przez MeZZerschmitt w 07 Mar 2008, 11:28
Tak jak obiecałem - kontynuacja.
Cultor Noctis
część II
- Na mój rozkaz: w dwuszeregu, według wzrostu, na wysokości płotu, biegiem – zbiórka! Szybko, szybko żołnierze!
Sierżant spojrzał na przepychających się kotów z drugiego plutonu i krzyknął:
- Co jest ku**a!!! Szeregowy Plusk, Kaczor i Kwaśny do mnie!
W dosłownie 2 sekundy przy sierżancie pojawiło się w rzędzie trzech zielonych.
- Co jest żołnierzyki? Nie potrafimy znaleźć sobie miejsca w szyku? Może mam wam narysować strzałki na ziemi, żebyście mogli trafić? Co? No pytam się?!
- Przepraszamy Panie sierżancie – odezwał się smutnym i drżącym głosem szeregowy Plusk
Michaił spojrzał krzywo na szeregowego i podszedł do niego. Jego twarz miała barwę lekko czerwoną, po prostu cała upodabniała się do barwy jego nosa. Oczy napłynęły krwią jeszcze bardziej niż zwykle. Wydawało się jakby za chwilę miał eksplodować...i chyba tak też się stało:
- Plusk baczność!!! Kim ty ku**a jesteś?!
- Nie rrrr-ozu-miemm – prawie przeliterował drżącym głosem szeregowy
- Żołnierz czy adwokat?!!!
- Żżżoł-nierzem Panie siee-rżan-cie.
- To dlaczego wypowiadasz się za kolegów? Od tej chwili, jeżeli któryś z nich coś spieprzy do odpowiedzialności podciągnę Ciebie szeregowy. Jeżeli któryś z nich pierdnie i ja to usłyszę, będę wołał: PLUSK DO MNIE!!! – krzyczał w twarz szeregowemu sierżant.
Sidorovich stał oparty o skrzynie, które były ustawione między wejściami do dwóch starych bunkrów. Spoglądał na czerwonawe niebo. Było w nim coś tajemniczego, coś co nie pozwalało oderwać od niego wzroku.
- Coś tu jest nie tak – szepnął do siebie.
Wtem nagle usłyszał bardzo ciche dziwaczne dźwięki.
Zmarszczył czoło, wyciągnął powoli swój okazały belgijski FN F2000 z granatnikiem FN LG-41 i już chciał go załadować, lecz przez głowę przeszła mu myśl, że przecież na dole może być coś co może być użyteczne, a granat wszystko unicestwi. Po krótkim czasie załadował w końcu pełny magazynek 5.56x45mm, założył na głowę hełm od swojego nowoczesnego wojskowego egzoszkieletu i włączył cyfrowy noktowizor, ponieważ w bunkrze panowały egipskie ciemności.
Chorąży obrócił się i spojrzał na żołnierzy. Zatrzymał na chwilę wzrok na sierżancie, który wciąż dawał głośną lekcję szeregowemu. Uśmiechnął się w duchu i ruszył bezszelestnie w dół po schodach. W pewnym momencie zatrzymał się i bardzo powoli przykucnął. Serce waliło mu jak oszalałe, przez całe ciało przeszedł zimny prąd, a przed oczami jakby zaczęły pękać czarne bąbelki. Strach próbował zapanować nad ciałem i umysłem Sidorovicha, lecz nie miał na to szans. Borys nawet nie drgnął. Przykucnięty wpatrywał się w to coś, co było jak w letargu. W oddali dalej można było usłyszeć wściekły głos sierżanta.
- Chimera – przez przypadek szepnął do siebie i mutant natychmiast otworzył oczy.
Były piękne. Szkliste, czyste, tak jakby stwór miał w nich zamontowane małe lampki halogenowe...i padł strzał. Po chwili jeszcze drugi, który był strzałem zabezpieczającym.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział, znał tylko opowieści o dwugłowym stworzeniu ale nic poza tym. Po kilku sekundach obrócił się i rozejrzał po pomieszczeniu. Nic co mogłoby stworzyć zagrożenie nie było tu obecne. Przy ścianie po lewej stronie zauważył lampę na baterie, w myślach błagał sam nie wiedząc kogo żeby działała:
- Bingo! – powiedział do siebie po udanym włączeniu lampy.
