Pod Czystym Błękitnym Niebem

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Pod Czystym Błękitnym Niebem

Postprzez nismoztune w 27 Cze 2011, 00:32

Witam Wszystkich!
Chciałbym przedstawić Wam moje pierwsze opowiadanie. Proszę Was więc o korektę oraz konstruktywną krytykę.
Pozdrawiam!

Mam jeszcze taki mały problem. Po wklejeniu tekstu zniknęły akapity a dialogi też jakoś śmiesznie wyglądają. Proszę o pomoc w tej sprawie.


Prolog

Puk puk…

Z ogromnym skrzypieniem otworzyły się stare drzwi.
 Dzień dobry.
 Dzień dobry wujku.
 Jak się trzymasz Adamie?
 Nie najgorzej.
Adam szybko odwrócił się i zaczął płakać. Wujek Adama - Artemiusz podszedł do niego i przytulił.
 Płacz, płacz lżej Ci się stanie na duszy.
Adam 20-letni młodzieniec, który wczoraj pożegnał najbliższą mu osobę – dziadka.
Adam Kałyczenko, młodzieniec o ciemnych blond włosach, okrągłej, lecz chudej twarzy, o wzroście 180 centymetrów i chudej posturze, nie miał łatwego życia. Był jedynakiem, pochodził z biednej wiejskiej rodziny. Jego wieś znajdowała się w północno-wschodniej części Ukrainy. Jako 5-letni chłopiec został sierotą. Rodzice Adama zginęli w wypadku autobusowym, jadąc do pracy, do pobliskiego miasteczka. Po śmierci rodziców przeszedł pod opiekę dziadka Aleksandra i babci Marii. Jego babcia będąc wątłego zdrowia również szybko odeszła z tego świata. Cały ciężar wychowania wnuka spadł na barki dziadka. Był to dobry człowiek, który w pocie czoła pracował w trzy hektarowym gospodarstwie, próbując zapewnić swojemu wnukowi lepszą przyszłość. Niestety, ze względu na swój wiek oraz nadmiar pracy podupadł na zdrowiu. Od pięciu lat, Adam praktycznie zajmował się gospodarstwem.
Odejście najbliższej mu osoby było dla niego wielkim przeżyciem.

Po kilkudziesięciu sekundach szlochu Adam zebrał się w sobie i uspokoił.
 Może herbaty wujku?
 Nie, dziękuję, Ja tylko na chwilę. Ja z ciotką chcielibyśmy abyś przyszedł do nas na kolację. Chcemy abyś nie pozostawał sam w trudnych chwilach.
 Dziękuję przyjdę.
 Będziemy na ciebie czekać o 19.00.
 Jeszcze raz dziękuję.
 W takim razie do zobaczenia.
 Do zobaczenia.

Drzwi zamknął się z wielkim skrzypieniem. Ten dźwięk bardzo irytował Adama, ale albo zapominał naoliwić zawiasów w drzwiach, albo był zbyt zmęczony.
Adam rozejrzał się po swojej chałupce. Znowu zachciało mu się płakać, lecz opanował się. Wszystko przypominało mu dziadka. Jednak w tej chwili, w jego głowie pojawiła się pewna myśl, która odmieniała na zawsze jego przyszłość.

