"Przez Zonę..." by Dziki

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

"Przez Zonę..." by Dziki

Postprzez Dziki w 08 Lip 2010, 22:18

To opowiadanie powstaje na czas przerwy w „ocalonych” z powodu braku weny twórczej na ten temat,. Wznowię pracę nad „ocalonymi” gdy tylko zakończę to opowiadanie. Mam nadzieje iż również przypadnie wam do gustu. Liczę na konstruktywną krytykę i życzę miłej lektury ! :D

Prolog:

Pierwsze promienie słońca poczęły wpadać przez drewniane szpary oraz okna pozbawione szyb prosto do sypiącego się budynku. W pierwszej kolejności oświetliły one naprzeciwległą ścianę na której znajdowały się dwa plakaty oraz jedna spróchniała półka. Pierwszy plakat przedstawiał uśmiechniętego człowieka w czerwonym kombinezonie roboczym na tle elektrowni Jądrowej w Czarnobylu. Pod obrazem widniała wyraźna nota w języku Ukraińskim „Pracuj Ciężko by rozświetlić przyszłość swej Ojczyzny !”. Drugi był jeszcze bardziej kolorowy. Znajdowało się na nim dwóch ludzi , jeden odziany był w niebieski pancerz bojowy typowy dla stalkerów których widziano na bagnach a drugi w kombinezon ochronny naukowców i co dziwne podawali sobie rękę. Za nimi namalowano słońce oraz wzlatujące ptaki co zapewne miało symbolizować nowy świat lub początek jakiegoś zdarzenia. I na tym plakacie dało się wyczytać napis „ Ramię w ramię walczmy o dobro świata. Czyste Niebo.”

Jednakże oprócz owych plakatów przyklejonych tutaj zwykłą tanią taśmą znajdowała się półka na której ustawiono kilka nie wielkich rzeczy. Leżał na niej jakiś zielony notes a zaraz przy nim czarny długopis , dalej kubek z logiem jakiejś wytwórni ciastek.
W tym momencie światło padło już na cały pokój oraz na oczy Igora leżącego na rozklekotanym sprężynowym łóżku który pod wpływem promieni słonecznych jedynie zaklął pod nosem i obrócił się na prawy bok. Cicho odetchnął i rękami które odziane zostały w zielonego rękawiczki pozbawione końcówek na palce , przetarł oczy i ziewnął demonstrując przy tym szereg zębów. Definitywnie był zmęczony i nie miał ochoty wstawać jednak umówił się z swoim znajomym w barze i będzie musiał stawić się na czas. Tak więc mimowolni wstał w akompaniamencie skrzypiącego łóżka i począł ubierać swoje wysokie desantowe buty. Gdy już się z nimi uporał przeczesał włosy rękę i powstał.
Pokój nie był za duży a oprócz jego łóżka znajdowało się tutaj pięć innych prycz z brudnymi i na pewno starymi materacami. Przy każdej z nich stała szafka z prywatnymi rzeczami lokatorów , głównie były to gazety , książki , talerze , latarki , kompasy czy inne tego rodzaju bibeloty. Igor przeciągnął się i poprawił swój pancerz na którym dało się dostrzec wyraźną plakietkę świadczącą o przynależności do Czystego Nieba. Sprawdził jeszcze na wszelki wypadek poziom tlenu w swoich zbiornikach i z spokojem ruszył do wyjścia z pokoju. Nie musiał nawet otwierać drzwi ponieważ ktoś już dawno wyniósł je wszystkie z tego budynku. Igor szedł powoli nadal od czasu do czasu ocierając swoją twarz i oczy. Gdy już wyszedł z pokoju znalazł się w większym pomieszczeniu. Znajdowało się tutaj drewniane biurko zapełnione licznymi papierzyskami oraz jedną maszyną do pisania przy której siedział człowiek ubrany tak samo jak on a nad nim z kolei stał wysoki człowiek ubrany w nieco cięższą wersję ich pancerza. Dyktował on coś na głos siedzącemu stalkerowi od czasu do czasu wskazując mu palcem błędy jakie popełnił.

- … Grupa czwarta przemieściła się na północ odnajdując liczne ślady zagrożenia psionicznego w okolicy wioski rybackiej. Z raportów dostarczonych przez sierżanta… - Tylko tyle były w stanie wyłapać uszy Igora gdy przechodził przez pomieszczenie i kierował się do wyjścia na zewnątrz. Po za tym w pomieszczeniu nie było nic więcej niezwykłego , ot kilka krzeseł przy ścianie , zniszczony obraz na którym kiedyś był przedstawiony jakiś starszy mężczyzna dzierżący imponujący sztucer. Do tego był zbyt zmęczony by dostrzec coś jeszcze. Jednakże począł się ożywiać gdy stanął na progu wyjścia. Od razu zamykając oczy wciągnął świeże powietrze w płuca i rozejrzał się na około.
Otóż znajdował on się na drewnianym tarasie głównego budynku przed którym rozstawiono średniej wielkości plac. Na środku gdzie była udeptana ziemia uformowano ognisko przy którym już od rana siedzieli starzy wyjadacze i opowiadali sobie niestworzone historie. Igor zawsze podziwiał tych ludzi , zawsze mieli tyle do opowiedzenia znali tysiące legend i przemierzyli zonę wzdłuż i wszerz. Zawsze będzie marzył by wyrwać się dalej po za bagna tak by móc zwiedzić większą część strefy. Jednak zawsze gdy o tym wspominał przy jakimś weteranie ten jedynie uśmiechał się do niego wymownie i mówił „Chłopcze ciesz się że możesz tu siedzieć. My nie chodzimy tam z wyboru.”

Igor miał dopiero dwadzieścia sześć lat i nie rozumiał tych słów a żył swoją fantazją o zonie i niezwykłych ilościach artefaktów. Wracając jednak do samego obozu i placu oczy chłopaka wyłapały przewodników stojących przy bramie prowadzącej na bagna którzy gorączkowo dyskutowali na temat jakiejś dziwnej mapy. Po za tym pałętało się tutaj wielu innych stalkerów zajętych swymi własnymi sprawami , lecz nie to najbardziej przykuło uwagę Igora a widok bezkresnych bagien ciągnących się aż po sam horyzont. Widział to jeszcze wyraźniej dzięki słońcu które teraz wznosiło się wysoko na bez chmurnym niebie i oświetlało całą zonę dając tym samym każdemu stalkerowi pewną iskierkę nadziei. Niestety dla niektórych będzie to ostatni widok wschodzącego słońca w ich życiu. Bagna , tak i to co było co za nimi to co go tak ciągnęło do strefy ta niewytłumaczalna aura tajemnicy skrywająca w sobie tyle wspaniałych sekretów. Przez chwilę się nawet rozmarzył opierając się o balustradę i bez celu gapiąc się w bagna i dogłębnie obserwując każdy krzak delikatnie poruszający się na wietrze zupełnie jak jego nieco za długie brązowe włosy.

Westchnął i potrząsnął głową po czym przypomniał sobie o spotkaniu i z spokojem zszedł do drewnianych stopniach na plac by zaraz ruszyć prosto do prowizorycznego baru. Właściwie była to przyczepa wyglądająca jak niebieska puszka którą zamieniono w miejsce gdzie siedział barman a przed nią rozciągnięto siatkę maskującą która miała robić za swego rodzaju dach. Pod nią z kolei ustawiono kilka lichych stołów oraz taboretów. Mimo to Igor lubił tam przebywać , zawsze mógł się przynajmniej odprężyć i uspokoić przy dobrej wódce oraz ciekawej rozmowie.
Idąc już w stronę owego baru uśmiechnął się gdy dostrzegł siedzącego tam przyjaciela. Miał on na sobie ten sam kombinezon co on z tą różnicą iż przez ramię miał przewieszone jeszcze AK 47 oraz pistolet PM w swojej kaburze przy panelu udowym. Sam mężczyzna miał krótko ostrzyżone nieco zabrudzone ciemne włosy oraz rozbiegane piwne oczy. Jego twarz wydawała się być śmiertelnie poważna mimo iż był tylko o rok starszy od Igora. Nie dostrzegł jeszcze znajomego więc dalej zajmował się pałaszowaniem suchego chleba z dodatkiem szynki oraz nie wielkiej ilości masła. Igor podszedł do niego i poklepał go w plecy siadając obok. Fidia miał już zakląć gdy go dostrzegł lecz zamiast tego odparł.

- No nawet się tak nie spóźniłeś ! – Zaraz po tym podał mu skibkę chleba z dwoma plasterkami pomidora oraz otwartą szklaną butelkę taniego piwa. Igor od razu ściągnął swoje rękawiczki i zabrał się za jedzenie.
- Nie przesadzaj. – Rzekł gryząc chleb. Coś takiego jak pomidor było w zonie rzadkością chociaż rzecz jasna nie tak wielką jak cebula czy marchew. O tego typu rzeczach rzadko kto tutaj słyszał. – Lepiej mów czy znaleźli Lwa.
- Chyba czy znaleźli jego resztki jeśli o to ci chodzi. No ja ci powiem że nic kompletnie nic. Jak przepadł tak przepadł. – Mówił Fidia żując jedzenie i od czasu do czasu popijając je swoim już do połowy pustym piwem. – Ile to już ? Dwa dni nie ? No właśnie , nie ma co szukać pewnie już go dawno coś zeżarło albo bandyci mu dupę odstrzelili. – Tutaj skończył i wzruszył ramionami i zjadł ostatni kawałek swojej porcji chleba. Igor słuchał go z zaciekawieniem i kiwał głową. Lew był nieco dziwnym gościem zawsze stronił od reszty ale nikt nigdy nie wątpił w jego świetne umiejętności bojowe toteż wydawało mu się niewiarygodne iż ktoś taki jak on może po prostu zginąć zastrzelony przez zwykłego bandytę.
- Pewnie ruszył w głąb zony jak reszta. – Odezwał się po krótkiej ciszy Igor i dostrzegł Zimnego ich zarośniętego barmana krzątającego się po swojej przyczepie.

- Ty i twoja wybujała wyobraźnia. Gdzie tam , on sam mówił że nigdzie się więcej nie rusza. Przecież Lew nie jest… nie był idiotą. – Stwierdził z spokojem przyjaciel i połknął ostatni kęs. Igor jednak wierzył iż stary stalker po prostu chciał jeszcze raz udać się w podróż by zwiedzić zonę i ponownie odkryć jakąś tajemnicę. Lecz postanowił nie kłócić się dalej z Fidia i zabrał się za kończenie własnego dosyć skromnego posiłku. Lew był chyba również jednym z najbardziej doświadczonych członków Czystego Nieba , podobno kiedyś nawet zdobywał z innymi Limańsk. Fidia w tym czasie z wolna podszedł do Zimnego i zaczął o czymś z nim rozmawiać. Igor próbował dosłyszeć o czym to właśnie gadają lecz nie był w stanie przez brzdąkanie na gitarze jednego z stalkerów tuż przy ognisku. Lecz nadal jego wzrok uciekał do Zimnego który tłumaczył coś Fidi a następnie palcem wskazał mu główny budynek w którym znajdował się ich sztab. Jego przyjaciel nie wyglądał na specjalnie zadowolonego , jedynie uderzył się ręką w czoło i podszedł do Igora stukając swymi ciężkimi butami i prowizoryczną podłogę zrobioną z blachy oraz kawałków drewna.

- Nie uwierzysz. – Rzekł po czym zaraz dodał. – Dogniłow wysyła nas na patrol w okolice wioski Rybackiej tam gdzie zaginął Lew. Przygotuj się i za pięć minut masz być przy południowym wyjściu. – Po tych słowach narzucił kaptur na głowę i ruszył w kierunku bramy wyjściowej przy której dalej stali kłócący się przewodnicy.
Igor poczuł jak coś w jego myślach powoduje niesamowitą euforię. Znów będzie mógł wyjść z obozu i wejść w tą drugą rzeczywistość którą ludzie nazywali zoną. Oczy mu się zaświeciły i nie czekał ani chwili. Połknął tylko ostatni kawałek i ruszył w kierunku budynku z którego niedawno wychodził. Czuł już rosnące podniecenie , mimo iż był to zwykły patrol czuł się tak jakby wyruszał w długą i wyczerpującą podróż zupełnie jak ci niezwykli weterani.
Jego kroki były szybkie i miarowe więc już po chwili przechodził przez ten sam próg i ponownie dostrzegł stalkera który teraz zasnął przy maszynie do pisania. Biedakowi zapewne kazano spisywać wszystkie raporty i sprawozdania.

Nie przeznaczył mu jednak większej uwagi i przeszedł od razu do pokoju w którym znajdowało się jego łóżko. W środku nikogo nie było toteż i z nikim nie musiał się witać. Westchnął i z lekkim drżeniem rąk począł grzebać w podręcznej kieszeni swojego pancerza po czym natychmiast wyjął z niej nie wielki i nieco zardzewiały kluczyk. Z wolna ominął pozostawiony przez jednego z lokatorów taboret na którym postawiono jeszcze wyniszczoną gazetę i od razu przyklęknął przy skrzynce która znajdowała się tuż przed jego łóżkiem. Uśmiechnął się sam do siebie i z cichym skrzypnięciem otworzył niebieską skrzynkę a następnie jego oczom ukazała się jej zawartość.
Otóż w środku spoczywał AKS 47 z złożoną stalową kolbą. Karabin miał już trochę lat co można było wywnioskować po zniszczonych drewnianych częściach oraz nadłamanej szczerbince. Dalej dostrzegł jeszcze bagnet schowany w wytartej skórzanej pochwie , jedno opakowanie antyradów oraz dwa magazynki do jego karabinu. Nie prezentowało się to specjalnie dobrze jednak tak młodemu stalkerowi jak Igor całkowicie to wystarczało. Po kolei przypiął bagnet do pasa , schował lekki do podręcznej torby , magazynki starannie wsadził do ładownic i na sam koniec dumnie chwycił swoją broń w ręce. Tak zdecydowanie był gotowy. Więc bez zbędnych ceregieli opuścił budynek i niemalże pędem ruszył do bramy.

Przy niej stała trójka ludzi ubranych w te same kombinezony. Pierwszym dzierżącym AK 47 był jego dobry przyjaciel Fidia , kolejny to Saszka. Był on mężczyzną w wieku trzydziestu dwóch lat i czasami wyruszał z innymi stalkerami do kordonu by zakupić zapasy od miejscowego handlarza. Ostatnim był ich przewodnik o ksywce Piła. Nikt nigdy nie potrafił dokładnie stwierdzić jak temu chudemu i niby nie groźnemu facetowi nadano takie przezwisko. Za nimi oraz bramą ciągnęły się te same ogromne bagna jakie obaczył niecałe dwadzieścia minut temu. Jednakże teraz słońce skryło się za deszczowymi chmurami które nadchodziły od strony elektrowni.
Któryś z weteranów mówił iż jeśli z nad elektrowni czy Prypeci ciągnie deszcz jest to oznaką lamentu zony nad straconymi istnieniami. Do tego wzmógł się wiatr który wprawiał wszystkie te napromieniowane rośliny w dziki taniec wywołujący nieprzyjemny dla ucha szelest. Przez chwilę Igor pomyślał czy aby nie lepiej jest zawrócić i nie ryzykować , jednak nie mógłby zdzierżyć tych wszystkich głupich uśmiechów i żartów. Widok takiej strefy był zdecydowanie mniej kojący.
- O idzie. – Rzekł Saszka sprawdzając amunicję w swojej nieco rozklekotanej strzelbie której używano na polowaniach. Igor podchodząc jedynie powitał ich skinieniem głowy i oparł się o wystający z ziemi drewniany pal z którego gdzie nie gdzie wystawały pordzewiałe i wygięte w makabryczne pozy gwoździe.

- Chyba nie musze tłumaczyć co robimy nie ? Pamiętajcie że jeśli licznik zacznie robić tik-tik-tak to musicie bardzo szybko spier*alać. Nie wchodzić do wody a gdy zobaczycie mutanty nie panikować. Jasne ? Dobra idziemy. – Zakomenderował Piła nieco cichym głosem nie budzącym zbyt wielkiego szacunku i otworzył bramę po czym przeszedł przez nią jako pierwszy już brudząc sobie buty w nie wielkiej kałuży jaka wytworzyła się tuż przed wyjściem. Wszyscy wychodzili po kolei a całą kolumnę zamykał nikt inny jak szczęśliwy Igor. Przechodząc przez bramę miał dziwne wrażenie jakby znalazł się w innym świecie. Właśnie opuścił ciepłą i przytulną bazę na rzec chwilowej przygody i kto z resztą wie czy aby na pewno nie ostatniej…

*

To co strasznie uderzało w Igora na bagnach to smród. Ten nieprzyjemny zapach cały czas uderzał w jego nozdrza. Była to dziwna mieszanka zgnilizny z czymś jeszcze czego sam nie potrafił określić. Czuł jak jego buty wsiąkają w miękkie błoto za każdym krokiem jaki stawiał. Miał wrażenie iż idąc przez bagna one kompletnie się nie zmieniają. Wokół były tylko krzaki , błoto , piach i woda. Od czasu do czasu mógł dostrzec jedynie resztki małej łódki lub też porzucone beczki czy puste skrzynie. Brakowało tu nawet zwierząt które brodziły by w wodzie w poszukiwaniu pożywienia. Jednak panowała tutaj kompletna cisza którą przerywał jedynie szelest wielkiej trzciny oraz krzaków. Nie raz już bywał na patrolu lecz w miarę jak zbliżali się do wioski życie wymierało. Nie mogli już dostrzec nawet mięsaczy na wzgórkach czy nawet ptaków. Zaczynał rozumieć dlaczego Czyste Niebo opuściło ten posterunek. Idąc tak co jakiś czas oglądał się za siebie gdy w jego myślach pojawiła się mała iskierka paniki. Kompletnie różniło się to od obozu gdzie wszyscy śmiali się pili i opowiadali sobie nawzajem legendy. Tu nie było nikogo tylko oni skazani na łaskę zony.

Wtenczas gdy już miał odetchnąć dostrzegł nad trzciną pierwsze skrawki dachów wioski. Nie zostało na nich za wiele dachówek co potęgowało dziwny i ciężki nastrój jaki powstawał w miarę zbliżania się do tego opuszczonego posterunku.
- No prawie jesteśmy. – Rzekł Fidia idąc jako drugi i trzymając przy sobie jego wierną i niezawodną broń. Rzeczywiście po kilku następnych krokach i przejściu przez kładkę zrobioną z kilku desek oraz na wpół zatopionej wojskowej ciężarówki mogli dostrzec pierwszy typowy dla wschodnich wiosek budynek. Był on kwadratowy i pomalowany na biało chociaż teraz można było na nim dostrzec wyraźne zabrudzenia i zadrapania. Dwa okna zostały pozbawione szyb pewnie przy jednej z strzelanin z bandytami lub jeszcze wcześniej przy wybuchu elektrowni. Do tego w jednym z nich zobaczył kilka szklanek oraz nieco większy kolorowy dzbanek na kwiaty. Przed samym domostwem z kolei została ułożona prowizoryczna barykada z widocznymi śladami po kulach. Wszyscy bez słowa obeszli barykadę i ruszyli dalej na środek wioski. Składała się ona w sumie z czterech budynków. Wszystkie były kwadratowe i małe oraz pomalowane na różne kolory które wyblakły wraz z nieubłagalnym upływem lat. Stojąc po środku wioski Igor czuł się niezwykle nieswojo. Miał wrażenie iż czuje czyjąś obecność i nie był w stanie skupić się na bardziej konkretnych myślach. To właśnie w tym miejscu nie słyszał nic innego jak tylko i wyłącznie ich kroki oraz wiatr niosący z sobą zgubne skażenie.

Igorowi zakołysało się w głowie gdy spojrzał na drzwi jednego z domostw. Miał wrażenie iż powoli się otwierają lecz okazało się to tylko zwykłym urojeniem. Oparł się plecami o wyniszczony biały samochód pozbawiony przednich kół i rozejrzał się na boki. Saszka i Fidia pobierali pomiary tego miejsca przy nieco większej brzozie rosnącej między dwoma budynkami. Piła z kolei spokojnie stał przy barykadzie i obserwował bagna , na wszelki wypadek gdyby coś spróbowało się do nich przedostać. Igor musiał odpocząć i ku swemu zaskoczeniu gdy bliżej przypatrywał się budowlom czuł dziwny ucisk w czaszce oraz piersi. Szybko zerknął na licznik Geigera , jednak wskazówka stała na liczbie zero. Coś było nie tak.
Postanowił wstać lecz zamiast tego nogi zrobiły mu się miękkie a on sam po prostu runął na zabłocony placyk. W tym momencie jego świadomość udała się w zupełnie inne miejsce.

*

Zupełnie w nieoczekiwanym momencie szybko wciągnął powietrze do płuc i błyskawicznie by dłużej nie leżeć w błocie obrócił się na plecy. Czuł jak boli go nos oraz cała twarz lecz po za tym chyba nic więcej mu się nie stało. Z początku przez rozbiegane oczy nie mógł niczego wyraźne zobaczyć. Czuł jak jego myśli wewnątrz głowy nie są w stanie ułożyć się w jednolitą całość chociaż próbował do tego doprowadzić z wszystkich sił. Wtenczas to nad jego głową rozległ się czyś głos zupełnie nie podobny do nikogo z jego drużyny. Był głęboki i niezwykle basowy.
- Lew daj spokój. Po cholerę tu przyleźliśmy , jesteśmy daleko od bazy. Tu nikogo nie ma od kilku dobrych tygodni. – Mówił ktoś za jego głową. Po chwili odpowiedział mu szorstki głos zapewne należący do nieco starszego człowieka.
- Ostrożności nigdy za wiele. – W tym momencie Igor również odzyskał jasność umysłu i znów mógł trzeźwo spojrzeć na świat. Lecz to co zobaczył nie było ani trochę potrzepujące a co najmniej frapujące i dziwne. Otóż przed nim przy ścianie domu pomalowanego na czerwono stał stalker odziany w cięższą wersję kombinezonu Czystego nieba. Nie miał na sobie kaptura , hełmu czy kominiarki tak więc rozpoznał go bez żadnego problemu. Idealne rysy twarzy i spory szary zarost oraz ten sam pusty wyraz oczu. Tak to bez wątpienia był Lew , pytanie tylko jakim cudem się tutaj znalazł. Igor musiał złapać oddech ponieważ jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Delikatnie przyklęknął i obejrzał się za siebie. Otóż za jego plecami stało kolejnych dwóch stalkerów również przynależących do Czystego Nieba. Mieli przy sobie charakterystyczne długie karabiny G3 , które zawsze imponowały każdemu kotowi w zonie. Oni z kolei to na pewno Ulman i Świeca. Co jeszcze bardziej niepokojące to to iż nie zwracali najmniejszej uwagi na klęczącego Igora a oglądali okoliczne domy.

- Sprawdźcie tą chatę. Ja tu poczekam. – Znów rzekł Lew wskazując na budynek naprzeciw jego. Tamci dwaj jedynie wzruszyli ramionami i odwrócili się do Igora oraz Lwa plecami. Wiatr zerwał się nagle a w powietrzu rozniósł się charakterystyczny dźwięk zamka od karabinu. Chłopak jakby trafiony piorunem powstał brudząc sobie kolana jeszcze większą ilością błota i spojrzał na Lwa który teraz to celował w niego swoim VSS Vintorez. Karabin w jego granitowych rękach naprawdę budził wielki szacunek oraz strach.
- Ej , no co ty ! – Niemalże krzyknął Igor gdy karabin starego stalkera wypluł z siebie solidną serię pocisków. Igor jednak nic nie poczuł i rozwarł usta zdziwiony oglądając się za siebie. Za nim właśnie leżała dwójka ludzi których plecy były niemalże rozerwane przez pociski automatu Lwa. Krew delikatnie ulatniała się z ciał i spływała strużkami po mokrej ziemi oraz po ścianie domu który mieli zbadać. Szczerze mówiąc Igor po raz pierwszy widział śmierć z takiej odległości i na dodatek nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Miał wrażenie iż w jego gardle ugrzązł kamień którego nie mógł połknąć. Kilka kruków które siedziały na linii wysokiego napięcia wydało z siebie okropny dźwięk patrząc na całą tą scenerię. Chłopak otrząsnął się i spojrzał znów na Lwa który to z niezwykłym opanowaniem po prostu zaczął rozpalać papierosa.

- Tu Lew , pozbyłem się problemu. – Zaczął mówić do podręcznego radia , trzymając rozpalonego papierosa między brudnymi od kurzu palcami. – Tak rozumiem. Zaraz… gdzie ? A tak , dach hotelu ok. Przyślecie helikopter ? Dobra , dobra. – Po tych słowach wyłączył radio i zaciągnął się papierosem. Igor mógł zobaczyć jak po minucie wyciąga z wraku białego samochodu teczkę z wyraźnym napisem „Własność E.Dogniłowa. Ściśle tajne.” Zaraz po tym spakował ją to sporego wojskowego plecaka. Chłopak po prostu nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Wszystko było takie wyraźne , intensywne i prawdziwe , nawet zapach prochu czy błota. Do tego ta teczka , mogła zawierać jedne z najbardziej strzeżonych tajemnic Czystego Nieba i nie tylko ! Czuł jak poziom Adrenaliny w jego organizmie wzrasta z każdą sekundą. Lecz zupełnie nagle obraz zanikł i znów pojawiła się jedynie błoga i kojąca ciemność.

*

- Wstawaj do jasnej cholery wstawaj ! – Krzyczał Fidia szarpiąc Igora za jego kombinezon. Oczy chłopaka ku jego uldze jednak powoli otworzyły się a on sam szybko zaciągnął się powietrzem. Saszka klęczał z boku podobnie jak Piła który uważnie spoglądał na ledwo co przytomnego towarzysza. Igor od razu odczuł chłód na twarzy i spojrzał przerażony na Fidie po czym sam chwycił go za kołnierz i zaczął mówić jąkając się i myląc niektóre litery.
- Lew ! Lew ! On…. On …. Wasyl i Ulman ! On…. – Bełkotał na głos by zaraz po chwili przerwał mu Saszka.
- Uspokój się ! O co ci chodzi ? Wasyl i Ulman nie żyją. – Odparł zdziwiony ocierając swoje ręce tak by nieco je ocieplić ponieważ wiatr jeszcze bardziej się wzmógł a chmury deszczowe były coraz bliżej. Igor potrzebował dobrych kilku minut by wszystko poukładać na swoje miejsce zupełnie niczym puzzle. Mimo to był pewien co ujrzał … prawdę , okropną prawdę. Po chwili jednakże był gotowy i nim w ogóle cokolwiek powiedział przełknął ślinę i wszystko jeszcze raz przemyślał.

- Lew ich zastrzelił. On nie zniknął ! On nas zdradził , ma teczkę Dogniłowa ! Trzeba go ścigać ! – Mówił roztrzęsiony łapiąc się za głowę. Brzmiało to tak nieprawdopodobnie w jego ustach biorąc pod uwagę fakt iż halucynacje w zonie nie były niczym niezwykłym. W takim stanie na pewno nie był zbyt wiarygodny.
- Co ty pier*olisz człowieku ?! Lew miałby ich pozabijać ? – Ozwał się w końcu Piła ostrym tonem patrząc na chłopaka. Jemu najtrudniej było w to uwierzyć ponieważ sam nie raz był na wypadzie z Lwem i nie dopuszczał do siebie myśli jak taki oddany weteran mógłby zdradzić Czyste Niebo.
- Chce komuś oddać te dane. Przecież tam jest cały nasz dorobek… wiesz ile by wojsko…. – W tymże do głowy Igora wpadło oświecenia. Przecież Lew wspominał coś o helikopterze. – Sukins*n ma zamiar oddać to wojskowym !
Wszyscy zamarli i uważnie popatrzyli po sobie a następnie na chłopaka. Igor zdawał sobie sprawę jak ciężko w to uwierzyć lecz nie mają wyboru , przecież on wie , widział to wszystko. W tym momencie również zerwał się na równe nogi o spojrzał na każdego z nich z osobna. Patrzyli na niego z politowaniem w oczach , chcieli mu wierzyć jednak to było po prostu niemożliwe. Igor wiedział co musi zrobić i co gorsza była to rzecz której zawsze pragnął lecz teraz zaczął się jej nawet lękać.

- Muszę go ścigać. Wiem gdzie chce się dostać. – Tak jedyny dach hotelu był w Prypeci tym bardziej że po ostatnich wydarzeniach droga do miasta stoi otworem. Szybko podniósł jeszcze swój karabin i przełożył go przez ramię.
- Nie poradzisz sobie sam. Zwariowałeś czy ty wiesz na co się porywasz ? Gonisz trupa i tyle. On zaginął… - Mówił Fidia jednak bezradnie rozłożył ręce i pokiwał głową. Krzaki i trzcina znów się zakołysały przypominając im tym samym gdzie się znajdują.
- W takim razie idziecie z mną ? – Spytał Igor lecz pozostali po prostu opuścili wzrok i skrzyżowali ręce. Czego on się spodziewał… że rzucą się za majaczącym gówniarzem w pogoń za duchem ? Chłopak odetchnął i obrócił się na pięcie by ruszyć przed siebie prosto w kierunku głównej drogi. Po drodze obmyśli całą swoją podróż oraz ewentualną trasę Lwa. Musi go dorwać , tu już nie chodzi tylko o Czyste Niebo a o wszystkich stalkerów. Bóg jeden wie co wojsko może zrobić z tymi wszystkimi danymi. Informacje , nazwiska , miejsca po prostu wszystko. Powtarzał to sobie ciągle wchodząc na następną drewnianą kładkę i pozostawiając tym samym wszystkich za swymi plecami. Był stalkerem , ruszał w nieznane zupełnie nie zdając sobie sprawy jak długa i wyczerpująca okaże się ta podróż…

Rozdział I:

Pierwsze Szlify

Igor idąc przez drogę zdawał sobie sprawę iż nie różniła się praktycznie niczym od okropnego i cuchnącego błota na bagnach. Czemu się jednak dziwić skoro nic tędy nie przejeżdżało przez dobre kilka lat. Co gorsza zaczęło padać i już po chwili czuł jak krople jakimś cudem dostają się do jego karku. Wtenczas to szybko nałożył kaptur oraz zieloną chustę na usta i ruszył dalej. Cały czas rozglądał się uważnie na boki , ponieważ od jakiegoś czasu do jego uszu zaczęło docierać niepokojące szczekanie które wcale się nie oddalało. Po swojej prawej stronie miał rozległe bagna i typowe dla tego terenu rośliny. W oddali mógł nawet dostrzec wieże strażnicze których na bagnach nie brakowało. Kto je zbudował ? Dlaczego ? Tego nikt do końca właściwie nie wiedział. Po lewej z kolei można było dostrzec zaraz za płotem złożonym z drutu kolczastego sporej wielkości drzewa oraz bujną trawę. Prosto zaś przed nim ciągnęła się droga a jej końca właściwie nie było widać.
Igor czuł się dziwnie idąc tędy sam. Opierał się jedynie na mapie z swego PDA i płonnej nadziei. Wbrew swoim oczekiwaniom miał wrażenie iż ciągle ktoś go obserwuje. Nie pomagała mu wiedza o tym iż zona w większości jest opuszczona , ale przecież o tym marzył prawda ? O zwiedzeniu strefy i zebraniu kupy artefaktów. Lecz z każdym następnym krokiem owe uczucie zaczynało po prostu słabnąć.

Mało tego była już godzina osiemnasta i słońce zaczynało zachodzić , a Igor nasłuchał się wystarczająco dużo opowieści by wiedzieć co się dzieje z stalkerami błądzącymi po zonie w nocy. Nie chciał przecież skończyć jak oni rozerwany przez jakieś dzikie wynaturzenie. Miał może jeszcze półgodziny na odnalezienie schronienia , a szczekanie w oddali wcale mu w tym nie pomagało podobnie jak kraczące ptaki które co jakiś czas przelatywały nad jego głową.
Wtenczas to los się do niego uśmiechnął. Otóż idąc prosto dalej ciągle zagłębiając się w swych coraz to bardziej pesymistycznych myślach ujrzał wysokie i strzeliste ruiny cerkwi która znajdowała się właśnie po lewej stronie skryta nieco między drzewami. Kamień spadł mu z serca i niemalże od razu rzucił się w tym kierunku ocierając jedną ręką oczy do których dostawały się denerwujące krople deszczu. Lecz w czasie tego krótkiego biegu do nie wielkiej wyrwy w płocie zdał sobie sprawę iż cerkiew nie koniecznie musi być pusty , więc jego schron może w jednej chwili zamienić się w śmiertelną pułapkę. Wiatr w tym czasie wzmógł się jeszcze bardziej kierując deszcz prosto na niego. Przystanął na chwilę i przełknął ślinę patrząc na nieco rozmyte ruiny które ciągle kryły się za drzewami. Mimo wszystko lepiej zginąć próbując aniżeli dać się zabić tutaj jakiemuś podrzędnemu mutantowi.

