System Zony

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

System Zony

Postprzez Brązowy koń w 30 Paź 2011, 13:27

Część 1:

Ogólny wstęp

System Zony to miejsce, którego nikt nie potrafi zlokalizować na mapie. Stalkerzy niewiele o nim wiedzą, a większość krążących o nim opowieści to stalkerowskie legendy. Niestety jednak system ten istnieje w Zonie, a miejsce gdzie się znajduje stanowi obszar zniknięć i dziwnych śmierci. Nie ulega wątpliwości, że obszar zwany przez stalkerów "dziwnym" znajduje się w Kordonie niedaleko tunelu. Teren ten nie tylko jest zbiorowym cmentarzem niedoświadczonych samotników i rejonem tajemniczych zniknięć, ale także terenem, którego od pewnego czasu stalkerzy wolą unikać. Miejsce to jest ponoć nawiedzone. Inni twierdzą, że wytworzyły się tam jakieś paranormalne zjawiska. Pewnym faktem jest jednak, że każdy kto spojrzy na to miejsce ma złe przeczucia i lęki.

Oczami jednego ze stalkerów

Alexander Bistriełow był człowiekiem dobrze zbudowanym, o średnim wzroście, oraz prostej i ociosanej twarzy. Wyglądem przypominał kamień zmuszony do chodzenia, mówienia, biegania i życia. Wewnątrz był człowiekiem zaradnym, spokojnym i cichym. Do Zony dostał się usłyszawszy od znajomego plotki dotyczące cennych znalezisk. Niecałe dwa tygodnie temu spakował się i wyruszył na swoją "misję zarobkową"- jak często to sam określał. Dostawszy się do Zony od razu zapoznał się z tutejszym handlarzem i stalkerami. Większość ludzi przyjęła go życzliwie, choć od tego momentu zagrożenie stanowili bandyci i wojskowi, którzy często patrolowali okolice. Bistriełow jednak ani razu nie dał się złapać. Zawsze korzystał z rad stalkerów i stosując się do nich udało mu się nie napotkać nigdy żadnego wroga. Największą dla Alexandra nowiną była wiadomość o zmutowanych formach życia. Początkowo nie mógł w to uwierzyć i się śmiał, ale kiedy na własne oczy zobaczył w oddali dzika dziwnie zdeformowanego zaczął ufać nowym znajomym i traktował od teraz wiadomości o mutacjach bardzo poważnie. Poszukiwanie artefaktów okazało się niezwykle fascynującą przygodą. Okazało się, że artefakty można znaleźć wszędzie. Bistriełow nigdy nie zapomniał tego momentu, kiedy w krzakach niedaleko wioski zobaczył coś świecącego. Był wtedy dość sceptycznie nastawiony do otoczenia, ale zawsze miał w sobie chęć sprawdzenia każdej informacji, toteż zbliżył się do krzaków i zauważył "dziwny kształt". Wyglądem przypominał ciemnorudą kamienną muszlę, ale zdawał się być miękki i trochę zbliżony do rośliny. Alexander wyjął ze swojego plecaka mnóstwo foliowych torebek i wziął artefakt poprzez te torebki. Pobiegł potem do wioski nowicjuszy i pokazał im znalezisko. Wtedy dopiero nowicjusze oznajmili mu, że to co znalazł to jeden z artefaktów i wygląda im na "kamienną krew". Nie był to wartościowy artefakt. Niektórzy od razu poradzili mu go sprzedać, ale Bistriełow dowiedziawszy się, że "kamienna krew" potrafi regenerować stan zdrowia postanowił zatrzymać artefakt. Był to jego pierwszy przedmiot znaleziony w Zonie i stanowił dla niego swego rodzaju pamiątkę. Od tej pory- jako że Alexander był człowiekiem nie poprzestającym na jednym sukcesie, oddalał się coraz bardziej od wioski początkujących i przeglądał wszystkie zakamarki (krzewy, trawy, stare rury, a nawet przeszukał w nocy wioskę "kotów" pod pretekstem czuwania nad resztą obozu). Dzięki takim zagrywkom znalazł ponad trzydzieści kolejnych artefaktów, dwa stare karabiny radzieckie, apteczki i kilka starych noży (zapewne przez kogoś porzuconych obok jednej ze skrzyń leżących przy zagajniku anomalii). Tak oto koledzy Bistriełowa zaobserwowali u niego "talent" i dali znać handlarzowi o "doświadczonym początkującym stalkerze". Sidorovich, który znał osobiście Alexandra i bardzo go szanował, polubił go jeszcze bardziej i częściej zapraszał go do siebie oferując darmowe jedzenie, picie i przyznając ciekawe zlecenia. Dotyczyły one tylko tych rzeczy, w których Bistriełow był dobry, czyli odnajdywania ciekawych przedmiotów. Choć zlecenia handlarza były niekiedy trudne do wykonania Alexander miał mnóstwo szczęścia i często zaskakiwał Sidorovicha przynosząc mu na przykład Złotą Rybkę zamiast Ślimaka, czy Kotleta. Oczywiście poszukiwacz coraz bardziej orientował się w cenach przedmiotów i umiał "wytargować" cenę korzystną dla obydwu handlujących. Trudno się więc dziwić, że Sidorovich miał do niego mnóstwo szacunku i coraz częściej z nim rozmawiał jak z przyjacielem. Bistriełow w umiejętny sposób wyrobił sobie relacje w Zonie. Nowicjusze nie wysyłali go na misje, w których mógłby zostać pogryziony przez mutanty, czy zaatakowany przez nieprzyjaciół. Alexandrowi bardzo się to podobało. Dzięki temu zarabiał coraz większe pieniądze, a na dodatek zyskiwał szanse na coraz lepsze interesy. Niektóre znaleziska trzymał w swojej "skrytce", o której nikomu nie mówił, ale z innymi nie rozstawał się nawet na krok.

Raz jednak wrócił do wioski w bardzo posępnym nastroju. Dzień, podczas którego wykonywał swoją pracę nie był korzystnym. Bardzo wiele razy "widział już" artefakty w krzewach nieopodal, ale okazywały się to stare puszki, czy metalowe części broni. Tego dnia jednak bardzo uważał, a mimo to nagle zaatakował go dziki pies. Alexander nie spodziewał się nigdy czegoś takiego. Nosił ze sobą broń i potrafił strzelać, ale pies był na tyle szybki, że ugryzł go w kurtkę niedaleko pasa. Alexander wiele razy uderzył psa swoją dubeltówką, ale mutant nie ustąpił. Alexander był zmuszony do rozpaczliwego atakowania bestii. Udało mu się na tyle okaleczyć zmutowanego psa, aż ten w końcu przestał go atakować. Dla Alexandra był to szok. Nigdy nie planował walczyć w taki sposób ze zmutowanymi zwierzętami. Zabiwszy mutanta spostrzegł, że jego kurtka jest rozerwana i ma na ciele kilka drobnych ran od ugryzień. Kiedy powrócił do wioski kotów miał na dodatek wrażenie, że ktoś go w oddali dostrzegł. Tym razem nie zasłynął niczym interesującym wśród towarzyszy. Bistriełow dobrze wiedział, że nie każdy dzień w Zonie jest udanym i przypominając sobie wcześniejsze poszukiwania mógł śmiało stwierdzić, że miał szczęście. Kładąc się spać unikał rozmów tłumacząc się tym, że to był ciężki dzień i musi odpocząć. Zabicie pierwszego mutanta zrobiło na nim jednak ogromne wrażenie. Poczuł się dziwnie, ale zamiast o tym myśleć położył się spać.

Dalszy ciąg "niebawem".
Powieść pisana na postawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
Wszelkie prawa zastrzeżone.


Część 2:

Ogólne wydarzenia

W tym samym czasie, gdy nastała noc przez całą Zonę przeszedł podmuch powietrza. Nikt go nie widział, ale wiatr dotarł do miejsca pod drzewem, niedaleko tunelu w Kordonie i zniknął jakby nigdy wcześniej nie istniał. W pobliżu nie było absolutnie niczego, ani nikogo. Ani mutant, ani człowiek nie mógł w tej chwili dojrzeć małej plamy czerwonawego światła zawieszonej w powietrzu, która chwilę potem odleciała i zniknęła. Choć stalkerzy spali, trzymali warty, albo spacerowali po nocy większość z nich w tym momencie czuła niepokój, lub przygnębienie, a ci co spali mieli męczące sny.

Poranek Bistriełowa

Alexander zbudził się, słysząc głosy w wiosce. Noc minęła, wszędzie było jasno. Jego towarzysze już się posilali i wesoło rozmawiali, siedząc wokół ogniska, podczas gdy on próbował zapomnieć koszmary, jakie dręczyły go w nocy. Przez jakiś czas patrzył w niebo, które teraz było pogodne i nie mógł ani się poruszyć, ani niczego powiedzieć. Nie przetarł nawet oczu, które zdawały się być mocno "zlepione", tylko siedział i podziwiał nowy dzień, tak jak gdyby Alexander dopiero teraz się urodził. Ten stan trwał jednak zbyt długo i zaczynał być męczący. Po dwóch ziewnięciach i dalszym wsłuchiwaniu się w śmiechy i rozmowy, zdecydował się wstać. Dopiero teraz przetarł oczy i przeciągnął się kilka razy, czując zmęczenie w całym ciele. Zwinął śpiwór i po cichu, bez wydawania głośnych dźwięków sprawdził swoje rzeczy. Alexander choć znał przyjaciół, zawsze miał pewną dozę nieufności do ludzi i obawiał się, że kiedy wreszcie w tym życiu się dorobił, to znajdą się i tacy, co będą chcieli pozbawić go tego dorobku. Stalkerzy jednak szanowali Bistriełowa na tyle, by szanować też jego rzeczy i nie zaglądali do jego torby, chyba że sam by im ją pokazał. Wilk miał swoje zasady wychowania. Polegały one na tym, by dorabiać się w sposób uczciwy, a nie moralnie naganny, co inni, wraz z Bistriełowem popierali. Drużyna, która okradałaby się codziennie przestałaby istnieć stosunkowo szybko, a nowicjuszom zależało na utrzymaniu się w swoim gronie- tak myślał Bistriełow, ale mimo tych logicznych wytłumaczeń zawsze sprawdzał rzeczy osobiste. Kiedy tylko okazało się, że wszystko jest na swoim miejscu, wyszedł powitać resztę i szybko włączył się do grona roześmianych samotników. Każdego poranka stalkerzy dowcipkowali, albo opowiadali o swoich planach na obecny dzień, a wieczorem przed snem jak mieli dość sił opowiadali sobie historie i opowieści, albo plany, czy też marzenia. Pogoda narzucała tematy rozmowy. Były one tym weselsze im piękniejszy się zapowiadał dzień, a tym gorsze im niebo było brzydkie, lub pochmurne. Bywały jednak dni, kiedy nikt nic nie mówił. Bistriełow wtedy czuł się bardzo przygnębionym i również nie odzywał się do nikogo.

Tego dnia jednak nastrój dopisywał wszystkim, co tłumaczyło nadzieje stalkerów na obfite zyski. Bistriełow nie zwlekał. Po śniadaniu wyruszył w stronę mostu. Tym razem nie stawiał ostrożnie każdego kroku, ale pędził szybkim krokiem rozglądając się dookoła. Droga była pusta, co go bardzo ucieszyło. Przy zabudowaniach niedaleko mostu zaczął stąpać cicho i ostrożnie. Stare budynki mogły być siedzibą mutantów, a te w większym stadzie bez problemu pozbawiłyby go życia. Wyjrzawszy ostrożnie za róg ściany upewnił się, że jest czysto i wkroczył do budynku. W środku panowała pustka i cisza. Poczuł ulgę, ale i zadowolenie. Tego miejsca jeszcze nie sprawdzał. Choć pozornie mogło się wydawać, że Bistriełow niczego nie znajdzie, on sam był pełen nadziei i rozpoczął poszukiwania. Przy każdym takim odkrywaniu pojawiał się dreszczyk emocji i rosnące napięcie. Bardzo chciał, by teraz ukazał się nowy przedmiot, nowe znalezisko. Choć każdy artefakt byłby sukcesem, Alexander liczył na jakieś nietypowe znalezisko. W tym budynku jednak nie udało się niczego odnaleźć. Pozostał drugi- znacznie obszerniejszy, no i stary samochód stojący pomiędzy zabudowaniami. Od niego właśnie zaczął Bistriełow, ale i ten niczym go nie zaskoczył. Do drugiego budynku Alexander wszedł bardzo cicho i powoli. Niedaleko posterunek mieli wojskowi, którzy stanowili dla stalkerów poważne zagrożenie. Mieli bowiem bardzo dobre karabiny szturmowe i wszyte pod kombinezony kuloodporne kamizelki, a na dodatek bardzo złe nastawienie do stalkerów. Stalkerzy przebywali na terenie Zony nielegalnie, więc wojskowi zawsze aresztowali tych co przyuważyli. Zdarzało się jednak , że rozstrzeliwali na miejscu biedaków, a od bogatych wyciągali spore sumy pieniędzy i puszczali ich wolno, przymykając oko. Prawo w Zonie bazowało na nieuczciwości- tak więc zrozumiałym był fakt, że Alexander uważał nielegalny pobyt na tym obszarze jako coś wysoce uczciwego. Nie zamierzał nigdy pozwolić na to, by wojskowi go zauważyli. Posiadał już dosyć dużą kwotę pieniędzy, a oddanie jej wojsku wiązałoby się z jego klęską. Nie był poza tym pewien, czy po zabraniu jego majątku wojskowi nie zastrzeliliby go jak zwykłego mutanta. Budynek zdawał się, podobnie jak ten pierwszy niczego nie zawierać. Bistriełow przeszukiwał go długo, ale rozczarowanie jakie przyszło mogło oznaczać tylko jedno- totalna porażka. Pozostawało znaleźć inne miejsca. Alexander powoli wyszedł z zabudowań i ruszył w stronę tunelu, pełnego anomalii. Miejsce to nigdy nie gościło zbyt wielu przybyszów. Było ponure, a wśród stalkerów krążyły różne mroczne historie. W taki dzień jak dzisiaj mroczni mogli być jedynie wojskowi stojący przy moście. Alexander podszedł do rejonu , gdzie rosło kilka drzew. Nieopodal na prawo widniał tunel. W tym miejscu można było wyczuć ciszę i spokój. Żadnego mutanta, ani żywej duszy. Alexander rozejrzał się wokoło. Przeszedł go dreszcz zimna. Rozglądał się, coraz bardziej nerwowo, ale wszędzie nadal panowała pustka. Kilka razy niespokojnie obejrzał się w stronę tunelu. Anomalii nie widział, ale dziwny spokój jaki zdawał się trzymać w ryzach to miejsce źle odbijał się na jego psychice. Udał się w kierunku nasypu, ale nagle zerwał się na nogi, bo tuż za sobą usłyszał zduszone skomlenie dzikiego psa. Chwycił dubeltówkę i błyskawicznie obrócił się, ale poza pochylonym drzewem w tym miejscu nie znajdowało się absolutnie nic innego. Przez głowę przeszły mu dziwne myśli i Alexander z niepokojem przyglądał się koronie drzewa, oraz okrążył cały pień z daleka wypatrując mutanta. Niczego jednak nie zauważył.
- Musiałem się przesłyszeć- pomyślał w duchu Alexander. Logika podpowiadała mu jednak dobrze. Gdyby się przesłyszał, czy zerwałby się z takim impetem i czy poszukiwałby teraz gorliwie źródła tego odgłosu ?
- Mógł to być jakiś dźwięk otoczenia, a ja mylnie uznałem, że coś się za mną skrada. Jestem zbyt nerwowy- tłumaczył sobie Alexander. Niezależnie od tego, w którą stronę robił krok, wycofując się śledził oczami zarówno to co się dzieje przed nim, jak i za nim. Najczęściej spoglądał na drzewo, które w miarę jego oddalania się malało coraz bardziej. Kiedy znalazł się w pobliżu zabudowań uspokoił się znacznie. Nic go nie goniło, do tej pory nie został zaatakowany- to musiały być jakieś omamy. Spojrzał na "trampolinę" groźnie pulsującą wewnątrz starego budynku i udał się w stronę wioski kotów, teraz już mocno zawiedziony, bo przypomniał sobie, że nic nie osiągnął. Przyszedł tu szukać artefaktów, a nie znalazł nawet starego opakowania po konserwie. Gorzej być nie mogło. Chciał odpocząć. Nie wiadomo dlaczego, ale nagle zapragnął się zdrzemnąć, uspokoić myśli. Szybkim krokiem coraz bardziej zbliżał się w kierunku obozu.
- Chyba skończyła się moja passa- pomyślał Alexander- Pierwsze dni były tak korzystne, a teraz mam wręcz pecha.
Znajdował się już przy moście. Jeszcze kilka kroków dzieliło Bistriełowa od wioski nowicjuszy. Wtem jednak potknął się, zabolała go kostka i przewrócił się z gwałtownym impetem na trawę. kiedy się podnosił poczuł, że kostka boli go straszliwie, jakby miał ją zwichniętą. Wściekły i zrozpaczony chwycił leżącą na ziemi dubeltówkę i teraz dostrzegł, że nie jest odbezpieczona. Odbezpieczył ją szybko i utykając na nogę szybkim krokiem popędził w stronę obozu. Minąwszy drzewo, wszedł za ogrodzenie i spostrzegł, że grupa samotników stoi wokół Wilka i wszyscy rozmawiają. Ciekawy co się wydarzyło, podszedł do nich. Wszyscy obrócili ku niemu głowy.
- Jest- powiedział jeden z nich.
- Już zaczęliśmy się poważnie martwić- zwrócił się nagle Wilk do Bistriełowa- Co się z Tobą działo ?
- Poszedłem szukać artefaktów- odpowiedział Alexander- Ale chyba zwichnąłem kostkę.
- Co ty opowiadasz ? Widziałem jak siedziałeś z nami przy ognisku. O której ty poszedłeś szukać artefaktów ?- spytał Wilk.
- No. Teraz. Jak mnie nie było, to przez cały ten czas byłem zajęty. Ale nic nie znalazłem- odparł Alexander, a inni wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Minęło zaledwie sześć minut. Rzadko komu w tak krótkim czasie zdarza się odnaleźć artefakty. Chyba przesadzasz- powiedział Wilk- Zniknąłeś gdzieś zaraz po śniadaniu, bez słowa. Pomyślałem, że umknąłeś na wyprawę, ale Ty zawsze mówisz jak gdzieś idziesz. Trochę się więc zdenerwowałem, ale widzę że niepotrzebnie, bo Ty już jesteś. W każdym razie. Zapowiada się dobry dzień. W sam raz dla Ciebie.
- Muszę odpocząć. Boli mnie kostka, nie miałem dzisiaj szczęścia.
- Daj spokój. Poszukasz artefaktów dłużej, to i w końcu coś uda Ci się odnaleźć.
- Być może- odparł Alexander- Ale teraz się położę. Zdrzemnę się, wypocznę to może wrócą mi siły.
- Jak wolisz- odburknął Wilk i chwilę potem powiedział pod nosem coś w stylu "spał całą noc i zmachał się po paru minutach niepowodzenia". Chwilę potem wszyscy się rozweselili. Alexander wszedł do jednego z domów, rozłożył śpiwór i położył się, zamykając oczy.


Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla
Wszelkie prawa zastrzeżone


Część 3:

Artefakt

Alexander biegł przy moście. Uważał, by się nie potknąć. Przystanął i podszedł do stojącego nieopodal stalkera. Ten powiedział, że niedaleko zabudowań coś się świeciło. Alexander popędził tam, a kiedy znalazł się przy samochodzie, spojrzał w stronę nasypu. Trampolina w budynku po lewej co chwila strzelała i coś ciągle wybuchało. Alexander podszedł nieco do przodu i nagle ujrzał coś na ziemi. Coś poruszało się w trawie, było złote i dość duże. Wiedząc dobrze co to jest, poczuł radość i podniósł z ziemi artefakt.
- Musi być sporo wart- pomyślał- gdzieś pewnie jest ich więcej- i począł rozglądać się po ziemi. Przy samochodzie dostrzegł kolejny, identyczny świecący kształt. Podniósł go podobnie jak pierwsze znalezisko i szukał następnych. Trampolina ciągle wydawała hałaśliwe dźwięki. Kiedy się do niej zbliżył, oczom jego ukazało się coś nieprawdopodobnego. Co najmniej pięć artefaktów leżało po drugiej stronie anomalii, a dwa kolejne wywoływały eksplozje, naruszając jej pole grawitacyjne. Alexander wbiegł do budynku od drugiej strony i podnosił artefakty. Dwa kolejne leżały w starym pudle, znajdującym się przy ścianie. Ten dzień był najszczęśliwszym dniem w jego życiu. Radość i satysfakcja, jakie poczuł były ogromne. Znalazł się u Sidorovicha. Oferował mu swoje znaleziska. Sidorovich patrzył na niego zdziwiony, ale zgodził się dać za wszystko 50 tysięcy rubli. Alexander najładniejszy z artefaktów schował do plecaka. Udał się do obozu. Grupka stalkerów siedziała wokół ogniska, a Wilk stał pod ścianą. Tuż przy ogrodzeniu po lewej stronie coś świeciło na niebiesko. Alexander podszedł tam, ale kiedy chwycił leżący na ziemi kształt, spostrzegł że piękna niebieska poświata zanika, a przedmiot staje się bezwartościowy. Coraz bardziej przeszkadzały mu i dały się słyszeć hałasy i głosy. Alexander czuł podświadomie, że następuje to czego się spodziewał. Zaczynał się budzić, ale pragnął jeszcze zostać w tym śnie, teraz kiedy już tyle zyskał.

