Za oknem deszcz

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 17 Cze 2012, 17:28

Pozwólcie, że teraz ją się wypowiem :E

Cenię sobie wszystkie komentarze i krytykę, również tą w wykonaniu Roena bo sam takiej sobie zażyczyłem. Ja też piszę "rekreacyjnie", jednak czasami potrzebuję porad i krytyki, żeby moje teksty nadawały się do czytania. Roen trafnie stwierdził, że tekst przeznaczony do publikacji jest wizytówką samego autora, więc powinien być jakoś w miarę reprezentacyjny.

Co do tych broni na ramionach to chodziło mi o nią przyczepioną do paska, którego można przewiesić przez ramię, równolegle do kręgosłupa.

"Postawić po ścianę" potocznie oznacza rozstrzelać.

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Reklamy Google

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 30 Lip 2012, 20:57

Dorwałem się w końcu do komputera i mogę wreszcie kontynuować opowiadanie. W poprzednich częściach poprawiłem wszystkie błędy i nieścisłości. Dziękuję za komentarze.

Ta część jest krótka i nie ma w niej zbyt wiele akcji, lecz później się rozkręci.

cz. VII


Nadchodził grudzień i pierwsze zimowe przymrozki dawały się we znali stalkerom. Zimny wiatr gwizdał wśród spróchniałych desek chatek w niewielkim obozowisku, niedaleko wyjścia z Magazynów Wojskowych. Za małym, sztachetowym płotem szumiał las i jego drzewa gubiły ostatnie, zżółkłe liście. Słońca prawie nie było widać zza śnieżnobiałych, puszystych chmur. Wokół ogniska, którego płomienie rozpraszał wiatr rozsiadło się kilku stalkerów. Ogrzewali zmarznięte dłonie przy ogniu i jedli kiełbasy lub konserwy, popijając od czasu do czasu wódką lub napojem energetycznym.

Najbardziej zdumiewającym towarzyszem był duży, czarnobylski nibypies, z brunatną, lśniącą sierścią i oczami odbijającymi blask ognia. Reszta stalkerów zdawała się nie zwracać na niego uwagi, jedynie odsuwając się od niego jak najdalej, tylko jeden z nich siedział obok po turecku i leniwym ruchem podrapał go za uszami. Nibypies ziewnął odsłaniając paszczę pełną ostrych jak brzytwa kłów i położył się na brzuchu, grzejąc łapy przy ogniu.
Oleg grzebał bezmyślnie patykiem w ognisku, wzniecając iskry tańczące na wieczornym niebie i gasnące w jego granatowych objęciach. Minął ponad tydzień od pamiętnych wydarzeń w Jantarze i nie zrobił nic godnego uwagi, przez trzy dni siedząc w Barze i pijąc wódkę w akompaniamencie smętnych melodii puszczanej z głośników. Pośród pijackich przyśpiewek i awantur spędzał bezsensownie dni i noce w bezczynności, lenistwie i pijaństwie. O wydarzeniach sprzed tygodnia alkohol nie pomagał zapomnieć, wręcz przeciwnie – Oleg zasypiał po nim szybciej, by w snach przezywać na nowo przeszłość, jak w niemym, czarno-białym filmie, budząc się nad ranem na kacu i zlany potem.

Jeden raz tylko, gdy zabrakło mu pieniędzy na nową butelkę, odstrzelił kilka psów sprzed bram Baru, za co dostał od Kicenka nieszczere podziękowanie i ledwo setkę rubli. Przedwczoraj wyruszył z Baru w nadziei na otrzymanie odpowiedzi na pytania mnożące się w jego głowie, lecz znalazł w Magazynach tylko więcej anomalii, mutantów i kolejną grupę stalkerów chętnych do picia. Napotkał też dziwnego faceta, który za jedyne towarzystwo miał oswojonego nibypsa i którego wszyscy nazywali oszołomem. Noe opowiadał niestworzone historie, w większości zapewniając, że był w Elektrowni i na polach artefaktów, lecz jak mawiał – nic godnego uwagi.