Zacisnął zęby po czym przeładował swojego AK i ostatni raz otarł swoją mokrą twarz. Zaraz po tym przestawił pierwszą nogę za dziurę w ogrodzeniu. Tym razem podłoże zamieniło się na miękką trawę po której aż przyjemnie się poruszało gdyby tylko nie liczyć upiornego otoczenia. Czuł wyraźnie jak jego ciężkie wojskowe desantowce po kolei ugniatają każdy skrawek trawy. Dopiero po zrobieniu kilka kroków na przód cerkiew ukazała mu się w swej pełnej krasie.
Był to na pewno bardzo stary budynek zbudowany z drewnianych desek w których teraz było mnóstwo wyrw czy dziur. Wielkie okna zdobiły każdy bok budowli , jednakże pozbawione szyb budziły niepokój aniżeli spokój prawdziwej świątyni. Główne drzwi były bardzo ciężkie i delikatnie uchylone jakby ktoś jeszcze miał się stawić na nabożeństwo które tutaj nigdy się nie skończyło. Dach również posiadał wiele dość sporych dziur przez które deszcz śmiało dostawał się do środka. Lecz mimo tego wszystkiego największy respekt budziła wieża w której znajdował się dzwon którym zwoływano wiernych do cerkwi. Przerażające było to iż od tak wielu lat nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Igor nie miał niestety czasu by dłużej się temu przyglądać i wkroczył na zarośnięty oraz popękany betonowy chodnik prowadzący prosto do głównego wejścia. Znalazł się tam dość szybko i gdy już miał wchodzić do środka przyłożył karabin do ramienia i spojrzał na zachód słońca który majestatycznie majaczył nad horyzontem bagien. Wydawały się teraz takie spokojne i zupełnie bezpieczne , niestety nic bardziej mylnego.

- Co ja tutaj robię ? – Spytał sam siebie i westchnął po czym z wolna przecisnął się przez otwarte drzwi i wkroczył do środka.
Cerkiew była praktycznie pusta jeśli nie liczyć dwóch powywracanych ław oraz kilku krzeseł porozrzucanych po całym pomieszczeniu. W środku deszcz odbijający się od całego budynku zdawał się być o wiele bardziej głośniejszy niż na zewnątrz. Chłopak szybko spojrzał jeszcze na swój licznik który dzięki bogu nadal pozostawał nie ruchomy. Zaraz po tym starając się jak najciszej oddychać wszedł do głównego pomieszczenia po którym szybko się rozejrzał. Teraz przyjrzał się również wyniszczonym ścianom. W jednym momencie jednak dostrzegł coś co kompletnie go zaabsorbowało. Otóż w kącie oparty o ścianę widniał nieco wytarty obraz. Igor nie zważając na nim ruszył w jego kierunku po skrzypiącej złowieszczo podłodze i znalazł się niemalże tuż przy nim.
Obraz przedstawiał starego i zniedołężniałego człowieka z wielką siwą brodą. Był tak namalowany iż zdawało się że patrzy prosto na osobę która ogląda owy obraz. Tło było brązowe zaś sam człowiek trzymał w jednej ręce kulę ziemską zaś w drugiej drewniany kostur. Igor przyłożył jedną rękę do obrazu przed tym przekładając karabin na ramię i przejechał swoją dłonią po całym płótnie. Nagle gdzieś z rogu rozległ się skrzek który potęgował jeszcze cały kształt cerkwi. Chłopak od razu złapał za broń i wycelował w miejsce gdzie jak mu się zdawało dochodził odgłos. Serce od razu mu przyśpieszyło podobnie z resztą jak i oddech , co oznaczało jego widoczne zdenerwowanie.

Po chwili jednak dostrzegając źródło odetchnął i opuścił swego AK.
- K*rwa…. – Zaklął kiwając głową. Otóż źródłem był czarny kruk siedzący na jednej z belek tuż przy suficie zerkający prosto na człowieka na dole. Igor nie miał zamiaru dłużej spoglądać na owego ptaka i zdecydowanie zmęczony podszedł do ledwo trzymającej się kupy drabiny która prowadziła prosto na strych w suficie. To pewnie tam spędzi noc. Nie wiele więcej się zastanawiając począł wolno wchodzić na górę z każdym stopniem nasłuchując w obawie przed kimś lub czymś czekającym na niego tam na górze. Całe szczęście gdy był już prawie na szczycie drabiny nie mógł się doszukać żadnego dziwnego dźwięku. Było to zwykłe poddasze w którym było niezbyt wiele miejsca. Jakby tego było mało zimne powietrze wlatywało tędy przez dziury w dachu i denerwowało przemokniętego Igora. Dziwne jednak było to iż ktoś ustawił tutaj materac z jedną poduszką koloru zielonkawego oraz malutki taboret. Do tego wszędzie na około walały się butelki oraz puste puszki po konserwach. To go utwierdziło w fakcie iż pewnie stalkerzy korzystali z tego miejsca gdy nie mieli się gdzie ukryć.
Przełknął ślinę po czym od razu zdjął plecak i wciągnął drabinę do środka. Zaraz po tym zmęczony niemalże runął na materac i po prostu zasnął. Śniąc miał cały czas dziwne wrażenie iż do jego uszu docierają różne dziwne dźwięki , coś na kształt drapania oraz pomrukiwania. Wziął to jednak po prostu za zwykły durny sen lub koszmar.

*

Spał dobre kilka godzin i obudził się dopiero o dziesiątej. Już samo wstawanie było po prostu męczarnią. Musiał się najpierw kilka razy przeciągnąć nim w ogóle do końca powrócił do normalnego i realnego świata. Nim jeszcze zajął się zjedzeniem czegoś czy zejściem na dół z spokojem wyjrzał z dziury w dachu by zerknąć na rozciągające się dalej bagna. Deszcz przestał już padać a wszędzie można było dostrzec liczne kałuże powstałe przez kilkugodzinną ulewę. Stąd widział nawet oddalone daleko wieże strażnice oraz jedno dość spore gospodarstwo w którym znajdował się jeden z wysuniętych posterunków Czystego Nieba. Pocieszył go szczególnie widok słońca oraz prawie że bez chmurnego nieba. Następnie Igor szybko zjadł dwie dobrze spakowane kiełbasy i z powrotem z plecakiem oraz karabinem począł schodzić na dół.

Gdy już znalazł się na parterze poczuł jak całe jego ciało drętwieje. Otóż drzwi były otwarte na oścież a na nich samych jak i na ścianach widniały liczne głębokie i świeże zadrapania. Teraz zdał sobie sprawę jak wielkie szczęście miał znajdując ten budynek. Pewnie te stworzenia śledziły go za dnia ale chciały zaatakować w nocy. Wystarczyłoby tylko nie wciągnąć do góry drabiny czy zostać na dole nieco dłużej. Pierwszy raz w swoim życiu był tak bliski śmierci…
Nie zamierzał rzecz jasna pozostawać tutaj na zawsze więc raźno wyszedł na zewnątrz i z powrotem skierował się na jeszcze bardziej wybłoconą drogę. Szybko sprawdził swoje PDA i zaznaczył miejsce przejścia między bagnami a wysypiskiem. Z powrotem schował urządzenie do podręcznej torby przy pasie taktycznym i ruszył w dalszą drogę. W miarę jak zbliżał się do owej granicy krajobraz począł się zmieniać. Zamiast bagien zaczęły się pojawiać drzewa oraz co ważniejsze stały grunt aż w końcu całkowicie się przeistoczył. Dodatkowo idąc tak minął jeszcze trzy opuszczone autobusy jakich kiedyś podobno używano do ewakuacji mieszkańców Prypeci. Były rzecz jasna popsute i nosiły widoczne znaki zaniedbania czyli tradycyjnych skutków zony. Nie miał czasu by ich przeszukiwać więc po prostu szedł cały czas przed siebie. W końcu natrafił na rozwidlenie dróg , jedna wiodła na prawo do jakiejś kompletnie nieznanej mu wioski a druga prosto na wysypisko. Tutaj również urządził sobie przystanek po czym wybrał oczywisty kierunek.

Tutaj nawet droga się zmieniła. Była asfaltowa i ponad to natykał się na coraz więcej resztek wozów osobowych pochodzących jeszcze z czasów ZSRR. Mijając jednak jednakże nie wielką rozklekotaną i mocno zabrudzoną cysternę do jego uszu dobiegł niepokojący dźwięk. Wydawało mu się iż w krzakach przy drodze ktoś się ukrywał. Kolba karabinu natychmiast powędrowała do jego ramienia a muszka i szczerbinka zgrały się z jego okiem. Celował prosto teraz w to samo zgrupowanie roślinności które ku jego zdziwieniu nagle się poruszyło.
- Kto tam jest ?! Wyłaź bo będę strzelał ! – Rzekł na głos pociągając za zamek broni aby uzmysłowić ukrywającej się osobie w jakiej właśnie znajduje się sytuacji. Nie chciał przecież nikogo zabijać , ale ta osoba nie dawała mu żadnego wyboru.
- Liczę do trzech ! – Dodał po kilku sekundach i wziął głęboki oddech.
- Raz ! – Po tym słowie krzaki znów się poruszyły ale nikt nie odpowiedział. Igora w tym momencie oblał zimny pot i nieco dukając mówił dalej.
- Dwa ! – I znów to samo , kolejny brak odpowiedzi.
- Trz….
- Zamknij mordę synek i ręce do góry ! No żwawo a broń na ziemię ! Dalej bo ci łeb rozwalę gówniarzu ! – Krzyczał ktoś za jego plecami. Chłopak nie miał pojęcia kto to może być ale na pewno nie mogło to zwiastować nic dobrego. Ledwo co wyszedł z bagien a już wpakował się w poważne kłopoty.

*

- Panowie spo… - Gdy Igor miał już powiedzieć poczuł jak ktoś ostro przyłożył mu czymś twardym w twarz. Jak podejrzewał i to słusznie była to kolba jakiegoś karabinu. Nerwy na jego twarzy napięły się do granic możliwości i od razu jego myśli zalała nieprzyjemna fala bólu. Poczuł jak ląduje na ziemi i przez przypadek uderza biodrem o jakiś wystający kawałek starej blachy. Z początku czuł tylko jak powoli puchnie mu twarz , a wszelkie próby otworzenia oczu spełzały na niczym.
Otóż nad nim stał człowiek w czarnej jak smoła kominiarce z trzema otworami a mianowicie na usta oraz oczy. Sam był odziany w zwykłą dresową bluzę oraz mocno wytarte ciemne dżinsy. W rękach dzierżył najprostszy AK 47 również noszący wiele oznak długiego użytkowania. Bandyta uśmiechnął się i kopnął z całej siły leżącego na ziemi Igora po czym zaczął dalej mówić z nieukrywaną radością oraz sarkazmem.

- Człowieku , przechodzisz przez nasz teren rozumiesz ? My pytamy ty odpowiadasz. My mówimy a ty nam wszystko oddajesz. – Po tym zaśmiał się i odstąpił krok do tyłu. Słońce uderzało z góry na ledwo co przytomnego chłopaka który zdążył już otworzyć jednego oko które drażniły promienie. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa a żołądek ciągle się kurczył co sprawiało iż miał wielką ochotę zwymiotować. Na próżno próbował się ruszyć , ponieważ za każdym razem ktoś kopał go w plecy lub brzuch. Było z nim coraz gorzej.
- Dobra panowie , zabierzcie mu graty i wywalcie go przy gazowni. Tam go zeżrą. – Rzekł ten dzierżący AK i zasiadł na nie wielkim taborecie który pewnie wziął z jednego z przydrożnych domów w Kordonie lub wysypisku. Począł powoli wyjmować jednego papierosa i po chwili już go popalał nawet nie patrząc na tym jak dwójka podobnie ubranych ludzi zdejmuje z okaleczonego Igora plecak , torbę i bandolier. Chłopak nie słyszał jednak niczego prócz głuchego pisku w uszach. Nie był nawet w stanie ogarnąć swoich myśli. Prawdę powiedziawszy nigdy wcześniej nie dostał w twarz.

- Eee tam sam syf. Nie ma nic ciekawego. – Mówił ktoś za jego plecami rozrzucając na trawę oraz drogę wszystkie rzeczy z jego plecaka. To samo poczynał drugi rzucając na bok maskę przeciwgazową z specjalnej torby oraz licznik Geigera. Igor zdał sobie w tym momencie iż jego los jest już po prostu przesądzony. I kto by pomyślał ? Już na samym cholernym początku. Jego cel zdawał się być tak szlachetny , miał nadzieje zostać prawdziwym stalkerem…
- Weźcie go bo zaraz się zarzygam. – Wydał polecenie ten palący papierosa i machnął ręką dając tym samym znak bandytą by się nim zajęli. Chłopak wyciągnął do przodu rękę chwytając jakiś kawałek zwiniętego szorstkiego papieru i nagle odczuł tak ktoś chwyta go za nogi , a niecałą chwilę za ręce. Beznadziejność ogarnęła cały jego umysł a on sam się już całkowicie poddał. Pisk w jego uszach jeszcze bardziej się nasilił. Jego wzrok zaszła mgła przez którą nic już nie widział. Dopiero kilka minut później poczuł jak stacza się w dół boleśnie uderzając o jakieś twarde przedmioty. To była prawda czy fikcja ? Może to wytwór jego wyobraźni ? Teraz go to już nie obchodziło po prostu stracił przytomność.

*

Jedyne co odczuwał podczas ciężkiego snu to swój głęboki oddech. Miał całkowicie pustą głowę pozbawioną jakichkolwiek myśli. Lecz nie mogło to trwać wiecznie i wkrótce powoli otworzył jedno oko , ponieważ drugie było zbyt napuchnięte. Z początku widział tylko ciemność i nic po za tym ale z upływem czasu gdy jego wzrok zaczął się przyzwyczajać dostrzegł iż przed nim stoi zdewastowany nie wielki betonowy budynek , z nie wielkimi oknami w których brakowało szyb. Budowla w blasku księżyca zdawała się być jednym potworem co z początku mocno zadziałało na i tak już wymęczoną psychikę chłopaka. Po za tym praktycznie wszędzie walały się stare zardzewiałe rurki , zawory lub też opony. Nieco dalej rosły krzaki oraz nieco większe drzewa które zasłaniały pozostały teren. Igor spróbował usiąść lub przyklęknąć jednakże nie szło mu to najlepiej. Dopiero po kilku minutach jakimś cudem podparł się rękoma i usiadł oparty o kawałek wysokiego betonowego płotu , albo może raczej jego resztek.

Wtenczas wydarzyło się najgorsze co mógłby sobie teraz wyobrazić. Gdzieś niedaleko rozległo się niezwykle donośne szczekanie , a po chwili skowyt. Chłopak poczuł jak powoli strach chwyta go za serce a oczy nerwowo badają cały teren. Dostrzegł jeszcze złowieszczo otwartą przerdzewiałą bramę zakładową , która zdawała się teraz zapraszać kogoś do środka … lub co gorsza na posiłek. Szczekanie nasilało się coraz bardziej a jemu samemu zdawało się jakby dochodziło z każdej możliwej strony. Nie był w stanie nawet krzyczeć , po prostu nie miał siły. Chciał błagać o pomoc jednak był sam zdany na łaskę czegoś co zaraz może go rozerwać na strzępy. Księżyc nieubłagalnie widniał na niebie zwiastując jego rychłą i nieuniknioną agonię. Igor spanikował i znów spróbował się poruszyć lub chwycić za karabin. Niestety nie miał przy sobie żadnej broni , zapomniał nawet o tym iż został obrabowany.
W tymże momencie w bramie na którą niedawno spoglądał pojawił się średnich rozmiarów pies. Jego sierść była niezwykle gęsta ale i też brudna oraz posklejana od kurzu lub zaschłej krwi. Łapy miał masywne zakończone żółtymi pazurami lecz od nich bardziej imponujący był już tylko pysk. Pies miał rozwartą szczękę prezentując tym samym szereg długich i ostrych zębów a z samego pyska na ziemię kapała ślina. Do tego te przenikliwe mrożące oczy nie znające innego uczucia aniżeli głód i mord.

Igor zacisnął pięść z strachu ponieważ stwór wyglądał jeszcze bardziej niezwykle lub też strasznie w blasku gwiazd , a jakby tego było mało po chwili z ciemności wyszły kolejne cztery prawie że identyczne wygłodniałe bestie. Wszystkie niemalże jak na komendę poczęły szczekać. Każdy z nich osobna spoglądał na niego niczym drapieżnik na swą ofiarę. Igor mógł na to wszystko jedynie patrzeć licząc na cud lecz nic nie wskazywało na to aby miał się w ogóle wydarzyć. Wiatr nagle zawiał poruszając trawą oraz pozostałą roślinnością a mutanty ruszyły. Sekundy zdawały się dla tego młodego chłopaka być godzinami. Ostanie co zobaczył tej nocy to kły … a tak pragnął zostać prawdziwym nieustraszonym stalkerem….

*

Fidia szedł najciszej jak tylko mógł przedzierając się przez chaszcze lasu dzielącego Bagna od Wysypiska. Dzierżył w swych rękach typowego rosyjskiego AK 47 z tą różnicą iż do owego karabiny przymocował jeszcze nieco zabrudzony bagnet. Jego ciałem od czasu do czasu wstrząsały dreszcze gdy słyszał w oddali jakiś szczek lub skowyt. Nie przejmował się tym jednak za bardzo. Skupiał się tylko na tym by odnaleźć przyjaciela całego i zdrowego a przy tym samemu nie zginąć. Przechodząc obok starego kamiennego murku z pozostawionym przez ludzi w 86 roku znaku symbolizującym promieniowanie , przypomniał sobie jak Saszka ostrzegał go przed bandytami którzy rabują każdego na przejściu. Tak więc idąc za jego radą przy pewnej zrujnowanej cerkwi począł iść lasem zamiast główną drogą.

W pewnym momencie idąc tak przed siebie , od czasu do czasu sprawdzając PDA i mapę gdy szczekanie ustało poczuł się dziwnie obco. Zimny pot również oblał jego ciało co było zdecydowanie nie przyjemnym uczuciem. Zatrzymał się nawet na moment by się wsłuchać w nocny mrok , jednakże nic interesującego nie zdołał wyłapać.
- Zaczynam wariować… - Rzekł cicho pod nosem i westchnąwszy powstał i ruszył dalej po omacku badając każdy krzak. Nie używał latarki ponieważ obawiał się iż bandyci mogą wypuszczać tędy jakieś patrole. Szedł tak zadumany aż natrafił na starą i na pewno dawno już nie używaną szutrową drogę. Po środku jednakże stała pusta przyczepa rolnicza którą kiedyś zapewne przewożono zboże. Fidia odsapnął przy niej chwilę i znów spróbował wyłapać sygnał Igora który stracił jakieś kilka godzin temu. Czyżby nie chciał by go znaleziono ? On nie miał żadnego wyjaśnienia na to nagłe zniknięcie więc nawet nie próbował go sobie dalej tłumaczyć. Oparł się o przyczepę i odstawił swój karabin na bok przy okazji powoli rozpalając papierosa. Koniecznie musiał to zrobić ponieważ czuł jak strach zaczyna coraz to mocniej osiadać w jego głowie.

Minęło kilka minut aż wreszcie usłyszał za sobą jakiś śmiech lub też urywki rozmowy. Serce poczęło mu gwałtownie bić a sam chłopak odrzucił papierosa na bok i szybko chwytając AK skrył się pod przyczepą. Starając się jak najwolniej oddychać po niecałej chwili był już w stanie zrozumieć całą rozmowę.
-… ładny widok był ! Dawno takie głodne nie były. – Mówił ktoś przechodząc powoli obok przyczepy , a Fidia mógł z kolei dostrzec dwie pary butów. Pierwsze były jakieś stare podróbki adidasów a drugie imponowały już o wiele bardziej ponieważ były to wysokie buty desantowe na pewno odkupione od jakiegoś byłego żołnierza.
- No. Szkoda tylko że g*wno przy sobie miał. – Odparł drugi mijając schowanego i zarazem przerażonego Fidie.
- Taa , same badziewie. Kolejny zasrany kot. – Rozmowa toczyła się dalej w momencie gdy dosłownie przed twarzą chłopaka coś spadło gdy jeden z nich pewnie otwierał swoją torbę. Fidia walczył z sobą w środku własnej głowy aż wreszcie zdecydował. Błyskawicznym ruchem ręki sięgnął po przedmiot i z taką samą prędkością przyciągnął go do siebie. Nie mógł jednak sprawdzić co też mogło to być. Musiał poczekać jeszcze trochę aż tamci odeszli na tyle daleko by mógł wypełznąć spod swej kryjówki.

Nie miał pojęcia kim mogli być ci ludzie ale wolał tego nie sprawdzać i bardzo się z tego cieszył. Od razu gdy już stał na równych nogach wyjął kolejnego papierosa i rozpalając powtarzał cichcem.
- K*rwa , k*rwa… - Zaczynał powoli żałować iż w ogóle puścił się w pogoń za Igorem. Nawet jeżeli go spotka ten uparty dureń nie będzie chciał z nim wrócić. W miarę spalania czuł się coraz lepiej aż wreszcie przypomniał sobie o przedmiocie który toteż zgubił jeden z ludzi przechodzących koło przyczepy. Nadal trzymając w ustach papierosa wyjął znalezisko i dokładnie je obejrzał. Jak się okazało było to wyłączone PDA. Fidia zaciekawiony uruchomił przedmiot i od razu niemalże zabrał się za przeglądanie jego zawartości. Pierwsze co ujrzał to trasa wyznaczona z bagien aż do Prypeci , nie rozumiejąc tego plany szybko przeskoczył do folderu gdzie znajdowały się wiadomości. To właśnie w tym momencie zamarł a papieros wypadł z jego ust i spadł prosto na szutrową drogę. Otóż pierwsza nie odebrana wiadomość pochodziła właśnie od nikogo innego jak Fidi. Na wszelki wypadek przetarł oczy nie chcąc w to wierzyć , lecz na jego nieszczęście treść wiadomości była niezmienna. Chłopak chwycił się jedną ręką za głowę i spojrzał w kierunku z którego wracali owi ludzie. Nie miał zamiaru czekać od razu począł biec chowając PDA do wolnej kieszeni przy bandolierze a następnie chwytając w ręce swój karabin.

Nie dopuszczał do siebie myśli by Igor miał zginąć , to by oznaczało iż fatygował się tutaj narażając własne życie na darmo. Biegnąc tak w końcu droga skręcała , a przy samym zakręcie znajdowała się kilkumetrowa skarpa prowadząca w dół prosto na nie ogrodzoną część małego placyku przed równie nie wielkim budynkiem. Wtenczas to Fidia pierwszy raz użył swojej latarki czołowej i oświetlił cały teren na dole.
Otóż tam na placu widniała scena rodem z prawdziwej rzeźni. Rozszarpany tors leżał bezwładnie na ziemi będąc pozbawionym głowy oraz jednej ręki. Krew była praktycznie rzec biorąc wszędzie podobnie z resztą jak powyrywane wnętrzności. Chłopak w pierwszej chwili miał ochotę zwymiotować lecz przemógł się gdy dostrzegł iż zwłoki mają na sobie charakterystyczny pancerz czystego nieba. Tak teraz zdecydowanie nie miał żadnych wątpliwości…

Rozdział II:

Zawsze Wierny

Fidia nie miał nawet zamiaru schodzić tam na dół. Przysiadł oparty o jakieś drzewo niedaleko owej skarpy , ciężko oddychając. Nie miał nawet zamiaru się ruszyć , zgasił latarkę i całkowicie zatracił się w myślach. Zawsze traktował Igora jak młodszego brata , przecież to on nauczył go podstawowych zasad którymi rządziła się zona. To on sprawił iż znalazł się w Czystym Niebie , ale to on nie zatrzymał go gdy szedł prosto w objęcia śmierci.
Chłopak patrzył przed siebie widząc w ciemności tylko czubki swoich porządnie wykonanych wojskowych butów. Dalej była już tylko wszechogarniająca czerń.
Pamiętał jeszcze ile znajomości i kontaktów wytrzebił po to by Igor mógł dostać się na bagna , i jak się okazało wszystko to było niczym krew w piach.

Po jakimś czasie gdy tak cicho siedział i toczył walkę z samym sobą w jego głowie zaświtała kolejna myśl. Fidia wziął głęboki oddech i odpiął zamek błyskawiczny od swojej podręcznej torby i wsunął tam swoją dłoń odzianą w brudną wełnianą, zieloną rękawiczkę by po chwili wyciągnąć ją razem z PDA które zgubił jeden z bandytów. Chłopak spojrzał na nie spode łba i kciukiem dotknął ekranu który natychmiast się rozświetlił, ukazując mapę zony oraz wyraźnie wytyczoną drogę jaką obrał sobie Igor.
- Ty skurczybyku. – Rzekł i cicho się uśmiechnął. Mimo iż Igor nie był doświadczonym stalkerem musiał mu przyznać iż trasę obmyślił niemalże pierwszorzędnie. Fidia przez chwile pomyślał nawet by ruszyć ową trasą za Lwem. Nie sam nie da rady. Jeszcze raz spojrzał na mapę i przełkną ślinę która przypominała teraz połknięcie jajka gdy zdał sobie sprawę z jednego bardzo ważnego faktu. Ty mu to jesteś winien…
Na tym zakończyło się myślenie chłopaka który nabrał w siebie nowej niemalże cudownej energii. Jego przyjaciel nie mógł zginąć na darmo , a to przecież on nie zadbał o niego przez co zginął. Fidia postukał się wolną ręką w głowę a na jego twarz mimowolnie wpłynął nieco szerszy uśmiech. Z powrotem schował PDA do szczelnej oliwkowej torby i podpierając się karabinem powstał. Na moment przewiesił broń przez ramię i nałożył swoją latarkę na czoło. Przetarł jeszcze oczy i włączył ową latarkę z której natychmiast wydobył się snop światła. Padł on prosto na drzewa przed nim które ciągnęły się niezwykle daleko znikając w ciemnościach która zdawała się je w tym momencie pożerać. Las wyglądał naprawdę straszniej niż przedtem biorąc do tego pod uwagę co Fidia zobaczył tam na dole.

Przestąpił dwa kroki do przodu depcząc po ściółce leśnej i wciągnął świeże i orzeźwiające powietrze jeśli w zonie miało to jakieś znaczenie. W tymże momencie przekręcił również głowę na bok wraz z latarką której światło padło na to czego Fidia się teraz nie spodziewał. Otóż dwadzieścia metrów przed nim skradało się trzech bandytów ubranych w dresy oraz dżinsy i kominiarki. Widocznie byli zdziwieni na co wskazywały ich wielkie oczy , lecz nie na to chłopak zwrócił w tym momencie uwagę. Jego wzrok padł prosto na ich karabiny. Jeden miał przy sobie posklejane taśmą izolacyjną MP 5 , drugi AK 74 a ostatni zwykły tani pistolet bodajże Makarov PM. Fidia był nieco bardziej rozgarnięty od Igora tak więc nie czekał i rzucił się w bok prosto do nie wielkiej dziury przypominającej okop , gdy tamci poczęli kierować lufy karabinów w jego stronę. Niecałą sekundę dokładnie przez miejsce w którym stał przeleciała spora ilość pocisków. On sam zdążył w tym czasie jeszcze zdjąć z ramienia własnego AK i przygotować się do strzału.

- Na lewo ! Jest na lewo ! – Mówił ktoś przed prowizorycznym okopem Fidi. Z głosu owej osoby chłopak domyślił się iż musi być szczerbaty. Spojrzał jeszcze w górę i dostrzegł jak księżyc dotąd oświetlający strefę począł na chwilę chować się za ciężkimi ciemnymi chmurami. Fidia niemalże od razu z tego skorzystał i zerwał się w górę przykładając kolebę swego AK do ramienia wcześniej gasząc jeszcze latarkę. Skierował karabin jak mu się zdawało , w ostatnią znaną pozycję bandytów i pociągnął za spust po czym broń wypluła z siebie około piętnastu morderczych naboi. Czuł jak automat wariował skacząc na boki tak więc szybko znów schował się do owego dołu czekając na jakiś znak.
I rzeczywiście chwilę później do jego uszu dobiegł krzyk lub też pisk pełen bólu.
- O k*rwa trafił Lewego ! Ty gnido ! – Wydarł się kolejny tym bardziej wyraźny i bardziej basowy głos a jego następstwem była długa seria pocisków. Wystrzał nie był zbyt głośny więc jak się domyślił Fidia wróg strzelał z MP 5. Chłopak jeszcze mocniej przycisnął się do ziemi czując już nawet w ustach liście i ziemię gdy nad jego głową przeleciało kilka kul. Nie było to przyjemne uczucie a do tego miał wrażenie jakby grał właśnie w jakimś filmie wojennym.

- Strzelaj ! – Krzyknęła kolejna osoba. Fidia nie miał nawet najmniejszego zamiaru by się podnosić dalej leżał maksymalnie przyciśnięty do ziemi zaciskając przy tym nerwowo zęby. Gdy ostrzał ustał Fidia miał wrażenie jakby coś przeleciało nad jego głową i pomknęło jeszcze za okop. Tak więc chłopak by się zrewanżować znów powstał i w momencie gdy już miał naciskać spust odczuł od strony pleców silny podmuch. Następnie poczuł się tak jakby ktoś uderzył go prosto w tył ciężkim żelaznym młotem. On sam natychmiast poleciał do przodu o mało nie wypadając z okopu. Powieki Fidi w niemalże ułamek sekundy zrobiły się ciężkie i co za tym idzie jego wzrok stał się całkowicie mętny. Zdał sobie również sprawę iż uderzył z niezwykłą siłą o ziemię co sygnalizował nasilający się ból całej twarzy. Zaczął sobie zdawać sprawę iż bandyci tylko na niego czekali. Musieli go po prostu już od dłuższego czasu śledzić. W miarę upływu kolejnych niezwykle ślamazarnych sekund , wszystkie zmysły zaczynały znów pracować. Odczuwał już wyraźny chłód splugawionej Czarnobylskiej ziemi oraz kawałki liści i ściółki leśnej w ustach.
- Chyba go masz…- Znów podniósł się głos a chwilę później odparł mu następny.

- Ta. Chodź idziemy , dobij go jak się będzie jeszcze ruszać.
Te słowa wywołały w umyśle Fidi nieprzyjemne obrazy i myśli. Był teraz wysunięty , ledwo przytomny oraz niemalże bezbronny ponieważ karabin wyleciał mu z rąk i wylądował gdzieś przed nim. To , to chyba jego…. Koniec.
- Cicho ! Słysza…. – Bandzior nie zdążył nawet dokończyć podczas gdy nad leżącym chłopaku przeleciała prawdziwa nawałnica kul. Fidia przekręcił głowę by spojrzeć przed siebie i dostrzegł jednego z wrogów. Widok nie był przyjemny ponieważ w całym jego ubraniu pojawiały się coraz to nowe zakrwawione dziurki a on sam z sykiem poleciał do tyłu gdy jeden z pocisków po prostu przebił jego głowę na wylot brudząc jedno z drzew posoką. Chłopak z kolei zamknął oczy i nie miał zamiaru przejmować się tym co będzie dalej.

*

- Ej chłopcze ? Żyjesz ? – Fidia słyszał te słowa wypowiadane zachrypniętym grubym męskim głosem zupełnie jakby znajdował się pod wodą. Potrzebował chwili by móc poruszyć ubrudzoną dłonią jak i również otworzyć oczy. Jego wzrok napotkał jedynie daleko od niego oddalony stalowy sufit z którego zwisały nie działające już stare lampy. Wszędzie tam na górze wiły się kable oraz inne , powykręcane w makabryczne pozy metalowe części. Gdzie nie gdzie widoczne były również wyrwy i dziury w dachu przez które dostawały się snopy dla niego wręcz cudnego światła słonecznego. Fidia przetarł oczy rękoma zdając sobie sprawę iż jedna z nich jest zabandażowana. Poruszył również barkiem dowiadując się że aktualnie znajduje się na czymś miękkim , i jak dobrze przypuszczał był to zakurzony i mocno pachnący starością materac. Po wykonaniu tych czynności podparł się rękoma i zmienił pozycję na pół leżącą.

