Mały napisał(a):Przeczytałem kilka razy, ale jakoś nie mogę się przekonać do postaci Giennadija. Mam wrażenie, że jest zlepkiem wielu osób, które w swoim życiu poznał autor, a nie wielowymiarowa postacią, jaką probuje udawać. Jak dla mnie należałoby położyc większy nacisk na przeszłość postaci i zastanowić się, czy np. nie zaczerpnąć nieco inspiracji z metod kreacji postaci Antoniego Grendowicza.
Faktycznie, o bohaterze nie wiadomo zbyt wiele, ale taki zabieg nie jest zabroniony, reguły nie ma odnośnie przedstawiania postaci, tak mi się wydaje. Oczywiście mam zamiar rozwinąć ten aspekt.
Antoni Grendowicz? Nie słyszałem i nawet google niespecjalnie chce mnie z nim zapoznać Nie mniej dzięki za opinię, myślę że podziała motywująco.
Ja od sb to tylko bym się mógł przyczepić ,,ołowianej szyby,, tak jakoś mi to nie leży razem. Poza tym fajne, fajny motyw zegarka. A kiedy ew. rozwinięcie powieści?
Dzisiaj zacznę pisać kolejny rozdział, ale nie prędko go tu wkleję
"Ołowiowa szyba" jest poprawnym sformułowaniem, wahałem się nad "ołowiana" ale gdzieś wyczytałem, że ołowiana oznaczała by, że przedmiot jest bardziej z ołowiu. Hehe Wspomniałem o tym, bo nie wiem w jakim kontekście "nie leży ci" to słowo
Tormentor napisał(a):"Ołowiowa szyba" jest poprawnym sformułowaniem
Nie to miałem na myśli. Szyba z ołowiu nigdy o tym nie słyszałem. Szyba jest ze szkła, czyli roztopionego piasku. . Ale nie kłócę się opowiadanko git i koniec off top-a. Pisz dalej chętnie po czytam
Postanowiłem nieco ruszyć akcję i udało mi się jakoś napisać kolejny rozdział.
Rozdział VII
Widmo:
Napięta twarz naukowca mieniła się na niebiesko. Matwiej pochłaniał spojrzeniem wyświetlany na ekranie wykaz zakończonego badania, diagramy okraszone skomplikowaną symboliką owocowały u niego napięciem, urzeczywistniającym się w postaci mimowolnego pomrukiwania i mrużenia oczu. Giennadij wyłapywał sens poszczególnych linijek, ale nie mógł dokładnie stwierdzić istoty graficznych znaków. - Niech pan spojrzy tutaj, na ten wykres - Akwajip zaczął jeździć palcem po ekranie - komórki mózgu odpowiedzialne za świadomość są tak jakby wyłączone. Szczur żyje, ale nic nie może robić. Możemy teraz ingerować w jego umysł, oddziałując cząsteczkami pobudzającymi niepracujący obecnie organ. Każdy z okazów ma wszczepiony chip, który jest czymś w rodzaju łącznika odbierającego informacje wysyłane przez nas i dalej do mózgu. Niezwykłe. Eksperymenty nie zawsze się sprawdzały, ale kilka prób dały nam punkt odniesienia i wiemy, na czym stoimy. Kontrola świadomości to ogromny krok na przód, ale za nim opatentujemy w stu procentach ten wieloaspektowy proces minie dużo czasu. - W swoich badaniach zajmowałem się głównie oddziaływaniem promieniowania na roślinność. Nie sądziłem, że poznawanie strefy może się odbywać na inne sposoby - Giennadij skrzyżował ręce, pochylił się nad monitorem i odrzekł - A czy szczury są tu jedynym rekwizytem doświadczalnym? - Nie. Ale zakres naszych możliwości rozwinął się do takiego stopnia, żeby brać pod uwagę inne gatunki zwierząt - Matwiej odszedł od komputera niknąc w mroku. - Rozumiem. Giennadij przez moment stał sam w wydzielonym pomieszczeniu i świdrował wzrokiem znajdujące się wokół konsolety. Wówczas z końca pokoju dobiegł niekształtny głos naukowca. - Trochę tu razem przepracujemy, co pan powie na wypad do pobliskiego bufetu po zakończeniu pracy? Serwują tam również alkohol, ale za specjalnym przyzwoleniem. - Kilka głębszych nie zaszkodzi - odparł, wypatrując z ciemności sylwetkę Matwieja. - Szybko pan podjął decyzję o zmianie stanowiska, nie podobało się w Prypeci? - Dziwnie to zabrzmi, ale trochę tęsknie za swoim gabinetem, ten sam widok przez pięć lat. Człowiek przyzwyczaja się do pewnych miejsc. Za namową Wusera zmieniłem funkcję, dość pochopnie...Z natury jestem ciekawski i lubię poszerzać horyzonty. Sądzę, że