Otworzył oczy. Niebo świeciło jasnym blaskiem. Słońce niemal górowało nad Zoną, a pogoda stale dopisywała. W obozie zrobiło się podejrzanie cicho. Kiedy się obudził, spodziewał się dalej uciążliwych dźwięków, a tymczasem jak już został wybudzony nagle zapanowała nienaturalna cisza. Alexander błyskawicznie wstał. Ból kostki natychmiast dał o sobie znać, ale Alexander zignorował go. Wyszedł z pomieszczenia i wyjrzał za płot otaczający zabudowania. Wioska była pusta. W pobliżu nie można było wypatrzyć żywego ducha. Alexander poczuł niepokój. Choć należał do ludzi odważnych, wydarzenia których ostatnio doświadczył były jakieś dziwne. Przez cały jego pobyt w Zonie ludzie rozmawiali z nim normalnie, normalnie mógł polować i szukać przedmiotów. Wszystko skomplikowało się, od kiedy zabił tego zmutowanego psa. Dlaczego dał się tak zaskoczyć, dlaczego musiał się zniżać do tak niehumanitarnego pozbawienia zwierzęcia życia, dlaczego nie mógł go po prostu zastrzelić ? Ponadto od tego czasu już mu się nie wiodło. Nie natrafiał na znaleziska, złamał, lub zwichnął kostkę u nogi, a na dodatek miewał koszmary senne- dotyczące rzeczywistości, lub przeżyć. Oprócz tego miał podczas wyprawy omamy i wydawało mu się, że coś go "śledziło" przy tunelu. Nawet stalkerzy stawali się dziwaczni. Rozmowy, która przed jego zaśnięciem się potoczyła nie zrozumiał. Spacerował bardzo długo i na pewno dłużej niż kilka minut.
- Stalkerzy niestety zbyt często sięgają po alkohol- pomyślał Bistriełow- ciągle się mylą, nawet w zrozumiałych sprawach i to nie tylko koty, ale i tacy doświadczeni jak Wilk.
Często sam nie potrafił zrozumieć, jak tacy omylni, niespójni w myślach ludzie, bujający w obłokach mogą osiągać w Zonie sukcesy i żyją w tej krainie wystarczająco długo. Oczywiście tłumaczył to zawsze "trzymającym się innych kurczowo, jak rzep" szczęściem. Teraz jednak zwątpił, czy widok pustej wioski jest szczęśliwy. Ktoś powinien zawsze pozostawać w obozie- i to ktoś, kto trzyma się na nogach, a nie śpi. Bistriełow chwycił plecak (sprawdził go kilka razy), a po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, zarzucił go na plecy i zrobił kilka spacerów po obozie- czujnie się rozglądając. Cisza trwała nieprzerwanie i nic nie wskazywało na to, by się to miało zmienić. Bistriełow nie miał zegarka, ale dzień wskazywał na to, że Alexander nie przespał zbyt dużej ilości godzin. Ruszył w stronę drogi, odbezpieczając broń i podwoił swoją czujność robiąc każdy następny krok. Nie bardzo wiedział od czego zacząć. Nie wiedział, czy szukać znowu artefaktów, czy może poszukać kogoś z samotników. Przez myśl przeszła mu nawet obawa, że może ktoś porwał niedoświadczonych, ale Bistriełow szybko ją uśmierzył. Na pewno jego znajomi wyszli na jakąś wspólną misję, a jego nie chcieli budzić i zostawili go samego w jednym z domów. Idąc tak i myśląc nieustannie, zbliżał się coraz bardziej do miejsca, gdzie ugryzł go mutant. Na tym także obszarze, a raczej niedaleko potknął się, przez co teraz miał ból w nodze.
- Być może ten kawałek Kordonu jest pechowy- powiedział głośno sam do siebie Bistriełow i zaśmiał się w duchu, przechodząc obok tego rejonu i również patrząc uważnie pod nogi. Idąc już zobaczył w oddali zabudowania. To one mu się śniły. Ciężko powiedzieć, czy Alexander wierzył, że sen może się spełnić, czy też nie. Musiał w każdym razie pójść w to miejsce. Coś go tam ciągnęło. Być może nadzieja, albo coś zupełnie innego. Przeszedł obok mostu i maszerował dalej, mijając drzewo rosnące nieopodal. Już blisko, coraz bliżej do tego miejsca. Przez moment nawet pomyślał o sobie, że zupełnie postradał rozum. Niedawno postępował ostrożnie i z namysłem, a teraz szedł jak szalony, niemal niesiony przez jakąś napędzającą myśl, która zdawała się go wypełniać. Mógłby się zastanowić, jeszcze raz to wszystko przemyśleć, mogło mu to zaszkodzić. Ryzykował jednak i dalej zbliżał się do ruin, aż w końcu znalazł się obok starego zniszczonego samochodu. Stanął w miejscu i jakiś czas czekał aż coś się wydarzy. Budząc się z odrętwienia, wszedł do budynku i przystanął nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dwa przepiękne artefakty leżały na ziemi. Miały złoto-zielonkawy kolor. Przypominały płynne skamieliny, ale z powodzeniem można było stwierdzić, że wyglądają trochę jak narządy wewnętrzne człowieka. Alexander początkowo zamarł, jak głaz, ale uświadamiając sobie, że dzieje się to naprawdę, nie zwlekał. Przygotował torebki i pozbierał wszystko z ziemi. Jego sen jednak się spełnił. Alexander oczywiście przeszukał kilkakrotnie cały budynek, ale na dwóch się skończyło. Wszystko działo się identycznie, a on czuł, że ten dzień będzie niezwykle korzystnym. Jeszcze bardziej ucieszył się, kiedy zwiedził drugie ruiny budynku. W środku znalazł "kamienną krew", oraz dwa inne artefakty. Jeden przypominał wielką, pękatą kulę, śliską i niezwykle kolorystyczną, pulsującą w środku jasnoniebieskim światłem. Drugi był mały, szarobrązowy i wyglądał jak piłeczka z tysiącami drobnych igiełek. Alexander był w siódmym niebie. Znalazł pięć pięknych artefaktów. Niektórych z nich nie znał. Inne po części rozpoznawał. Zielono- żółte kształty zapewne były "kotletami", ale czym mogły być dwa pozostałe- tego nie wiedział. Pulsujący artefakt się uszkadzał. W momencie owijania go w foliową torebkę, galaretowata otoczka się odrywała, ale i tak prezentował się wspaniale. Najeżona kula pokaleczyła Bistriełowa w dłonie. Wrzucił ją szybko do plecaka. Przedmioty wydzielały metaliczno- chemiczny zapach. Bistriełow nagle sobie uświadomił, że mógł się od nich napromieniować. W plecaku miał odpowiednie lekarstwa, ale teraz i one mogły się skazić. Alexander myślał i działał bardzo chaotycznie. Za dużo sytuacji go zaskakiwało. Postanowił iść do handlarza i kupić nowe leki, przy okazji oferując znaleziska.
Kiedy dotarł do bunkra, zszedł schodami na sam dół i zapukał.
- Proszę- odparł Sidorovich.
Alexander wszedł. Na jego widok handlarz się rozpromienił.
- No proszę- powiedział Sidorovich- Widzę przyjacielu, że trochę się zmachałeś. Co Cię sprowadza do mnie? Zyski, a może chcesz coś kupić, czy po prostu pogadać ?
- Samymi słowami nigdy bym Cię nie nasycił, zgadza się ?- spostrzegł Alexander.
- Ty zawsze byłeś konkretny. To prawda. Lubię pogadać, ale przeważnie wtedy, kiedy po rozmowie ktoś ma mi do zaoferowania dobry biznes- zaśmiał się Sidorovich- za to Cię właśnie lubię. Mało mówienia, dużo interesów.
- Pozwolisz, że od razu pokażę Ci moją ofertę i pohandlujemy ?- spytał Alexander.
- Na to czekam- odparł handlarz, prostując się na krześle- Ciekawe znaleziska ?
- Trudno o ciekawsze- odpowiedział z uśmiechem Bistriełow, wyjmując złoto- zielone artefakty i jedną kamienną krew.
- Tak. Kamienna krew. Niedługo naukowcy będą mieć bank takich i jeszcze coś wymyślą. Może kolejną surowicę, czy eliksir zdrowia. Dam za nią 1500. Normalnie oferuję klientom mniej, ale Ty to co innego. Hmm, te mi się podobają- powiedział handlarz wskazując na dwa obślizgłe artefakty- to chyba kotlety. Zaraz sprawdzę.
Handlarz wstał, otworzył jakąś szafkę, wyjął z niej masę papierzydeł i zaczął je studiować. Ich przeglądanie mu chwilę zajęło.
- Nie jestem pewien- oznajmił w końcu- bardzo podobne, ale nie mam pewności. Odkryłeś już może ich właściwości ?
- Póki co nie- odparł Bistriełow.
- Sam zobacz- powiedział Sidorovich- są podobne, ale kotlet ma więcej złotego koloru i nie ma chropowatego pasa na środku, a te mają. Na pewno chcesz je sprzedać ?
- Niech będzie moja strata.
- Co powiesz na 5 tysięcy za jeden ?
- Dobra, ale dorzuć mi od siebie jedzenie, picie i trochę leków. Muszę zażyć lekarstwo, bo chyba mnie napromieniowały.
- 5 tysięcy, pięć chlebów, termos herbaty, trzy konserwy i dwa razy leki przeciwpromienne. Więcej nie dam. Leki są drogie.
- Stoi. W taki razie pokażę Ci trzecie znalezisko.
- Nieskończony handel- zaśmiał się Sidorovich- Co tam jeszcze masz ?
- Znalazłem piękny artefakt. Przypomina mi "kolec", ale jest bardziej puszysty i wydziela metaliczny zapach- oznajmił z dumą Bistriełow, ale gdy wyjął woreczek z plecaka, na ręce wyciekła mu czarna maź o intensywnej woni rdzy- O nie. Co jest ?- powiedział głośno Alexander.
- Coś nie tak ?- Sidorovich wychylił się zaciekawiony.
- Niekontrolowany przypadek. Artefakt się uszkodził.
- Wiem co to jest. Kurczę. Nie wycieraj tego. One zawsze pękają. ten płyn jest wart kilkanaście tysięcy. Można go opchnąć do badań. Połóż go delikatnie tu.
Sidorovich przyniósł miskę, a Bistriełow włożył do niej artefakt i starł z rąk do tejże miski jak najwięcej płynu.
- Jedenaście tysięcy- zaproponował Sidorovich.
- Siedemnaście. Poniżej nie zejdę. Poza tym ta ciecz może być warta dużo więcej. Sam wspominałeś.
- Wykończysz mnie. Warta jest bardzo dużo, ale ja też muszę zarobić- powiedział handlarz trochę zdumiony przenikliwością umysłu Bistriełowa.
- Siedemnaście to dobry układ. A jak się zgodzisz, to może będziesz pierwszym, który sprzeda to jajogłowym.
- Trzymaj- odburknął handlarz, rzucając na biurko plik banknotów- To wszystko ?
- Na razie tak- odpowiedział Alexander wyraźnie zadowolony.
- I dobrze. Teraz ja Ci coś zaproponuję. Siadaj- powiedział Sidorovich wskazując krzesło. Kiedy Bistriełow usiadł handlarz od razu zaczął- No więc. Znamy się dosyć dobrze, wiem że można u Ciebie liczyć na zyski i wiem, że masz talent do handlu, ale przede wszystkim masz talent do poszukiwań. Ten talent chciałem wykorzystać. Mam dla Ciebie biznes. Samo wejście w niego daje Ci 40 tysięcy z góry, a jak się utrzymasz w branży, to może osiągniesz większe kwoty. Robota jest łatwa, trudna- to zależy. W sam raz dla Ciebie.
- Co to za praca ?
- Mam nadzieję, że dobrze robię ufając Ci. Otóż praca polega na doborowym znajdowaniu artefaktów. Niby jest to łatwe, ale są to czasowe robótki. Mam czasami zamówienia od klientów i staram się, poprzez stalkerów, czy znajomych szybko je realizować. Zwykle zlecenia wydaje mi spora ilość ludzi. Mam dobrą reputację i nigdy na mnie nie narzekali. Przede wszystkim praca idzie sprawnie i szybko, co klienci bardzo cenią. Mam kilkunastu takich poszukiwaczy, ale im jest ich więcej, tym lepiej.
- Rozumiem- odpowiedział Bistriełow.
- Wybieram osoby, które na ogół znam, szanuję, lub takie które często się wykazują.
- Więc miałbym znajdować artefakty ?
- Polegałoby to na tym, że dawałbym ci cynk o zleceniu i mówił ile czasu jest na jego zrealizowanie.
- A co jeśli nie znalazłbym niczego ?- spytał Alexander.
- Spokojnie. To praca zbiorowa. Wszystkim zatrudnionym daję wiadomość o misji. Jak Tobie się nie uda, to komu innemu, ale się nie bój. Na ogół na trudne zlecenia jest więcej czasu, a ci co czekają mają wtedy trochę więcej cierpliwości. Tak czy inaczej- miałbyś stałą robotę, a za każde zlecenie oddzielna zapłata jako premium.
- A zwykła zapłata ?
- Tygodniowo za samą pracę daję 4 tysiące, więc sam przyznaj, że to porządna praca dla porządnych stalkerów.
Dla Alexandra rzeczywiście brzmiało to zachęcająco, ale chcąc nie podejmować zbyt wielu spraw pochopnie, musiał się jeszcze zastanowić.
- A co jeśli bym nie mógł, lub musiał zrezygnować ?- spytał po chwili namysłu.
- To zależy. Przecież jesteś w Zonie. Nie uciekasz z niej. Więc co Ci szkodzi poszukać paru błyskotek raz na jakiś czas. W końcu ciągle to robisz, mam rację ?
- Muszę to przemyśleć.
- 40 tysięcy na wstępie i co tydzień 4. Dodatkowe zapłaty za powodzenia w misjach, bonusy za działanie z wyprzedzeniem. Mało tego. Im lepsi są pracownicy, tym częściej o nich opowiadam, a jak się ludziom spodobają, to częściej będą Cię typować do zlecenia. Wiesz. Takie tam czcze gadanie pewnych pań w stylu "od Bistriełowa artefakty są zawsze w dobrym stanie", albo "artefakty Bistriełowa są trwałe i najładniejsze". Ty i ja wiemy, że to mało ważne, ale mimo tego zwiększy to Twoją pozycję w Zonie i poza nią. Dobry handlarz od razu wyczuje w tym "żyłę złota", ale decyzję pozostawiam Tobie.
Bistriełow dalej się zastanawiał, aż Sidorovich po chwili dodał.
- No i oczywiście taniej sprzedaję takim posiłki i leki.
- W takim razie zgoda.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. A, byłbym już zapomniał. Dostaniesz ode mnie plecak turysty. Jest bardzo pojemny i ma wiele przegródek. Oczywiście mam dla Ciebie także informacje, rysunki, zdjęcia- wszystko co trzeba wiedzieć o artefaktach. Będziesz musiał to przestudiować. Niezbędny ekwipunek- torebki, rękawiczki i inne masz już w plecaku.
Sidorovich chwilę pogrzebał w szufladzie, a potem rzucił na biurko kilka plików banknotów.
- To Twoja zaliczka. Jak zdecydujesz się zrezygnować, lub uciec- pamiętaj że mam...
- ...całkiem spore znajomości. Myślałem, że masz zaufanie- dokończył Bistriełow- jak zrezygnuję dam Ci znać i zwrócę to co dostałem.
- W takim razie dobrze się rozumiemy- rzekł handlarz, poprawiając spodnie- wybacz podejrzliwość. Stary nawyk.
- Doskonale to rozumiem. No to ja już pójdę. Spieszę się- burknął Bistriełow.
- Wróć jak coś znajdziesz. Powodzenia. Jak będzie zadanie, dam Ci znać.
Alexander opuścił bunkier, otrzymawszy wszystko, co będzie mu potrzebne w nowej pracy i zadowolony z siebie i całego dnia, udał się do wioski. W obozie jednak było pusto, więc wrócił do Sidorovicha.
- O już wróciłeś ?- spytał zaskoczony handlarz.
- Chciałem zapytać- która jest godzina dokładnie ?
- Nie masz zegarka ? To da się załatwić. Ostatnio zdobyłem od kolegi zza granicy. Tylko dwieście rubli i jest Twój.
- No, niech będzie.
Bistriełow wziął zegarek, ale wskazówki stały w miejscu.
- Nie działa.
- Poważnie ? Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło- rzekł handlarz- prawdę mówiąc nie mam innych. No trudno. Masz z powrotem gotówkę. Tak czy inaczej na moim zegarze jest prawie pierwsza.
- Hmm- Bistriełow przez moment próbował skupić myśli.
- A co się stało ?- zapytał Sidorovich.
- Nie wiem. Wioska jest pusta. Ostatnio czuję się dziwnie. Trochę się zdenerwowałem. Nie ma nikogo, nawet Wilka. Zostawili mnie samego, kiedy spałem.
- Pewnie jakaś misja i dlatego, ale faktycznie. To jest trochę dziwne, że nie ma nikogo. Zwykle kogoś zostawiają do ochrony. Poczekaj do wieczora. Potem jak ich nadal nie będzie, to wpadnij tutaj. Coś razem pomyślimy.
- Dzięki. To ja skorzystam z dnia i może czegoś poszukam.
- Dobry pomysł. Nie trać głowy. Jak jesteś wyczerpany to odpocznij- powiedział Sidorovich.
Bistriełow wyszedł z siedziby handlarza. Ponownie poszedł do wioski i usiadł przy ognisku, zbierając myśli. Wyjął z plecaka duży artefakt. Siatka była umazana czarną mazią. Ręce Bistriełowa szybko znów przybrały tą barwę. Cały plecak został upaprany wewnątrz płynem, pochodzącym ze sprzedanego już artefaktu. Alexander wyjął ostrożnie artefakt z torebki, odrywając niechcący kawałek galaretowatej otoczki.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.


Część 4:

Ogólne wydarzenia

Dzień upływał spokojnie. Pogoda dopisywała. Gdy słońce powoli zachodziło, niebo robiło się coraz ciemniejsze. Alexander Bistriełow usnął w swojej kryjówce. W jego nowym plecaku, w specjalnej torebce umieszczony został wielki, pulsujący artefakt. Alexander nie czuł tego, co się działo. Plecak się poruszył. Najpierw lekko, potem mocniej, aż podskoczył metr do góry i upadł z głośnym tupnięciem. Bistriełow obudził się, ale w tym momencie zobaczył coś niesamowitego. Plecak jak gdyby przyciągany wielkim polem magnetycznym w mgnieniu oka świsnął w powietrzu i wylądował prosto w płomieniach ogniska.

Plecak

Alexander podbiegł do ogniska. Obóz nadal był pusty. Plecak leżał w ogniu. Choć Alexander był mocno zaspany, właśnie analizował, czy to mu się przyśniło, czy też dzieje naprawdę. Rozważał także możliwość, że jedno i drugie. W pobliżu nie zauważył żadnego stalkera, a jego nowy plecak się palił. Schował tam wszystko co ostatnio nabył, w tym: leki, artefakt, termos, jedzenie i notatki Sidorovicha. Nie mógł w to uwierzyć, ale jednocześnie poczuł nutę rozbawienia- jego rzeczy się paliły. Plecak sam wpadł do ognia. Alexander nie przypominał sobie, aby położył się spać pijanym, toteż nie wiedział jak to zinterpretować.
- Coś jest nie tak- pomyślał Alexander. Poczuł paniczny strach. Obóz był nadal pusty. Działo się coś strasznego, albo z jego głową, albo naprawdę, a on nie wiedział nawet co. Wyjaśnienia były dwa. Albo zwariował, albo dzieją się jakieś paranormalne zjawiska na miarę anomalii. Jeszcze nigdy nie widział jednak, aby rzeczy same się niszczyły. Znów zachciało mu się śmiać. Poczuł, że trzeba z tym coś zrobić. Musiał pójść do handlarza, ale wyobraził sobie natychmiast jak mu opowiada o tym, co przed momentem ujrzał. Odbezpieczył broń, którą na szczęście zawsze trzymał przy sobie i ruszył w stronę bunkra, co jakiś czas zerkając w różnych kierunkach, jakby obawiał się że sprawca tego zdarzenia wyskoczy i nagle go zaatakuje. Tak się nie stało. W wiosce panowała teraz prawie identyczna cisza, co przed owym zdarzeniem. Dotarł do podziemi. Jego dubeltówka i pistolet. Tyle mu pozostało. Stracił fundusze, które pozyskiwał przez całe miesiące spędzania czasu w Zonie. Szok był na tyle duży, że Alexander nawet nie odczuwał złości. Po prostu zbiegł po schodach, a czyniąc to dał się porwać panice i lękowi, jaki go nawiedził. Odbił się od stalowych drzwi i zapukał kilkakrotnie, za każdym razem cofając się o krok i sprawdzając czy na schodach nikt nie stoi. Handlarz nie odpowiedział. Alexander załomotał w drzwi i jeszcze raz odskoczył oglądając się za siebie.
- Kto tam ?- spytał handlarz nieco napastliwym tonem.
- To ja. Bistriełow.
Drzwi szczęknęły i otworzyły się. Alexander wpadł do środka. Sidorovich siedział jak zwykle na swoim miejscu, ale wzrok miał trochę otępiały, jak gdyby ktoś przerwał mu wspaniały sen.
- I jak są wszyscy ?- spytał handlarz mierząc Alexandra wzrokiem.
- Nie ma- odparł Bistriełow śmiejąc się jak w malignie, ale nie było mu do śmiechu- Nie mogę.
- Co takiego ?
- Sam chciałbym wiedzieć. Usiądę. Na taką rozmowę wolę się posilić i napić.
Nie minęło kilka chwil, a Alexander już łykał ogromne kawały twardego chleba, zmiękczając je i popijając herbatą. Handlarz trochę zaniepokojony, ale i zadziwiająco cierpliwy wyraźnie czekał na wyjaśnienia. Po jego wzroku można było stwierdzić, że ma ochotę już zacząć rozmowę i rzeczywiście. Gdy Alexander przełknął ogromny skrawek chleba, Sidorovich zapytał nerwowo.
- No więc ?
- Przysnąłem w wiosce. W domu. Tam gdzie zawsze- zaczął Bistriełow, patrząc gdzieś w przestrzeń i najwidoczniej chcąc, aby to o czym rozmawiają zostało potraktowane poważnie- Obudziło mnie uderzenie. Otworzyłem oczy, ale nikogo nie zobaczyłem. Tylko plecak leżał na ziemi ze dwa metry przede mną. Uświadomiłem sobie, że to on wydał ten dźwięk przewracając się, ale chwilę potem to co ujrzałem było niewiarygodne. Plecak przeleciał aż do ogniska na moich oczach i wylądował prosto w płomieniach. W tej chwili się pali. Miałem wszystkie rzeczy w środku. Stary wyrzuciłem.
- Co robi ?- spytał handlarz.
- Pali się. Leży w ogniu. W ognisku, które stalkerzy rozpalili jeszcze przed zniknięciem.
- Co ty gadasz ?
- Sam zobacz. To się stało przed minutą.
- Żarty sobie ze mnie robisz ? Jaki plecak, jakie ognisko ?- spytał Sidorovich, a Bistriełow czuł, że handlarz mu niedowierza.
- No przysięgam, że mówię prawdę. Mój cały ekwipunek znalazł się sam w powietrzu- powiedział Bistriełow przeciągając sylaby i patrząc wściekły jak handlarz rozwiera coraz szerzej oczy- a chwilę potem sam runął prosto w płomienie ogniska.
- Może ktoś Ci go tam złośliwie wrzucił, a Ty byłeś zbyt zaspanym.
- Złośliwie- prychnął Alexander- A niby po co ?
- Ja wiem ?- spytał Sidorovich najwidoczniej nie mogąc wymyślić sensownego argumentu.
- Słuchaj. Na moich oczach sam przeleciał i wpadł w ogień.
- Zwariowałeś ?
Bistriełow się zaśmiał.
- Choć. Pokażę Ci czy zwariowałem.
- No, ale dobra. Nawet jeśli to co ? Mam Ci dać nowy, z nowym ekwipunkiem ?- spytał handlarz teraz już złym tonem- Co ty kombinujesz ?
- No to choć ze mną i Ci pokażę. Przekonasz się, że nie kłamię. To jakaś anomalia.
- Anomalia- burknął Sidorovich, ale poprawił spodnie, wziął swoją broń i wskazał Alexandrowi drzwi, ale przed przejściem przez próg handlarz kilkakrotnie się zamyślił, jak gdyby zastanawiał się czy jego ulubiony klient, jakim był Bistriełow nie ma ochoty nagle mu zaszkodzić w jakiś bliżej nieokreślony sposób. Wyszli z bunkra. Handlarz wyraźnie się ociągał, ale w końcu udało się im dojść do samego ogniska. Było ono jednak puste.
- Co jest ?- spytał Bistriełow bardziej do siebie.
- No i gdzie on jest ?- spytał handlarz, choć i jego wyraźnie ogarnęło uczucie lęku.
- Był, ale zniknął. Nic już nie kapuję.
- Daj spokój. Chyba się nie obudziłeś. Chłopie co z Tobą ?- spytał, ale za chwileczkę dodał- Gdzie są pozostali ? Nikogo nie widzę. Może coś się naprawdę im stało ?- spytał handlarz, zmieniając temat.
Sidorovich, podobnie jak Bistriełow stał obserwując okolicę. Przez jakiś czas nic nie mówili. Po chwili jednak to handlarz pierwszy zdecydował się przerwać milczenie.
- Też mi to wygląda jakoś podejrzanie. Powinni już być na miejscu. Chodź do bunkra. Wolę rozmawiać w środku, a nie na zewnątrz.
Kiedy wrócili do podziemi, Sidorovich zamknął drzwi.
- Początkowo myślałem, że coś wykonują, ale jest późny wieczór. Ktoś już powinien być. Szczerze powiedziawszy mam stale nadzieję, że ktoś przyjdzie i oznajmi, że coś wszystkim wypadło. Natomiast co do plecaka to nie wiem. Może za krótko spałeś, miałeś halucynacje ?
- Na pewno nie- odparł Alexander.
- Cóż. W Zonie anomalie są na porządku dziennym. Oczywiście wszystkie raczej znamy i nic nas nie zaskakuje, ale coś takiego może się zawsze zdarzyć.
- Najwidoczniej tak.
- Nie przejmuj się. Jak chcesz to Ci udzielę na tę noc schronienia. Ale za bardzo się nie przyzwyczajaj. Nikomu nigdy nie pozwalam nocować u Siebie.
- Stokrotne dzięki- mruknął Bistriełow, ale myślami był gdzie indziej.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.


