Po latach wracam do pisania, bo mi jakoś to opowiadanie na sercu leży i chciałbym je w końcu uzupełnić. Wiele już wody w Wiśle upłynęło a ja od początku miałem je całe gotowe w głowie. Mam ostatnio wenę więc przelałem na cyfrową kartę trochę swoich wypocin. Dlatego, tych co wcześniej nie czytali, zachęcam do lektury a tych co już je kiedyś widzieli proszę o kontynuację czytelniczą
Gdy uderzał o ziemię czuł jak skóra trze o asfalt, opuchnięta po wcześniejszym uderzeniu twarz była napięta a dodatkowe uderzenie i spowodowane nią tarcie wywołało ból porównywalny z przejechaniem papierem ściernym po oparzeniu. Samo uderzenie nie było mocne ale spowodowało dezorientację. Gdy podniósł wzrok przez chwilę nie mógł skojarzyć co widzi, zamazany w tle obraz i jakiś potężny żołdak tuż przed nim. Dodatkowo silne ramiona żołnierzy jak i pozycja nie poprawiały orientacji. Po sekundzie oparł się na własnych nogach. To co usłyszał dotarło do niego po kilku sekundach. Głos słyszał jakby dobiegał ze studni.
- Bury, ku*wa to ty? Puśćcie go jełopy, ku*wa jak on wygląda. Mieliście rysopis duraki, do piczki matjery. – W momencie w którym słowa zaczęły do niego docierać, zobaczył czerwoną jak burak twarz Wańki Durajewa, dawnego przyjaciela a teraz głównodowodzącego wosjkowym posterunkiem. – ku*wa odział specjalny czy nie, ch*j mnie to obchodzi macie karne ćwiczenia, sku_rwysyny. – O ile myślał, że karminowa czerwień kapitana nie może już przejść w intensywniejszą barwę tak Wania zrobił się purpurowy. Powoli zaczynał rozumieć co się stało i stres szybko opuszczał jego ciało, powodował rozluźnienie.
- Spokojnie Wniuszka – odzyskał kontenans stalker- Co ty ich rugasz, w życiu mnie na oczy nie widzieli.
-Kurwa odziały specjalne – Powiedział starszyna powoli jaśniejąc na twarzy - ch*j nie ma na to czasu, potem pomyślę co z nimi. – Uspokoił się i wyszczerzył w uśmiechu Wania, po czym objął Burego w przyjacielskim uścisku. Dowódca miał około metra dziewie dziesięciu wzrostu i potężną budowę toteż Bury zastękał w jego chwycie. - Odprowadźcie go do kantyny i doprowadźcie do porządku – zakomenderował zaraz potem – Nie mamy dużo czasu stary, zaraz tam przyjdę i wszystko wyjaśnię, wybacz ale czas nagli a muszę wykonać jeszcze parę telefonów. Ruchy, ruchy ku*wa - zawołał do żołnierzy a sam odwrócił się na pięcie i ruszył szparkim krokiem w stronę jednego z budynków wyróżniającego się anteną na dachu.
Nie widział twarzy żołnierzy w skafandrach ale musieli mieć, nietęgie miny chwilę stali w bezruchu zdezorientowani ale otrząsnęli się szybko a jeden z nich wskazał na namiot w którym znajdowała się kuchnia polowe szumnie przez Wańkę nazwana kantyną. Bury nie mniej skonfundowany niż po wyrzuceniu z bewupa ruszył za ponaglającymi go specjalniakami. Idąc powoli ponaglany przez żołnierzy, rozejrzał się po okolicy. - Niewiele się tu zmieniło, odkąd wybrałem swobodę, ale jednak jest inaczej – Pomyślał. – Posterunek jak posterunek jak posterunek, jednak teraz więcej było ludzi dostrzegł też kilka beterów i dwa gąsienicowe bewupy 3. Dostali nowy sprzęt. - Co więcej, widział na wozach opancerzonych nieznany mu osprzęt, którego nie mógł zidentyfikować. Jakieś dziwne kopułki wykonane ni to z czarnego szkła ni to z połyskującego w porannym słońcu plastiku, miały opancerzone solidnie podstawy co zdradzało ukryta wewnątrz elektronikę. Dostawili też wieże strażnicze solidnie opancerzone kilkumilimetrowymi płytami stalowymi. Na jednej z czterech wież, położonej od strony strefy pysznił się granatnik automatyczny UAG – 40, zamocowany na specjalnym uchwycie na burcie wieży. Na lądowisku nie było helikopterów, ale widział, że gdzieś muszą być w pobliżu, przynajmniej jeden było słychać w oddali, nagle zza jednego z budynków położonym przy lądowisku wyłoniła się Tunguska M1. – ku*wa co tu się dzieje? Po co im tyle sprzętu, wojnę szykują czy jak? Ale ku*wa zestaw przeciwlotniczy? Tego nijak nie chwytam. – Zachodził w głowę idąc.
