Spotkał ją przed głównym wejściem, w znaczeniu przed budynkiem szkoły.
Przytomności sam się pozbawił tłukąc łbem o chodnik po tym jak się potknął/poślizgnął.
Dziewczyna powinna wydawać się tajemnicza i jej obecność powinna budzić wiele pytań, ale spokojnie, jeszcze doczekacie na nie odpowiedzi...
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.
Moja pomyłka, faktycznie było to przed szkołą. Ale o tym, że stracił przytomność potykając się, dowiedziałem się dopiero z twojego wyjaśnienia, w opowiadaniu było niejasno opisane.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono; Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Świetne opowiadanie, czytałem wiele, ale Ty Canthir piszesz wybitnie najlepsze ze wszystkich . Kozak leci , i czekam z niecierpliwością na trzeci rozdział. Motyw z dziewczyną w Zonie budzi spore emocje i wiele pytań, ciekawa postać. Kontynuuj swe dzieło .
Prypeć wzywa, kto Stalker, niech przybywa. Burzy się Stalkerska krew, czy Prypeci, słyszysz Zew?|||Radeon HD6970 1GBAMD Phenom X8 3.2GHzKingston 6GB RAMDDR3 RAID 3.0Seasonic 400WWindows 7 64bit Home Premium
Dobra ludzie, czytajcie, komentujcie, uwagi zgłaszajcie i krytyką się dzielcie. Po ciężkim pół roku mam zamiar znowu siąść do pisania. Akcja obmyślona wielokrotnie, tylko wykrystalizować to z jaźni muszę. Dlatego powiedzcie czy czegoś więcej, czy czegoś mniej? Mniej gadania? Więcej gadania? Więcej walki? Więcej zwiedzania? W sumie i tak będzie po mojemu ale przynajmniej chciałbym wiedzieć na co kłaść nacisk przy pisaniu, żeby nie było nudno.
No, także tego, wiecie, do czytania
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.
Cant', znając TWÓJ warsztat, możesz i napisać "Srali muchy, będzie wiosna", a ludzie będą się tym zachwycać. Czekam na kontynuację, jaka by ona nie była
A przy okazji, mógłbyś zajrzeć na konkurs, który organizuję, ewentualnie wziąć w nim udział? Albo choć zapoznać się.
Zmotywowaliście mnie skutecznie. Udało mi się siąść i dokończyć rozdział. Szczególne wyrazy wdzięczności do Realkriss za proof-reading.
Dobra, koniec gadania, czas na Popioły
"Śpiąc w popiołach - III":
Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy z budynku zostawiając za sobą zgaszone ognisko, ostatnie źródło ciepła i światła na tym pustkowiu. Słońce było co prawda już nad horyzontem, ale niemożliwością było odgadnięcie jego położenia. Mgły podniosły się na tyle, że tworzyły teraz kożuch tuż nad naszymi głowami. Oblepiały swoją wilgocią drzewa, płoty, mury i rozpraszały światło słoneczne odbierając mu ostatnią cząstkę ciepła. Słyszałem tylko oddech swój i dziewczyny, niosące się echem nasze kroki i trzeszczący plecak pełen dobytku. Trochę mnie martwił brak psów, które widziałem wczoraj, niemniej na wszelki wypadek broń trzymałem w ręku.
Doszliśmy do szkoły nie zamieniając słowa po drodze. Dziewczyna była chyba głęboko zamyślona, bo z lekko opuszczona głową wpatrywała się nieobecnym wzrokiem, gdzieś w nieskończoność poza kurtyną gęstego oparu. Powrót do miejsca przebudzenia pewnie nie jest dla niej miłym wspomnieniem, ale nie widzę innego sposobu, żeby dowiedzieć się czegoś o niej niż udając się tam.
- Dalej ty mnie musisz poprowadzić, nie zdążyłem wczoraj zejść do piwnic, bo… Zresztą… Mam nadzieję, że to nie problem dla ciebie tam wrócić? – Zagadnąłem specjalnie trochę głośniej, jakbym obawiał się, że w przeciwnym wypadku mnie nie usłyszy.
- Tak, znaczy… Nie, nie ma problemu, chodźmy. Wejście jest obok tamtego budynku. – Wskazała ręką na część administracyjną.