Część 5:

Ogólne wydarzenia

Grupa bandytów zgromadziła się na wysypisku w wyjątkowo zacisznym miejscu. Wszyscy siedzieli wokół rozpalonego wcześniej ogniska i rozmawiali, posilając się i od czasu do czasu chwaląc się tym co osiągnęli, lub znaleźli. Ogień wesoło trzaskał, oświetlając twarze zgromadzonych. Tocha, który od dłuższego czasu "pracował" jako bandyta, zajęty był w tej chwili pokazywaniem towarzyszom swojego nowo nabytego ekwipunku.
- Jak udało Ci się zdobyć taką ilość broni i artefaktów ?- spytał Niestriew.
- To długa opowieść- odparł Tocha, ale widać było, że pali się aby ją towarzyszom opowiedzieć- Udałem się do Kordonu. Tam zazwyczaj można spotkać samotników. Praktycznie pół dnia łaziłem w te i we wtę, nie mogąc znaleźć żadnej potencjalnej zdobyczy. Zazwyczaj stalkerzy chodzili w grupach, albo widziałem wojskowych. Nikogo wolnego, samotnego. Nie ukrywam, że się zniecierpliwiłem. No, ale potem szczęście się do mnie uśmiechnęło. Zobaczyłem w pobliżu ich wioski.. no wiecie..wioski samotników. Aż tak daleko się zapuściłem, no ale w każdym razie zobaczyłem nowicjusza. Wychodził z obozu i szedł w moją stronę, a był już dosyć daleko od ich siedziby. To była moja szansa. Od razu podbiegłem do niego, ale szybko stwierdziłem że facet nie zachowywał się normalnie.
- To znaczy ?- spytał Wasza.
- Jak mnie zobaczył to zrobił minę, jakbym był zjawą.
- To całkiem oczywiste- powiedział ktoś, na co cała reszta wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Wiem, że się nas boją, ale to co innego- dodał Tocha nieco poddenerwowany- Kazałem mu oddać wszystko co ma, a on zaczął się rozglądać, potem się obejrzał za siebie, potem popatrzył na mnie przerażony. No zupełnie, jakby zobaczył stado snorków.
- Może namieszał mu w głowie kontroler ?- zapytał Niestriew.
- W pierwszej chwili tak pomyślałem, ale mógł udawać, więc zagroziłem mu, że go zastrzelę jak nie da, a on tylko szepnął coś i znowu się obejrzał.
- Co dalej ?- spytał Wasza.
- Oprzytomniał. Spojrzał raz jeszcze na mnie i odzyskał mowę. Zrzucił plecak i powiedział, że coś się stało i żebym mu pomógł. No mówię wam- dodał Tocha widząc zdziwione miny towarzyszy- Chyba nawet nie zorientował się, że jestem bandytą.
- No i ?- spytał niecierpliwie Wasza.
- Chwyciłem jego plecak, a on znowu mnie poprosił o pomoc. Odpowiedziałem mu, że problemy stalkerów nie są moimi problemami i wycofałem się kawałek do tyłu, a tamten gdzieś pobiegł.
- A ja z kolei dzisiaj natrafiłem na zwłoki samotnika- odezwał się Misza- Przeszukałem je i znalazłem kilka rupieci, w tym nawet konserwę.
- Ja dzisiaj niczego nie znalazłem. Głodny przez cały dzień chodziłem po wysypisku i tylko mnie głowa rozbolała. Okradanie samotników to mało skuteczny zawód. Coraz bardziej tworzą grupy i dołączają do frakcji. Niedługo będziemy musieli robić ataki drużynowe- powiedział Niestriew- A wszyscy wiemy, że to by nas wykoń...- zaczął, ale urwał wpatrzony w dal. Reszta również zamarła i przez chwilę słychać było tylko trzaskanie ognia. Wszyscy spoglądali na niego, a potem widząc jego utkwione w oddali spojrzenie, również popatrzyli w to miejsce. Choć słońce prawie zaszło, można było dostrzec idącą w ich kierunku postać. Choć widoczność nie pozwalała na dokładne jej rozpoznanie, był to ktoś o średniej posturze i wzroście. Maszerował dosyć szybko i choć był bardzo daleko od ogniska, zdawał się iść prosto w jego stronę.
- Ktoś idzie- szepnął Wasza.
- Widzę właśnie- powiedział Tocha- Kolejny samotny stalker ?
- Nie wiem. Nie widzę twarzy, ani umundurowania. Idzie w naszą stronę i to dosyć pewnym krokiem- powiedział Niestriew.
- Z tej odległości bym trafił z vipera, ale może to jeden z naszych- powiedział Wienia siedzący najdalej.
Misza wyjął lornetkę, ale o tej porze dnia na niewiele mogła się ona zdać. Postać stale się zbliżała, aż w końcu bandytom pozostało wyjęcie broni i czekanie na to co się wydarzy. Kiedy postać znalazła się przy drzewie odległym zaledwie o kilkanaście metrów od ogniska, przystanęła. Zobaczyć można było tylko, że przybysz ma na sobie kurtkę i kaptur narzucony na głowę.
- Ktoś Ty ?- krzyknął Wienia- Mów bo strzelam!
Z tej odległości można było usłyszeć odpowiedź, ale w tym momencie zerwał się wiatr i zagłuszył wszystko.
- Co ?- krzyknął Niestriew.
- Nazywam się Wowa Alonin.
- Czego chcesz ? Jesteś samotnikiem ? To teren bandytów. Oddaj wszystko co masz, albo Cię zastrzelimy!
- Nie mam nic- powiedział stojący mężczyzna- Nie jestem ani bandytą, ani samotnikiem. Nazywam się Wowa Alonin.
- Mów do jakiej frakcji należysz ?- krzyknął Niestriew.
- Nie należę do żadnej frakcji- odparł przybysz.
- Co tu robisz ?- spytał Wienia.
- Śniło mi się, że byłem w tym miejscu i spotkałem bandytów. Postanowiłem sprawdzić, więc udałem się tutaj. Nie mam broni, ani niczego. Straciłem pamięć.
- To naprawdę ładna bajeczka- skomentował Wasza- Mi on wygląda podejrzanie.
- Zastrzelić go ?- spytał cicho Niestriew.
- Poczekaj- uspokoił go Wienia- Może jakiś niezdrowy na umyśle- na co Niestriew tylko się zdenerwował.
- Podejdź tutaj!- powiedział Niestriew.
- Nie mogę- odparł stojący mężczyzna- Śniło mi się, że zginę jak podejdę do was.
- To po co tutaj szedłeś ? Mogę wiedzieć ?- spytał Wienia.
- Już powiedziałem. Musiałem sprawdzić, czy to prawda.
- Niby co prawda ?- spytał Wienia.
- Czy mój sen się sprawdzi. Od kilku tygodni miewam sny i czasem się sprawdzają.
- Może go puścimy ? To chory facet- powiedział Wienia, na co Tocha przytaknął, ale Niestriew nie popuścił.
- Podejdź tu, albo Cię zabiję!- krzyknął- Boisz się umrzeć ? To słuchaj się poleceń. Masz do czynienia z bandytami, a nie z jakimiś podróżnikami.
- Przewidziałem to, że tak powiesz- powiedział stojący dalej mężczyzna- Szanuję was i nie chciałem nikogo urazić. Gdybym miał coś przy sobie oddałbym to natychmiast.
- To podejdź tutaj- powiedział Niestriew.
- Niestety Cię nie posłucham. Pozostanę tutaj- odparł nieznajomy.
- On naprawdę jest niepoczytalny- zauważył Misza i się rozweselił.
- Bezczelny typ- powiedział Niestriew, który coraz bardziej zaczynał się irytować takim przebiegiem wydarzeń. Najpierw nic nie jadł, potem chodził cały dzień i niczego nie znalazł, a teraz obcy stalker nie słucha jego poleceń. Stawało się to, co przewidywał od dawna. Tracił szacunek u wszystkich, swoich i obcych.
Wienia, którego zdziwiła owa sytuacja, błyskawicznie zbierał myśli. Przez moment zastanawiał się, czy samemu nie wykrzyczeć na samotnika. Zdawał sobie bowiem sprawę, że gdy Niestriew się zdenerwuje, to owego człowieka zastrzeli, a nie chciał by jego najlepszy kolega miał kolejną ofiarę na sumieniu.
- Ujmijmy to tak- powiedział głośno Wienia- Nie masz przy sobie niczego i pechowo wyśniło Ci się coś. W takim razie mam dla Ciebie prosty wybór. Albo zostajesz tu i czekasz na to, aż któryś z nas Cię zastrzeli, albo idziesz sobie gdzie indziej. Zrozumiałeś ?
- Bardzo dobrze zrozumiałem- odparł mężczyzna- Ale to jest moje miejsce i to wy powinniście odejść.
- Jesteś pewien ?- spytał Misza celując w niego bronią, a inni parsknęli śmiechem.
Wienia się nie zaśmiał. Niczego już nie rozumiał. Ten ktoś nie chciał odejść. Czy to naprawdę musi być tak pechowy dzień ? Skoro mężczyzna postanowił się zapierać, to w końcu straci życie prędzej, czy później. Dla Wieni przygnębiającym był fakt, że bez rozlewu krwi się nie obejdzie.
- Niepoczytalny- powiedział Wasza. Teraz Niestriew się uspokoił. Kimkolwiek był mężczyzna, porywanie się na grupę bandytów w pojedynkę to było istne szaleństwo.
Wienia ruszył w stronę przybysza i zbliżał się do niego coraz bardziej. Mężczyzna stał w miejscu i czekał, aż Wienia przystanął dwa metry przy nieznajomym, celując w niego bronią.
- Zmiataj stąd, zanim Ci się coś wyśni. Dałem Ci szansę- krzyknął Wienia.
- Szansę ?- spytał mężczyzna- A czym ona jest ? Szansa zależy od punktu widzenia. Ja też dałem wam szansę, bo zniżyłem się jedynie do rozmowy z wami.
Wienia, który przez cały ten czas uważał przybysza za nienormalnego, nagle zrobił się wewnętrznie niespokojny. Osoba ta nie bała się ich i jeszcze pozwalała sobie na zbyt wiele.
- Dobrze. W takim razie proponuję się uspokoić- powiedział Wienia- Czego tu chcesz ? Mogę zapytać ?
- Jestem spokojny, natomiast gdy chcę spaceruję po różnych zakątkach Zony.
- Czy możesz odejść ?- spytał Wienia przeciągając sylaby.
- Nie. Pozostanę tutaj- odparł mężczyzna.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybyśmy nie uważali Cię za cudaka, to byś już nie żył ?
- Wiem- odparł nieznajomy- Ale póki co nie ma potrzeby rozważania co by było gdyby, jak nie ma, prawda ?
- Jesteś bardzo sprytny. Skąd wiesz, że Cię nie zastrzelę za pięć sekund ?
- Czy to naprawdę trzeba wiedzieć ? Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Nadal żyję- powiedział mężczyzna i się zaśmiał.
Wienia nie wiedział co powiedzieć. Kimkolwiek była ta osoba, była osobą albo bardzo naiwną, albo bezmyślną. Towarzysze Wieni stali przy ognisku. Ogień trzaskał przerywając ciszę, która znów się nasiliła.
- Skoro nie masz zamiaru słuchać po dobroci...- zaczął namyślając się, że jak przestrzeli obcemu nogę, to może ten coś zrozumie.
- ...To pozostaje tylko czekać- odparł nieznajomy i znów cicho się zaśmiał, a Wienia zrezygnował z myśli zranienia obcego.
- Czekać na co ?- spytał Wienia ?
- Ty wiesz na co. To nie zależy ode mnie.
Wienia nie do końca spodziewał się takiej odpowiedzi, ale w tej chwili poczuł się dziwnie. Przez moment odniósł nawet jeszcze dziwniejsze wrażenie, ale wolał je zachować dla siebie.
- Nie będę się przekomarzać- powiedział Wienia- Chodź sobie tam, gdzie Ci się podoba- i zawrócił w stronę ogniska, a kiedy był już w połowie drogi mężczyzna znowu zagadał.
- Czy wam też śnią się rzeczy, które się potem spełniają ?- spytał.
- Nie Twoja sprawa- odparł Niestriew.
- To sprawa każdego z nas- powiedział mężczyzna i się zaśmiał.
Wienia poczuł się znowu zdenerwowany. Przypominając sobie swój sen stwierdził, że był niepokojący. We śnie podróżował. Po Kordonie. Wszedł do starych ruin fabryki i szukając czegoś w budynku natrafił na stare kurtki i płaszcze, które rozrywał szukając pieniędzy, lub rzeczy osobistych. Dla Wieni taki sen nie oznaczał niczego dobrego. Zawsze, gdy śniły mu się kurtki ktoś z jego znajomych, czy przyjaciół o mal nie ginął. Czasem jednak ginął ktoś mu znany, lub przyjazny nie będący bandytą. Zawsze wtedy śniły mu się kombinezony i kurtki, lub płaszcze. Wienia nie wiedział czemu tak się dzieje, ale wyrobił sobie nawyk spodziewania się czegoś złego, gdy przyśni mu się równie zła rzecz.
- Żeby choć raz się nie spełniło- pomyślał Wienia.
- Mam dzisiaj na sobie kurtkę- powiedział nagle bez konkretnej przyczyny mężczyzna.
- Mało mnie to interesuje. Do psychiatryka, a nie do Zony- krzyknął Niestriew, a inni się rozweselili- Noś sobie co chcesz.
- Tak sądzicie ?- spytał nieznajomy- Wszystko ma swój cel.
- Dosyć tego- powiedział Wienia.
Postać wreszcie się poruszyła i zdawała się przybliżać do ogniska. Mężczyzna podszedł do Wieni. W świetle ogniska można było dojrzeć, że ma kominiarkę na twarzy i kurtkę z kapturem koloru brązowego. Na sobie miał wojskowe, zgniłozielone spodnie.
- A może zerwać Ci tę kurtkę i maskę siłą, co ?- spytał Niestriew.
- Nie zdążysz- powiedział mężczyzna i odwrócił się do niego.
- Chcesz się założyć ?- spytał wyzywająco Niestriew.
- Daj spokój. To czubek- uspokoił kolegę Misza.
- No to ja mam mu pozwolić, żeby mi na głowę wszedł ?- wrzasnął Niestriew.
- Misza ma rację. Poza tym to drugi czubek dzisiejszego dnia. Ja też jednego widziałem i darowałem mu życie- powiedział Tocha.
- Mitia Niedystrajew- powiedział nagle mężczyzna.
- Słucham Cię ?- spytał Niestriew podchodząc do stojącego w groźny sposób.
- Człowiek, o którym mówicie- dodał mężczyzna i wsadził ręce do kieszeni spodni- Nie był niezrównoważonym. Bał się, ale jak każdy w takiej sytuacji.
- Co ty nie powiesz ?- spytał Niestriew- A ty się nie boisz ?
- Każdy ma własne lęki- odparł mężczyzna.
- Acha. Ale nas to się nie boisz. Jesteś bardzo odważny- krzyknął Niestriew i splunął w twarz zakapturzonemu przybyszowi.
- Krzyk bojącej się osoby mnie nie przeraża- powiedział spokojnie nieznajomy.
- A przeraża Cię to ?- spytał Niestriew i uderzył z całej siły stojącego w brzuch z pięści, a ten zgiął się w pół i złąpał się obydwiema rękami za bolące miejsce- Naucz się szacunku.
Wienia podbiegł do Niestriewa i próbował go uspokoić. Jego przyjaciel tracił cierpliwość. Wienia wiedział, że Niestriewa irytowało to, że niczego dzisiaj nie znalazł, ale koniecznie chciał uniknąć najgorszego.
- Dajmy spokój już- powiedział Wienia, ale mężczyzna znów zaczął mówić.
- Słabeusz z Ciebie. Uderzyłeś mnie. Nigdy nie byłeś mocnym. Wyczułem Cię od razu.
Wienia chwycił Niestriewa, który już chciał zamachnąć się na przybysza dubeltówką.
- Nie słuchaj go. To chory człowiek- zwrócił się do Niestriewa Wienia.
- Żaden z was nie jest mocny- powiedział mężczyzna- Wszyscy jesteście słabi. Ukrywacie to pod pretekstem groźnych ruchów, okazywania broni, umundurowania i trzymania się w grupie. A ja jestem sam. Zupełnie sam. Ani razu się was nie przestraszyłem, ani razu się nie cofnąłem.
Wienia wyczuł, że mężczyzna zaczyna być coraz gwałtowniejszym.
- Nie szkodzi- powiedział mężczyzna- Teraz ja was czegoś nauczę. Nauczę was braku pewności siebie- a gdy to powiedział Wienia poczuł jakby te słowa brzmiały bezpośrednio na jego mózgu, jakby dźwięczały w nim. Nie wiedział, czy to paniczny strach powoduje "swędzenie" płata ciemieniowego głowy, czy to słowa mężczyzny, które jakby szeptały mu w głowie. A może jedno i drugie. W każdym razie obudził się i otworzywszy oczy dyszał ciężko, a serce mu biło jak szalone. Jego głowa nadal swędziała, jakby budząc się przerwał jakiś proces, który naprawdę trwał.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.


Część 6:

Ogólne wydarzenia

Przez Zonę przeszedł podmuch powietrza. Najpierw poruszał się po wysypisku, a następnie przeniósł się do doliny mroku. Wiatr był silny i porywisty. Skierował się ponownie w stronę wysypiska, zwiedził bar i magazyny wojskowe, a następnie przeleciał prosto do Kordonu. Siła wiatru wyczerpała się w momencie dotarcia do miejsca, znajdującego się niedaleko tunelu- tuż przy rosnącym dziwnie drzewie.

Ogólne wydarzenia

Była noc. Pewien stalker szedł w kierunku wioski. Znajdował się już coraz bliżej wyznaczonego sobie celu. Przechodził właśnie niedaleko mostu i zabudowań, gdy nagle dostrzegł mignięcie światła po swojej prawej stronie. Zobaczył je kątem oka, ale po dłuższej chwili wypatrywania źródła tego zjawiska, uznał ów fakt za przywidzenie i ruszył dalej. Idąc, raz jeszcze obejrzał się w stronę tunelu. Zobaczył tylko ciemną połać terenu. Rosło tam drzewo, które w połączeniu z tym miejscem wzbudzało uczucie pustki i samotności. Stalker przeszedł obok budynków. Pragnął tylko jednego. Znaleźć się w przytulnym obozie dla nowicjuszy. Nienawidził marszów nocą. Wolał chodzić w ciągu dnia, kiedy było jasno. Kiedy już wyminął ruiny budynków i szedł przy drodze, za jego plecami coś stuknęło. Był to dźwięk łamanej gałęzi. Pasza obrócił się ze zduszonym okrzykiem i wycelował broń prosto przed siebie, wypatrując źródła tego hałasu. Ku jego uldze nikt go nie śledził, ale wcześniej miał takie wrażenie. Popędził co sił do wioski, a kiedy do niej dotarł zobaczył, że jest pusta.

Spotkanie

Bistriełow miał męczące sny. Podróżował w nich po całej Zonie. Najczęściej odwiedzał Wysypisko i Kordon. Śniło mu się mnóstwo dziwnych rzeczy. Pierwszy sen dotyczył Sidorovicha. Alexander pytał go: Która godzina ?, ale handlarz nie odpowiedział. Alexander wyszedł z bunkra. Sen się zmienił. Szedł po Wysypisku i zobaczył w oddali rozpalone ognisko. Był środek dnia i piękna pogoda. Nikogo przy nim nie zastał, ale w momencie stania przy palących się gałęziach zaczął rozglądać się i wypatrywać czy ktoś nie idzie. Alexander przeniósł się do Kordonu. Trzymał w ręce leki przeciwpromienne i zastanawiał się czy iść do obozu, czy też poszukać artefaktów. Potem śniło mu się, że widzi w oddali stado psów, ale gdy się przypatrzył dostrzegł, że dostrzega pomiędzy nimi także dzika. W kolejnym śnie wędrował po obozie nowicjuszy. Był późny wieczór. Wszędzie cisza i spokój. Żaden z samotników się nie pojawił. Postanowił przeszukać ich zakamarki i wszedłszy do podziemnego schronu spostrzegł, że leżą tam dwie torby. Gdy rozsunął jedną zobaczył mnóstwo pieniędzy. W drugiej natomiast znalazł zaledwie termos na herbatę. Kiedy wyszedł na zewnątrz, wybiegł z wioski i pobiegł co sił drogą w kierunku starej fabryki. W niej bandyci zawsze mieli swoją siedzibę. Nie bardzo wiedział, dlaczego tam biegnie, ale czuł że to ważne. Gdy znalazł się między budynkami przystanął. Coś miało się wydarzyć. Coś groźnego, a on czuł, że na to czeka. A potem usłyszał telefon, jakby z oddali, ale też za nim, a jednocześnie w jego głowie. Instynktownie spojrzał za siebie, obracając się. Oczom jego ukazał się brązowy pies. Był tak straszny, że Alexander chciał wrzeszczeć ze strachu, ale z gardła nic się nie wydobywało. Strach go paraliżował, aż obudził się.