- Więc co z tym, jak mu tam… Sacharowem? – spytał Noe. Miał rozczochrane, czarne włosy, kilkudniowy zarost i rozbiegane, piwne oczy, patrzące każde w inną stronę. Ubrany był w zielony płaszcz przeciwdeszczowy z wysokim kołnierzem i spodnie moro.
- Tego nie wie nikt – odpowiedział Strach, odziany w imponujący kombinezon z mnóstwem płyt kewlarowych, przewodów i rurek – Gdzieś zniknął. Niedawno byłem z kilkoma kolesiami w Jantarze sprzedać artefakty to zobaczyliśmy tylko wielką dziurę w drzwiach bunkra. No i wchodzimy, a tam wszystko poprzewracane i nie ma nikogo.
- Kto to mógł zrobić?
- Nie mam pojęcia. Nie umiem sobie wyobrazić co mogło zrobić taką wyrwę w drzwiach. Raczej nie jakiś mutant, nie było żadnych zadrapań ani śladów walki w środku. Po prostu ktoś wszedł i pewnie groźbą albo siłą uprowadził Sacharowa. Nie wiem w jakim celu.
- To może bandyci? – spytał Bekon, gryząc kiełbasę – Teraz już są wszędzie. Ponoć wypowiedzieli wojnę wszystkim stalkerom.
Strach nie odpowiedział. Wpatrzał się w płomienie i chwile potem spojrzał przenikliwie na Olega.
- Mówiłeś, że ostatnio ich spotkałeś w Jantarze?
- Tak – rzekł Oleg niechętnie przypominając sobie strzelaninę z ich udziałem – chcieli wejść do bunkra ale nie udało im się. Wszystkich załatwiłem.
- To dobrze – stwierdził Strach po chwili – Sukinsyny ostatnio za bardzo się rozhuśtali. Napadli na zbrojownie żołnierzy jakiś czas temu, będzie może z tydzień. W nocy, jak była mniejsza obstawa. Wytłukli wszystkich jakimś sposobem i opustoszyli cały magazyn. A było co zabierać - karabiny, amunicja, pistolety, granaty, nawet RPG by się znalazł. I mnóstwo medykamentów.
- Na co im to wszystko? – spytał Oleg chwytając niedopitą butelkę wódki.
- Próbują zająć Wysypisko – wtrącił się inny stalker – Ale nie wiem czy to jest możliwe. Neutralni raczej im na to nie pozwolą.
- No nie wiem Drez, z takim uzbrojeniem mogli by dać radę – stwierdził siedzący obok Olega Bekon a Strach spojrzał na niego karcąco.
- Wypluj to, bo jak im się uda, to odetną nam drogę do większości lokacji. Przejście do Agropromu, Doliny Mroku i Kordonu będzie kontrolowane przez te plugastwo. I wtedy będzie katastrofa.
- To Powinność i Wolność też powinni spróbować ich powstrzymać.
- Miejmy nadzieję, Bekon, miejmy nadzieję… - rzekł Strach i umilkł, skubiąc zaśniedziałym widelcem konserwę i zatapiając się we własnych myślach.

W pewnym momencie nibypies wstał i wciągając w nozdrza powietrze najeżył się i zaczął głośno ujadać. Noe wstał powoli i zdjął karabin z pleców, rozglądając się dookoła. Reszta stalkerów zrobiła to samo.
- Co się stało Striełka? – spytał Noe po chwili, jakby oczekując od nibypsa odpowiedzi.
Usłyszeli głośne stąpanie ciężkich buciorów za płotem i pozapalali latarki, oświetlając okolicę.
Zobaczyli w ich świetle kilku mężczyzn, zmierzających w ich stronę, ubranych w zielono-żółte kombinezony, każdy uzbrojony w taki sam karabin. Na czele truchtał wysoki i barczysty mężczyzna, w kasku na głowie. Weszli do obozu i większość stanęła w szeregu, jedynie człowiek w kasku wystąpił na przód i rozejrzał się, zatrzymując wzrok krótko na ujadającym nibypsie i uspakajającym go Noem, a potem odezwał się władczym głosem.
- Z kim mam przyjemność?
- Wołają na mnie Strach. A to jest Oleg, Bekon, Drez i Noe. Nie wiedziałem, że szwenda się tutaj Wolność.
- Komendant Lingow – człowiek w kasku wyciągnął dłoń, lecz po dłuższej chwili ją cofnął, nie doczekawszy się jej uścisku - Jesteśmy tutaj z rozkazu Igora Czechowa, dowódcy frakcji Wolność. Zajmujemy ten teren jako punkt obserwacyjny.
- No to macie problem, bo myśmy tutaj byli pierwsi.
- To jest rozkaz i musimy wykonać – rzekł Lingow i machnął swoim żołnierzom. Strach błyskawicznie wycelował w niego broń, za jego przykładem poszła reszta stalkerów. W odpowiedzi wolnościowcy również wycelowali w Stracha i resztę, w rezultacie wszyscy celowali do wszystkich w milczeniu. Striełka krążyła wokół i warczała cicho.
- A kto ci rączki rozbuja, cwaniaczku? – powiedział Strach, a Lingow widząc śmiercionośnego AK wycelowanego między oczy machnął ponownie na swoich żołnierzy by nie otwierali ognia.
- Słuchaj no, my tutaj mamy wspólny interes. Wysypisko jest już pod kontrolą bandyckiej chołoty i teraz szykują się na Bar. Jeżeli jego też zdobędą, a nie zabezpieczymy Magazynów, to wkrótce rozlezą się na całą Zonę. Chcesz tego?
- Nie – odpowiedział Strach ze zdziwieniem w oczach i opuścił broń.
- Schowajcie swoje zabawki, a pogodzimy się jak koledzy – rzekł Lingow i wszyscy przewiesili bronie na ramiona lub pochowali do kabur – Możecie tutaj zostać, podzielimy obozowisko. Ale niech ten mutant lepiej mi zniknie z oczu – powiedział, wskazując na Striełkę – Bo takie jak on zabiły niejednego mojego żołnierza.
- Striełka nikomu nie zrobi krzywdy – odezwał się Noe, szczerząc żółte zęby, lecz zaraz potem uśmiech spełzł mu z twarzy widząc srogie spojrzenie Lingowa – Dobra, w ciągu godziny nas już nie będzie. Chodź moja kochana, idziemy się spakować.
Noe oddalił się w stronę jednej z chatek, a Lingow zwrócił się w stronę Stracha.
- Co to za dziwak?
- Nie ma o czym mówić – odparł Strach i usiadł ponownie przy ognisku.