Obeszliśmy szkołę szybkim krokiem. Dziewczyna prowadziła nie oglądając się za siebie, ja przeciwnie, nieustannie rozglądałem się na boki wypatrując jakiegoś urojonego zagrożenia. Czułem dziwny, nieopisany niepokój, jakby coś zaczajało się na nasze głowy i czekało tylko dogodnego momentu, żeby wyskoczyć z ukrycia. Ale nic nie wskazywało, żeby był tu ktokolwiek poza nami. Zatrzymaliśmy się przed parą blaszanych drzwi umiejscowionych w asfalcie przy ścianie budynku, jedne ich skrzydło otwarte odsłaniało prowadzące w mrok strome betonowe schody.
- Tędy... – powiedziała zatrzymując się i widocznie czekając aż pójdę przodem. Przełknąłem ślinę próbując ukryć zdenerwowanie. Założyłem i włączyłem latarkę czołówkę i otworzyłem drugie skrzydło drzwi. Odpowiedziało okropnym piskiem i skrzypieniem zawiasów po czym z łomotem opadły na asfalt rozsypując wokół rdzawy pył. Spojrzałem w ciemną otchłań i zwątpiłem w to, czy na pewno chcę tam schodzić…
Schody były śliskie od wilgoci, na betonowych ścianach spływały kolorowe wzory zacieków, rude od rdzy, zielone od glonów, białe od soli. Strop zdobiły ciągnące się, włochate girlandy pajęczyn. Pod nogami cmokała brunatna warstwa cuchnącej ziemi z gnijącą materią organiczną ze sterczącymi gdzieniegdzie ostrymi kawałkami bladego gruzu, przypominającego połamane kości. Światło latarki niechętnie oświetlało ten ponury widok, jakby chciało oszczędzić mi oglądania go.
Schody prowadziły do krótkiego niskiego korytarza, a ten kończył się ciężkimi drzwiami jak od schronu przeciw lotniczego. Zatrzymałem się, żeby się im lepiej przyjrzeć. Były uchylone. Zgarnięte błoto na podłodze wskazywało, że były niedawno otwierane, w przejściu zobaczyłem ślad buta dziewczyny i… Jakiś inny? Złapałem się za głowę i westchnąłem nad swoją głupotą. Teraz, jak już wszystkie ślady zadeptaliśmy, to mogę zgadywać kto to mógł być. Trzeba było od razu zwrócić na to uwagę. No nic, może nikogo nie spotkamy. Oby…
Weszliśmy do przestronnego pomieszczenia, którego podłoga i ściany wyłożone były białymi kafelkami przywodzącymi na myśl łazienkę, szpital albo rzeźnię. Na wprost prowadził korytarz ginący gdzieś w ciemności, przed nim od ściany odchodził kontuar przypominający portiernię czy recepcję. Na prawej i lewej ścianie zauważyłem parę zamkniętych drzwi.
- Zaczekaj. – Poleciłem. Dałem dziewczynie zapasową czołówkę i chwilę się zawahałem. Gdy sięgnąłem po pistolet wyraźnie się przestraszyła, bo cofnęła się o pół kroku i wbiła wzrok w broń.
- Umiesz się tym posługiwać? – Zapytałem retorycznie i od razu przeszedłem do krótkiego szkolenia. – Tu masz spust, tu masz bezpiecznik, tym przyciskiem zwalniasz magazynek jak chcesz przeładować broń. To jest zamek, po ostatnim strzale zostaje w tylnym położeniu, po włożeniu pełnego magazynka automatycznie wraca. Celujesz zgrywając to, z tym… - Kontynuowałem pokazując na muszkę i szczerbinkę. Trochę się bałem, dając jej broń, ale gdyby coś mi się stało, to może uratować jej życie. Zresztą do czego mielibyśmy tutaj strzelać…
- Broń nosisz zawsze zabezpieczoną, chyba, że powiem inaczej, strzelasz z wyprostowanej ręki, najlepiej przytrzymaj sobie drugą, o tak. Niby takie gówno, ale kopie, jak źle złapiesz to możesz sobie łokieć albo bark uszkodzić. – Zademonstrowałem pozycję strzelecką przymierzając się gdzieś w kierunku końca korytarza. – Nie strzelaj, jeżeli jestem na linii strzału, jak się skończy magazynek to najpierw szukasz jakiejś osłony i chowasz się za nią, później przeładowujesz. Jasno się wyraziłem? Trzymaj…
Kiwnęła potakująco głową i przyjęła Makarowa. Dałem jej jeszcze jeden pełen magazynek, ot tak, na wszelki wypadek. Trzymała broń z przejęciem oglądając ja uważnie, ważąc w dłoni.
