Że to opowiadanie błyszczy, to już ustaliliśmy
Żeby jednak nie było, że hejtuję czy coś, to rozłożę je zdanie po zdaniu na czynniki pierwsze, bo nie jest aż tak długie. Zapinamy pasy, bo nie ma już odwrotu, a wkraczamy do Mordoru literatury. Na czerwono zaznaczam wszystkie znalezione błędy, choć mogę jakieś pominąć, lub po prostu nie zechce mi się wszystkiego poprawiać.
Marek dzwoni do swojego przyjaciela Łysego.
Literatura przyzwyczaiła mnie raczej do stosowania czasu przeszłego w tego typu opowiadaniach prezentowanych w trzeciej osobie, o ile nie jest to jakaś relacja. No ale dobra, zobaczymy, co z tego wyjdzie dalej.
Łysy!
-Co tam?
Przyjedź do mnie, bo mam coś dla ciebie.
-Ok niedługo będę.
Brak myślników oznaczających kwestie jednego bohatera powoduje, że nie wiadomo, o co chodzi. Tutaj jeszcze nie ma większego kłopotu, ale już później zaczyna się problem.
Cześć. powiedział Łysy.
-Słuchaj, słyszałeś o tym wybuchu w Ukrainie w Czarnobylu?
-No nie...
-To posłuchaj. Reaktor zawiódł i doszło do dwóch wybuchów. Wszystko było tam napromieniowane, ale teraz jest nie tak masakrycznie. Wojsko otoczyło Zonę czyli to miejsce z promieniowaniem.
Niektórzy przekradają się przez wojsko i docierają tam. Są tam mutanty i dziwne przedmioty, które mają niesamowite właściwości. Znajdziesz kilka takich artefaktów i taka kasiora, że hej!
No dobra, fajnie, ale po co mi o tym mówisz?
-Chcę tam pojechać. Masz znajomości w wojsku, nie? Przekradniemy się tam i zarobimy.
-Kurde... ale nie mamy broni. Tam na pewno są jacyś przestępcy, nie?
-Mój ojciec ma dubeltówkę i colta. Damy radę.
Dobra, to ja zadzwonię do kumpla i załatwię nam przejazd.
-Do potem.
Okej, tu zaczyna się jazda. To najbardziej kretyński i trywialny powód rozpoczęcia historii, jaki kiedykolwiek widziałem. To jak "The Room" literatury, brak tu sensu i logiki. Zdania są zbudowane miernie, często z użyciem potocznej mowy ("dobra"?) Pełno błędów, a do tego brak myślników przy odpowiednich kwestiach dialogowych powoduje, że można stracić orientację, kto w danym momencie mówi. Poza tym, to bardziej wygląda na improwizowaną wycieczkę dwóch gimbokretynów z IQ 15.
Łysy poszedł załatwiać, a Marek postanowił zdobyć broń na wycieczkę. Poczekał do nocy.
O 19:48 gdy ojciec już spał, wszedł do jego pokoju po cichu
Swoją drogą, przekradanie się przez kordon wojskowy w obcym państwie to niezła "wycieczka", no ale mniejsza. Bardziej boli mnie, że 19:48 to już noc, choć pewnie autor tego opowiadania chodzi spać zaraz po wieczorynce.
Poza tym, raptownie zmieniony zostaje czas narracji z teraźniejszego na przeszły. To kardynalny błąd stylu.
rozejrzał się za broniami.
No serio? Pisze się "bronią", do cholery. Potocznie możesz mieć 2 bronie, jak np. pistolet i karabin przy sobie, ale szukasz broni, masz broń, czy strzelasz z nieokreślonej broni. Broń jest
niepoliczalna.
Podszedł po cichu do biurka i zabrał dubeltówkę i pistolet. Pistolet schował w spodnie do kieszeni, a dubeltówkę trzymał w ręku. Wziął jeszcze kilka magazynków do dubeltówki i pistoletu i schował je do kieszeni. Wiedział, że ojciec zobaczy, że nie ma już broni i będzie jej szukał. Postanowił ją ukryć.
Wyszedł na zewnątrz z broniami i amunicją i podszedł pod budę ich psa. Włożył do niej broń i wrócił do domu. Położył się na łóżku i zasnął.
No genialny plan, schować broń w budzie dla psa. A co, jak pies się na niej położy i mu wypali?
Poza tym, dubeltówki nie ładuje się magazynkami.
