,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Red Liquishert w 06 Mar 2011, 21:42

,,Było nas trzynastu'' UWAGA: Zastosowałem cytaty z Brothers in Arms: Road to hill 30

21 czerwca . Okolice ,,Krwawego Jaru'' niedaleko Carentan. Francja.

Kapral Alan Williams ujrzawszy małą książeczkę leżącą w krzakach mocno się zaciekawił. Sięgnął po ów przedmiot otworzył na pierwszej stronie i zagłębił się w lekturze.

6 czerwca po północy 1944. Francja, gdzieś nad Normandią. Podpisane: Sierżant Matt Garnett.

,,Ojciec powiedział mi, że każdy żołnierz ma dwie rodziny. Tę, z którą jest spętany i tę, z którą rozpętuje piekło. Spędziłem tutaj osiem dni. Osiem dni dowodziłem ludźmi, którymi nie byłem gotów dowodzić. Osiem dni patrzyłem na to jak moi ludzie, moja rodzina zabijają i są zabijani. Przez osiem dni chciałem, żeby to się skończyło.''

,,Lecieliśmy samolotem i wsłuchiwaliśmy się w chrapliwy odgłos silników.
-Wstawać! - Ryknął sierżant sztabowy Bob ,,Mac'' Carson. Usłuchaliśmy. - A ty Garnett, stawaj obok mnie! - Stanąłem po lewej stronie mojego zwierzchnika, zaraz obok drzwi. Mrok rozświetlały uderzenia pocisków artyleryjskich. Miałem też widok na wszystkich moich chłopaków. Na rudego kaprala Hardigan'a, na braci bliźniaków Joey'a i Harry'ego Allen'ów i innych. Nigdy nie chciałem być ich dowódcą, ale nie miałem wyboru. Teraz pod moimi rozkazami jest trzynastu żołnierzy. Trzynastu facetów polegających na moich decyzjach, które ich nie zabiją. Trzynaście rodzin, które liczą na to, że sprowadzę z powrotem do domu ich mężów, braci i synów. Trzynaście. Trzynaście to nie jest szczęśliwa liczba. Z zamyślenia wyrwał mnie ostry wybuch, który powalił wszystkich na podłogę. Usłyszałem wrzask, a potem okrzyk:
-Muzza nie! NIE!
-Co tam się do cholery dzieje?!- Ryknąłem
-Muzza... oberwał!- Odparł mi szeregowy Donnovan - Odłamek wbił mu się w pierś! Chyba nie żyje!
-Zostaw go!- Krzyknął jeden z Allen'ów. Po czym dodał- Musimy skakać sierżancie!!!
-Czekamy na zielone światło!- Odkrzyknął mu Mac.
-Poczekamy jeszcze chwilę i nie będzie już, holender, żadnego światła!!!
-Garnett, stań w drzwiach! - Krzyknął do mnie Mac. Stanąłem w drzwiach i zobaczyłem samoloty trafiane raz po raz przez pociski szwabskiej artylerii, krzyki moich przyjaciół i kolejny wybuch, który wymiótł mnie przez drzwi samolotu...''

Kapral przerwał lekturę.
-Powinienem wrócić do oddziału.- Mruknął pod nosem, schował pamiętnik w zanadrze i ruszył w kierunku swojego oddziału.

Koniec części pierwszej.
Zapraszam do lektury i oceniania.
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive MacAron.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Reklamy Google

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez MacAron w 06 Mar 2011, 21:57

No! Gratulacje Shoahert, dla mnie bomba! Widać, że wziąłeś sobie uwagi z poprzednich opowiadań do serca i sumiennie je zastosowałeś. Bardzo fajne opowiadanie, śmiem twierdzić że dokonałeś w swojej twórczości awansu o poziom wyżej :wink: . Jedyne do czego tak naprawdę mogę się przyczepić, to zamiast "holender" daj "cholera" bo samo "cholender" jest raczej potoczne. No i dodaj więcej opisów, uważaj na powtórzenia i wklejaj większe kawałki :P . Zaczerpnięte z gry cytaty są oczywiście na miejscu i dobrze się komponują.
A poza tym - oby tak dalej :!: :P

Pozdrawiam i kozak ode mnie :)
"Moskwiczanie wiedzą o podziemiach w metrze, którym niby codziennie jeżdżą, jakieś trzydzieści procent prawdy. Niepozorne drzwiczki (...) to wejście do bunkra obrony przeciwrakietowej, który zajmuje dodatkowe 10 tysięcy metrów pod ziemią." - Dmitry Glukhovsky Image
Awatar użytkownika
MacAron
Stalker

