Co-op w DI, to takie specyficzne koło ratunkowe dla tej gry, która okazała się raczej sporym średniakiem niż hitem na skalę światową. Miałem przyjemność pograć i nie ma większej różnicy między słabym singlem a co-opem. I tu i tam musisz przebiec po kilkadziesiąt razy od punku A do punktu B wykonując niedopracowane i wręcz irracjonalne zadania (przynieś misia/wódkę/naszyjnik/szampana
), a to wszystko przy akompaniamencie dziesiątek żywych trupów. Nawiasem mówiąc, niezbyt wymagających jeśli chodzi o walkę.
Do czego zmierzam...
Chodzi o styl gry i zadania robione przez twórców właśnie pod niego. Jeśli gra jest typowym singlem, to można mieć prawie 100% pewności, że będziemy mieli doskonałą fabułę, świetny i gęsty klimat, nietypowe questy, nieprzeludnioną Strefę i po prostu "grywalność" na wysokim poziomie. W przypadku Co-op tego typu rzeczy schodzą na drugi plan. Najważniejsze stają się pierdoły w stylu dużej mapy (co by starczyło miejsca dla kilku graczy na raz), ogromnej ilości przeciwników (co by starczyło dla kilku graczy... etc etc.), bardzo dużej ilości przeróżnego sprzętu (co by starczyło... etc etc.). Chyba nie muszę pisać jak bardzo to może kolidować z ogólnie przyjętym wizerunkiem Strefy, jak i w ogóle całej serii Stalkera, nieprawdaż? W efekcie wszystko sprowadza się do tego co właśnie pokazuje nam DI. Ogromne przestrzenie, dużo różnych przedmiotów, mnóstwo przeciwników... i wszechobecna NUDA.
Ja dziękuję, postoję.
Jednak wolę znowu zanurzyć się w Strefę sam, bez zbędnego balastu jakim są inni gracze, którzy niekoniecznie muszą rozumieć i pojmować całą serię i klimat tak samo jak ja.
"Gdzie leśna droga wije się przez uroczysko, nieubłagana czeka mnie i znana przyszłość.
Daremnie wszczynać by z nią spór, mamić pieszczotą, otwarta jest jak mroczny bór - na wskroś, szeroko."