Jakiś czas temu zabrałem się za ambitne polskie kino lat 40, 50 i 60. (Studia zachęcają do większych wyzwań
)
Wrzuciłem na warsztat "Zakazane piosenki", "Skarb", "Cafe pod Minogą", "Ewa chce spać", "Niewinni czarodzieje", "Giuseppe w Warszawie, "Człowiek na torze", "Ludzie z pociągu", "Nikt nie woła", "Przygodę na Mariensztacie", "Popiół i diament", "Pociąg", "Salto", "Do widzenia do jutra", "Orzeł", "Ostatni dzień lata", "Eroica","Rękopis znaleziony w Saragossie", "Ich dzień powszedni", "Deszczowy lipiec", "Jutro premiera", "Gangsterzy i filantropi", "Prawo i pięść" etc. etc.
Choć dzisiaj większość mogą wnerwiać propagandowe slogany, zawarte w tych filmach, to mnie praktycznie nie rażą, czasami śmieszą, a czasami dokonują w myślach refleksji.
Jako kolejna osoba na ziemi doceniłem wspaniałą grę aktorską tragicznie zmarłego Zbyszka Cybulskiego, ale także niesamowitego Gustawa Holoubka, Wieńczysława Glińskiego czy też Andrzeja Łapickiego, amantów z prawdziwego zdarzenia. Filmy te pokazują tragizm pokolenia powojennego, ale mają też sporo nawiązań do dzisiejszych filmów, czyli poszukiwanie miłości, walka ze złem i nieprawością. Trochę stałem się swego rodzaju "freakiem" na punkcie tego starego, zapomnianego kina, ale może z takiego powodu, że najnowsze produkcje mnie nużą.