Dostrzegł teraz iż znajduje się w swego rodzaju niższym stopniu o wiele większego pomieszczenia. W „dołku” do którego wiodła przymocowana nie wysoka zardzewiała i pozbawiona kilku stopniu drabinka było jeszcze kilka takich materaców a na każdym z nich leżała jakaś osoba. Niektórzy mieli opatrunki a inni jedynie chwytali się za brzuchy od czasu do czasu wymiotując do kubełków przy materacach. Każdy z nich miał na sobie kombinezon stalkerów w różnych kamuflażach lub też zwykłe kurtki i dżinsowe spodnie , na jego szczęście nie byli to bandyci.
Podłogę również zrobiono z chropowatej teraz już szorstkiej i nieprzyjemnej blachy która była pogięta w wielu miejscach. Ściana biegła wysoko w górę i również zrobiono ją z metalu , w wielu miejscach jednakże odstawały kable , brakowało skrzynek rozdzielczych , wisiały zniszczone rury z zaworami których nikt nie dotykał przez ostatnie trzydzieści lat. Można by rzec że gdyby nie ci wszyscy stalkerzy budynek byłby doskonałą manifestacją dewastującej siły zony. Mimo to Fidia wręcz kochał zonę , uwielbiał te tajemniczą aurę chociażby okalającą tą budowlę. Jacy ludzie tu pracowali ? Co tutaj wyrabiano ? Do czego to służyło ? Te wszystkie pytania zadawał sobie każdy człowiek wchodzący do jakiegokolwiek miejsca w zonie włączając w to owego chłopaka.

- I jak lepiej ? – Dopiero teraz Fidia zdał sobie sprawę iż przy jego materacu na rozkładanych wędkarskim czarnym krzesełku siedzi dobrze zbudowany mężczyzna grubo po czterdziestce odziany w typowy i wszystkim znany kombinezon stalkerów , z tą różnicą iż pomalowano go na rosyjski kamuflaż Flora oraz zmieniono nieco miejsce ładownic. Od razu w oczy rzucały się ciemne i gęste wąsy nad ustami ciągnące się prawie że na koniec policzków. Miał krótko ścięte swoje ciemno-brązowe włosy. Jego oczy z kolei świdrowały nieco otępiałego Fidie jakby chcąc wyciągnąć z niego wszystkie możliwe myśli. Ręce splótł przed twarzą prawdopodobnie teraz czekając na odpowiedź.
- Ja…nie wiem… no….chyba dobrze….- Chłopak na dobrą sprawę nie wiedział co powiedzieć. Masował jeszcze ręką tył swojej głowy który nadal go bolał a w uszach nadal niczym w oddali słyszał dziwaczny gwizd i tępy pisk. Stalker uśmiechnął się i jakby od razu stał się o wiele bardziej przyjaźniejszy. Przytaknął i zaczął mówić poprawiając swój nakolannik.
- Miło mi to słyszeć. Kolan długo się męczył by cię poskładać. Masz szczęście że granat nie walnął w okopie. – Rzekł tym samym głosem który zdawał się Fidi być bardzo przekonujący. Chłopak powoli zaczynał wierzyć iż może być on dość ważną personą.
- Jaki… jaki znowu granat ? – Spytał nie za bardzo wiedząc o co mu może chodzić. Odkaszlnął jeszcze i zobaczył kątem oka jak jakiś człowiek z kilkudniowym zarostem oraz w dość rzadko spotykanym kombinezonie SEVA w kolorze czarnym , sprawdza jednemu z rannych obandażowaną rękę.

- No granat. Nie wiem skąd go mieli , ale pewnie musiałeś im nieźle napsuć krwi. Dobrze że was usłyszał nasz patrol. Te świnie od długiego czasu tak robiły. Napadały każdego kto próbował przejść do nas z bagien. Dupki , coś bardzo upodobali sobie to wysypisko. Prawie od dwóch lat się z nimi o to tłuczemy i nic ciągle wracają. – Mężczyzna zaczął nawet gestykulować i mówić coraz to bardziej żywiej zupełnie jakby wkroczył w bardzo dobrze mu znany temat. Fidia patrzył na niego nadal nerwowo mrugając chcąc odpędzić mgłę która zachodziła mu na oczy.
- To gdzie ja tak właściwie jestem ? – Tylko to pytanie przyszło mu jak na razie na myśl a tamten niemalże od razu z zapałem zabrał się do odpowiedzi.
- Jak to gdzie ? W wolnej bazie samotników na wysypisku. Kiedyś mieli tu sztab bandyci ale od kiedy droga do centrum stoi otworem musieliśmy pruć naprzód. Ci kretyni od razu zmiękli ale cofnęli się na Agroprom i teraz robią niezły sajgon na tutejszych przejściach. – Fidia całe szczęście był w tym nieco rozeznany chociaż od dawna już nie wiedział jak miały się sprawy w walkę o tereny w zonie. Nagle przed jego materacem stanął człowiek który wcześniej doglądał rannych i jedynie obrzucił go wzrokiem i przywitał się kiwnięciem głowy , i niemalże od razu przeszedł dalej.

- O a to był właśnie Kolan. Nie jest zbyt rozmowny tym bardziej że ma teraz ręce pełne roboty jak sam z resztą widzisz. – Tutaj przerwał by głową wskazać na wszystkich tutaj leżących i zaraz dodał wstając z owego krzesła pod którym jak się okazało stała pusta puszka po piwie. – Ja muszę iść. Jak tylko będziesz chciał idź na górę , odbierz swoje graty u Spusta i wpadnij jeszcze do mnie.
Skończywszy mówić pożegnał się uśmiechem i gestem dłoni po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drabinki prowadzącej na górę.
- Hej ! Dzięki. – Odparł z wielką ulgą Fidia odprowadzając stalkera wzrokiem.
- Do usług. A i jeszcze jedno. Jak nie będziesz wiedział jak do mniej dojść to pytaj o Ojca Valeriana. – Po tych słowach wszedł na górę i zniknął z oczy chłopaka który od razu z powrotem opadł na materac i począł wszystko po kolei i jeszcze raz układać w swojej głowie.

*

Chłopak spędził tak przynajmniej godzinę analizując to co spadło na niego w ostatnim czasie. Śmierć przyjaciela tak to chyba najbardziej go uderzyło. Nigdy nie zdawał sobie sprawę jak silne więzi się nawiązują w takich okropnych warunkach. Zwykły człowiek częstujący cię z uśmiechem chlebem oraz wódką od razu staje się twym bratem za którego byłbyś gotowy oddać swoje własne życie. Teraz rozumiał dlaczego żołnierze zawsze tak o siebie dbali , ktoś kto siedzi z tobą okopie i który jest twym sojusznikiem od razu zamienia się w osobę niezwykłą na której zaczyna zależeć i nie chcesz by zginęła. Tak to zdecydowanie były prawdziwie braterskie więzi i tak samo było z Igorem którego Fidia traktował jak małego raczkującego braciszka będąc jego przewodnikiem i opiekunem po zonie.
Rozmyślał tak wstając i otrzepując się oraz powoli kierując się w stronę drabinki po której niedawno wchodził Ojciec Valerian. Kilka minut temu doniesiono tutaj kolejnego stalkera z całym niemalże zabandażowanym brzuchem , biedak patrzył pustym wzrokiem w wysoki sufit i pozwalał niczym zwykła szmaciana lalka , łatać się lekarzowi.

Chłopak od razu się domyślił iż takie rany nie mogą być dziełem człowieka.
Fidia zaczął ostrożnie wchodzić po drabince aż wszedł na wyższy poziom i stanął pewnie na betonowej nawierzchni. Otóż cały środek budynku zajmowały tory kolejowe z kilkoma wagonami , przez których dziury w drewnianych ścianach dało się dostrzec wyraźne światło. Tory były w kompletnie zapłakanym stanie , w wielu miejscach pogięte lub też rozgrabione. Na platformie ciągnącej się na całej długości budynku stały liczne skrzynie , beczki w których zapewne niegdyś przewożono odpady , stoły przy których siedzieli stalkerzy , większe metalowe części które niegdyś wspierały dach teraz zajmowały praktycznie połowę drugiej platformy. Wyginały się w wszystkie strony a je same otaczał kurz oraz wyniszczone już nikomu nie potrzebne kable. Do tego okazało się iż takich niższych poziomów jak w tym w którym znajdował się lazaret było więcej. Jeden był jednak kompletnie zalany i zajęty przez wielkie maszyny od których odchodziły popękane rury z gigantycznymi wręcz przerdzewiałymi zaworami. W kolejnych znajdowały się składy amunicji czy chociażby prowizoryczne łóżka dla wszystkich stalkerów. Wokół nie dało się słyszeć zbyt wielu głosów a jedynie muzykę z radia którą nadawała jedna z Kijowskich Stacji. Radio było ustawione na taborecie przy którym siedziało dwóch ludzi ubranych w lekkie kombinezony jakie stosował stary Specnaz „Partyzan”. Na głowach mieli chusty koloru oliwkowego , a na ciele do tego wyposażyli się w kamizelki z licznymi granatami oraz ładownicami. Przy jednym stał imponujący SWD a przy drugim kolejny karabin snajperski SWU.

Jednakże to go w tej chwili mało interesowało więc od razu ruszył w kierunku wielkiego szyldu „Magazyn”. Po drodze przyglądał się wszystkim urządzeniom stojącym pod ścianami oraz wszelkim rurom biegnących na ścianach do kolejnych urządzeń. Wszystko to zdawało się tworzyć jeden idealny organizm , martwy organizm. Dodatkowo mijając jeden z wagonów dostrzegł stalkerów grających w karty. Wszyscy byli bardzo pijani za wyjątkiem jakiegoś sprytnego młokosa któremu źle z oczu patrzyło , ubranemu w długi zielony prochowiec. Fidia znał takich ludzi , przychodzili do każdej z baz lub do barów i obrabiali każdego napotkanego naiwniaka. Legalni bandyci. Chłopak pokiwał głową i minął kolejnego mężczyznę odzianego w ciężki kombinezon Bułat który niemalże przypominał kuloodporną zbroję. Ile by dał by móc nosić coś takiego…

W końcu jednakże doszedł niemalże na sam koniec budynku i skręcił w prawo by zaraz wejść na okratowaną podłogę pod którą widoczne były stare i zdecydowanie już nie działające generatory. Jego wzrok utknął jednak w drewnianym kramie pozbijanym z kilku desek oraz wyniszczonej blachy znalezionej na wysypisku. Za kramem stał Leciwy stalker którego broda oraz wąsy były już szare podobnie z resztą jak krótkie włosy. Na twarzy miał również widoczne zmarszczki , lecz jego uśmiech sprawiał iż wydawał się bardzo życzliwym człowiekiem. Na sobie miał tylko zielony sweter polowy oraz spodnie w kamuflażu flecktarn. Gdy tylko Fidia zbliżył się do kramu nad którym wisiał owy szyld na którym koślawo nabazgrano farbą „magazyn” stalker rzekł do chłopaka.
- O młodzik ! Coś dla ciebie ? – Spytał wygodnie siadając na widocznie wytartym oraz wielu miejscach rozdartym obrotowym tanim krześle i przy tym splatając ręce.
- Miałem tu przyjść odebrać swój sprzęt , w każdym razie tak twierdzi Valerian. – Odparł Fidia stojąc przed kramem.
- Tak , hmmm wspominał coś że przyjdziesz. Przyszykowałem twoje graty … poczekaj tutaj chwilę. – Po tych słowach wypowiadanych chrapliwym głosem wstał i zaczął grzebać w jednej z zwykłych stalowych skrzynek jakich w tymże magazynie było całe multum.
- Wybierasz się gdzieś harcerzyku że tyle tego bierzesz ? – Spytał starszy stalker po kolei wyciągając wszystko na bok.

- Można tak powiedzieć. Muszę kogoś znaleźć.
- Też bym sobie ruszył w zonę. Pamiętam jak jeszcze wraz z Jarem codziennie popalaliśmy trawkę i zdobywaliśmy wyżyny w zonie… tak dobre to były lata. – W trakcie mówienia dziadek począł wykładać wszystkie rzeczy na ladę. Ku zdziwieniu Fidi mało było w tym jego rzeczy. Otóż przed nim rozłożono AK-74 z celownikiem PSO , długi bagnet do karabinu , Pistolet PM , kilka magazynków do AK , nową maskę przeciwgazową „Buldog” , oraz plecak pełen racji żywnościowych. W jego kieszeniach schowano także PDA. Chłopak nie miał nawet zamiaru kryć zdziwienia.
- No ale to już nie moje czasy. Wiesz lata już nie te i trzeba było sobie odpuścić. – Dokończył dziadek i znów usiadł na krześle chwytając przy tym nie wielkie tanie białe radyjko , które począł ustawiać na właściwy kanał.
- Ale to nie ….
- Bierz , Valerian kazał ci to dawać to daję. – Wzruszył ramionami i spojrzał na chłopaka. – Co takie oczka robisz ? Dalej bierz. – Ponaglił go wskazując na całe oporządzenie. Fidia nie miał zamiaru protestować i szybko uporał się z tym wszystkim. Magazynki pochował do swych ładownic , karabin przewiesił przez ramię , plecak nałożył na plecy a maskę przyczepił do pasów w swojej kamizelce. Jeszcze raz omiótł wszystko wzrokiem , szybko podziękował i odwrócił się na pięcie. Gdy już miał wychodzić usłyszał za sobą głos owego staruszka.
- Ej czekaj no ! Weź pozdrów ode mnie Jara jak go spotkasz , równy z niego chłop. – Po tych słowach gestem dłoni oznajmił mu by szybko opuścił teren magazynu. Fidia odetchnął i zdecydowanie zszokowany hojnością stalkerów podszedł do snajperów których widział już wcześniej.

- Ty wyglądasz jak psie g*wno ! Nie umiesz nawet mięsacza ustrzelić barani łbie ! – Wydzierał się jeden z nich wskazując na towarzysza który robił się czerwony z złości.
- A ch*j ci w oko ! Zdejmujesz gacie dla wojskowych , bez ze mnie to by się dalej do ciebie dobiera….
- Przepraszam – W rozmowę nagle o dziwo wtrącił się lekko zmieszany chłopak po czym spytał. – Gdzie znajdę Ojca Valeriana ?
- O tam w największym wagonie. – Gdy zakończył zdanie od razu wrócił do wyzywania swojego kompana machając butelką wódki raz to w jedną raz to w drugą stronę. Fidia nie zdążył nawet podziękować. Od razu skierował swoje kroki do wyznaczonego miejsca po czym po prostu przeszedł przez kładkę zrobioną z drewnianych czerwonych drzwi i znalazł się w wagonie.
Całe pomieszczenie oświetlała nie wielka lampka w jednym z rogów która rzucała nie wielkie światło i delikatnie ukazywała Valeriana siedzącego w jendym z dwóch poszarpanych brązowych foteli. Rzecz jasna na jego fotelu dodatkowo ułożono wygodny wełniany koc. Czytał on właśnie jakiś raport na swoim PDA i z początku nawet nie zwrócił uwagi na nowo przybyłego gościa , co dało jemu czas z kolei by przyjrzeć się bliżej wnętrzu. Jako ozdobę na jednej z ścian powieszono trofea dziwacznych mutantów z którego Fidia był w stanie rozpoznać jedynie jednego a był nim Snork. Już same te głowy miały chyba za zadanie przypominać każdemu wchodzącemu tu stalkerowi iż znajduje się w zonie i powinien pamiętać o tym z czym ma do czynienia. Nieco z boku stało również polowe łóżko na którym znajdował się wyraźny niemalże nowy tom Biblii. Przy łóżku ułożono taboret z czerwonym budzikiem wskazującym aktualną godzinę. Po lewej stronie Fidi widniała także nie wielka skrzynia koloru brązowego z licznymi zadrapaniami oraz odbarwieniami co znaczyło iż pochodziła jeszcze z czasów wybuchu z 86 roku. Chłopak wiedział iż jak na standardy zony taki wagon jest niemalże luksusem w porównaniu do zwykłych materacy czy namiotach , które zawsze są swego rodzaju „domem” dla stalkerów.

Chłopak nagle zapukał i dopiero wtenczas mężczyzna spojrzał w jego stronę.
- Dobrze że tak szybko przyszedłeś. Myślałem że jeszcze się prześpisz. Jak się czujesz ? – Spytał z uśmiechem wskazując na fotel na którym zaraz zasiadł Fidia.
- Całkiem całkiem , dzięki za troskę.
- Wyśmienicie , myślałem nawet iż będą cię jeszcze dłużej składać , wiesz nie zawsze wszystko idzie tak sprawnie jak….
- Przestań pierdzielić i powiedz mi o co chodzi. – Przerwał mu ostro patrząc Valerianowi prosto w oczy i zaciskając przy tym pięści na fotelu w tym także dostrzegając oparty o ścianę znak ostrzegający przed wysokim promieniowaniem. – Dajesz mi nowy sprzęt , ratujesz … o co w tym chodzi co ? Gdzie jest haczyk ?
- Bystry z ciebie dzieciak. – Stwierdził stalker odkładając na bok swoje PDA po czym chwycił kubek z kawą która w zonie była kolejnym rarytasem. – Nie będę owijał w bawełnę. Wiem dokąd zmierzasz , nie interesuje mnie po co. Jednakże trasa którą sobie wyznaczyłeś jest nieaktualna w ścieżki niedostępne. Zaznaczyłem ci nową , lecz mam w tym swój interes.
- K*rwa wiedziałem… - Burknął niechętnie Fidia pod nosem i dalej pozwolił Valerianowi ciągnąć rozmowę.
- Chciałbym abyś szedł przez Limańsk i przy okazji dostarczył mojemu przyjacielowi nad Jantarem dał mojemu znajomemu pewne dokumenty. Zapakuje je w szczelną teczkę którą przekażesz człowiekowi o ksywce Elektryk. Przy okazji będzie to twój przystanek.
- Aaa czyli niby taki dobry ojczulek a tu dajesz mi do zrozumienia że albo to zrobię albo dostanę kopa w du*ę tak ? – Spytał nerwowo Chłopak. Czuł się oszukany. Nie wiedział czy mu wierzyć , w końcu tutaj każdy mógł się okazać zwykłą szują która chciałaby ciebie wykorzystać do własnych celów.

- Możesz tak to ująć. – Dodał jeszcze od siebie Valerian upijając łyk kawy i widocznie delektując się jej smakiem. Fidia zaczynał coraz bardziej tracić wiarę w ludzi , najpierw ci pomogę a następnie posadzą pod murem. Chłopak prychnął i odwrócił głowę.
- Nie wiem , trudny wybór. – Odparł sarkastycznie.
- To tylko drobna przysługa dzieciaku. Jeśli mi nie wierzysz jasne idź swoją trasą ale jak natrafisz na anomalię albo inny syf miej pretensję tylko do siebie. – Valerian zdawał się mówić śmiertelnie poważnie , biorąc pod uwagę ton jego głosu oraz wyraz twarzy który raczej nie wskazywał żadnego podstępu. Fidia zamyślił się na chwilę. Bez sprzętu fakt faktem daleko nie zajdzie a do tego droga mogła być rzeczywiście niebezpieczna biorąc pod uwagę iż układał ją ktoś kompletnie nie znający realiów zony , a która była do tego zbyt prosta. Chłopak nie miał większego wyboru więc jedynie zacisnął zęby na wardze po czym rzekł niechętnie spuszczając wzrok.
- Dobra , dawaj tą teczkę. – Valerian od razu widocznie się rozradował i ręką wytarł swoje mokre od kawy wąsy. Jednakże coś nagle zaczęło młodzikowi zdecydowanie się nie podobać w oczach tego człowieka i od razu skojarzył go z cwaniakiem w osobnym wagonie który okradał każdego nieszczęśnika. Stalker odstawił kubek i w uśmiechu pokazał szereg swoich nieco pożółkłych zębów.
- Zuch chłopak…
Ostatnio edytowany przez Dziki, 10 Lip 2010, 02:25, edytowano w sumie 1 raz
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."

Za ten post Dziki otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive DanieloZ, Orenos, Gizbarus.
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Reklamy Google

Re: Przez zonę....

Postprzez Dziki w 08 Lip 2010, 23:24

Rozdział III:

Naciągacz

Fidia czuł jak jego stopy zaczynają boleśnie odczuwać ciągnącą się podróż. Aktualnie powoli szedł asfaltową drogą mijając kolejny porzucony wojskowy transporter przy którym leżało ciało młodego stalkera odzianego w zwykłą oliwkową kurtkę. Na jego głowie spoczywał kaptur jednak młodzieniec mimo to dostrzegł iż trup ma całkowicie zdeformowaną twarz z której powoli wraz z kroplami deszczu na drogę powoli kapie krew. Nie był to zbyt budujący widok. Sam chłopak przystanął w tym miejscu na chwilę przecierając mokrymi rękoma oczy. Z pewną dozą niepokoju oparł się o owy transporter dostrzegając przez deszcz zarysowania które niewątpliwie zostały wykonane przez coś co posiadało niesamowicie ostre pazury. Trup znajdował się dwa metry od zmęczonego i zziębniętego chłopaka. Gdyby nieco bliżej się przyjrzeć można by ujrzeć iż martwy stalker ma jeszcze na sobie kompletnie poszarpane resztki dżinsów i zakrzepnięte kikuty zamiast nóg. Jego ręce zwisały bezwładnie co kojarzyło się z gestem okazującym brak jakiejkolwiek nadziei. To nie za bardzo pomagało Fidi spokojnie przebrnąć przez najbliższe miasteczko przez które najszybciej mógł znaleźć się w jantarze. W pewnym momencie młodzieniec miał wrażenie iż burza wzmogła się ponieważ coraz większe ilości kropel spadało na ziemię a i coraz częściej niebo przecinały dla niego tak niezwykle piękne a zarazem ponure błyskawice. Odetchnął głęboko i spojrzał dalej na drogę ale niczego nie dostrzegł przez niezwykle silną ulewę.

- Tylko spokojnie. – Rzekł sobie pod nosem , przez co przy okazji kilka kropel wleciało mu do ust. Znów otarł rękawem twarz ale to nic nie pomogło , ba nawet pogorszyło sprawę. Fidia nadal nie miał pojęcia dlaczego tak właściwie się na to zgodził jednakże wiedział iż stalkerzy czasami potrafią w zachowaniu i metodach zrównywać się z bandytami. Młodzik odkaszlnął i pociągnął nosem po czym począł dalej kierować się do miasteczka. Ostatni raz jedynie zerknął na trupa który w przebłysku wyglądał jeszcze gorzej. Szybko odwrócił wzrok i znów począł brnąć przed siebie. Wyraźnie słyszał jak jego buty co jakiś czas wpadają w kałuże które wytwarzały się w dziurach asfaltu. Mimo iż były to ciężkie wojskowe buciory jakimś cudem niektóre krople dostawały się do środka bardzo utrudniając mu tą podróż. Całe szczęście iż jego kombinezon ochronny osłaniał jego ciało , cóż za wyjątkiem twarzy którą kaptur nie był w stanie całkowicie zasłonić.

Tak więc idąc tak milcząc wkrótce przed nim zamajaczyły kontury jakiś betonowych budynków. Fidia spodziewał się raczej jakiejś wioski lub czegoś podobnego , ponieważ w tak ciasnych pomieszczeniach czuł się strasznie niepewnie. Może dlatego nigdy nie dał się namówić do zejścia do podziemi ? Chłopak nie miał zamiaru się zatrzymać i szedł dalej chlapiąc wodą na wszystkie możliwe strony. Otóż jak się okazało był to jakiś nie duży ale za to skomplikowany kompleks cały odgrodzony siatkowym płotem który na pewno niegdyś był pod prądem. Jedynym wejściem była brama główna którą zagradzała sporej wielkości śmieciarka , lecz na szczęście była ustawiono w taki sposób iż można było przejść na drugą stronę przez kabinę kierowcy. Fidia najchętniej ominąłby to miejsce jednakże okoliczne tereny aż kipiały od promieniowania a on nie miał najmniejszego zamiaru umierać wypluwając swoje wnętrzności.

Będąc już niemalże przy samej śmieciarce zobaczył jeszcze mały budynek przy bramie. W środku stał telewizor kilka teczek na jednej z półek oraz radio na parapecie przy oknie. Zapewne tutaj siedział strażnik kontrolujący wszystkie przyjazdy. Chłopak dłużej nie chcąc marnować czasu otworzył z trzaskiem drzwi pojazdu. Od razu uderzył go w nozdrza ostry zapach stęchlizny i bodajże zaschłej krwi. Zakrywając dłonią usta powoli wszedł do środka. Tutaj dźwięki kropel uderzających o cały pojazd były przytłumione co dawało dziwaczne poczucie swoistego bezpieczeństwa. Mimo to przeczucie Fidi podpowiadało mu by nie zwlekał i jak najszybciej ruszał dalej. Młodzik nogą otworzył drugie drzwi które wręcz z hukiem się otworzyły i omal nie wyleciały z zawiasów. Wychodząc chłopak nie wiedzieć czemu zatrzymał się na moment uważnie patrząc na zdjęcie przyklejone nad szybą. Było czarnobiałe a znajdowało się na nim kilka postaci. Pierwszą najbardziej rzucającą się w oczy był mały uśmiechnięty chłopczyk na wózku inwalidzkim. Na sobie miał zwykłą koszulkę w paski oraz skromne szorty i tanie buty. Z tyłu wózek trzymał jakiś mężczyzna prawdopodobnie Ojciec odziany w koszulę oraz sztruksowe spodnie. Ostatnią osobą była kobieta po lewej stronie wózka która zdjęcia aż biła radością , lecz obraz był tutaj na tyle rozmazany iż chłopak przestał się mu przyglądać i jedynie ruszył dalej.

Takie rzeczy często mu przypominały o tym gdzie się znajduje i o tym co kiedyś tutaj się znajdowało. Zona chcąc nie chcąc ciągle przywoływała wszystkie duchy przeszłości. Mimo to ruszył dalej dowiadując się przy okazji po napisach na jednej z ścian iż jest to sortownia odpadów. Tuż przed nim stał główny budynek biurowy. Niektóre okna miały powybijane szyby z resztą jak w większości budynków w strefie. Do tego główne wejście zostało pozbawione drzwi które teraz leżały przed nie wielkimi głównymi schodami. Nim młodzik w ogóle wszedł do środka wziął głęboki oddech i zastanowił się nad tym dobre kilka razy. Nie miał jednak większego wyboru i wreszcie postawił swoje kroki w pierwszym pomieszczeniu. Stało tutaj sporej wielkości drewniane biurko a wokół niego zostały rozrzucone niewiarygodne ilości najróżniejszych papierzysk. Za samym biurkiem stało wytarte i wyniszczone krzesło. Po za tym na ścianie po lewej stronie wisiał jeszcze portret Lenina , który zdawał się teraz przewiercać chłopaka wzrokiem. Fidia zobaczył również drzwi które jednakże na środku miały sporej wielkości dziurę. Chłopak począł stąpać po drewnianej podłodze aż otworzył owe drzwi. Lufa karabinu od razu powędrowała ku górze a kolba przywarła do dołka strzelniczego ale nic tam nie było tylko korytarz i kilkanaście zwykłych brązowych pudeł w których piętrzyły się aktówki. Młodzik ruszył , jak zauważył podłoga w korytarzu również była drewniana lecz z tą różnicą iż tutaj za każdym jego krokiem złowrogo skrzypiała.

Kolejną niezbyt przyjemną rzeczą była burza na zewnątrz która za pomocą błyskawic śmiała się z niego zupełnie jakby wiedziała iż zaraz zginie. Fidia jednak nie chciał siebie dołować i przystanął na rozwidleniu korytarza. Teraz również przypatrzył się zielonym teraz już obskurnym i zakurzonym ścianom. Czuł jak jego oddech przyśpiesza. Miał dziwne wrażenie iż ktoś lub coś za chwilę wyjdzie znikąd i zakończy jego krótki żywot… tak…. bał się.
By samego siebie czymś zająć wyjął z podręcznej oliwkowej torby PDA. Pamiętał jeszcze jak przed przybyciem do zony kupił ją na jednym z bazarów w Rosji gdy był tam na wakacjach. Uśmiechnął się przywołując te wspomnienia i spojrzał na swoje urządzenie. Uważnie przestudiował mapę i postarał się ją zapamiętać , na tyle dobrze na ile tylko potrafił. Z powrotem ukrył PDA jeszcze na wszelki wypadek je wyłączając i skręcił w lewą odnogę która prowadziła do końca kompleksu. Szedł bardzo powoli co jakiś czas mijając pozamykane drzwi lub kolejne pudła które teraz już były zupełnie puste. Korytarz jednakże delikatnie zakręcał i gdy Fidia minął owy zakręt dostrzegł coś czego w tej chwili najmniej by się spodziewał. Dalsze przejście było kompletnie zawalone gruzem a odsypanie tego w pojedynkę było wręcz rzeczą niewykonalną.

- Ja pie*dolę , czy raz mogę w życiu nie mieć pod górkę ?! – Zaklął cicho pod nosem i zacisnął zęby z złości. Od razu a raczej odruchowo rozejrzał się na wszystkie strony by dostrzec ewentualną drogę alternatywną. Całe szczęście nieco za nim znajdowała się toaleta w której z tego co pamiętał w ścianie znajdowała się dziura która mogła prowadzić do kolejnych pomieszczeń. Chłopak spiął się w duchu i niemalże z szturmu wparował do ubikacji. Była to typowa toaleta z czterema toaletami oraz kilkoma pisuarami przy ścianach. Jednakże wszystko było kompletnie zdewastowane. Kafelki walały się dosłownie wszędzie podobnie jak tynk czy inne dziwaczne resztki. Nie brakowało tutaj również gruzu które zwieńczeniem była duża dziura w jednej z ścian. Nie było tutaj wystarczająco dużo ścian więc Fidia włączył swoją latarkę czołową i wszedł do środka.

Już przy pierwszym kroku fale kurzu wzniosły się w górę drażniąc jego oczy oraz oddech co zaowocowało nieprzyjemnym dla niego kaszlem. Musiał na chwilę przystanąć by przetrzeć oczy do których dostał się uszczypliwy kurz. Minęło kilka minut aż wreszcie się opanował i jeszcze wolniej z większą rozwagą ruszył przed siebie. Dziwne ale wchodząc tutaj czuł czyjąś obecność która niemalże biła z owej dziury w ścianie. To budziło w nim lęk jeszcze większy niż wtedy gdy omal nie został rozerwany przez granat. Co innego umrzeć natychmiast a co innego dać się zagryźć. Młodzik znalazł się nagle przy lustrze które było w wielu miejscach pęknięte. Ujrzał swoje odbicie lecz i nie tylko to. Otóż tuż za nim w ciemnościach jednej z otwartych kabin majaczyły białe oczy które patrzyły na niego z tak wielkim głodem , że normalny człowiek zamarłby od samego patrzenia w owe ślepia. Fidia obrócił się już niemalże naciskając na spust w kierunku celu. Przy okazji potknął się i boleśnie uderzył plecami o jeden z zdewastowanych kranów.

Co dziwne owa toaleta była zamknięta , a przecież to wyglądało tak diabelnie i przerażająco realistycznie. Chłopak wolał nie czekać i z impetem nogą otworzył po kolei wszystkie drzwi. Nic , pusto po prostu pusto. Zaaferowany i zdecydowanie zdziwiony Fidia rozmasował swoją mokrą od deszczu głowę. Poczuł jak w jednym momencie przez jego ciało przechodzą ciarki co było nieprzyjemnym uczuciem. Wiedział jednakże że traci coraz więcej czasu tak więc nadal zdenerwowany podszedł do owej wyrwy w ścianie. Za nią niestety nie było żadnych schodów czy jak oczekiwał Fidia kolejnego prostego korytarza. Zamiast tego był oto malutkie pomieszczenie w kolejną dziurą w podłodze. Cuchnęło stamtąd nieprawdopodobnie , ale z tego co pamiętał z map innego przejścia nie było. Na wszelki wypadek przeżegnał się i zarzucił karabin na plecy. Zaraz po tych czynnościach po prostu skoczył do dziury w podłodze.

*

Lądowanie nie było zbyt miękkie , ponieważ jego ciało u końca spotkało się z czymś twardym. Jak się okazało był to beton od którego teraz niestety bolał go prawy bark oraz ramię. Całe szczęście iż spadł bokiem a nie na plecy. Karabin mógłby tego nie przetrwać. Wizja chodzenia tutaj bez broni nie była ciekawa , jeśli z bronią już wydawała się głupia. Młodzik chrząknął i podparł się jedną nie obolałą ręką. Wyczuł koniuszkami palców nie wielką ilość zimnej wody oraz chłód betonu. Podniósł głowę i od razu snop światła z latarki spotkał się z krańcem bliskiej półokrągłej ściany. Jak się okazało w tej chwili był w jakimś kanale pod kompleksem. Westchnął i narzekając pod nosem powoli nieco się chwiejąc powstał. Tutaj zapach był jeszcze bardziej mdlący i o mało znów nie położył go z powrotem na ziemię. Już sam jego oddech odbijał się tutaj echem denerwując i przeszywając każdy nerw w jego ciele.
W tymże momencie z nikąd zupełnie jakby z najgorszych czeluści piekła rozległ się okropny ryk. Rozchodził się wszędzie a całe to sklepienie tylko wzmacniało jego siłę oraz grozę. Fidia miał ochotę się skulić i zacząć szukać w podłodze drogi ucieczki ale wiedział iż nie może oddać się szaleństwu. Zdjął karabin z pleców i począł biec prosto przed siebie byle by tylko uciec od… tego czegoś.