Światło odkryło każdy ciemny zakamarek pomieszczenia. Sidorovich stanął obok wejścia.
Zdjął hełm i rozejrzał się po ścianach. Na lewo stał mały stolik własnej roboty. Niechlujnie zamontowane druty świadczyły o szybkiej produkcji. Na stoliku stała lampa, która jeszcze raz mogła być pomocna i dała komuś światło, które było tak ostre, że nawet kątem oka trudno było nań spojrzeć. Dalej widniała blaszana szafka, dosyć zardzewiała i w dodatku były na niej ślady od wbijanego noża. Chorąży podszedł do szafki i wysunął jedną szufladę do połowy. Nie było to łatwe zadanie, gdyż rdza i pokrzywiona blacha nie chciała oddać szuflady.
Zawartość nie była zbyt ciekawa: 2 stare ukraińskie kleje, wyprodukowane w 2068 roku, które nie nadawały się do użytku, ponieważ zwyczajnie zaschły; złamany długopis z napisem Sibir Hotels oraz mały notes. Sidorovich natychmiast go otworzył i zaczął czytać pierwszą lepszą stronę:
„...Nie wiem co się z nami dzieje.
To okropne doświadczenie.
Ja już tak nie mogę. Zostało nas zaledwie sześciu. Większość Stalkerów dawno opuściła już Kordon, wysypisko i prawie całkowicie zrównany z ziemią Agroprom. Tylko nie wielu tak jak my pozostało walczyć z tym dziwnym zjawiskiem. Jeżeli nam się nie uda, będziemy na wieki sługusami potępienia...”
Sidorovich przewertował kilka kartek dalej:
„O ma Pani co przychodzisz srebrzystą nocą,
Jam twój oddany - Erro – błędny duchu.
Krwiste niebo odsłaniają me pieśni,
Co szepcą niezdarnie: - Kiedy to ma Erro, mą duszę skradnie...
... i wyciśnie życie z mej piersi.”
Wtedy Borys beznamiętnie zamknął notes i włożył go pod pas.
Spojrzał w prawo i zobaczył przy drugiej ścianie stojące cztery wielkie skrzynie, na jednej karty do gry na których widniały nagie panienki o pełnych kształtach. Nad skrzyniami na ścianie był powieszony plakat w szklanej oprawie, która miała chronić przed nieubłaganie płynącym czasem. Widać na nim było piękną młodą czarnowłosą kobietę, o pełnych, dużych piersiach i pięknie ukształtowanych biodrach, a przez wzgórek łonowy przebiegał delikatny kuszący czarny paseczek kręconych włosków, lecz najbardziej oszałamiające były jej oczy, duże, w kolorze czystej morskiej głębi. Na plakacie widniał napis MISS MARCH 2080.
Sidorovich lekko się uśmiechnął i chrząknął. Zastanawiał się, jak może teraz wyglądać ta kobieta? Na plakacie mogła mieć najwyżej 25 lat, a teraz jeżeli żyje, ma ich gdzieś z 59.
Ciekawe czy zaakceptowała „czas” i przyjęła go z godnością...
Chorąży skierował oczy dalej. W kącie stało kojo albo raczej sam szkielet łóżka. Wtedy przypomniał sobie, że produkują je od „zarania dziejów”, a ich konstrukcja nigdy się nie zmienia. Czyżby wygrywały wojnę z czasem? Czyżby były, aż tak nie zawodne?
Każdy kto pamięta „wojo”, to przekonał się nieraz co oznacza ich naciąganie nożem z niezbędnika, czy pierwsze nie przespane noce na trzeszczących „kratkach”.
Obok łóżka i dalej, nie było już nic, tylko naga ściana, przy której nie stał żaden przedmiot...