***

Jest poniedziałek 11 czerwca 2012 roku. Adam całe popołudnie przeleżał na wersalce rozmyślając o dziadku i popłakując. Kiedy wybiła godzina 18.30 Adam wstał, wyszedł z pokoju, wszedł do kuchni i podszedł do zlewu, gdzie trochę się umył. Adam miał w domu bieżącą wodę (tylko zimną), ale nie miał łazienki. Mył się w dużej drewnianej bali, która stał w sieniach oparta o ścianę. Następnie włożył świąteczną, białą koszulę, czarne spodnie na kant, oraz czarne, podniszczone, lecz czyste pantofle.
Adam jako jeden z nielicznych we wsi mógł pochwalić się wysoką higieną i kulturą osobistą. Nie miał zbyt dużo ubrań. Ubierał się skromnie, ale wszystko co nosił było czyste i pachnące.
Spojrzał na zegarek, był już 18.45. Przed wyjściem, szybko pokropił się tanimi perfumami o zapachu lilii, (tak było napisane na opakowaniu, ale pachniały zupełnie inaczej) i wyszedł zamykając drzwi swojej chatkę na kłódkę - na małą, pordzewiałą, acz ciężką kłódkę (zdiełano w USRR).
Od siebie do domu, wujka miał tylko pięć minut drogi piechotą. Wieczór był pogodny, ciepły, ale w oddali, na horyzoncie było widać ciemne chmury. Kiedy przybył pod dom wujka spojrzał na zegarek. Była 18.52. Adam lubił być zawsze wcześniej, żeby się nie spóźnić. Kiedy wszedł na podwórek podbiegł do niego mały, czarny kundel, radośnie machając ogonem i szczekając. Tuż za nim podbiegł duży owczarek kaukaski. W ciągu dnia był on trzymany na łańcuchu, lecz wieczorami go spuszczano.
Domek wujka jak większość domów we wsi, nie licząc paru wyjątków, był drewniany. Był om większy od domu Adama, tak jak całe gospodarstwo wujka.
Wujek Artemiusz i ciocia Wiera posiadali pięciohektarowe gospodarstwo rolne, krowę, 3 owce, 14 kur, 8 królików, 2 świnie, konia oraz piątkę dzieci. Przez większość biednych mieszkańców wsi byli zaliczani do bogatych właścicieli ziemskich, lecz ci którzy posiadali nowoczesne kilkuset hektarowe gospodarstwa, uważali ich za biedotę. Posiadali oni również niewielki traktor, lecz często stał nieużywany, ze względu na częsty brak funduszy na zakup paliwa do niego.

Adam podszedł do drzwi i zapukał:

Puk Puk...

 Dobry wieczór ciociu.
 Dobry wieczór Adamie, zachodź.
Adam ucałował i uściskał ciotkę.
 Dobry wieczór wujku.
 Witaj Adamie. Dzieci Adam przyszedł.
Adam przywitał się z wujkiem. Do pokoju weszła piątka dzieci w rożnym wieku, trzy dziewczyny i dwóch chłopców. Najstarsze miało 15 lat, a najmłodsze 5. Z nimi również się przywitał.
 Nie stójmy tak, chodźmy do pokoju i siądźmy za stół - powiedziała ciocia Wiera.

W pokoju z prawej strony, przy wejściu stała wersalka, a na przeciw niej telewizor. Po lewej stronie, przy ścianie, na środku stała szafka na świąteczne naczynia. Na środku pokoju stół z jedzeniem, przy którym stały krzesła. Na stole stało kilka potraw: świeżo upieczony chlebek, który bardzo lubił Adam, marynowane grzybki, kiszony ogórek, świeża rzodkiewka, chrzan z buraczkami, gotowane na twardo jaja, słoninka, gotowana swojska kiełbaska , pieczony królik oraz samogonka. Wszystko produkcji własnej. Dziś była szczególna uroczystość – święto patronów wioski, apostołów Bartłomieja i Barnaby. Dlatego też stół był syto zastawiony. Wszyscy zmówili modlitwę i zasiedli do stołu. Adam mimo iż był głodny, nie jadł dużo. Dopiero po pięciu głębszych, kiedy alkohol zaczął działać, nabrał apetytu. Przez chwilę nawet zapomniał o dziadku, do momentu kiedy wujek wzniósł toast za pamięć zmarłego. Adam rozpłakał się i minęła chwila czasu zanim się uspokoił. Po kilku godzinach spędzonych za stołem i po dwóch butelkach samogonki radosny nastrój udzielił się Adamowi. Wraz z wujkiem podśpiewywał regionalne piosenki, popijając trunek, aby gardło nie zaschło. Kiedy zegar wybił 23.00 Adam serdecznie podziękował za kolacje, pożegnał się z rodziną i chwiejnym krokiem skierował się do wyjścia.

 Wuujku, kiedy jeedziesz, ypp, przepraszam, do miasta, na bazar? - zapytał z uśmiechem Adam.
 Za dwa dni, w środę.
 Aha, to fajnie, to pojadę z tobą – mówiąc z szerokim uśmiechem.
 To dobranoc, kocham was, ciociu, wujku.
 Dobranoc Adamie – odpowiedziała ciocia.
Adam skierował się w stronę drzwi.
 Ale to są drzwi do spiżarki.
 A tak zauważyłem – odpowiedział Adam z jeszcze szerszym uśmiechem.
Po wyjściu z domu, idąc zygzakiem, Adam skierował się do swego domu. Idąc przez wioskę rozpoczną planowanie jutrzejszego dnia.