*

Szaleństwo. To słowo w pełni opisywało to co teraz działo się w głowie jak i wokół przerażonego Fidi. Był sam w podziemnym tunelu który nie miał końca , jego jedynym źródłem światła była latarka , a do tego ryki za nim były coraz bliżej. Czuł jak serce nerwowo skacze chcąc wyrwać się z piersi , oddech był niemiarowy a oczy rozbiegane. Czuł jak jego buty wywołują głuche echo w tunelach wskazując gdzie teraz jest. Jednakże nie dbał o to po prostu chciał stąd jak najszybciej uciec.
Palce nerwowo za każdym rykiem zaciskały się na broni która w każdym momencie była gotowa do oddania strzału. Wszystkie ściany wyglądały tak samo , brudne , oślizgłe i gdzieniegdzie naznaczone pazurami. Chłopak teraz uzmysłowił sobie dlaczego Ojciec Valerian nie chciał wysyłać nikogo z swoich. Ryk. Młodzik wstrzymał oddech i szybko się odwrócił o mało co znów się nie wywracając. Jednakże za nim tam gdzie kończył się snop światła była tylko wielka pusta czerń. Przystanął na chwilę by się upewnić czy nic mu jeszcze nie grozi. AK-74 groźnie wzniosło się w górę i szczerzyło lufę w kierunku ciemności. Fidia wkrótce zerwał się i wziął nogi za pas. Ku jego zaskoczeniu tunel nagle zakręcił i począł biec … w dół.

Chłopak zatrzymał się na krańcu i złapał się za głowę. Plecami przywarł do zimnej betonowej ściany i począł uspokajać oddech. Wiedział iż jeśli zostanie tutaj zginie. Droga prowadziła tylko w jednym kierunku. Nagle tym razem usłyszał nie tylko ryk ale i także tąpnięcia. Jego ręce opadły i spojrzał przeszklonymi oczyma na wprost zakrętu z którego wybiegł. Z początku nic tam nie było prócz unoszącego się kurzu wywołanego przez jego bieg. Palce nerwowo wystukiwały cichą melodię na karabinie czekając tylko na odpowiedni znak. Wszystko ucichło. Czuł jak na jego czole występują krople potu które złośliwe wpadały do jego oczu. Zawsze lubił oglądać horrory i zastanawiał się jak muszą czuć się bohaterowie takich filmów , nie zdawał sobie jednak sprawy iż to życzenie przybierze tak makabryczną formę.

Przełknął ślinę i przestąpił powoli jeden krok w kierunku korytarzowi prowadzącemu w dół , prosto w otchłań. Wtenczas na zakręcie dostrzegł coś co przeraziło go bardziej aniżeli zjawa którą ujrzał na górze w ubikacji. Otóż stała tam wielka masywna łapa w kolorze niezdrowego wręcz chorobliwego brązu. Zakończona była trzema palcami których zwieńczeniem były kilkucentymetrowe pazury o sporej średnicy. Były poszarpane i zaniedbane ale nie miał wątpliwości iż nadal byłyby w stanie jednym ciosem wywlec jego wnętrzności na zewnątrz. Przez całą nogę przechodziły również widoczne ogromne i świetnie zarysowane mięśnie. Najokropniejszą rzeczą według Fidi były wystające żyły w których płynęła krew.

Chłopak poczuł silny skurcz w żołądku gdy zamiast tego pojawiło się jeszcze oko. Było duże i na środku posiadało małą źrenicę , z której już można było wyczytać wielkie pragnienie i wściekłość. On nie czekał odruchowo trzęsąc się począł strzelać z biodra w kierunku zakrętu. Wtenczas stworzenie ryknęło z tak wielką siłą iż tunel niemalże się zatrząsł i trochę mniejszych kawałków sufitu spadło na podłogę.
Fidia nadal naciskał spust mimo iż karabin już zaprzestał strzelać. Jego zęby były zaciśnięte , a nogi odmawiały posłuszeństwa chociaż on nakazywał im karkołomny bieg. W tej chwili był prawdziwym ucieleśnieniem strachu. Lecz gdy wrzeszczący ogromny cień trzy razy większy i szerszy od niego wypadł z zakrętu kończyny od razu go posłuchały. Chłopak puścił się pędem prosto na dół. Mało brakowało a kilka razy straciłby równowagę i się przewrócił co w jego sytuacji oznaczałoby tylko jedno. Śmierć. Bolały go stopy , w głowie mu huczało a widok przed nim rozmywał się przez pot oraz zmęczenie. Jednakże nie zważał na to , po prostu biegł zupełnie jakby czuł za sobą prawdziwy bat. W końcu na ścianach pojawiły się ciężkie i wielkie rury , przy których gdzie nie gdzie znajdowały się jeszcze większe zakurzone czerwone zawory. Również podłoże się zmieniło. Nie było to już betonowa podłoga a żelazna krata pod którą biegło mnóstwo kabli oraz kolejny rur. Wszystko prowadziło dokładnie w stronę gdzie biegł Fidia.

Po chwili gdy już jego zmęczenie osiągnęło swój finalny poziom jego latarka ujawniła kolejną niezwykłą rzecz. Przed nim kończył się tunel , gdzie stały sporej wielkości metalowe drzwi zamykane zaworem. Posiadały śluzy oraz nie wielki wizjer który jednak był na tyle zabrudzony iż nie można było zupełnie nic przez niego dostrzec. Jak do tego zauważył zawór był kompletnie zniszczony tak by w ogóle nie dało się owych drzwi otworzyć. Mało tego wokoło walało się mnóstwo puszek , PDA , rękawiczek i innych bibelotów. O prawdziwy zawrót głowy przyprawiły go jednak spore ilości zaschłej posoki na drzwiach oraz ścianach. Dał się wciągnąć w pułapkę. Bezradny zupełnie pozbawiony nadziei oraz woli przetrwania po prostu usiadł i patrzył jedynie w tunel z którego niedługo powinno ukazać się monstrum. Tak skończy ? W podziemiach zapomniany przez świat będąc kolejną ofiarą naiwności ? Nie miał już nawet siły płakać więc jedynie kiwał głową niedowierzając. Z ciemności wyrwał się kolejny odległy wrzask ukazujący frustrację oraz niecierpliwość mutanta.

W tymże momencie w głowie Fidi pojawiła się pewna drobna iskierka płonnej nadziei. Otóż zauważył iż jedna z krat na podłodze jest obluzowana , mało tego pod nią było na tyle dużo miejsca iż mógł się tam wślizgnąć razem z plecakiem. Niedowierzając w swoje szczęście zdjął bagaż oraz broń. Zaparł się sam w sobie i działał teraz jedynie pod wpływem instynktu. Uchwycił obluzowaną kratę i począł ciągnąć ją do góry. Znów stwór począł ryczeć tym razem jednak zdecydowanie bliżej. Krew w skroniach chłopaka nabrzmiała a jego adrenalina wskoczyła jeszcze wyżej. Kratka powoli ustępowała aż z hukiem oderwał ją od podstaw i odrzucił na bok. Zdenerwowany z początku nie mógł chwycić plecaka lecz spiął się i wsadził go na dół. Na końcu wszedł tam sam wyłączając latarkę.
Jak się okazało mógł tutaj tylko leżeć. Czuł jak rury i kable boleśnie uwierają jego ciało , które tak bardzo domagało się odpoczynku. Plecak był tuż za jego głową gdzie ciągnął się mały szyb odprowadzający prawdopodobnie kilka zbędnych rur. Zamknął oczy i czekał. Serce nadal waliło mu jak młot miarowo uderzający o kowadło. Dłonią zakrył swoje usta tak by wyciszyć oddech. W ten sposób jednakże ciężko mu było chwytać powietrze co z każdą chwilą było trudniejsze zupełnie jakby się dusił. Coś nagle wstrząsnęło posadami i bynajmniej nie był to głos a krok.

Fidia poczuł silny smród pochodzący z źródła które znajdowało się tuż nad nim. Był okropny i przywodził na myśl najgorsze zapachy jakie kiedykolwiek napotkał. Do tego dołączyło dziwne głębokie rzężenie lub też warczenie , sam nie potrafił zdefiniować cóż to właściwie było.
W tym momencie zapragnął znaleźć się w domu. W swojej ukochanej wiosce w Białorusi , Drozdnie tuż przy granicy z Ukrainą. Chciał znów wejść do środka domostwa i z uśmiechem przywitać rodziców oraz młodsze rodzeństwo. Ile by oddał aby teraz móc wraz z nimi siedzieć spokojnym wieczorem przy stole jedząc kolację i śmiejąc się z przyziemnych rzeczy. Potem udałby się do swojego pokoju na górze , tam wreszcie spokojnie by zasnął.
Lecz niestety teraz leżał tutaj , w zonie w prawdziwych trzewiach piekieł , bojąc się o swoje życie i modląc by zagrożenie nareszcie odeszło w niepamięć. Czekał w milczeniu trzymając się kurczowo swoich dobrych wspomnień. W tym momencie latarka zapaliła się.

Jej światło przeszyło kratę która stanowiła podłogę i padła prosto na cielsko ogromnego wręcz mutanta. Fidia na moment przestał w ogóle oddychać gdy go ujrzał. Cały był brązowy lub gdzie niegdzie ciemnozielony , a z jego torsu wyrastała jedna nie wielka w porównaniu do reszty ludzka ręka również kompletnie innego koloru. Głowę potwora stanowiło nie wielkie wybrzuszenie na cielsku. Posiadał troje oczu z czego dwa były mikroskopijne a jedno spoglądało w tym momencie prosto na twarz młodzika. Jego masywne nogi aż dygotały z złości.
Chłopak wrzasnął zrozpaczony i szybko popchnął plecak przed siebie prosto do szybu. Monstrum widząc to już szykowało się do tego by ciosem nogi zmiażdżyć kratę oraz przy okazji schowanego pod nią stalkera. Chłopak począł sam przesuwać się w stronę szybu gdzie byłby po za zasięgiem mutanta. Nagle noga stwora spadła prosto na kratę zaledwie kilka centymetrów od nogi Fidi który nawet nie czekał i znikał w szybie. W miarę jak słyszał ryki rozczarowania przeklinał latarkę która jakimś cudem się włączyła. Brnął prosto przed siebie przesuwając plecak. Po kilku minutach takiej podróży ciasnym szybek który przyprawił go o kolejny atak kaszlu , odczuł zimne powietrze które w tej chwili zaczęło głaskać jego twarz oraz włosy. Niespodziewanie sam przyśpieszył. Zaczął się nawet śmiać i uśmiechać chociaż po jego policzkach ciekły łzy wywołane najprawdziwszym w świecie strachem. W tej chwili wiedział iż jest najbardziej szczęśliwym człowiekiem na świecie. Dygotał przepełniony euforią gdy przed nim zaczynał świtać koniec szybu oraz najprawdziwsze światło dzienne. Przyśpieszył jeszcze bardziej czując jak blisko jest końca tego koszmaru. Bolały go otarcia na nogach i rękach lecz teraz liczyło się tylko opuszczenie tych tuneli.

Ręką popchnął swój plecak który spadł na dół a sam poleciał zaraz za nim. Pierwsze co ujrzał lądując z pluskiem w wielkiej kałuży o ciemne chmury na niebie z których całe szczęście przestał padać deszcz. Zobaczył również kruki przelatujące nad jego głową które poczęły ponuro kraczeć na jego widok zupełnie jakby już nie żył.
Woda tym razem wdarła się do jego kombinezonu co sprawił iż tym razem cały był przemoknięty. Chłód ogarnął go całego mimo wszystko liczyło się tylko to iż przeżył i wyrwał się prosto z objęć śmierci. Leżał tak chwilę a jego rany i nerwy zaczynały dawać o sobie znać. Dojrzał iż koniec szybu znajdował się na środku wysokie wzgórza na którego dnie znajdowała się kałuża w której to wylądował. Przy niej leżała jedna przewrócona stara cysterna która niegdyś była koloru niebieskiego. Obok stał zniszczony i podziurawiony kulami czerwony autobus , taki jakimi ewakuowano zapewne ludzi z obszarów w 86 roku. Odczuł teraz aż za wyraźnie swoje plecy dlatego też westchnął i powoli przysiadł. Cicho jęcząc począł wychodzić z kałuży aż znalazł się na ziemi w objęciach trawy targając za sobą plecak.

Przeleżał tak sporo czasu do momentu w którym przypomniał sobie by sprawdzić gdzie tak właściwie jest.
Jedną ręką wyjął swoje podręczne PDA i jednym kliknięciem otworzył obszerną i szczegółową mapę całej zony. Jego kropka o dziwo znajdowała się jedynie 500 metrów od bunkra naukowców gdzie miał spotkać Elektryka. Widział jak wokół bunkra jest kilkanaście białych kropek. To znaczyło iż obóz jeszcze się trzyma a po wyłączeniu tego syfu w fabryce może być już tylko lepiej. Pamiętał jeszcze jak słyszał opowieści o tym co działo się tam środku. Mimo iż naukowcy twierdzili że jest tam bezpiecznie , stalkerzy dla własnego bezpieczeństwa woleli nie zapuszczać się za głęboko. Fidia wykrzywił usta w półuśmiechu a tym samym nie wielka rana u góry warg zaczęła go piec.

- Cholera… - Stwierdził i potrząsnął głową nadal mając spory mętlik w głowie. – No nic … trzeba się zbierać.
Po tych krótkich słowach sprężył wszystkie mięśnie i począł miarowo wstawać. Czuł jak go wszystko boli a szczególnie stopy które były najbardziej poobcierane. Wyczerpany odkaszlnął i stanął na równe nogi. Otrzepał się z kurzu i niektórych kawałków zaschłego błota. Rozejrzał się i powoli ruszył bokiem na szczyt pagórka w którym był szyb. Wszędzie było pełno nie wielkich krzaków i tylko trochę wyższych drzew , głównie iglastych. Pod górę szedł niezwykle wolno zupełnie jak prawdziwy kamienny moloch. Do tego co jakiś czas pod butami odczuwał kamienie lub resztki szkła z zniszczonych butelek. Mimo tego wszystkiego niezwykle orzeźwiający wiatr cały czas opadał na jego twarz oraz przekrwione zmęczone oczy. Zupełnie nie wyglądał teraz jak młody Fidia wyruszający z obozu Czystego Nieba by ratować przyjaciela. Teraz wyglądał jedynie jak jego namiastka jak stary wymęczony przez życie człowiek. Nim jeszcze wszedł na górę oparł się brudną ręką o stary już dawno nie działający drewniany słup elektryczny. Koniecznie potrzebował odpoczynku i to jak najszybciej.

*



- Stój ! No stój do cholery ! – Wrzeszczał stalker stojący przed niezbyt wyrafinowaną siatkową bramą tuż przed bunkrem naukowców. Był odziany w oliwkowy pancerz stalkerów z wieloma widocznymi śladami po szyciu. Na głowie spoczywał kaptur w takim samym kolorze co kombinezon. Twarz z kolei zakrywała chusta w Polskim kamuflażu wojskowym Wz.93. Największe wrażenie jednakże robiła broń jaką owy człowiek dzierżył w granitowych rękach. Otóż był to jeden z najnowszych rosyjskich modeli pospolitego „kałasza” a mianowicie AK 103. Rzadko spotykany w zonie , a używały go tylko jednostki specjalne. Stalker stojący w tej chwili przed wycieńczonym i dygoczącym z zimna Fidią niewątpliwie był starym wyjadaczem.

Sam chłopak nie wyglądał najlepiej. Obszarpany , brudny i wlekący się niczym cień człowieka. Jednakże każdy człowiek przebywający w zonie stawał się takim cieniem , pustym wypranym z uczuć , kimś kogo w końcu strefa całkowicie pochłonie a wtenczas nie zostanie z niego nic , nawet ten jeden cień. Fidia zakaszlał i przez przypadek potrącił jedną z przypadkowych puszek leżących w błocie. Słońce powoli zachodziło za horyzont i na dziś zaczynało po raz ostatni oświetlać skąpaną w wodzie po deszczu zonę. W oddali gdzieś w pewnym momencie dało się słyszeć kilka strzałów a zaraz po tym następujący przeciągający się krzyk. Głos dochodził gdzieś z dalekich okolic Magazynów. To wywołało nagły przypływ strachu w młodziku do którego wróciły wspomnienia z sortowni odpadów.
Zatrzymał się i mocno zachrypniętym i łamiącym się głosem rzekł.

- Spokojnie , nie …. Nie jestem zombie. – Po tych słowach uniósł ręce do góry i przy okazji spojrzał na owy ośrodek znajdujący się na pobliskim wzniesieniu , który dzięki temu górował nad wszystkim co znajdowało się w promieniu przynajmniej kilometra. Przy tym wyglądał niezwykle złowieszczo. Na ścianach budowli widniało kilka rur , kabli oraz niechlujnych zacieków. Nie wielkie okna były tak bardzo zakurzone iż nawet z odległości kilku metrów nie można było przez nie nic dojrzeć. Kolejnym dodatkiem były kominy , długie murowane kominy pnące się wysoko ku sklepieniu nieba. Również były bardzo zaniedbane , podobnie jak betonowy płot odgradzający ten chory instytut od reszty świata. Co z tego skoro i tak bramy do tego piekła stały otworem ? Mimo iż jak pogłoski głosiły ktoś wyłączył maszynę która robiła z ludzi zombie to nadal wszyscy ludzie przy zdrowych zmysłach omijali to miejsce szerokim łukiem. Teraz robiło za swego rodzaju strach na stalkerów , mówiono nawet że jeśli ktoś przejdzie przez instytut wkrótce spotka go niechybna śmierć. Każdy się z tego śmiał , jednakże mało kto tu w ogóle zaglądał.

- Nie ? To wchodź chłopie no dalej , cholera jak ty wyglądasz…jakbyś przeżył dymanie z pijawką. – Rzekł żartobliwie starszy weteran i poklepał przechodzącego Fidie po ramieniu. Jak się okazało za wysokim blaszanym płotem oddzielającym Jantar od bunkra naukowców , było w miarę spokojnie. Co prawda nie wielu było tutaj ludzi , jednakże kilku mniej lub bardziej doświadczonych stalkerów siedziało przy koksownikach czy też przy innych wejściach. Wszyscy jednak byli kompletnie wyciszeni. Nikt się nie śmiał , ani na niczym nie grał. Wszyscy tylko szeptali czując na sobie niezwykle ciężki i okropny cień instytutu. Chłopaka to już praktycznie nie ruszało. Po tym co przeżył w tunelach , rozlatujący się budynek na wzgórzu aż tak go nie przerażał. Chociaż nadal wewnątrz czuł ponurą specyfikę tego miejsca. Niestety był zbyt zmęczony by w ogóle myśleć.

Po środku stał owy betonowy bunkier okryty jedynie zwykłą narzutą zrobioną z wojskowej siatki maskującej. Gdzie nie gdzie wokół walały się skrzynie , teraz już puste lub zapełnione zbędnymi częściami przyniesionymi z instytutu. Dokładnie z tego co pamiętał Fidia naukowcy teraz dobrze opłacali grupy ludzi którzy schodzili do podziemi jantaru szukać różnych niezbędnych do badań przedmiotów. Lecz na nieszczęście stalkerów , wojskowa czystka tuż po wyłączeniu maszyny wcale nie wystarczyła i nadal było to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w zonie. Do tego wzrok przykuwały liczne ślady po kulach czy pazurach na ścianach bunkra. Nawet ołowiane drzwi które prowadziły do środka były delikatnie wygięte , a na nich samych spoczywała jeszcze zaschnięta krew. Chłopak był teraz pewien iż to miejsce już wiele przeżyło. Przy wejściu do bunkra stał właśnie stalker odziany w zwykłą wojskową kurtkę w kamuflażu Flecktarn. Do tego miał jeszcze kamizelkę w czarnym kolorze z wkładami kuloodpornymi oraz kilkoma ładownicami do swojego ręcznego karabinu Gail. Na głowie miał zwykłą typową rosyjską „uszankę” nawet z godłem ZSRR naprzodzie , co znaczyło iż prawdopodobnie znalazł ją gdzieś w zonie. Przez ramię miał jeszcze przewieszoną maskę przeciwgazową w której wizjerach , złowieszczo odbijał się ogień z pobliskiego koksownika. Stalker zerknął na Fidie i wyjął swojego papierosa z ust.

- A ty kto ? Kolejny mesjasz-wariat , bohater , turysta ? Hmm ? – Spytał z wymownym uśmiechem na twarzy po czym znów zaciągnął się papierosem i poprawił gogle które miał nałożone na oczy.
- Przychodzę do Elektryka … jest tu taki ? – Począł mówić niepewnie chłopak znów łapiąc się na tym iż zerka na instytut za którym ślamazarnie zachodziło słońce. Budynek teraz skąpany w ostatnich promieniach światła wyglądał jeszcze straszniej , a wszystkie jego bruzdy , rury czy krew , były teraz świetnie widoczne. Młodzik nawet dałby głowę iż słyszał dochodzące stamtąd zawodzenie. Wzdrygnął się , a z kolei brodaty stalker od razu cicho się zaśmiał.
- Co ? Nigdy żeś chłopcze w Jantarze nie był , a ? – Rzekł po czym wydmuchał z płuc dym tytoniowy. Nim jeszcze Fidia zdążył zaprzeczyć tamten mówił dalej. – Wiesz … wszyscy mówią że tego gów*a w środku już nie ma. A to bzdury i tyle. No bo przecież skąd wszyscy tutaj mają koszmary , siada im psychika , a co jakiś czas wyłazi stamtąd nowe paskudztwo ? Ja to bym ten zasrany budynek wyj*bał w *%&@# ! Tak jak żeśmy z kompanią w Czeczenii chaty wysadzali ! – Stalker zaczął gestykulować machając papierosem dosłownie przed twarzą chłopaka. Fidia zdążył się zorientować iż ten człowiek prawdopodobnie jest a raczej był rosyjskim żołnierzem. Pewnie uciekał przed sądem wojennym do zony. Dużo tu było takich.

- Ale jest tutaj elektryk ? – Chłopak postanowił ponowić swoje pytanie.
- … i wiesz helikopterami o rakietami by walnęli i …. Co ? A tak jest w środku , śmiało wchodź. – Po tych słowach wskazał mu głową drzwi ulokowane tuż obok. Młodzik westchnął i pociągnął je z całej siły. Ustąpiły jednakże tylko do połowy strasznie przy tym zawodząc. Pierwsze co ujrzał to mały korytarz i kolejne drzwi również ciężkie , tyle że bez śladów po walkach. Szybko przestąpił dwa kroki do przodu a drzwi z hukiem się zamknęły. Fidia zakrył oczy ręką ponieważ lampa jarzeniowa na suficie go oślepiała. Minęło kilka sekund aż z podłogi zaczęła się szybko unosić gorąca para. Trwało to jedynie chwilę i zaraz po tym kolejne wrota otworzyły się. Chłopak nieco już chwiejnym krokiem ruszył do przodu. Tym razem znalazł się w nieco gorzej oświetlonym pomieszczeniu. Znajdowało się tutaj sporo skrzyń oraz dwie stare oraz bardzo przerdzewiałe beczki. Jedna z lamp nawet migała nadając temu sterylnemu miejscu specyficzny nastrój. Ściany były zimne w dotyku i chropowate podobnie z resztą jak podłoga czy nisko ulokowany sufit. Na jednej z skrzynek siedział stalker aktualnie jedzący konserwę i patrzący na Fidię bardzo podejrzliwym wzrokiem. Ten był ubrany w pospolitą kremową kurtkę z dodatkiem jedynie kilku kieszeń i ładownic przy pasie. Był nieco starszy od młodzika i krótko ścięty. Fidia kiwnął mu głową niechętnie i ruszył dalej by zaraz delikatnie zakręcić i minąć kolejnego stalkera , ubranego w najprostszy zielony kombinezon.

Zaraz za zakrętem znajdował się kolejny korytarz prowadzący do pokoju naukowców. Jednakże celem chłopaka było pomieszczenie ulokowane nieco bliżej. Szybko znalazł się w owym dość ciasnym pokoiku. Otóż było to dobrze oświetlone pomieszczenie sypialne z czterema łóżkami oraz malutkim metalowym stolikiem po środku. Na każdym łóżku była już dość nie świeża kołdra oraz jedna biała poduszka , gdzie nie gdzie poplamiona kawą lub innym napojem. Na stoliku spoczywała stara gazeta z 86 roku którą wydano tuż przed wybuchem. Do tego stał na nim jeszcze kubek oraz talerz z okruchami chleba oraz resztkami kiełbasy. Najbardziej jednak uwagę Fidi przykuła osoba siedząca na jednym z łóżek. Był to chudy łysy mężczyzna , pozbawiony zarostu. Miał ostre rysy twarzy oraz niezwykle cwane rozbiegane oczy które teraz świdrowały nowo przybyłego. Posiadał on czarny i drogi kombinezon SEVA , a wielki baniasty hełm spoczywał tuż obok jego nogi. W dłoni trzymał teraz wykałaczkę którą po chwili odstawił na stół.

- Elektryk ? – Spytał Fidia którego znów dopadło znużenie oraz zmęczenie na widok łóżek. Czuł jak jego powieki robią się coraz cięższe a ciało aż krzyczy i błaga o sen. Jednakże czas spoczynku nadal nie nastał.
- To zależy … - Rzekł ciężkim męskim głosem.
- Mam coś dla ciebie. Przesyłka od Ojca Valeriana. – Dodał jeszcze chłopak i zdjął z siebie plecak. Od razu odczuł jak jego plecy znów stają się wolne od okropnego i męczącego go już od wielu godzin ciężaru. Szybko rozpiął główną kieszeń i wyjął z niej nie wielką teczkę. Delikatnie położył ją na stole i obrócił w stronę Elektryka , który od razu z zapałem ją otworzył. Natychmiast po kolei począł wyjmować jej zawartość , a głównie były to stare i pewnie cenne wojskowe dokumenty. Uśmiech od razu wpełzł na jego twarz. Mruczał coś sam do siebie przez pewien czas , czytając jeden z owych dokumentów. Po chwili jednakże zaczął czytać całkiem nowy i jeszcze niczym nie ubrudzony kawałek papieru. Czytając , co jakiś czas zerkał na młodzika który wyczerpany opierał się w tej chwili o framugę.
- Co tak stoisz ? Dalej siadaj. – Zagadnął stalker wskazując na łóżko po drugiej stronie. Szczerze powiedziawszy Fidia nie miał zamiaru protestować tak więc śmiało usiadł na łóżku , które w jego obecnym stanie okazało się niesamowicie wygodne.

- Tak… hmmmm. Valerian napisał tutaj iż udajesz się do zaraz … Prypeci tak ? To prawda ? – Spytał z delikatnym niedowierzaniem Elektryk patrząc na półżywego chłopaka który był w stanie jedynie potaknąć.
- Słuchaj mnie teraz uważnie. Ej ! – Niemalże krzyknął oblewając go niezbyt świeżą wodą z starego białego kubka. Fidia czując to na swojej twarzy od razu otrzeźwiał. – Dopisał również że w zamian za to mam ci pomóc. Na dzień dzisiejszy jedyną sensowną drogą można iść przez Limańsk do nie wielkiego obozu samotników. Tak kretyni zrobili sobie po środku tego mutanckiego ścierwa posterunek. Dobra dalej kierujesz się przez szpital do Zatonu , ponieważ każda inna droga jest w tej chwili niedostępna. Dalej musisz radzić sobie sam , więcej nie jestem ci w stanie pomóc. – Po tych słowach zamilkł i spojrzał na młodzika który to zaraz odparł.
- Ja … dziękuje bardzo dziękuje. Pozwoli pan że … - Zaczął ostrożnie wskazując na łóżko. Tak zdecydowanie miał teraz wielką chęć zasnąć , dać odpocząć swoim zmysłom , ciału oraz nerwom które były teraz mocno zszargane. Elektryk kiwnął głową , pozwalając mu na udanie się na spoczynek.

- Czekaj ! Jeszcze jedno. Za dwie godziny do Limańska rusza nie wielka grupa z Jantaru. Wśród nich jest mój stary i dobry znajomy , pewnie będziesz mógł się z nimi zabrać. – Gdy wypowiedział ostatnie słowa powoli wstał i otrzepał cały swój kombinezon. Samemu się przeciągając wyszedł z nie wielkiego pokoju jeszcze przed wyjściem rzucając zupełnie na odlew „Na razie”. Fidia zaraz po tym zdjął z siebie swój własny kombinezon i szybko wszedł do łóżka. Od razu poczuł jak wszelkie bóle powoli zaczynają ustępować , jak wszelkie zmartwienia z każdą minutą maleją. Czuł niezwykle przyjemne ciepło które teraz pomagało mu zasnąć. Lecz jedna myśl ciągle nie dawała mu zasnąć. Pamiętał jeszcze jak w Kordonie mówiono iż Limańsk zamienił się w kompletnie wymarłe miasto w którym teraz mnóstwo było różnych dziwacznych kreatur. Napawało go to strachem , który już teraz paraliżował go z taką mocą iż nie mógł się w ogóle poruszyć. Pamiętał jeszcze spotkanie z nibyolbrzymem w tunelach , jednakże przemykanie się przez miasto opanowane przez mutanty ? W tym nie było nic dobrego a on o tym wiedział aż za dobrze.
Dopiero po dobrych kilkunastu minutach rozmyślań i leżenia nieruchomo w łóżku nadszedł błogi sen. Sen którego tak bardzo pragnął. Czuł jak jego powieki zakrywają oczy i ostatnią rzeczą jaką teraz zobaczył było jedynie zdjęcie w zgniecionej starej gazecie , które przedstawiało dzieci bawiące się na dopiero co wybudowanym placu zabaw…

Rozdział IV:

Betonowa Dżungla

Chłopak spokojnie siedział po środku ciemności na zwykłym małym drewnianym taborecie jakich w zonie było pełno. Jedynym jego źródłem światła była latarka którą kurczowo trzymał w swoich zimnych dłoniach. Sam praktycznie miał pustkę w głowię , nic , zero myśli nawet najdrobniejszych. Jedyne co od czasu do czasu widział , to przemykające przez głowę wyblakłe oraz nieco nadpalone zdjęcia Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej , Prypeci oraz wielu innych miejsc których nigdy w życiu nie widział. Gdy tylko to widział dostawał dreszczy i trząsł się niczym osika. Po jego czole oraz skroniach spływał pot , który co jakiś czas zupełnie jak na złość napływał do oczu niezwykle je drażniąc.
Jak się tu znalazł ? Nie miał najmniejszego pojęcia , jednak wszystko było tak realistyczne. Nawet taboret , czuł charakterystyczne w dotyku drewno oraz ten zapach starości.
- Ty…. – Rzekł głos gdzieś w ciemnościach który odbijał się echem i uderzał w sam środek Fidi budząc w nim najgorsze uczucia. Złość , nienawiść , strach….
Młodzik poczuł jak jego oddech gwałtownie przyśpieszył a wzrok zaszyła delikatna mgiełka.

- Chodź…. – Ciągnął dalej głos będąc jakoby bliżej jego a także coraz bardziej zagłębiając się w jego umysł. Działał zupełnie jak okropna sonda zapuszczana w sam środek głowy która wyciągała z ludzi to co najgorsze. Chłopak chwycił się oburącz za głowę i począł z całej siły zaciskać zęby. Nie chciał tego w sobie , to powodowało u niego ból rozchodzący się po całym ciele. Każdy jego nerw zaczynał skwierczeć i błagać o pomoc.
- Przyjdź… - Głos niemalże wrzasnął powodując u niego kompletne zmroczenie. Tym razem nie widział już nic , nawet nie starał się bronić.
Nagle poczuł na twarzy przyjemny , ciepły oraz rześki wiatr. Potrzebował chwili by to wszystko poukładać. W końcu pozwolił sobie nawet na głęboki oddech. To niemalże zwaliło go z nóg. Powietrze było czyste , kompletnie pozbawione jakichkolwiek uchybień. Delektował się tym momentem mało tego upajał niczym narkotykiem.
Minęło trochę czasu aż otworzył oczy. Najpierw zalała go niezwykła fala światła , lecz w miarę czasu widział coraz więcej. Powoli i systematycznie zaczynał widzieć kontury , kolory aż wszystko spokojnie nabrało swoje pierwotne kształty. Było to niezwykłe przeżycie ponieważ dokładnie przed nim stał skromny plac zabaw , na którym bawiły się małe dzieci ubrane na typową modę lat osiemdziesiątych. Co jeszcze dziwniejsze wokół była normalna roślinność oraz sporej wielkości betonowe budynki nazywane „blokami”. Każdy z nich był nowy i na swój sposób nawet urokliwy. Niebo było również zupełnie czyste i napawało człowieka pozytywną energią. Chłopak był całkowicie zszokowany. Język całkowicie mu się związał chociaż nasuwało się na niego spora ilość słów. Fidia oszołomiony spojrzał jedynie na swoje buty. Jak się okazało stał na środku zwykłej piaskownicy , przez co wszystkie dzieciaki gapiły się na niego naburmuszonym wzrokiem zupełnie jakby zabrał im zabawkę. Młodzik nie wytrzymał i po prostu padł na kolana , lecz nim to się wydarzyło usłyszał.