Bistriełow dyszał z nerwów. Trząsł się nadal ze strachu, a stwierdziwszy że jest noc, jeszcze bardziej się zaniepokoił. Powietrze było mroźne, ale świeże. Chwyciwszy się za głowę wstał, masując się rękami po twarzy. Wnętrze jego głowy pękało od nadmiaru myśli i wspomnień. Dodatkowo przeładowały je wspomnienia snów, których doświadczył wcześniej. Nie wiedział już, czy wierzyć w sny, czy też nie. Wiedział jedno. Coś było nie tak.
Alexander nie miał sił, by dłużej czekać. Chwycił strzelbę i pistolet. Miał mnóstwo amunicji. Zawsze nosił ją przy sobie, a jej ciężar nigdy mu nie przeszkadzał. Był do niego po prostu przyzwyczajony. Przystanął chwilę nasłuchując, ale po minucie czekania wyszedł ze swojej kryjówki w obozie, a potem i z wioski, która nadal pozostawała opuszczona. Skierował się w stronę fabryki. To było czyste szaleństwo. Decyzja zupełnie niepoważna i nieprzemyślana. Alexander nie zwracał na nic uwagi. Tak jak we śnie przyciągał go jakiś niewidoczny magnes, tak i na jawie nieznana i niezbadana siła kierowała go w to miejsce, obiecując mu przy tym jakieś wyjaśnienia, lub odpowiedzi na dręczące go pytania, których często sam nie potrafił, lub nie chciał sobie zadać. Po drodze mijał rośliny, krzewy i drzewa. Teraz, kiedy spacerował nocą wszystko zdawało się być nieco inne niż zazwyczaj. Każdy najcichszy szelest, czy powiew wiatru powodował stan napięcia nerwowego, a gdy krzaki nieco dalej poruszyły się, Bistriełow wystrzelił z pistoletu prosto w to miejsce. Choć strzał został stłumiony przez tłumik, to mimo wszystko okazał się zbędnym. Gdy Bistriełow się przypatrzył stwierdził, że to wiatr porusza krzakami tak, jak gdyby coś się w nich czaiło. Nie mógł nic na to poradzić. Stawał się coraz bardziej nerwowym. Powiewy wiatru zdawały się czuć jego lęki i coraz bardziej szalały od drzewa do drzewa. Maszerował dalej i dalej, a cel jego marszu zbliżał się nieustannie. Minął most i okrążył zbiorowisko krzaków, obawiając się że może kryć w sobie mutanta.
Mimo wielu obaw Bistriełow dotarł w jednym kawałku do zabudowań. Początkowo myślał o skradaniu się, ale ten pomysł był zupełnie niepotrzebny, bo cała fabryka nie mieściła w sobie żywej duszy. Tylko podmuchy powietrza, które przelatywały między ruinami, wywoływały różne mroczne dźwięki. Jęczały i wyły, a potem ucichały. Alexander zatrzymał się. Na myśl przyszło mu skojarzenie, że stoi identycznie jak we śnie. Drgnął i obejrzał się, ale nic za nim nie stało. Alexander czekał. Po raz pierwszy nie miał ochoty sprawdzać, czy ruiny nie mieszczą jakichś znalezisk, albo unikatowych przedmiotów, tak jakby poszukiwanie ich należało zupełnie do innego życia, które on opuścił i pozostawił daleko w tyle. Zdawał się być po części we śnie, a po części na jawie. Nie dbał o nic. Nie mógł zrozumieć wielu spraw. Czyżby w końcu się poddawał ? Czyżby przerastało go wszystko co się dzieje wokół ? Czyżby w końcu zmęczyło go jego własne życie ? I w tym właśnie momencie Alexandrowi przyszło na myśl drugie miejsce, które go zarazem lekko przerażało, jak i ciekawiło. Miejsce, gdzie raz już był i czuł się przygnębionym.
Zaginięcie stalkerów z pewnością nie oznaczało niczego dobrego. Coś się stało. Wokół niego świat niemal oszalał, a on sam zdawał się być tak wyczerpanym i tak nie mieć na nic siły, że wierzył jedynie w sny, które (jak czuł podświadomie Bistriełow) być może nie były zupełnie prawdziwe, ale w jakimś stopniu dotyczyły rzeczywistości. Alexadner wiedział, że może to być wynik jego przemęczenia. Gdy mózg jest bowiem wyczerpany regeneruje się w nocy, a jeżeli jest strasznie wyczerpany, to i sama regeneracja jest potężna, co powoduje większą ilość snów, które stają się bardziej faktami, niż marzeniami. W tych faktach zadziwiająca była jednak łączność między tym co mu się śni, a tym co się potem dzieje. Udał się więc w kierunku terenu, na którym znalazł się tylko raz. Wtedy jednak stał tam w ciągu dnia, a teraz był środek nocy. Mimo wszystko postanowił tam pójść, chociażby po to aby sprawdzić, aby powiedzieć sobie, że się mylił.
Gdy dotarł na miejsce stwierdził, że pod drzewem ktoś stoi. Początkowo uznał to za halucynacje i aż podskoczył. Postać stojąca przy wielkim, nachylonym pniu z pewnością była widoczna jako ciemna sylwetka.
- Kto to ?- spytał sam siebie w duchu- Znowu jakaś zjawa, duch, czy co ?
Ktokolwiek to był nie ruszał się. Stał sztywno jak drzewo, przy którym się znajdował. W ciemności, gdyby nie kształt głowy można by śmiało powiedzieć, że to jakiś ucięty konar. Sylwetka ludzka była jednak zbyt charakterystyczna. Alexander zszedł w dół. Trzymał dubeltówkę. Zbliżał się w kierunku postaci. Wiedział, że musi działać szybko. To mógł być bandyta, a wtedy Alexander niepotrzebnie napychał by sobie biedy. Musiał go zaskoczyć, zagrozić mu i wypytać o wszystko co niezbędne, a potem jak już odpowie odejść niby pod pretekstem darowania owemu człowiekowi życia. W Zonie takie zachowania były konieczne, aby przeżyć. W tej chwili to Alexander miał przewagę. Nie został zauważony. Tłumaczył sobie kolejne punkty planu. W głębi serca czuł, że robi coś głupiego, szalonego, lub zupełnie popełnia największy błąd w swoim życiu. Zdecydował się już jednak i szedł w stronę sylwetki, która ani trochę się nie poruszyła. Wreszcie zdziwiony tym, że postać go nie usłyszała stanął kilka metrów od niej. Kimkolwiek była ta osoba patrzyła się prosto w księżyc, co Alexander dopiero teraz dostrzegł. Postać miała narzucony na głowę kaptur, będący zapewnę częścią kurtki. Stała nieruchomo i nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś stoi niedaleko niej. Bistriełow krząknął dosyć znacząco. Wiedział, że natychmiast zwróci uwagę stojącego przy drzewie człowieka. Ten jednak dalej spokojnie stał i patrzył na księżyc i gwiazdy, jakby pogrążony był we własnych myślach. Bistriełow krząknął głośno kilka razy, ale rezultat był taki sam. Ten ktoś nie usłyszał, lub nie zareagował. Alexander w pierwszej chwili pomyślał, że być może stoi przed nim osoba całkowicie głucha, lub niedosłysząca. Nie zrezygnował jednak i zaczął mówić, choć czuł się niepewnie i momentami miał chaos w głowie.
- Przepraszam bardzo- zaczął Alexander. Postać dalej stała, więc teraz uzyskał pewność, że nieznajomy wogóle go nie słyszy. Milczenie trwało chwilę, aż w końcu nagle postać przemówiła, a Alexander drgnął.
- Usłyszałem jak pan schodził. Stoję i podziwiam noc- powiedział mężczyzna. To był zupełnie zwyczajny głos. Stonowany, spokojny, ale także obojętny.
- Słyszał pan ?- spytał Bistriełow, starając się by jego ton wypowiedzi zabrzmiał pewnie.
- Otóż to. Stoję tutaj dosyć długo- powiedział chłodno mężczyzna- Muszę stwierdzić, że nietrudno było pana usłyszeć.
- Nie zareagował pan ? Dlaczego ? A gdybym był bandytą, albo mordercą ?- spytał Alexander.
- Wie pan, że większość ludzi na tym świecie zadaje pytanie: Co by było gdyby ? Ono tak potrafi wszystko utrudnić, a ja nie rozumiem dlaczego.
- Dlaczego ?- spytał Alexander wyrwany z kontekstu.
- Właśnie. Dlaczego tak gdybać ? Nie jest pan bandytą, ani mordercą. Ciągle żyję, zatem jestem spokojny.
- No tak- odparł Bistriełow, zdziwiony beztroską stojącego przed nim człowieka- Niewątpliwie tej nocy ma pan szczęście.
- Czy sądzi pan, że gdybym miał szczęście to w środku nocy stałbym i patrzył w niebo ?
- Zatem przepraszam. Nie chciałem pana urazić- odpowiedział wymijająco Alexander.
- Nie gniewam się- powiedział mężczyzna. Rozmawiając z Alexandrem nawet nie obrócił głowy. Stał tak samo, jak na początku, jak gdyby postanowił za wszelką cenę ignorować nie znaną mu osobę.
- Co się stało ? Może w czymś pomóc ?- spytał Alexander.
- Pomoc to rzecz względna. Skąd bowiem można wiedzieć, że pomagając komuś nie czynimy źle innym, albo sobie samym- odparł mężczyzna, a Bistriełow wyczuł, że stojący przed nim człowiek nie należy do prymitywnych ludzi.
- No cóż- zagadnął Alexander- Miałem na myśli pomoc, będącą swego rodzaju pocieszeniem, biorąc pod uwagę fakt, że coś pana gnębi.
Mężczyzna zamilkł. Alexander zaczął żałować, że podjął tą dyskusję i zapragnął opuścić to miejsce.
- No cóż. Skoro nic nie mogę zrobić, to przepraszam za najście. Jestem trochę nerwowy i mam własne kłopoty na głowie. Tak więc bardzo przepraszam...- Alexander czuł się nieswojo wypowiadając te słowa. Głupio było mówić do kogoś, kto reaguje na niego nieco dziwacznie, a jednocześnie nawet na niego nie spojrzy. No, ale Zona była właśnie taką krainą. Zamieszkiwali ją różni ludzie, a niektórzy tracili rozum po krótkim czasie pobytu w niej. Ucieszony tym, że bez problemu odejdzie od tego stalkera, Bistriełow zrobił dwa kroki do tyłu, ale właśnie w tym momencie mężczyzna znowu przemówił.
- Byłoby to nieuprzejmością, graniczącą z brakiem wychowania gdybym i Ja nie zapytał: Czy mogę panu w czymś pomóc, ale raczej, biorąc pod uwagę obecne fakty powinienem zapytać: Jak mogę panu pomóc ?
- Nie trzeba- odparł Bistriełow, nie chcąc opowiadać o czymkolwiek nieznajomemu. Poza tym obecne wydarzenia były dosyć dziwne i nie chciał ujść za człowieka niezrównoważonego, lub też wdawać się w pogawędkę z niezrównoważonym psychicznie stalkerem.
- Rozumiem. To też typowe. Ludzie oferują sobie pomoc i zawsze odmawiają jak ktoś oferuje pomoc im- powiedział mężczyzna- Pan pozwoli, że się chociaż przedstawię. Nazywam się Wowa Alonin- powiedział, ale nie poryszył się, ani nie zrobił żadnego gestu powitalnego. Dalej stał w miejscu.
- Alexander Bistriełow- odparł Alexander i również nie podchodził.
- Jestem przygnębiony, ponieważ widziałem coś niepokojącego. Byłem świadkiem napaści na sporą grupę stalkerów- powiedział Wowa Alonin.
Alexander wyprostował się i przestał bujać w obłokach.
- Na grupę stalkerów ?- spytał półprzytomny.
- Tak jest- odparł Wowa- Sami niedoświadczeni. Przykra sprawa. Zostali uprowadzeni. Z tego co udało mi się usłyszeć to porwano ich w wiosce.
- Proszę mówić. Jestem ciekawy- powiedział Bistriełow.
- Przechadzałem się tędy i przypadkowo obok fabryki zauważyłem dwóch rozmawiających stalkerów. Podszedłem więc najciszej jak mogłem, schowałem się za ścianą i podsłuchałem ich rozmowę. Usłyszałem jak mówili o przeniesieniu nowej grupy do jakiegoś "leziska". Nie miałem pojęcia co to, ale chyba jakaś kryjówka. Chwilę potem zobaczyłem jak w stronę tych dwóch stojących zmierza kolejny stalker, a za nim sporo osób. Jeden samotnik prowadził z batalion innych, a wyglądało to tak, jak gdyby ich uprowadził. Sami nowicjusze i bodajże jeden w kombinezonie. Poznałem ich i tego co ich prowadził. To był mój stary i dobry znajomy- Pasza Jordakov. Kiedyś się znaliśmy i razem polowaliśmy, ale Pasza wolał inne drogi życiowe. Miał całkowicie inne poglądy na życie niż Ja, więc się rozstaliśmy. Teraz dowiedziałem się na czym utrzymuje się Pasza w Zonie.
Bistriełow stał jak zahipnotyzowany, ale słuchał gorliwie, milcząc i od czasu do czasu sprawdzając, czy nikt przy nich nie stoi.
- Pasza- ciągnął mężczyzna- utrzymywał się na dorobku innych stalkerów, ale to i tak mało powiedziane. On założył gang, który porywał stalkerów, okradał ich, a potem zabijał jak najszybciej w celu pozbycia się dowodów. Kiedy go zobaczyłem rozczarowałem się, ale i przeraziłem. Nowa grupa stalkerów- to była cała zawartość obozu niedaleko Sidorovicha. Wilk i cała reszta. Nie miałem pojęcia jak dali się porwać, ale widocznie Pasza miał swoje sposoby na uprowadzanie dużych grup samotników w pojedynkę.
- I co dalej ?- spytał Alexander.
- Usłyszałem jak mówią o tym, że grupa ma jak najszybciej zostać przeniesiona we wskazane miejsce, że trzeba się spieszyć i on sam to załatwi. Potem rozmawiali i wtedy właśnie mnie olśniło- usłyszałem, że wszyscy zostali przejęci z wioski, że zarobią na nich dużo większą kwotę niż na ostatnich stalkerach, ale potem się niepokoili, że Sidorovich pewnie się o wszystkim dowie i rozgłosi. Wtedy- a zapamiętałem to wyraźnie- drugi stalker dodał, że trzeba ich przeszukać i pozbyć się jak najszybciej. Zaczęli głośno wymieniać zdania, potem się kłócili, aż w końcu Pasza kopnął w ścianę budynku z całej siły i odszedł, a tamci dwaj zabrali grupę i poszli mniej więcej w stronę mostu, ale nie zupełnie, bo tam są wojskowi. Bardziej równolegle do mostu i opuszczonej fabryki, z dala od patrolujących. Pasza odszedł w stronę wioski i tyle go widziałem.
- Tak. Wioska rzeczywiście jest pusta. To wiele wyjaśnia- powiedział Bistriełow.
- Smutna rzecz. Cała gromada kotów i wszyscy już nie wrócą- powiedział Wowa.
- Kiedy pan to usłyszał ?- spytał Alexander.
- Jakiś czas temu. Nic nie zrobiłem, bo niby co się da zrobić ? Sidorovich nie zdążyłby im pomóc, a ja na pewno nie, tymbardziej że nie mam broni. Wojskowi też prędzej by wytłukli wszystkich z karabinów. I bandytów i samotników. Jedynym sensosnym wyjściem byłoby zebranie grupy stalkerów i ruszenie na pomoc porwanym, ale to stało się jakiś czas temu, a ja nie mam pojęcia gdzie się potem udali. Jedyny trop to ta podsłuchana rozmowa i informacja, że poszli w kierunku mostu.
Alexander zamyślił się. Jeśli stalkerów porwał gang, który potem ich eliminował, to pozostało tylko poinformować Sidorovicha o tym, że stalkerzy już nie żyją.
- Zawsze przecież jest szansa, że ich puszczą, ale niewielka- powiedział mężczyzna- Słyszałem wiele pogłosek o zaginięciach pojedyńczych ludzi, nawet kilkuosobowych grup, ale przez myśl nie przeszło mi, że cały obóz da się tak łatwo złapać. Być może Pasza miał kogoś do pomocy- może bandytów, ale tego nie wiem. Wiem, że na pewno tych dwóch ich gdzieś zabrało, a Pasza odszedł w kierunku wioski- teraz już pustej.
- Być może uda się odnaleźć tego Paszę- powiedział Bistriełow całkowicie zamyślony.
- Na niego lepiej uważać, a nie go szukać. To groźny morderca. Nie jest już tym samym człowiekiem. Być może gdybym do niego wtedy zagadał to nie zabiłby mnie, ale na pewno nie pozwoliłby mi żądać uwolnienia tych porwanych. Zawsze był taki. Miał w sobie mnóstwo złych cech. Uważał na przykład, że eliminowanie tych, co są "źli" jest słuszne. Problem był taki, że to jego odczucia mówiły mu o tym co jest złe, a co nie. Nic więcej. Znam Wilka i część obozu. Znałem- tak się wyrażę. Zawsze byli dosyć porządni.
Alexander się zastanowił. Jeśli to o czym mówił mężczyzna było prawdą, to dla stalkerów istotnie nie ma już żadnej nadziei. Od początku czuł, że mogło to być porwanie. Zbyt nagle zniknęli, zbyt długo nie wracali. Tego dnia, gdy usnął Pasza porwał całą grupę, a jego nie zauważyli, bo spał w dosyć dobrej kryjówce. Teraz przypomniał sobie wcześniejsze sny. Śnił mu się straszny pies i fabryka. Śniło mu się, że tam szedł, coś czuł- jakby rozwiązywał zagadkę. Pamiętał jeszcze ognisko- jakby puste i bez życia wokół, a także jego rozpaczliwe zastanawianie się nad wszystkim. Teraz wiedział, że czuł we śnie, że zbliża się do wyjaśnienia zagadki, albo raczej jego sny stają się prawdą. Nie wiedział już co robić, ale wyczuł, że lepiej udać się do wioski. Znalezienie tego Paszy Jordakova to jedyna szansa na uratowanie stalkerów. Skoro jest on przywódcą, to może uda się go namówić do uwolnienia samotników. - No cóż, a nawet jeśli nie namówić- pomyślał Bistriełow- to zagrozić mu i zmusić do tego.
- Niebo wygląda spokojnie- powiedział mężczyzna- Cóż. Zona jest niebezpieczna. Bardzo niebezpieczna. Prowadzi wielu na cmentarz.
- To prawda- burknął Bistriełow, ale myślami był gdzie indziej- Jest pan pewien, że poszedł w stronę wioski ?
- Z tego co widziałem tak, ale nie spacerowałem za nim, więc pewności czy tam został, albo czy nie zmienił trasy nie mam.
- I grupa została odprowadzona w tamtą stronę ?- powiedział Alexander, pokazując ręką kierunek. Mężczyzna obrócił się w miejscu.
- Tak. Tak sądzę.
- Muszę już iść. Dziękuję za informacje- powiedział Alexander.
- Nie ma za co- odparł mężczyzna- Jakby pan jeszcze czegoś potrzebował, to znajdzie mnie pan jutro późnym wieczorem w tym samym miejscu. W ciągu dnia będę gdzie indziej i wątpię, byśmy się spotkali.

Dalszy ciąg "niebawem".
Powieść pisana na postawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
Wszelkie prawa zastrzeżone.


Część 7:

Wyprzedzenie

Noc powoli się rozrzedzała. Jej następstwem był dzień, który upływał powoli, a podczas jego trwania działo się bardzo wiele rzeczy. A gdy się skończył nastąpiła kolejna noc, która równie szybko ustąpiła miejsca kolejnemu dniowi. I ten ciągnął się powoli, by zakończyć swój żywot, i w końcu znów nastała noc. Chłodne powietrze omiatało cały Kordon. Stalkerzy pochowani w kryjówkach spali. Niektórzy, co lubili nocne przechadzki wędrowali po pustkowiach tej granicy Zony. Drzewo rosnące nieopodal nasypu kolejowego zaszeleściło pod wpływem wiatru. Niedaleko znajdował się tunel, który w tym momencie był równie ciemny, co spowijająca wszystko noc. Cisza, jaka trwała w tym miejscu zdawała się nie pasować do otoczenia. Ten obszar stanowił najbardziej tajemniczą zagadkę Zony. Spokój trwał nieprzerwanie godzinę, dwie, trzy. Noc ciągnęła się powoli. Wielu samotników drzemiących w swoich schronieniach męczyło się z powodu bezsenności, jaka wszystkim powszechnie dawała o sobie znać. Spokojną nostalgię przerwał głośny huk, który zdawał się dochodzić gdzieś z okolicy drzewa przy tunelu. Następstwem jego była głucha cisza, a po kilkunastu sekundach rozległ się kolejny trzask, równie głośny co poprzedni i dokładnie w tym samym miejscu. I ponownie jak po pierwszym hałasie identycznie zniknął po nim ślad. Dźwięku nikt nie usłyszał. Od tego miejsca wszyscy trzymali się zawsze jak najdalej. Tego obszaru ludzie zawsze unikali. Trzeci głośny trzask przerwał milczenie nocy i zaczęło się. Seria brzdęków, huków i trzasków niczym wielka filharmonia rozpoczęła naprzemienne przekrzykiwanie. Brzmiało to tak, jakby w tej chwili ktoś zamierzał zagrać jakąś wyjątkowo niespójną, chaotyczną muzykę- składającą się z wyjątkowo drażliwych odgłosów. Dźwięki stawały się coraz dziwniejsze. Huki przekształciły się w ciche pykania, brzdęki w piski, a trzaski w nieustanny warkot- tak jak gdyby helikopter wzbijał się w powietrze. Na dodatek stale się zmieniały, aż wszystkie scaliły się w szum przypominający wiatr, ale zupełnie różniący się od wiatru. Tak jak gdyby tysiące stalkerów zebrało się na polanie i wszyscy zechcieli jak na jedną komendę wydawać z siebie głośne "szszszsz". Szum w miarę upływu czasu nasilał się. Był to pozorny wzrost nasilenia, bo chwilę później dźwięk zanikał, a gdy wydawało się, że zanikł zupełnie, tarkot helikoptera, pykanie i piski znów zaczynały się pogłaśniać. Coś tworzyło się przy drzewie. Na początku przypominało to cień, ale ten cień formował się w masę, a masa nabierała kształtu i kolorów. Stawała się coraz bardziej doskonałą, dopracowaną, aż utworzyła ciało psa, które nadal się zmieniało. Dźwięk wygasł. Pies, który się wytworzył miał czarno-brązową skórę, cztery cienkie łapy zakończone dwudziestoma pazurami- każda. Pysk posiadał dwadzieścia kłów sterczących w różne strony, a oczu z pozoru nie było widać. Stał nieruchomo, prezentując się dosyć mizernie na tle Zony, ze swoim dziwnie zdeformowanym korpusem. Nie ruszał się, jedynie oddychając regularnie. Głowa patrzyła stale w ten sam punkt. Skierowana była prosto na południowy-wschód. Na jej linii znajdowała się stara fabryka- należąca do bandytów i kawałek doliny mroku obejmujący usytuowany tam fragment drogi- którą można było dotrzeć do doliny- prosto z Kordonu. Czas upływał. Minuta leciała za minutą, godzina za godziną, aż nastała godzina piąta nad ranem, ale psa już o tej porze nie było.

Oczami innego stalkera

Kostia Warnajew siedział w fabryce należącej do bandytów. Nastał późny wieczór. Kostia był wysokim mężczyzną o purchlnej twarzy, krótkim nosie i dużej ilości zmarszczek. Siedział czekając na spotkanie z ważnym człowiekiem. Kostia zdawał się pamiętać spotkanie jego i owego mężczyzny tak dobrze, jakby to było przed chwilą. A tymczasem spotkali się dwa tygodnie temu. Kostia dobrze zapamiętał ich rozmowę. Siedział wtedy podobnie jak teraz, dzisiejszego wieczora przy ognisku, rozpalonym w fabryce, gdy nagle, zupełnie niepostrzeżenie wszedł do budynku nieznajomy i przedstawił się jako Wowa Alonin. Kostia początkowo się wystraszył, ale nieznajomy okazał się elokwentną osobą, posiadającą w Zonie szerokie znajomości. Powiedział Kostii wówczas, że ma dla niego interes. Kostia zapytał wtedy jaka to sprawa, a nieznajomy odparł, że szuka starego przyjaciela zwanego Paszą Jordakovem. Kostii nazwisko to niczego nie mówiło, ale nieznajomy odpowiedział o tym, że Pasza był jego starym i dobrym znajomym, że razem polowali, zarabiali w Zonie, ale Pasza zszedł na złą drogę. Nieznajomy wspomniał o gangu porywającym stalkerów i zarabiającym na nich duże sumy pieniędzy, o przywództwie Paszy nad tymże gangiem. Zaoferował Kostii grube pieniądze za każde informacje o tym, gdzie mógłby się znajdować Pasza. Kostia zgodził się i od tej pory przez cały ten czas tropił owego stalkera, wypytywał ludzi i nadstawiał karku, byle tylko wydobyć jakieś informacje. Nieznajomy już przy pierwszym spotkaniu dał Kostii czterdzieści tysięcy rubli zaliczki. Kostia był zaskoczony bogactwem stalkera, ale skoro oferował znacznie większe pieniądze za każdy trop prowadzący do Paszy, a jego cel był dobrym (nie chciał bowiem Paszy zabić, ani poranić, a jedynie znaleźć), to Kostia bez zastanowienia zgodził się, uzyskując w ten sposób najlepszą pracę, jaką tylko mógł w Zonie znaleźć. Jedyne co go dziwiło to fakt, że akurat on został zatrudniony i to zupełnie przez przypadek. Być może jednak nieznajomy nie znalazł innych kandydatów, spieszył się, lub coś. Kostii to nie przeszkadzało. Już pierwszego dnia mężczyzna oznajmił, że dokładnie o tej porze za dwa tygodnie przybędzie tu, aby uzyskać informacje, które Kostia wydobędzie. Obiecał słono zapłacić za każdą wzmiankę o Paszy. Kostia wtedy zapytał mężczyznę: Dlaczego tak długo ? Obawiał się, że mężczyzna do tego czasu sam tego Jordakova odnajdzie, ale mężczyzna uśmiechnął się przez kominiarkę na twarzy i odparł, że bardzo liczy na Kostii pomoc, że na pewno nie odnajdzie tak szybko Paszy, a nawet jeśli go odnajdzie, to i tak będzie tutaj chociażby po to, aby oznajmić, że go odnalazł i podziękować za pomoc w postaci kolejnych rubli. Kostia więc czekał w fabryce, nadal nie do końca pewny, na ile mężczyzna był wiarygodnym. Zdobył dla niego wiele ciekawych informacji. Zastanawiał się ile za nie dostanie i w jaki sposób wyjść na nich najkorzystniej, tak aby zarobić możliwie najwięcej. Zastanawiał się też, czy wogóle okażą się dla mężczyzny cenne. Popił łyk herbaty ze swojego termosu i wpatrzył się w ognisko. Coś zaszeleściło. Krzew rosnący tuż przy budynku. Kostia wyjął broń, ale po chwili w wejściu do niewykończonego budynku ukazał się mężczyzna ubrany w wojskowe spodnie i kurtkę z kapturem. Na twarzy miał czarną kominiarkę z otworami na oczy.
- Witam. To ja- powiedział spokojnie- Byliśmy umówieni i dotrzymałem słowa.
Kostia zadowolony wskazał ognisko mężczyźnie i obaj usiedli naprzeciwko siebie po jego obydwu stronach.
- Tak więc, czy dowiedział się pan czegoś o Paszy ?- spytał mężczyzna.
- Mnóstwo informacji. Płaci pan za każdą z nich ?
- Oczywiście, ale sądzę że zyska pan na tym nie tylko ruble.
- To znaczy ?- spytał Kostia.
- Wszystko czas pokaże. Proszę opowiadać- powiedział mężczyzna.
- No więc. Przez całe dwa tygodnie nadstawiałem karku, śledziłem, tropiłem, wypytywałem kogo się da i zdołałem się dowiedzieć o Paszy paru interesujących informacji. W sumie nie były specjalne, ale jasno mówiły, że stalkerzy też zaobserwowali jak Pasza od dawna zniknął i nikt z wypytywanych go nie widział.
- To prawda- przytaknął mężczyzna.
- Ale nie poprzestałem na tym. Szukałem go, wypytywałem gdzie go najczęściej widywali, od kiedy przestali go widzieć i co ostatnio do nich mówił. No i utworzyło mi to mały obraz. Początkowo ten obraz jasno mi uświadomił, że Pasza przed jego zniknięciem często podróżował po wysypisku. Tam szukałem, chodziłem, aż w końcu jednego dnia, kiedy już nic mi nie wychodziło, zobaczyłem dwóch stalkerów. Jeden nazywał się Pasza, a drugi Mitia. W każdym razie tak wynikało z ich rozmowy, którą podsłuchałem.
- To interesujące- powiedział mężczyzna.
- Z rozmowy ciężko było coś zrozumieć, ale mówili sobie po imieniu. Tyle, że pewności nie miałem, czy to ten Pasza. W każdym razie do czasu, gdy wspomniał, że się ukrywa od wielu dni. Wtedy zrozumiałem, że to ten, którego tropiłem.
- O czym rozmawiali ?- spytał mężczyzna.
- Mnóstwo dziwnych rzeczy. Jak mówiłem Pasza wspominał, że się ukrywa i że dłużej tego nie wytrzyma. Ten drugi Mitia go pocieszał i mówił, że dadzą radę. Pasza wspominał o jego kryjówce, którą ma w dolinie mroku, ale Mitia mówił mu, że muszą stale zmieniać miejsce pobytu.
- Wspominali coś dokładniej o tej kryjówce ?- spytał mężczyzna.
- Tylko, że jest w dolinie mroku. A potem, gdy skończyli rozmowę, to Pasza powiedział, że powinni się spotkać za jakiś czas i że następne spotkanie będzie w Kordonie w tej oto fabryce. Potem Mitia uskarżał się, że to ma być ich drugie spotkanie w Kordonie. Pasza nalegał, ale Mitia cały czas obawiał się, że ktoś ich wytropi, tak jak wytropił ich jakiś Alexander. Nie wiem o kim mowa, no ale w końcu tamten Mitia się zgodził i rozeszli się. Ciężko stwierdzić, czy się spotkają i kiedy, jeśli już, bo nic nie mówili. Wogóle jakby rozmawiali częściowo normalnie, częściowo szyfrem. W każdym razie o porwaniach, gangu, czy zarobkach nawet nie wspominali. Być może wspomną coś przy tym spotkaniu co ma być.
- Tak, to bardzo interesujące informacje- odparł mężczyzna- Warte zapłaty.
- Na to czekam- odparł z uśmiechem Kostia.
- Czy wie pan może o czymś takim, co nazywa się powszechnie "wypranym sercem" ?
- Nie- odparł Kostia nieco zdziwiony.
- To taka sytuacja, która polega na tym, że człowiek działa bez żadnej myśli i wykonuje określone czyny. Rzadko kiedy zdaje sobie wtedy sprawę z konsekwencji swoich czynów. Zazwyczaj myśli jedynie o celu, który mu oświeca drogę, ale przeważnie wiedzie ona ku rozpaczy. To nazywam "wypranym sercem".
- Hmm. Tak. Są tacy ludzie- poparł Kostia, głębiej zastanawiając się nad losem tego całego Paszy- Nie chciałbym być na ich miejscu.
- Tak. A wie pan czemu "wyprane", a nie "zniszczone" ?
- Nie- odpowiedział Kostia trochę zniecierpliwiony, a trochę pełen szacunku wobec siedzącego obok człowieka.
- Bo prawdziwe serce nie jest wyprane, ale kiedy się je wypierze- to staje się wyprane. A potem- i tu kryje się puenta- po wypraniu regeneruje się i staje tym czym było.
- Być może tak- burknął Kostia teraz już mało rozumiejąc. Po chwili jednak przyszła mu do głowy dziwna myśl, że ów mężczyzna ma zamiar nawrócić Paszę na dobrą drogę.
- A gdy powróci do pierwotnego stanu, przychodzi pierwsza myśl- dlaczego musiało być wyprane ? A ja wtedy odpowiadam- bo gdy się działań nie przemyśli, to Zona przejmuje czyjeś myśli. No, ale wracając do tematu. Oto pana zapłata.
Kostia wyciągnął rękę, drapiąc się drugą po głowie i częściowo zastanawiając się, co oznaczają owe słowa, ale jedyne co przyszło mu na myśl to to, że jak ktoś nie zaplanuje działań, to prędzej czy później zwariuje, zmieni swój sposób bycia, lub zginie w Zonie- jako niedoświadczony- co miało duży sens.
Mężczyzna rozsunął plecak i wyjął z niego kilka plików banknotów. Rzucił je na ziemię, obok ogniska.
- To będzie...- zaczął Kostia.
- ...Osiemdziesiąt tysięcy- powiedział mężczyzna.
- A wspominał pan o nagrodzie dodatkowej ?
- To prawda. Powiedziałem, że zyska pan nie tylko ruble.
- Cóż jeszcze może mi pan zaoferować ?- spytał Kostia, siląc się na wyniosłość.
Mężczyzna wyjął z plecaka coś śliskiego, wielkiego i pulsującego. Przypominało to kolorową kulę, której środek świecił się na jasnoniebiesko. To był artefakt, ale Kostia takiego nie wiedział jeszcze nigdy w swoim życiu.
- Artefakt ?- spytał, ale mężczyzna niczego nie powiedział, tylko wręczył Kostii pulsujący kształt.
- To jest serce "Systemu Zony"- powiedział mężczyzna- Ktoś je odnalazł, ale ono zawsze wraca do Systemu Zony. Oddając to panu, oddaję kawałek swojego życia- i zaśmiał się, gdy Kostia pochwycił artefakt.
- Fascynujący- powiedział Kostia, lecz nagle środek artefaktu przestał pulsować i wygasł, a kula zmieniła barwy na ciemniejsze, wyblakła i poczerniała.
- Co się dzieje ?- spytał Kostia- Czemu zgasło ?
- To teraz pana serce. Należy do pana. Niech się pan nie martwi. Jeszcze będzie pulsować. To tylko tymczasowe.
- Skoro tak...- powiedział z nadzieją Kostia.
- Na mnie czas. To nasze drugie i ostatnie spotkanie. Więcej zaplanowanych spotkań nie będzie. Pomógł mi pan wystarczająco. Dziękuję za wszelką pomoc- powiedział mężczyzna.
- Więc już nie potrzebuje pan informacji ?- spytał Kostia, lekko rozczarowany, ale i zdziwiony zarazem.
- Wszystko już wiem. Znajdę Paszę.
- Rozumiem. Wyjaśni mi pan chociaż, chyba że to tajemnica, po co pan go szuka ? Podobno to szef gangu. Chce go pan złapać w pojedynkę ?- spytał Kostia.
- Już mówiłem. To mój stary znajomy. Zamierzam mu pewne rzeczy wyperswadować z głowy. A co do tego "łapania w pojedynkę", to nie zawsze liczy się ilość, ale jakość. Dobranoc.
I wyszedł, a Kostia został sam z artefaktem w ręku i leżącymi przy ognisku pieniędzmi.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnio edytowany przez Brązowy koń 29 Sty 2012, 11:35, edytowano w sumie 24 razy
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń

Za ten post Brązowy koń otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Gizbarus, Provski, Антони, blazejro.
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Reklamy Google

Re: System Zony

Postprzez Soviet w 30 Paź 2011, 14:58

Byś to podzielił na jakieś akapity, bo tak to się tego czytać nie da.
r u avin a giggle m8? LA nie będzie.
Image
Awatar użytkownika
Soviet
Very Important Stalker

Posty: 2736
Dołączenie: 07 Maj 2005, 13:41
Ostatnio był: 30 Sty 2023, 16:16
Miejscowość: Wow
Kozaki: 787

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 20 Lis 2011, 13:19

Ogólne wydarzenia

W tym samym czasie, gdy nastała noc przez całą Zonę przeszedł podmuch powietrza. Nikt go nie widział, ale wiatr dotarł do miejsca pod drzewem, niedaleko tunelu w Kordonie i zniknął jakby nigdy wcześniej nie istniał. W pobliżu nie było absolutnie niczego, ani nikogo. Ani mutant, ani człowiek nie mógł w tej chwili dojrzeć małej plamy czerwonawego światła zawieszonej w powietrzu, która chwilę potem odleciała i zniknęła. Choć stalkerzy spali, trzymali warty, albo spacerowali po nocy większość z nich w tym momencie czuła niepokój, lub przygnębienie, a ci co spali mieli męczące sny.