Oleg pomyślał, że szczęśliwym trafem nadarzyła się okazja do pokazania komuś dziennika znalezionego w Jantarze, a komendant Lingow, najwyraźniej ważny członek Wolności, jest chyba godzien zaufania i może ma możliwość coś z tym dalej zrobić. Podszedł więc do komendanta, poprosił go o podejście w ustronne miejsce i wcisnął w rękę dziennik.
- A cóż to takiego?
- Zapiski człowieka Powinności, które znalazłem podczas wyprawy do Jantaru. Powinny pana zainteresować.

Lingow omiótł wzrokiem kilkanaście stron, zmarszczył czoło, mruknął coś niezrozumiałego do siebie i na chwilę się zamyślił.
- Bardzo to interesujące. Jestem ciekaw co to może być… Słuchaj, mamy tutaj tymczasową bazę, kilkadziesiąt metrów stąd. Znajdź tam naszego szefa, Czechowa i mu to pokaż. Napiszę mu informację, że przychodzisz. Nazywasz się Oleg, zgadza się? Przy wejściu powiesz strażnikom hasło „Powinność to debile” i wpuszczą ciebie. My tutaj zostaniemy do rana. Odmaszerować.

Oleg zwinął swój plecak, porzucony obok ogniska, zarzucił na ramię i poszedł w kierunku wskazanym przez Lingowa. Pomyślał, że wreszcie ma jakiś konkretny cel przed sobą. Minął wrak samochodu omotany przez cienkie, liściaste łodygi i wyszedł z obozu przez wyłamaną furtkę.

Za ten post qcyk0015 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Xen, Gro3a.
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 06 Sie 2012, 17:29

Strach błyskawicznie wycelował w niego broń, za jego przykładem poszła reszta stalkerów. W odpowiedzi wolnościowcy również wycelowali w Stracha i resztę, w rezultacie wszyscy celowali do wszystkich w milczeniu. - nie za dużo tego czasownika celował ? ;)

hołota piszemy przez samo h

Ogólnie jest nieźle nie mniej jednak ten rozdział jakiś mało porywający jest. Były lepsze.

Pozdrawiam, czekam na cd.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Za oknem deszcz

