przez Esis111 w 28 Gru 2013, 13:26
Jest to moje pierwsze opowiadanie wyłożone publicznie. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Oczekuję szczerych opinii. Uwaga! Te rozdziały są króciutkie tylko do zobaczenia jak piszę. jeśli się wam spodoba napiszę więcej, ale dłuższych rozdziałów.
I
Budzę się cały odrętwiały. Twarda podłoga piwnicy to nie najlepsza miejscówka na odpoczynek. No cóż, nie ma się co nad sobą użalać tylko trzeba ruszać w dalszą drogę. Otwieram drzwiczki by przyzwyczaić oczy do światła i przy okazji obejrzeć mapę. Hmm... Tak ja jestem gdzieś tu, jakieś pół kilometra od zabudowań starego Osiedla. Osiedle to małe miasteczko, stalkerzy tak je nazwali, bo nikt naprawdę nie wie jak się to miasteczko nazywa. Biorę łyk energetyka, zjadam kromkę chleba, i idę. Przy wyjściu leżą zwłoki nibypsa którego ubiłem poprzedniej nocy. Widzę coś, czego nie zauważyłem poprzednio. Między drzewami powybijanymi oknami patrzy na mnie mały domek. Sprawdzam mapę. Nic tu nie ma o żadnych zabudowaniach typu leśniczówka czy coś. Postanawiam to sprawdzić. Błądząc między drzewami porośniętymi rdzawym włosiem dochodzę do małej chatki z garażem. Dziwne, bardzo dziwne. Jakość drewna świadczy o tym, że domek nie mógł istnieć przed pierwszą awarią, nie jestem też pewien czy przed drugą. Wyciągam licznik geigera który zaczyna trzeszczeć i to dość poważnie. Odchodzę nie robiąc hałasu, nigdy nie wiadomo co może się w takiej chatce kryć. Odwracam się i przekonuję, że miałem rację. Między drzewami śpi sobie pokaźna pijawka. Nosz kurde! Zona zapodała mi nowe tempo. Muszę iść ostrożnie ale i troszkę przyśpieszyć, nie chcę zbudzić mutanta, ale wiem też, że może się obudzić w każdym momencie. Jak mówiłem w każdym momencie. Pijawka podnosi swoje ciało bardzo powoli a ja wyciągam mojego starego, kochanego SCAR'a którego nazywam wojakiem. Gdy mutant obraca się, ładuję mu krótką, ale celną serię. Ryk złości, i plask odpadających kawałeczków mięśni zlewają się w jedno, po czym mutant rusza na mnie. Przez ból ma problemy ze swoją umiejętnością robienia się niewidzialną więc widzę jak biegnie, robi zamach i chybia, po czym ja ładuję kolejną serię z automatu. Trafiam w kark i plecy więc na pijawce nie zrobiło to zbytniego wrażenia. Cudem unikam złapania w szpony mutanta, a w kontrataku wypruwam resztę magazynka prosto w głowę. Mutant upada, ale ja, jako przesądny i zapobiegawczy stalker, wsadzam w paszczę pijawki naładowaną tetekę i wypuszczam cztery mordercze strzały. No, zabawnie było nie ma co. Zasapany i spocony, trzęsącymi rękoma odcinam macki. Przynajmniej się trochę zarobi. Wychodzę z lasu i patrzę na zabudowania Osiedla.
II
Spoglądając z dachu budynku oglądam całe Osiedle. W centrum znajduję się tablica informacyjna z resztkami propagandowych plakatów, co świadczy o tym, że to miasteczko na pewno istniało przed pierwszą awarią. Licznik trochę trzeszczy, ale za niedługo zejdę, ten dach to tylko taki punk obserwacyjny. Mam już schodzić, ale rejestruję ruch gdzieś na północnych peryferiach obszaru. Wyciągam lornetkę i szukam wspomnianego ruchu. Bandyci. Pięciu dokładnie, nie chcę się zbytnio im pokazywać bo albo będą chcieli ode mnie łup, albo zaczną strzelać bez pytania. Sprawdzam wojaka, trzeba doładować. Z naładowanym SCAR'em wychodzę na zewnątrz. Bandyci są gdzieś na moje lewo, idę więc na wprost, do opuszczonej mleczarni. I tu moje chowanie się idzie na marne. Spoglądam na pięciu kolesi w szpanerskich, skórzanych kurtkach którzy drą się do mnie po rusku:
-Łapy w górę! Żadnych gwałtownych ruchów!
Nie słucham walę na oślep serią, rzucam granat i chowam się za drewniane skrzynki. Huk wystrzału rozrywa skrzynkę metr ode mnie. Wyłaniam się i rozwalam pozostałych dwóch bandziorów. Jednemu oderwało rękę od granatu, dwóch dostało poważne rany( jeden w głowę a drugi w okolice szyi). Dobijam tego bez ręki, żal mi go ja by też nie chciał się tak męczyć. Zbieram łupy, trochę amunicji do teteki, granaty, apteczka i trochę kasy. Zgłodniałem, przegryzam kiełbasę dietetyczną, i wychodzę na zewnątrz. Trawią mnie wyrzuty sumienia, no bo każdy z tych bandytów mógłby zejść z tej ciemnej drogi zanim wpakowałem mu kulkę. A poza tym ja i tak do ludzi nie lubię strzelać. Słońce chyli się ku horyzontowi. Warto byłoby znaleźć sobie jakąś kryjówkę, ale tylko nie piwnicę. Wchodzę do pierwszego lepszego domu, witają mnie trzy rodenty. Nie zastanawiam się, tylko rozwalam je pojedynczymi strzałami. Robię sobie leże ze starych materacy i zamykam oczy.