Sen nr 1. (z dzieciństwa jedyny który zapamiętałem).
"Szybuję sobie na latającym psie - zabawce (którą dostał na dzień dziecka mój brat) powiększonym do granic absurdu. Obok mnie siedziały inne pluszaki - zabawki. Przelatywaliśmy przez wielką krainę sera żółtego, co chwilę przedzierając się przez szwajcarskie dziury
"
Sen nr 2. (czasy w miarę współczesne)
"Wraz z dwoma kumplami przedzieramy się przez skutą lodem i zasypaną śniegiem krainę. W pewnym momencie lód się pod nami zapadł i znaleźliśmy się w lodowej grocie. Pod nami podłoga zaczęla się topić i przez lód zobaczyliśmy lawę. Kazdy z nas wyciągnął pistolet i skierował go w kolegę (ja w tego po prawej, on w następnego a tamten we mnie). zanim pociągnęliśmy za spust, to się obudziłem".
Sen nr 3. (cyklicznie się powtarzający)
"Kraków, miasteczko studenckie, przejście pod akademikami obok ksera (kto studiował ten wie gdzie). Noc, lekko oświetlone neonami przejście i ja leżący przy drzwiach do ksera. Trzymam się za brzuch (mam jakąś ranę - nie wiem jaką). Widzę siebie z perspektywy trzeciej osoby. Chwilę tak siedzę i wtedy wchodzi w kadr osoba stojąca tyłem do "kamery". tu sen się urywa"