Po wielu opowiadaniach postanowiłem zrobić własną książkę. Co jakiś czas będę dorzucał jeden rozdział. Proszę o uczciwą krytykę i zachęcam do komentowania
.
Rozdział IOstatnie promienie letniego słońca chowały się na horyzonem, a nieliczne pozostałe oświetlały ledwo drzewa i budynki. Z drugiej strony natomiast drogę oświetlały reflektory samochodu. Wśród porośniętych rzadkim lasem pagórków jechała biała Niva. Jej kierowcą był Pawieł, syn doktora Władimira Gawriłowa. Pawieł miał dwadzieścia lat, prawo jazdy zdobył niedawno. Krótkie czarne włosy opadały mu na mokre od potu okulary. W samochodzie, jak i na dworze było naprawdę gorąco, pomimo wieczora. Jadąc główną drogą spojrzał na PDA trzymane na kolanach. Przy skrzyżowaniu skręcił w prawo mijając ceglane ruiny zabudowań rolniczych. Widok wręcz straszny, gdy wjechał do zdewastowanej wioski. Po obu stronach polnej dróżki ciągnęły się zrujnowane domostwa i jedna zachowana w miarę dobrym stanie szopa. Pawieł przyśpieszył i nim się obejżał ze wszystkich stron zaczęły otaczać go skalne rzeźby. Znalazł się w wąwozie, którego krawędzie porośnięte były drzewami. Droga była kręta i nierówna. Przez skały i krzewy zasłaniające widok, było duże ryzyko wypadku. Za ostrym zakrętem Pawieł ujżał zniszczony most, którego części zwisały bezwładnie między brzegami przełęczy. Z głośnym piskiem opon i równie głośnym krzykiem Pawieł wychamował, jednak jego samochód zrobił półobrót i znalazł się na dwóch, stalowych bolcach, przytrzymujących niegdyś przęsło mostu. Niva zatrzęsła się, a Pawieł o mało co nie nie udeżył głową w przednią szybę.
- Ja pierniczę - powiedział do siebie i otworzył drzwi. Wisiał właśnie nad torami, na których znalazłby się, gdyby szybko nie zareagował. Pawieł wyciągnął rekę, aby złapać się wiszącej obok kraty. Po namyśle skoczył i z krzykiem złapał się jej. Ta jednak ugięła się pod nim. Nie było innego wyjścia, trzeba było skakać. Pawieł złapał nogami kratę i wisząc „na parówkę” posuwał się w kierunku brzegu. Nastepnie złapał ręką stalowego bolca i puścił nogi.
- Cóż, pora na starą, wojskową metodę - Pawieł chwilę się wachał, jednak w końcu puścił się i upadł na zgiętych kolanach, i przetoczył. Wtem usłyszał nad sobą trzaski i zgrzytanie metalu. To samochód, zaraz spadnie. Pawieł zerwał się na obolałe nogi i odbiegł kawałek ogłuszony hukiem eksplozii. Obejżał się i zobaczył chmurę ognia.
- Jak ja zdałem na prawo jazdy? - powiedział śmiejąc się, jednak w rzeczywistości nie było mu do śmiechu.
Przez jakiś czas zastanawiał się, co robić. Był daleko od swojego celu, jeziora Jantar. Na dodatek skrzynia, którą miał przekazać profesorowi nazwiskiem Sacharow została w Nivie. Robiło się ciemno. Pawieł nie miał latarki, a już w tym małym mroku ledwo można było dostrzec skałę, lub szynę. Jego rozmyślania przyspieszyło przeraźliwe wycie wilków. Pawieł poszedł wzdłuż torów. Kroczył wąskim wąwozem, od czasu do czasu światło księżyca sięgało go przez szpary między skałami. Mimo to, w tym miejscu nie było bezpiecznie. Cały czas kruszyły się skały, które mogły by z łatwością stworzyć Pawiełowi gotowy grób. Nagle zobaczył przed sobą tunel. Był wąski, trochę tylko szerszy od torów. Z jego wnętrza wydobywał się dźwięk strachu i niepewności. Co Pawieł by oddał za latarkę! Sparaliżowany strachem postawił nogę we wnętrzu tunelu. Teraz musiał iść po omacku. Jedyne co czuł, to lodowaty wiatr na twarzy, jakby oddech jakiegoś stworzenia. Po paru krokach Pawieł poczuł, że kopnął twardy przedmiot. Ręką wymacał kij, prawdopodobnie od młotka, lub innego narzędzia. Światło z początku tunelu już dawno zniknęło zasłonięte mrokiem. Nagle Pawiełem coś wstrząsnęło. Dreszcze i strach przewyższały jego odwagę. Wyobraźnia zaczęła malować mu przed oczyma sceny, jakich nie chciałby ujżeć nigdy, o których nawet nie śnił. Jego umysł zaczął wariować, zaczął szukać ucieczki, nic nie mogło go powstrzymać. Pawieł zerwał się do biegu i nie widząc nic, uciekał przed swą wyobraźnia i strachem. Jednak ona ciągle go goniła, póki nie dostrzegł wybawienia. Czy to pociąg? Światło, rażące w oczy światło rozmywające strach. Nim się spostrzegł wybiegł na zewnątrz. Zsapany, zziajany padł na środku torów.