A podobno ludzi nie wskazuje się palcem...
Ale czego to się nie robi by nabić sobie posta.
Hah, oczywiście żartuję. Tak więc wracając do wątku...
Sąsiedzi. Każdy z pewnością ich ma, to oczywiste.
Oczywistym jest również to, że osobiście również należę do tych ludzi.
Generalnie mieszkam w dość 'trudnej' okolicy, w której patologia i penerstwo są na porządku dziennym.
Ot, typowa Poznańska rzeczywistość. Jednak nie mam zamiaru rozwodzić się na temat swojej dzielnicy.
Zacznę od samego dołu klatki... No, może i nie klatki, ale piwnicy.
Jeeeju, jakie słodziutkie są te kotki. Malutkie, ale nie bezradne.
Sztuk cztery plus matka, która ostatnimi czasy gdzieś myknęła.
Całkiem dobrze radzą sobie z przeciwnościami tego trybu życia.
Pomagamy im, owszem. Są wspaniałe...!
Teraz pora na parter...
Wchodząc w podwórko, w drugą oficynę, skręcając w lewo dostrzegamy podwójne drzwi.
Drzwi za którymi mieszka na prawdę porządna, ułożona rodzina.
Są mili, zawsze przywitają się z uśmiechem i powiedzą kilka ciepłych słów.
Nie wiadomo o nich praktycznie nic, ale to bardzo dobrze.
Sztuką jest pozostać w ukryciu by nie pojawiły się zbędne ploty. Wiadomo jacy są ludzie...
O tej rodzince wiem tyle, że to świadkowie Jehowy. Matka, ojciec i 23-letnia córka.
I tyle. Wystarczy. Mam do nich ogromny respekt i szacunek. Jedyna 'normalna' rodzina.
Naprzeciwko nich, a dokładnie pode mną mieszka kumpel, którego poznałem jako pierwszego gdy wprowadziłem się tu 7 lat temu. Z czasem dowiedziałem się nieco o jego/ich życiu. Boże, toż to telenowela, istna moda na sukces, sam się w tym wszystkim gubię. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Nazwisko: Jankowscy. Nic wielkiego, ale jeszcze chwilka...
Matka, ojciec, starszy syn (Mateusz) , młodszy syn (Roger).
Tak, tylko z tym, że matka i starszy syn są nie z tego domu.
I tutaj jest cały myk, ponieważ pochodzą oni z domu Muszyńskich.
Nadal nie rozumiecie? Ja też nie.
Wiem tylko, że prawdziwy ojciec Mateusza nazywa się Muszyński, a Mateusz wraz z matką trafił do Jankowskich ze względu na zamianę żon. Dosłownie! Ojcowie zamienili się żonami!
O innych akcjach nie mówię.
Naprzeciw mnie znajduje się rodzinka, która... Która... Nie mam pojęcia kim są.
Po prostu sobie mieszkają. Nikt nie zna ich nazwiska, bywają tu bardzo rzadko.
Całkiem mili, ale jednak coś jest z nimi nie tak. Nie wnikam...
Piętro wyżej, nad nimi - koleżanka (Natalia) wraz z siostrą (Iza), matką i ojcem, moim imiennikiem tak btw.
Natalia sama w sobie jest ciekawą osobą, z wyglądu punk. Znam ją także od 7 lat.
Iza jest nadzwyczaj inteligentnym dzieciakiem - jak to emo (nie przesadzam).
Matka... Uh, tutaj zaczynają się schody. Wiecznie schlana, wiecznie obita twarz.
Jej fetyszem jest chyba codzienne pożyczanie 10zł 'na chleb' od wszystkich mieszkańców klatki.
Teraz... Ci nade mną? Boooże, miejże litość, czym te dzieci zasłużyły sobie na takie traktowanie...
Matka cholernie gruba, chora psychicznie. Dosłownie.
Za byle co dzieci latają po ścianach. Jeśli rozleje przypadkowo choć troszkę napoju to może szykować się na cierpienie ze strony rodziców. To wszystko słychać. Krzyki, uderzenia... Wszystko.
Wspomniałem, że latają po ścianach. Prawda.
Człowiek chory psychicznie zdolny jest do każdego czynu, a rzucanie dziećmi po domu to u nich standard.
'Ku*rrrrrwa! Co zrobiłaś, zaje*ię Cię!' *łup o ścianę*
Dziecko płacze, przeprasza, krzyczy... Ale nie, matka musi je podnieść i lać dalej.
Następnego dnia widać tego efekty. Poobijana twarz, rączki, nóżki, całe ciało.
W tej chwili Patrycja (chyba 9 lat) chodzi z ręką w temblaku. Nieszczęśliwie spadła.
Nie chcę dalej opisywać tego co się tutaj dzieje.
Niestety, tak bywa.
Poznań - Wilda