Postprzez qcyk0015 w 27 Sie 2012, 16:44

VIII

Z wieczornego mroku wyłoniła się mała budka z zapaloną w środku lampą. Zaraz obok ukazało się wejście do ogromnego, zabudowanego obszaru, ogrodzonego ceglanym płotem z drutem kolczastym. Z budki wyjrzał strażnik, oświetlając sobie latarką pole widzenia.
- Stać! Ktoś ty?
- Nazywam się Oleg, wysłał mnie tutaj komendant Lingow.
- Dostałem wiadomość. A hasło?
- Powinność to debile.
- Racja. Wchodź, tylko nie wyjmuj niepotrzebnie broni, a tym bardziej nie otwieraj ognia, bo wyniosą cię stąd nogami do przodu. Szef stacjonuje w budynku po prawej, zaraz za skrzyżowaniem. Na piętrze po lewej.
- Dzięki – burknął Oleg i przekroczył wejście, gdzie po bokach stało kolejnych dwóch strażników i wstąpił na szeroki most, prowadzący do rozwidlenia dróg. Po lewej stronie z ciemności wynurzały się szerokie, uszkodzone budynki a po prawej, wśród dziurawych, drucianych płotów, na małym placyku siedziało przy ognisku kilku stalkerów. Wśród wesołych dźwięków muzyki reagge i śpiewów, z których niewiele dało się zrozumieć, pili duże ilości wódki i palili skręty, których gryzący zapach roznosił się na całą bazę.
Oleg podszedł pod budynek, który wskazał mu strażnik. Przeszedł obok pilnującego wejścia stalkera i wstąpił do środka. Na wprost, w mrocznym cholu ukazały się popękane schody. Wszedł na górę i korzystając ze wskazówki strażnika, udał się w lewy korytarz. Przechodzący stalker w prostokątnych okularach wskazał mu palcem pokój. Przy biurku, oświetlonym małą lampką, pochylał się nad starymi i pożółkłymi mapami barczysty mężczyzna. Miał ogoloną na krótko głowę i bystre spojrzenie doświadczonego stalkera. Skinał głową i wskazał Olegowi krzesło obok.
- Poczęstuj się – rzekł wyjmując z szafki w biurku kanciastą butelkę ze złocistym alkoholem. Oleg przyjrzał się i rozpoznał prawdziwą, szkocką whisky. Czechow nalał jej po trochu w dwie szklanki, zamoczył usta w jednej z nich i spojrzał na Olega.
- Więc co dla mnie masz?
- Zapiski członka Powinności, które znalazłem w Jantarze.
- I co w nich ciekawego? – spytał, wyciągając dłoń po notes.
- Niech pan sam przeczyta – odrzekł Oleg i przechylił swoja szklankę, opróżniając ją dwoma łykami.
- Nie jestem żaden pan, jestem Czechow – rzekł, przyglądając się zapiskom – Skąd wiadomo, że to nie są jakieś wymyślone bajki?
- Znalazłem notes w Jantarze, na terenie fabryki. Leżał obok zgniłego trupa, z przestrzeloną głową. Wygląda na to, że są prawdziwe.
- Byłeś w fabryce i jeszcze żyjesz? Musisz być albo wielkim twardzielem, albo szczęściarzem.
Oleg nie miał zamiaru dyskutować która wersja jest prawdziwa, więc milczał. Czechow doczytał zapiski do ostatniej strony i zamknął notes.
- Nie ma innego sposobu, jak potwierdzić to osobiście.
- Niby w jaki sposób?
- Już od jakiegoś czasu podejrzewamy, że Powinność coś szykuje. Zamykają się w jednym z hangarów w Barze i coś budują, albo naprawiają. Znając ich, to na pewno nie jest nic dobrego. Potrzebowaliśmy na to jakiegoś konkretnego dowodu i oto proszę – machnął cienką książeczką – sam do nas przyszedł.
- I co dalej?
- To proste. Powinność teraz ma na głowie obronę swojej bazy i ciężko będzie jej zauważyć szpiega, którego jej wyślemy.
- I tym szpiegiem będzie…? - Oleg zadał pytanie, domyślając się odpowiedzi.
- Oczywiście, ktoś spoza naszej frakcji. Tam znają prawie wszystkich naszych, jakby któryś się tam pojawił, od razu obudziłoby to podejrzenia. Pewnie w ogóle nie zostałby wpuszczony, tym bardziej, że trwa wojna. Także proponuję ci układ, pójdziesz tam rano, spróbujesz czegoś się dowiedzieć, a my ci solidnie to wynagrodzimy.
- Nie jestem najemnikiem. Ani tym bardziej szpiegiem – odparł Oleg.
Czechow wyjął z jednej z kieszeni zawiniątko i wcisnął w jego dłoń.
- To na razie zaliczka. Jak się zgodzisz i wrócisz to dostaniesz całość.
Oleg, zdumiony plikiem banknotów, w którym na pierwszy rzut oka było ze trzy tysiące rubli jednak zaczął się zastanawiać nad propozycją, lecz chodziło mu po głowie jeszcze jedno pytanie.
- Mam iść sam?
- Znajdziemy ci kogoś do pomocy. Mamy tutaj jednego delikwenta, który dla nas pracuje, ale nie jest jeszcze jednym z nas. To kot, ale sporo potrafi. Może ci się przydać.
- Dobra, chyba spróbuję.
- Dzielny chłopak – rzekł Czechow sięgając do kabury i wyjmując z niej duży pistolet z tłumikiem – Weź tą Berettę, może się przydać na miejscu. Ale nie daję ci jej na stałe, ma do mnie wrócić. Wyruszasz rano, bądź gotów o siódmej. Na dole masz pomieszczenie z pryczą, możesz się na niej przespać. Teraz odmaszerować.

Oleg wstał rankiem, gdy rzadkie, poranne opary mgły unosiły się jeszcze nad wilgotnym, brukowanym chodniku bazy. Gdy tylko wyszedł z kwatery głównej by rozciągnąć plecy obolałe po spaniu na sprężynowym materacu, podszedł do niego stalker, jeden z tych, którego Oleg widział wczoraj przy ognisku. Miał pociągłą twarz z krótką bródką, włosy zaplecione w długie dredy i tkwiący w dolnej wardze niewielki kolczyk. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę do Olega.
- Ty jesteś pewnie Oleg? Mamy iść razem szpiegować.
- Na to wygląda. A ty jak się nazywasz?
- Wołają na mnie Dred. Jesteś gotowy? To lecimy.