MAREK! Marek wstał i poszedł do ojca.
I brak myślników powoduje, że wiemy o co chodzi tylko dlatego, że możemy się domyślić.
Co się stało tato? Udawał że nic nie wie.
-Gdzie moje bronie. Były na biurku. Wiesz coś o tym??
Nie wiem tato.
-Hmm... sprawdzę twój pokój.
Dobrze.
Jak wyżej, a poza tym, co za kretyn zostawia broń na biurku? Takie rzeczy trzyma się w szafach, lub raczej sejfach.
-Przepraszam synu, że ciebie podejrzewałem. Chyba mieliśmy włamanie.
Kurcze. Marek wciąż udawał.
-No nic potem pojadę na policje.
Dobrze ja idę na dwór.
-Miłej zabawy synku.
Co tam, mamy włamanie, ale przecież nic się nie dzieje, idź się bawić.
Łysy!
-Co?
Załatwiłeś?
-Nie.
A ja załatwiłem. Co teraz?
-Nie wiem.
Słuchaj ojciec nic nie wie jeszcze, ale się dowie bo pójdzie na policje. Musimy wyjechać dzisiaj wieczorem.
-Masz bronie?
Mam.
-Masz pieniądze? Kupimy zapasy na wycieczkę.
Zaraz wezmę.
Brak jakichkolwiek adnotacji przy dialogach powoduje, że w sumie nic nie wiemy o bohaterach, z resztą dialog jest maksymalnie trywialny i prosto z podwórka. Swoją drogą, to straszne, bo policja już wie, że synek zawinął pukawki. To chyba "Rok 1984", że służby państwowe wiedzą wszystko o obywatelach.
Wrócił do domu zabrał pieniądze i poszedł do sklepu. Tam spotkał Łysego.
Dobra co potrzebujemy?
-No jakieś konserwy coś do popicia plecak latarkę i licznik gaigerra.
To idziemy.
Weszli do sklepu i nakupowali przedmioty do wycieczki.
W sumie to bohaterowie nie umawiali się, że spotkają się w sklepie. Poza tym, to chyba jakiś nocny, chyba, że wszystkie poprzednie zdarzenia trwały łącznie 5 minut. Swoją drogą, stosunkowo niewiele im potrzeba, by iść na pewną śmierć do Zony.
I licznik
Geigera to pewnie w tym dwudziestoczterogodzinnym Tesco leżał w koszu z przecenami, nie?
Zostało im 50 złoty z 150 złoty.
Te, dej 5 złoty
Jeden z najlepszych kwiatków tego opowiadania.
Chodźmy na przystanek.
-Dobra.
Poszli na przystanek i tam rozmawiali o zonie czekając na autobus.
Autobus przyjechał więc weszli do autobusu i pojechali autobusem w okolice zony.
Było już późno koło 20:20.
Dobra sprawa, autobus prosto pod Zonę, w sam raz dla Stalkerów. No i chyba wpadliśmy w jakąś anomalię czasową, bo jest dokładnie 32 minuty po kradzieży broni. A bohater zdążył się wyspać, spotkać z kumplem i spie*dolić z domu.
Nie chce mi się już cytować i poprawiać błędów w dalszej części, kiedy to nasi bohaterowie od siedmiu boleści raptem wpadają na pomysł, by zabić człowieka, bo to za dużo roboty. Kretyński sposób podkradania się do żołnierza, który jest chyba głuchy, bo nie słyszy upadającego w krzakach parality. No i śmiercionośna kolba zniszczenia, która chyba jest przymocowana do tego pistoletu, który Marek zabrał ze sobą... No i znowu narracja w czasie teraźniejszym.
Ciekawe również, że 1 żołnierz ma 2 przepustki i 2 mundury. Major nie ma problemu z tym, że widzi nowe twarze, a także wpuszcza ich do Zony, choć przecież żołnierze mają jakieś jasne rozkazy. No ale dwóch gimbusów w strojach żołnierzy latających samopas to pewnie normalny widok w Zonie. No i działający stary samochód (i to jeszcze z paliwem!)...
Podsumowując: błąd na błędzie. Zerowe rozwinięcie postaci (nie znamy nawet ich przybliżonego wieku), brak opisów, kretyńska fabuła, brak logiki zdarzeń.
Nie pisz więcej. Wtedy będzie się żyło lepiej. Wszystkim.