dobrze zrobiłem. - Dobrze pan sądzi, Wuser pracuje tu od dłuższego czasu. Nie za często się z nim widuje, ale równy gość z niego. Nie wspominał wcześniej o tym laboratorium? - Właśnie się zastanawiam, czemu milczał skubany i jakim cudem dzielił etaty, skoro widywałem go w Prypeci. Czyżby tajemnica zawodowa? - Słusznie. Warunki są dość rygorystyczne, poza terenem kompleksu nie warto sobie robić problemów, ściany mają uszy, a może cała strefa to jeden wielki podsłuch? - Matwiej uśmiechnął się i zdjął rękawice ochronne - Czas na przerwę. Obydwaj ruszyli w stronę wyjścia. Akwajip odkręcił bezpieczniki, a pokój ogarnęła lepka czerń topiąc w sobie wszechobecne dobra. Pomieszczenie obumarło wraz ze szczurami, które przestały wydawać piskliwy szmer, z chwilą gdy nastała ciemność. Giennadij ponownie odwiedził szatnię. Z przeciwległego końca przebieralni dobiegły go rozmowy pracowników, te w nie długim czasie ucichły pozostawiając po sobie zgrzyt zamykanych drzwi. Naukowiec podszedł do umywalki, uwolnił strumień wody i przemył twarz letnią wodą. Przeglądając się w lustrze dostrzegł brak plamy na oku, którą wychwycił zaraz po ocknięciu się w Prypeci. Pomyślał przez chwilę, że skazę na lustrze mógł odebrać jako znamię, lecz po chwili odrzucił tą naiwną ewentualność. Mętlik w głowie rozwiał delikatny chrzęst stalowej szafki. Dźwięk dobiegł, z drugiej strony wysokiego na dwa metry szeregu mebli. Giennadij machinalnie rzucił zapytanie: -Jest tu, kto, halo? Nikt nie odpowiedział. Wytężony słuch naukowca wyłapywał rozmaite dźwięki dobiegające z innych pomieszczeń, grobowa cisza panująca w szatni drażniła ucho. Giennadij zerwał się i żwawo wystartował do miejsca skąd usłyszał trzask. Za ostatnią szafką w ułamku sekundy niknęły kontury zgarbionej postaci, nieprzypominającej ani trochę pracownika kompleksu. Naukowiec osłupiał wpatrując się w punkt, na którym jego wyobraźnia rysowała pamięciowy obraz enigmatycznej sylwetki. Giennadij ocknął się lada moment i przyspieszył kroku. Za stalowymi meblami nikogo nie było, fonii zamykanych drzwi również. Umysł naukowca ponownie stanął w klinczu z ciałem, jego kończyny ogarnęła paraliżują siła, która z biegiem sekund stawała się coraz bardziej nieodparta. Powieki niczym kurtyny ospale opadły, scena wraz z rekwizytami zniknęła, a główny aktor przedstawienia zapadł w letarg usuwając się pod naporem własnego ciała jak marionetka, której lalkarz uciął sznurki. Seria błysków z iskrzącej się jarzeniówki przy akompaniamencie przeciągłego zgrzytu dobiegającego gdzieś z oddali wybudziła Giennadija ze snu. W szatni było ciemno i tylko krótkotrwałe skrzenie nadpsutej lampy pozwalało na chaotyczną ocenę sytuacji. Pomieszczenie wypełnił zapach spalenizny i fetor zjełczałego mięsa. Stalowe szafki w żałosnym migającym świetle wyglądały upiornie, przewietrzniki na metalowej powierzchni drzwiczek układały się na wzór szyderczego uśmiechu, który działał na wyobraźnie wciąż otępiałego naukowca. Ten próbując przywrócić w sobie cząstkę racjonalnego myślenia w skrajnych sytuacjach zauważył jak klamka wejściowych drzwi delikatnie się porusza. Strach zajął stan ducha, Giennadij cofnął się od źródła ewentualnego niebezpieczeństwa. Szarpanie ustało na moment, ale wróciło ze zdwojoną mocą. Nieznana siła bezskutecznie próbowała dostać się do środka, aż w końcu odpuściła i pozostawiła po sobie wspomnienie, które nęciło naukowca na tyle, by ten podjął się środków zapobiegawczych. W głównym holu rozległ się szczurzy pisk i trzask łamanych mebli, rychło korytarz wypełnił ludzki jazgot, który przemienił się w próżne wołanie o pomoc. Na sercu Giennadija grał niewidzialny dobosz, wystukując rytmiczne bicie przeszywające ciało, lęk urzeczywistnił się w postaci grudy, która utknęła gdzieś w gardle. Naukowiec z trudem przełknął ślinę. Przypadek sprawił, że dostrzegł