Posty: 91
Dołączenie: 20 Lis 2010, 17:47
Ostatnio był: 31 Paź 2014, 23:26
Miejscowość: stacja "Biegowa"; Moskwa :)
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 22

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Red Liquishert w 07 Mar 2011, 16:52

Williams dotarł do swojego oddziału, po czym pokazał im pamiętnik. Przyjaciele Williams'a okazali zżerającą ciekawość. Alan otworzył pamiętnik i czytał na głos:
,,W uszach słyszałem tylko pisk spowodowany wybuchem. Gdy w końcu pisk minął spróbowałem otworzyć spadochron. Zakląłem szpetnie, bo zorientowałem się, że mój spadochron nie chce się otworzyć. Szarpnąłem kilka razy. Udało mi się dopiero po kilku silnych szarpnięciach. Gdy powoli opadałem słyszałem krzyki tych, których spadochrony zawiodły, widziałem wybuchające skrzydła samolotów, widziałem żołnierza, którego szwabska artyleria trafiła w locie. Chciałem już wylądować, żeby ten horror się skończył i dostałem to co chciałem. Tylko, że trafiłem prosto na drzewo. Później, cały dzień wyciągałem gałęzie z tyłka. Jakimś cudem się odplątałem i spadłem prosto na ziemię. Jęknąłem. To był błąd. Usłyszał mnie jakiś szwab, który kręcił się po okolicy. Podszedł do mnie, odbezpieczył swojego Mausera i już miał pociągnąć za spust gdy nagle usłyszałem świst kuli, która trafiła nazistę w rękę.
-Shai*e, Shai*e!- Krzyczał. W mroku zamajaczył mi jakiś kształt. Kula świsnęła ponownie i trafiła Niemca w skroń. Szwab nie wydobył z siebie żadnego dźwięku i padł jak rażony gromem na trawę.
-Błysk!- Usłyszałem.
-Grzmot!- Odpowiedziałem natychmiast. Kształt podszedł do mnie. Rozpoznałem go. To był kapral Lockie.
-Wstawaj sierżancie!- Rzekł i pomógł mi wstać.
-Chyba powinniśmy poszukać reszty ludzi- Powiedziałem. Szliśmy kilka chwil, ale w tym piekle wydawało się, że to wręcz wieki. Świst.
-SZWABY!- Ryknął Lockie i rzucił się za niewielki murek. Zrobiłem to samo.
-Sierżancie, gdzie pana sprzęt?!- Spytał mnie kapral.
-Nie wiem do cholery!- Ryknąłem próbując przekrzyczeć świst kul, co,wbrew pozorom, nie było takie łatwe. Instynktownie sięgnąłem tam, gdzie powinna być kabura. I, chwała Bogu, była tam! Wyciągnąłem mojego Colta, wychyliłem się zza osłony i wystrzeliłem kilka pocisków w kierunku szwabów. Usłyszałem krzyk i odgłos ciała padającego na trawę. Lockie również się wychylił, ale nie zdążył oddać ani jednego strzału, bo kula z Mausera, trafiła go w pierś. Zawył i ciężko upadł na glebę.
-Boże, Lockie!!! LOCKIE!- Ryknąłem i chwyciłem go za rękę z przerażeniem widząc, że ciemna kałuża pod Lockie'im robi się coraz większa.
-Sierżancie, moja żona dziś rodzi!- Wykrztusił.
-Gratulacje kapralu.-Wyszeptałem przez łzy, cieknące mi po policzkach. Zobaczyłem, że jego płuca zwężają się i rozszerzają a sam Lockie zaczął jęczeć z bólu. Z ukłuciem w sercu, wziąłem mojego Colta i wystrzeliłem jeden pocisk w czoło Lockie'go. ,,Przynajmniej nie musi się męczyć'' pomyślałem.
-Wy...cholerne...szwabskie...dranie!- Ryknąłem w gniewie i zacząłem opętańczo strzelać z mojego Colta...

-Zbiórka!- Ryknął porucznik Combs.
-Chodźmy!- Rzekł do swoich przyjaciół Williams i razem ruszyli w kierunku porucznika.

Koniec części drugiej.
Zapraszam do lektury i oceniania.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Red Liquishert w 09 Mar 2011, 19:43

Porucznik Combs, poprowadził patrol. Oddział nie napotkał żadnego oporu. Podczas postoju, Williams otworzył pamiętnik i znów zaczął czytać.

