przez Microtus w 03 Sie 2007, 15:39
Zacząłem wczoraj pisać. Miało być krótkie opowiadanie ale pomysły mi się kłębią w głowie więc postanowiłem napisać coś dłuższego. To na razie wstęp.
Wiem że jest cenzura ale to w końcu opowiadanie więc dla klimatu musi trochę bluzgów być.
Enjoy.
Bury siedział na leżącej zniszczonej beczce, wyciągnął pogiętą paczkę papierosów z jednej z kilkunastu kieszeni czarnej wojskowej kamizelki.
Nie bez trudu wyłuskał papierosa, skrzywił się i zaczął delikatnie prostować zmiętego papierosa. Odpalił zapałkę i zaciągnął się sinym dymem.
- Bury, Bury.
Usłyszał wołanie dobiegające zza pleców.
Odwrócił głowę i zobaczył biegnącego w jego stronę chłopaka. Widział go już parę razy w Cordonie ale za cholerę nie pamiętał imienia, zresztą po co zapamiętywać imię kolejnego kota. Chłopak już był kilka metrów od niego i zdyszany wypalił.
- Kapitan cię kazał znaleźć. Już myślałem, że cię tu nie ma i była by dupa blada.
- Zamknij mordę gnojku.
Syknął, a wyraz jego twarzy zatrzymał żółtodzioba w miejscu.
- Po choler się tak drzesz idioto, zaraz sie tu zlezą przez ciebie.
Chłopak stał zdezorientowany z otwartą buzią, .
- No coś się tak rozdziawił, spadamy stąd w jakieś cichsze miejsce.
Młokos zamknął usta i spojrzał z wyrzutem, a krew szybko napływała mu do twarzy.
- No ruchy dzieciaku.
Bury był nie wiele starszy od niego toteż te słowa ubodły chłopaka jeszcze bardziej. Po przejściu kilku kroków Bury zorientował się, że tamten nie idzie.
-Nie dość, że głupi to jeszcze przygłuchy, no rusz sie ku*wa nie mam czasu. O co chodzi z tym kapitanem.
Przez ułamek sekundy widać było, że chłopak sie waha ale ruszył za stalkerem. Wyszli z ruin fabryki i poszli zagraconym asfaltem.
Kilku stalkerów siedzących przy zaimprowizowanym z metalowej skrzyni palenisku roześmiało się na ich widok, musieli słyszeć większość monologu Burego.
Przechodząc obok nich Bury puścił im oczko, co wywołało kolejną falę śmiechu. Młodziak poczerwieniał jeszcze bardziej.
Doszli do spalonego budynku, Bury wszedł przez zaznaczone osmolonymi kikutami framugi miejsce w którym były drzwi do środka.
- No to o co chodzi z tym kapitanem.
Odezwał się gasząc papierosa na poczerniałej ścianie.
- Wania mówił, że jesteś mu potrzebny.
- A niby do czego? Mówiłem mu, że pieprze te jego zlecenia,zazwyczaj wpadam w jakieś g%$^o.
Nie było to zgodne z prawdą praca dla kapitana OMON-u była dość korzystna i wiele razy dzięki niej zdobywał rzeczy nieosiągalne dla innych stallkerów.
Wtopy zdarzały się rzadko ale ostatnio nieźle się przejechał na "prostej robocie" i ledwo udało mu sie ujść z życiem.
- Powiedział, że to powiesz.
- No i co?
Bury zrobił minę zdradzającą zniecierpliwienie.
- Powiedział, że jutro wieczorem przyjeżdża ktoś ważny z zewnątrz i że to robota dla niego za grube rubelki.
- Dobra powiedz mu, że będę tam gdzie zwykle.
- Nie Iwan kazał ci przyjść jutro przed nocą na posterunek w Cordonie.
- Chyba mu ktoś do łba nasrał, w ŻYCIU tam nie pójdę!!
Żachnął sie Bury
- To też przewidział, powiedział że albo tam albo wcale bo klienta po strefie ciągał nie będzie.