uchyloną szafkę, w której znajdowały się rzeczy o bliżej nieokreślonych funkcjach. Kiepska widoczność w połączeniu z grozą nie ułatwiała w szperaniu. Giennadij po omacku wyciągnął ze schowka przyrząd, który okazał się suwmiarką z solidnego materiału. Facet w kombinezonie stłumił w sobie paniczny strach i powoli zmierzał ku drugim drzwiom. Nie zdecydował się jednak ich otworzyć. Przysiadł zrezygnowany i zaszlochał opierając głowę na rękach. Wewnętrzną rozpacz zakłóciło rozpadające się na fragmenty sklepienie podwieszanego sufitu, w mgnieniu oka do szatni spadło ciało ubrane w biały kostium. Fonia bijących o podłogę szczątek wyrwała Giennadija, że ten w agonii złapał za przyrząd mierniczy. Gdy wymierzał cios krzycząc, zdał sobie sprawę, że z posadzki podnosi się człowiek, który w formie obrony skulił się i zaczął wrzeszczeć. -Kurwa nie! Odłóż do cholery to ustrojstwo! - zakurzony facet klął i miotał się osłaniając twarz rękoma. -Co tu się ku*wa dzieje?! Co to za maskarada?! - Giennadij rzucił na przywitanie z nieznanym gościem. Obydwaj mieli strach w oczach, sytuacja w jakiej się znaleźli sprawiła, że każdy z nich odczuł ulgę widząc przed sobą ludzką istotę. Naukowiec pomógł wstać nieznajomemu. -Co to za szopka ku*wa, wiesz coś o tym, powiedz, że to rosyjska wersja Truman Show! To coś... - naukowiec przerwał i uspokoił się na chwilę. -Musimy się stąd wydostać jak najszybciej, prędzej odgryzę sobie kciuka niż tu zostanę - odparł nerwowo poruszając rękami - tylko ty zostałeś? Tam na górze jakieś diabelstwo zmasakrowało cały personel, nie widziałem dokładnie co, ale dałem dyla i nie wiedzieć jak znalazłem się tutaj. Nazywam się Leonid, a ty? -Giennadij. Tak zostałem sam. Lepka atmosfera grozy i śmierci zmieszała się z unoszącym pyłem. Faceci zdani łaskę własnych możliwości bez słowa przyparli do ściany i pogrążyli się w jakiejś bezsensownej zadumie ogarniając cały ten burdel. Nie wiedzieć czemu Giennadij zachichotał pod nosem. -Co ci tak wesoło? - zapytał przybysz wytrzeszczając oczy. -Siedzimy w zapiździałym bunkrze kilkadziesiąt metrów pod ziemią, zamiast jakiejkolwiek broni mamy tylko suwmiarkę, którą można co najwyżej zmierzyć ubytek w suficie. Za drzwiami tej pieprzonej szatni czai się jakieś gówno, a o nas nikt pewnie nie pamięta. Co za niefart - uciął naukowiec. - Ja nie chcę umierać - panicznie odparł. - Ja też...
Ostatnio edytowany przez Tormentor, 05 Gru 2013, 21:29, edytowano w sumie 1 raz
Skończyłem 9 rozdział. Poszedł dość ciężko i pewnie ciężko się go będzie czytać, o ile ktoś w ogóle tu zajrzy . Myślę, że trochę popędziłem z akcją i nadałem jej trochę banałów, ale nie uważam by było najgorzej. Kolejne części postaram się wrzucić za niedługo, bo pomysł jest(będzie bardziej stalkerowo)
ps. sorry za dubla, nie mogę usunąć posta wcześniejszego.
Zapraszam
Rozdział IX
Jedyny:
Schody prowadzące na wyższą kondygnację przesiąknęły smrodem spalenizny, woń przepalonego plastiku rozjuszała zmysły dwóch towarzyszów. Na ścianach pół piętra w anemicznym blasku zapalniczki widoczne było ślady krwi, odciśnięte na kształt dłoni. Wniosek nasuwał się sam i obydwaj nie ukrywali swoich podejrzeń. - Myślisz, że komuś udało się przetrwać te całe gówno? A co, jeśli jesteśmy sami. - Ślady są świeże, prawdopodobnie ktoś się stąd wykaraskał i udał się na górę, pytanie tylko czy nadal żyje. - Wątpię - zadrżał głos Leonida - spójrz. Wygięte ciało nieznanego pracownika leżało na kolejnym spoczniku. Zakrwawione dłonie pechowca ucięły wszelkie spekulacje na temat pochodzenia śladów na ścianie. Denat z przebitą klatką piersiową na wylot, spędził ostatnie minuty życia na dojmującym zapieraniu się przed ostatecznym upadkiem, plamiąc mury piekła szkarłatem w świadomości niechybnego końca. - Biedak. Trochę się namęczył, nim dokonał żywota - oznajmił Giennadij wskazując palcem narzędzie tkwiące