Podszedłem do pierwszych drzwi po prawej. Namalowany na nich symbol czerwonej błyskawicy sugerował, że znajdę za nimi jakąś rozdzielnię elektryczną. I faktycznie, kiedy już z pomocą solidnego kopniaka pomogłem sobie otworzyć zaklinowane drzwi, miałem przed sobą dużą wajchę, zapewne wyłącznik główny oraz kilkanaście przełączników i kontrolek. Kolejne grupy były opisane: ośw. 1, ośw. 2, went. 1, went. 2, mag, apar, chłod, lab. Bez głębszego namysłu chwyciłem dźwignę włącznika i podniosłem ją do pozycji załącz. Mechanizm zazgrzytał metalicznie, syknęła iskra i kontrolki rozświetliły się na czerwono. Nie spodziewałem się tego. Stałem tak chwilę oniemiały wpatrując się w delikatnie mrugające kontrolki. Stalkerze, wiesz co robisz? Coś mnie znowu podkusiło i sięgnąłem do pierwszego przełącznika od oświetlenia. Chwilę go trzymałem nie będąc pewnym czy na pewno chcę przekręcić, ale przekręciłem. Hol napełnił charakterystyczny klekot zapalających się jarzeniówek, a ich zimny blask odbijający się w kafelkach oślepił mnie na chwilę.
- I stała się światłość! – Zaśmiałem się głośno. Jakkolwiek obecność elektryczności była dość dziwnym znakiem, nasuwającym całą masę pytań, to jednak zdecydowanie wolę zwiedzać te lochy w świetle lamp, a nie tylko skromnej latareczki. Machnąłem ręką na cicho buczącą plątaninę kabli i wróciłem do dziewczyny przymykając za sobą drzwi.
- Którędy dalej? – Zapytałem.
- Drugie drzwi po lewej.
Poszliśmy tam. Pokój przypominał salę szpitalną, izolatkę. Tak jak hol i korytarz, całe pomieszczenie było wyłożone białymi kafelkami. Przy jednej ścianie stało samotnie łóżko szpitalne z wygniecionym materacem i zwiniętą w nogach pościelą, na przeciwległej ścianie, na wprost łóżka zobaczyłem okno z zasłoniętą żaluzją, do dyżurki? W kącie, obok pustego regału, leżały przewrócone dwa krzesła i jakiś statyw albo pulpit, w drugim rogu umywalka. Poza tym pusto. Powietrze tu miało jakiś dziwny zapach, trochę duchoty i wilgoci, trochę jakiś środków czyszczących. Niby nic groźnego, ale zatęskniłem za powierzchnią…
Przeszliśmy do dyżurki, nieco węższej od sali. Na drugiej ścianie było okno do kolejnej sali. Było… Przez stłuczoną szybę zobaczyłem zakrzepłe ślady krwi na ścianach, rozmazane kałuże na podłodze, porozrzucane meble, krajobraz jak po bitwie.
- O ku*wa… - Wyrwało mi się. Początkowo rutynowa wyprawa nabierała rumieńców, a jeszcze nie znaleźliśmy tego, czego szukaliśmy. Przełknąłem głośno ślinę i wróciłem do przeszukiwania pokoju. Dziewczyna stała tuż koło mnie, patrząc co robię.
W dyżurce było biurko, dwa krzesła i dwie szafki, z czego jedna przeszklona z lekami. Ta, jako pierwsza zwróciła moją uwagę. Nazwy leków stojących na górnych półkach brzmiały dla mnie obco, połowy pewnie nie umiałbym nawet wymówić… Niżej stały środki odkażające, opatrunki, przeciwbólowe. Cenny łup, bandaże mi mogą się przydać, resztę opchnę jajogłowym za jakąś okrągłą sumkę, oni już będą wiedzieli co z tym zrobić. Drzwiczki były zamknięte, więc bezceremonialnie stłukłem je kolbą od kałacha. Kiedy pakowałem leki do plecaka, dziewczyna mnie zawołała.