Poranna mgła unosiła się nad dróżką, gdy szli w kierunku Baru. Piaskowa ścieżka, wydeptana tysiącami kroków wiła się pośród drzew i pagórków okrytych długą trawą. Chłód poranka szczypał Olega w policzki i zamieniał oddech w rzadkie opary. Przez cały czas mijali stalkerów spieszących w kierunku Magazynów Wojskowych. Naprzeciw szły im całe grupy zaszczutych i zrezygnowanych ludzi, dźwigających ciężkie plecaki, w którym zapewne były całe ich dobytki. Niektórzy spoglądali na nich pytającym wzrokiem, jakby zdziwieni, że jeszcze ktoś ma odwagę iść w przeciwną stronę.
- Chyba nie za ciekawie się tam dzieje – powiedział Dred.
- Najwyraźniej – odrzekł Oleg, spoglądając na prawo, tuż przy drodze prowadzącej do posterunku i dostrzegając więcej niż poprzednio krzyży w świeżo rozkopanej ziemi, zdobionych kaskami i maskami poległych stalkerów.
Mijając cmentarzyk i skręcając w lewo doszli do posterunku przy zachodnim wejściu. Warta została znacznie wzmocniona, zwykle stało tam trzech leniwych strażników z Powinności, teraz Oleg naliczył sześciu, uzbrojonych po zęby i spoglądających z ukosa na przybyszów. Ognisko było wygaszone, jakby nikt z nich nie miał czasu przy nim siedzieć, jak to zwykle bywało.
- W jakiej sprawie? – spytał jeden ze strażników gburowatym tonem, zagradzając im drogę.
- Ee… Do Barmana przyszliśmy po trochę ekwipunku – odpowiedział Oleg.
- Neutralni? W złym momencie przychodzicie, większość woli iść w drugą stronę. Ale w porządku, przechodźcie, ale lepiej trzymajcie broń w pogotowiu. I żadnych wybryków, bo przez to, co tutaj się dzieje jesteśmy bardzo nerwowi. I nie wiem czy jeszcze zastaniecie Barmana.
- Dlaczego?
- Wejdź, to się dowiesz.
Kiedy przeszedł z Dredem przez posterunek i rozejrzał się dookoła na jednym z małych placów wzdrygnął się mimowolnie. Nie był to ten sam Bar, w jakim był ledwo kilka dni temu. Do tej pory to bezpieczne i spokojne miejsce zamieniło się w pole bitwy. Leniwe przesiadywanie w hangarach przy ognisku zamieniło się na czujne warty i niespokojne dreptanie. Co kawałek spotykało się patrole Powinności w egzoszkieletach z palcami nieustannie dotykającymi bezpieczników karabinów, gotowe w każdym momencie włączyć ogień ciągły i nacisnąć na spust.. Zarówno ściany budynków, jak i popękane, betonowe chodniki były gdzieniegdzie poplamione krwią, oraz ziały w nich dziury po kulach i wyrwy po granatach. W powietrzu unosił się zapach spalenizny, oraz resztki chmur pyłu po eksplozjach. Gdzieś w stronę południowego wejścia słychać było strzały i krzyki. Niedaleko Olega dwóch stalkerów dźwigało ciało swojego kompana, z dziur w klatce piersiowej wypływały potoki krwi. Wszyscy stąpali po odłamkach cegieł i cementu, oraz po łuskach nabojów.
- Bandyci napierają coraz mocniej – spostrzegł Dred – Najwyraźniej udało im się przebić do centrum.
- Na to wygląda – odparł zaskoczony całym widokiem Oleg.
Z hangaru, prowadzącego do południowego wyjścia dochodziły strzały. Naprzeciw wejścia do niego ustawiona została sięgająca do pasa sterta worków z piaskiem. Dwóch ludzi z Powinności kucało przy niej, mając oko na jego otwartą bramę i trzymając w pogotowiu potężny CKM.
- Nas nie interesuje w tej chwili ta wojna – rzekł Dred – Mamy coś do zrobienia. Tam jest baza Powinności – wskazał na wejście, przyblokowane kolejną zaporą z worków z piaskiem i strzegących go kilku strażników – Ma ona jeden słaby punkt. Na ścianie hangaru obok jest metalowa drabina, prowadząca na dach. Przez niego można się dostać do środka. Plan jest taki, ja odwrócę ich uwagę a ty wejdziesz do ich bazy i rozejrzysz się w środku. Powęszysz trochę i wrócisz, ale masz tylko parę minut na wszystko, nie mogę ich zajmować wiecznie.
- W porządku – odrzekł Oleg.