- Ten świat jest kruchy… - Znów ten głos i znów ta sama fala gorącego bólu zalewająca każdy możliwy nerw. Gdy kolana już dotknęły piasku oblicze miasta kompletnie się zmieniło. Wszystko stało się szare i ponure. Budynki były teraz zdewastowane , okna zostały powybijane , zniknęły kolorowe firany oraz bawiące się dzieci. Zamiast tego była tu jeszcze kręcąca się zardzewiała stara karuzela , która z każdym obrotem wydawała z siebie nieprzyjemne skrzypnięcie. Nawet niebo wyglądało inaczej. Teraz było ciemne pokryte szarymi chmurami zwiastującymi nieszczęście. Chłopak nie wierzył w to co właśnie widział. Nie docierało do niego jak coś takiego może w ułamku sekundy kompletnie wyginąć … umrzeć.
- Na końcu drogi … nie ma dla ciebie nadziei. – Po tych słowach Fidia znów znalazł się na taborecie pośród ciemności , rozświetlając sobie mrok odrobiną światła z wyczerpującej się latarki…

*

Ból. Tak to na pewno odczuł na swoim lewym policzku , a do jego uszu po chwili dobiegł jakiś głos. Młodzik przetarł zaspane oczy i zaraz chwycił się za bolącą część ciała. Otóż obok łóżka stał Elektryk gotujący się na kolejne uderzenie. Nie miał zbyt dobrego wyrazu twarzy. Kiwał jedynie głową z dezaprobatą i po chwili rzekł.
- Masz jakieś dziesięć minut. Obudzić się nie chciałeś a wszyscy już są gotowi. – Oświadczył i skrzyżował ręce po czym jeszcze dodał. – Jak będziesz gotowy wyjdź na zewnątrz. – Po tym kiwnął mu jeszcze na pożegnanie głową i wyszedł. Fidia nieco zaaferowany i nadal przerażony swoim snem nie miał żadnej ochoty aby wstawać. Czuł jaki był spocony , prawdopodobnie rzucał się podczas snu. Mimo to jednak nie wyobrażał sobie podróży przez Limańsk przez porządnego wsparcia. To wywołało w nim impuls i natychmiast wstał z łóżka. Ku jego zdziwieniu nic oprócz policzka go nie bolało a przecież wtedy odczucia były jak najbardziej prawdziwe. Myśląc o tym po kolei nakładał na siebie świeże rzeczy oraz standardowy zielony kombinezon. Do tego dołożył jeszcze plecak w którym znajdowało się trochę antyradów , wódka , ubranie i jedzenie. Z nieco większej szafki tuż przy łóżku wyciągnął kolejne rzeczy. Najpierw przewiesił swoją maskę przeciwgazową przez ramię a następnie zapakował do podręcznej torby zamocowanej do pasa kilka zapasowych filtrów. Na koniec przewiesił przez ramię swego AK-74 i niemalże pędem wybiegł z bunkra. Zatrzymał się jeszcze tylko na chwilę przy procedurze dezynfekcji. Tam dostał nagłego napadu lęku.
Nigdy nie był w Limańsku a przecież tyle o tym słyszał , podobno działy się tam rzeczy o których normalni stalkerzy nie chcieli nawet wspominać.

W końcu znalazł się na zewnątrz i mógł odetchnąć niekoniecznie świeżym powietrzem jakie dawała zona. Jak się okazało nastała już noc , księżyc już oświetlał całą strefę nadając jej jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny klimat , który zwykłego człowieka wprawiłby co najmniej w przerażenie. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze dziwaczne odgłosy z oddali , strzały , krzyki , jęki. To wszystko składało się na jedną przygnębiającą nocną symfonię strefy. Chłopak w tymże momencie ujrzał przed sobą grupę około pięciu ludzi. Dwóch z nich miało na sobie ciężkie kombinezony typu „Bułat” w charakterystycznym dla nich szarym moro. Kolejna osoba , odziana była w konwersję normalnego pancerza stalkerów. Dodał do niego wzmocnioną kamizelkę oraz ochraniacze na łokcie i kolana zaś sam kombinezon został przyozdobiony Rosyjskim kamuflażem „Partizan”. Na głowie do tego miał zwykłą oliwkową chustę. Przedostatnia osoba wyróżniała się kombinezonem SEVA który miała na sobie , po za tym nie posiadała niczego szczególnego. Ostatnim stalkerem był nikt inny jak człowiek który wpuścił go kilka godzin temu do bunkra.

- Pozwól że każdego ci po kolei przedstawię. – Ozwał się Elektryk nagle wychodząc z nieco zacienionego kąta. Zaczął od końca. – Z tego co słyszałem Borysa już znasz , ten tutaj to Antonov , As to wasz snajper , Nikolai i Gruzin. Borys będzie waszym przewodnikiem więc chcę aby wrócił cały. W każdym razie powodzenia panowie. – Uśmiechnął się jeszcze i pozdrowił ich gestem ręki po czym bez większych ceregieli wszedł z powrotem do szczelnego i bezpiecznego bunkra. Na chwilę obecną zapadła swoista cisza. Chyba nikt tutaj nikogo nie znał , za wyjątkiem dwójki w Bułatach. Jednakże brodaty stalker o bardzo popularnym imieniu Borys w końcu odważył się coś powiedzieć.
- Dobra zrobimy tak. As idzie przy mnie z przodu , Antonov w środku , Młody…
- Fidia. – Przerwał mu zniesmaczony oraz nieco jeszcze zaspany chłopak.
- A tak , Fidia obserwujesz tyły , ostatnia dwójka osłania boki. Pytania ? Jasne że nie ma. Idziemy.

Grupa szybko uformowała wspomniany szyk. Powoli wyszli z ogrodzonego terenu wokół bunkra i kierowali się ku piaszczystej drodze na nie wielkim wzniesieniu. Szli przez gęste krzaki i co jakiś czas ich buty wpadały w błoto lub nie zaschłą jeszcze kałużę. Młodzik tak jak mu kazano cały czas szedł z tyłu oddziału i co jakiś czas oglądał się za siebie. W pewnym momencie minęli nawet starą wyniszczoną ciężarówkę z której zdarto już plandekę. Cała była skorodowana. Jakby tego było mało wszędzie na około walały się niebieskie lub zwykłe szare beczki , co gorsza na niektórych domalowano charakterystyczny znak przestrzegający przed radioaktywnością. Tuż obok pojazdu widoczne były też zawirowania powietrza , tak jakby obraz po drugiej stronie był zupełnie nie wyraźny. Było to dość interesujące , lecz niebezpieczne dla kogoś kto nie wiedział z czym tak właściwie ma do czynienia. Wszyscy zatrzymali się tutaj na moment. Ciężarówka znajdowała się blisko drogi co znaczyło iż pewnie z niej wypadła i znalazła się tutaj. Bóg jeden raczy wiedzieć co mogła wieźć do środka instytutu. Wszystkie snopy światła z ich latarek w tej chwili padały na wspomniany wrak. Na tle nocy i z anomalią u boku wyglądał niezbyt pokrzepiająco.

- Wiecie jak tak patrzę na anomalię to mi się przypomina taka pewna krótka historia zasłyszana w Barze. – Zaczął mówić jakby szeptem Nikolai.
- Niby o czym ? – Spytał Antonov sprawdzając licznikiem Geigera czy aby na pewno nic im w tym momencie nie zagraża.
- Wiecie był podobno taki gościu Wasili chciał bardzo zostać pilotem. – Zaczął Nikolai.
- Co dalej ? – Ponaglił go As rozglądając się czujnie niczym prawdziwy zawodowy myśliwy tropiący swoją ofiarę.
- Wlazł w Wir.
- I ?
- Spełniły się jego marzenia , w końcu poleciał. – Po słowach kompana wszyscy cicho się zaśmiali i nawet drżącemu się Fidi uśmiech wpłynął na twarz. Dłużej już nie czekali i ruszyli dalej. Poczęli zaraz wchodzić na górę. Całe szczęście droga nie była tak stroma jak można by się tego spodziewać i po niecałych kilku minutach już znaleźli się na górze. Gdy chłopak dostrzegł gdzie stoją żołądek podszedł mu do gardła. Właśnie przed nimi niecałe sto metrów dalej widniała brama do obiektu którego nazywano mianem Instytutu Jantar. Nawet stojąc tutaj młodzik wyczuwał swoisty odór śmierci , zgnilizny oraz krwi. Wszystko to mąciło w głowie i napawało chyba każdego tutaj z obecnych trwogą. Kontury budynków prezentowały się w świetle księżyca jeszcze gorzej niż przedtem. Teraz aż bił z nich strach którym zarażały każdego wchodzącego na ten teren nieszczęśnika. Antonov w tym momencie niezwykle cicho rozmawiał z ich przewodnikiem a pozostali ich ubezpieczali. Fidia był święcie przekonany iż wejście do środka tego piekła może oznaczać tylko podróż w jedną stronę.

- Od tej chwili ma być kompletna cisza. Strzelacie tylko jak będzie to konieczne. Jak się zrobi burdel biegnijcie w stronę Limańska. Jak pójdzie dobrze przejdziemy spokojnie i nic nikomu się nie stanie. Idziemy. – Borys tym razem się zmienił. Mówił twardo i zdecydowanie. Młodzik w ogóle mu się nie dziwił , przecież i on nie chciał skończyć w gębie jakiegoś mutanta lub w jego pazurach. Cóż uroku zony która próbuje wycisnąć z ciebie życie na każdym kroku.
Ruszyli. Poruszali się cicho i wszyscy wyłączyli latarki prócz Borysa który teraz ich prowadził. Wszyscy trzymali broń w pogotowiu mając ją przyciśniętą do ramion. Zbliżyli się do wysokiego betonowego płotu przez który został przewieszony trup jakiegoś stalkera w tandetnym własnoręcznie zrobionym kombinezonie. Był przebity na wylot zwykłym stalowym kijem. Zaschła krew widniała na całej rozciągłości płotu , ponieważ jak jeszcze zauważyli biedakowi brakowało jednej ręki. Nawet szybki od jego maski przeciwgazowej którą miał na sobie były popękane i umorusane mieszaniną krwi oraz błota. Wyglądało to jeszcze gorzej gdy przewodnik oświetlił swoją latarką owe zjawisko. Fidia przełknął ślinę która zdawała się być teraz jak kamień przechodzący przez jego gardło. Widział już wiele rzeczy podczas pobytu w zonie , lecz to miejsce miało niezwykłą specyfikę i nawet coś takiego weteranów potrafiło napawać prawdziwym lękiem. Wszyscy aż za dobrze zrozumieli ową aluzję.

*

Całkowita ciemność nadal spowijała całą czarnobylską strefę zamkniętą. Jedynie co jakiś czas ciszę rozdzierały przeróżne odgłosy dochodzące z oddali. Raz mógł być to krzyk a drugi okazywał się być hukiem wystrzału , zakradło się nawet przerażające wycie i ujadanie którego Fidia nie wiedzieć czemu niezwykle szczególnie się bał. Strach wzmagało również poczucie tego dokąd właśnie zmierza. Ośrodek rzeczywiście wyglądał teraz jeszcze gorzej. Tam gdzie powinny być szyby były jedynie resztki tłuczonego szkła i wyraźne ślady po dawnej strzelaninie. Chłopak nie miał wątpliwości co do tego ile to miejsce już przeżyło. Co gorsza nie mogli mieć włączonych latarek , nie miał zamiaru pytać się dlaczego ponieważ mogłoby być to jego ostatnie pytanie w życiu. Oddychał ciężko i od czasu do czasu spoglądał za siebie stukając palcami po swoim AK. Między drzewami mógł również dostrzec wyraźny zarys księżyca którego czasami przesłaniały sunące się po niebie ciężkie czarne chmury. Im bliżej byli samego wejścia do sporego instytutu tym bardziej odczuwalny był zapach śmierci , którego nie potrafił do końca zdefiniować. Do tego dołączały jeszcze okropne kontury drzew które teraz gdzieniegdzie przypominały potwory czekające na ich moment nie uwagi. Tak atmosfera tutaj była zdecydowanie ciężka i przytłaczająca.

W pewnym momencie cała grupa przystanęła. Borys jedynie na moment zapalił latarkę i skierował ją w prawą stronę. Jak się okazało stało tutaj kilka starych i mocno skorodowanych ciężarówek , które były niemalże identyczne jak ta którą minęli niedaleko bunkra naukowców , z tą różnicą iż tutaj każda nich miała na swojej pace kilka beczek oraz starannie zapieczętowanych skrzyń. W szoferkach można było dostrzec różne rzeczy jak plastikowe kubki , gazety , zwinięte koce oraz śmieci. W jednej nawet stojącej przy jeszcze większym wzniesieni na którą zleciało sporej wielkości drzewo w oknie można było dostrzec zwłoki jakiegoś mężczyzny. Były w zaawansowanym stanie rozkładu , chociaż Fidia dałby głowę iż te puste czarne oczodoły wpatrywały się dokładnie w niego. Cóż pewnie nie był odosobniony w swoim przekonaniu. Gdy tylko Antonov spróbował podejść bliżej skupiska wozów jego licznik Geigera dosłownie zwariował. Cokolwiek wiozły te ciężarówki nie mogło to być nic dobrego. Fidia jeszcze raz obrzucił pojazdy wzrokiem i natychmiast wrócił do obserwowania terenu. Wiedział że za chwilę przejdą przez bramę i znajdą się w miejscu z którego wracali tylko szczęśliwcy. Do tego gdzieś niedaleko rozległ się krzyk. Był pełen rozpaczy zupełnie jakby ktoś mówił „Pomocy !” , kilka strzałów , kolejny wrzask i znów nastała głucha cisza którą niczym noże cięły odgłosy kroków całej grupy. Młody stalker nigdy nie był w stanie przyzwyczaić się do takich zjawisk chociaż weterani ku jego zdziwieniu nawet się z tego śmiali debatując niekiedy nad tym co dorwało owego nieszczęśnika w oddali.

Minęła niezwykle długo ciągnąca się minuta aż grupa stanęła przed całkowicie otwartą bramą którą blokowały jedynie worki z piaskiem. Chłopak zdecydowanie nie spodziewał się takiego widoku. Otóż dokładnie przed nimi leżało mnóstwo ciał. Wszystkie były porozrywane i poranione w niezwykle brutalny i bestialski sposób. To na pewno nie mogło być dzieło człowieka. Fidia zaczynał się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobił ruszając z nimi. Były to głównie ciała stalkerów , kotów , zawodowców , tropicieli i wielu innych. Czasami widziało się również zmaltretowane trupy żołnierzy które były wyraźnie świeższe od pozostałych. Jak obstawiał musieli prawdopodobnie być do wojacy którzy mieli wykonać czystkę mutantów na tym terenie. Z tego co zauważył akcja nie potoczyła się raczej tak jak mogli się tego spodziewać. Całkowita cisza , jak któryś się odezwie osobiście go zastrzelę. - Uprzedził mówiąc szeptem przewodnik. Chłopak aż za dobrze wiedział że nie żartuje. W tymże momencie również Borys jako pierwszy przeszedł przez bramę.

Wszyscy przechodzili po kolei , ostatni był właśnie Fidia. Nerwowo rozglądał się w każdą możliwą stronę. Z szczególną uwagą skupiał się na oknach doszukując się tam postaci dybiących na jego życie. Jak się okazało ośrodek był rzeczywiście ogromny. Zaraz po jego lewej stronie stał mocno zniszczony i zdewastowany betonowy budynek pokryty dziurawym dachem z zwykłej tandetnej blachy. Przez nie wielkie okna mógł ledwo dostrzec zarysy wozów i jak podejrzewał cysterny. Było to prawdopodobnie miejsce w którym towary z ciężarówek były wyładowywane i transportowane do głównego budynku znajdującego się niecałe sto metrów przed nimi. Jego rozmiar był imponujący ponieważ ciągnął się niezwykle daleko , mimo iż znajdowały się tam głównie pomieszczenia biurowe. Jak pamiętał wszystkie laboratoria i ośrodki znajdowały się w podziemiach do których oni dzięki Bogu nie będą musieli stępować. Po prawej z kolei zostały usytuowane głównie kontenery oraz wszelkie inne rzeczy takie jak skrzynki czy beczki , z czego większość z nich miała na sobie zdecydowanie przegnitą i wysłużoną siatkę maskującą. W oddali nawet gdzieś na końcu owego kompleksu majaczyły sylwetki sporych dźwigów samochodowych które za pewne miały pomagać w wyładowywaniu lub ładowaniu wszelkiego sprzętu z powrotem na wozy.
Fidia wiedział mimo wszystko że gdzieś tutaj pośród tego wyludnionego miejsca czai się śmierć w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Szli bardzo powoli i każdy z nich rozglądał się na boki , od głównego budynku dzieliło ich już może tylko zaledwie trzydzieści metrów. Chłopak widział w mniejszych odnogach głównej betonowej drogi postacie patrzące się wprost na nich i wydające przy tym bulgotliwe i okropne dźwięki. Nie miał wątpliwości kim były te żałosne w swej istocie już wraki ludzi. Nagle jednakże tuż przed bramą na nie wielki plac tuż obok głównego budynku grupa przystanęła. Borys zakaszlał i szepnął coś po cichu do Antonova który to zapalił latarkę pod swoim karabinem i skierował jej snop światła prosto na owe wejście.

Ku ich zdziwieniu i Fidi którego w tym momencie zamurowało przed nimi tuż przy ciele kolejnego Ukraińskiego żołnierza klęczała dość spora zgarbiona postać. Miała skórę czarną niczym słoma z obrzydliwymi włosami rosnącymi rzadko na całym ciele. Zdobiły go jeszcze gdzieniegdzie czarno szare plamy z wieloma krostami z których wyciekała odpychająca ropa. Lecz największy lęk budziły ręce stwora. Były one chude i długie zakończone trzema sporymi palcami z ogromnymi zakrwawionymi pazurami. Mało tego z brzucha mutanta wyrastały kolejne również czarne ramiona tyle że tym razem ludzkie które wydobywały z truchła mięso. Za ich pomocą monstrum wkładało do paszczy to co zdołało wydobyć z rozerwanego ciała ofiary. Co ciekawe mutant był pozbawiony dolnej części szczęki przez co jego język bezwładnie zwisał tuż przy gardle , a jedzenie było połykane w całości.

- Zgaś to k*rwa mać ! - Warknął niezwykle cicho As cudem otrząsając się z swoistego stanu. Antonov szybko drżącymi dłońmi wyłączył latarkę i zakrył dłonią usta by nie zrobić czegoś głupiego albo nie krzyknąć. Fidia zaczynał rozumieć iż znaleźli się w nie lada tarapatach i muszę teraz zdecydowanie przyśpieszyć tempa.
- Wszyscy wali tam na trzy. Raz , dwa , TRZY ! - Krzyknął przewodnik i jako pierwszy wypalił porządną
serię z swego AK w kierunku miejsca gdzie miał znajdować się mutant. Wszyscy poszli za jego śladem i nie wahali się wystrzelać całych magazynków. Łuski przez dobre kilkanaście sekund spadały z łoskotem i brzęczeniem na ziemię , a pociski niczym roje os przecinały powietrze godząc ciemność przed nimi. Chłopak również nie żałował i wkrótce po ucichnięciu strzałów szybko wyrzucił pusty magazynek i począł nieco pokracznie rozpinać ładownicę z kolejnym magazynkiem do swojego AK 74. Gdy strzelał ogarniało go dziwne uczucie furii i nienawiści , aż tak bardzo pragnął śmierci tego stwora. Lecz przecież nie jest on winien temu czym się stał ? Nie to nie czas na rozważania moralne , dobry wróg do martwy wróg rzekł w myślach i skupił się na oglądaniu miejsca do którego strzelali. Z początku nie było widać zupełnie nic aż do momentu w którym to znów światło latarki padło w bramę. Jak się okazało ciało żołnierza wyglądało jeszcze gorzej niż przedtem ponieważ pociski głównie kalibru 7.62 zrobiły z truchła najprawdziwsze sito. Nie to było jednak najgorsze. Otóż tam gdzie powinien leżeć martwy mutant nie było nic , zupełnie nic a jedynie kłębiąca się przy ziemi czarna mgiełka. Księżyc w tym momencie wychylił się całkowicie zza chmur przez co wszystko w strefie stało się nieco bardziej widoczne.

- Gdzie to jest ?! - Warknął rozzłoszczony Gruzin i wyszedł przed grupę by zaraz zbliżyć się do trupa żołnierza. Odwrócił się w końcu do nich i jedynie wzruszył ramionami. Lecz Fidia dostrzegł wtenczas iż za plecami Gruzina bardzo szybko zgromadziła się czarna mgiełka. Jeszcze szybciej zaczęła przybierać kształty aż ku zaskoczeniu wszystkich zmaterializowało się w potwora. Każdy prócz Gruzina stał z rozdziawioną gębą , mało tego nikt nie był się w stanie w ogóle poruszyć. Chłopak nigdy w życiu o czymś takim nie słyszał toteż mimo tego co właśnie ujrzał nie mógł po prostu uwierzyć.Co ?! Zesrałem się czy jak ?! - Pytał rozzłoszczony Gruzin patrząc na grupę i będąc nieświadomym tego co znajdowało się za nim. Potwór był nie wiele większy od niego , lecz długie ręce zakończone ostrymi pazurami robiły już okropne wrażenie. Mutant niespodziewanie wydał z siebie bulgot pomieszany z charczeniem i jedną ręką dosłownie przebił pancerz i ciało Gruzina. Krew szybko obryzgała podłoże i buty stalkerów wraz z kawałkami pancerza. Ranny stalker nie wydał z siebie nawet jednego dźwięku , jedynie jego twarz wyrażała zdziwienie i szok. Chłopak szybko rozczytał jej wyraz. Gruzin nie chciał umierać , nie w taki sposób nie w bólach i męczarniach.
Potwór w tym czasie nagle rozpłynął się w ową czarną mgiełkę a bezwładny stalker po prostu spadł na pobliskie stare opony , szukając wzrokiem ratunku u swoich towarzyszy. W tej chwili byli dla niego prawdziwymi wybawcami którzy byli tak blisko a zarazem tak daleko.

- To Cień ! Cholera myślałem że to zwykła gadanina ! - Mówił zlękniony Borys.
- Jaka znowu gadanina ?! Wiedziałeś o tym ?! - W tym momencie głos zabrał równie przerażony co każdy z nich Fidia. Przewodnik nie odpowiedział a jedynie począł bredzić.
Ruszajmy za nim to coś z... - As zaczął mówić jednakże ponownie mutant wyjawił się z ciemności i tym razem chwycił pazurami nieszczęśnika i z zawrotną prędkością zniknął wraz z nim w ciemnościach. Gdy Antonov od razu skierował tam latarkę , nie dostrzegli nic innego prócz jednej skorodowanej niebieskiej beczki i poruszającej się na wietrze starej bardzo mocno zniszczonej gazety. Nikolai jako jedyny zachował w miarę trzeźwy umysł i podchodząc do Borysa wyrwał z jego ręki PDA. Chłopak ledwo otrząsnął się po pierwszym ataku mutanta a co dopiero drugim. Wiedział
już przynajmniej jak błyskawicznie działa to monstrum.
- Nie możemy dłużej zwlekać ! Jazda ! - Krzyknął Nikolai i popędził prosto przez bramę. Antonov i Fidia nie mieli zamiaru tu dłużej zostawać więc ruszyli za nim , a mamroczącego do siebie Przewodnika zostawili pośród ciemności z jedną ledwo działającą latarką. Chłopak odczuwał niesamowity uścisk w gardle. Ledwo był w stanie oddychać jednakże w tym całym wielkim szaleństwie popędzał go niesamowity wręcz strach. Po kilku sekundach biegu skręcili w nie wielką uliczkę i ruszyli prosto. Musieli przejść jeszcze jedynie przez piętrowy budynek biurowy , niestety Fidia o tym nie wiedział ponieważ PDA dzierżył w tej chwili Nikolai. Po drodze usłyszeli jedynie wrzask albo być może nawet paniczny śmiech przypominający głos Borysa , który w tej chwili wydawał się być głosem zwierzęcia podstawionego przed ścianą i otoczonym przez myśliwych. Mutant działał mechanicznie i bez chwili wytchnienia , po zamordowaniu ofiary zaraz starał się dopaść kolejną. Zabójca idealny rzekł w myślach Chłopak i przez to nie zauważył wystającego z betonowej drogi brązowawego od rdzy pręta. Odczuł jedynie niesamowity ból w kostce i natychmiast poleciał jak długi przed siebie boleśnie uderzając szczęką o podłoże. Jego karabin spadł nieco dalej.

Przez chwilę był całkowicie otumaniony więc nie zauważył nawet iż jego towarzysze po prostu go porzucili i pobiegli dalej. Jednakże po chwili daleko za sobą po odzyskaniu zmysłów znów usłyszał charakterystyczne gardłowe rzężenie i bulgot. Chciał wstać lecz póki co kostka po bliskim kontakcie z prętem nie pozwalała mu na to. Leżał teraz na gołej drodze będąc idealnym nieruchomym celem dla nocnego mordercy. Domyślił się również bardzo szybko dlaczego tamta dwójka go pozostawiła. Podczas gdy mutant będzie zajęty Fidią tamci będą mogli już wyjść z całego kompleksu. Nie miał się jednak czemu dziwić , zona w tak ekstremalnych sytuacjach budziła w każdym człowieku zasadę która obejmowała cały jego tok myślowy. PRZETRWAĆ to słowo nabierało tutaj zupełnie nowego znaczenia.

Właśnie dzięki temu dostrzegł coś co mogło mu teraz uratować życie. Otóż niecałe kilka metrów od niego leżały równo ustawione na sobie palety przy których znajdował się jeszcze nie działający wózek widłowy. To właśnie pod owymi paletami było wystarczająco dużo miejsca by mógł się tam schować. Nie myśląc dalej zbyt wiele począł się turlać w tamtą stronę podczas gdy odpychające odgłosy i kroki były coraz bliżej. Nie miał nawet czasu wziąć swojego karabinu lecz nawet z nim nie dawał sobie większych szans na przeżycie starcia z tym potworem. W końcu jednak znalazł się w swej upragnionej kryjówce. Kolejne sekundy zleciały bardzo szybko a mutanta nigdzie nie było. Jedynie przez chwilę zrobiło się strasznie ciemno , ale jedynie przez moment. Fidia podejrzewał cóż to takiego mogło być ale nie miał jeszcze zamiaru opuszczać swojej jak na razie bezpiecznej kryjówki. Sprawdziły się jego obawy i wkrótce do jego uszu doszły kolejne przeszywające całe jego ciało krzyki dwójki ludzi rozrywanych w tej chwili przez wygłodniałą i zdziczałą bestię. Lecz to dzięki ich śmierci będzie mógł ruszyć dalej , teraz mutant zajmie się jedzeniem. Nie przeczuwał nigdy wcześniej iż tak będzie się żarliwie cieszyć z czyjejś śmierci...

*

Nie miał bladego pojęcia ile czasu już przeleżał w tym miejscu. Bał się nawet otworzyć PDA by sprawdzić która może być godzina , lecz obstawiał iż prawdopodobnie jest już 1 w nocy. Długo już nie słyszał odgłosów mutanta , tak więc sądził że potwór po obfitym jedzeniu już udał się na spoczynek. To była jego szansa by ujść stąd z życiem jednak teraz musiał jeszcze przemóc strach który dosłownie paraliżował całe jego ciało. Nadal jednakże jego uszy drażniły inne przerażające odgłosy dochodzące z każdego możliwego zakątka zony. W myślach zaczął odliczać do dziesięciu by móc wreszcie wypełznąć spod drewnianych palet , na starą i popękaną betonową drogę. Gdy wreszcie w jego myślach zawitała liczba dziesięć , chłopak bez namysłu wyturlał się spod palet. Odczuł teraz wyraźnie jak zimny wiatr znów muska jego twarz jak i wywołuje niesamowity przeciąg w okolicznych budynkach pozorując tym samym prawdziwy jazgot , niczym śpiew zmarłych. Rozejrzał się lecz jedyne co dostrzegł to krwawe i już zaschnięte ślady bestii na drodze. Jednakże zaraz po tym nie zważając na nic przykucnął i podszedł do swojego AK by zaraz potem już trzymać go w swoich rękach. Dobrze przecież wiedział iż w zonie nawet bez zwykłego durnego pistoletu nie przetrwa się dnia , koniec końców zawsze trzeba mieć kulę dla siebie. Karabin w rękach dał mu swego rodzaju złudne poczucie bezpieczeństwa co rzecz jasna było tylko zwykłą iluzją którą podtrzymywał się na duchu. Z wolna wstał i jak najciszej począł iść prosto do ostatniego zrujnowanego budynku biurowego za którym znajdowała się prosta droga do Limańska.

Wzrok miał rozbiegany i każdy cień pozornie przypominający mutanta już ożywiał wszystkie jego zmysły. Za sobą w dalszych częściach zabudowań słyszał pojękiwania i bełkot zombie które również sprawiały iż każdemu normalnemu stalkerowi włos jeżył się na głowie. Nie było się czemu dziwić te chodzące ludzkie wraki były czystą demonstracją zony która dawała im do zrozumienia jak łatwo może ich pochłonąć. Fidia miał teraz jednak inne zmartwienia , był przecież coraz bliżej owego budynku. Przy wejściu a dokładniej na małym parkingu przy samej budowli stały trzy samochody osobowe. Jeden z nich był biały przez niezwykle wyraźnie można było dostrzec na nim rdzę. W środku na tylnym siedzeniu znajdowało się kilka kartonów , z czego w każdym z nich było mnóstwo najróżniejszych papierzysk. Kolejny był nieco mniejszy w kolorze czerwieni. Miał spore wgniecenie na dachu a jedna z jego opon była przebita w kilku miejscach. Ostatni pomalowany na brązowo został pozbawiony drzwi a w kabinie kierowcy znajdował się trup leżący na wpół na krześle i pół poza samym samochodem. Ciało było już niezwykle stare z względu na bardzo poważny stan rozkładu , lecz z całą pewnością nie był to żaden stalker. Można to było poznać po resztkach jego ubioru. Miał na sobie zwykłe dżinsy i mocno już zniszczoną niegdyś białą koszulę. Jak sądził chłopak prawdopodobnie był to jeden z pracowników instytutu. Nadal w swej zaciśniętej martwej dłoni dzierżył otwartą teczkę z której był jeden zwykły skórzany portfel oraz jedna zwykła gazeta którą teraz wiatr zaczynał powoli unosić w powietrze. Niestety nie mógł dłużej na to spoglądać ponieważ po chwili już znalazł się przed wejściem do biurowca.

Budynek podobnie jak reszta zbudowany został z betonu. Na ścianach można było dostrzec równe rzędy okien w różnym stanie , za nimi samymi była jednak tylko nieprzenikniona ciemność. Posiadał on cztery piętra i najprawdopodobniej piwnicę w której składowano różne rzeczy , on nie chciał nawet wiedzieć jakie. Do tego główne drzwi były przeszklone ale z samego szkła już niestety nie wiele zostało a do nich samych prowadziły jeszcze dwa stopnie zwykłych spękanych schodków. Zaraz za drzwiami gdy Fidia uruchomił latarkę dostrzegł sporą i długą drewnianą ladę , to tam za pewne znajdowała się recepcja. Gdy chciał przekroczyć próg budynku jego licznik dał o sobie znać , co świadczyło o zbyt wysokim poziomie promieniowania. Powoli zaczynał podejrzewać co też mogło się znajdować w piwnicach. Tak więc szybko otworzył swoją podręczną torbę , nieco trzęsącymi się dłońmi sprawdził filtry i nie myśląc wiele więcej nałożył na głowę typową i dość przestarzałą maskę „Słoń”. Od razu odczuł różnicę w wdychanym powietrzu , niestety maska miała swoje wady. Przy gwałtownym oddychaniu szkiełka zaczynały parować a cała oliwkowa maska zmniejszała znacząco pole widzenia. Cóż lepsze to niż bolesna śmierć od zabójczego promieniowania , nie chciał przecież pod koniec życia wypluwać swoich wnętrzności. Będąc gotowym przeszedł przez drzwi przy okazji butami wdeptując w zbite szkło. Jak się okazało pod ścianami stało po kilka krzeseł które za pewne były przeznaczone dla klientów instytutu jeśli w ogóle tak to można ująć. Dodatkowo na wcześniej wspomnianej ladzie z licznymi śladami po sporych pazurach , stała stara maszyna do pisania a za samym dużym meblem ustawiono sporą szafę na akta którym też nie brakowało. Podłogę wyłożono zwykłym linoleum łudzącą przypominającym drewno , które jednakże teraz odchodziło już od podłoża. Sam nastrój budowały też tak zwykłe rzeczy jak porozrzucane czasopisma czy jednorazowe kubki , wyglądało to zupełnie tak jakby wszyscy ludzie z budynku zniknęli dosłownie w tym samym momencie.