,,Naprawdę poznajesz człowieka dopiero wtedy, gdy musisz patrzeć jak umiera. Ta chwila przed tym, jak zdajesz sobie sprawę, że już po wszystkim. Ta chwila, w której w jego twarzy odbija się każda decyzja, jaką dokonał. Rodzaj życia, jaki prowadził...i czy go żałuje. Strzelałem w furii do szwabów, z mojego starego Colta a w mojej głowie kołatała się myśl, że Lockie, nasz najlepszy drużynowy dowcipniś, który w dodatku świetnie strzelał, leży teraz bez ducha zaraz koło moich stóp. Strzelałem, kładąc nazistów na ziemię, zabijając ich. W furii zabijanie jest, jakby łatwiejsze. Lecz gdy furia minie, odczuwasz silne wyrzuty sumienia. Chociaż zabiłem w swoim życiu niemało ludzi, wyrzuty sumienia czasem powracały. Trwało to pół-całą godzinę. A potem zabijałem znów. Gdy otrząsnąłem się z furii, Niemcy byli martwi. Patrzyłem jeszcze chwilę na ciało Lockie'go po czym ruszyłem samotnie, szukać swojego zasobnika. Odnalazłem go na małym poletku, na którym było 2 szwabów. Zastrzeliłem ich i rozwiązałem torbę z moimi rzeczami. Był mój M1 Garand,ładownice z amunicją do wspomnianego Garanda, zdjęcie mojej dziewczyny, Jo i rzeczy do higieny osobistej. Usłyszałem trzask gałęzi w pobliżu.
-Błysk!-Powiedziałem głośno w mrok
-Garnett?...eee..znaczy się...eee...burza???-Usłyszałem roztrzęsiony głos. To był Donnovan. Trzęsąc się, wyszedł z krzaków.
-Grzmot, matole!-Powiedziałem gniewnie.
-Przepraszam, sierżancie!-Odrzekł Donnovan.
-Rozwalmy te cholerne działa!-Zarządziłem. Szliśmy za odgłosami wystrzałów. Dotarliśmy do jednego z dział i już mieliśmy zaatakować gdy nagle rozległ się wybuch granatu, który zniszczył działo i krzyk szwabów.
-Co do groma?!-Powiedział Donnovan. Z mroku wyłonił się kształt.
-Błysk!-Usłyszeliśmy.
-Grzmot!-Odkrzyknął Donnovan.-Widzisz potrafię!-Dodał. Kształt zbliżył się. Był to kapral Hardigan.
-Dobrze was widzieć,chłopaki!-Powiedział z uśmiechem na piegowatej twarzy.
-Nawzajem, kapralu- Odpowiedziałem również z uśmiechem na twarzy.
-Nie zgadniecie kogo spotkałem!-Powiedział Hardigan jeszcze bardziej się uśmiechając.-Podpułkownika Cole'a.
-Cole'a?! O rzesz ty w mordę kopany skubańcu!-Powiedział Donnovan.
-Ano, Cole'a!-Rzekł Hardigan.- Miałem przeprowadzić rozpoznanie. Kilku naszych jest z nim.
-Kto?-Spytałem.
-Mac,Jameson,Vance i Doyle.
-No to chodźmy.-Powiedziałem i ruszyliśmy za Hardigan'em. Gdy doszliśmy do oddziału Cole'a i przywitaliśmy się z chłopakami, usłyszeliśmy głos jakiegoś żołnierza.
-Chyba słyszę konie,sir!
-Konie?!-Zdziwił się Cole
-O, cholera! Chyba mnie zobaczyli!-Powiedział żołnierz.
-Okej, plan jest taki-przemówił Cole- Garnett, bierzesz Hardigan'a i Doyle'a! Zatrzymacie konwój, strzelając frontalnie. Reszta idzie ze mną, podziurawimy szwabów z prawej flanki!
Ja, Hardigan i Doyle zajęliśmy dogodne pozycje na początku drogi. Wozy, obładowane skrzyniami, ciągnięte przez konie. Zaczęliśmy strzelać, a konie w panice połamały dyszel i pognały w przeciwnym kierunku. Niemcy klnąc zeskoczyli z wozu i odpowiedzieli ogniem. Lekko wychyliłem się zza osłony, wycelowałem i zdjąłem jednym strzałem w głowę jednego ze szwabów. Hardigan, załatwił jeszcze jednego, a Doyle chybił, więc to ja zdjąłem ostatniego. Oddział Cole'a wytłukł z prawej flanki resztę szwabów.
-Zbiórka!-Ryknął Cole.-Przetrząśnijcie te skrzynie. Mogą tam być medykamenty i prowiant!''