***

Adam obudził się z mocnym bólem głowy i ogromnym pragnieniem. Była już 10.00 godzina, a jeszcze kury nie wypuścił z kurnika. Wstał z łóżka, ale natychmiast musiał usiąść. Cały pokój wirował. Minęła dłuższa chwila zanim doszedł do siebie. Rozejrzał się po pokoju i zaklną:
- ku*wa moje świąteczne ubranie! – jego koszula i spodnie leżały na podłodze i były zwinięte w czarno-białą kulę.
Adam wstał, ubrał się w codzienne ciuchy i poszedł do kuchni gdzie włączył czajnik elektryczny. We wsi był to luksus. Adam otrzymał go za najlepiej zdaną maturę w swojej szkole. Niestety nie mógł pójść na studia, ponieważ nie było go na to stać. W szkole Adam nudził się na zajęciach, zresztą poziom szkolnej edukacji w jego miasteczku dawał wiele do życzenia. Adam najbardziej lubił, biologię i geografię i był całkiem niezły z języka angielskiego. Kiedy woda się gotowała, chłopak zajrzał do lodówki, który była starsza niż on, zresztą jak większość sprzętów w jego domku i była made in USSR ( może dlatego wciąż działała). Prócz mleka, jajek i dwóch mielonek nic w niej nie było. Adam z niechęcią zamknął lodówkę. Kiedy woda się zagotowała zalał herbatę i poszedł zająć się gospodarstwem.
Adam wypuścił kury z kurnika. Następnie nasypał im trochę owsa i pszenicy. Następnie z koszem udał się na łąkę, która była tuż za jego domem. Tam narwał trawy i wszelkiego rodzaju zielska dla królików, poczym nakarmił je. W gospodarstwie młodzieńca było tylko 6 kur, kogut i 5 królików. Na polach hodowała ziemniaki, pszenice, jęczmień i owies. Wszystko co hodował wystarczało do skromnego życia. Jak każdego dnia udał się do przydomowego ogródka i narwał trochę warzyw na śniadanie. Rosły tam ogórki, cebula, sałata, pietruszka, marchewka, seler, buraczki i gdzie-niegdzie koperek. Między domem a ogrodem znajdował się mały sad, w którym rosły 3 jabłonie, dwie śliwy, 5 krzaków porzeczek: 2 czerwonej i 3 czarnej porzeczki oraz duży krzak malin.
Po 30 minutowym pobycie na podwórku, Adam wrócił jeszcze bardziej piany, niż był. Alkohol krążył w organizmie, a słońce mocno grzało. Położył zerwane warzywa na stole w kuchni, wziął kilka łyków herbaty, poszedł do pokoju i położył się spać.
Po kilku godzinach snu obudził go głód. Chłopak wstał robił sobie kilka kanapek z mielonką, zjadł je z warzywami, popił zimną herbatą i...znowu poszedł spać. Kiedy się obudził spojrzał na zegarek, była już 20.20. Wyszedł na podwórek zagonił kury do kurnika oraz nakarmił króliki. Ciągle chciało mu się spać, choć głowa już go tak nie bolała. Samogon wujka był mocny a organizm młodzieńca nieprzyzwyczajony do dużych ilości alkoholu. Po wejściu do domu, bez namysłu skierował się do pokoju i położył się do łóżka.
Kolejne dni przechodziły tak jak zwykle. Adam zajmował się gospodarstwem, sprzątał w domu, prał, prasował. Mimo rutyny dla młodzieńca było bardzo trudno. Cisza panująca w domu i ból po stracie bliskiej osoby nie dawały mu spokoju. Czuł, że nie należy już do tego miejsca. Wiedział już gdzie chce się udać, zapomnieć o przeszłości i rozpocząć wszystko od nowa. Tym miejscem była Zona.

***
Puk Puk...

 Dzień dobry wujku
 Dzień dobry Adamie.
 Jak się dziś czujesz? – zapytał wujek Artemiusz.
- Całkiem dobrze. Jesteś już gotowy wujku? Już pięć po szóstej. – powiedział Adam z lekkim podenerwowaniem.
- Spokojnie, do autobusy mamy jeszcze 15 minut – odparł wujek.
- Lepiej być wcześniej niż później, jak to dziadek mawiał.
- Dobrze, już dobrze, już wychodzimy – mówi wujek Artemiusz biorąc ze sobą mały dwukołowy wózek z torbą.