- Stój tutaj i czekaj. Wybuch i dym to będzie znak dla ciebie. Tylko bądź ostrożny i nie daj się przyłapać, bo to będzie koniec – powiedział Dred, a Oleg kiwnął głową i oparł się plecami o mur obok drabiny. Dred zniknął za rogiem, rozglądając się czujnie wokoło.
Oleg spoglądał, jak co chwilę przebiegały obok uzbrojone grupki Powinności, kierując się w centrum bitwy. Niektórzy samotnicy pomagali im w obronie Baru, większość jednak go opuszczała, udając się do Magazynów Wojskowych i Dziczy. Jeden z członków Powinności zmierzył go pytającym wzrokiem, więc Oleg udawał, że odpala papierosa.
W pewnym momencie rozległ się niedaleko ogłuszający wybuch i gęsty dym zaczął unosić się w powietrzu, ograniczając widoczność. Oleg wyrzucił szybko papierosa i zapałki, poczekał aż grupa członków Powinności skieruje się w stronę eksplozji i gdy okolica była czysta wspiął się ukradkiem po drabinie. Zardzewiałe szczeble gięły się pod jego ciężarem, lecz jakoś wszedł na dach i kucając rozejrzał się. Kilka metrów na wprost w blaszanym dachu była dziura, około metrowej średnicy, lecz jego uwagę przykuło coś innego. Na dole, schowane za hangarem, stały dwie niewielkie furgonetki. W jednej z nich grzebał pod maską członek Powinności, obok stało w szeregu około trzydziestu innych, pod dowództwem stalkera w egzoszkielecie. Oleg położył się na metalowy dach, układając się tak, by go nikt nie zobaczył i nadstawił ucho.
- Zmieniamy trochę plany panowie – rzekł Taczenko do szeregów swoich żołnierzy – Wyruszamy już zaraz. Bar już długo nie pociągnie przy takim naporze. Trzeba ją zabezpieczyć, żeby nie wpadła w łapy bandytów. Udajemy się do Czerwonego Lasu, tam się przegrupujemy i ułożymy dalsze plany.
- A co z Woroninem, Kicenkiem i ich oddziałami szefie? Zostawimy ich na polu bitwy?
- Oni nie mają pojęcia o całej akcji durniu, niech zostaną i walczą do końca.
- Tak jest.
- Szykować się. Pietrenko, jedziesz ze mną i ze sprzętem, Gawdylenko, pojedziesz tą furgonetką ze swoim oddziałem przed nami, Jungow, zabezpieczacie tyły. Wszystko jasne? Macie dziesięć minut na przygotowanie się.
Oleg usłyszał szybkie kroki i rumor przygotowań. Wszyscy rozbiegali się na wszystkie strony. Gdy zaczął się zastanawiać, czy już nie skończyć podsłuchiwania usłyszał serię trzasków i spojrzał pod nogi. Omszały, metalowy dach pod jego ciężarem zaczął się giąć i pękać. Po krótkiej chwili dach osiągnął granice wytrzymałości i zapadł się pod Olegiem. Cienki metal wygiął się, wpadając do środka i Oleg musiał ratować się przed upadkiem na dół chwytając się mocno za krawędź.
Zwisając i nie mogąc się podciągnąć z powrotem do góry, spojrzał w dół. Zobaczył pod sobą popękaną podłogę i nie mając innego wyjścia wskoczył do środka, rozglądając się gorączkowo dookoła, lecz w mrocznym wnętrzu nie było nikogo. Był to niewielki hangar mieszczący kolejną małą furgonetkę, jej zadaszona paka była szczelnie okryta materiałem. Wokoło stały zawalone przeróżnymi narzędziami i przyrządami drewniane stoliki. Drzwi były zamknięte na cztery spusty, więc mógł się szybko rozejrzeć. Stalker w pamiętniku miał rację, ludzie z Powinności faktycznie tutaj coś naprawiali i były to ciężarówki, które próbowali doprowadzić do stanu używalności. Tylko gdzie chcieli tymi pojazdami wyruszyć? Do głębi Zony? I po co? Prócz ciężarówki i stołów z narzędziami nie było tu nic godnego większej uwagi i Oleg zrobił kilka kroków by sprawdzić furgonetkę, gdy nagle usłyszał szczęk zamka w drzwiach i zamarł. Gorączkowo myśląc co robić i nie mając innego wyjścia, odczepił z haków materiał zakrywający pakę i wsunął się do mrocznego wnętrza furgonetki. W środku było wysokie do pasa i szeroki na kilka metrów przedmiot przykryty, ciemną, materiałową płachtą i owinięty mocnym sznurem.