-Dobra, idziemy dalej!-Zarządził porucznik Combs.

Koniec części trzeciej
Zapraszam do lektury i oceniania.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Universal w 24 Mar 2011, 22:05

Mało żołnierski język - wątpię, żeby najcięższymi przekleństwami były "cholera", "dupa" i "morda". Szczególnie, jeśli wyrzynają Niemców jak rzeźnik wieprzowinę - i tu druga rzecz - trochę za dużo zabijania (wkradła się monotonia). Rozumiem, że na tym polega wojna, ale samo strzelanie (w dodatku celne) jest nudne, to nie GTA z kodami. Do tego parę literówek.

Szkoda, że dalej nie piszesz, pewnie zrezygnowałeś po braku komentarzy;) Jeśli oprzesz akcję na czymś innym (nie będę teraz na siłę wyszukiwać przykładu), będzie dobrze.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Paladyn95 w 24 Mar 2011, 23:05

Mnie się te opowiadanie podoba, jest odskocznią od "stalkerskich" klimatów. Chociaż trochę szkoda że opowieść jest o Normandii, ten temat jest już za mocno wyeksploatowany i niektórym być może już się przejadł. Jeśli chodzi o II WŚ to z chęcią poczytałbym o desantach na poszczególne wyspy Pacyfiku - walka w jaskiniach oraz dżungli, z tego też można sklecić niezłe opowiadanie :D .
Image
Zrzuć kajdany Powinności! Dołącz do Wolności!

Paladyn95
Wygnany z Zony

Posty: 41
Dołączenie: 06 Mar 2011, 22:07
Ostatnio był: 10 Lip 2011, 11:16
Miejscowość: Górny Śląsk/Strefa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 7

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Red Liquishert w 05 Kwi 2011, 20:48

Póki co nie mam jeszcze odpowiedniego pomysłu na dalszą część, ale mam plan na serię opowiadań:

-Bitwa o Normandię (Zdobycie St.Come.de Mount, Carantan, St.Saveure itp.
-Market-Garden
-Bitwa o Bastogne
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Universal w 05 Kwi 2011, 20:51

Też mogę wymyślić serię kontynuacji - chodzi o to, żebyś ciągnął aktualne.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: ,,Było nas trzynastu''- Normandia 1944 roku.

Postprzez Red Liquishert w 15 Lip 2011, 13:44

Kapral ponownie zagłębił się w lekturze.

,,Poranek, 6 czerwca 1944. Chałupa nieopodal jakiejś francuskiej mieściny.''

,,Cole rozkazał mi wziąć Jameson'a, Doyle'a i Hardigan'a i pójść z jakimś szeregowcem do niewielkiej mieściny, nie znam nawet jej nazwy, gdzie pułkownik Cassydy z resztką swoich ludzi utrzymywali pozycję. Młody żołnierz zaprowadził nas do drewnianej, sporej chałupy. W środku zastaliśmy makabryczny widok. Cassydy siedział na krześle, twarz miał ukrytą w dłoniach. W całej chałupie siedzieli oparci o ściany ranni żołnierze. Wymiotowali krwią, jęczeli z bólu, a inni po prostu byli martwi. Cassydy podniósł głowę i spojrzał na nas. Oczy miał przepełnione żalem, grube wąsy poplamione krwią.
- Słuchajcie... - Powiedział po dłuższej chwili. - Ci żołnierze potrzebują pomocy. W miasteczku, jakieś pół mili stąd, w kościele, znajduje się szwabski lazaret. Prawdopodobnie mają tam zapasy leków. Proszę... Zdobądźcie ten lazaret. Potrzebujemy leków. Jeden z moich ludzi pójdzie z tobą. Williams, do mnie! - Do chałupy wszedł młody chłopak, nosił rozpięty mundur z podwiniętymi rękawami. Nosił też kamizelkę z ładownicami do M3 ,,Smarownicy'' , którą trzymał w rękach.
- To jest starszy szeregowy Alan Williams. Utalentowany chłopak. Przyda Ci się. Idźcie już... - Zakończył pułkownik i znów ukrył twarz w dłoniach.

