przez Valentino w 02 Gru 2007, 12:55
Do pokoju wpadł Valentino.
-C-c-c-c-cc-oooooooo jeeeeest? - zawołał pijackim tonem, zatrzasnąwszy drzwi mieszkania. Zamknął je na klucz, a samym kluczem miotnął w głąb pokoju, niczym olimpijczyk oszczepem.
Beknął, po czym zaczął się "pałętać" po mieszkaniu - odbijał się o wszystko, niczym kula w automacie z baru ( Flipper bodajże się to zwało ). Gdy swoim cielskiem strącił 3 lampy z półki, oczyma wyobraźni zobaczył migający napis "TILT".
-Durna, 3 złotowa wiśniówka z supermarketu. - jęknął - Trzeba się napić czegoś porządnego! - krzyknął radośnie, a po chwili padł na ziemię niczym trup.
Doczołgał się do szafki pod telewizorem. Chronił ją bardzo skomplikowany system zabezpieczeń, rodem z rosyjskiego_filmu_o_Żukowie. Tym razem musiało się udać...
Valentino odsunął książkę, przytrzymującą drzwiczki i westchnął z ulgą, niczym bohater "Mission Immposible IV".
-Skaaarb - wyszeptał.
W szafce leżało 20 butelek denaturatu, 3 wody toaletowe, 40 wód mineralnych i worek bagietek, które poza "zagrychą" służyły często do wbijania i wyjmowania gwoździ.
Valen wyjął jeden denaturat, jedną bagietkę i dwie butelki wód mineralnych i podniósł się z podłogi.
Doczłapał do kapany i usiadł na nią tyłem. Wszystko wyślizgnęło mu się z rąk, a sam Valentino zanurzył się w kanapie, nienaturalnie wyginając kończyny. Podniósł się i znowu opadł. Podniósł się raz jeszcze i nawet poprawił spodnie, lecz znowu ześlizgnął się z oparcia.
-Co ja jestem, do cholery, Miauczyński?! - wrzasnął na cały pokój, którego zapomniał nawet opisać w pierwszych akapitach. Spróbował usadowić się na kanapnie jeszcze raz, i była to kolejna nieudana próba. Nagle przed oczyma, zmaterializował mu się Marek Konrad w stroju z "Dnia Świra".
-I tak jestem w tym lepszy! - pochwalił się, po czym, zniknął, pozostawiając po sobie jakąś kartkę. Valentino przeturlał się z kanapy na podłogę i przeczytał karteczkę.
"Idź do ING!" - głosiła.