I w końcu pod nogami Sidorovicha martwa chimera. Był to młody osobnik. Mógł mieć najwyżej metr długości. Widać było silne, mocno umięśnione łapy zakończone ostrymi, ciemno żółtymi pazurami. Na grzbiecie dało się zauważyć dosyć świeże i głębokie rany. Jakby coś wbiło pazury w ciało chimery ale nie miało na tyle sił aby dokończyć dzieła i rozciąć ciało mutanta. Sidorovich spojrzał na głowę stworzenia i zauważył, że z policzka zaczęło się coś przedzierać przez skórę. Było widać jak się szamocze, pod cienką powłoką, aż w końcu przebiło się i zaczęło wypełzać z łba chimery wprost na podłoże. To coś było różnokolorowe: żółć, czerń, czerwień, zgniła zieleń... po prostu cała paleta barw. Było długie na około 50 centymetrów i gdy wypełzło całe ze zwierzęcia – zdechło, a przynajmniej tak się wydawało.
Chorąży otworzył szeroko oczy i zastygł w miejscu ze zdziwienia.
Po chwili było słychać szybkie tupanie jakby biegnącego dorosłego knura... i oto zjawił się sierżant.
- Co jest Borys? Co to za hałasy?
- Spójrz.
- No widzę – młoda chimera.
- Nie oto chodzi. Spójrz na tego robaka.
- Robal jak robal. Nihil novi.
- Oh! Chodzi oto, że to gó**o wyszło z tej pieprzonej chimery, kiedy jej serce przestało pompować jej splugawioną krew.
- No... to faktycznie zmienia postać rzeczy ...
Po krótkiej ciszy sierżant wspiął się po schodach i krzyknął:
- Plusk!!! Weź jakiegoś koleżkę i skoczcie do pierwszego Stara po dwie probówki. Jedna ma być mała, a druga taka...hmmm... no duża ma być. Zrozumiano?
- Tak jest!
- No to dlaczego cię tutaj widzę, już powinieneś być przy Starach.
Szeregowy nawet nie spojrzał tylko szarpnął najbliżej stojącego kumpla i zaczął biec wraz z nim w stronę stojących w szeregu Starów.
Natomiast sierżant zszedł na dół i powiedział do Sidorovicha:
- Co myślisz o tym ścierwie?
- Nie wiem. Wygląda jak jakiś pasożyt, lecz jest w tym coś dziwnego.
- Co niby w tym jest takiego, że mąci twój umysł?
- Na przykład to, że ma około 40 cm długości – odpowiedział szyderczo Borys.
- I co z tego?
- Nic, ale może zainteresuje cię fakt, że to się rozrasta.
Na buraczanej twarzy sierżanta zaczęło budować się zdziwienie. Po chwili uśmiechnął się i odpowiedział:
- Chcesz powiedzieć, że wpatrujesz się w to gó**o i zauważyłeś, że to coś po śmierci postanowiło się powiększyć, ponieważ za życia miało kompleks mniejszości? – kończąc to zdanie sierżant zaczął się bardzo głośno śmiać, aż cały się trząsł i twarz zrobiła się naprawdę mocno buraczana.
- Borysie, toż to nie dorzeczne – powiedział zakańczając swój śmiech.
- Ja pie****e, chcę powiedzieć, że to coś wyszło po chwili z martwego cielska chimery i zapadło w jakiś... letarg... czy coś w tym rodzaju.
- Może to się na nas czai... Hahahaha – zaśmiał się sierżant
W tym momencie po schodach zbiegł szeregowy.
- Panie chorąży tamten żołnierz ucieka!!!
- Co ku**a? – odezwał się sierżant wyprzedzając chorążego – Gdzie do cholery? – złapał za starą koszulę szeregowego i potrząsnął nim jak lekkim workiem.
- Biegnie w stronę starego posterunku!
Sierżant puścił szeregowego i wybiegł na zewnątrz.
- Oleksyjew! Bierz swojego Wintorieza i za mną!