- Zobacz tutaj, teczka z moim zdjęciem!
Faktycznie, w otwartej przez nią szufladzie na wierzchu leżała papierowa teczka na dokumenty. Napis w rogu głosił: AKTA 0/X-11/03-12/031, a obok przyklejone było jej czarno-białe zdjęcie. W sumie to nie domyśliłbym się, że to ona jest na tej fotografii, wyglądała na nim jak półtora nieszczęścia, z przymkniętymi oczami i twarzą bez wyrazu, jak na prochach jakich. Brak kolorów i mdłe oświetlenie tylko potęgowały ten efekt. Sięgnąłem po teczkę i zajrzałem do środka. Tam kolejne jej zdjęcie, trochę wyblakłe legitymacyjne ze szkoły średniej chyba… W nagłówku strony znowu numer akt, niżej: Obiekt 031, a niżej już dane biometryczne jak wiek, wzrost, masa ciała, kolor oczu, grupa krwi… Na następnej stronie wyniki badania krwi chyba, na kolejnej też coś podobnego, bo tabelki z różnymi liczbami. Dalej złożony w harmonijkę elektrokardiogram z długim zygzakiem wykreślonym niebieskim flamastrem na papierze. Na kolejnej harmonijce też były wyrysowane zygzaki, ale miały inny kształt, piki były szersze i nieregularne, było też więcej wykresów. To samo na następnej, następnej, kolejnej i chyba wszystkich pozostałych… Przyjrzałem się opisom: płat czołowy, płat skroniowy, płat ciemieniowy, … No jasne, to EEG!
- Świetnie, pokażemy jajogłowym, to pewnie coś wymyślą. Mają tam profesorka, co jest dobry w te klocki, jak go ładnie poprosimy, powinien ci pomóc. Co tam masz jeszcze? – Zadowolony pakowałem teczkę do plecaka.
- Teczki pięciu kolejnych osób…
- Widziałaś kogoś z tych ludzi wcześniej? – Zapytałem zaciekawiony. Pokręciła przecząco głową. Pozostałe teczki rzuciłem do stojącego w kącie kubła i wróciłem do przeszukiwania biurka. Pełno było w nim różnorakich papierów. Już miałem się skierować do drugiej szafy, kiedy dziewczyna szarpnęła mnie za rękaw w kierunku drzwi.
- Chodźmy stąd! Tam ktoś jest! – Powiedziała z szczerym przerażeniem w oczach, nie przestając ciągnąc mnie za ramię.
- Nie bój się, nikogo tam nie ma, usłyszałbym. Poza tym mamy broń, hmm? – Próbowałem ją przekonać. Poza buczeniem świetlówek i szybkim oddechem dziewczyny zasadniczo nic nie było słychać.
- Jest, czuję go, idzie tutaj…
- Ech… Ale jeszcze… A, zresztą, niech ci będzie… - Dałem się jej przekonać, ale nie byłem pewien czy postępuję właściwie. Może ona chce mnie odciągnąć od znalezienia czegoś, albo prowadzi prosto w pułapkę? Bezsens, mogła mnie wcześniej rozwalić, ma przecież mój pistolet…
- Chodź, szybciej! – Wołała mnie już z korytarza.
Kiedy wyszedłem z dyżurki zobaczyłem w głębi korytarza czyjąś sylwetkę. Zatrzymałem się, żeby się przyjrzeć. To nie mogło być przewidzenie, faktycznie ktoś szedł w naszym kierunku. Nie słyszałem jego kroków, bo był boso. Co to za dziwoląg, boso w Zonie? Na wszelki wypadek odbezpieczyłem kałacha i odciągnąłem zamek. Metaliczny szczęk broni poniósł się echem po korytarzu. Już przymierzałem się do celowania w nieznajomego, kiedy sprawy przybrały bardzo zły obrót.