Poranek Bistriełowa

Alexander zbudził się, słysząc głosy w wiosce. Noc minęła, wszędzie było jasno. Jego towarzysze już się posilali i wesoło rozmawiali, siedząc wokół ogniska, podczas gdy on próbował zapomnieć koszmary, jakie dręczyły go w nocy. Przez jakiś czas patrzył w niebo, które teraz było pogodne i nie mógł ani się poruszyć, ani niczego powiedzieć. Nie przetarł nawet oczu, które zdawały się być mocno "zlepione", tylko siedział i podziwiał nowy dzień, tak jak gdyby Alexander dopiero teraz się urodził. Ten stan trwał jednak zbyt długo i zaczynał być męczący. Po dwóch ziewnięciach i dalszym wsłuchiwaniu się w śmiechy i rozmowy, zdecydował się wstać. Dopiero teraz przetarł oczy i przeciągnął się kilka razy, czując zmęczenie w całym ciele. Zwinął śpiwór i po cichu, bez wydawania głośnych dźwięków sprawdził swoje rzeczy. Alexander choć znał przyjaciół, zawsze miał pewną dozę nieufności do ludzi i obawiał się, że kiedy wreszcie w tym życiu się dorobił, to znajdą się i tacy, co będą chcieli pozbawić go tego dorobku. Stalkerzy jednak szanowali Bistriełowa na tyle, by szanować też jego rzeczy i nie zaglądali do jego torby, chyba że sam by im ją pokazał. Wilk miał swoje zasady wychowania. Polegały one na tym, by dorabiać się w sposób uczciwy, a nie moralnie naganny, co inni, wraz z Bistriełowem popierali. Drużyna, która okradałaby się codziennie przestałaby istnieć stosunkowo szybko, a nowicjuszom zależało na utrzymaniu się w swoim gronie- tak myślał Bistriełow, ale mimo tych logicznych wytłumaczeń zawsze sprawdzał rzeczy osobiste. Kiedy tylko okazało się, że wszystko jest na swoim miejscu, wyszedł powitać resztę i szybko włączył się do grona roześmianych samotników. Każdego poranka stalkerzy dowcipkowali, albo opowiadali o swoich planach na obecny dzień, a wieczorem przed snem jak mieli dość sił opowiadali sobie historie i opowieści, albo plany, czy też marzenia. Pogoda narzucała tematy rozmowy. Były one tym weselsze im piękniejszy się zapowiadał dzień, a tym gorsze im niebo było brzydkie, lub pochmurne. Bywały jednak dni, kiedy nikt nic nie mówił. Bistriełow wtedy czuł się bardzo przygnębionym i również nie odzywał się do nikogo.

Tego dnia jednak nastrój dopisywał wszystkim, co tłumaczyło nadzieje stalkerów na obfite zyski. Bistriełow nie zwlekał. Po śniadaniu wyruszył w stronę mostu. Tym razem nie stawiał ostrożnie każdego kroku, ale pędził szybkim krokiem rozglądając się dookoła. Droga była pusta, co go bardzo ucieszyło. Przy zabudowaniach niedaleko mostu zaczął stąpać cicho i ostrożnie. Stare budynki mogły być siedzibą mutantów, a te w większym stadzie bez problemu pozbawiłyby go życia. Wyjrzawszy ostrożnie za róg ściany upewnił się, że jest czysto i wkroczył do budynku. W środku panowała pustka i cisza. Poczuł ulgę, ale i zadowolenie. Tego miejsca jeszcze nie sprawdzał. Choć pozornie mogło się wydawać, że Bistriełow niczego nie znajdzie, on sam był pełen nadziei i rozpoczął poszukiwania. Przy każdym takim odkrywaniu pojawiał się dreszczyk emocji i rosnące napięcie. Bardzo chciał, by teraz ukazał się nowy przedmiot, nowe znalezisko. Choć każdy artefakt byłby sukcesem, Alexander liczył na jakieś nietypowe znalezisko. W tym budynku jednak nie udało się niczego odnaleźć. Pozostał drugi- znacznie obszerniejszy, no i stary samochód stojący pomiędzy zabudowaniami. Od niego właśnie zaczął Bistriełow, ale i ten niczym go nie zaskoczył. Do drugiego budynku Alexander wszedł bardzo cicho i powoli. Niedaleko posterunek mieli wojskowi, którzy stanowili dla stalkerów poważne zagrożenie. Mieli bowiem bardzo dobre karabiny szturmowe i wszyte pod kombinezony kuloodporne kamizelki, a na dodatek bardzo złe nastawienie do stalkerów. Stalkerzy przebywali na terenie Zony nielegalnie, więc wojskowi zawsze aresztowali tych co przyuważyli. Zdarzało się jednak , że rozstrzeliwali na miejscu biedaków, a od bogatych wyciągali spore sumy pieniędzy i puszczali ich wolno, przymykając oko. Prawo w Zonie bazowało na nieuczciwości- tak więc zrozumiałym był fakt, że Alexander uważał nielegalny pobyt na tym obszarze jako coś wysoce uczciwego. Nie zamierzał nigdy pozwolić na to, by wojskowi go zauważyli. Posiadał już dosyć dużą kwotę pieniędzy, a oddanie jej wojsku wiązałoby się z jego klęską. Nie był poza tym pewien, czy po zabraniu jego majątku wojskowi nie zastrzeliliby go jak zwykłego mutanta. Budynek zdawał się, podobnie jak ten pierwszy niczego nie zawierać. Bistriełow przeszukiwał go długo, ale rozczarowanie jakie przyszło mogło oznaczać tylko jedno- totalna porażka. Pozostawało znaleźć inne miejsca. Alexander powoli wyszedł z zabudowań i ruszył w stronę tunelu, pełnego anomalii. Miejsce to nigdy nie gościło zbyt wielu przybyszów. Było ponure, a wśród stalkerów krążyły różne mroczne historie. W taki dzień jak dzisiaj mroczni mogli być jedynie wojskowi stojący przy moście. Alexander podszedł do rejonu , gdzie rosło kilka drzew. Nieopodal na prawo widniał tunel. W tym miejscu można było wyczuć ciszę i spokój. Żadnego mutanta, ani żywej duszy. Alexander rozejrzał się wokoło. Przeszedł go dreszcz zimna. Rozglądał się, coraz bardziej nerwowo, ale wszędzie nadal panowała pustka. Kilka razy niespokojnie obejrzał się w stronę tunelu. Anomalii nie widział, ale dziwny spokój jaki zdawał się trzymać w ryzach to miejsce źle odbijał się na jego psychice. Udał się w kierunku nasypu, ale nagle zerwał się na nogi, bo tuż za sobą usłyszał zduszone skomlenie dzikiego psa. Chwycił dubeltówkę i błyskawicznie obrócił się, ale poza pochylonym drzewem w tym miejscu nie znajdowało się absolutnie nic innego. Przez głowę przeszły mu dziwne myśli i Alexander z niepokojem przyglądał się koronie drzewa, oraz okrążył cały pień z daleka wypatrując mutanta. Niczego jednak nie zauważył.
- Musiałem się przesłyszeć- pomyślał w duchu Alexander. Logika podpowiadała mu jednak dobrze. Gdyby się przesłyszał, czy zerwałby się z takim impetem i czy poszukiwałby teraz gorliwie źródła tego odgłosu ?
- Mógł to być jakiś dźwięk otoczenia, a ja mylnie uznałem, że coś się za mną skrada. Jestem zbyt nerwowy- tłumaczył sobie Alexander. Niezależnie od tego, w którą stronę robił krok, wycofując się śledził oczami zarówno to co się dzieje przed nim, jak i za nim. Najczęściej spoglądał na drzewo, które w miarę jego oddalania się malało coraz bardziej. Kiedy znalazł się w pobliżu zabudowań uspokoił się znacznie. Nic go nie goniło, do tej pory nie został zaatakowany- to musiały być jakieś omamy. Spojrzał na "trampolinę" groźnie pulsującą wewnątrz starego budynku i udał się w stronę wioski kotów, teraz już mocno zawiedziony, bo przypomniał sobie, że nic nie osiągnął. Przyszedł tu szukać artefaktów, a nie znalazł nawet starego opakowania po konserwie. Gorzej być nie mogło. Chciał odpocząć. Nie wiadomo dlaczego, ale nagle zapragnął się zdrzemnąć, uspokoić myśli. Szybkim krokiem coraz bardziej zbliżał się w kierunku obozu.
- Chyba skończyła się moja passa- pomyślał Alexander- Pierwsze dni były tak korzystne, a teraz mam wręcz pecha.
Znajdował się już przy moście. Jeszcze kilka kroków dzieliło Bistriełowa od wioski nowicjuszy. Wtem jednak potknął się, zabolała go kostka i przewrócił się z gwałtownym impetem na trawę. kiedy się podnosił poczuł, że kostka boli go straszliwie, jakby miał ją zwichniętą. Wściekły i zrozpaczony chwycił leżącą na ziemi dubeltówkę i teraz dostrzegł, że nie jest odbezpieczona. Odbezpieczył ją szybko i utykając na nogę szybkim krokiem popędził w stronę obozu. Minąwszy drzewo, wszedł za ogrodzenie i spostrzegł, że grupa samotników stoi wokół Wilka i wszyscy rozmawiają. Ciekawy co się wydarzyło, podszedł do nich. Wszyscy obrócili ku niemu głowy.
- Jest- powiedział jeden z nich.
- Już zaczęliśmy się poważnie martwić- zwrócił się nagle Wilk do Bistriełowa- Co się z Tobą działo ?
- Poszedłem szukać artefaktów- odpowiedział Alexander- Ale chyba zwichnąłem kostkę.
- Co ty opowiadasz ? Widziałem jak siedziałeś z nami przy ognisku. O której ty poszedłeś szukać artefaktów ?- spytał Wilk.
- No. Teraz. Jak mnie nie było, to przez cały ten czas byłem zajęty. Ale nic nie znalazłem- odparł Alexander, a inni wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Minęło zaledwie sześć minut. Rzadko komu w tak krótkim czasie zdarza się odnaleźć artefakty. Chyba przesadzasz- powiedział Wilk- Zniknąłeś gdzieś zaraz po śniadaniu, bez słowa. Pomyślałem, że umknąłeś na wyprawę, ale Ty zawsze mówisz jak gdzieś idziesz. Trochę się więc zdenerwowałem, ale widzę że niepotrzebnie, bo Ty już jesteś. W każdym razie. Zapowiada się dobry dzień. W sam raz dla Ciebie.
- Muszę odpocząć. Boli mnie kostka, nie miałem dzisiaj szczęścia.
- Daj spokój. Poszukasz artefaktów dłużej, to i w końcu coś uda Ci się odnaleźć.
- Być może- odparł Alexander- Ale teraz się położę. Zdrzemnę się, wypocznę to może wrócą mi siły.
- Jak wolisz- odburknął Wilk i chwilę potem powiedział pod nosem coś w stylu "spał całą noc i zmachał się po paru minutach niepowodzenia". Chwilę potem wszyscy się rozweselili. Alexander wszedł do jednego z domów, rozłożył śpiwór i położył się, zamykając oczy.


Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla
Wszelkie prawa zastrzeżone
Ostatnio edytowany przez Brązowy koń 28 Lis 2011, 15:21, edytowano w sumie 2 razy
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń

Za ten post Brązowy koń otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Spadnięty.
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez Gizbarus w 25 Lis 2011, 22:39

Hm, co mogę powiedzieć - piszesz dość składnie, czepić mogę się tylko wewnętrznych monologów bohatera (są takie jakieś płytkie i bez polotu, zbyt oczywiste). I warto by było określić jakiś cel w opowiadaniu, bo zapowiada się ciekawie, ale w sumie nie wiadomo zbytnio "o co i po co".

Ale poza tym, może być z tego coś świetnego, masz :wódka: na zachętę :wink:
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 20 Sty 2024, 22:24
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: System Zony

Postprzez Provski w 26 Lis 2011, 13:19

Tekst nawet fajny i mi się podoba :wink: Czekam na dalsze części :)
Твоя цель здесь. Иди ко мне.
Твой путь завершается. Иди ко мне.
Вознаграждён будет только один.
Твоё желание скоро исполнится.
Пришло время. Я вижу твоё желание.
Путь завершён, человек. Иди ко мне.
Иди ко мне. Ты обретёшь то, что заслуживаешь.
Provski
Tropiciel

Posty: 374
Dołączenie: 17 Maj 2011, 09:03
Ostatnio był: 25 Lip 2022, 20:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 42

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 27 Lis 2011, 17:04

Artefakt

Alexander biegł przy moście. Uważał, by się nie potknąć. Przystanął i podszedł do stojącego nieopodal stalkera. Ten powiedział, że niedaleko zabudowań coś się świeciło. Alexander popędził tam, a kiedy znalazł się przy samochodzie, spojrzał w stronę nasypu. Trampolina w budynku po lewej co chwila strzelała i coś ciągle wybuchało. Alexander podszedł nieco do przodu i nagle ujrzał coś na ziemi. Coś poruszało się w trawie, było złote i dość duże. Wiedząc dobrze co to jest, poczuł radość i podniósł z ziemi artefakt.
- Musi być sporo wart- pomyślał- gdzieś pewnie jest ich więcej- i począł rozglądać się po ziemi. Przy samochodzie dostrzegł kolejny, identyczny świecący kształt. Podniósł go podobnie jak pierwsze znalezisko i szukał następnych. Trampolina ciągle wydawała hałaśliwe dźwięki. Kiedy się do niej zbliżył, oczom jego ukazało się coś nieprawdopodobnego. Co najmniej pięć artefaktów leżało po drugiej stronie anomalii, a dwa kolejne wywoływały eksplozje, naruszając jej pole grawitacyjne. Alexander wbiegł do budynku od drugiej strony i podnosił artefakty. Dwa kolejne leżały w starym pudle, znajdującym się przy ścianie. Ten dzień był najszczęśliwszym dniem w jego życiu. Radość i satysfakcja, jakie poczuł były ogromne. Znalazł się u Sidorovicha. Oferował mu swoje znaleziska. Sidorovich patrzył na niego zdziwiony, ale zgodził się dać za wszystko 50 tysięcy rubli. Alexander najładniejszy z artefaktów schował do plecaka. Udał się do obozu. Grupka stalkerów siedziała wokół ogniska, a Wilk stał pod ścianą. Tuż przy ogrodzeniu po lewej stronie coś świeciło na niebiesko. Alexander podszedł tam, ale kiedy chwycił leżący na ziemi kształt, spostrzegł że piękna niebieska poświata zanika, a przedmiot staje się bezwartościowy. Coraz bardziej przeszkadzały mu i dały się słyszeć hałasy i głosy. Alexander czuł podświadomie, że następuje to czego się spodziewał. Zaczynał się budzić, ale pragnął jeszcze zostać w tym śnie, teraz kiedy już tyle zyskał.