Michaił biegł wraz ze snajperem wzdłuż piaszczystej drogi, między opuszczonymi budynkami, słońce próbowało się przedostać przez czerwonawe chmury, które powoli zanikały i odsłaniały piękne, niebieskie niebo. Wbiegli na stromiznę obok Starów i zatrzymali się przy wielkim drzewie.
- Padnij żołnierz! - powiedział cicho sierżant i wraz z nim położył się na ziemi.
Żołnierz natomiast sam zauważył Pluska i celował do niego przez celownik optyczny Wintorieza. Sierżant złapał go za ramię i powiedział wolno:
- Nie-strze-laj.
- Panie sierżancie co się dzieje?
Sierżant już nie odpowiedział. Biegnący uciekinier – zdrajca – dezerter, zatrzymał się na środku drogi kilka metrów przed posterunkiem, złapał się za głowę i upadł na kolana.
Dwóch żołnierzy, dalej obserwowało całe to zdarzenie w bezruchu.
- Co jest do cholery – powiedział szeregowy sam do siebie i przechylił głowę do tyłu jak najbardziej mógł, żeby spojrzeć do góry i zobaczyć co się dzieje.
Z góry, a dokładnie z drzewa spadały małe, czarne, martwe pająki. Było ich pełno. Mogło się zdawać, że to jakaś plaga. Od samego posterunku, aż do miejsca gdzie leżał sierżant z szeregowym, dookoła drzew było po prostu czarno. To niesamowite zjawisko zrobiło ogromne wrażenie na Oleksyjewie, a jego zwierzchnik, nie był tym zbytnio zaoferowany.
- Spokojnie Oleksyjew. Lepiej spójrz na dezertera. – Powiedział sierżant z pełnym uśmiechem na twarzy.
Tylko on wiedział co się stanie, że nadejdzie nie uniknione.
- Zegar dla twojego kolegi za chwilę przestanie bić.
Szeregowy spojrzał tylko dziwnie na sierżanta i nic nie odpowiedział, odwrócił głowę i spoglądał na wijącego się kolegę z plutonu, który na własne nieszczęście podjął się dezercji.
W pewnym momencie uciekinier skulił się jak jeż i zaczął potwornie krzyczeć. Następstwem krzyku, było rozsadzenie na członki. Bez wybuchu, bez ognia. Po prostu coś...jakaś siła go rozczłonkowała i rozrzuciła jego szczątki w obrębie kilku metrów. Oleksyjew spojrzał przez lunetę i zobaczył ogromną kałużę krwi rozpryśniętą dookoła, zauważył także długie pourywane szczątki jelita, dłoń, pół czaszki, a obok niej mózg wyglądający niczym rozpłaszczona galareta. Skierował lunetę lekko na prawo i zobaczył porwaną nogę w udzie.
W tym momencie zwymiotował na swoja lewą rękę.
- Dobrze, że jeszcze nic tu nie jedliśmy, bo byś był stratny, hahahaha – zaśmiał się sierżant.
Szeregowy podniósł się, wyciągnął chusteczki i zaczął się wycierać, po chwili chciał już ruszyć w stronę zwłok kumpla, a raczej to co po nich zostało, lecz sierżant natychmiast go złapał mocnym uściskiem za ramię.
- Stój żołnierzu. Życie Ci nie miłe. Nawet nie masz pojęcia co się z tobą może stać.
Wymienili między sobą ostre spojrzenia, aż w końcu sierżant powiedział:
- Wracamy do wioski... i nikomu ani słowa - to jest rozkaz!
- Tak jest Panie chorąży – odpowiedział niechętnie Oleksyjew zarzucając broń na plecy.
I ruszyli w stronę wioski. Dookoła była głucha cisza. Wiatr ustał, słońce wysoko świeciło, a niebo przedzierały jedynie czarne ptaki.
C.D.N.
"Niektórzy ludzie po prostu nie szukają logicznych korzyści, takich jak pieniądze. Nie sposób ich kupić, zastraszyć czy przekonać, nie sposób w ogóle z nimi negocjować. Niektórzy ludzie po prostu lubią patrzeć, jak świat wokół płonie."