No, no - "Władca pierścieni' jakby nie było to majstersztyk pod wieloma względami: piękny świat ze wspaniałymi opisami przyrody, ciekawi bohaterowie, monumentalność wydarzeń, no i oczywiście to co mnie cieszy najbardziej, czyli języki wymyślone przez samego Tolkiena (właściwie to dla tych języków stworzył cały ten świat). Musze przyznać, że pewnie nigdy bym po tę powieść nie sięgnął - bo przeczytany wcześniej "Hobbit" średnio mi się jeszcze wtedy podobał - gdybym nie znalazł dość przypadkowo jej drugiej części. Może nawet nie był to czysty przypadek ale jakaś wyższa siła to sprawiła, bo w tym czasie na ekrany wchodził film Jacksona. Tak czy siak byłem dość zdziwiony tym znaleziskiem, bo książka była mocno pożółkła (dokładnie taka jak
ta tylko bardziej zniszczona), z sypiącym się grzbietem i wydana w 1962 roku. Zaskoczyło mnie kto mógł u mnie zakupić książkę o takiej tematyce, a tu okazało się, że to prezent dla mojej babci i to w dodatku z bardzo "socjalistyczną" dedykacją
Śmiem twierdzić, że jest to jedno z pierwszych wydań w Polsce
No i dokupiłem kolejne tomy. Z baraku funduszy musiałem wybrać tańsze wydania, a te były w przekładzie Łozińskiego i źle się je czytało, ale co było począć, chciałem jak najszybciej się z tym dziełem zapoznać
A od niedawna zabieram się za przeczytanie "Władcy pierścieni" jeszcze raz, tym razem w całości po angielsku, bo ze wstydem przyznaje, że jeszcze tego nie zrobiłem.
A tak a propos, który przekład jest waszym zdaniem najlepszy - ten pierwszy Skibniewskiej czy może późniejsze podejścia do tego niełatwego tekstu?