w ciele - obawiam się, że już nikogo nie spotkamy. - Chodźmy stąd, nic tu po nas - Leonid wykonał niedbale znak krzyża i ominął zwłoki. Pokonywanie kolejnych stopni było coraz cięższe. Cisza, którą zakłócały wyłącznie nieregularne kroki ocalałych, była na tyle niepokojąca, że ewentualny dźwięk pochodzący gdzieś z oddali zadziałałby ze zdwojonym impetem na ich psychikę. - O, ile się nie mylę, na kolejnym półpiętrze jest niewielka kanciapa, można w niej poszperać. Niewykluczone, że znajdziemy parę przydatnych drobiazgów. Giennadij przytaknął bez słowa. Towarzysze przemieszczali się dość żwawo, jak na panujące warunki. Najwyraźniej słabo działająca zapalniczka zmusiła ich do wzmożonego tempa, by uniknąć w razie czego błądzenia w ciemnościach. Na ścianie widniał plakat nawołujący do rzetelnego przestrzegania zasad bezpieczeństwa pracy oraz zachowaniu ostrożności podczas rozmaitych niebezpieczeństw. Baner miał dość irytujący pogłos i stwarzał wrażenie jakby został umieszczony na złość czytelnikom, którzy przyglądali się mu w lichym blasku. W odpowiedzi na przekaz płynący z naściennego afiszu odezwał się Leonid: - Szkoda, że nie napisali jak znaleźć światło w ciemnej dupie - Leonid chrząknął i splunął na plakat. - Te drzwi miałeś na myśli - Giennadij zignorował obelgę i wskazał na wejście do pomieszczenia. Obydwaj ruszyli w stronę kanciapy, ciekawość połączona z adrenaliną wywoływała u nich ekscytacje, otwarcie drzwi mogło okazać się zbawienne. Naukowiec delikatnie pociągnął za klamkę uchylając wrota do tajemniczego lokum, gdzie miały się potwierdzić oczekiwania ocalałych, finał był bliski. W pokoiku unosił się przyjemny słodkawy zapach, który zmiękczał atmosferę grozy. Salka długa na około trzy metry, była wąska, ale z łatwością mieściła dwóch ludzi stojących w szeregu. Po każdej stronie mieściły się drewniane szafki starej daty i regały, na których sterczały plastikowe pudełka, buty pracownicze i przyrządy do konserwacji. Towarzysze bez słowa przeszli do penetrowania półek i skrzynek, zajęcie wzbudzało wiele emocji, ale z każdą chwilą bezproduktywne poszukiwania zniechęcały do dalszych działań. Szmer wywołany grzebaniem w pudłach nagle się urwał, pozostał tylko jeden dźwięk dobiegający gdzieś z bliska. Cichutkie szlochanie pochodzące z ostatniej szafki wyrwało z hipnotycznej kwerendy obu mężczyzn. Giennadij i Leonid zbliżyli się do źródła enigmatycznego łkania i bez namysłu zbadali zawartość drewnianej gabloty. Nagły wrzask z siłą kilkudziesięciu decybeli zgarbił jegomościów, tak, że ci nie wiedzieli co zrobić. Naukowiec zdał sobie sprawę, że krzyk ma kobiecą barwę, otrząsnął się i wymierzył cios. Solidne, ale nie za mocne uderzenie w przeponę urwało drażliwą fonię, ryk przeistoczył się w żałosne stękanie. Giennadij szarpnął za ramię kobietę i wywlókł ją z prowizorycznego schowka. Loenid w kiepskim świetle rozpoznał pracownicę, która nadal płakała i wyrzucała z siebie niezrozumiałe słowa. Dwójka towarzyszy natychmiast zaczęła uspokajać reprezentantkę płci pięknej. Gdy sytuacja przybrała łagodniejszy wymiar, pracownik o dłuższym stażu odezwał się do rozkojarzonej kobiety. - Tatiana spójrz na mnie. Hej! Wszystko w porządku? - Jest w szoku, była tu sama od dłuższego czasu, każdy, by zwariował - ocenił sprawę Giennadij przypatrując się pracownicy o brunatnych włosach i kaukaskiej urodzie. W ułamku sekundy płomyk zapalniczki znacznie zmalał, aż w końcu rozpłynął się w koszmarnych gęstwinach czerni. Paliwo wykorzystane do cna krążyło gdzieś w powietrzu w szczątkowej postaci, jako inna substancja, produkt nieodwracalnej reakcji spalania. Każdy koniec daje początek czemuś nowemu. Nastały narodziny nowej cząstki, która miała spełnić widmo zbliżającej się śmierci. Pierwiastek kresu, kiełkujący w umysłach i gaszący ostatnią iskrę nadziei. Zapanowała nicość, ciężka i niepojęta.