Otworzył oczy. Niebo świeciło jasnym blaskiem. Słońce niemal górowało nad Zoną, a pogoda stale dopisywała. W obozie zrobiło się podejrzanie cicho. Kiedy się obudził, spodziewał się dalej uciążliwych dźwięków, a tymczasem jak już został wybudzony nagle zapanowała nienaturalna cisza. Alexander błyskawicznie wstał. Ból kostki natychmiast dał o sobie znać, ale Alexander zignorował go. Wyszedł z pomieszczenia i wyjrzał za płot otaczający zabudowania. Wioska była pusta. W pobliżu nie można było wypatrzyć żywego ducha. Alexander poczuł niepokój. Choć należał do ludzi odważnych, wydarzenia których ostatnio doświadczył były jakieś dziwne. Przez cały jego pobyt w Zonie ludzie rozmawiali z nim normalnie, normalnie mógł polować i szukać przedmiotów. Wszystko skomplikowało się, od kiedy zabił tego zmutowanego psa. Dlaczego dał się tak zaskoczyć, dlaczego musiał się zniżać do tak niehumanitarnego pozbawienia zwierzęcia życia, dlaczego nie mógł go po prostu zastrzelić ? Ponadto od tego czasu już mu się nie wiodło. Nie natrafiał na znaleziska, złamał, lub zwichnął kostkę u nogi, a na dodatek miewał koszmary senne- dotyczące rzeczywistości, lub przeżyć. Oprócz tego miał podczas wyprawy omamy i wydawało mu się, że coś go "śledziło" przy tunelu. Nawet stalkerzy stawali się dziwaczni. Rozmowy, która przed jego zaśnięciem się potoczyła nie zrozumiał. Spacerował bardzo długo i na pewno dłużej niż kilka minut.
- Stalkerzy niestety zbyt często sięgają po alkohol- pomyślał Bistriełow- ciągle się mylą, nawet w zrozumiałych sprawach i to nie tylko koty, ale i tacy doświadczeni jak Wilk.
Często sam nie potrafił zrozumieć, jak tacy omylni, niespójni w myślach ludzie, bujający w obłokach mogą osiągać w Zonie sukcesy i żyją w tej krainie wystarczająco długo. Oczywiście tłumaczył to zawsze "trzymającym się innych kurczowo, jak rzep" szczęściem. Teraz jednak zwątpił, czy widok pustej wioski jest szczęśliwy. Ktoś powinien zawsze pozostawać w obozie- i to ktoś, kto trzyma się na nogach, a nie śpi. Bistriełow chwycił plecak (sprawdził go kilka razy), a po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, zarzucił go na plecy i zrobił kilka spacerów po obozie- czujnie się rozglądając. Cisza trwała nieprzerwanie i nic nie wskazywało na to, by się to miało zmienić. Bistriełow nie miał zegarka, ale dzień wskazywał na to, że Alexander nie przespał zbyt dużej ilości godzin. Ruszył w stronę drogi, odbezpieczając broń i podwoił swoją czujność robiąc każdy następny krok. Nie bardzo wiedział od czego zacząć. Nie wiedział, czy szukać znowu artefaktów, czy może poszukać kogoś z samotników. Przez myśl przeszła mu nawet obawa, że może ktoś porwał niedoświadczonych, ale Bistriełow szybko ją uśmierzył. Na pewno jego znajomi wyszli na jakąś wspólną misję, a jego nie chcieli budzić i zostawili go samego w jednym z domów. Idąc tak i myśląc nieustannie, zbliżał się coraz bardziej do miejsca, gdzie ugryzł go mutant. Na tym także obszarze, a raczej niedaleko potknął się, przez co teraz miał ból w nodze.
- Być może ten kawałek Kordonu jest pechowy- powiedział głośno sam do siebie Bistriełow i zaśmiał się w duchu, przechodząc obok tego rejonu i również patrząc uważnie pod nogi. Idąc już zobaczył w oddali zabudowania. To one mu się śniły. Ciężko powiedzieć, czy Alexander wierzył, że sen może się spełnić, czy też nie. Musiał w każdym razie pójść w to miejsce. Coś go tam ciągnęło. Być może nadzieja, albo coś zupełnie innego. Przeszedł obok mostu i maszerował dalej, mijając drzewo rosnące nieopodal. Już blisko, coraz bliżej do tego miejsca. Przez moment nawet pomyślał o sobie, że zupełnie postradał rozum. Niedawno postępował ostrożnie i z namysłem, a teraz szedł jak szalony, niemal niesiony przez jakąś napędzającą myśl, która zdawała się go wypełniać. Mógłby się zastanowić, jeszcze raz to wszystko przemyśleć, mogło mu to zaszkodzić. Ryzykował jednak i dalej zbliżał się do ruin, aż w końcu znalazł się obok starego zniszczonego samochodu. Stanął w miejscu i jakiś czas czekał aż coś się wydarzy. Budząc się z odrętwienia, wszedł do budynku i przystanął nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dwa przepiękne artefakty leżały na ziemi. Miały złoto-zielonkawy kolor. Przypominały płynne skamieliny, ale z powodzeniem można było stwierdzić, że wyglądają trochę jak narządy wewnętrzne człowieka. Alexander początkowo zamarł, jak głaz, ale uświadamiając sobie, że dzieje się to naprawdę, nie zwlekał. Przygotował torebki i pozbierał wszystko z ziemi. Jego sen jednak się spełnił. Alexander oczywiście przeszukał kilkakrotnie cały budynek, ale na dwóch się skończyło. Wszystko działo się identycznie, a on czuł, że ten dzień będzie niezwykle korzystnym. Jeszcze bardziej ucieszył się, kiedy zwiedził drugie ruiny budynku. W środku znalazł "kamienną krew", oraz dwa inne artefakty. Jeden przypominał wielką, pękatą kulę, śliską i niezwykle kolorystyczną, pulsującą w środku jasnoniebieskim światłem. Drugi był mały, szarobrązowy i wyglądał jak piłeczka z tysiącami drobnych igiełek. Alexander był w siódmym niebie. Znalazł pięć pięknych artefaktów. Niektórych z nich nie znał. Inne po części rozpoznawał. Zielono- żółte kształty zapewne były "kotletami", ale czym mogły być dwa pozostałe- tego nie wiedział. Pulsujący artefakt się uszkadzał. W momencie owijania go w foliową torebkę, galaretowata otoczka się odrywała, ale i tak prezentował się wspaniale. Najeżona kula pokaleczyła Bistriełowa w dłonie. Wrzucił ją szybko do plecaka. Przedmioty wydzielały metaliczno- chemiczny zapach. Bistriełow nagle sobie uświadomił, że mógł się od nich napromieniować. W plecaku miał odpowiednie lekarstwa, ale teraz i one mogły się skazić. Alexander myślał i działał bardzo chaotycznie. Za dużo sytuacji go zaskakiwało. Postanowił iść do handlarza i kupić nowe leki, przy okazji oferując znaleziska.
Kiedy dotarł do bunkra, zszedł schodami na sam dół i zapukał.
- Proszę- odparł Sidorovich.
Alexander wszedł. Na jego widok handlarz się rozpromienił.
- No proszę- powiedział Sidorovich- Widzę przyjacielu, że trochę się zmachałeś. Co Cię sprowadza do mnie? Zyski, a może chcesz coś kupić, czy po prostu pogadać ?
- Samymi słowami nigdy bym Cię nie nasycił, zgadza się ?- spostrzegł Alexander.
- Ty zawsze byłeś konkretny. To prawda. Lubię pogadać, ale przeważnie wtedy, kiedy po rozmowie ktoś ma mi do zaoferowania dobry biznes- zaśmiał się Sidorovich- za to Cię właśnie lubię. Mało mówienia, dużo interesów.
- Pozwolisz, że od razu pokażę Ci moją ofertę i pohandlujemy ?- spytał Alexander.
- Na to czekam- odparł handlarz, prostując się na krześle- Ciekawe znaleziska ?
- Trudno o ciekawsze- odpowiedział z uśmiechem Bistriełow, wyjmując złoto- zielone artefakty i jedną kamienną krew.
- Tak. Kamienna krew. Niedługo naukowcy będą mieć bank takich i jeszcze coś wymyślą. Może kolejną surowicę, czy eliksir zdrowia. Dam za nią 1500. Normalnie oferuję klientom mniej, ale Ty to co innego. Hmm, te mi się podobają- powiedział handlarz wskazując na dwa obślizgłe artefakty- to chyba kotlety. Zaraz sprawdzę.
Handlarz wstał, otworzył jakąś szafkę, wyjął z niej masę papierzydeł i zaczął je studiować. Ich przeglądanie mu chwilę zajęło.
- Nie jestem pewien- oznajmił w końcu- bardzo podobne, ale nie mam pewności. Odkryłeś już może ich właściwości ?
- Póki co nie- odparł Bistriełow.
- Sam zobacz- powiedział Sidorovich- są podobne, ale kotlet ma więcej złotego koloru i nie ma chropowatego pasa na środku, a te mają. Na pewno chcesz je sprzedać ?
- Niech będzie moja strata.
- Co powiesz na 5 tysięcy za jeden ?
- Dobra, ale dorzuć mi od siebie jedzenie, picie i trochę leków. Muszę zażyć lekarstwo, bo chyba mnie napromieniowały.
- 5 tysięcy, pięć chlebów, termos herbaty, trzy konserwy i dwa razy leki przeciwpromienne. Więcej nie dam. Leki są drogie.
- Stoi. W taki razie pokażę Ci trzecie znalezisko.
- Nieskończony handel- zaśmiał się Sidorovich- Co tam jeszcze masz ?
- Znalazłem piękny artefakt. Przypomina mi "kolec", ale jest bardziej puszysty i wydziela metaliczny zapach- oznajmił z dumą Bistriełow, ale gdy wyjął woreczek z plecaka, na ręce wyciekła mu czarna maź o intensywnej woni rdzy- O nie. Co jest ?- powiedział głośno Alexander.
- Coś nie tak ?- Sidorovich wychylił się zaciekawiony.
- Niekontrolowany przypadek. Artefakt się uszkodził.
- Wiem co to jest. Kurczę. Nie wycieraj tego. One zawsze pękają. ten płyn jest wart kilkanaście tysięcy. Można go opchnąć do badań. Połóż go delikatnie tu.
Sidorovich przyniósł miskę, a Bistriełow włożył do niej artefakt i starł z rąk do tejże miski jak najwięcej płynu.
- Jedenaście tysięcy- zaproponował Sidorovich.
- Siedemnaście. Poniżej nie zejdę. Poza tym ta ciecz może być warta dużo więcej. Sam wspominałeś.
- Wykończysz mnie. Warta jest bardzo dużo, ale ja też muszę zarobić- powiedział handlarz trochę zdumiony przenikliwością umysłu Bistriełowa.
- Siedemnaście to dobry układ. A jak się zgodzisz, to może będziesz pierwszym, który sprzeda to jajogłowym.
- Trzymaj- odburknął handlarz, rzucając na biurko plik banknotów- To wszystko ?
- Na razie tak- odpowiedział Alexander wyraźnie zadowolony.
- I dobrze. Teraz ja Ci coś zaproponuję. Siadaj- powiedział Sidorovich wskazując krzesło. Kiedy Bistriełow usiadł handlarz od razu zaczął- No więc. Znamy się dosyć dobrze, wiem że można u Ciebie liczyć na zyski i wiem, że masz talent do handlu, ale przede wszystkim masz talent do poszukiwań. Ten talent chciałem wykorzystać. Mam dla Ciebie biznes. Samo wejście w niego daje Ci 40 tysięcy z góry, a jak się utrzymasz w branży, to może osiągniesz większe kwoty. Robota jest łatwa, trudna- to zależy. W sam raz dla Ciebie.
- Co to za praca ?
- Mam nadzieję, że dobrze robię ufając Ci. Otóż praca polega na doborowym znajdowaniu artefaktów. Niby jest to łatwe, ale są to czasowe robótki. Mam czasami zamówienia od klientów i staram się, poprzez stalkerów, czy znajomych szybko je realizować. Zwykle zlecenia wydaje mi spora ilość ludzi. Mam dobrą reputację i nigdy na mnie nie narzekali. Przede wszystkim praca idzie sprawnie i szybko, co klienci bardzo cenią. Mam kilkunastu takich poszukiwaczy, ale im jest ich więcej, tym lepiej.
- Rozumiem- odpowiedział Bistriełow.
- Wybieram osoby, które na ogół znam, szanuję, lub takie które często się wykazują.
- Więc miałbym znajdować artefakty ?
- Polegałoby to na tym, że dawałbym ci cynk o zleceniu i mówił ile czasu jest na jego zrealizowanie.
- A co jeśli nie znalazłbym niczego ?- spytał Alexander.
- Spokojnie. To praca zbiorowa. Wszystkim zatrudnionym daję wiadomość o misji. Jak Tobie się nie uda, to komu innemu, ale się nie bój. Na ogół na trudne zlecenia jest więcej czasu, a ci co czekają mają wtedy trochę więcej cierpliwości. Tak czy inaczej- miałbyś stałą robotę, a za każde zlecenie oddzielna zapłata jako premium.
- A zwykła zapłata ?
- Tygodniowo za samą pracę daję 4 tysiące, więc sam przyznaj, że to porządna praca dla porządnych stalkerów.
Dla Alexandra rzeczywiście brzmiało to zachęcająco, ale chcąc nie podejmować zbyt wielu spraw pochopnie, musiał się jeszcze zastanowić.
- A co jeśli bym nie mógł, lub musiał zrezygnować ?- spytał po chwili namysłu.
- To zależy. Przecież jesteś w Zonie. Nie uciekasz z niej. Więc co Ci szkodzi poszukać paru błyskotek raz na jakiś czas. W końcu ciągle to robisz, mam rację ?
- Muszę to przemyśleć.
- 40 tysięcy na wstępie i co tydzień 4. Dodatkowe zapłaty za powodzenia w misjach, bonusy za działanie z wyprzedzeniem. Mało tego. Im lepsi są pracownicy, tym częściej o nich opowiadam, a jak się ludziom spodobają, to częściej będą Cię typować do zlecenia. Wiesz. Takie tam czcze gadanie pewnych pań w stylu "od Bistriełowa artefakty są zawsze w dobrym stanie", albo "artefakty Bistriełowa są trwałe i najładniejsze". Ty i ja wiemy, że to mało ważne, ale mimo tego zwiększy to Twoją pozycję w Zonie i poza nią. Dobry handlarz od razu wyczuje w tym "żyłę złota", ale decyzję pozostawiam Tobie.
Bistriełow dalej się zastanawiał, aż Sidorovich po chwili dodał.
- No i oczywiście taniej sprzedaję takim posiłki i leki.
- W takim razie zgoda.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. A, byłbym już zapomniał. Dostaniesz ode mnie plecak turysty. Jest bardzo pojemny i ma wiele przegródek. Oczywiście mam dla Ciebie także informacje, rysunki, zdjęcia- wszystko co trzeba wiedzieć o artefaktach. Będziesz musiał to przestudiować. Niezbędny ekwipunek- torebki, rękawiczki i inne masz już w plecaku.
Sidorovich chwilę pogrzebał w szufladzie, a potem rzucił na biurko kilka plików banknotów.
- To Twoja zaliczka. Jak zdecydujesz się zrezygnować, lub uciec- pamiętaj że mam...
- ...całkiem spore znajomości. Myślałem, że masz zaufanie- dokończył Bistriełow- jak zrezygnuję dam Ci znać i zwrócę to co dostałem.
- W takim razie dobrze się rozumiemy- rzekł handlarz, poprawiając spodnie- wybacz podejrzliwość. Stary nawyk.
- Doskonale to rozumiem. No to ja już pójdę. Spieszę się- burknął Bistriełow.
- Wróć jak coś znajdziesz. Powodzenia. Jak będzie zadanie, dam Ci znać.
Alexander opuścił bunkier, otrzymawszy wszystko, co będzie mu potrzebne w nowej pracy i zadowolony z siebie i całego dnia, udał się do wioski. W obozie jednak było pusto, więc wrócił do Sidorovicha.
- O już wróciłeś ?- spytał zaskoczony handlarz.
- Chciałem zapytać- która jest godzina dokładnie ?
- Nie masz zegarka ? To da się załatwić. Ostatnio zdobyłem od kolegi zza granicy. Tylko dwieście rubli i jest Twój.
- No, niech będzie.
Bistriełow wziął zegarek, ale wskazówki stały w miejscu.
- Nie działa.
- Poważnie ? Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło- rzekł handlarz- prawdę mówiąc nie mam innych. No trudno. Masz z powrotem gotówkę. Tak czy inaczej na moim zegarze jest prawie pierwsza.
- Hmm- Bistriełow przez moment próbował skupić myśli.
- A co się stało ?- zapytał Sidorovich.
- Nie wiem. Wioska jest pusta. Ostatnio czuję się dziwnie. Trochę się zdenerwowałem. Nie ma nikogo, nawet Wilka. Zostawili mnie samego, kiedy spałem.
- Pewnie jakaś misja i dlatego, ale faktycznie. To jest trochę dziwne, że nie ma nikogo. Zwykle kogoś zostawiają do ochrony. Poczekaj do wieczora. Potem jak ich nadal nie będzie, to wpadnij tutaj. Coś razem pomyślimy.
- Dzięki. To ja skorzystam z dnia i może czegoś poszukam.
- Dobry pomysł. Nie trać głowy. Jak jesteś wyczerpany to odpocznij- powiedział Sidorovich.
Bistriełow wyszedł z siedziby handlarza. Ponownie poszedł do wioski i usiadł przy ognisku, zbierając myśli. Wyjął z plecaka duży artefakt. Siatka była umazana czarną mazią. Ręce Bistriełowa szybko znów przybrały tą barwę. Cały plecak został upaprany wewnątrz płynem, pochodzącym ze sprzedanego już artefaktu. Alexander wyjął ostrożnie artefakt z torebki, odrywając niechcący kawałek galaretowatej otoczki.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.

Uwagi moderatora:

Nie musisz tagować czcionki, żeby miała biały kolor. - Wheeljack
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 25 Gru 2011, 21:48

Ogólne wydarzenia

Dzień upływał spokojnie. Pogoda dopisywała. Gdy słońce powoli zachodziło, niebo robiło się coraz ciemniejsze. Alexander Bistriełow usnął w swojej kryjówce. W jego nowym plecaku, w specjalnej torebce umieszczony został wielki, pulsujący artefakt. Alexander nie czuł tego, co się działo. Plecak się poruszył. Najpierw lekko, potem mocniej, aż podskoczył metr do góry i upadł z głośnym tupnięciem. Bistriełow obudził się, ale w tym momencie zobaczył coś niesamowitego. Plecak jak gdyby przyciągany wielkim polem magnetycznym w mgnieniu oka świsnął w powietrzu i wylądował prosto w płomieniach ogniska.

Plecak

Alexander podbiegł do ogniska. Obóz nadal był pusty. Plecak leżał w ogniu. Choć Alexander był mocno zaspany, właśnie analizował, czy to mu się przyśniło, czy też dzieje naprawdę. Rozważał także możliwość, że jedno i drugie. W pobliżu nie zauważył żadnego stalkera, a jego nowy plecak się palił. Schował tam wszystko co ostatnio nabył, w tym: leki, artefakt, termos, jedzenie i notatki Sidorovicha. Nie mógł w to uwierzyć, ale jednocześnie poczuł nutę rozbawienia- jego rzeczy się paliły. Plecak sam wpadł do ognia. Alexander nie przypominał sobie, aby położył się spać pijanym, toteż nie wiedział jak to zinterpretować.
- Coś jest nie tak- pomyślał Alexander. Poczuł paniczny strach. Obóz był nadal pusty. Działo się coś strasznego, albo z jego głową, albo naprawdę, a on nie wiedział nawet co. Wyjaśnienia były dwa. Albo zwariował, albo dzieją się jakieś paranormalne zjawiska na miarę anomalii. Jeszcze nigdy nie widział jednak, aby rzeczy same się niszczyły. Znów zachciało mu się śmiać. Poczuł, że trzeba z tym coś zrobić. Musiał pójść do handlarza, ale wyobraził sobie natychmiast jak mu opowiada o tym, co przed momentem ujrzał. Odbezpieczył broń, którą na szczęście zawsze trzymał przy sobie i ruszył w stronę bunkra, co jakiś czas zerkając w różnych kierunkach, jakby obawiał się że sprawca tego zdarzenia wyskoczy i nagle go zaatakuje. Tak się nie stało. W wiosce panowała teraz prawie identyczna cisza, co przed owym zdarzeniem. Dotarł do podziemi. Jego dubeltówka i pistolet. Tyle mu pozostało. Stracił fundusze, które pozyskiwał przez całe miesiące spędzania czasu w Zonie. Szok był na tyle duży, że Alexander nawet nie odczuwał złości. Po prostu zbiegł po schodach, a czyniąc to dał się porwać panice i lękowi, jaki go nawiedził. Odbił się od stalowych drzwi i zapukał kilkakrotnie, za każdym razem cofając się o krok i sprawdzając czy na schodach nikt nie stoi. Handlarz nie odpowiedział. Alexander załomotał w drzwi i jeszcze raz odskoczył oglądając się za siebie.
- Kto tam ?- spytał handlarz nieco napastliwym tonem.
- To ja. Bistriełow.
Drzwi szczęknęły i otworzyły się. Alexander wpadł do środka. Sidorovich siedział jak zwykle na swoim miejscu, ale wzrok miał trochę otępiały, jak gdyby ktoś przerwał mu wspaniały sen.
- I jak są wszyscy ?- spytał handlarz mierząc Alexandra wzrokiem.
- Nie ma- odparł Bistriełow śmiejąc się jak w malignie, ale nie było mu do śmiechu- Nie mogę.
- Co takiego ?
- Sam chciałbym wiedzieć. Usiądę. Na taką rozmowę wolę się posilić i napić.
Nie minęło kilka chwil, a Alexander już łykał ogromne kawały twardego chleba, zmiękczając je i popijając herbatą. Handlarz trochę zaniepokojony, ale i zadziwiająco cierpliwy wyraźnie czekał na wyjaśnienia. Po jego wzroku można było stwierdzić, że ma ochotę już zacząć rozmowę i rzeczywiście. Gdy Alexander przełknął ogromny skrawek chleba, Sidorovich zapytał nerwowo.
- No więc ?
- Przysnąłem w wiosce. W domu. Tam gdzie zawsze- zaczął Bistriełow, patrząc gdzieś w przestrzeń i najwidoczniej chcąc, aby to o czym rozmawiają zostało potraktowane poważnie- Obudziło mnie uderzenie. Otworzyłem oczy, ale nikogo nie zobaczyłem. Tylko plecak leżał na ziemi ze dwa metry przede mną. Uświadomiłem sobie, że to on wydał ten dźwięk przewracając się, ale chwilę potem to co ujrzałem było niewiarygodne. Plecak przeleciał aż do ogniska na moich oczach i wylądował prosto w płomieniach. W tej chwili się pali. Miałem wszystkie rzeczy w środku. Stary wyrzuciłem.
- Co robi ?- spytał handlarz.
- Pali się. Leży w ogniu. W ognisku, które stalkerzy rozpalili jeszcze przed zniknięciem.
- Co ty gadasz ?
- Sam zobacz. To się stało przed minutą.
- Żarty sobie ze mnie robisz ? Jaki plecak, jakie ognisko ?- spytał Sidorovich, a Bistriełow czuł, że handlarz mu niedowierza.
- No przysięgam, że mówię prawdę. Mój cały ekwipunek znalazł się sam w powietrzu- powiedział Bistriełow przeciągając sylaby i patrząc wściekły jak handlarz rozwiera coraz szerzej oczy- a chwilę potem sam runął prosto w płomienie ogniska.
- Może ktoś Ci go tam złośliwie wrzucił, a Ty byłeś zbyt zaspanym.
- Złośliwie- prychnął Alexander- A niby po co ?
- Ja wiem ?- spytał Sidorovich najwidoczniej nie mogąc wymyślić sensownego argumentu.
- Słuchaj. Na moich oczach sam przeleciał i wpadł w ogień.
- Zwariowałeś ?
Bistriełow się zaśmiał.
- Choć. Pokażę Ci czy zwariowałem.
- No, ale dobra. Nawet jeśli to co ? Mam Ci dać nowy, z nowym ekwipunkiem ?- spytał handlarz teraz już złym tonem- Co ty kombinujesz ?
- No to choć ze mną i Ci pokażę. Przekonasz się, że nie kłamię. To jakaś anomalia.
- Anomalia- burknął Sidorovich, ale poprawił spodnie, wziął swoją broń i wskazał Alexandrowi drzwi, ale przed przejściem przez próg handlarz kilkakrotnie się zamyślił, jak gdyby zastanawiał się czy jego ulubiony klient, jakim był Bistriełow nie ma ochoty nagle mu zaszkodzić w jakiś bliżej nieokreślony sposób. Wyszli z bunkra. Handlarz wyraźnie się ociągał, ale w końcu udało się im dojść do samego ogniska. Było ono jednak puste.
- Co jest ?- spytał Bistriełow bardziej do siebie.
- No i gdzie on jest ?- spytał handlarz, choć i jego wyraźnie ogarnęło uczucie lęku.
- Był, ale zniknął. Nic już nie kapuję.
- Daj spokój. Chyba się nie obudziłeś. Chłopie co z Tobą ?- spytał, ale za chwileczkę dodał- Gdzie są pozostali ? Nikogo nie widzę. Może coś się naprawdę im stało ?- spytał handlarz, zmieniając temat.
Sidorovich, podobnie jak Bistriełow stał obserwując okolicę. Przez jakiś czas nic nie mówili. Po chwili jednak to handlarz pierwszy zdecydował się przerwać milczenie.
- Też mi to wygląda jakoś podejrzanie. Powinni już być na miejscu. Chodź do bunkra. Wolę rozmawiać w środku, a nie na zewnątrz.
Kiedy wrócili do podziemi, Sidorovich zamknął drzwi.
- Początkowo myślałem, że coś wykonują, ale jest późny wieczór. Ktoś już powinien być. Szczerze powiedziawszy mam stale nadzieję, że ktoś przyjdzie i oznajmi, że coś wszystkim wypadło. Natomiast co do plecaka to nie wiem. Może za krótko spałeś, miałeś halucynacje ?
- Na pewno nie- odparł Alexander.
- Cóż. W Zonie anomalie są na porządku dziennym. Oczywiście wszystkie raczej znamy i nic nas nie zaskakuje, ale coś takiego może się zawsze zdarzyć.
- Najwidoczniej tak.
- Nie przejmuj się. Jak chcesz to Ci udzielę na tę noc schronienia. Ale za bardzo się nie przyzwyczajaj. Nikomu nigdy nie pozwalam nocować u Siebie.
- Stokrotne dzięki- mruknął Bistriełow, ale myślami był gdzie indziej.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.



Cieszę się widząc, że duża ilość użytkowników czyta historię Systemu Zony. Na razie niczego nie chcąc zdradzać, mogę wspomnieć jedynie że w powieści każde wydarzenie (czasem nawet najdrobniejsze) może mieć znaczenie. Tak więc polecam wnikliwe czytanie i pozdrawiam każdego czytelnika na forum.
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 26 Gru 2011, 00:56