*
Szliśmy przez jakiś czas. W drodze wypytywałem Williamsa, co też potrafi. A potrafił dużo. Celnie rzucał granatami, celnie strzelał i potrafił szybko i rzetelnie ocenić sytuację. Rzadka umiejętność, nawet wśród sierżantów. Opowiedział mi też o tym, że Cassydy przebąkiwał coś o awansie na kaprala, ale gdy tylko Alan chciał podchwycić temat, najczęściej dostawał ochrzan. Chłopak miał gadane.
- Uwaga, dochodzimy do miasteczka! Rozdzielamy się! Williams, idziesz ze mną, Hardigan, bierz Jameson'a i Doyle'a. Pójdziecie uliczkami po lewej. Ja i Williams pójdziemy uliczkami po prawej. W razie czego, bronić się. Spotkamy się przed kościołem. Ruszać! - Zarządziłem. Przez jakiś czas, wszystko szło zgodnie z planem. Póki nie zobaczyliśmy ok. 20 szwabów rozstawionych wokół kościoła. Natychmiast padliśmy za osłony, mając nadzieję, że grupa Hardigan'a zachowała ostrożność.
- Williams, rzuć granat tam, pod kościół, tam siedzi najwięcej niemiaszków... - Szeptem wydałem rozkaz. Młody wychylił się zza osłony, wyciągnął zawleczkę, przytrzymał przez dwie sekundy i rzucił. Granat wybuch metr nad ziemią, raniąc w głowy odłamkami 6 szkopów. Wstałem, oddałem dwa strzał w plecy zdezorientowanego Niemca. Żołnierz niemiecki padł na bruk. Williams przeskoczył osłonę i przylgnął plecami do ściany jednego z budynków. Wychylił się i oddał szybą serię w trzech szwabów, którzy już nas zauważyli. Dwóch z nich padło, jeden dostał w ramię, wyciągnął pistolet, lecz nie zdążył nawet wycelować. Świsnęły kule i kolejnych 2 niemiaszków, w tym ten ranny, padło bez życia. Ich pomocą okazała się grupa Hardigan'a.
- Jeszcze dziewięciu!!! - Ryknął. Jameson wyszedł zza osłony, jego strzał chybił celu. Szwab, który miał być zabity z rąk Jameson'a strzelił. Trafił młodego żołnierza w nogę. Trysnęła krew i Jameson padł na bruk krzycząc z bólu.
- Jame!!! - Krzyknąłem. Wychyliłem się zza osłony i trafiłem szkopa, który postrzelił Jame'ego w nogę. Na polu walki zostało jeszcze 8 Niemców, dwóch zabił granat rzucony przez Williamsa, jednego zabił sam Jameson strzelając z ziemi.
- Sześciu!!! - Ryknąłem. Williams rzucił ostatni ze swoich granatów. Trzech Niemców rozerwała eksplozja, czwarty dostał odłamkiem w ramię. Jego żywot zakończył Doyle, celnym strzałem w splot słoneczny. Kurz eksplozji uniemożliwiał orientację, usłyszeliśmy krzyk bólu, przekleństwo jakiegoś szkopa i kolejny wybuch, którego fala uderzeniowa rzuciła mną jak lalką w kierunku ściany budynku. Przywaliłem plecami i głową w ścianę i straciłem przytomność.

*
- Sierżancie, wstawaj! - Usłyszałem głos Hardigan'a, ale nie czysto, tylko jakby przez ścianę. Gdy oprzytomniałem, wstałem. Poczułem ciężki ból w krzyżu i potylicy. Wymacałem tył głowy i spojrzałem na swoją rękę. Palce miałem poplamione krwią.
- Kurrr... - Zacząłem, ale przerwał mi Williams.
- Sierżancie, musi pan coś zobaczyć... - I pokazał mi gestem, że mam za nim iść. Tak też zrobiłem. Ujrzałem moich chłopców krzątających się wokół leżącego na ziemi Jameson'a.
- On... dostał nie tylko w nogę... - Zaczął Doyle, ale uciszyłem go ręką.
- Jak mamy Ci pomóc?! - Szeptał przez łzy Hardigan.
- Dostałem.... w krzyże?! Czy... dostałem w krzyże? Czy kula.. się... przebiła do krzyży? - Wycharczał Jameson. Wiedziałem, że chłopcy ukrywają to przed nim. Widziałem to w ich oczach.
- Morfina... W torbie mam morfinę... proszę.. - Rzekł Jameson. Hardigan natychmiast wyjął z jego torby strzykawkę, w której została zaledwie resztka morfiny. Hardigan zacisnął zęby i wbił strzykawkę w nogę rannego.
- Coś mówi... - Powiedziałem. Wszyscy nadstawili uszu. I usłyszeliśmy.
- Ja.. dziękuję.. chłopcy... ja... mama... mama.. - Tylko to ledwie słyszalne charczenie wydobyło się z ust Jame'ego.
Tylko to, ledwie słyszalne charczenie było jego ostatnimi słowami.

Zapraszam do oceniania!
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 13 gości