W chwili, gdy towarzysze zatracili się we własnych myślach rozległ się kobiecy głos, który wniósł odrobinę ciepła. - Dziękuje. Leoś jesteś tu? A ten drugi pan? - Giennadij...Tak jesteśmy - odrzekł z goryczą pocierając bezskutecznie krzesiwem zapalniczki. - Bez światła, bez wody, bez jedzenia. Wytrzymamy tu maksymalnie dobę, ześwirujemy i diabli wiedzą co jeszcze - wtrącił Giennadij. - Widzieliście to coś , co zabiło pracowników? - odezwała się kobieta. - Żadnej żywej duszy. A ty coś pamiętasz? - Nie bardzo. W głowie mam tylko jakieś strzępki...Przeraźliwy ryk, który docierał zza moich pleców. Gdy dotarłam tutaj, zrobiło się tak dziwnie cicho. Potem rozległy się wrzaski i wołanie o pomoc... - Tatiana ponownie załkała wciągając gwałtownie powietrze. - A ten cały incydent...Jak, gdzie, kiedy? Nic nie wiadomo . Z zewnątrz muszą coś wiedzieć, jakaś interwencja ratunkowa, cokolwiek, chociaż sygnał. Może lada moment wydostaną nas z tego gówna - cedził naukowiec wzbudzając w sobie oznaki nadziei. - Nie możemy tu zostać. - I nie możemy iść dalej - zripostował Giennadij - szukanie wyjścia w ciemnościach wydaje się być szalenie niepoważne. - Czyli chcesz tu zostać i czekać na cud? - Nie wierzę w cuda. - W takim razie sam pójdę. - Nie radzę. Położenie towarzyszy przypominało partię szachów, gdzie osamotniona figura z koroną ma po przeciwnej stronie wyłącznie rywala tej samej rangi. Patowa sytuacja doprowadziła do milczenia, jednak tylko z pozoru, bo na szachownicy pojawił się jeszcze jeden pionek, dając zarzewie nowej nadziei. Tatiana w momencie, gdy Giennadij i Leonid zamilkli, zaczęła po omacku grzebać w kartonach, które znajdowały się zaraz obok niej. Wyłowiony z pudełka przedmiot okazał się latarką. Rodzący światło sprzęt w ułamku sekund rozrzedził ciemny całun rozświetlając ciasne pomieszczenie. Reakcja trójki zagubionych była natychmiastowa i nieopisana, jednak szybko starta, bo świadomość o długiej i niebezpiecznej ucieczce z kompleksu nie dawała o sobie zapomnieć. - Skąd masz latarkę? Szukaliśmy wszędzie i nic. - Leżała w pudełku obok mnie. Instynktownie do niego zajrzałam. - Dziwne. Byłem pewien, że wszystko sprawdziłem. Dzięki, ratujesz nam skórę - Giennadij uśmiechnął się sztucznie i odkleił wzrok od trzęsącej się Tatiany. Naukowiec sięgnął do kieszeni, jednak pod opuszkami palców wyczuł wyłącznie ceratę zdobiącą wnętrze uniformu. Kolejna próba, to samo. Drogocenna pamiątka ze wskazówkami przepadła. Giennadij stanął w obliczu absurdu i niepohamowanej chęci odzyskania osobistego chronometru. Zapomniał, że walczą o życie i ich głównym pragnieniem jest opuszczenie obiektu, reszta się nie liczy. Mimo to, sentyment do osobistego chronometru popchnął go do chorego działania. - Musimy się wrócić... - Wrócić? Oszalałeś! Jaki w tym sens? - Górą nie jesteśmy w stanie się przedrzeć, to zbyt niebezpieczne. - Co ty wygadujesz?! Trzecie piętro jest ślepe, tak samo czwarte. Jedyna droga do wyjścia prowadzi przez te pieprzone schody, rozumiesz czy ześwirowałeś doszczętnie. - A szyby wentylacyjne? - Nie mam zamiaru przeciskać się w ciemnościach, skąd ci ten pomysł do głowy przyszedł. Czemu chcesz wracać? - W takim razie pójdę sam - Giennadij z powagą zwrócił się do kompana i wyciągnął rękę w kierunku Tatiany, by ta dała mu latarkę. - Musimy trzymać się razem, nie mogę ci dać latarki! - kobieta cofnęła się, w jej głosie słychać było przerażenie. Leonid odepchnął Giennadija, nie wyrządzając mu krzywdy, ten jednak nie wykonał odwetu, a spokojnie obrócił się na pięcie zmierzając ku wyjściu. - Durniu! Co się z tobą stało? Bez nas nie masz szans. - Wiem co robię. Naukowiec szarpnął za klamkę, swąd śmierci przedostał się przez szczelinę między skrzydłem drzwi, a framugą. Zapach palonego plastiku i odór gnijącego ciała unosił się w powietrzu. Za jego plecami rozbrzmiewał zmutowany szept Leonida i Tatiany, głosy przybrały demoniczny charakter. Giennadij poczuł się niczym grzesznik zstępujący do piekieł na własne żądanie. Strach ponownie zawitał w jego ciele paraliżując kroki, które coraz wolniej stawiał. Czarna otchłań ogarnęła jego umysł, jednocześnie cucąc go od bezmyślnego działania. Naukowiec stanął w bezruchu wpatrując się w niemal namacalną ciemność. Nie myślał o niczym, mózg pracował na jałowym biegu utrzymując wyłącznie funkcje życiowe, wyobraźnia i wszelkie uczucia obumarły. Otępiały Giennadij zrezygnował, poddał się, przegrał z nieznanymi siłami zła. Wystarczyła jednak chwila, by dane oblicze diametralnie się zmieniło. Z górnego piętra rozległ się rozdzierający pisk, w mgnieniu betonowa konstrukcja zatrzęsła się. Dudniące tupanie dobiegające z wyższych kondygnacji zmiękczyło nogi naukowca, ten upadł uderzając głową o spocznik. Pół przytomny Giennadij słyszał wyłącznie kroki wybiegających z komórki Leonida i Tatiany, snop światła docierający od ich strony chaotycznie smagał powierzchnie ścian demaskując nierzadko obraz krwawej sieczki. Potężny stukot znów dał o sobie znać, Giennadij zebrał siły i wstał.