Przystanek znajdował się na końcu wioski, kilka minut drogi od domu wujka Artemiusza. Poranek, jak to bywa w czerwcu był bardzo ciepły i słoneczny, niebo było bezchmurne. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Ludzie wyprowadzali zwierzęta na pastwiska i łąki. Na ulicy każdy z każdym się witał. To mała wioska i każdy każdego zna. Kiedyś Adamowi taki obraz wsi sprawiał przyjemność, lecz teraz te „małe przyjemności” nie ruszały młodzieńca.
Po pięciu minutach szybkiego marszu Adam z wujkiem dotarł na przystanek, gdzie na autobus czekało już sporo osób. Wszyscy wybierali się do pobliskiego miasteczka.
Kiedy wybiła 6.20 pod przystanek podjechał stary, głośny, trochę pordzewiały Maz. Adam z wujkiem usiedli na końcu autobusu. Kiedy wszyscy wsiedli autobus ruszył „wypluwając” z siebie spore kłęby czarnego dymu. Podróż minęła jak zawsze. Babki plotkowały, dzieci marudziły, że musiały rano wstać, a na dodatek strasznie trzęsło autobusem. Przy tym we wnętrzu autobusu wszystko trzeszczało i skrzypiało. Adamowi od razu przyszły na myśl skrzypiące drzwi w domu. Młodzieniec ze złością nabrał głośno powietrze i wypuścił, poczym spojrzał prze okno. Widok ten co zwykle: pola, łąki, sąsiednia wioska, znowu pola, łąki i znowu wioska. I tak kilka razy. Po 40 minutach podróży Adam z wujkiem dojechał do miasteczka.
Miasteczko nie było duże, miało 3500 mieszkańców. Miało kilka ulic, lecz nie wszystkie były asfaltowe. W centrum miasteczka znajdował się urząd miasta, a naprzeciwko niego rozciągał się duży park. W mieście znajdował się nieduży posterunek policji, ochotnicza straż pożarna z dwoma wozami strażackimi, kilka sklepów, stacja benzynowa, przychodnia, poczta i cerkiew. Większość dochodów mieszkańców pochodziła z drobnego handlu i uprawy ziemi. Cel podróży Adama i wujka Artemiusza znajdował się we wschodnim końcu miasta.
Autobus podjechał pod bazar wypchany po brzegi ludźmi. Mało kto wysiadł w miasteczku. Większość jechała na bazar. Po wyjściu z autobusu Adam z wujkiem uzgodnili, że spotkają się za dwie godziny na przystanku autobusowym, po czym ruszyli na zakupy, każdy w inną stronę.
Bazar – centrum handlowe miasteczka. Ludzie handlowali warzywami, mięsem, zbożem, zwierzętami, książkami, różnego rodzaju naczyniami, tanią odzieżą, butami, różnymi starociami, alkoholem, papierosami, rękodziełem, bronią, maszynami rolniczymi, używanymi samochodami. Krótko mówiąc handlował każdy z każdym, wszystkim co można było sprzedać.
Na bazarze, jak to bywa, było bardzo głośno i tłoczno. Ludzie krzyczeli, kłócili się o towar, ceny, a nawet dochodziło do przepychane. Wszędzie było porozwalane śmieci. W powietrzu unosiła się nieprzyjemna mieszanka różnych zapachów.
Adam od razu udał się do części gdzie sprzedają broń i militaria. W tym dziale dużo było „ciemnych typków”, napakowanych dresiarzy, którzy patrzyli na młodzieńca krzywym wzrokiem typu: czego się gapisz zaraz ci wpie*dolę. Chłopak trochę się obawiał o swoje zdrowie i życie. Mimo to ruszył obejrzeć stoiska. Było tam wiele różnego sprzętu: od broni białej po moździerze i amunicje do nich. Były tam pistolety i karabiny pamiętające II wojnę światową. Młodzieniec bardzo chciał kupić jakiś karabin z rodziny kałasznikowa, ale nie miał za mało pieniędzy. Ceny zaczynały się od 5000 rubli w górę, a on miał tylko 2000. Kupił jedynie nóż, pistolet Makarowa i pięć magazynków do niego. Za to zapłacił 900 rubli, a jeszcze trzeba kupić jakieś dobre buty wojskowe, plecak, ubranie i bilet autobusowy do domu.
Po upływie wyznaczonego czasu Adam z wujkiem spotkali się na przystanku.
- Jak minęły zakupy Adamie? Widząc po nowym plecaku i po tym jak jest napchany, myślę że dobrze.
- Tak wujku, kupiłem prawie wszystko co chciałem. A jak Twoje zakupy?
- Tak sobie, kupiłem parę drobiazgów do domu, zabawki dla dzieci, ale czuje, że Wiera będzie krzyczeć, że wydałem niepotrzebnie pieniądze.
- A Ty co kupiłeś? – zapytał wujek Artemiusz.
- Kupiłem sobie buty, spodnie, ciepły, wełniany zielony sweter, bo była promocja, – Adam uśmiechnął się wypowiadając tę frazę – dwa T-short’y i plecak aby zabrać wszystkie zakupy.
- Całkiem duży ten plecak, wojskowy, pewnie sporo rzeczy się do niego zmieści. Dobre zakupy, przynajmniej nie marnujesz pieniędzy na jakieś niepotrzebne duperele.
- Wujku mam prośbę, możesz mi pożyczyć 50 rubli na bilet? Wydałem wszystkie pieniądze na zakupy. Oddam jak wrócimy do domu.
- Żaden problem. Słuchaj, Adam może skoczymy na zimne piwko, strasznie jest gorąco, a do autobusu mamy jeszcze trochę czasu. Ja stawiam. – odparł z uśmiechem wujek.
Adam spojrzał na zegarek.
- Mamy jeszcze godzinę. Z chęcią wypiję zimnego browca – z uśmiechem powiedział Adam.
Obaj panowie z radosną miną ruszyli do najbliższego sklepu, aby zakupić orzeźwiający napój.
Po wypiciu orzeźwiającego, ukraińskiego piwa Obołoń, Adam z wujkiem udali się na przystanek. Po kilku minutach oczekiwania przyjechał autobus, bardzo podobny do tegu, którym wcześniej podróżował. Jak poprzednio było tłoczno, gdyż ludzie wracali z bazaru do domów. Adam tym razem nie zwracał uwagi na niewygody. Całą drogę powrotną do domu zastanawiał się czy podiął dobrą decyzję.