- W dupę z nim i tym jego klientem.
- Powiedzieć, że nie przyjdziesz?!
- Nie poczekaj.
Stalker zamyslił się. "Cholera kasa by sie przydała, ostatni trafiała sie sama drobnica i ledwie starczało na koszta"
- Powiedz mu, że przyjdę ale jak wywinie numer taki jak z Rywką Błaznem to sie grubo zdziwi.
Bury wyjął kilka banknotów i dał chłopakowi.
- Masz weź wiem, że ta kutwa słabo płaci kurierom.
Chłopak wziął forsę odwrócił sie na pięcie i bez słowa poszedł.
- Niewychowany gówniarz, bodajby cię coś trafiło, byle po dostarczeniu informacji.
Mruknął pod nosem Bury.
Po chwili sam wyszedł ze spalonego budynku. Pierwsze kroki skierował w stronę baru, jednak po zastanowieniu stweirdził, że będzie tam jak zwykle o wiele za głośno by porządnie pomyśleć.
Zawrócił więc i poszedł do chaty Starego. Zastanawiał się zawsze jak tam szedł czy ten będzie jeszcze żywy. Zresztą jak wszyscy co go znali. Dziadek jednak na przekór wszystkim i wszystkiemu nadal wegetował w swojej norze.
Ile to już miesięcy on tam gnił pomyślał Bury: trzy czy cztery? Gdy doszedł do piwnicy zobaczył wątłe światło tlące się w środku.
- Ho ho jeszcze dychasz kuternogo.
Powiedział schodząc po schodach. Nie uszłyszał jednak odpowiedzi.
- Jednak kojfnąłeś dziadku?
- Jeszcze czego, nie myśl sobie że strefa tak łatwo może mnie załatwić. Dobrała się do mojej dupy ale to ja wygrałem.
Bury jak zwykle wzdrygnął się na dźwięk jego głosu. Dotarł już do końca schodów i ujrzał coś co wielu nie uznało by nawet za humanoida. Stary leżał na stercie kocy i szmat ubrany w łachmany i przykryty derką.
Jego skóra wyglądała potwornie, cała w guzach i bliznach zdradzających dawne poparzenia. Twarz przypominała stopioną woskową maskę z której wyzierało jedno przekrwione łzawiące oko. Obydwie dłonie straciły normalny kształt lecz
kaleka świetnie sobie radził z trzymaną w dłoni puszką mielonki i widelcem.
- No właź Bury nie stój w drzwiach.
Wychrypiał Stary
- Mam nadzieję, że nie przyłazisz z pustymi łapami Bury, co?
- Jakżeby tak dziadku, do Ciebie z pustymi rękami.
Twarz Starego wykrzywił grymas lecz Bury dobrze wiedział, że to uśmiech. Wyciągnął z plecaka flaszkę z zielonego szkła zapieczętowaną korkiem.
- A to co za specyfik.
Zapytał kaleka.
- To nie słyszałeś, że pojawił się nowy "producent". Kot z Cordonu. Okazało się że zona nie dla niego ale świetny bimber pędzi.
- To długo nie pożyje jak sie barman dowie.
- Spokojnie spokojnie, dogadał sie z Sidorovichem a chłopaki z Cordonu wprost go kochają.
- Kochają nie kochają, zawsze sie jakaś menda znajdzie.
- Dobra dobra, masz skrzywiony pogląd na świat nie każdy będzie miał pecha.
- Ja miałem i dziękuje ale przestań pieprzyć i polewaj, chętnie spróbuje tej okowity póki jeszcze jest.
Dziadek szybkim ruchem wyciągnął spod koca metalowy kubek. Bury polał od serca staremu i sobie. Dziadek pociągnął od razu porządny łyk.
- Oż w mordę, ale mocne. Dawno tak dobrej nie piłem. Ech aż sie dom przypomniał.
Oko starca jeszcze bardziej poczerwieniało a łza popłynęła po twarzy wąwozem wyrytym przez blizny.