Ogólne wydarzenia

Grupa bandytów zgromadziła się na wysypisku w wyjątkowo zacisznym miejscu. Wszyscy siedzieli wokół rozpalonego wcześniej ogniska i rozmawiali, posilając się i od czasu do czasu chwaląc się tym co osiągnęli, lub znaleźli. Ogień wesoło trzaskał, oświetlając twarze zgromadzonych. Tocha, który od dłuższego czasu "pracował" jako bandyta, zajęty był w tej chwili pokazywaniem towarzyszom swojego nowo nabytego ekwipunku.
- Jak udało Ci się zdobyć taką ilość broni i artefaktów ?- spytał Niestriew.
- To długa opowieść- odparł Tocha, ale widać było, że pali się aby ją towarzyszom opowiedzieć- Udałem się do Kordonu. Tam zazwyczaj można spotkać samotników. Praktycznie pół dnia łaziłem w te i we wtę, nie mogąc znaleźć żadnej potencjalnej zdobyczy. Zazwyczaj stalkerzy chodzili w grupach, albo widziałem wojskowych. Nikogo wolnego, samotnego. Nie ukrywam, że się zniecierpliwiłem. No, ale potem szczęście się do mnie uśmiechnęło. Zobaczyłem w pobliżu ich wioski.. no wiecie..wioski samotników. Aż tak daleko się zapuściłem, no ale w każdym razie zobaczyłem nowicjusza. Wychodził z obozu i szedł w moją stronę, a był już dosyć daleko od ich siedziby. To była moja szansa. Od razu podbiegłem do niego, ale szybko stwierdziłem że facet nie zachowywał się normalnie.
- To znaczy ?- spytał Wasza.
- Jak mnie zobaczył to zrobił minę, jakbym był zjawą.
- To całkiem oczywiste- powiedział ktoś, na co cała reszta wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Wiem, że się nas boją, ale to co innego- dodał Tocha nieco poddenerwowany- Kazałem mu oddać wszystko co ma, a on zaczął się rozglądać, potem się obejrzał za siebie, potem popatrzył na mnie przerażony. No zupełnie, jakby zobaczył stado snorków.
- Może namieszał mu w głowie kontroler ?- zapytał Niestriew.
- W pierwszej chwili tak pomyślałem, ale mógł udawać, więc zagroziłem mu, że go zastrzelę jak nie da, a on tylko szepnął coś i znowu się obejrzał.
- Co dalej ?- spytał Wasza.
- Oprzytomniał. Spojrzał raz jeszcze na mnie i odzyskał mowę. Zrzucił plecak i powiedział, że coś się stało i żebym mu pomógł. No mówię wam- dodał Tocha widząc zdziwione miny towarzyszy- Chyba nawet nie zorientował się, że jestem bandytą.
- No i ?- spytał niecierpliwie Wasza.
- Chwyciłem jego plecak, a on znowu mnie poprosił o pomoc. Odpowiedziałem mu, że problemy stalkerów nie są moimi problemami i wycofałem się kawałek do tyłu, a tamten gdzieś pobiegł.
- A ja z kolei dzisiaj natrafiłem na zwłoki samotnika- odezwał się Misza- Przeszukałem je i znalazłem kilka rupieci, w tym nawet konserwę.
- Ja dzisiaj niczego nie znalazłem. Głodny przez cały dzień chodziłem po wysypisku i tylko mnie głowa rozbolała. Okradanie samotników to mało skuteczny zawód. Coraz bardziej tworzą grupy i dołączają do frakcji. Niedługo będziemy musieli robić ataki drużynowe- powiedział Niestriew- A wszyscy wiemy, że to by nas wykoń...- zaczął, ale urwał wpatrzony w dal. Reszta również zamarła i przez chwilę słychać było tylko trzaskanie ognia. Wszyscy spoglądali na niego, a potem widząc jego utkwione w oddali spojrzenie, również popatrzyli w to miejsce. Choć słońce prawie zaszło, można było dostrzec idącą w ich kierunku postać. Choć widoczność nie pozwalała na dokładne jej rozpoznanie, był to ktoś o średniej posturze i wzroście. Maszerował dosyć szybko i choć był bardzo daleko od ogniska, zdawał się iść prosto w jego stronę.
- Ktoś idzie- szepnął Wasza.
- Widzę właśnie- powiedział Tocha- Kolejny samotny stalker ?
- Nie wiem. Nie widzę twarzy, ani umundurowania. Idzie w naszą stronę i to dosyć pewnym krokiem- powiedział Niestriew.
- Z tej odległości bym trafił z vipera, ale może to jeden z naszych- powiedział Wienia siedzący najdalej.
Misza wyjął lornetkę, ale o tej porze dnia na niewiele mogła się ona zdać. Postać stale się zbliżała, aż w końcu bandytom pozostało wyjęcie broni i czekanie na to co się wydarzy. Kiedy postać znalazła się przy drzewie odległym zaledwie o kilkanaście metrów od ogniska, przystanęła. Zobaczyć można było tylko, że przybysz ma na sobie kurtkę i kaptur narzucony na głowę.
- Ktoś Ty ?- krzyknął Wienia- Mów bo strzelam!
Z tej odległości można było usłyszeć odpowiedź, ale w tym momencie zerwał się wiatr i zagłuszył wszystko.
- Co ?- krzyknął Niestriew.
- Nazywam się Wowa Alonin.
- Czego chcesz ? Jesteś samotnikiem ? To teren bandytów. Oddaj wszystko co masz, albo Cię zastrzelimy!
- Nie mam nic- powiedział stojący mężczyzna- Nie jestem ani bandytą, ani samotnikiem. Nazywam się Wowa Alonin.
- Mów do jakiej frakcji należysz ?- krzyknął Niestriew.
- Nie należę do żadnej frakcji- odparł przybysz.
- Co tu robisz ?- spytał Wienia.
- Śniło mi się, że byłem w tym miejscu i spotkałem bandytów. Postanowiłem sprawdzić, więc udałem się tutaj. Nie mam broni, ani niczego. Straciłem pamięć.
- To naprawdę ładna bajeczka- skomentował Wasza- Mi on wygląda podejrzanie.
- Zastrzelić go ?- spytał cicho Niestriew.
- Poczekaj- uspokoił go Wienia- Może jakiś niezdrowy na umyśle- na co Niestriew tylko się zdenerwował.
- Podejdź tutaj!- powiedział Niestriew.
- Nie mogę- odparł stojący mężczyzna- Śniło mi się, że zginę jak podejdę do was.
- To po co tutaj szedłeś ? Mogę wiedzieć ?- spytał Wienia.
- Już powiedziałem. Musiałem sprawdzić, czy to prawda.
- Niby co prawda ?- spytał Wienia.
- Czy mój sen się sprawdzi. Od kilku tygodni miewam sny i czasem się sprawdzają.
- Może go puścimy ? To chory facet- powiedział Wienia, na co Tocha przytaknął, ale Niestriew nie popuścił.
- Podejdź tu, albo Cię zabiję!- krzyknął- Boisz się umrzeć ? To słuchaj się poleceń. Masz do czynienia z bandytami, a nie z jakimiś podróżnikami.
- Przewidziałem to, że tak powiesz- powiedział stojący dalej mężczyzna- Szanuję was i nie chciałem nikogo urazić. Gdybym miał coś przy sobie oddałbym to natychmiast.
- To podejdź tutaj- powiedział Niestriew.
- Niestety Cię nie posłucham. Pozostanę tutaj- odparł nieznajomy.
- On naprawdę jest niepoczytalny- zauważył Misza i się rozweselił.
- Bezczelny typ- powiedział Niestriew, który coraz bardziej zaczynał się irytować takim przebiegiem wydarzeń. Najpierw nic nie jadł, potem chodził cały dzień i niczego nie znalazł, a teraz obcy stalker nie słucha jego poleceń. Stawało się to, co przewidywał od dawna. Tracił szacunek u wszystkich, swoich i obcych.
Wienia, którego zdziwiła owa sytuacja, błyskawicznie zbierał myśli. Przez moment zastanawiał się, czy samemu nie wykrzyczeć na samotnika. Zdawał sobie bowiem sprawę, że gdy Niestriew się zdenerwuje, to owego człowieka zastrzeli, a nie chciał by jego najlepszy kolega miał kolejną ofiarę na sumieniu.
- Ujmijmy to tak- powiedział głośno Wienia- Nie masz przy sobie niczego i pechowo wyśniło Ci się coś. W takim razie mam dla Ciebie prosty wybór. Albo zostajesz tu i czekasz na to, aż któryś z nas Cię zastrzeli, albo idziesz sobie gdzie indziej. Zrozumiałeś ?
- Bardzo dobrze zrozumiałem- odparł mężczyzna- Ale to jest moje miejsce i to wy powinniście odejść.
- Jesteś pewien ?- spytał Misza celując w niego bronią, a inni parsknęli śmiechem.
Wienia się nie zaśmiał. Niczego już nie rozumiał. Ten ktoś nie chciał odejść. Czy to naprawdę musi być tak pechowy dzień ? Skoro mężczyzna postanowił się zapierać, to w końcu straci życie prędzej, czy później. Dla Wieni przygnębiającym był fakt, że bez rozlewu krwi się nie obejdzie.
- Niepoczytalny- powiedział Wasza. Teraz Niestriew się uspokoił. Kimkolwiek był mężczyzna, porywanie się na grupę bandytów w pojedynkę to było istne szaleństwo.
Wienia ruszył w stronę przybysza i zbliżał się do niego coraz bardziej. Mężczyzna stał w miejscu i czekał, aż Wienia przystanął dwa metry przy nieznajomym, celując w niego bronią.
- Zmiataj stąd, zanim Ci się coś wyśni. Dałem Ci szansę- krzyknął Wienia.
- Szansę ?- spytał mężczyzna- A czym ona jest ? Szansa zależy od punktu widzenia. Ja też dałem wam szansę, bo zniżyłem się jedynie do rozmowy z wami.
Wienia, który przez cały ten czas uważał przybysza za nienormalnego, nagle zrobił się wewnętrznie niespokojny. Osoba ta nie bała się ich i jeszcze pozwalała sobie na zbyt wiele.
- Dobrze. W takim razie proponuję się uspokoić- powiedział Wienia- Czego tu chcesz ? Mogę zapytać ?
- Jestem spokojny, natomiast gdy chcę spaceruję po różnych zakątkach Zony.
- Czy możesz odejść ?- spytał Wienia przeciągając sylaby.
- Nie. Pozostanę tutaj- odparł mężczyzna.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybyśmy nie uważali Cię za cudaka, to byś już nie żył ?
- Wiem- odparł nieznajomy- Ale póki co nie ma potrzeby rozważania co by było gdyby, jak nie ma, prawda ?
- Jesteś bardzo sprytny. Skąd wiesz, że Cię nie zastrzelę za pięć sekund ?
- Czy to naprawdę trzeba wiedzieć ? Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Nadal żyję- powiedział mężczyzna i się zaśmiał.
Wienia nie wiedział co powiedzieć. Kimkolwiek była ta osoba, była osobą albo bardzo naiwną, albo bezmyślną. Towarzysze Wieni stali przy ognisku. Ogień trzaskał przerywając ciszę, która znów się nasiliła.
- Skoro nie masz zamiaru słuchać po dobroci...- zaczął namyślając się, że jak przestrzeli obcemu nogę, to może ten coś zrozumie.
- ...To pozostaje tylko czekać- odparł nieznajomy i znów cicho się zaśmiał, a Wienia zrezygnował z myśli zranienia obcego.
- Czekać na co ?- spytał Wienia ?
- Ty wiesz na co. To nie zależy ode mnie.
Wienia nie do końca spodziewał się takiej odpowiedzi, ale w tej chwili poczuł się dziwnie. Przez moment odniósł nawet jeszcze dziwniejsze wrażenie, ale wolał je zachować dla siebie.
- Nie będę się przekomarzać- powiedział Wienia- Chodź sobie tam, gdzie Ci się podoba- i zawrócił w stronę ogniska, a kiedy był już w połowie drogi mężczyzna znowu zagadał.
- Czy wam też śnią się rzeczy, które się potem spełniają ?- spytał.
- Nie Twoja sprawa- odparł Niestriew.
- To sprawa każdego z nas- powiedział mężczyzna i się zaśmiał.
Wienia poczuł się znowu zdenerwowany. Przypominając sobie swój sen stwierdził, że był niepokojący. We śnie podróżował. Po Kordonie. Wszedł do starych ruin fabryki i szukając czegoś w budynku natrafił na stare kurtki i płaszcze, które rozrywał szukając pieniędzy, lub rzeczy osobistych. Dla Wieni taki sen nie oznaczał niczego dobrego. Zawsze, gdy śniły mu się kurtki ktoś z jego znajomych, czy przyjaciół o mal nie ginął. Czasem jednak ginął ktoś mu znany, lub przyjazny nie będący bandytą. Zawsze wtedy śniły mu się kombinezony i kurtki, lub płaszcze. Wienia nie wiedział czemu tak się dzieje, ale wyrobił sobie nawyk spodziewania się czegoś złego, gdy przyśni mu się równie zła rzecz.
- Żeby choć raz się nie spełniło- pomyślał Wienia.
- Mam dzisiaj na sobie kurtkę- powiedział nagle bez konkretnej przyczyny mężczyzna.
- Mało mnie to interesuje. Do psychiatryka, a nie do Zony- krzyknął Niestriew, a inni się rozweselili- Noś sobie co chcesz.
- Tak sądzicie ?- spytał nieznajomy- Wszystko ma swój cel.
- Dosyć tego- powiedział Wienia.
Postać wreszcie się poruszyła i zdawała się przybliżać do ogniska. Mężczyzna podszedł do Wieni. W świetle ogniska można było dojrzeć, że ma kominiarkę na twarzy i kurtkę z kapturem koloru brązowego. Na sobie miał wojskowe, zgniłozielone spodnie.
- A może zerwać Ci tę kurtkę i maskę siłą, co ?- spytał Niestriew.
- Nie zdążysz- powiedział mężczyzna i odwrócił się do niego.
- Chcesz się założyć ?- spytał wyzywająco Niestriew.
- Daj spokój. To czubek- uspokoił kolegę Misza.
- No to ja mam mu pozwolić, żeby mi na głowę wszedł ?- wrzasnął Niestriew.
- Misza ma rację. Poza tym to drugi czubek dzisiejszego dnia. Ja też jednego widziałem i darowałem mu życie- powiedział Tocha.
- Mitia Niedystrajew- powiedział nagle mężczyzna.
- Słucham Cię ?- spytał Niestriew podchodząc do stojącego w groźny sposób.
- Człowiek, o którym mówicie- dodał mężczyzna i wsadził ręce do kieszeni spodni- Nie był niezrównoważonym. Bał się, ale jak każdy w takiej sytuacji.
- Co ty nie powiesz ?- spytał Niestriew- A ty się nie boisz ?
- Każdy ma własne lęki- odparł mężczyzna.
- Acha. Ale nas to się nie boisz. Jesteś bardzo odważny- krzyknął Niestriew i splunął w twarz zakapturzonemu przybyszowi.
- Krzyk bojącej się osoby mnie nie przeraża- powiedział spokojnie nieznajomy.
- A przeraża Cię to ?- spytał Niestriew i uderzył z całej siły stojącego w brzuch z pięści, a ten zgiął się w pół i złąpał się obydwiema rękami za bolące miejsce- Naucz się szacunku.
Wienia podbiegł do Niestriewa i próbował go uspokoić. Jego przyjaciel tracił cierpliwość. Wienia wiedział, że Niestriewa irytowało to, że niczego dzisiaj nie znalazł, ale koniecznie chciał uniknąć najgorszego.
- Dajmy spokój już- powiedział Wienia, ale mężczyzna znów zaczął mówić.
- Słabeusz z Ciebie. Uderzyłeś mnie. Nigdy nie byłeś mocnym. Wyczułem Cię od razu.
Wienia chwycił Niestriewa, który już chciał zamachnąć się na przybysza dubeltówką.
- Nie słuchaj go. To chory człowiek- zwrócił się do Niestriewa Wienia.
- Żaden z was nie jest mocny- powiedział mężczyzna- Wszyscy jesteście słabi. Ukrywacie to pod pretekstem groźnych ruchów, okazywania broni, umundurowania i trzymania się w grupie. A ja jestem sam. Zupełnie sam. Ani razu się was nie przestraszyłem, ani razu się nie cofnąłem.
Wienia wyczuł, że mężczyzna zaczyna być coraz gwałtowniejszym.
- Nie szkodzi- powiedział mężczyzna- Teraz ja was czegoś nauczę. Nauczę was braku pewności siebie- a gdy to powiedział Wienia poczuł jakby te słowa brzmiały bezpośrednio na jego mózgu, jakby dźwięczały w nim. Nie wiedział, czy to paniczny strach powoduje "swędzenie" płata ciemieniowego głowy, czy to słowa mężczyzny, które jakby szeptały mu w głowie. A może jedno i drugie. W każdym razie obudził się i otworzywszy oczy dyszał ciężko, a serce mu biło jak szalone. Jego głowa nadal swędziała, jakby budząc się przerwał jakiś proces, który naprawdę trwał.
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 20 Sty 2012, 11:12

Ogólne wydarzenia

Przez Zonę przeszedł podmuch powietrza. Najpierw poruszał się po wysypisku, a następnie przeniósł się do doliny mroku. Wiatr był silny i porywisty. Skierował się ponownie w stronę wysypiska, zwiedził bar i magazyny wojskowe, a następnie przeleciał prosto do Kordonu. Siła wiatru wyczerpała się w momencie dotarcia do miejsca, znajdującego się niedaleko tunelu- tuż przy rosnącym dziwnie drzewie.

Ogólne wydarzenia

Była noc. Pewien stalker szedł w kierunku wioski. Znajdował się już coraz bliżej wyznaczonego sobie celu. Przechodził właśnie niedaleko mostu i zabudowań, gdy nagle dostrzegł mignięcie światła po swojej prawej stronie. Zobaczył je kątem oka, ale po dłuższej chwili wypatrywania źródła tego zjawiska, uznał ów fakt za przywidzenie i ruszył dalej. Idąc, raz jeszcze obejrzał się w stronę tunelu. Zobaczył tylko ciemną połać terenu. Rosło tam drzewo, które w połączeniu z tym miejscem wzbudzało uczucie pustki i samotności. Stalker przeszedł obok budynków. Pragnął tylko jednego. Znaleźć się w przytulnym obozie dla nowicjuszy. Nienawidził marszów nocą. Wolał chodzić w ciągu dnia, kiedy było jasno. Kiedy już wyminął ruiny budynków i szedł przy drodze, za jego plecami coś stuknęło. Był to dźwięk łamanej gałęzi. Pasza obrócił się ze zduszonym okrzykiem i wycelował broń prosto przed siebie, wypatrując źródła tego hałasu. Ku jego uldze nikt go nie śledził, ale wcześniej miał takie wrażenie. Popędził co sił do wioski, a kiedy do niej dotarł zobaczył, że jest pusta.

Spotkanie

Bistriełow miał męczące sny. Podróżował w nich po całej Zonie. Najczęściej odwiedzał Wysypisko i Kordon. Śniło mu się mnóstwo dziwnych rzeczy. Pierwszy sen dotyczył Sidorovicha. Alexander pytał go: Która godzina ?, ale handlarz nie odpowiedział. Alexander wyszedł z bunkra. Sen się zmienił. Szedł po Wysypisku i zobaczył w oddali rozpalone ognisko. Był środek dnia i piękna pogoda. Nikogo przy nim nie zastał, ale w momencie stania przy palących się gałęziach zaczął rozglądać się i wypatrywać czy ktoś nie idzie. Alexander przeniósł się do Kordonu. Trzymał w ręce leki przeciwpromienne i zastanawiał się czy iść do obozu, czy też poszukać artefaktów. Potem śniło mu się, że widzi w oddali stado psów, ale gdy się przypatrzył dostrzegł, że dostrzega pomiędzy nimi także dzika. W kolejnym śnie wędrował po obozie nowicjuszy. Był późny wieczór. Wszędzie cisza i spokój. Żaden z samotników się nie pojawił. Postanowił przeszukać ich zakamarki i wszedłszy do podziemnego schronu spostrzegł, że leżą tam dwie torby. Gdy rozsunął jedną zobaczył mnóstwo pieniędzy. W drugiej natomiast znalazł zaledwie termos na herbatę. Kiedy wyszedł na zewnątrz, wybiegł z wioski i pobiegł co sił drogą w kierunku starej fabryki. W niej bandyci zawsze mieli swoją siedzibę. Nie bardzo wiedział, dlaczego tam biegnie, ale czuł że to ważne. Gdy znalazł się między budynkami przystanął. Coś miało się wydarzyć. Coś groźnego, a on czuł, że na to czeka. A potem usłyszał telefon, jakby z oddali, ale też za nim, a jednocześnie w jego głowie. Instynktownie spojrzał za siebie, obracając się. Oczom jego ukazał się brązowy pies. Był tak straszny, że Alexander chciał wrzeszczeć ze strachu, ale z gardła nic się nie wydobywało. Strach go paraliżował, aż obudził się.

Bistriełow dyszał z nerwów. Trząsł się nadal ze strachu, a stwierdziwszy że jest noc, jeszcze bardziej się zaniepokoił. Powietrze było mroźne, ale świeże. Chwyciwszy się za głowę wstał, masując się rękami po twarzy. Wnętrze jego głowy pękało od nadmiaru myśli i wspomnień. Dodatkowo przeładowały je wspomnienia snów, których doświadczył wcześniej. Nie wiedział już, czy wierzyć w sny, czy też nie. Wiedział jedno. Coś było nie tak.
Alexander nie miał sił, by dłużej czekać. Chwycił strzelbę i pistolet. Miał mnóstwo amunicji. Zawsze nosił ją przy sobie, a jej ciężar nigdy mu nie przeszkadzał. Był do niego po prostu przyzwyczajony. Przystanął chwilę nasłuchując, ale po minucie czekania wyszedł ze swojej kryjówki w obozie, a potem i z wioski, która nadal pozostawała opuszczona. Skierował się w stronę fabryki. To było czyste szaleństwo. Decyzja zupełnie niepoważna i nieprzemyślana. Alexander nie zwracał na nic uwagi. Tak jak we śnie przyciągał go jakiś niewidoczny magnes, tak i na jawie nieznana i niezbadana siła kierowała go w to miejsce, obiecując mu przy tym jakieś wyjaśnienia, lub odpowiedzi na dręczące go pytania, których często sam nie potrafił, lub nie chciał sobie zadać. Po drodze mijał rośliny, krzewy i drzewa. Teraz, kiedy spacerował nocą wszystko zdawało się być nieco inne niż zazwyczaj. Każdy najcichszy szelest, czy powiew wiatru powodował stan napięcia nerwowego, a gdy krzaki nieco dalej poruszyły się, Bistriełow wystrzelił z pistoletu prosto w to miejsce. Choć strzał został stłumiony przez tłumik, to mimo wszystko okazał się zbędnym. Gdy Bistriełow się przypatrzył stwierdził, że to wiatr porusza krzakami tak, jak gdyby coś się w nich czaiło. Nie mógł nic na to poradzić. Stawał się coraz bardziej nerwowym. Powiewy wiatru zdawały się czuć jego lęki i coraz bardziej szalały od drzewa do drzewa. Maszerował dalej i dalej, a cel jego marszu zbliżał się nieustannie. Minął most i okrążył zbiorowisko krzaków, obawiając się że może kryć w sobie mutanta.
Mimo wielu obaw Bistriełow dotarł w jednym kawałku do zabudowań. Początkowo myślał o skradaniu się, ale ten pomysł był zupełnie niepotrzebny, bo cała fabryka nie mieściła w sobie żywej duszy. Tylko podmuchy powietrza, które przelatywały między ruinami, wywoływały różne mroczne dźwięki. Jęczały i wyły, a potem ucichały. Alexander zatrzymał się. Na myśl przyszło mu skojarzenie, że stoi identycznie jak we śnie. Drgnął i obejrzał się, ale nic za nim nie stało. Alexander czekał. Po raz pierwszy nie miał ochoty sprawdzać, czy ruiny nie mieszczą jakichś znalezisk, albo unikatowych przedmiotów, tak jakby poszukiwanie ich należało zupełnie do innego życia, które on opuścił i pozostawił daleko w tyle. Zdawał się być po części we śnie, a po części na jawie. Nie dbał o nic. Nie mógł zrozumieć wielu spraw. Czyżby w końcu się poddawał ? Czyżby przerastało go wszystko co się dzieje wokół ? Czyżby w końcu zmęczyło go jego własne życie ? I w tym właśnie momencie Alexandrowi przyszło na myśl drugie miejsce, które go zarazem lekko przerażało, jak i ciekawiło. Miejsce, gdzie raz już był i czuł się przygnębionym.
Zaginięcie stalkerów z pewnością nie oznaczało niczego dobrego. Coś się stało. Wokół niego świat niemal oszalał, a on sam zdawał się być tak wyczerpanym i tak nie mieć na nic siły, że wierzył jedynie w sny, które (jak czuł podświadomie Bistriełow) być może nie były zupełnie prawdziwe, ale w jakimś stopniu dotyczyły rzeczywistości. Alexadner wiedział, że może to być wynik jego przemęczenia. Gdy mózg jest bowiem wyczerpany regeneruje się w nocy, a jeżeli jest strasznie wyczerpany, to i sama regeneracja jest potężna, co powoduje większą ilość snów, które stają się bardziej faktami, niż marzeniami. W tych faktach zadziwiająca była jednak łączność między tym co mu się śni, a tym co się potem dzieje. Udał się więc w kierunku terenu, na którym znalazł się tylko raz. Wtedy jednak stał tam w ciągu dnia, a teraz był środek nocy. Mimo wszystko postanowił tam pójść, chociażby po to aby sprawdzić, aby powiedzieć sobie, że się mylił.
Gdy dotarł na miejsce stwierdził, że pod drzewem ktoś stoi. Początkowo uznał to za halucynacje i aż podskoczył. Postać stojąca przy wielkim, nachylonym pniu z pewnością była widoczna jako ciemna sylwetka.
- Kto to ?- spytał sam siebie w duchu- Znowu jakaś zjawa, duch, czy co ?
Ktokolwiek to był nie ruszał się. Stał sztywno jak drzewo, przy którym się znajdował. W ciemności, gdyby nie kształt głowy można by śmiało powiedzieć, że to jakiś ucięty konar. Sylwetka ludzka była jednak zbyt charakterystyczna. Alexander zszedł w dół. Trzymał dubeltówkę. Zbliżał się w kierunku postaci. Wiedział, że musi działać szybko. To mógł być bandyta, a wtedy Alexander niepotrzebnie napychał by sobie biedy. Musiał go zaskoczyć, zagrozić mu i wypytać o wszystko co niezbędne, a potem jak już odpowie odejść niby pod pretekstem darowania owemu człowiekowi życia. W Zonie takie zachowania były konieczne, aby przeżyć. W tej chwili to Alexander miał przewagę. Nie został zauważony. Tłumaczył sobie kolejne punkty planu. W głębi serca czuł, że robi coś głupiego, szalonego, lub zupełnie popełnia największy błąd w swoim życiu. Zdecydował się już jednak i szedł w stronę sylwetki, która ani trochę się nie poruszyła. Wreszcie zdziwiony tym, że postać go nie usłyszała stanął kilka metrów od niej. Kimkolwiek była ta osoba patrzyła się prosto w księżyc, co Alexander dopiero teraz dostrzegł. Postać miała narzucony na głowę kaptur, będący zapewnę częścią kurtki. Stała nieruchomo i nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś stoi niedaleko niej. Bistriełow krząknął dosyć znacząco. Wiedział, że natychmiast zwróci uwagę stojącego przy drzewie człowieka. Ten jednak dalej spokojnie stał i patrzył na księżyc i gwiazdy, jakby pogrążony był we własnych myślach. Bistriełow krząknął głośno kilka razy, ale rezultat był taki sam. Ten ktoś nie usłyszał, lub nie zareagował. Alexander w pierwszej chwili pomyślał, że być może stoi przed nim osoba całkowicie głucha, lub niedosłysząca. Nie zrezygnował jednak i zaczął mówić, choć czuł się niepewnie i momentami miał chaos w głowie.
- Przepraszam bardzo- zaczął Alexander. Postać dalej stała, więc teraz uzyskał pewność, że nieznajomy wogóle go nie słyszy. Milczenie trwało chwilę, aż w końcu nagle postać przemówiła, a Alexander drgnął.
- Usłyszałem jak pan schodził. Stoję i podziwiam noc- powiedział mężczyzna. To był zupełnie zwyczajny głos. Stonowany, spokojny, ale także obojętny.
- Słyszał pan ?- spytał Bistriełow, starając się by jego ton wypowiedzi zabrzmiał pewnie.
- Otóż to. Stoję tutaj dosyć długo- powiedział chłodno mężczyzna- Muszę stwierdzić, że nietrudno było pana usłyszeć.
- Nie zareagował pan ? Dlaczego ? A gdybym był bandytą, albo mordercą ?- spytał Alexander.
- Wie pan, że większość ludzi na tym świecie zadaje pytanie: Co by było gdyby ? Ono tak potrafi wszystko utrudnić, a ja nie rozumiem dlaczego.
- Dlaczego ?- spytał Alexander wyrwany z kontekstu.
- Właśnie. Dlaczego tak gdybać ? Nie jest pan bandytą, ani mordercą. Ciągle żyję, zatem jestem spokojny.
- No tak- odparł Bistriełow, zdziwiony beztroską stojącego przed nim człowieka- Niewątpliwie tej nocy ma pan szczęście.
- Czy sądzi pan, że gdybym miał szczęście to w środku nocy stałbym i patrzył w niebo ?
- Zatem przepraszam. Nie chciałem pana urazić- odpowiedział wymijająco Alexander.
- Nie gniewam się- powiedział mężczyzna. Rozmawiając z Alexandrem nawet nie obrócił głowy. Stał tak samo, jak na początku, jak gdyby postanowił za wszelką cenę ignorować nie znaną mu osobę.
- Co się stało ? Może w czymś pomóc ?- spytał Alexander.
- Pomoc to rzecz względna. Skąd bowiem można wiedzieć, że pomagając komuś nie czynimy źle innym, albo sobie samym- odparł mężczyzna, a Bistriełow wyczuł, że stojący przed nim człowiek nie należy do prymitywnych ludzi.
- No cóż- zagadnął Alexander- Miałem na myśli pomoc, będącą swego rodzaju pocieszeniem, biorąc pod uwagę fakt, że coś pana gnębi.
Mężczyzna zamilkł. Alexander zaczął żałować, że podjął tą dyskusję i zapragnął opuścić to miejsce.
- No cóż. Skoro nic nie mogę zrobić, to przepraszam za najście. Jestem trochę nerwowy i mam własne kłopoty na głowie. Tak więc bardzo przepraszam...- Alexander czuł się nieswojo wypowiadając te słowa. Głupio było mówić do kogoś, kto reaguje na niego nieco dziwacznie, a jednocześnie nawet na niego nie spojrzy. No, ale Zona była właśnie taką krainą. Zamieszkiwali ją różni ludzie, a niektórzy tracili rozum po krótkim czasie pobytu w niej. Ucieszony tym, że bez problemu odejdzie od tego stalkera, Bistriełow zrobił dwa kroki do tyłu, ale właśnie w tym momencie mężczyzna znowu przemówił.
- Byłoby to nieuprzejmością, graniczącą z brakiem wychowania gdybym i Ja nie zapytał: Czy mogę panu w czymś pomóc, ale raczej, biorąc pod uwagę obecne fakty powinienem zapytać: Jak mogę panu pomóc ?
- Nie trzeba- odparł Bistriełow, nie chcąc opowiadać o czymkolwiek nieznajomemu. Poza tym obecne wydarzenia były dosyć dziwne i nie chciał ujść za człowieka niezrównoważonego, lub też wdawać się w pogawędkę z niezrównoważonym psychicznie stalkerem.
- Rozumiem. To też typowe. Ludzie oferują sobie pomoc i zawsze odmawiają jak ktoś oferuje pomoc im- powiedział mężczyzna- Pan pozwoli, że się chociaż przedstawię. Nazywam się Wowa Alonin- powiedział, ale nie poryszył się, ani nie zrobił żadnego gestu powitalnego. Dalej stał w miejscu.
- Alexander Bistriełow- odparł Alexander i również nie podchodził.
- Jestem przygnębiony, ponieważ widziałem coś niepokojącego. Byłem świadkiem napaści na sporą grupę stalkerów- powiedział Wowa Alonin.
Alexander wyprostował się i przestał bujać w obłokach.
- Na grupę stalkerów ?- spytał półprzytomny.
- Tak jest- odparł Wowa- Sami niedoświadczeni. Przykra sprawa. Zostali uprowadzeni. Z tego co udało mi się usłyszeć to porwano ich w wiosce.
- Proszę mówić. Jestem ciekawy- powiedział Bistriełow.
- Przechadzałem się tędy i przypadkowo obok fabryki zauważyłem dwóch rozmawiających stalkerów. Podszedłem więc najciszej jak mogłem, schowałem się za ścianą i podsłuchałem ich rozmowę. Usłyszałem jak mówili o przeniesieniu nowej grupy do jakiegoś "leziska". Nie miałem pojęcia co to, ale chyba jakaś kryjówka. Chwilę potem zobaczyłem jak w stronę tych dwóch stojących zmierza kolejny stalker, a za nim sporo osób. Jeden samotnik prowadził z batalion innych, a wyglądało to tak, jak gdyby ich uprowadził. Sami nowicjusze i bodajże jeden w kombinezonie. Poznałem ich i tego co ich prowadził. To był mój stary i dobry znajomy- Pasza Jordakov. Kiedyś się znaliśmy i razem polowaliśmy, ale Pasza wolał inne drogi życiowe. Miał całkowicie inne poglądy na życie niż Ja, więc się rozstaliśmy. Teraz dowiedziałem się na czym utrzymuje się Pasza w Zonie.
Bistriełow stał jak zahipnotyzowany, ale słuchał gorliwie, milcząc i od czasu do czasu sprawdzając, czy nikt przy nich nie stoi.
- Pasza- ciągnął mężczyzna- utrzymywał się na dorobku innych stalkerów, ale to i tak mało powiedziane. On założył gang, który porywał stalkerów, okradał ich, a potem zabijał jak najszybciej w celu pozbycia się dowodów. Kiedy go zobaczyłem rozczarowałem się, ale i przeraziłem. Nowa grupa stalkerów- to była cała zawartość obozu niedaleko Sidorovicha. Wilk i cała reszta. Nie miałem pojęcia jak dali się porwać, ale widocznie Pasza miał swoje sposoby na uprowadzanie dużych grup samotników w pojedynkę.
- I co dalej ?- spytał Alexander.
- Usłyszałem jak mówią o tym, że grupa ma jak najszybciej zostać przeniesiona we wskazane miejsce, że trzeba się spieszyć i on sam to załatwi. Potem rozmawiali i wtedy właśnie mnie olśniło- usłyszałem, że wszyscy zostali przejęci z wioski, że zarobią na nich dużo większą kwotę niż na ostatnich stalkerach, ale potem się niepokoili, że Sidorovich pewnie się o wszystkim dowie i rozgłosi. Wtedy- a zapamiętałem to wyraźnie- drugi stalker dodał, że trzeba ich przeszukać i pozbyć się jak najszybciej. Zaczęli głośno wymieniać zdania, potem się kłócili, aż w końcu Pasza kopnął w ścianę budynku z całej siły i odszedł, a tamci dwaj zabrali grupę i poszli mniej więcej w stronę mostu, ale nie zupełnie, bo tam są wojskowi. Bardziej równolegle do mostu i opuszczonej fabryki, z dala od patrolujących. Pasza odszedł w stronę wioski i tyle go widziałem.
- Tak. Wioska rzeczywiście jest pusta. To wiele wyjaśnia- powiedział Bistriełow.
- Smutna rzecz. Cała gromada kotów i wszyscy już nie wrócą- powiedział Wowa.
- Kiedy pan to usłyszał ?- spytał Alexander.
- Jakiś czas temu. Nic nie zrobiłem, bo niby co się da zrobić ? Sidorovich nie zdążyłby im pomóc, a ja na pewno nie, tymbardziej że nie mam broni. Wojskowi też prędzej by wytłukli wszystkich z karabinów. I bandytów i samotników. Jedynym sensosnym wyjściem byłoby zebranie grupy stalkerów i ruszenie na pomoc porwanym, ale to stało się jakiś czas temu, a ja nie mam pojęcia gdzie się potem udali. Jedyny trop to ta podsłuchana rozmowa i informacja, że poszli w kierunku mostu.
Alexander zamyślił się. Jeśli stalkerów porwał gang, który potem ich eliminował, to pozostało tylko poinformować Sidorovicha o tym, że stalkerzy już nie żyją.
- Zawsze przecież jest szansa, że ich puszczą, ale niewielka- powiedział mężczyzna- Słyszałem wiele pogłosek o zaginięciach pojedyńczych ludzi, nawet kilkuosobowych grup, ale przez myśl nie przeszło mi, że cały obóz da się tak łatwo złapać. Być może Pasza miał kogoś do pomocy- może bandytów, ale tego nie wiem. Wiem, że na pewno tych dwóch ich gdzieś zabrało, a Pasza odszedł w kierunku wioski- teraz już pustej.
- Być może uda się odnaleźć tego Paszę- powiedział Bistriełow całkowicie zamyślony.
- Na niego lepiej uważać, a nie go szukać. To groźny morderca. Nie jest już tym samym człowiekiem. Być może gdybym do niego wtedy zagadał to nie zabiłby mnie, ale na pewno nie pozwoliłby mi żądać uwolnienia tych porwanych. Zawsze był taki. Miał w sobie mnóstwo złych cech. Uważał na przykład, że eliminowanie tych, co są "źli" jest słuszne. Problem był taki, że to jego odczucia mówiły mu o tym co jest złe, a co nie. Nic więcej. Znam Wilka i część obozu. Znałem- tak się wyrażę. Zawsze byli dosyć porządni.
Alexander się zastanowił. Jeśli to o czym mówił mężczyzna było prawdą, to dla stalkerów istotnie nie ma już żadnej nadziei. Od początku czuł, że mogło to być porwanie. Zbyt nagle zniknęli, zbyt długo nie wracali. Tego dnia, gdy usnął Pasza porwał całą grupę, a jego nie zauważyli, bo spał w dosyć dobrej kryjówce. Teraz przypomniał sobie wcześniejsze sny. Śnił mu się straszny pies i fabryka. Śniło mu się, że tam szedł, coś czuł- jakby rozwiązywał zagadkę. Pamiętał jeszcze ognisko- jakby puste i bez życia wokół, a także jego rozpaczliwe zastanawianie się nad wszystkim. Teraz wiedział, że czuł we śnie, że zbliża się do wyjaśnienia zagadki, albo raczej jego sny stają się prawdą. Nie wiedział już co robić, ale wyczuł, że lepiej udać się do wioski. Znalezienie tego Paszy Jordakova to jedyna szansa na uratowanie stalkerów. Skoro jest on przywódcą, to może uda się go namówić do uwolnienia samotników. - No cóż, a nawet jeśli nie namówić- pomyślał Bistriełow- to zagrozić mu i zmusić do tego.
- Niebo wygląda spokojnie- powiedział mężczyzna- Cóż. Zona jest niebezpieczna. Bardzo niebezpieczna. Prowadzi wielu na cmentarz.
- To prawda- burknął Bistriełow, ale myślami był gdzie indziej- Jest pan pewien, że poszedł w stronę wioski ?
- Z tego co widziałem tak, ale nie spacerowałem za nim, więc pewności czy tam został, albo czy nie zmienił trasy nie mam.
- I grupa została odprowadzona w tamtą stronę ?- powiedział Alexander, pokazując ręką kierunek. Mężczyzna obrócił się w miejscu.
- Tak. Tak sądzę.
- Muszę już iść. Dziękuję za informacje- powiedział Alexander.
- Nie ma za co- odparł mężczyzna- Jakby pan jeszcze czegoś potrzebował, to znajdzie mnie pan jutro późnym wieczorem w tym samym miejscu. W ciągu dnia będę gdzie indziej i wątpię, byśmy się spotkali.