***[list=][/list]

Następnego poranka Adam wstał, szybko się umył, nakarmił zwierzęta, zjadł śniadanie. Nastęnie Adam, zrobił listę rzeczy potrzebnych mu do wyprawy. Pakowanie zajeło mu cały dzień. Aby zebrać cały potrzebny sprzęt Adam przetrząsnął cały dom. Zabrał z sobą komplet bielizny na pięć dni, wełniany golf, ręcznik, wełniany sweter i spodnie moro kupione na bazarze, stare i nowe T-short’y, przybory do golenia, (Adam golił się raz na dwa tygodnie), pastę i szczoteczkę do zębów, mydło, swoje ulubione liliowe perfumy (właściwie nie ulubione, a jedyne jakie miał), stary, wielofunkcyjny scyzoryk dziadka, metalowy kubek, mały garnek, zapłki, herbatę, kawę w metalowym pojemniku, kilogram cukru, termos, zestaw sztućców dla jednej osoby, igłę, szpulkę czarnej nitki, długopis, ołówek, gumkę, temperówkę, notes, starą, małą apteczkę samochodową, leżącą w domu od niepamiętnych czasów, dwie rolki papieru toaletowego, latarkę, śpiwór, oraz cienką przeciw deszczową kurtkę z kapturem koloru piaskowego. Czyli mniej więcej wszystko co jest potrzebne na biwak. Wszystko to z trudem upchną do dużego, wojskowego plecaka. Po wieczornym przeglądze gospodarstwa, Adamu udał się do wujka Artemiusza oddać wczoraj pożyczone pieniądze.
Wieczorem idąc przez wieś do wujka Artemiusza, Adami widział mnóstwo ludzi siedzących na ławkach, przed swoimi gospodarstwami. Jednym z niewielu rozrywek we wsi Adama było plotkowanie. Co wieczór po pracy ludzie spotykali się z sobą i obgadywali sąsiadów lub ludzi z sąsiednich wiosek.
Po wejsciu na posesję wujka, jak zwykle przywitały go pieski.