Po kilku chwilach wprowadzili go do namiotu. - Ściągaj te łachy – usłyszał od jednego ze specjalniaków. – Po co? - zdziwił się Bury – Przyniesiemy Ci zaraz odpowiedni strój, póki co załóż to – ręką wskazał na woskowy dres i tenisówki leżące na jednym ze stołów - I nie pytaj o co chodzi tylko zdejmuj ,takie dostaliśmy rozkazy a już dziś mamy i tak w plecy u dowódcy więc, proszę wykonuj. Potem będziesz miał czas na zdziwienia. Sprzęt i ubranie dostaniesz z powrotem po wszystkim. – Z ociąganiem Bury ściągnął swój kombinezon i buty i założył wskazane ubranie. Gdy wkładał zielony dres, falą wróciły wspomnienia z unitarki i szkolenia przed wysłaniem do Zony. Nie miłe wspomnienia, wspomnienia fali i ciągnącego się tygodniami treningu przetykanemu biciem. Okres wiecznego głodu i kompletnej niesprawiedliwości. Ale i okres jedynych w tamtym okresie przyjaźni i braterstwa z innymi „szkolonymi” – Śmieszne – pomyślał – że człowiek może się poznać na drugim dopiero wtedy jak obydwaj naprawdę dostaną po dupie i tylko wtedy jak jest ciężko. To samo było w Zonie, dopóki nie pójdziesz z kimś na akcję i nie zapali się wam pod dupą, nie wiesz z kim masz do czynienia. Czy twój towarzysz nie zostawi Cię i nie ucieknie jak tylko zrobi się nieciekawie, ba to i tak pół biedy, bywa, że jeszcze będzie Cię chciał zabić, bo pieniądz ma tam zbyt dużą wartość. Ale byli i tacy, którzy skakali za tobą w ogień… Perun, Szyłka, Pies, ku*wa mać człowieku oni dawno już gryzą ziemię. Otrząśnij się idioto licz na siebie. – zakończył wewnętrzne dywagacje.
– Dobra, jesteś głodny? – zapytał jeden z ludzi w bojowym skafandrze
– Zawsze – odpowiedział z uśmiechem, udając rozbawionego Bury. – Zaraz coś Ci przyniosą, potem przyjdzie medyk opatrzyć CI gębę, siedź tu na dupie i się stąd nie ruszaj. – Powiedział z głębi pancerza żołnierz. Po czym grupą wyszli z namiotu, został tylko jeden z 3 na naramienniku. Ten ustawił się przy wejściu do namiotu i znieruchomiał. Bury wiedział, że nie ma o co go zagadywać. Nie minęło kilka minut i siedział przy stole zjadając aluminiowym widelcem fasolę z przesmażonym rolowanym boczkiem z konserwy, prosto z menażki, przaśne i przypominające wojskowe życie żarcie popijał kompotem mocno wodnistym ale w sumie smacznym i zagryzał czerstwym razowym chlebem. Po chwili zjawił się medyk by opatrzyć jego twarz. Po jego wejściu specjalniak się ulotnił .
- Co tu się u was wyprawia? Co to za urwanie dupy? – zapytał młodego żołdaka z opaską z czerwonym krzyżem na ramieniu, gdy ten zaczynał odpakowywać swoją torbę. – Ech, nie mogę Ci nic mądrego powiedzieć, nie kazali… - Odpowiada pospiesznie chłopak i bez ceregieli i zbędnej delikatności przemywa buremu otarcia na twarzy. Przy pierwszym zetknięciu gazika z twarzą Bury syknął przy kolejnych tylko się krzywi. – Dobra, dobra, nie musisz mi zaraz mówić o co chodzi, chociaż powiedz czy jest się o co martwić – Uspokajająco zagaił stalker. – Daj spokój stary lisie, nie naciągaj młodego – Bury odwrócił się i zobaczył wmaszerowującego Wańkę. – Dobra, skończyłeś? – kapitan pyta, medyk pospiesznie kiwa głową potwierdzając – To wypie*dalaj stad migiem…