Drzwi hangaru rozwarły się na całą szerokość i weszła grupa powinnościowców. Oleg przez niewielkie rozdarcie w materiale zobaczył Taczenkę i żołnierza nazwanego wcześniej Pietrenką.
- Wsiadaj do kabiny, ja też zaraz wchodzę, tylko jeszcze coś sprawdzę – rzekł i zaczął obchodzić pojazd.
Oleg, bojąc się, że zostanie wykryty i zapewne błyskawicznie osądzony na karę śmierci za szpiegostwo, schował się za ciemny przedmiot. Stalker chwycił za materiał i zajrzał do środka.
- Kazałem szczelnie zakryć do cholery – mruknął do siebie Taczenko, zapiął z powrotem na hak materiał i wszedł do kabiny, trzaskając drzwiami. Oleg przez przyciemnioną szybę za kabiną dokładnie widział dwóch mężczyzn. Dzięki odpalonemu silnikowi paką zaczęło trząść, na zewnątrz hangaru również odpalone zostały silniki pojazdów. Wszyscy najwyraźniej szykowali się do wyjazdu. Oleg nie mógł wyjść z żaden sposób, gdyby go zobaczyli to prawdopodobnie otworzyliby ogień. Więc musiał na razie zabrać się na gapę, dopóki nie zarządzą jakiegokolwiek przystanku.
- Zachciało nam się szpiegować w środku wojny – mruknął Oleg trzymając się szkieletu paki, żeby nie wywrócić się przez gwałtowne szarpnięcie.
Ciężarówka ruszyła, wyjechali powoli z hangaru, kilkanaście metrów za nimi podążała kolejna furgonetka wypełniona żołnierzami Powinności. Minutę później już byli przy północnym wejściu do Baru, usłyszał klaksony, przekleństwa stalkerów zmuszonych usunąć się z drogi i gnali piaszczystą drogą lekko przyśpieszając. Paką mocno trzęsło i Oleg musiał opierać się o tajemniczy pakunek, żeby się nie poobijać. Wyjrzał ukradkiem przez szparę w materiale paki i spostrzegł po prawej w oddali kilka domków, w których obozował wczorajszego wieczoru i domyślił się, że są już w Magazynach Wojskowych. Mijając łukami anomalie tkwiące na drodze i po przejechaniu przez bramę wjazdową do Magazynów Wojskowych z kabiny zabrzmiały klaksony, paką ponownie szarpnęło i zaczęli zwalniać.
- Co się dzieje szefie? – rozległ się głos w krótkofalówce Taczenka.
- Zmiana planów, zjeżdżamy w lewo, przejedziemy przez wioskę krótszą drogą.
- Ale szefie, tam się roi od pijawek.
- Mamy do wyboru jechać prosto z ryzykiem natknięcia się na oddziały Wolności, albo w lewo przez wioskę z mutantami. Trzeba wybrać mniejsze zło. Mutanty nic nam nie zrobią jak nie będziemy się zatrzymywać. Skręcajcie i nie zwalniać bez powodu, dopóki nie wyjedziemy z wioski.
- Tak jest.
Pierwsza ciężarówka skręciła powoli w lewo, za nimi gęsiego dwie kolejne. Mijając kilka drzew po minucie zaczęli mijać stare, zniszczone domy z zawalonymi dachami, w niektórych brakowało całych fragmentów ścian. Większość wejść i okien była zabita deskami, z niektórych wychylała się roślinność. Niewielki, zdezelowany wrak traktora stał w wysokiej trawie, porośnięty prawie całkowicie grubym mchem. Było tutaj aż gęsto od anomalii grawitacyjnych i elektrycznych. Oleg już tutaj kiedyś był, trafiając przypadkowo do tego przeklętego miejsca, ledwo uchodząc z życiem. Okazało się, że było to bardzo niebezpieczne miejsc nawiedzone przez mutanty. W pewnym momencie ciężarówki ponownie zwolniły.
- Kazałem nie tracić prędkości – krzyknął Taczenko do krótkofalówki.
- Mamy przeszkodę na drodze.
- Nie da się jej ominąć?
- Niestety. Musimy usunąć.
- To do roboty, tylko szybko.