Pogoń za dwójką towarzyszy zakończyła się już na pierwszym stopniu, naukowiec zamarł momentalnie, gdy poczuł na ramieniu chłód czyjejś dłoni. Nie miał odwagi, by się odwrócić, ciemność była przyjemniejsza od wizji cudzego oddechu odczuwanego na własnych licach. Kryjąca się w mroku postać zastygła, Giennadij pomyślał, że lada moment to coś wykonana ostateczny cios i pozbawi życia, jednak manewr nie nastąpił. Ciekawość działająca pod dyktandem mimowolności zmusiła naukowca do obejrzenia się za siebie. To co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Światło niemające źródła ukazało twarz istoty. Nienaturalna głowa z licznymi bliznami i siniakami wyglądała okropnie, ale budziła również zastanawiający rodzaj współczucia. Anemiczny wyraz obcej gęby nieruchomo wpatrywał się w Giennadija. Po chwili zdeformowane usta poruszyły się i wydobyły z siebie pojedyncze słowa, które w głowie naukowca brzmiały jak echo. "C-I-Ę-Ż-Ą-R...W-I-N-O-W-A-J-C-Y...N-I-E Z-A-P-O-M-N-I-S-Z" Przeciągłe sylaby nieznajomego przeszyły przestrzeń psychiczną Giennadija. Postać zniknęła pozostawiając po sobie wyłącznie iluzoryczny kontur tworzony przez oszalały umysł. Nieszczęśnik uporządkował myśli odganiając z pamięci miniony koszmar i ruszył przed siebie potykając się o stopnie. Brak światła zmuszał go do obrania taktyki kurczowego trzymania się elementów ściennych, które po omacku upodobniały się do zupełnie innych rzeczy. - GIENNADIJ JESTEŚ TAM? - z góry dobiegł głos Leonida, brzmiał na tyle czysto, że naukowiec mógł ocenić pozorną odległość dzielącą go od dwójki ocalałych. Tatiana trzęsąc się ze strachu ściskała w ręce dłoń kolegi. Naukowiec pomyślał, że dobrze znów widzieć urok światła i ludzkie sylwetki, a nie te z koszmarów. - I co znalazłeś wyjście? - nie odwracając się, Leonid rzucił ironicznie na "powitanie" - Wynośmy się stąd, nie wytrzymam tu chwili dłużej! - Spójrzcie! Drzwi są otwarte, prowadzą do korytarzy ewakuacyjnych. Zupełnie o nich zapomniałem - oznajmił z entuzjazmem pracownik. Trójka postaci ciągnęła za sobą mglistą łunę, coś między światłem, a ciemnością, coś między granicą nadziei i śmierci. Naścienny znak informujący o wyjściu ratunkowym odbijał blask latarki, wąski hol ciągnął się ładne kilkadziesiąt metrów. Gdy zarys potężnych stalowych drzwi stawał się bardziej widoczny, rozległ się potężny wybuch krusząc ścianę na końcu korytarza. Wszyscy momentalnie runęli na ziemie, wpadając na siebie jak stado ślepych zwierząt, które nagli w kąt opętany pasterz. Tumany pyłu wypełniły przestrzeń. Trójka towarzyszy w siwych kłębach próbowała dojść do siebie, jednak szokujący efekt zniszczenia uniemożliwiał, im manewr. Gdy kurz opadł, w jasnym świetle rysowały się ludzkie formy. Kontury mężnych postaci niosących coś w ręku z każdą sekundą były coraz lepiej widoczne. Giennadij mający już dość wrażeń nie próbował nawet wstać. Rozpoznając człowieczy głos, który brzmiał jak błogosławieństwo, zamknął tylko oczy czekając na ratunek. Bojowe okrzyki postaci w maskach rozległy się po holu, nagle jedna z nich pochyliła się nad ciałem naukowca i rzuciła coś do swoich kompanów. Lecz Giennadij nie wiedział o czym mówi jego wybawca, wyczerpany do granic możliwości odpłynął.
- HALO! Obudź się! Hej ty...Brawo, dochodzi do siebie! - krzyknął w euforii sanitariusz widząc powracającego do rzeczywistości naukowca - Doskonale, jeszcze chwila. Giennadij otworzył oczy, szybko odzyskał przytomność, jednak słabość uniemożliwiała mu wstanie o własnym siłach. W odpowiedzi na rzucane słowa przez medyka odparł mimochodem, z automatu. - Co z Leonidem i Tatianą - jego wypowiedź brzmiała niczym spowiedź konającego na polu bitwy żołnierza. - Nie było z tobą żadnego Leonida i Tatiany, znaleźliśmy tylko Ciebie, bardzo mi przykro - odrzekł z powagą i przykrością widząc w oczach naukowca narastający przypływ emocji.