Idąc dalej i znajdując się na środku recepcji zauważył również kolejne niebieskie drzwi zaraz przy ladzie na których wyraźnie napisano : „Dział do spraw sporządzania Raportów”. Jak wskazywało PDA musiał przez nie jednak przejść. Począł z wolna podchodzić i nadal oświetlając sobie drogę latarką otworzył niebieskie drzwi która z względu na swój wiek wypadły nagle z zawiasów i z hukiem uderzyły o ziemię pełną kolejnych papierów i niezwykle licznych dokumentów. Jego serce od razu przyśpieszyło podobnie jak oddech. Zamarł z strachu i czekał tak dobre kilka minut w głuchej niepewności. Nie słyszał jednak nic więcej prócz zwykłego przewiewu wiatru. Nogi miał mimo to jak z waty , wiedział że i nawet w takiej ciszy może czaić się niezwykłe bezgłośne niebezpieczeństwo. Musiał jednak iść dalej przed siebie aby jak najszybciej opuścić to okropne miejsce. Pozbierał swoje myśli do kupy uspokoił się i znów ruszył długim korytarzem przed siebie. Tutaj podłoga była zrobiona z najprostszego już mocno wysłużonego drewna , zaś ściany pomalowano na jasny odcień brązu. Do tego regularnie co kilka metrów znajdowało się wejście do pokoi w których znajdowało się kilka biurek z kolejnymi tonami dokumentów i śmieci. Tutaj nie było nic wartościowego. Mimo to mijając je czuł czyjąś obecność na pewno nie wrogą jednak budzącą jego zmysły. Miał wrażenie iż pracownicy nadal siedzą na swoich miejscach i wlepiają w niego swój wzrok chociaż rzecz jasna ich tam nie było. Musiał znaleźć tylne wyjście z opustoszałego budynku w którym dłuższe przebywanie na pewno nie było wskazane dla osoby chcącej zachować swoje życie.

Tak więc dalej dzielnie poruszał się na przód na przekór wszelkim przeciwnością jakie go dzisiaj spotkały. Wkrótce dotarł do końca korytarza i zobaczył ledwo trzymający się na zdewastowanej ścianie znak wskazujący kierunek w którym należało się udać by znaleźć wyjście ewakuacyjne. Fida skręcił w lewo i poruszał się w takim samym tempie kolejnym korytarzem łudząco podobnym do tego którym szedł kilka sekund temu. Po prawej stronie miał jedynie ścianę z licznymi ogłoszeniami dla pracowników oraz propagandowymi plakatami charakterystycznymi dla postsowieckiego bloku komunistycznego. Nienawidził tego systemu jak prawie każdy młody człowiek tak więc odwrócił wzrok i spojrzał na lewą stronę. Tutaj z kolei znajdowały się kolejne pięć drzwi. Różniły się tym iż były cięższe i zrobione z twardszego materiału które nie był w stanie zidentyfikować. Kolejną rzeczą było to iż drzwi były rozsuwane a nie zamykane jak wszystkie inne które do tej pory spotkał. Idąc tak nie zauważył jednakże iż jedna z lamp jarzeniowych znajdujących się na suficie jest obluzowana. Nie trzeba było długo czekać , nieszczęście sprawiło iż lampa w końcu nie wytrzymała i pchana swoją starością spadła z niewyobrażalnym hukiem na podłogę zabrudzoną kurzem i śmieciami. Chłopakiem wstrząsnęło gdyż przedmiot wylądował tuż przed nim a on sam z strachu i stresu nie zważając na nic pociągnął za spust marnując przy tym około dziesięciu naboi. Dźwięk karabinu i uderzającej lampy sprowadził się do niezwykłej kakofonii która była by w stanie obudzić każdego w promieniu całego kompleksu. Zaraz po tym nastała krótka chwila ciszy. Fidia czuł jak jego serce wali zupełnie tak jakby chciało wyskoczyć z jego piersi i uciec pozostawiając go na pewną śmierć. Próbował złapać oddech chociaż przychodziło mu to z ogromną trudnością. Na reakcję czegoś złowrogiego nie trzeba było specjalnie długo czekać.

Toteż niecałą minutę później gdzieś z górnych kondygnacji zdezelowanego budynku rozległ się ryk połączony z charakterystycznym tylko dla jednego mu znanego mutanta , bulgotaniem. W tym momencie włosy na głowie stalkera zjeżyły się a szkiełka maski przeciwgazowej zaczęły parować. Ryki poprzedzały coraz to bliższe dudnienia. Potwór był coraz bliżej. Roztrzęsiony chłopak rzucił się do jednych z rozsuwanych drzwi , lecz nie ani drgnęły. Wszystkie były przeżarte rdzą i ani myślały ruszyć się z miejsca. Jednakże ludzki organizm w tak ekstremalnych sytuacjach jak zagrożenie życia jest zdolny to heroicznych wręcz czynów. Wrota z niezwykłym piskiem poczęły się przesuwać w lewą stronę aż wkrótce znalazł się w nich na tyle wielki utwór by Fidia mógł przez niego przejść. Ryk z pierwszego piętra niezwykle go zmotywował i natychmiast spróbował przejść przez nie wielką szparę.

Najpierw przełożył rękę , następnie nogę … i tutaj szczęście go opuściło. Zapomniał zdjąć plecaka co zaowocowało zaklinowaniem się biedaka w przejściu zdobytym niezwykłymi pokładami energii. Przeklnął siarczyście i szarpnął się w stronę drugiego pomieszczenia. Nic zupełny brak reakcji. Odczuł jak powietrze wokół niego gęstnieje a odgłosy mutanta ucichły za wyjątkiem kroków , które już znajdowały się na tym korytarzu. Nie mógł go dostrzec ale wiedział że jest blisko co powodowało jeszcze większy przypływ rozpaczy. Łzy same cisnęły mu się do oczu ale duma nie pozwalała , nawet w obliczu śmierci na takie zachowanie. W tym momencie szarpiąc się w każdą możliwą stronę w jego głowie zaświtał promyk nadziei. Zagryzł usta i dobył z kabury swojego zużytego PM-a. Miał tylko 6 pocisków w magazynku , a linki od plecaka liczyły sobie 2 sztuki. Tupanie nasiliło się. Dwadzieścia metrów nie więcej , rzekł w myślach i strzelił naciskając oporny spust. Pierwsza kula odbiła się od drzwi i rykoszetowała w drugim pomieszczeniu. Przełknął ślinę i strzelił kolejne dwa razy , podczas gdy kroki gwałtownie przyśpieszyły. Jeden z pocisków przebił linkę ale to nie był wcale koniec jego udręki. Nie zamierzał czekać na swoje przeznaczenie i oddał strzał który tym razem o mało nie trafił w jego głowę. W istocie lepsze to niż śmierć poprzez rozerwanie czy pożarcie. Po tym rozległ się huk ostatniego wystrzału i … nic nie trafił.

W tymże momencie tracąc nadziej rzucił pistoletem w czerń i chwytając jedną z wolnych rąk za swojego AK począł strzelać w stronę korytarza ledwie trzymając broń. Stwór zawył ale bynajmniej nie z bólu a z radości. Chłopak odczuł jak potężne i obrzydliwe zarazem łapy zaciskają się na jego ramionach i rzucają nim o ścianę korytarza. Siłą uderzenia była na tyle potężna iż prawie całe powietrze uleciało z jego ust. Dysząc tak i sycząc stalker przyklęknął. W głowie miał pustkę , nie myślał już zupełnie o niczym. Teraz wiedział jak czują się skazańcy wysłani na pewną śmierć do obozów lub gdy stawia się ich pod ścianą. Na owe refleksje potwór nie pozostawił mu więcej czasu ponieważ od razu jedna z łap chwyciła go za kark i podniosła do góry podczas gdy druga szykowała się do śmiertelnego sztychu ostrymi niczym brzytwa pazurami , które na pewno przebiły by jego kamizelkę oraz ciało a następnie płuca i najprawdopodobniej serce. Fidia z początku próbował uwolnić się z morderczego uścisku lecz na próżno , od końca dzieliły go już tylko sekundy. I tutaj znów dostał natchnienia. Jedna jego dłoń z niesamowitą szybkością pofrunęła do bagnetu przymocowanego na pasie kamizelki taktycznej tuż przy barku. Standardowy bagnet do automatów Kałasznikowa z całą pewnością wystarczał do tego co miał właśnie zamiar zrobić. Gdy już wyczuł pod skórą ręki rękojeść broni dobył jej i niemalże w przeciągu ułamków sekund skierował ostrze w szyje mutanta. Bagnet trafił idealnie zatapiając się w miękkiej skórze przy okazji plamiąc rękawy stalkera czarną śmierdzącą krwią. Teraz potwór zawył niczym ranione dzikie zwierze i z całej siły uderzył chłopakiem o podłogę.

Jego szczęście że większość uderzenia przyjął na siebie ledwo trzymający się na nim plecak z jedzeniem. Chociaż i tutaj boleśnie uderzył tyłem głowy o drewnianą podłogę , a przynajmniej na tyle mocno iż przed oczami był w stanie dostrzec czerwone plamy zasłaniające mu prawie cały widok. Mutant w tym czasie szalał z bólu naprzeciw niego rzucając się od ściany do ściany i drapiąc je przy okazji zostawiając na nich paskudne ślady. Fidia wiedział że musi go zabić , gdy zacznie uciekać monstrum i tak go dorwie. Tak więc używając resztek siły podniósł się i rzucił na stwora. Ten zdezorientowany poddał się szarzy chłopaka i po prostu padł na podłogę machając łapami na boki. W tym czasie stalker korzystając z swojej furii dźgał mutanta gdzie tylko się dało , chociaż chciał skupić się głównie na twarzy. Czuł z jaką łatwością ostrze przebija jego skórę i coraz to więcej stróżek krwi widnieje na podłodze dając świadectwo agonii potwora. Fidia zaczynał odczuwać w sobie przypływ siły i przede wszystkim radosnej nadziei oraz szansy na przeżycie która była już tylko na wyciągnięcie ręki.

Nagle monstrum po prostu zniknęło pozostawiając po sobie charakterystyczny czarny dym. Zszokowany chłopak przez dobrą chwilę dźgał podłogę , podczas gdy mutant zdążył się zmaterializować przed nim i uderzyć go tak by odleciał do tyłu o dobre trzy metry. Od połamania żeber uratowała go tylko kewlarowa płyta znajdująca się w kamizelce. Z samej płyty w środku zostały już tylko żałosne resztki. Stalker zawył i spojrzał na gotującego się do szarży potwora. Kątem okaz dostrzegł też leżące przy nim AK. Obydwoje spoglądali teraz na siebie czekając w niepewności który zacznie krwawą walkę która z całą pewnością skończy się śmiercią jednego z nich. Zaczął Fidia obracając się na brzuch i gwałtownie szarpiąc za parciany pasek od karabinu. Dosłownie w tym samym momencie ruszył stwór bulgocząc i charcząc , gdy też z jego ran w gwałtownym tempie uciekała odrażająca krew. Chłopak odwrócił się równie błyskawicznie i nie zamierzając celować oddał strzał gdy to potwór znajdował się dwa metry od niego. Pocisk pomknął wprost ku czaszce mutanta która to eksplodowała i zamieniła się w nic innego jak zwykłą miazgę zaś samo ciało runęło tuż obok stalkera. Fidia … on przeżył podczas gdy sądził iż już znajduje się na granicy zawału.

Rozdział V:

Zło Nie Śpi

Jeszcze godzinę temu ten młody chłopak który rok temu znalazł się w zonie przez swoje finansowe problemy uciekał przed jednym z najgroźniejszych monstrów strefy a teraz znajdował się na krawędzi jednego z najmniej przyjaznych miejsc w zonie. Zupełnie tak jakby te przyjazne rzeczywiście istniały. I rzeczywiście w tej chwili powoli bez plecaka szedł mocno popękaną drogą wzrokiem wodząc bo każdym mijanym budynku. Dosłownie minutę temu przekroczył granicę Limańska i teraz sam bez przewodnika musiał dojść do bezpiecznego obozowiska które było … gdzie no właśnie gdzie. Czuł jak było mu coraz zimniej. Zapomniał wcześniej kupić solidny sweter a zimna jesienna pogoda wcale mu nie sprzyjała. Do tego nieprzyjemny swąd spoconego ciała również mu nie pomagał. Nie kąpał się od dłuższego czasu a jedynie zmienił ubranie w Jantarze które teraz przepadło wraz z rozerwanym plecakiem. Z każdą chwilą czuł ogarniającą go beznadziejność. Gdy miał wrażenie iż już wszystko powinno się udać całe jego staranie po prostu zamieniały się w gruz. Czuł na sobie ten okropny i zwycięski oddech zony która tylko czeka by wchłonąć go w siebie. Nie , nie da jej tej satysfakcji musi iść dalej. Powiedziawszy to kilkakrotnie w własnej głowie Fidia nieco przyśpieszył kroku. W tej chwili znajdował się na długiej ulicy na której stało kilka najzwyczajniejszych i zbudowanych w starym stylu kamienic. Resztę budowli stanowiły domy jednorodzinne. W wszystkich jednakże niegdyś mieszkali wraz z swymi rodzinami , ludzie pracujący w okolicznych i tajnych ośrodkach badawczych.

Mimo to gdy doszło co do czego o owych nieszczęśnikach nikt nie pamiętał. Skończyli tak samo jak stacjonujący tu wojskowi , wszyscy zginęli a właściwie to zaginęli bez śladu. W mieście nie było żadnych zwłok czy kości. To było również szalenie fascynujące i zdecydowanie frapujące. To właśnie zawsze pociągało go w zonie , ta niezwykła aura zagadki i tajemnicy. Tutaj w zapomnianym przez Boga świecie wszystko miało jakąś swoją historię i rzecz jasna co ważniejsze własną tajemnicę do odkrycia. Przynajmniej teraz znalazł drugi powód dla którego zdecydował się przybyć do strefy.

Myśląc tak o mało co nie zauważył leżącego na drodze słupa elektrycznego. Mało co a wyłożył by się przez niego na spękany asfalt jak długi. To sprawiło iż znów był myślami w swoim umyśle i skupiał się na stanie obecnym. Przed nim droga prowadziła do jakiegoś większego budynku który przypominał zwykłą przychodnię lekarską. Po bokach niezmiennie wiły się domy z obdartymi ścianami i wybitymi szybami. Wiatr w tymże momencie zawiał nagle i wywołał na ciele chłopaka jeszcze większy chłód. Jakby to nie wystarczało był cały obolały a jego głowa przez niezwykły mróz dosłownie pękała. Jednym słowem czuł się wręcz tragicznie. Nie miał nawet swojego PDA które uległo zniszczeniu w walce z tym … z tym czymś. Jak jednak pamiętał musiał kierować się do centrum miasta do ratusza w którym to stalkerzy wybudowali swój posterunek. Za to ich w pełni podziwiał ponieważ sam nie miał pojęcia jak w tak nieprzyjaznym miejscu można było przeżyć nieco dłużej niż kilka godzin. Westchnął i skierował swoje kroki do sporej wielkości trzy piętrowego domu pomalowanego na kolor kremowy. Teraz już czasy jego świetności minęły o czym świadczył odpadający tynk czy leżące na ziemi kawałki dachówek. Przed samym domem widniał jeszcze skromny ogródek teraz zarośnięty przez liczne chwasty i inne niepożądane rośliny. Jednakże na owym ogródku leżał przewrócony dziecięcy rowerek a ściślej mówiąc trzy kołowy , był identyczny do tych które często widywał na zdjęciach z tamtego okresu. Metr dalej leżała większych rozmiarów stalowa konewka którą zapewne gospodyni domu podlewała ogródek. Co się z nimi stało ? Dlaczego nie może dłużej pielęgnować tego miejsca która zapewne w rozkwicie było bardzo piękne ? Pewnych rzeczy jednakże lepiej nie wiedzieć. Znów z toku myślowego wyrwał go dziki głos dochodzący z północnej części miasta , zdecydowanie był przeciągły i bardzo złowrogi co wcale nie pocieszało i tak już wypompowanego Fidie. Był niemalże pewien iż gdyby teraz spotkał jakiegoś mutanta nie byłby z nim w stanie walczyć po prostu nie mógłby. Czasami nawet gdy beznadziejność towarzysząca w skrajnych sytuacjach każdemu stalkerowi kierowała go ku myślom samobójczym. On sam jeszcze kilkanaście minut temu nie rozważał strzelenia sobie w głowę. Przecież wszystkie problemy tak szybko by zniknęły , już nie musiałby się martwić o promieniowanie , bandytów , potwory i anomalie to wszystko stałoby się przeszłością jak on sam. Nie nie miał jednak zamiaru się poddawać więc szedł na przód mimo słabnących sił. Więc przestąpił kilka kroków na przód i począł wchodzić no nie wielkiej altany z przodu domu. Była ona niegdyś biała i zapewne zadbana , dziś jednakże bród jaki na niej osiadł całkowicie szpecił pierwsze wrażenie. Wchodząc na górę i gotując broń Fidia dostrzegł zwykłe krzesło bujane które teraz poruszane wiatrem kierowało się raz w jedną raz w drugą stronę. Chłopak miał wrażenie iż ktoś siedzi na tym krześle. Mimo iż nikogo w rzeczywistości tam nie było gotów był sobie rękę uciąć iż ta niewidzialna osoba wlepia swój wzrok w niego. Złowrogi wzrok.

Zagryzając dolną wargę i przy okazji odczuwając językiem nieszczotkowane od wielu dni zęby podszedł do drzwi wejściowych. Były równie stare jak cały zrujnowany przez niemiłosierny czas dom. Najgorzej wyglądały zawiasy , stare , ciężkie i niezwykle skorodowane. Fidia nie miał wątpliwości co się stanie gdy będzie je otwierał. Teraz również zobaczył nie wielki drewniany stoliczek do kawy na którym stał zwykły kubek z logiem elektrowni atomowej tuż obok bujającego się krzesła. Zaraz pod nim widniała gazeta poplamiona przez brązowe plamy od kawy. Przez to nie było się można doczytać z nagłówka samego pisma. Nie miał jednakże zamiaru wlepiania swojego wzroku w tak niepozorny przedmiot przez całą wieczność. Nie trwało długo aż wkrótce pociągnął za klamkę głównych drzwi wejściowych które z chrzęstem rozwarły się przed stalkerem. Ten na wszelki wypadek gotując swoją broń do strzału przekroczył próg Limańskiego domostwa. Jak się okazało stał teraz w przedpokoju wykładanym niegdyś ładnymi panelami imitującymi jasne drewno. Teraz były podziurawione i wyniszczone przez niemiłosierny dla każdej rzeczy w strefie czas. Nieco dalej stały schody prowadzące ku wyższym piętrom gdzie najprawdopodobniej domownicy udawali się na spoczynek kto wie być może na wieczny spoczynek. Chłopak szybko odrzucił ową myśl i skoncentrował się na obserwacji pomieszczenia. Po przejściu 1 metra nad jego głową delikatnie poruszona wiatrem ozwała się dość bogato ozdobiona nie działająca już zapewne lampa. Jak zdążył jeszcze zauważyć z boku tuż przy schodach stała jedna walizka w kolorze brązowym , była zamknięta jednakże jej rozmiary sugerowały iż w środku znajdowały się czyjeś rzeczy osobiste. Czy to oznaczałoby iż ludzie z Limańskie wiedzieli o wybuchu ? A może próbowali przed czymś uciekać ? Któż to wie , pewne zagadki zony nigdy nie zostaną wyjaśnione i po kolei będą wymierać by zaraz na ich miejsce pojawiło się kilka zupełnie nowych czekających na swych odkrywców. Obok zaś stały jeszcze skromniejsze plecaki , z czego jeden z nich był otwarty. W środku było kilka konserw oraz zawiniątka które zapewne niegdyś były kanapkami. Fidia odczuł przez to iż staje się głodny , a jego ciało domaga się solidnej ilości jedzenia by móc w ogóle funkcjonować dalej. Nie mógł jednakże przystanąć , zresztą większość jego zapasów przepadła gdy mutant rozszarpał plecak. Ta myśl dobiła go i wprowadziła w kiepski nastrój przez co jego głód wzmógł się nagle prawie dwukrotnie. Chłopak nieco nawet znużonym ruchem ręki odpiął jedną z swoich ładownic na magazynki i chwilę szperając w niej w końcu wyciągnął zeń zwykły tani batonik który trzymał na specjalne okazje. Białe i cienkie opakowanie szybko ustąpiło i już niedługo po tym w ustach stalker mógł odczuć czekoladowy posmak.

Jego żołądek co prawda nadal miewał swoje humory i dawał o sobie znać lecz ten zwykły i mały kąsek na chwilę go uspokoił. Fidia zadowolony tym faktem odrzucił zgnieciony papierek na bok i wdychając powietrze tym razem już bez maski przeciwgazowej która zawsze strasznie go irytowała.
Zaraz po tym niepewnym krokiem ruszył ku drzwiom które jak sądził musiały prowadzić na ogród. Tak przez ogród wyjdzie na następną ulicę , potem ruszy ku budowie jakiegoś nie wielkiego budynku biurowego a przez niego będzie miał już otwartą drogę ku ratuszowi gdzie zadekowali się wolni stalkerzy. Martwiło go jednakże co może jeszcze spotkać po drodze. W końcu do świtu zostały jeszcze dwie godziny a to cały szmat czasu , który bądź co bądź absolutnie nie działał na jego korzyść a wręcz przeciwnie.

W tymże momencie nagle gdzieś przed budynkiem w którym się znajdował rozległ się czyiś głos. Potem dołączyło do niego jeszcze kilkanaście innych a nawet jak mu się wydawało śmiech. Nie był w stanie rozpoznać z początku poszczególnych słów , lecz w miarę jak owi osobnicy zbliżali się do niego coraz więcej zdań docierało do jego niezwykle w tej sytuacji czujnych uszu. Wiedział iż taka grupa ludzi , w takim miejscu jest czymś anormalnym i nie może zwiastować poprawy jego obecnej sytuacji na lepsze. Tak więc nie wiele więcej myśląc przyległ do białego zbudowanego na stary wzór grzejnika i czekał nasłuchując kolejnych rozmów.
- … i o go obrobiłem , kilkoma ruchami i z gościa nie było co zbierać. - Mówił ktoś o młodym dość wysokim głosie z typowym dla Polaków akcentem. Tak zdecydowanie i ich tutaj nie brakowało , właściwie na dobrą sprawę do zony zjeżdżali nie tylko Ukraińcy ale i inni , Białorusini , Rosjanie , Litwini itd.
- No wyobrażam to sobie ładną kasę zgarnąłeś po wykończeniu tego lewusa nie ? - Tym razem głos zabrał ktoś z nieco cięższą i niższą barwą mowy. Niewątpliwie była to osoba starsza od tego pierwszego.
- I to jaką ! Dobre kilka tysięcy , nawet nie wiem co z tym zrobię. - Znów począł mówić młodszy człowiek. Fidia wnioskując po rozmowie doszedł tylko do jednej dedukcji. Musieli to być bandyci. Co prawda rzadko ich widywano w tych okolicach ale mieli okropny zwyczaj gnieździć się w przedmieściach Limańska i czekać na samotnych stalkerów by następnie ich zabić i okraść truchła z wszystkich cennych rzeczy. Obrzydliwe hieny cmentarne , tak właśnie nazywał ich chłopak. Czuł ogromny wstręt do tego typu ludzi , byli oni ludźmi którzy w zonie stoczyli się na samo dno , ba mało tego ulegli niemalże całkowitemu zezwierzęceniu. Byli jednym wielkim wrzodem na ciele każdego człowieka który ciężko pracował na swoje kilkaset rubli w ekstremalnie nieprzyjaznych dla niego warunkach.
I znów przez zalew sporej liczby myśli do głowy popełnił ogromny wręcz błąd który za kilka sekund mógł kosztować go życie. Zupełnie niespodziewanie kichnął , cicho co prawda lecz i to już wystarczyło by zaalarmować ludzi którzy aktualnie przechodzili koło domu w którym znajdował się Fidia. Z początku wszystko zamarło i nikt nie śmiał się nawet odezwać. Nie trwało to długo ponieważ wkrótce zza okna dało się słyszeć kilka treściwych słów.

- Idziemy frontem , uwaga tylko ostrożnie odbezpieczyć gnaty. - Chłopak nie potrzebował większej motywacji by zebrać się w sobie wewnętrznie. Jednym prostym szarpnięciem mięśni i skrętem ciała pędem puścił się ku drzwiom prowadzącym na ogród. Były równie zniszczone co te frontowe , a do tego zrobione je z teraz już mocno spróchniałego drewna. Nie musiał więc bawić się w monotonne otwieranie ich. Nachylił się do przodu i po chwili odczuł jak jego bark dosłownie wyrywa drzwi z zawiasów , zresztą rozleciały się one w pierwszych sekundach lotu.

Otóż właśnie to , lotu. Jak się okazało rzeczywiście prowadziły one na ogród lecz tam gdzie powinien być wysoki na metr taras … nie było nic a jedynie oddalona przeżółkła trawa. Stalker zdążył jedynie cicho pisnąć aż zasłaniając się momentalnie rękami przeturlał się po ziemi , odczuł również po ciężarze iż po drodze z jego ramienia zleciał pas a wraz z nim karabin , który w tej chwili miał mu zagwarantować jakiekolwiek nikłe szanse na przetrwanie. Tamci byli już w domu i gwałtownie zbliżali się do drugiego tylnego wyjścia na ogród. Począł on wodzić wzrokiem po trawie szukając broni. Czuł jak się poci , a nie mógł uciekać bo co gorsza całe podwórko zostało odseparowane wysokim betonowym płotem dzięki któremu lokatorzy chcieli zapewnić sobie minimum prywatności. Serce zaczynało niebezpiecznie przyśpieszać , a jedynie sekundy dzieliły go od pojawienia się w progach bandytów. Nie zauważył nawet iż niezwykle mocno począł ściskać zęby nie czując nawet powodowanego tym bólu. Wtenczas to dojrzał jedynie kawałek pasa od swego AK 74. Lecz uczynił to dosłownie o sekundę za późno ponieważ gdy on schylał się po broń ktoś oddalony od niego trzy metry i to od strony domu rzekł.
- Nie ruszaj się bo właduje w ciebie kilka kul. No ładnie już już bandyckie g*wno łapy do góry.
Fidia nie zdążył nawet wykonać przekazanego mu polecenia aż coś buchnęło w jego stronę jasny światłem. Jak przeczuwał była to latarka albo i może kilka prostych latarek jakich w zonie nie brakowało.
- Piotr czekaj to nie menda. To nasz.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 10 Lip 2010, 02:26

Rozdział I

Pierwsze Szlify



Igor idąc przez drogę zdawał sobie sprawę iż nie różniła się praktycznie niczym od okropnego i cuchnącego błota na bagnach. Czemu się jednak dziwić skoro nic tędy nie przejeżdżało przez dobre kilka lat. Co gorsza zaczęło padać i już po chwili czuł jak krople jakimś cudem dostają się do jego karku. Wtenczas to szybko nałożył kaptur oraz zieloną chustę na usta i ruszył dalej. Cały czas rozglądał się uważnie na boki , ponieważ od jakiegoś czasu do jego uszu zaczęło docierać niepokojące szczekanie które wcale się nie oddalało. Po swojej prawej stronie miał rozległe bagna i typowe dla tego terenu rośliny. W oddali mógł nawet dostrzec wieże strażnicze których na bagnach nie brakowało. Kto je zbudował ? Dlaczego ? Tego nikt do końca właściwie nie wiedział. Po lewej z kolei można było dostrzec zaraz za płotem złożonym z drutu kolczastego sporej wielkości drzewa oraz bujną trawę. Prosto zaś przed nim ciągnęła się droga a jej końca właściwie nie było widać.
Igor czuł się dziwnie idąc tędy sam. Opierał się jedynie na mapie z swego PDA i płonnej nadziei. Wbrew swoim oczekiwaniom miał wrażenie iż ciągle ktoś go obserwuje. Nie pomagała mu wiedza o tym iż zona w większości jest opuszczona , ale przecież o tym marzył prawda ? O zwiedzeniu strefy i zebraniu kupy artefaktów. Lecz z każdym następnym krokiem owe uczucie zaczynało po prostu słabnąć.

Mało tego była już godzina osiemnasta i słońce zaczynało zachodzić , a Igor nasłuchał się wystarczająco dużo opowieści by wiedzieć co się dzieje z stalkerami błądzącymi po zonie w nocy. Nie chciał przecież skończyć jak oni rozerwany przez jakieś dzikie wynaturzenie. Miał może jeszcze półgodziny na odnalezienie schronienia , a szczekanie w oddali wcale mu w tym nie pomagało podobnie jak kraczące ptaki które co jakiś czas przelatywały nad jego głową.
Wtenczas to los się do niego uśmiechnął. Otóż idąc prosto dalej ciągle zagłębiając się w swych coraz to bardziej pesymistycznych myślach ujrzał wysokie i strzeliste ruiny cerkwi która znajdowała się właśnie po lewej stronie skryta nieco między drzewami. Kamień spadł mu z serca i niemalże od razu rzucił się w tym kierunku ocierając jedną ręką oczy do których dostawały się denerwujące krople deszczu. Lecz w czasie tego krótkiego biegu do nie wielkiej wyrwy w płocie zdał sobie sprawę iż cerkiew nie koniecznie musi być pusty , więc jego schron może w jednej chwili zamienić się w śmiertelną pułapkę. Wiatr w tym czasie wzmógł się jeszcze bardziej kierując deszcz prosto na niego. Przystanął na chwilę i przełknął ślinę patrząc na nieco rozmyte ruiny które ciągle kryły się za drzewami. Mimo wszystko lepiej zginąć próbując aniżeli dać się zabić tutaj jakiemuś podrzędnemu mutantowi.

Zacisnął zęby po czym przeładował swojego AK i ostatni raz otarł swoją mokrą twarz. Zaraz po tym przestawił pierwszą nogę za dziurę w ogrodzeniu. Tym razem podłoże zamieniło się na miękką trawę po której aż przyjemnie się poruszało gdyby tylko nie liczyć upiornego otoczenia. Czuł wyraźnie jak jego ciężkie wojskowe desantowce po kolei ugniatają każdy skrawek trawy. Dopiero po zrobieniu kilka kroków na przód cerkiew ukazała mu się w swej pełnej krasie.
Był to na pewno bardzo stary budynek zbudowany z drewnianych desek w których teraz było mnóstwo wyrw czy dziur. Wielkie okna zdobiły każdy bok budowli , jednakże pozbawione szyb budziły niepokój aniżeli spokój prawdziwej świątyni. Główne drzwi były bardzo ciężkie i delikatnie uchylone jakby ktoś jeszcze miał się stawić na nabożeństwo które tutaj nigdy się nie skończyło. Dach również posiadał wiele dość sporych dziur przez które deszcz śmiało dostawał się do środka. Lecz mimo tego wszystkiego największy respekt budziła wieża w której znajdował się dzwon którym zwoływano wiernych do cerkwi. Przerażające było to iż od tak wielu lat nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Igor nie miał niestety czasu by dłużej się temu przyglądać i wkroczył na zarośnięty oraz popękany betonowy chodnik prowadzący prosto do głównego wejścia. Znalazł się tam dość szybko i gdy już miał wchodzić do środka przyłożył karabin do ramienia i spojrzał na zachód słońca który majestatycznie majaczył nad horyzontem bagien. Wydawały się teraz takie spokojne i zupełnie bezpieczne , niestety nic bardziej mylnego.

- Co ja tutaj robię ? – Spytał sam siebie i westchnął po czym z wolna przecisnął się przez otwarte drzwi i wkroczył do środka.
Cerkiew była praktycznie pusta jeśli nie liczyć dwóch powywracanych ław oraz kilku krzeseł porozrzucanych po całym pomieszczeniu. W środku deszcz odbijający się od całego budynku zdawał się być o wiele bardziej głośniejszy niż na zewnątrz. Chłopak szybko spojrzał jeszcze na swój licznik który dzięki bogu nadal pozostawał nie ruchomy. Zaraz po tym starając się jak najciszej oddychać wszedł do głównego pomieszczenia po którym szybko się rozejrzał. Teraz przyjrzał się również wyniszczonym ścianom. W jednym momencie jednak dostrzegł coś co kompletnie go zaabsorbowało. Otóż w kącie oparty o ścianę widniał nieco wytarty obraz. Igor nie zważając na nim ruszył w jego kierunku po skrzypiącej złowieszczo podłodze i znalazł się niemalże tuż przy nim.
Obraz przedstawiał starego i zniedołężniałego człowieka z wielką siwą brodą. Był tak namalowany iż zdawało się że patrzy prosto na osobę która ogląda owy obraz. Tło było brązowe zaś sam człowiek trzymał w jednej ręce kulę ziemską zaś w drugiej drewniany kostur. Igor przyłożył jedną rękę do obrazu przed tym przekładając karabin na ramię i przejechał swoją dłonią po całym płótnie. Nagle gdzieś z rogu rozległ się skrzek który potęgował jeszcze cały kształt cerkwi. Chłopak od razu złapał za broń i wycelował w miejsce gdzie jak mu się zdawało dochodził odgłos. Serce od razu mu przyśpieszyło podobnie z resztą jak i oddech , co oznaczało jego widoczne zdenerwowanie.