- Mówiłem Ci że dobra.
- Ta a ja mówiłem, że już po tym chłopaku. To teraz powiem, że na pewno po nim. Lepiej mu powiedz żeby sie z barmanem dogadał bo długo nie pożyje.
- Może i masz racje.
- Pewnie, że mam. No polej jeszcze i lepiej powiedz po co tu przylazłeś.
Bury polał drugą kolejkę.
- Przyszedłem po prostu cię odwiedzić.
- Dobra dobra nie wciskaj kitu Bury gadaj lepiej co CI potrzeba. Uh naprawdę niezła gorzała.
- Wania ma coś tłustego, podobno ktoś z zewnątrz sie zainteresował. Tyle że chce gadać na posterunku w Cordonie. Nie wiem czy tam leźć
- Cholera mówiłem Ci tyle razy że z wojskowymi sie łatwo wpieprzyć. Nie pamiętasz Błazna. Dokładnie taki sam był scenariusz. Wywlekli go z zony i pewnie gnije w ciupie, o ile jeszcze żyje.
- Wiem wiem i dlatego sie zastanawiam. W końcu Wańce życie uratowałem, chyba nie odwali mi takiego numeru.
Stary się zaśmiał, gdyby Bury go nie znał pewnie pomyślałby, że dziadek sie dusi.
- Ale ty Bury głupi jesteś, ku*wa normalnie romantyk z Ciebie. Co ty w zonie od wczoraj?
- No nie ale potrzebuje kasy, mam już dość takiego życia, pora sie wyrwać z tego bagna.
- Dla Ciebie nie ma już wyjścia Bury, jesteś ku*wa dezerter. Wychylisz swój durny łeb ze strefy i już po Tobie.
- Może wytarguje nowe papiery od kapitana.
- Ciula wytargujesz. A nawet jeśli to coś bardzo grubego to wyślą cię w takie gówno, że na pewno tam coś ci dupę odgryzie.
- A pieprzysz, dupę to mi wszędzie może coś odgryźć.- żachnął się Bury - Nie słyszałeś jak Cyngla psy dorwały? I to ku*wa gdzie pod samiutkim barem. Tak sie wszyscy nad nim rozpływaliście, że taki fachowiec. A dał sie kundlom załatwić. Myślał pewnie już o wódce którą będzie pił w barze a pseudokundel rozwalił mu gardło tak, że strażnicy opowiadali że jucha na półtora metra w górę siknęła.Więc daruj mi te teksty. Nie ma ryzyka nie ma zabawy.
Bury wściekle patrzył na kalekę
- Bury cholera, mi chodzi o to, że jak tam pójdziesz to już nie będziesz mógł odmówić tej roboty. Jak Ci każą iść do elektrowni to co?
- Niby masz racje, ale ja muszę stąd spieprzać.
- To idź tylko sie ze wszystkimi pożegnaj najpierw. A i możesz mi dać swoją kasę na przechowanie.
"Uśmiechnął" się stary
- Wiem że jesteś tu najdłużej ze wszystkich żyjących Stary, ale mam nadzieje że tym razem sie mylisz.
- Ja sie rzadko mylę Bury i dobrze o tym wiesz przecież byś nie przyszedł po rade do głupca. A masz może peta bo po wódzie zawsze mi sie palić chce.
- Trzymaj.
Bury rzucił mu paczkę papierosów i zwitek pieniędzy.
- To drugie na przechowanie, kup sobie co chcesz tylko coś zostaw.
Dziadek krytycznie spojrzał na pomięte papierosy.
- Zacznę od prostych fajek.
Bury uśmiechnął się.
- Trzymaj sie staruchu, tylko nie myśl, że nie wrócę po tą kasę bo jak wydasz wszystko przestanę cię traktować jak kalekę.
Ostatnio edytowany przez
Microtus, 12 Sie 2007, 19:27, edytowano w sumie 1 raz
War. War never changes...
Buryzapraszam do lektury :)