Dalszy ciąg "niebawem".
Powieść pisana na postawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez Brązowy koń w 26 Sty 2012, 10:07

Wyprzedzenie

Noc powoli się rozrzedzała. Jej następstwem był dzień, który upływał powoli, a podczas jego trwania działo się bardzo wiele rzeczy. A gdy się skończył nastąpiła kolejna noc, która równie szybko ustąpiła miejsca kolejnemu dniowi. I ten ciągnął się powoli, by zakończyć swój żywot, i w końcu znów nastała noc. Chłodne powietrze omiatało cały Kordon. Stalkerzy pochowani w kryjówkach spali. Niektórzy, co lubili nocne przechadzki wędrowali po pustkowiach tej granicy Zony. Drzewo rosnące nieopodal nasypu kolejowego zaszeleściło pod wpływem wiatru. Niedaleko znajdował się tunel, który w tym momencie był równie ciemny, co spowijająca wszystko noc. Cisza, jaka trwała w tym miejscu zdawała się nie pasować do otoczenia. Ten obszar stanowił najbardziej tajemniczą zagadkę Zony. Spokój trwał nieprzerwanie godzinę, dwie, trzy. Noc ciągnęła się powoli. Wielu samotników drzemiących w swoich schronieniach męczyło się z powodu bezsenności, jaka wszystkim powszechnie dawała o sobie znać. Spokojną nostalgię przerwał głośny huk, który zdawał się dochodzić gdzieś z okolicy drzewa przy tunelu. Następstwem jego była głucha cisza, a po kilkunastu sekundach rozległ się kolejny trzask, równie głośny co poprzedni i dokładnie w tym samym miejscu. I ponownie jak po pierwszym hałasie identycznie zniknął po nim ślad. Dźwięku nikt nie usłyszał. Od tego miejsca wszyscy trzymali się zawsze jak najdalej. Tego obszaru ludzie zawsze unikali. Trzeci głośny trzask przerwał milczenie nocy i zaczęło się. Seria brzdęków, huków i trzasków niczym wielka filharmonia rozpoczęła naprzemienne przekrzykiwanie. Brzmiało to tak, jakby w tej chwili ktoś zamierzał zagrać jakąś wyjątkowo niespójną, chaotyczną muzykę- składającą się z wyjątkowo drażliwych odgłosów. Dźwięki stawały się coraz dziwniejsze. Huki przekształciły się w ciche pykania, brzdęki w piski, a trzaski w nieustanny warkot- tak jak gdyby helikopter wzbijał się w powietrze. Na dodatek stale się zmieniały, aż wszystkie scaliły się w szum przypominający wiatr, ale zupełnie różniący się od wiatru. Tak jak gdyby tysiące stalkerów zebrało się na polanie i wszyscy zechcieli jak na jedną komendę wydawać z siebie głośne "szszszsz". Szum w miarę upływu czasu nasilał się. Był to pozorny wzrost nasilenia, bo chwilę później dźwięk zanikał, a gdy wydawało się, że zanikł zupełnie, tarkot helikoptera, pykanie i piski znów zaczynały się pogłaśniać. Coś tworzyło się przy drzewie. Na początku przypominało to cień, ale ten cień formował się w masę, a masa nabierała kształtu i kolorów. Stawała się coraz bardziej doskonałą, dopracowaną, aż utworzyła ciało psa, które nadal się zmieniało. Dźwięk wygasł. Pies, który się wytworzył miał czarno-brązową skórę, cztery cienkie łapy zakończone dwudziestoma pazurami- każda. Pysk posiadał dwadzieścia kłów sterczących w różne strony, a oczu z pozoru nie było widać. Stał nieruchomo, prezentując się dosyć mizernie na tle Zony, ze swoim dziwnie zdeformowanym korpusem. Nie ruszał się, jedynie oddychając regularnie. Głowa patrzyła stale w ten sam punkt. Skierowana była prosto na południowy-wschód. Na jej linii znajdowała się stara fabryka- należąca do bandytów i kawałek doliny mroku obejmujący usytuowany tam fragment drogi- którą można było dotrzeć do doliny- prosto z Kordonu. Czas upływał. Minuta leciała za minutą, godzina za godziną, aż nastała godzina piąta nad ranem, ale psa już o tej porze nie było.

Oczami innego stalkera

Kostia Warnajew siedział w fabryce należącej do bandytów. Nastał późny wieczór. Kostia był wysokim mężczyzną o purchlnej twarzy, krótkim nosie i dużej ilości zmarszczek. Siedział czekając na spotkanie z ważnym człowiekiem. Kostia zdawał się pamiętać spotkanie jego i owego mężczyzny tak dobrze, jakby to było przed chwilą. A tymczasem spotkali się dwa tygodnie temu. Kostia dobrze zapamiętał ich rozmowę. Siedział wtedy podobnie jak teraz, dzisiejszego wieczora przy ognisku, rozpalonym w fabryce, gdy nagle, zupełnie niepostrzeżenie wszedł do budynku nieznajomy i przedstawił się jako Wowa Alonin. Kostia początkowo się wystraszył, ale nieznajomy okazał się elokwentną osobą, posiadającą w Zonie szerokie znajomości. Powiedział Kostii wówczas, że ma dla niego interes. Kostia zapytał wtedy jaka to sprawa, a nieznajomy odparł, że szuka starego przyjaciela zwanego Paszą Jordakovem. Kostii nazwisko to niczego nie mówiło, ale nieznajomy odpowiedział o tym, że Pasza był jego starym i dobrym znajomym, że razem polowali, zarabiali w Zonie, ale Pasza zszedł na złą drogę. Nieznajomy wspomniał o gangu porywającym stalkerów i zarabiającym na nich duże sumy pieniędzy, o przywództwie Paszy nad tymże gangiem. Zaoferował Kostii grube pieniądze za każde informacje o tym, gdzie mógłby się znajdować Pasza. Kostia zgodził się i od tej pory przez cały ten czas tropił owego stalkera, wypytywał ludzi i nadstawiał karku, byle tylko wydobyć jakieś informacje. Nieznajomy już przy pierwszym spotkaniu dał Kostii czterdzieści tysięcy rubli zaliczki. Kostia był zaskoczony bogactwem stalkera, ale skoro oferował znacznie większe pieniądze za każdy trop prowadzący do Paszy, a jego cel był dobrym (nie chciał bowiem Paszy zabić, ani poranić, a jedynie znaleźć), to Kostia bez zastanowienia zgodził się, uzyskując w ten sposób najlepszą pracę, jaką tylko mógł w Zonie znaleźć. Jedyne co go dziwiło to fakt, że akurat on został zatrudniony i to zupełnie przez przypadek. Być może jednak nieznajomy nie znalazł innych kandydatów, spieszył się, lub coś. Kostii to nie przeszkadzało. Już pierwszego dnia mężczyzna oznajmił, że dokładnie o tej porze za dwa tygodnie przybędzie tu, aby uzyskać informacje, które Kostia wydobędzie. Obiecał słono zapłacić za każdą wzmiankę o Paszy. Kostia wtedy zapytał mężczyznę: Dlaczego tak długo ? Obawiał się, że mężczyzna do tego czasu sam tego Jordakova odnajdzie, ale mężczyzna uśmiechnął się przez kominiarkę na twarzy i odparł, że bardzo liczy na Kostii pomoc, że na pewno nie odnajdzie tak szybko Paszy, a nawet jeśli go odnajdzie, to i tak będzie tutaj chociażby po to, aby oznajmić, że go odnalazł i podziękować za pomoc w postaci kolejnych rubli. Kostia więc czekał w fabryce, nadal nie do końca pewny, na ile mężczyzna był wiarygodnym. Zdobył dla niego wiele ciekawych informacji. Zastanawiał się ile za nie dostanie i w jaki sposób wyjść na nich najkorzystniej, tak aby zarobić możliwie najwięcej. Zastanawiał się też, czy wogóle okażą się dla mężczyzny cenne. Popił łyk herbaty ze swojego termosu i wpatrzył się w ognisko. Coś zaszeleściło. Krzew rosnący tuż przy budynku. Kostia wyjął broń, ale po chwili w wejściu do niewykończonego budynku ukazał się mężczyzna ubrany w wojskowe spodnie i kurtkę z kapturem. Na twarzy miał czarną kominiarkę z otworami na oczy.
- Witam. To ja- powiedział spokojnie- Byliśmy umówieni i dotrzymałem słowa.
Kostia zadowolony wskazał ognisko mężczyźnie i obaj usiedli naprzeciwko siebie po jego obydwu stronach.
- Tak więc, czy dowiedział się pan czegoś o Paszy ?- spytał mężczyzna.
- Mnóstwo informacji. Płaci pan za każdą z nich ?
- Oczywiście, ale sądzę że zyska pan na tym nie tylko ruble.
- To znaczy ?- spytał Kostia.
- Wszystko czas pokaże. Proszę opowiadać- powiedział mężczyzna.
- No więc. Przez całe dwa tygodnie nadstawiałem karku, śledziłem, tropiłem, wypytywałem kogo się da i zdołałem się dowiedzieć o Paszy paru interesujących informacji. W sumie nie były specjalne, ale jasno mówiły, że stalkerzy też zaobserwowali jak Pasza od dawna zniknął i nikt z wypytywanych go nie widział.
- To prawda- przytaknął mężczyzna.
- Ale nie poprzestałem na tym. Szukałem go, wypytywałem gdzie go najczęściej widywali, od kiedy przestali go widzieć i co ostatnio do nich mówił. No i utworzyło mi to mały obraz. Początkowo ten obraz jasno mi uświadomił, że Pasza przed jego zniknięciem często podróżował po wysypisku. Tam szukałem, chodziłem, aż w końcu jednego dnia, kiedy już nic mi nie wychodziło, zobaczyłem dwóch stalkerów. Jeden nazywał się Pasza, a drugi Mitia. W każdym razie tak wynikało z ich rozmowy, którą podsłuchałem.
- To interesujące- powiedział mężczyzna.
- Z rozmowy ciężko było coś zrozumieć, ale mówili sobie po imieniu. Tyle, że pewności nie miałem, czy to ten Pasza. W każdym razie do czasu, gdy wspomniał, że się ukrywa od wielu dni. Wtedy zrozumiałem, że to ten, którego tropiłem.
- O czym rozmawiali ?- spytał mężczyzna.
- Mnóstwo dziwnych rzeczy. Jak mówiłem Pasza wspominał, że się ukrywa i że dłużej tego nie wytrzyma. Ten drugi Mitia go pocieszał i mówił, że dadzą radę. Pasza wspominał o jego kryjówce, którą ma w dolinie mroku, ale Mitia mówił mu, że muszą stale zmieniać miejsce pobytu.
- Wspominali coś dokładniej o tej kryjówce ?- spytał mężczyzna.
- Tylko, że jest w dolinie mroku. A potem, gdy skończyli rozmowę, to Pasza powiedział, że powinni się spotkać za jakiś czas i że następne spotkanie będzie w Kordonie w tej oto fabryce. Potem Mitia uskarżał się, że to ma być ich drugie spotkanie w Kordonie. Pasza nalegał, ale Mitia cały czas obawiał się, że ktoś ich wytropi, tak jak wytropił ich jakiś Alexander. Nie wiem o kim mowa, no ale w końcu tamten Mitia się zgodził i rozeszli się. Ciężko stwierdzić, czy się spotkają i kiedy, jeśli już, bo nic nie mówili. Wogóle jakby rozmawiali częściowo normalnie, częściowo szyfrem. W każdym razie o porwaniach, gangu, czy zarobkach nawet nie wspominali. Być może wspomną coś przy tym spotkaniu co ma być.
- Tak, to bardzo interesujące informacje- odparł mężczyzna- Warte zapłaty.
- Na to czekam- odparł z uśmiechem Kostia.
- Czy wie pan może o czymś takim, co nazywa się powszechnie "wypranym sercem" ?
- Nie- odparł Kostia nieco zdziwiony.
- To taka sytuacja, która polega na tym, że człowiek działa bez żadnej myśli i wykonuje określone czyny. Rzadko kiedy zdaje sobie wtedy sprawę z konsekwencji swoich czynów. Zazwyczaj myśli jedynie o celu, który mu oświeca drogę, ale przeważnie wiedzie ona ku rozpaczy. To nazywam "wypranym sercem".
- Hmm. Tak. Są tacy ludzie- poparł Kostia, głębiej zastanawiając się nad losem tego całego Paszy- Nie chciałbym być na ich miejscu.
- Tak. A wie pan czemu "wyprane", a nie "zniszczone" ?
- Nie- odpowiedział Kostia trochę zniecierpliwiony, a trochę pełen szacunku wobec siedzącego obok człowieka.
- Bo prawdziwe serce nie jest wyprane, ale kiedy się je wypierze- to staje się wyprane. A potem- i tu kryje się puenta- po wypraniu regeneruje się i staje tym czym było.
- Być może tak- burknął Kostia teraz już mało rozumiejąc. Po chwili jednak przyszła mu do głowy dziwna myśl, że ów mężczyzna ma zamiar nawrócić Paszę na dobrą drogę.
- A gdy powróci do pierwotnego stanu, przychodzi pierwsza myśl- dlaczego musiało być wyprane ? A ja wtedy odpowiadam- bo gdy się działań nie przemyśli, to Zona przejmuje czyjeś myśli. No, ale wracając do tematu. Oto pana zapłata.
Kostia wyciągnął rękę, drapiąc się drugą po głowie i częściowo zastanawiając się, co oznaczają owe słowa, ale jedyne co przyszło mu na myśl to to, że jak ktoś nie zaplanuje działań, to prędzej czy później zwariuje, zmieni swój sposób bycia, lub zginie w Zonie- jako niedoświadczony- co miało duży sens.
Mężczyzna rozsunął plecak i wyjął z niego kilka plików banknotów. Rzucił je na ziemię, obok ogniska.
- To będzie...- zaczął Kostia.
- ...Osiemdziesiąt tysięcy- powiedział mężczyzna.
- A wspominał pan o nagrodzie dodatkowej ?
- To prawda. Powiedziałem, że zyska pan nie tylko ruble.
- Cóż jeszcze może mi pan zaoferować ?- spytał Kostia, siląc się na wyniosłość.
Mężczyzna wyjął z plecaka coś śliskiego, wielkiego i pulsującego. Przypominało to kolorową kulę, której środek świecił się na jasnoniebiesko. To był artefakt, ale Kostia takiego nie wiedział jeszcze nigdy w swoim życiu.
- Artefakt ?- spytał, ale mężczyzna niczego nie powiedział, tylko wręczył Kostii pulsujący kształt.
- To jest serce "Systemu Zony"- powiedział mężczyzna- Ktoś je odnalazł, ale ono zawsze wraca do Systemu Zony. Oddając to panu, oddaję kawałek swojego życia- i zaśmiał się, gdy Kostia pochwycił artefakt.
- Fascynujący- powiedział Kostia, lecz nagle środek artefaktu przestał pulsować i wygasł, a kula zmieniła barwy na ciemniejsze, wyblakła i poczerniała.
- Co się dzieje ?- spytał Kostia- Czemu zgasło ?
- To teraz pana serce. Należy do pana. Niech się pan nie martwi. Jeszcze będzie pulsować. To tylko tymczasowe.
- Skoro tak...- powiedział z nadzieją Kostia.
- Na mnie czas. To nasze drugie i ostatnie spotkanie. Więcej zaplanowanych spotkań nie będzie. Pomógł mi pan wystarczająco. Dziękuję za wszelką pomoc- powiedział mężczyzna.
- Więc już nie potrzebuje pan informacji ?- spytał Kostia, lekko rozczarowany, ale i zdziwiony zarazem.
- Wszystko już wiem. Znajdę Paszę.
- Rozumiem. Wyjaśni mi pan chociaż, chyba że to tajemnica, po co pan go szuka ? Podobno to szef gangu. Chce go pan złapać w pojedynkę ?- spytał Kostia.
- Już mówiłem. To mój stary znajomy. Zamierzam mu pewne rzeczy wyperswadować z głowy. A co do tego "łapania w pojedynkę", to nie zawsze liczy się ilość, ale jakość. Dobranoc.
I wyszedł, a Kostia został sam z artefaktem w ręku i leżącymi przy ognisku pieniędzmi.

Dalszy ciąg "niebawem"
Powieść pisana na podstawie S.T.A.L.K.E.R Cień Czarnobyla.
wszelkie prawa zastrzeżone.
Od kiedy w sieci pojawił się Brązowy koń podpisanie ACTA przez polityków zostało opóźnione. W obecnym czasie Brązowy koń przechwycił dokładne informacje o ACTA i zamierza zainfekować cały internet, jeżeli umowa ta naruszy jego "nieuczciwą działalność" w sieci. Wygląda na to, że Brązowy koń wpłynął na podpunkty ustawy i umowa ma być jedynie gwarantem przeciwności nieuczciwości, ale sama jako tako niczego nie zmieni. Szczegóły tutaj
Czy wiesz, że Facebook już jest zainfekowany ? Tego też dokonał Brązowy koń
Awatar użytkownika
Brązowy koń
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 29 Paź 2011, 13:52
Ostatnio był: 29 Sty 2012, 11:35
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: --
Kozaki: 6

Re: System Zony

Postprzez blazejro w 04 Lut 2012, 01:51

trzymaj tak dalej, opowiadanie bardzo wciągające jak znalazł, na długie zimowe wieczory. czekam na kolejną część! :wódka:
to jest hołd dla Tych co noszą blizny, dla Tych co przelali krew w imię Ojczyzny
Awatar użytkownika
blazejro
Stalker

Posty: 112
Dołączenie: 10 Maj 2010, 15:05
Ostatnio był: 10 Lut 2021, 00:04
Miejscowość: Ursynów
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 7


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości