WodZu napisał(a):Jeżeli jednak STALKER 2 ucierpi przez konsole to już całkowicie skreślę kosolowców. Wybaczcie, ale moja cierpliwość się kończy. Gry przestają być przełomowe, nie rozwijają się.
Wybacz, ale
BUAHAHAHAHAHAHAHAAAA!! To, że technicznie konsole są 100 lat za PCtami nie oznacza, że studia robiące gry na konsole nie mają świeżych i innowacyjnych pomysłów. Ale nie o tym chciałem pisać.
Doczytywanie jednej ogromnej mapki w locie spowoduje coś, co osobiście nazwałem "syndromem Fallouta 3" (już tak wiele razy wracałem do tej gry, że nawet nie pamiętam czy na tym wątku, czy na innym...). Niby wszędzie jest daleko, trzeba się nałazić jak głupi, a jednocześnie sąsiadujące na mapie ciekawe miejsca wydają się odległe od siebie o rzut kamieniem. Człowiek stoi na jakimś pagórku i ma wrażenie, że mógłby splunąć nad całą tą grą...
To samo uczucie miałem grając w Far Cry 2. Niby gra jest bardzo wielka, ale z powodu konieczności poruszania się pomiędzy ważnymi miejscami odległości musiały zostać maksymalnie zmniejszone, żeby nie było nudno.
I właśnie dlatego jestem przeciwny jednej wielkiej mapce i doczytywaniu na bieżąco. W niektórych grach to się sprawdziło, ale można takie gry wymienić na palcach jednej ręki. Ja sam pamiętam tylko Two Worlds.
Stalker został zbudowany na zasadzie map, na których mamy pewną liczbę ważnych miejsc. Odległości między nimi są na tyle duże, żeby mapy wydawały się wielkie i rozległe, ale na tyle małe, żeby podróż nie nudziła. Jak byście się poczuli po włączeniu Stalkera 2 i po wyjściu z pierwszego baraku, domku, czy czego tam, od razu jak na dłoni zobaczyli wszystkie najważniejsze miejsca z elektrownią w roli głównej? Oczywiście na początku zrobiłoby to ogromne wrażenie, ale z wyżej wymienionych powodów według mnie to bez sensu.
Mapy, między którymi są ekrany wczytywania, stwarzają wrażenie przestrzeni. Człowiek myśli sobie "ta mapy są tak wielkie, że nie idzie ich wszystkich połączyć w jedną całość!". Innymi słowy: efekt psychologiczny.