Po chwili jednak dostrzegając źródło odetchnął i opuścił swego AK.
- K*rwa…. – Zaklął kiwając głową. Otóż źródłem był czarny kruk siedzący na jednej z belek tuż przy suficie zerkający prosto na człowieka na dole. Igor nie miał zamiaru dłużej spoglądać na owego ptaka i zdecydowanie zmęczony podszedł do ledwo trzymającej się kupy drabiny która prowadziła prosto na strych w suficie. To pewnie tam spędzi noc. Nie wiele więcej się zastanawiając począł wolno wchodzić na górę z każdym stopniem nasłuchując w obawie przed kimś lub czymś czekającym na niego tam na górze. Całe szczęście gdy był już prawie na szczycie drabiny nie mógł się doszukać żadnego dziwnego dźwięku. Było to zwykłe poddasze w którym było niezbyt wiele miejsca. Jakby tego było mało zimne powietrze wlatywało tędy przez dziury w dachu i denerwowało przemokniętego Igora. Dziwne jednak było to iż ktoś ustawił tutaj materac z jedną poduszką koloru zielonkawego oraz malutki taboret. Do tego wszędzie na około walały się butelki oraz puste puszki po konserwach. To go utwierdziło w fakcie iż pewnie stalkerzy korzystali z tego miejsca gdy nie mieli się gdzie ukryć.
Przełknął ślinę po czym od razu zdjął plecak i wciągnął drabinę do środka. Zaraz po tym zmęczony niemalże runął na materac i po prostu zasnął. Śniąc miał cały czas dziwne wrażenie iż do jego uszu docierają różne dziwne dźwięki , coś na kształt drapania oraz pomrukiwania. Wziął to jednak po prostu za zwykły durny sen lub koszmar.

*

Spał dobre kilka godzin i obudził się dopiero o dziesiątej. Już samo wstawanie było po prostu męczarnią. Musiał się najpierw kilka razy przeciągnąć nim w ogóle do końca powrócił do normalnego i realnego świata. Nim jeszcze zajął się zjedzeniem czegoś czy zejściem na dół z spokojem wyjrzał z dziury w dachu by zerknąć na rozciągające się dalej bagna. Deszcz przestał już padać a wszędzie można było dostrzec liczne kałuże powstałe przez kilkugodzinną ulewę. Stąd widział nawet oddalone daleko wieże strażnice oraz jedno dość spore gospodarstwo w którym znajdował się jeden z wysuniętych posterunków Czystego Nieba. Pocieszył go szczególnie widok słońca oraz prawie że bez chmurnego nieba. Następnie Igor szybko zjadł dwie dobrze spakowane kiełbasy i z powrotem z plecakiem oraz karabinem począł schodzić na dół.

Gdy już znalazł się na parterze poczuł jak całe jego ciało drętwieje. Otóż drzwi były otwarte na oścież a na nich samych jak i na ścianach widniały liczne głębokie i świeże zadrapania. Teraz zdał sobie sprawę jak wielkie szczęście miał znajdując ten budynek. Pewnie te stworzenia śledziły go za dnia ale chciały zaatakować w nocy. Wystarczyłoby tylko nie wciągnąć do góry drabiny czy zostać na dole nieco dłużej. Pierwszy raz w swoim życiu był tak bliski śmierci…
Nie zamierzał rzecz jasna pozostawać tutaj na zawsze więc raźno wyszedł na zewnątrz i z powrotem skierował się na jeszcze bardziej wybłoconą drogę. Szybko sprawdził swoje PDA i zaznaczył miejsce przejścia między bagnami a wysypiskiem. Z powrotem schował urządzenie do podręcznej torby przy pasie taktycznym i ruszył w dalszą drogę. W miarę jak zbliżał się do owej granicy krajobraz począł się zmieniać. Zamiast bagien zaczęły się pojawiać drzewa oraz co ważniejsze stały grunt aż w końcu całkowicie się przeistoczył. Dodatkowo idąc tak minął jeszcze trzy opuszczone autobusy jakich kiedyś podobno używano do ewakuacji mieszkańców Prypeci. Były rzecz jasna popsute i nosiły widoczne znaki zaniedbania czyli tradycyjnych skutków zony. Nie miał czasu by ich przeszukiwać więc po prostu szedł cały czas przed siebie. W końcu natrafił na rozwidlenie dróg , jedna wiodła na prawo do jakiejś kompletnie nieznanej mu wioski a druga prosto na wysypisko. Tutaj również urządził sobie przystanek po czym wybrał oczywisty kierunek.

Tutaj nawet droga się zmieniła. Była asfaltowa i ponad to natykał się na coraz więcej resztek wozów osobowych pochodzących jeszcze z czasów ZSRR. Mijając jednak jednakże nie wielką rozklekotaną i mocno zabrudzoną cysternę do jego uszu dobiegł niepokojący dźwięk. Wydawało mu się iż w krzakach przy drodze ktoś się ukrywał. Kolba karabinu natychmiast powędrowała do jego ramienia a muszka i szczerbinka zgrały się z jego okiem. Celował prosto teraz w to samo zgrupowanie roślinności które ku jego zdziwieniu nagle się poruszyło.
- Kto tam jest ?! Wyłaź bo będę strzelał ! – Rzekł na głos pociągając za zamek broni aby uzmysłowić ukrywającej się osobie w jakiej właśnie znajduje się sytuacji. Nie chciał przecież nikogo zabijać , ale ta osoba nie dawała mu żadnego wyboru.
- Liczę do trzech ! – Dodał po kilku sekundach i wziął głęboki oddech.
- Raz ! – Po tym słowie krzaki znów się poruszyły ale nikt nie odpowiedział. Igora w tym momencie oblał zimny pot i nieco dukając mówił dalej.
- Dwa ! – I znów to samo , kolejny brak odpowiedzi.
- Trz….
- Zamknij mordę synek i ręce do góry ! No żwawo a broń na ziemię ! Dalej bo ci łeb rozwalę gówniarzu ! – Krzyczał ktoś za jego plecami. Chłopak nie miał pojęcia kto to może być ale na pewno nie mogło to zwiastować nic dobrego. Ledwo co wyszedł z bagien a już wpakował się w poważne kłopoty.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."

Za ten post Dziki otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Varnius.
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez blazejro w 10 Lip 2010, 10:58

Dziki jak zwykle kozak opowiadanie :) czekam na następne części ;)
to jest hołd dla Tych co noszą blizny, dla Tych co przelali krew w imię Ojczyzny
Awatar użytkownika
blazejro
Stalker

Posty: 112
Dołączenie: 10 Maj 2010, 15:05
Ostatnio był: 10 Lut 2021, 00:04
Miejscowość: Ursynów
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 7

Re: Przez Zonę....

Postprzez Stalker666pl w 10 Lip 2010, 12:59

Super opowiadanie. Wtedy jak miał halucynacje o Lwie to też tak jakby je czułem i myślałem że się porzygam :P czekam na kolejne części. Masz :wódka: :wódka: żeby główka pracowała i napisała kolejną część :wink:
Bierz przykład z Rosjan, 40 stopni to dla nich nie mróz, 40 kilometrów to dla nich kawałeczek a 40% to nie wódka...
Masz pirata? Więc wystrzegaj się złotego i pomarańczowego koloru oraz mnie
:

bo na ciebie nakabluję :E
Awatar użytkownika
Stalker666pl
Kot

Posty: 43
Dołączenie: 05 Cze 2010, 11:12
Ostatnio był: 20 Lis 2010, 10:41
Miejscowość: Kielce [czytać Kordon]
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 0

Re: Przez Zonę....

Postprzez Bambosz107 w 10 Lip 2010, 15:29

Opowiadanko całkiem ciekawe :) Czekamy na kolejne części.
Go Go Power Rangers!!
Awatar użytkownika
Bambosz107
Legenda

Posty: 1280
Dołączenie: 10 Maj 2009, 21:50
Ostatnio był: 15 Cze 2022, 20:42
Miejscowość: Tarnów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 87

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 18 Lip 2010, 23:21

*

- Panowie spo… - Gdy Igor miał już powiedzieć poczuł jak ktoś ostro przyłożył mu czymś twardym w twarz. Jak podejrzewał i to słusznie była to kolba jakiegoś karabinu. Nerwy na jego twarzy napięły się do granic możliwości i od razu jego myśli zalała nieprzyjemna fala bólu. Poczuł jak ląduje na ziemi i przez przypadek uderza biodrem o jakiś wystający kawałek starej blachy. Z początku czuł tylko jak powoli puchnie mu twarz , a wszelkie próby otworzenia oczu spełzały na niczym.
Otóż nad nim stał człowiek w czarnej jak smoła kominiarce z trzema otworami a mianowicie na usta oraz oczy. Sam był odziany w zwykłą dresową bluzę oraz mocno wytarte ciemne dżinsy. W rękach dzierżył najprostszy AK 47 również noszący wiele oznak długiego użytkowania. Bandyta uśmiechnął się i kopnął z całej siły leżącego na ziemi Igora po czym zaczął dalej mówić z nieukrywaną radością oraz sarkazmem.

- Człowieku , przechodzisz przez nasz teren rozumiesz ? My pytamy ty odpowiadasz. My mówimy a ty nam wszystko oddajesz. – Po tym zaśmiał się i odstąpił krok do tyłu. Słońce uderzało z góry na ledwo co przytomnego chłopaka który zdążył już otworzyć jednego oko które drażniły promienie. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa a żołądek ciągle się kurczył co sprawiało iż miał wielką ochotę zwymiotować. Na próżno próbował się ruszyć , ponieważ za każdym razem ktoś kopał go w plecy lub brzuch. Było z nim coraz gorzej.
- Dobra panowie , zabierzcie mu graty i wywalcie go przy gazowni. Tam go zeżrą. – Rzekł ten dzierżący AK i zasiadł na nie wielkim taborecie który pewnie wziął z jednego z przydrożnych domów w Kordonie lub wysypisku. Począł powoli wyjmować jednego papierosa i po chwili już go popalał nawet nie patrząc na tym jak dwójka podobnie ubranych ludzi zdejmuje z okaleczonego Igora plecak , torbę i bandolier. Chłopak nie słyszał jednak niczego prócz głuchego pisku w uszach. Nie był nawet w stanie ogarnąć swoich myśli. Prawdę powiedziawszy nigdy wcześniej nie dostał w twarz.

- Eee tam sam syf. Nie ma nic ciekawego. – Mówił ktoś za jego plecami rozrzucając na trawę oraz drogę wszystkie rzeczy z jego plecaka. To samo poczynał drugi rzucając na bok maskę przeciwgazową z specjalnej torby oraz licznik Geigera. Igor zdał sobie w tym momencie iż jego los jest już po prostu przesądzony. I kto by pomyślał ? Już na samym cholernym początku. Jego cel zdawał się być tak szlachetny , miał nadzieje zostać prawdziwym stalkerem…
- Weźcie go bo zaraz się zarzygam. – Wydał polecenie ten palący papierosa i machnął ręką dając tym samym znak bandytą by się nim zajęli. Chłopak wyciągnął do przodu rękę chwytając jakiś kawałek zwiniętego szorstkiego papieru i nagle odczuł tak ktoś chwyta go za nogi , a niecałą chwilę za ręce. Beznadziejność ogarnęła cały jego umysł a on sam się już całkowicie poddał. Pisk w jego uszach jeszcze bardziej się nasilił. Jego wzrok zaszła mgła przez którą nic już nie widział. Dopiero kilka minut później poczuł jak stacza się w dół boleśnie uderzając o jakieś twarde przedmioty. To była prawda czy fikcja ? Może to wytwór jego wyobraźni ? Teraz go to już nie obchodziło po prostu stracił przytomność.


*

Jedyne co odczuwał podczas ciężkiego snu to swój głęboki oddech. Miał całkowicie pustą głowę pozbawioną jakichkolwiek myśli. Lecz nie mogło to trwać wiecznie i wkrótce powoli otworzył jedno oko , ponieważ drugie było zbyt napuchnięte. Z początku widział tylko ciemność i nic po za tym ale z upływem czasu gdy jego wzrok zaczął się przyzwyczajać dostrzegł iż przed nim stoi zdewastowany nie wielki betonowy budynek , z nie wielkimi oknami w których brakowało szyb. Budowla w blasku księżyca zdawała się być jednym potworem co z początku mocno zadziałało na i tak już wymęczoną psychikę chłopaka. Po za tym praktycznie wszędzie walały się stare zardzewiałe rurki , zawory lub też opony. Nieco dalej rosły krzaki oraz nieco większe drzewa które zasłaniały pozostały teren. Igor spróbował usiąść lub przyklęknąć jednakże nie szło mu to najlepiej. Dopiero po kilku minutach jakimś cudem podparł się rękoma i usiadł oparty o kawałek wysokiego betonowego płotu , albo może raczej jego resztek.

Wtenczas wydarzyło się najgorsze co mógłby sobie teraz wyobrazić. Gdzieś niedaleko rozległo się niezwykle donośne szczekanie , a po chwili skowyt. Chłopak poczuł jak powoli strach chwyta go za serce a oczy nerwowo badają cały teren. Dostrzegł jeszcze złowieszczo otwartą przerdzewiałą bramę zakładową , która zdawała się teraz zapraszać kogoś do środka … lub co gorsza na posiłek. Szczekanie nasilało się coraz bardziej a jemu samemu zdawało się jakby dochodziło z każdej możliwej strony. Nie był w stanie nawet krzyczeć , po prostu nie miał siły. Chciał błagać o pomoc jednak był sam zdany na łaskę czegoś co zaraz może go rozerwać na strzępy. Księżyc nieubłagalnie widniał na niebie zwiastując jego rychłą i nieuniknioną agonię. Igor spanikował i znów spróbował się poruszyć lub chwycić za karabin. Niestety nie miał przy sobie żadnej broni , zapomniał nawet o tym iż został obrabowany.
W tymże momencie w bramie na którą niedawno spoglądał pojawił się średnich rozmiarów pies. Jego sierść była niezwykle gęsta ale i też brudna oraz posklejana od kurzu lub zaschłej krwi. Łapy miał masywne zakończone żółtymi pazurami lecz od nich bardziej imponujący był już tylko pysk. Pies miał rozwartą szczękę prezentując tym samym szereg długich i ostrych zębów a z samego pyska na ziemię kapała ślina. Do tego te przenikliwe mrożące oczy nie znające innego uczucia aniżeli głód i mord.
I
gor zacisnął pięść z strachu ponieważ stwór wyglądał jeszcze bardziej niezwykle lub też strasznie w blasku gwiazd , a jakby tego było mało po chwili z ciemności wyszły kolejne cztery prawie że identyczne wygłodniałe bestie. Wszystkie niemalże jak na komendę poczęły szczekać. Każdy z nich osobna spoglądał na niego niczym drapieżnik na swą ofiarę. Igor mógł na to wszystko jedynie patrzeć licząc na cud lecz nic nie wskazywało na to aby miał się w ogóle wydarzyć. Wiatr nagle zawiał poruszając trawą oraz pozostałą roślinnością a mutanty ruszyły. Sekundy zdawały się dla tego młodego chłopaka być godzinami. Ostanie co zobaczył tej nocy to kły … a tak pragnął zostać prawdziwym nieustraszonym stalkerem….

*

Fidia szedł najciszej jak tylko mógł przedzierając się przez chaszcze lasu dzielącego Bagna od Wysypiska. Dzierżył w swych rękach typowego rosyjskiego AK 47 z tą różnicą iż do owego karabiny przymocował jeszcze nieco zabrudzony bagnet. Jego ciałem od czasu do czasu wstrząsały dreszcze gdy słyszał w oddali jakiś szczek lub skowyt. Nie przejmował się tym jednak za bardzo. Skupiał się tylko na tym by odnaleźć przyjaciela całego i zdrowego a przy tym samemu nie zginąć. Przechodząc obok starego kamiennego murku z pozostawionym przez ludzi w 86 roku znaku symbolizującym promieniowanie , przypomniał sobie jak Saszka ostrzegał go przed bandytami którzy rabują każdego na przejściu. Tak więc idąc za jego radą przy pewnej zrujnowanej cerkwi począł iść lasem zamiast główną drogą.

W pewnym momencie idąc tak przed siebie , od czasu do czasu sprawdzając PDA i mapę gdy szczekanie ustało poczuł się dziwnie obco. Zimny pot również oblał jego ciało co było zdecydowanie nie przyjemnym uczuciem. Zatrzymał się nawet na moment by się wsłuchać w nocny mrok , jednakże nic interesującego nie zdołał wyłapać.
- Zaczynam wariować… - Rzekł cicho pod nosem i westchnąwszy powstał i ruszył dalej po omacku badając każdy krzak. Nie używał latarki ponieważ obawiał się iż bandyci mogą wypuszczać tędy jakieś patrole. Szedł tak zadumany aż natrafił na starą i na pewno dawno już nie używaną szutrową drogę. Po środku jednakże stała pusta przyczepa rolnicza którą kiedyś zapewne przewożono zboże. Fidia odsapnął przy niej chwilę i znów spróbował wyłapać sygnał Igora który stracił jakieś kilka godzin temu. Czyżby nie chciał by go znaleziono ? On nie miał żadnego wyjaśnienia na to nagłe zniknięcie więc nawet nie próbował go sobie dalej tłumaczyć. Oparł się o przyczepę i odstawił swój karabin na bok przy okazji powoli rozpalając papierosa. Koniecznie musiał to zrobić ponieważ czuł jak strach zaczyna coraz to mocniej osiadać w jego głowie.

Minęło kilka minut aż wreszcie usłyszał za sobą jakiś śmiech lub też urywki rozmowy. Serce poczęło mu gwałtownie bić a sam chłopak odrzucił papierosa na bok i szybko chwytając AK skrył się pod przyczepą. Starając się jak najwolniej oddychać po niecałej chwili był już w stanie zrozumieć całą rozmowę.
-… ładny widok był ! Dawno takie głodne nie były. – Mówił ktoś przechodząc powoli obok przyczepy , a Fidia mógł z kolei dostrzec dwie pary butów. Pierwsze były jakieś stare podróbki adidasów a drugie imponowały już o wiele bardziej ponieważ były to wysokie buty desantowe na pewno odkupione od jakiegoś byłego żołnierza.
- No. Szkoda tylko że g*wno przy sobie miał. – Odparł drugi mijając schowanego i zarazem przerażonego Fidie.
- Taa , same badziewie. Kolejny zasrany kot. – Rozmowa toczyła się dalej w momencie gdy dosłownie przed twarzą chłopaka coś spadło gdy jeden z nich pewnie otwierał swoją torbę. Fidia walczył z sobą w środku własnej głowy aż wreszcie zdecydował. Błyskawicznym ruchem ręki sięgnął po przedmiot i z taką samą prędkością przyciągnął go do siebie. Nie mógł jednak sprawdzić co też mogło to być. Musiał poczekać jeszcze trochę aż tamci odeszli na tyle daleko by mógł wypełznąć spod swej kryjówki.

Nie miał pojęcia kim mogli być ci ludzie ale wolał tego nie sprawdzać i bardzo się z tego cieszył. Od razu gdy już stał na równych nogach wyjął kolejnego papierosa i rozpalając powtarzał cichcem.
- K*rwa , k*rwa… - Zaczynał powoli żałować iż w ogóle puścił się w pogoń za Igorem. Nawet jeżeli go spotka ten uparty dureń nie będzie chciał z nim wrócić. W miarę spalania czuł się coraz lepiej aż wreszcie przypomniał sobie o przedmiocie który toteż zgubił jeden z ludzi przechodzących koło przyczepy. Nadal trzymając w ustach papierosa wyjął znalezisko i dokładnie je obejrzał. Jak się okazało było to wyłączone PDA. Fidia zaciekawiony uruchomił przedmiot i od razu niemalże zabrał się za przeglądanie jego zawartości. Pierwsze co ujrzał to trasa wyznaczona z bagien aż do Prypeci , nie rozumiejąc tego plany szybko przeskoczył do folderu gdzie znajdowały się wiadomości. To właśnie w tym momencie zamarł a papieros wypadł z jego ust i spadł prosto na szutrową drogę. Otóż pierwsza nie odebrana wiadomość pochodziła właśnie od nikogo innego jak Fidi. Na wszelki wypadek przetarł oczy nie chcąc w to wierzyć , lecz na jego nieszczęście treść wiadomości była niezmienna. Chłopak chwycił się jedną ręką za głowę i spojrzał w kierunku z którego wracali owi ludzie. Nie miał zamiaru czekać od razu począł biec chowając PDA do wolnej kieszeni przy bandolierze a następnie chwytając w ręce swój karabin.

Nie dopuszczał do siebie myśli by Igor miał zginąć , to by oznaczało iż fatygował się tutaj narażając własne życie na darmo. Biegnąc tak w końcu droga skręcała , a przy samym zakręcie znajdowała się kilkumetrowa skarpa prowadząca w dół prosto na nie ogrodzoną część małego placyku przed równie nie wielkim budynkiem. Wtenczas to Fidia pierwszy raz użył swojej latarki czołowej i oświetlił cały teren na dole.
Otóż tam na placu widniała scena rodem z prawdziwej rzeźni. Rozszarpany tors leżał bezwładnie na ziemi będąc pozbawionym głowy oraz jednej ręki. Krew była praktycznie rzec biorąc wszędzie podobnie z resztą jak powyrywane wnętrzności. Chłopak w pierwszej chwili miał ochotę zwymiotować lecz przemógł się gdy dostrzegł iż zwłoki mają na sobie charakterystyczny pancerz czystego nieba. Tak teraz zdecydowanie nie miał żadnych wątpliwości….
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."

Za ten post Dziki otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Spadnięty.
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 25 Lip 2010, 19:51

Rozdział II

Zawsze Wierny



Fidia nie miał nawet zamiaru schodzić tam na dół. Przysiadł oparty o jakieś drzewo niedaleko owej skarpy , ciężko oddychając. Nie miał nawet zamiaru się ruszyć , zgasił latarkę i całkowicie zatracił się w myślach. Zawsze traktował Igora jak młodszego brata , przecież to on nauczył go podstawowych zasad którymi rządziła się zona. To on sprawił iż znalazł się w Czystym Niebie , ale to on nie zatrzymał go gdy szedł prosto w objęcia śmierci.
Chłopak patrzył przed siebie widząc w ciemności tylko czubki swoich porządnie wykonanych wojskowych butów. Dalej była już tylko wszechogarniająca czerń.
Pamiętał jeszcze ile znajomości i kontaktów wytrzebił po to by Igor mógł dostać się na bagna , i jak się okazało wszystko to było niczym krew w piach.

Po jakimś czasie gdy tak cicho siedział i toczył walkę z samym sobą w jego głowie zaświtała kolejna myśl. Fidia wziął głęboki oddech i odpiął zamek błyskawiczny od swojej podręcznej torby i wsunął tam swoją dłoń odzianą w brudną wełnianą, zieloną rękawiczkę by po chwili wyciągnąć ją razem z PDA które zgubił jeden z bandytów. Chłopak spojrzał na nie spode łba i kciukiem dotknął ekranu który natychmiast się rozświetlił, ukazując mapę zony oraz wyraźnie wytyczoną drogę jaką obrał sobie Igor.
- Ty skurczybyku. – Rzekł i cicho się uśmiechnął. Mimo iż Igor nie był doświadczonym stalkerem musiał mu przyznać iż trasę obmyślił niemalże pierwszorzędnie. Fidia przez chwile pomyślał nawet by ruszyć ową trasą za Lwem. Nie sam nie da rady. Jeszcze raz spojrzał na mapę i przełkną ślinę która przypominała teraz połknięcie jajka gdy zdał sobie sprawę z jednego bardzo ważnego faktu. Ty mu to jesteś winien…
Na tym zakończyło się myślenie chłopaka który nabrał w siebie nowej niemalże cudownej energii. Jego przyjaciel nie mógł zginąć na darmo , a to przecież on nie zadbał o niego przez co zginął. Fidia postukał się wolną ręką w głowę a na jego twarz mimowolnie wpłynął nieco szerszy uśmiech. Z powrotem schował PDA do szczelnej oliwkowej torby i podpierając się karabinem powstał. Na moment przewiesił broń przez ramię i nałożył swoją latarkę na czoło. Przetarł jeszcze oczy i włączył ową latarkę z której natychmiast wydobył się snop światła. Padł on prosto na drzewa przed nim które ciągnęły się niezwykle daleko znikając w ciemnościach która zdawała się je w tym momencie pożerać. Las wyglądał naprawdę straszniej niż przedtem biorąc do tego pod uwagę co Fidia zobaczył tam na dole.

Przestąpił dwa kroki do przodu depcząc po ściółce leśnej i wciągnął świeże i orzeźwiające powietrze jeśli w zonie miało to jakieś znaczenie. W tymże momencie przekręcił również głowę na bok wraz z latarką której światło padło na to czego Fidia się teraz nie spodziewał. Otóż dwadzieścia metrów przed nim skradało się trzech bandytów ubranych w dresy oraz dżinsy i kominiarki. Widocznie byli zdziwieni na co wskazywały ich wielkie oczy , lecz nie na to chłopak zwrócił w tym momencie uwagę. Jego wzrok padł prosto na ich karabiny. Jeden miał przy sobie posklejane taśmą izolacyjną MP 5 , drugi AK 74 a ostatni zwykły tani pistolet bodajże Makarov PM. Fidia był nieco bardziej rozgarnięty od Igora tak więc nie czekał i rzucił się w bok prosto do nie wielkiej dziury przypominającej okop , gdy tamci poczęli kierować lufy karabinów w jego stronę. Niecałą sekundę dokładnie przez miejsce w którym stał przeleciała spora ilość pocisków. On sam zdążył w tym czasie jeszcze zdjąć z ramienia własnego AK i przygotować się do strzału.

- Na lewo ! Jest na lewo ! – Mówił ktoś przed prowizorycznym okopem Fidi. Z głosu owej osoby chłopak domyślił się iż musi być szczerbaty. Spojrzał jeszcze w górę i dostrzegł jak księżyc dotąd oświetlający strefę począł na chwilę chować się za ciężkimi ciemnymi chmurami. Fidia niemalże od razu z tego skorzystał i zerwał się w górę przykładając kolebę swego AK do ramienia wcześniej gasząc jeszcze latarkę. Skierował karabin jak mu się zdawało , w ostatnią znaną pozycję bandytów i pociągnął za spust po czym broń wypluła z siebie około piętnastu morderczych naboi. Czuł jak automat wariował skacząc na boki tak więc szybko znów schował się do owego dołu czekając na jakiś znak.
I rzeczywiście chwilę później do jego uszu dobiegł krzyk lub też pisk pełen bólu.
- O k*rwa trafił Lewego ! Ty gnido ! – Wydarł się kolejny tym bardziej wyraźny i bardziej basowy głos a jego następstwem była długa seria pocisków. Wystrzał nie był zbyt głośny więc jak się domyślił Fidia wróg strzelał z MP 5. Chłopak jeszcze mocniej przycisnął się do ziemi czując już nawet w ustach liście i ziemię gdy nad jego głową przeleciało kilka kul. Nie było to przyjemne uczucie a do tego miał wrażenie jakby grał właśnie w jakimś filmie wojennym.

- Strzelaj ! – Krzyknęła kolejna osoba. Fidia nie miał nawet najmniejszego zamiaru by się podnosić dalej leżał maksymalnie przyciśnięty do ziemi zaciskając przy tym nerwowo zęby. Gdy ostrzał ustał Fidia miał wrażenie jakby coś przeleciało nad jego głową i pomknęło jeszcze za okop. Tak więc chłopak by się zrewanżować znów powstał i w momencie gdy już miał naciskać spust odczuł od strony pleców silny podmuch. Następnie poczuł się tak jakby ktoś uderzył go prosto w tył ciężkim żelaznym młotem. On sam natychmiast poleciał do przodu o mało nie wypadając z okopu. Powieki Fidi w niemalże ułamek sekundy zrobiły się ciężkie i co za tym idzie jego wzrok stał się całkowicie mętny. Zdał sobie również sprawę iż uderzył z niezwykłą siłą o ziemię co sygnalizował nasilający się ból całej twarzy. Zaczął sobie zdawać sprawę iż bandyci tylko na niego czekali. Musieli go po prostu już od dłuższego czasu śledzić. W miarę upływu kolejnych niezwykle ślamazarnych sekund , wszystkie zmysły zaczynały znów pracować. Odczuwał już wyraźny chłód splugawionej Czarnobylskiej ziemi oraz kawałki liści i ściółki leśnej w ustach.
- Chyba go masz…- Znów podniósł się głos a chwilę później odparł mu następny.

- Ta. Chodź idziemy , dobij go jak się będzie jeszcze ruszać.
Te słowa wywołały w umyśle Fidi nieprzyjemne obrazy i myśli. Był teraz wysunięty , ledwo przytomny oraz niemalże bezbronny ponieważ karabin wyleciał mu z rąk i wylądował gdzieś przed nim. To , to chyba jego…. Koniec.
- Cicho ! Słysza…. – Bandzior nie zdążył nawet dokończyć podczas gdy nad leżącym chłopaku przeleciała prawdziwa nawałnica kul. Fidia przekręcił głowę by spojrzeć przed siebie i dostrzegł jednego z wrogów. Widok nie był przyjemny ponieważ w całym jego ubraniu pojawiały się coraz to nowe zakrwawione dziurki a on sam z sykiem poleciał do tyłu gdy jeden z pocisków po prostu przebił jego głowę na wylot brudząc jedno z drzew posoką. Chłopak z kolei zamknął oczy i nie miał zamiaru przejmować się tym co będzie dalej.

*

- Ej chłopcze ? Żyjesz ? – Fidia słyszał te słowa wypowiadane zachrypniętym grubym męskim głosem zupełnie jakby znajdował się pod wodą. Potrzebował chwili by móc poruszyć ubrudzoną dłonią jak i również otworzyć oczy. Jego wzrok napotkał jedynie daleko od niego oddalony stalowy sufit z którego zwisały nie działające już stare lampy. Wszędzie tam na górze wiły się kable oraz inne , powykręcane w makabryczne pozy metalowe części. Gdzie nie gdzie widoczne były również wyrwy i dziury w dachu przez które dostawały się snopy dla niego wręcz cudnego światła słonecznego. Fidia przetarł oczy rękoma zdając sobie sprawę iż jedna z nich jest zabandażowana. Poruszył również barkiem dowiadując się że aktualnie znajduje się na czymś miękkim , i jak dobrze przypuszczał był to zakurzony i mocno pachnący starością materac. Po wykonaniu tych czynności podparł się rękoma i zmienił pozycję na pół leżącą.

Dostrzegł teraz iż znajduje się w swego rodzaju niższym stopniu o wiele większego pomieszczenia. W „dołku” do którego wiodła przymocowana nie wysoka zardzewiała i pozbawiona kilku stopniu drabinka było jeszcze kilka takich materaców a na każdym z nich leżała jakaś osoba. Niektórzy mieli opatrunki a inni jedynie chwytali się za brzuchy od czasu do czasu wymiotując do kubełków przy materacach. Każdy z nich miał na sobie kombinezon stalkerów w różnych kamuflażach lub też zwykłe kurtki i dżinsowe spodnie , na jego szczęście nie byli to bandyci.
Podłogę również zrobiono z chropowatej teraz już szorstkiej i nieprzyjemnej blachy która była pogięta w wielu miejscach. Ściana biegła wysoko w górę i również zrobiono ją z metalu , w wielu miejscach jednakże odstawały kable , brakowało skrzynek rozdzielczych , wisiały zniszczone rury z zaworami których nikt nie dotykał przez ostatnie trzydzieści lat. Można by rzec że gdyby nie ci wszyscy stalkerzy budynek byłby doskonałą manifestacją dewastującej siły zony. Mimo to Fidia wręcz kochał zonę , uwielbiał te tajemniczą aurę chociażby okalającą tą budowlę. Jacy ludzie tu pracowali ? Co tutaj wyrabiano ? Do czego to służyło ? Te wszystkie pytania zadawał sobie każdy człowiek wchodzący do jakiegokolwiek miejsca w zonie włączając w to owego chłopaka.