Puk Puk...

 Dobry wieczór ciociu, ja do wujka.
 Dobry wieczór Adamie, proszę zachodź.
 Witaj – odpar wujek.
Adam przywitał się z wujkiem i ciocią.
 Przyszedem oddać pieniądze. Dziękuje bardzo.
 Nie ma za co – odparł wujek Artemiusz.
 Chciałbym abyś zają się tego lata moim gospodarstwem. Wyjeżdżam.
 Do pracy? – zapytał wujek.
 I bardzo dobrze pojedzie do miasta, i trochę zarobi, nauczy się czegoś pożytecznego, a tu co?! Nic tylko siedzi i się marnuje, a przecież to zdolny chłopak – powiedziała ciocia Wiera.
 No tak. Jadę do pracy – odparł zaskoczony obrotem sprawy Adam.
 Gdzie wyjeżdżasz do pracy? Do Kijowa, Harkowa, Odessy? – zapytał wujek.
 Znaczy… jadę do pracy do miejsca na północ od Kijowa.
 No to gdzie jedziesz powiedz – zaczeła naciskać ciocia.
 Do Zony.
W tym momencie ciocia Wiera pobladła i usiadł ze strachu. Na wujka twarzy pojawił się nieciekawy grymas przedstawiający jednocześnie złość i zdziwienie.
 Dziecko, czyż Ty oszalał? Życie Ci nie miłe? – powiedział podniesionym głosem wujek Artemiusz.
 Wrócę na zime. Zarobie trochę pieniędzy i wrócę. Tam dobrze płacą.
 Wrócisz?! Tak na pewno, ale tak jak Dimka Łobuz. Wrócił po roku kompletnie obłąkany. Po kilku dniach pobytu w wiosce zamkneli go w psyhiatryku. Bał się nawet własnego cienia. A przecież był największym rozbujnikiem w gminie, ludzie w sąsiednich wioskach się go bali. Albo jak Fiodor, który wrócił po trzech miesiącach bez nóg, bo urwało mu w jakiejś emalii – krzyczła wujek.
 Anomalii – poprawił Go Adam.
 A ile to nie wróciło silnych i zdrowych chłopów z wioski. Życie ci nie miłe – dodała ciocia Wiera.
 Dziadek nie żyje. Nic mnie tu nie trzyma, życie tutaj straciło dla mnie sens.
 Jak to straciło sens? Wziąłbyś jakąś dziewczyne za żone, założyłbyś rodzine i zająbyś się gospodarstwem. Jest Nadzka, Luba, Lidka, wszystkie panny na wydanie – ciągle krzyczał wujek Artemiusz.
 Nadzka jest gróba jak szafa trzydrzwiowa, Luba głupia jak but, a Lidka brzydka, że aż strach. Zresztą to nie dla mnie. Niepasuje już do tego miejsca.
Wujek Artemiusz usiadł i schylił głowę w dół ze z zrezygnowaniem.
 To nic nie da, on już i tak zdecydował.Wiera idź do spiżarki i przynieś mu coś do jedzenia na drogę.
Po krótkiej chwili ciocia przyniosła całą torbę, pełną swojskich pyszności. Słoninkę, boczek, szyneczkę, kiełbaskę. Te pyszności Wujek i ciocia Adama sami wytwarzali w gospodarstwie, wszystko na własny użytek. Do tego w torbie była cebula, czosnek, małe słoiczki z chrzanem, komfiturami, miodem, marynowanymi grzybkami i ogórkami oraz swojski chlebek.
 Bardzo Wam dziękuję za wszystko.
Adam oddał zapasowy klucz do swego domu i mocno uściskał wujka i ciocię.
 Wracaj szybko cały i zdrów dziecko – Powiedziała wzruszona ciocia Wiera.
 Do widzenie, do zobaczenia – odparł Adam i z radością udał się do domu.
Tej nocy Adam nie mógł zasnąć, bardzo się denerwował jutrzejszym wyjazdem do Zony. Ciągle nie był pewien czy dobrze zrobił decydując się na opuszczenie domu.
Awatar użytkownika
nismoztune
Stalker

Posty: 186
Dołączenie: 18 Paź 2008, 22:20
Ostatnio był: 30 Sie 2023, 19:39
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 19

Reklamy Google

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 36 gości