Ostatnio edytowany przez Tormentor, 10 Lut 2014, 23:07, edytowano w sumie 1 raz
Za ten post Tormentor otrzymał następujące punkty reputacji:
No stary musisz podkręcić tempo dodawania nowych części. Opowiadanie wręcz okrutnie mi się podoba. Nie jest to kolejne z cyklu "Saszka wędruje po Zonie i paczcie jaki z niego kozak".
С.т.а.л.к.э.р. - S.T.A.L.K.E.R.
Za ten post Snajper666 otrzymał następujące punkty reputacji:
Postanowiłem skorzystać z wolnego dnia i spłodziłem krótki rozdział. Myślę, że nie jest źle.
Rozdział X
Postój:
Masywna ciężarówka sunęła polną drogą pod bacznym okiem eskorty dwóch terenowych UAZów, wyposażonych w dwa karabiny stacjonarne umieszczone na dachu. Gwałtowny wiatr i rzęsisty deszcz utrudniał przemieszczanie się, jednak czas naglił narwanych kierowców liczących każdą mijającą sekundę, z tego też powodu niespecjalnie zdejmowali nogę z gazu. W wojskowej karetce huk silnika i stukot blachy pojazdu nie pozwalał zebrać myśli przygnębionemu Giennadijowi. Lekarz w tym czasie ponaglał kierowcę i nawigatora, dzieląc się przy okazji własnymi spostrzeżeniami na temat trasy i warunków. Naukowca nie poruszał fakt, że jego życie zostało ocalone, wspominał dwójkę towarzyszy, którzy z niewyjaśnionych przyczyn nie znaleźli miejsca koło niego. Targany emocjami sięgnął do kieszeni zapominając, że jest pusta. Osobista pamiątka leżała kilkadziesiąt metrów pod ziemią, zatopiona w pyle i ciemnościach. - Jak się czujesz, szczęściarzu? - zapytał medyk siadając obok ocalałego. - Sam nie wiem, chyba nic nie czuję. Totalny mętlik w głowie. Dokąd zmierzamy? - Opuszczamy strefę. Po incydencie nakazano wstrzymać wszelkie prace w obrębie Czarnobyla. Eskortowano wszystkie jednostki. Stacje badawcze wieją pustką. W ciągu kilku godzin naukowcy opuścili swoje siedziby i prawdopodobnie znajdują się po za granicami Zony, anomalne zmiany pogody zmusiły organy władzy do wydania decyzji na temat ewakuacji - wyjaśnił sanitariusz. - Wiadomo co się dokładnie stało, tam na dole? - Sądziłem, że to pan, będący ocalałym świadkiem wyjaśni kulisy katastrofy. - Powołując się na moich relacjach, niczego konkretnego się nie dowiecie, zbyt mało pamiętam. - Nie moja w tym głowa. Mamy za zadanie pomyślnie pana przetransportować, to wszystko. Mężczyzna w fartuchu odwrócił się i ponowił rozmowę z kierowcą.
Wąskie okno tylnych drzwi pojazdu pokryte zostało strużkami wody, cieniutkie skroplone wężyki tworzyły określony ciąg za sprawą silnego wiatru. Do kabiny dostała się dodatkowa dawka światła, swój koncert zainicjowała burza, za kilka sekund dał się usłyszeć potężny grzmot. Beznadziejna pogoda zwiastowała najgorsze, nie długo musiał czekać Giennadij, by usłyszeć przykre wieści od lekarza. - Wystąpił mały problem, droga przed nami się urywa. Nawigator musiał popełnić błąd, choć sam zapewnia, że wszystkie współrzędne na mapie są poprawne. Łączność z centralą nie działa, jesteśmy zmuszeni zawrócić lub czekać na postęp pogody. Nic nam nie grozi, więc, proszę zachować spokój. Ostatnie zdanie zabrzmiało dość śmiesznie, żałosny pogłos wymawianych słów Giennadij puścił jedna koło ucha, spoglądając jednak nieco z kwaśną miną na nadawcę. Chwile grozy przeżyte w podziemnym kompleksie badawczym sprawiły, że duma poszkodowanego została urażona, gdy tylko usłyszał o "zachowaniu spokoju". Naukowiec wpatrywał się w szybę, najwyraźniej zaciekawiony znaczną częstotliwością błyskawic ukazujących się gdzieś w oddali. Jednak natychmiastowy przebłysk doprowadził go do zdania sobie z sprawy, że owe zjawisko nie pochodzi z niebios. Giennadij ruszył do okienka i wlepił wzrok w horyzont szarego krajobrazu. W oddali na powierzchni rysowały się elektryczne wyładowania, które przemieszczały się w niewyjaśniony sposób. Widok gruntowej burzy zasłoniła nagle tajemnicza twarz, wspomnienie z piekieł ożyło, jednak owa postać za szybą okazała się wojskowym z eskortującego UAZ'a. Serce