- I jak lepiej ? – Dopiero teraz Fidia zdał sobie sprawę iż przy jego materacu na rozkładanych wędkarskim czarnym krzesełku siedzi dobrze zbudowany mężczyzna grubo po czterdziestce odziany w typowy i wszystkim znany kombinezon stalkerów , z tą różnicą iż pomalowano go na rosyjski kamuflaż Flora oraz zmieniono nieco miejsce ładownic. Od razu w oczy rzucały się ciemne i gęste wąsy nad ustami ciągnące się prawie że na koniec policzków. Miał krótko ścięte swoje ciemno-brązowe włosy. Jego oczy z kolei świdrowały nieco otępiałego Fidie jakby chcąc wyciągnąć z niego wszystkie możliwe myśli. Ręce splótł przed twarzą prawdopodobnie teraz czekając na odpowiedź.
- Ja…nie wiem… no….chyba dobrze….- Chłopak na dobrą sprawę nie wiedział co powiedzieć. Masował jeszcze ręką tył swojej głowy który nadal go bolał a w uszach nadal niczym w oddali słyszał dziwaczny gwizd i tępy pisk. Stalker uśmiechnął się i jakby od razu stał się o wiele bardziej przyjaźniejszy. Przytaknął i zaczął mówić poprawiając swój nakolannik.
- Miło mi to słyszeć. Kolan długo się męczył by cię poskładać. Masz szczęście że granat nie walnął w okopie. – Rzekł tym samym głosem który zdawał się Fidi być bardzo przekonujący. Chłopak powoli zaczynał wierzyć iż może być on dość ważną personą.
- Jaki… jaki znowu granat ? – Spytał nie za bardzo wiedząc o co mu może chodzić. Odkaszlnął jeszcze i zobaczył kątem oka jak jakiś człowiek z kilkudniowym zarostem oraz w dość rzadko spotykanym kombinezonie SEVA w kolorze czarnym , sprawdza jednemu z rannych obandażowaną rękę.

- No granat. Nie wiem skąd go mieli , ale pewnie musiałeś im nieźle napsuć krwi. Dobrze że was usłyszał nasz patrol. Te świnie od długiego czasu tak robiły. Napadały każdego kto próbował przejść do nas z bagien. Dupki , coś bardzo upodobali sobie to wysypisko. Prawie od dwóch lat się z nimi o to tłuczemy i nic ciągle wracają. – Mężczyzna zaczął nawet gestykulować i mówić coraz to bardziej żywiej zupełnie jakby wkroczył w bardzo dobrze mu znany temat. Fidia patrzył na niego nadal nerwowo mrugając chcąc odpędzić mgłę która zachodziła mu na oczy.
- To gdzie ja tak właściwie jestem ? – Tylko to pytanie przyszło mu jak na razie na myśl a tamten niemalże od razu z zapałem zabrał się do odpowiedzi.
- Jak to gdzie ? W wolnej bazie samotników na wysypisku. Kiedyś mieli tu sztab bandyci ale od kiedy droga do centrum stoi otworem musieliśmy pruć naprzód. Ci kretyni od razu zmiękli ale cofnęli się na Agroprom i teraz robią niezły sajgon na tutejszych przejściach. – Fidia całe szczęście był w tym nieco rozeznany chociaż od dawna już nie wiedział jak miały się sprawy w walkę o tereny w zonie. Nagle przed jego materacem stanął człowiek który wcześniej doglądał rannych i jedynie obrzucił go wzrokiem i przywitał się kiwnięciem głowy , i niemalże od razu przeszedł dalej.

- O a to był właśnie Kolan. Nie jest zbyt rozmowny tym bardziej że ma teraz ręce pełne roboty jak sam z resztą widzisz. – Tutaj przerwał by głową wskazać na wszystkich tutaj leżących i zaraz dodał wstając z owego krzesła pod którym jak się okazało stała pusta puszka po piwie. – Ja muszę iść. Jak tylko będziesz chciał idź na górę , odbierz swoje graty u Spusta i wpadnij jeszcze do mnie.
Skończywszy mówić pożegnał się uśmiechem i gestem dłoni po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drabinki prowadzącej na górę.
- Hej ! Dzięki. – Odparł z wielką ulgą Fidia odprowadzając stalkera wzrokiem.
- Do usług. A i jeszcze jedno. Jak nie będziesz wiedział jak do mniej dojść to pytaj o Ojca Valeriana. – Po tych słowach wszedł na górę i zniknął z oczy chłopaka który od razu z powrotem opadł na materac i począł wszystko po kolei i jeszcze raz układać w swojej głowie.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 28 Lip 2010, 23:31

*


Chłopak spędził tak przynajmniej godzinę analizując to co spadło na niego w ostatnim czasie. Śmierć przyjaciela tak to chyba najbardziej go uderzyło. Nigdy nie zdawał sobie sprawę jak silne więzi się nawiązują w takich okropnych warunkach. Zwykły człowiek częstujący cię z uśmiechem chlebem oraz wódką od razu staje się twym bratem za którego byłbyś gotowy oddać swoje własne życie. Teraz rozumiał dlaczego żołnierze zawsze tak o siebie dbali , ktoś kto siedzi z tobą okopie i który jest twym sojusznikiem od razu zamienia się w osobę niezwykłą na której zaczyna zależeć i nie chcesz by zginęła. Tak to zdecydowanie były prawdziwie braterskie więzi i tak samo było z Igorem którego Fidia traktował jak małego raczkującego braciszka będąc jego przewodnikiem i opiekunem po zonie.
Rozmyślał tak wstając i otrzepując się oraz powoli kierując się w stronę drabinki po której niedawno wchodził Ojciec Valerian. Kilka minut temu doniesiono tutaj kolejnego stalkera z całym niemalże zabandażowanym brzuchem , biedak patrzył pustym wzrokiem w wysoki sufit i pozwalał niczym zwykła szmaciana lalka , łatać się lekarzowi.

Chłopak od razu się domyślił iż takie rany nie mogą być dziełem człowieka.
Fidia zaczął ostrożnie wchodzić po drabince aż wszedł na wyższy poziom i stanął pewnie na betonowej nawierzchni. Otóż cały środek budynku zajmowały tory kolejowe z kilkoma wagonami , przez których dziury w drewnianych ścianach dało się dostrzec wyraźne światło. Tory były w kompletnie zapłakanym stanie , w wielu miejscach pogięte lub też rozgrabione. Na platformie ciągnącej się na całej długości budynku stały liczne skrzynie , beczki w których zapewne niegdyś przewożono odpady , stoły przy których siedzieli stalkerzy , większe metalowe części które niegdyś wspierały dach teraz zajmowały praktycznie połowę drugiej platformy. Wyginały się w wszystkie strony a je same otaczał kurz oraz wyniszczone już nikomu nie potrzebne kable. Do tego okazało się iż takich niższych poziomów jak w tym w którym znajdował się lazaret było więcej. Jeden był jednak kompletnie zalany i zajęty przez wielkie maszyny od których odchodziły popękane rury z gigantycznymi wręcz przerdzewiałymi zaworami. W kolejnych znajdowały się składy amunicji czy chociażby prowizoryczne łóżka dla wszystkich stalkerów. Wokół nie dało się słyszeć zbyt wielu głosów a jedynie muzykę z radia którą nadawała jedna z Kijowskich Stacji. Radio było ustawione na taborecie przy którym siedziało dwóch ludzi ubranych w lekkie kombinezony jakie stosował stary Specnaz „Partyzan”. Na głowach mieli chusty koloru oliwkowego , a na ciele do tego wyposażyli się w kamizelki z licznymi granatami oraz ładownicami. Przy jednym stał imponujący SWD a przy drugim kolejny karabin snajperski SWU.

Jednakże to go w tej chwili mało interesowało więc od razu ruszył w kierunku wielkiego szyldu „Magazyn”. Po drodze przyglądał się wszystkim urządzeniom stojącym pod ścianami oraz wszelkim rurom biegnących na ścianach do kolejnych urządzeń. Wszystko to zdawało się tworzyć jeden idealny organizm , martwy organizm. Dodatkowo mijając jeden z wagonów dostrzegł stalkerów grających w karty. Wszyscy byli bardzo pijani za wyjątkiem jakiegoś sprytnego młokosa któremu źle z oczu patrzyło , ubranemu w długi zielony prochowiec. Fidia znał takich ludzi , przychodzili do każdej z baz lub do barów i obrabiali każdego napotkanego naiwniaka. Legalni bandyci. Chłopak pokiwał głową i minął kolejnego mężczyznę odzianego w ciężki kombinezon Bułat który niemalże przypominał kuloodporną zbroję. Ile by dał by móc nosić coś takiego…

W końcu jednakże doszedł niemalże na sam koniec budynku i skręcił w prawo by zaraz wejść na okratowaną podłogę pod którą widoczne były stare i zdecydowanie już nie działające generatory. Jego wzrok utknął jednak w drewnianym kramie pozbijanym z kilku desek oraz wyniszczonej blachy znalezionej na wysypisku. Za kramem stał Leciwy stalker którego broda oraz wąsy były już szare podobnie z resztą jak krótkie włosy. Na twarzy miał również widoczne zmarszczki , lecz jego uśmiech sprawiał iż wydawał się bardzo życzliwym człowiekiem. Na sobie miał tylko zielony sweter polowy oraz spodnie w kamuflażu flecktarn. Gdy tylko Fidia zbliżył się do kramu nad którym wisiał owy szyld na którym koślawo nabazgrano farbą „magazyn” stalker rzekł do chłopaka.
- O młodzik ! Coś dla ciebie ? – Spytał wygodnie siadając na widocznie wytartym oraz wielu miejscach rozdartym obrotowym tanim krześle i przy tym splatając ręce.
- Miałem tu przyjść odebrać swój sprzęt , w każdym razie tak twierdzi Valerian. – Odparł Fidia stojąc przed kramem.
- Tak , hmmm wspominał coś że przyjdziesz. Przyszykowałem twoje graty … poczekaj tutaj chwilę. – Po tych słowach wypowiadanych chrapliwym głosem wstał i zaczął grzebać w jednej z zwykłych stalowych skrzynek jakich w tymże magazynie było całe multum.
- Wybierasz się gdzieś harcerzyku że tyle tego bierzesz ? – Spytał starszy stalker po kolei wyciągając wszystko na bok.

- Można tak powiedzieć. Muszę kogoś znaleźć.
- Też bym sobie ruszył w zonę. Pamiętam jak jeszcze wraz z Jarem codziennie popalaliśmy trawkę i zdobywaliśmy wyżyny w zonie… tak dobre to były lata. – W trakcie mówienia dziadek począł wykładać wszystkie rzeczy na ladę. Ku zdziwieniu Fidi mało było w tym jego rzeczy. Otóż przed nim rozłożono AK-74 z celownikiem PSO , długi bagnet do karabinu , Pistolet PM , kilka magazynków do AK , nową maskę przeciwgazową „Buldog” , oraz plecak pełen racji żywnościowych. W jego kieszeniach schowano także PDA. Chłopak nie miał nawet zamiaru kryć zdziwienia.
- No ale to już nie moje czasy. Wiesz lata już nie te i trzeba było sobie odpuścić. – Dokończył dziadek i znów usiadł na krześle chwytając przy tym nie wielkie tanie białe radyjko , które począł ustawiać na właściwy kanał.
- Ale to nie ….
- Bierz , Valerian kazał ci to dawać to daję. – Wzruszył ramionami i spojrzał na chłopaka. – Co takie oczka robisz ? Dalej bierz. – Ponaglił go wskazując na całe oporządzenie. Fidia nie miał zamiaru protestować i szybko uporał się z tym wszystkim. Magazynki pochował do swych ładownic , karabin przewiesił przez ramię , plecak nałożył na plecy a maskę przyczepił do pasów w swojej kamizelce. Jeszcze raz omiótł wszystko wzrokiem , szybko podziękował i odwrócił się na pięcie. Gdy już miał wychodzić usłyszał za sobą głos owego staruszka.
- Ej czekaj no ! Weź pozdrów ode mnie Jara jak go spotkasz , równy z niego chłop. – Po tych słowach gestem dłoni oznajmił mu by szybko opuścił teren magazynu. Fidia odetchnął i zdecydowanie zszokowany hojnością stalkerów podszedł do snajperów których widział już wcześniej.

- Ty wyglądasz jak psie g*wno ! Nie umiesz nawet mięsacza ustrzelić barani łbie ! – Wydzierał się jeden z nich wskazując na towarzysza który robił się czerwony z złości.
- A ch*j ci w oko ! Zdejmujesz gacie dla wojskowych , bez ze mnie to by się dalej do ciebie dobiera….
- Przepraszam – W rozmowę nagle o dziwo wtrącił się lekko zmieszany chłopak po czym spytał. – Gdzie znajdę Ojca Valeriana ?
- O tam w największym wagonie. – Gdy zakończył zdanie od razu wrócił do wyzywania swojego kompana machając butelką wódki raz to w jedną raz to w drugą stronę. Fidia nie zdążył nawet podziękować. Od razu skierował swoje kroki do wyznaczonego miejsca po czym po prostu przeszedł przez kładkę zrobioną z drewnianych czerwonych drzwi i znalazł się w wagonie.
Całe pomieszczenie oświetlała nie wielka lampka w jednym z rogów która rzucała nie wielkie światło i delikatnie ukazywała Valeriana siedzącego w jendym z dwóch poszarpanych brązowych foteli. Rzecz jasna na jego fotelu dodatkowo ułożono wygodny wełniany koc. Czytał on właśnie jakiś raport na swoim PDA i z początku nawet nie zwrócił uwagi na nowo przybyłego gościa , co dało jemu czas z kolei by przyjrzeć się bliżej wnętrzu. Jako ozdobę na jednej z ścian powieszono trofea dziwacznych mutantów z którego Fidia był w stanie rozpoznać jedynie jednego a był nim Snork. Już same te głowy miały chyba za zadanie przypominać każdemu wchodzącemu tu stalkerowi iż znajduje się w zonie i powinien pamiętać o tym z czym ma do czynienia. Nieco z boku stało również polowe łóżko na którym znajdował się wyraźny niemalże nowy tom Biblii. Przy łóżku ułożono taboret z czerwonym budzikiem wskazującym aktualną godzinę. Po lewej stronie Fidi widniała także nie wielka skrzynia koloru brązowego z licznymi zadrapaniami oraz odbarwieniami co znaczyło iż pochodziła jeszcze z czasów wybuchu z 86 roku. Chłopak wiedział iż jak na standardy zony taki wagon jest niemalże luksusem w porównaniu do zwykłych materacy czy namiotach , które zawsze są swego rodzaju „domem” dla stalkerów.

Chłopak nagle zapukał i dopiero wtenczas mężczyzna spojrzał w jego stronę.
- Dobrze że tak szybko przyszedłeś. Myślałem że jeszcze się prześpisz. Jak się czujesz ? – Spytał z uśmiechem wskazując na fotel na którym zaraz zasiadł Fidia.
- Całkiem całkiem , dzięki za troskę.
- Wyśmienicie , myślałem nawet iż będą cię jeszcze dłużej składać , wiesz nie zawsze wszystko idzie tak sprawnie jak….
- Przestań pierdzielić i powiedz mi o co chodzi. – Przerwał mu ostro patrząc Valerianowi prosto w oczy i zaciskając przy tym pięści na fotelu w tym także dostrzegając oparty o ścianę znak ostrzegający przed wysokim promieniowaniem. – Dajesz mi nowy sprzęt , ratujesz … o co w tym chodzi co ? Gdzie jest haczyk ?
- Bystry z ciebie dzieciak. – Stwierdził stalker odkładając na bok swoje PDA po czym chwycił kubek z kawą która w zonie była kolejnym rarytasem. – Nie będę owijał w bawełnę. Wiem dokąd zmierzasz , nie interesuje mnie po co. Jednakże trasa którą sobie wyznaczyłeś jest nieaktualna w ścieżki niedostępne. Zaznaczyłem ci nową , lecz mam w tym swój interes.
- K*rwa wiedziałem… - Burknął niechętnie Fidia pod nosem i dalej pozwolił Valerianowi ciągnąć rozmowę.
- Chciałbym abyś szedł przez Limańsk i przy okazji dostarczył mojemu przyjacielowi nad Jantarem dał mojemu znajomemu pewne dokumenty. Zapakuje je w szczelną teczkę którą przekażesz człowiekowi o ksywce Elektryk. Przy okazji będzie to twój przystanek.
- Aaa czyli niby taki dobry ojczulek a tu dajesz mi do zrozumienia że albo to zrobię albo dostanę kopa w du*ę tak ? – Spytał nerwowo Chłopak. Czuł się oszukany. Nie wiedział czy mu wierzyć , w końcu tutaj każdy mógł się okazać zwykłą szują która chciałaby ciebie wykorzystać do własnych celów.

- Możesz tak to ująć. – Dodał jeszcze od siebie Valerian upijając łyk kawy i widocznie delektując się jej smakiem. Fidia zaczynał coraz bardziej tracić wiarę w ludzi , najpierw ci pomogę a następnie posadzą pod murem. Chłopak prychnął i odwrócił głowę.
- Nie wiem , trudny wybór. – Odparł sarkastycznie.
- To tylko drobna przysługa dzieciaku. Jeśli mi nie wierzysz jasne idź swoją trasą ale jak natrafisz na anomalię albo inny syf miej pretensję tylko do siebie. – Valerian zdawał się mówić śmiertelnie poważnie , biorąc pod uwagę ton jego głosu oraz wyraz twarzy który raczej nie wskazywał żadnego podstępu. Fidia zamyślił się na chwilę. Bez sprzętu fakt faktem daleko nie zajdzie a do tego droga mogła być rzeczywiście niebezpieczna biorąc pod uwagę iż układał ją ktoś kompletnie nie znający realiów zony , a która była do tego zbyt prosta. Chłopak nie miał większego wyboru więc jedynie zacisnął zęby na wardze po czym rzekł niechętnie spuszczając wzrok.
- Dobra , dawaj tą teczkę. – Valerian od razu widocznie się rozradował i ręką wytarł swoje mokre od kawy wąsy. Jednakże coś nagle zaczęło młodzikowi zdecydowanie się nie podobać w oczach tego człowieka i od razu skojarzył go z cwaniakiem w osobnym wagonie który okradał każdego nieszczęśnika. Stalker odstawił kubek i w uśmiechu pokazał szereg swoich nieco pożółkłych zębów.
- Zuch chłopak….
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 01 Sie 2010, 20:46

Niestety teraz będzie 2 tygodniowa przerwa z powodu mojego wyjazdu , za co czytelników przepraszam. Swoją drogą wszystkim z resztą życzę udanych wakacji i następna część ukaże się nie wcześniej niż po 17 sierpnia. ;)
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."

Za ten post Dziki otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Pyr0.
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Przez Zonę....

Postprzez Pyr0 w 02 Sie 2010, 10:22

Żegnaj :) . Co do opowiadania jak zwykle oczywiście majstersztyk tylko gdzie-nie-gdzie są literówki ale to nie psuje genialnego klimatu opowiadania :E .
Ocena 5/5 oczywiście :wink: .
"We believe in power of music to change lives" - Tim Mcllrath
Image
Windows 7 Home Premium 64bit
Intel Core i5 760/ 2.80 Ghz
Gigabyte Radeon HD5770 1024MB
Goodram 2x2GB
Awatar użytkownika
Pyr0
Stalker

Posty: 134
Dołączenie: 29 Kwi 2009, 14:48
Ostatnio był: 25 Gru 2016, 16:07
Miejscowość: Piekary Śląskie
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 10

Re: Przez Zonę....

Postprzez Dziki w 17 Sie 2010, 18:39

Rozdział III Naciągacz


Fidia czuł jak jego stopy zaczynają boleśnie odczuwać ciągnącą się podróż. Aktualnie powoli szedł asfaltową drogą mijając kolejny porzucony wojskowy transporter przy którym leżało ciało młodego stalkera odzianego w zwykłą oliwkową kurtkę. Na jego głowie spoczywał kaptur jednak młodzieniec mimo to dostrzegł iż trup ma całkowicie zdeformowaną twarz z której powoli wraz z kroplami deszczu na drogę powoli kapie krew. Nie był to zbyt budujący widok. Sam chłopak przystanął w tym miejscu na chwilę przecierając mokrymi rękoma oczy. Z pewną dozą niepokoju oparł się o owy transporter dostrzegając przez deszcz zarysowania które niewątpliwie zostały wykonane przez coś co posiadało niesamowicie ostre pazury. Trup znajdował się dwa metry od zmęczonego i zziębniętego chłopaka. Gdyby nieco bliżej się przyjrzeć można by ujrzeć iż martwy stalker ma jeszcze na sobie kompletnie poszarpane resztki dżinsów i zakrzepnięte kikuty zamiast nóg. Jego ręce zwisały bezwładnie co kojarzyło się z gestem okazującym brak jakiejkolwiek nadziei. To nie za bardzo pomagało Fidi spokojnie przebrnąć przez najbliższe miasteczko przez które najszybciej mógł znaleźć się w jantarze. W pewnym momencie młodzieniec miał wrażenie iż burza wzmogła się ponieważ coraz większe ilości kropel spadało na ziemię a i coraz częściej niebo przecinały dla niego tak niezwykle piękne a zarazem ponure błyskawice. Odetchnął głęboko i spojrzał dalej na drogę ale niczego nie dostrzegł przez niezwykle silną ulewę.

- Tylko spokojnie. – Rzekł sobie pod nosem , przez co przy okazji kilka kropel wleciało mu do ust. Znów otarł rękawem twarz ale to nic nie pomogło , ba nawet pogorszyło sprawę. Fidia nadal nie miał pojęcia dlaczego tak właściwie się na to zgodził jednakże wiedział iż stalkerzy czasami potrafią w zachowaniu i metodach zrównywać się z bandytami. Młodzik odkaszlnął i pociągnął nosem po czym począł dalej kierować się do miasteczka. Ostatni raz jedynie zerknął na trupa który w przebłysku wyglądał jeszcze gorzej. Szybko odwrócił wzrok i znów począł brnąć przed siebie. Wyraźnie słyszał jak jego buty co jakiś czas wpadają w kałuże które wytwarzały się w dziurach asfaltu. Mimo iż były to ciężkie wojskowe buciory jakimś cudem niektóre krople dostawały się do środka bardzo utrudniając mu tą podróż. Całe szczęście iż jego kombinezon ochronny osłaniał jego ciało , cóż za wyjątkiem twarzy którą kaptur nie był w stanie całkowicie zasłonić.

Tak więc idąc tak milcząc wkrótce przed nim zamajaczyły kontury jakiś betonowych budynków. Fidia spodziewał się raczej jakiejś wioski lub czegoś podobnego , ponieważ w tak ciasnych pomieszczeniach czuł się strasznie niepewnie. Może dlatego nigdy nie dał się namówić do zejścia do podziemi ? Chłopak nie miał zamiaru się zatrzymać i szedł dalej chlapiąc wodą na wszystkie możliwe strony. Otóż jak się okazało był to jakiś nie duży ale za to skomplikowany kompleks cały odgrodzony siatkowym płotem który na pewno niegdyś był pod prądem. Jedynym wejściem była brama główna którą zagradzała sporej wielkości śmieciarka , lecz na szczęście była ustawiono w taki sposób iż można było przejść na drugą stronę przez kabinę kierowcy. Fidia najchętniej ominąłby to miejsce jednakże okoliczne tereny aż kipiały od promieniowania a on nie miał najmniejszego zamiaru umierać wypluwając swoje wnętrzności.

Będąc już niemalże przy samej śmieciarce zobaczył jeszcze mały budynek przy bramie. W środku stał telewizor kilka teczek na jednej z półek oraz radio na parapecie przy oknie. Zapewne tutaj siedział strażnik kontrolujący wszystkie przyjazdy. Chłopak dłużej nie chcąc marnować czasu otworzył z trzaskiem drzwi pojazdu. Od razu uderzył go w nozdrza ostry zapach stęchlizny i bodajże zaschłej krwi. Zakrywając dłonią usta powoli wszedł do środka. Tutaj dźwięki kropel uderzających o cały pojazd były przytłumione co dawało dziwaczne poczucie swoistego bezpieczeństwa. Mimo to przeczucie Fidi podpowiadało mu by nie zwlekał i jak najszybciej ruszał dalej. Młodzik nogą otworzył drugie drzwi które wręcz z hukiem się otworzyły i omal nie wyleciały z zawiasów. Wychodząc chłopak nie wiedzieć czemu zatrzymał się na moment uważnie patrząc na zdjęcie przyklejone nad szybą. Było czarnobiałe a znajdowało się na nim kilka postaci. Pierwszą najbardziej rzucającą się w oczy był mały uśmiechnięty chłopczyk na wózku inwalidzkim. Na sobie miał zwykłą koszulkę w paski oraz skromne szorty i tanie buty. Z tyłu wózek trzymał jakiś mężczyzna prawdopodobnie Ojciec odziany w koszulę oraz sztruksowe spodnie. Ostatnią osobą była kobieta po lewej stronie wózka która zdjęcia aż biła radością , lecz obraz był tutaj na tyle rozmazany iż chłopak przestał się mu przyglądać i jedynie ruszył dalej.

Takie rzeczy często mu przypominały o tym gdzie się znajduje i o tym co kiedyś tutaj się znajdowało. Zona chcąc nie chcąc ciągle przywoływała wszystkie duchy przeszłości. Mimo to ruszył dalej dowiadując się przy okazji po napisach na jednej z ścian iż jest to sortownia odpadów. Tuż przed nim stał główny budynek biurowy. Niektóre okna miały powybijane szyby z resztą jak w większości budynków w strefie. Do tego główne wejście zostało pozbawione drzwi które teraz leżały przed nie wielkimi głównymi schodami. Nim młodzik w ogóle wszedł do środka wziął głęboki oddech i zastanowił się nad tym dobre kilka razy. Nie miał jednak większego wyboru i wreszcie postawił swoje kroki w pierwszym pomieszczeniu. Stało tutaj sporej wielkości drewniane biurko a wokół niego zostały rozrzucone niewiarygodne ilości najróżniejszych papierzysk. Za samym biurkiem stało wytarte i wyniszczone krzesło. Po za tym na ścianie po lewej stronie wisiał jeszcze portret Lenina , który zdawał się teraz przewiercać chłopaka wzrokiem. Fidia zobaczył również drzwi które jednakże na środku miały sporej wielkości dziurę. Chłopak począł stąpać po drewnianej podłodze aż otworzył owe drzwi. Lufa karabinu od razu powędrowała ku górze a kolba przywarła do dołka strzelniczego ale nic tam nie było tylko korytarz i kilkanaście zwykłych brązowych pudeł w których piętrzyły się aktówki. Młodzik ruszył , jak zauważył podłoga w korytarzu również była drewniana lecz z tą różnicą iż tutaj za każdym jego krokiem złowrogo skrzypiała.

Kolejną niezbyt przyjemną rzeczą była burza na zewnątrz która za pomocą błyskawic śmiała się z niego zupełnie jakby wiedziała iż zaraz zginie. Fidia jednak nie chciał siebie dołować i przystanął na rozwidleniu korytarza. Teraz również przypatrzył się zielonym teraz już obskurnym i zakurzonym ścianom. Czuł jak jego oddech przyśpiesza. Miał dziwne wrażenie iż ktoś lub coś za chwilę wyjdzie znikąd i zakończy jego krótki żywot… tak…. bał się.
By samego siebie czymś zająć wyjął z podręcznej oliwkowej torby PDA. Pamiętał jeszcze jak przed przybyciem do zony kupił ją na jednym z bazarów w Rosji gdy był tam na wakacjach. Uśmiechnął się przywołując te wspomnienia i spojrzał na swoje urządzenie. Uważnie przestudiował mapę i postarał się ją zapamiętać , na tyle dobrze na ile tylko potrafił. Z powrotem ukrył PDA jeszcze na wszelki wypadek je wyłączając i skręcił w lewą odnogę która prowadziła do końca kompleksu. Szedł bardzo powoli co jakiś czas mijając pozamykane drzwi lub kolejne pudła które teraz już były zupełnie puste. Korytarz jednakże delikatnie zakręcał i gdy Fidia minął owy zakręt dostrzegł coś czego w tej chwili najmniej by się spodziewał. Dalsze przejście było kompletnie zawalone gruzem a odsypanie tego w pojedynkę było wręcz rzeczą niewykonalną.

- Ja pie*dolę , czy raz mogę w życiu nie mieć pod górkę ?! – Zaklął cicho pod nosem i zacisnął zęby z złości. Od razu a raczej odruchowo rozejrzał się na wszystkie strony by dostrzec ewentualną drogę alternatywną. Całe szczęście nieco za nim znajdowała się toaleta w której z tego co pamiętał w ścianie znajdowała się dziura która mogła prowadzić do kolejnych pomieszczeń. Chłopak spiął się w duchu i niemalże z szturmu wparował do ubikacji. Była to typowa toaleta z czterema toaletami oraz kilkoma pisuarami przy ścianach. Jednakże wszystko było kompletnie zdewastowane. Kafelki walały się dosłownie wszędzie podobnie jak tynk czy inne dziwaczne resztki. Nie brakowało tutaj również gruzu które zwieńczeniem była duża dziura w jednej z ścian. Nie było tutaj wystarczająco dużo ścian więc Fidia włączył swoją latarkę czołową i wszedł do środka.

Już przy pierwszym kroku fale kurzu wzniosły się w górę drażniąc jego oczy oraz oddech co zaowocowało nieprzyjemnym dla niego kaszlem. Musiał na chwilę przystanąć by przetrzeć oczy do których dostał się uszczypliwy kurz. Minęło kilka minut aż wreszcie się opanował i jeszcze wolniej z większą rozwagą ruszył przed siebie. Dziwne ale wchodząc tutaj czuł czyjąś obecność która niemalże biła z owej dziury w ścianie. To budziło w nim lęk jeszcze większy niż wtedy gdy omal nie został rozerwany przez granat. Co innego umrzeć natychmiast a co innego dać się zagryźć. Młodzik znalazł się nagle przy lustrze które było w wielu miejscach pęknięte. Ujrzał swoje odbicie lecz i nie tylko to. Otóż tuż za nim w ciemnościach jednej z otwartych kabin majaczyły białe oczy które patrzyły na niego z tak wielkim głodem , że normalny człowiek zamarłby od samego patrzenia w owe ślepia. Fidia obrócił się już niemalże naciskając na spust w kierunku celu. Przy okazji potknął się i boleśnie uderzył plecami o jeden z zdewastowanych kranów.

Co dziwne owa toaleta była zamknięta , a przecież to wyglądało tak diabelnie i przerażająco realistycznie. Chłopak wolał nie czekać i z impetem nogą otworzył po kolei wszystkie drzwi. Nic , pusto po prostu pusto. Zaaferowany i zdecydowanie zdziwiony Fidia rozmasował swoją mokrą od deszczu głowę. Poczuł jak w jednym momencie przez jego ciało przechodzą ciarki co było nieprzyjemnym uczuciem. Wiedział jednakże że traci coraz więcej czasu tak więc nadal zdenerwowany podszedł do owej wyrwy w ścianie. Za nią niestety nie było żadnych schodów czy jak oczekiwał Fidia kolejnego prostego korytarza. Zamiast tego był oto malutkie pomieszczenie w kolejną dziurą w podłodze. Cuchnęło stamtąd nieprawdopodobnie , ale z tego co pamiętał z map innego przejścia nie było. Na wszelki wypadek przeżegnał się i zarzucił karabin na plecy. Zaraz po tych czynnościach po prostu skoczył do dziury w podłodze.



*


Lądowanie nie było zbyt miękkie , ponieważ jego ciało u końca spotkało się z czymś twardym. Jak się okazało był to beton od którego teraz niestety bolał go prawy bark oraz ramię. Całe szczęście iż spadł bokiem a nie na plecy. Karabin mógłby tego nie przetrwać. Wizja chodzenia tutaj bez broni nie była ciekawa , jeśli z bronią już wydawała się głupia. Młodzik chrząknął i podparł się jedną nie obolałą ręką. Wyczuł koniuszkami palców nie wielką ilość zimnej wody oraz chłód betonu. Podniósł głowę i od razu snop światła z latarki spotkał się z krańcem bliskiej półokrągłej ściany. Jak się okazało w tej chwili był w jakimś kanale pod kompleksem. Westchnął i narzekając pod nosem powoli nieco się chwiejąc powstał. Tutaj zapach był jeszcze bardziej mdlący i o mało znów nie położył go z powrotem na ziemię. Już sam jego oddech odbijał się tutaj echem denerwując i przeszywając każdy nerw w jego ciele.
W tymże momencie z nikąd zupełnie jakby z najgorszych czeluści piekła rozległ się okropny ryk. Rozchodził się wszędzie a całe to sklepienie tylko wzmacniało jego siłę oraz grozę. Fidia miał ochotę się skulić i zacząć szukać w podłodze drogi ucieczki ale wiedział iż nie może oddać się szaleństwu. Zdjął karabin z pleców i począł biec prosto przed siebie byle by tylko uciec od… tego czegoś.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."

Za ten post Dziki otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Pyr0.
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości