem jego niedoszły kompan zadecydował się za nim podążyć i akurat przypadkiem spotkali się wszyscy z Misiem! Uh. Nie wierzę w takie przypadki i wygląda to ponownie na kompletnie przerysowaną sytuację. Już nie wspominając, że sam Miś chyba wrócił w najpóźniejszym możliwym terminie, mocno zjechany po przeżyciach w ośrodku. Czyli co, pseudo-bandyta codziennie szedł na południe? Czy "wybawiciel" szedł też za nim każdym razem? Ten mega przypadek w połączeniu z przypadkami z Idiotki robi takie trochę meh. W skrócie to ten moment też można by usunąć, albo napisać go w lepszy sposób czy tam umieścić w innym miejscu książki, gdzie by to miało więcej sensu.
3. Nie wiem czy ja źle odczytałem charakter i osobowość głównego bohatera, czy on był trochę źle napisany czy on po prostu nie miał jaśnie ustalonego "ja", ale. Miś jest robiony na kompletnego samotnika, wręcz socjopatę. Ciągle wspomina jak to 4 osoby to już ogromny tłum (których on woli unikać), jak to nie chce by ktokolwiek mu ufał. Jak to nawet mieszkańcy z wioski odwracają wzrok na sam jego widok, uh. Raczej mocno nie lubi chodzić parami i w ogóle jego samoświadomość to jeden wielki "socjopata". Tylko, że no właśnie... Rozdziały "Idiotka/idiota" wprowadzają pewną niekonsekwencję albowiem poruszony jakimś magicznym odruchem ratuje kobietę. Poruszony następnym magicznym odruchem pomaga jej wydostać się z Zony, sprawia, że nie jest wykorzystanąa przez żadnego innego stalkera i tak dalej. Po przeczytaniu całej książki i po ogólnym spojrzeniu na charakter głównego bohatera, wydaje mi się, że to raczej było przeciwko niemu, jego charakterowi. Okej, jest w głębi serca dobry (miesąk i młode) tak dalej i tak dalej, ale to jest przeciwne całej jego ideologi odnośnie Zony, survivalu w niej. Niemniej, zrozumiałbym, gdyby on jeszcze to wszystko zrobił by spełnić swoje najprostsze żądze i wykorzystać ją do seksu czy czegokolwiek, ale nic takiego się nie dzieje. Nawet gdyby po prostu ją dociągnął do Jołczy i tyle. Ale co tam, on marnuje swoje artefakciki, czas i siłę by ją oddać "Wielkiej Ziemi". Nie rozumiem. Ich relacja w ogolę się nie rozwija, a on ją ratuje... za nic. Traci sporo, ratuje ją, koniec historii, która nic nie wprowadza do książki (i to nie jest problemem, bo jakby owa historyjka była sama w sobie dobra, to by się obroniła. A ona ani dobra, ani nie daje nic do głównej fabuły, ani fajnie nie pokazuje stalkerskiego życia.) Ugh.
4. Ciągłe wspominki jak to w Zonie pada elektryka, jak nie wolno ufać żadnym sprzętom i w ogóle, tym dalej w Zone, tym gorzej, a tutaj mimo iż wszystkie placówki dawno opuszczone, to w nr 3. działa winda i żarówki. W nr 1. telewizor i trochę innego sprzętu. W nr. 0 podobnie. Jak? Nie rozumiem. Nie wymieniałbym w tego w wadach, ale taki stan zaprzecza temu, co jest przedstawione w reszcie książki.
5. Autor preferuje Zonę mniej tłoczną, ale by dostać sie do Zony wystarczy pojechać na jakąś wieś, przejść pod niepilnowaną siatką, 1,5 nocy marszu i jesteśmy w Jołczy. Uh? Skoro tak banalnie łatwo "stać się" Stalkerem, to dziwi mnie tym bardziej fakt Amerykanów, którzy wysłali cały pieprzony oddział za dziennikarką. Dziwi mnie też fakt takiej małej tłoczności i takiej małej, że tak powiem śmiertelności. Imho lepszym założeniem w tworzeniu mało ludnej zony byłoby po prostu danie ogromnej śmiertelności. W obecnej sytuacji książka wspomina naprawdę niewielką ilość stalkerów i Ci, których widzimy wychodzą na jakichś super mistrzów, czego to tam oni nie przeżyją. (W pewnym momencie książki chyba mijają 3 miesiące, ale jakoś wspominki o żadnym nowym stalkerze, w ogóle o sytuacji nowych ludzi nie mamy, totalna pustka, co tylko wzmaga wrażenie, które opisałem powyżej.)
6. Prypeć-kaban. Heh, niefortunna nazwa. Połączenie nazwy własnej i dzika. To tak jakby dziki występujące w Gdańsku nazywać Gdańsk-kabanami, heh. Można to sobie było podarować, ale to chyba dość często wspominana uwaga w tym wątku.
I kilka pytań o klaryfikację.
1. Czy jest jakieś logiczne wyjaśnienie tej elektryki, bo w innych stronach tematu widziałem posty autora na zasadzie - cóż, taka jest Zona, losowośc tu, losowość tam, to i losowo działa elektryka bo tak.
2. Całe wyjaśnienie sytuacji z dziennikarką, Amerykanami, ich głupotą, jej szczęściem. Jestem po prostu ciekaw czemu oni się tam wbili. Szczerze mówiąc zagadka działań Amerykanców jest dla ważniejsza, niż najgłębiej skrywane sekrety zony.
3. Co było trzymane w Świniarniku, w tych betonowych "klatkach", gdzie były awaryjne systemy do zabicia wszystkiego wewnątrz? To da się wydedukować z książki? To coś ma ogromną siłę i tak dalej. Jeżeli jest to wyjaśnione w kontynuacji albo ma pozostać niewyjaśnione, nie musisz nic pisać.
4. W nr. 0 komunikat jest Simonowa... ale przecież Simonow nie wrócił, bo go zabił pośrednio doktorek? Jak to tutaj wygląda. Czy jakiś zastępca podał się za Simonowa, czy Simonow wydał już rozkaz ewakuacji zanim poleciał do nr 1. ? Bo oczywiście opcja jakoby wrócił kupy się nie trzyma, bo brak obecności Simonowo i jego ludzi, którzy zostali załatwieni przez doktorka, to jeden z głównych warunków upadku nr. 0.
Ocena to 3,5 (waham się na goodreads czy dać 3 czy 4. Niby te błędy co są to rażą, ale zarazem cała reszta całkiem nieźle się broni, jak na książkę, która nic nie udaje.
Ostatnio edytowany przez
Sov_Maiar 06 Paź 2014, 19:49, edytowano w sumie 3 razy
-
Za ten post Sov_Maiar otrzymał następujące punkty reputacji:
- Terminus, Tyrion, Universal, Imienny.