Nagle usłyszałem głuchy huk i okropnie zakręciło mi się w głowie. Świadomość wróciła mi sekundy później, kiedy kałach leżał na podłodze, a ja klęcząc próbowałem się z trudem podnieść. Nastąpiło kolejne uderzenie, jakby ktoś ściskał mi czaszkę w wielkim imadle. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Myślenie w takim stanie zadawało fizyczny ból, ale zdałem sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Wyskoczył na mnie kontroler, a ja nawet nie mogę broni podnieść, a co dopiero z niej strzelać… Przypomniałem sobie o granacie zaczepnym przyczepionym do pasa, mojej ostatniej desce ratunku w tych okolicznościach. Kiedy sięgałem po niego nastąpił kolejny cios, jakby ktoś mózg wyżymał mi jak mokrą gąbkę. Leżałem już całym ciałem na zimnych kafelkach. W uszach dzwoniło niemiłosiernie. Co tak szumi? Krew w żyłach, czy to dziewczyna krzyczy? Chwyciłem zębami zawleczkę i wyszarpnąłem. Ścisnąłem cytrynkę w dłoni, spodziewając się następnego uderzenia. Zamiast tego, jakby z otchłani, niósł się huk wystrzałów. Otworzyłem oczy i podniosłem się na wolnej ręce. Kontroler trafiony w ramię zatrzymał się dobre kilkanaście metrów ode mnie trzymając się za ranę.
- Schowaj się! – Krzyknąłem ostatkiem sił do dziewczyny i rzuciłem granat. W połowie zamachu przeciwnik jednak ugodził jeszcze raz, granat wypuściłem za wcześnie… Zasłoniłem głowę rękami i otworzyłem usta oczekując wybuchu.
Huk był okrutny. Jeszcze czaszka nie przestała mnie boleć od ataków kontrolera a posypał się na mnie grad pokruszonych kafelków i gruzu. Zawyłem z bólu, kiedy odłamki rozcinały mi skórę ramion. Pył jeszcze nie opadł, w uszach jeszcze mi dzwoniło, kiedy dziewczyna podbiegła do mnie próbując pomóc mi wstać.
- Spokojnie, dam radę… - Skłamałem. Stojąc już na własnych nogach zatoczyłem się, oparłem o ścianę i zwróciłem zawartość żołądka. Rany na rękach piekły jak ogień, ale jakoś nie zwracałem na to uwagi. Otarłem usta o ciemniejący od krwi rękaw.
- Dobra, wynosimy się stąd… - Wystękałem przyciągając dziewczynę do siebie. – Uratowałaś mi życie, wiesz? – Trzęsła się nie gorzej ode mnie.
Zabrałem kałacha i wróciliśmy do obozu. W drodze powrotnej nie było już mgieł, świat jakby nabrał trochę kolorów, nawet parę ulic dalej szczekały psy. Otarłem się o śmierć, ale żyłem. Żyłem i czułem, że żyję.
Oczywiście fragment ten znajdziecie też w pierwszym poście tego tematu. Tradycyjnie oczekuję krytyki, uwag i innych takich...
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.
To był RGD-5 albo podobny. Może nie w zgodzie z jakimś szerzej przyjętym zwyczajem, ale gładkie (zaczepne) nazywam 'cytrynką', a obronne 'szyszką'.
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.
Fakt, czyta się dobrze i płynnie, bez zbędnych postojów i nieporozumień. Nie byłbym jednak Polakiem, gdybym czegoś nie dopowiedział - przeciwlotniczy pisze się chyba razem
Określenie tego opowiadania "niezłym" byłoby co najmniej lekkim niedomówieniem. Czytało mi się bardzo dobrze, jednak nie wiem czemu, w pierwszych dwóch rozdziałach miałem wrażenie, iż czytam dzieło komediowe, a nie historię o ciężkim klimacie pełnym tajemnic oraz niepewności, jakim na prawdę (tak sądzę) jest. Mimo to, stawiam kozaka, oraz oczekuję kontynuacji.
Sto lat minęło od ostatniej części więc pora na małą archeologię i z tej okazji mała prośba z mojej strony o feed-back.
Tak to ujmę: obiecuję wziąć się do pisania, ale nie obiecuję, że prędko owoce prac tu zamieszczę. Jest jak jest i nie zamierzam się za każdym razem wylewnie tłumaczyć z mojego podejścia do pisania i organizowania sobie czasu.
Robiąc trochę smaku niecierpliwym: pomysłu na fabułę mam na mniej więcej trzy razy więcej niż zostało tu wrzucone, a jeszcze dojdzie pewnie drugie tyle wypełnienia między obmyślonymi scenkami.
... także piszta i komentujta to prędzej coś tu wrzucę.
pzdr
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.