naukowca przez chwilę stanęło w gardle, a ciśnienie w mózgu osiągnęło poziom nad wyraz duży. Jednak powoli jego stan wracał do normy. - Co dalej, będziemy tak stali czy ruszamy? Łączność szlak trafił, a ja mam dość tej pie*dolonej wycieczki - bezpardonowo i zbędnych ceregieli rzucił zdenerwowany żołnierz. Wojskowy spojrzał ukradkiem na naukowca, ale nie raczył nawiązać z, nim rozmowy. Giennadij pomyślał przez chwilę osobie jako winowajcy, przez, którego eskorta ma dodatkową robotę. - Nie ja tu wydaje rozkazy, jestem lekarzem z zawodu, widzisz gdzieś pagony na moim fartuchu? - kipiał z poirytowania medyk dając do zrozumienia, że nie ma ochoty słuchać żalów mundurowego. - Powinniśmy ruszać. Pogoda jest beznadziejna, ale nie zmieni się w pół godziny - wskazał palcem ku górze wojskowy i odszedł od adresatów swojej mowy. - Dziadyga - oznajmił pod nosem medyk, uśmiechając się do Giennadija. - Niech pan spojrzy przez szybę i wypatruje w oddali dziwnego zjawiska elektrycznego - odparł naukowiec zachęcająco gibając głową w stronę drzwi. - Że jak? - lekarz wstał i ruszył w stronę szklanej tafli - jakie zaś dziwne zjawisko? Giennadij czekał, aż medyk odklei wzrok i ze zdumieniem spojrzy na niego, jednak po paru sekundach usłyszał tylko zrezygnowane "Nic nie widzę". - Musi tam być, niech się doktor dokładnie przyjrzy...Faktycznie, nic nie ma. Dam wiarę, że widziałem wyładowania na powierzchni - powiedział naukowiec czując wstydliwą gorycz. - Przewidzenie - medyk zrobił przerwę ziewając przeciągle - w wyniku szoku, czy też działach psychogennych obraz jaki pan widzi może być wypaczony, nawet z mojego punktu widzenia takie przypadki ciężko wyjaśnić w racjonalny sposób, zdarza się i tyle. Mózg lubi płatać figle - zakończył poprawiając fartuch - To czemu tutaj wszystko jest na miejscu i widzę pana tak jak widzę teraz, a jak siedzę tak siedzę? - Giennadij uniósł się, złoszcząc się na doktora i jego tezę. - Był pan kiedyś dzieckiem? - zadał absurdalne pytanie medyk i nie przerywając sobie i nie dając dość do głosu słuchaczowi, kontynuował - Z pewnością. Prosty przykład, za młodu każdy z nas się czegoś bał, mrocznych historii usłyszanych od starszych czy horrorów, które oglądaliśmy bez wiedzy rodziców. Odbieraliśmy to wszystko w inny sposób, mieszaliśmy fikcję z rzeczywistością. Wracając do pokoju przy zgaszonym świetle nasze wyobrażenia próbowały przyrównać otoczenie do tych z opowiadań czy filmów. Nasz mózg działał według pewnego wzorca, który z wiekiem zanikał. Dorośli nie boją się potworów, które żyją wyłącznie w bajkach. Pański przypadek funkcjonuje na podobnych zasadach, ludzkie oko czasami widzi coś czego nie ma, jest to efekt chwilowych zmian w mózgu, które mają psychiczne podłoże...ku*wa mać, chyba jednak jest pan zdrowy. Medyk żwawo ruszył do okna i zaczął oglądać widowiskowe przedstawienie elektrycznych rozbłysków, które znikały na chwilę, by znów ożyć. - Chyba sam sobie wypiszę coś na wzrok, bo oczom nie wierzę. Cóż za piękne zjawisko. Co pan o tym myśli - zakomunikował podekscytowany nie odrywając głowy od szyby. - Myślę, że to wypaczony obraz pańskiej percepcji - dodał żartobliwie Giennadij, zachowując równocześnie pozorną powagę. Lekarz odwrócił głowę, wyszczerzył zęby i zaświecił oczami. - Widziałem już coś takiego...Ale w filmach. Co jest źródłem tego efektu, przecież wokół same drzewa i zarośla. - Kolejna zagadka do rozwiązania, jednak nie sądzę byśmy ją rozwikłali. Warto o tym poinformować władze. W tym momencie zawarczał silnik transportera. Kierowca i nawigator doszli do porozumienia z wojskowymi. Czterokołowa kolubryna chwiejnie ruszyła zostawiając w ziemi błotniste ślady. Fenomen w postaci elektrycznych wyładowań stał się tematem rozmów dla Giennadija i medyka. Wspólna debata o naturze zjawiska tak mocno ich pochłonęła, że sam naukowiec przestał myśleć o dwójce towarzyszy, których "zostawił" gdzieś pod ziemską skorupą.