Oleg usłyszał, jak kilku żołnierzy wysiada z furgonetki z przodu i po chwili z wysiłkiem usuwali zdezelowany wrak Wołgi. Nie było to łatwe, samochód stojąc całymi latami w trawie i roślinności zdążył porosnąć gałęziami, w środku rosło niewielkie drzewko, wychylając się przez przednie okno. Jeden z powinnościowców wyjął nóż i przecinał gałęzie, reszta całymi siłami przetoczyła wrak na bok. Gdy robota była już skończona i postanowili wracać rozległo się głośny trzask drewna. Coś rozwaliło deski, zabijające wejście do jednego z pobliskich domków. Gdy wszyscy się tam odwrócili zobaczyli na chwilę potworne, humanoidalne stworzenie z mackami zamiast ust. Jej bezlitosne oczy świeciły w półmroku i po chwili mutant zniknął z pola widzenia. Rozległo się przerażające wycie z każdej strony wokół i Powinnościowcy zaczęli strzelać we wszystkich kierunkach, lecz pijawki co chwila pojawiały się i znikały. Strzelali praktycznie na oślep, dziurawiąc deski i mury domów, kosząc trawy i krusząc korę drzew.
W pewnej chwili żadnej z pijawek nie było w polu widzenia, lecz nagle, jak spod ziemi jedna z nich pojawiła się tuż przed nosem żołnierza . Zdążył jedynie otworzyć w zaskoczeniu szeroko oczy, gdy mutant nadział go na ostre jak brzytwa pazury. Jego ciało zatoczyło kilkumetrowy piruet w powietrzu, upadając na płot i łamiąc go na kawałki, a pijawka zawyła i znów zniknęła.
- Jazda z powrotem do ciężarówki, spieprzamy stąd! – wrzasnął Taczenko.
Wszyscy zerwali się w kierunku pojazdu i w pośpiechu powsiadali do niego, osłaniając tyły i furgonetka ruszyła z mozołem dalej. Kierowca nie zdążył nawet dobrze rozpędzić pojazdu, gdy po prawej stronie furgonetki zabezpieczającej tyły pojawiło się ponownie kilka pijawek. Dwie z nich wpadły pod koła, zostawiając krwawy ślad na masce. Jedna wczepiła szpony w drzwi od strony kierownicy, przebiła długim ramieniem szybę, rozbijając ją na drobne kawałki i sięgnęła do szyi kierowcy. Jego krew zaplamiła przednią szybę, ciało opadło na kierownicę mocno ja przekręcając i naciskając klakson. Pasażer obok wystrzelił kilka razy z shotguna, odczepiając mutanta od drzwi i natychmiast sięgnął do kierownicy, by opanować pojazd, lecz było już na to za późno. Ciężarówka toczyła się przez chwilę bezwładnie i nagle stanęła jak wryta. Oleg z przerażeniem patrzał przez szparę w okryciu paki jak ciężarówkę pochłania Trampolina i powoli staje dęba, unosząc się kilka metrów nad ziemią ciągnięta olbrzymią siłą w akompaniamencie strasznego gwizdu wiatru. Gdy wiatr w środku ogiągnął zawrotną prędkość anomalia grawitacyjna ze zgrzytem wygięła pojazd, a następnie przy potężnej eksplozji rozerwała go na kawałki. Pojawiła się ogromna kula ognia, wybuch wtrząsnął pobliskimi domkami, płonące szczątki i rozerwane ciała żołniezy anomalia rozrzuciła w promieniu kilkunastu metrów.
- Ja pie*dolę, co za masakra! – wrzasnął Taczenko, a Pietrenko wcisnął gaz do dechy. Z tyłu nadal wyły mutanty, lecz już nie mogły ich dogonić, ciężarówki jechały zbyt szybko. Po minucie
wyjechali z wioski. Ryki powoli zanikały, przestali mijać domy i wyjechali na drogę prowadzącą do wjazdu do Czerwonego Lasu.
- W piz*u, dziesięciu ludzi tam zostało. Pieprzona Zona… Dobrze, że nie trafiło na nas, bo byłoby po robocie. No nic, mieliśmy w planach ryzyko – rzekł Taczenko i znów podsunął pod usta krótkofalówkę – Podjechać pod bramę, ja będę z nimi gadał.
Przednia furgonetka posłusznie podjechała do bramy i stanęła. Rozległy się klakson. Pod drzwi ze strony Taczenki podszedł stalker ubrany w niebieski kombinezon i dzierżący w rękach m4. Oleg rozpoznał najemnika. Najwyraźniej było ich więcej, bo usłyszał sporo odgłosów kroków wokół ciężarówek.
- Dziesięć tysięcy za przejazd – rozkazał najemnik stojący obok drzwi Taczenki.
- Miało być pięć!
- Jesteście szybciej i niezgodnie z planem więc zapłacicie więcej.
- A w mordę chcesz?
- Jak nie to nie przejedziecie – odpowiedział stanowczo najemnik i szczęknęło kilka bezpieczników.
- Właśnie straciłem dziesięciu ludzi w tej pieprzonej wiosce, a ty mi tutaj warunki stawiasz?
- Nie obchodzi mnie to.
- Dobra, bierz tą forsę i otwierajcie bramę. I niech was wszystkich szlag trafi.
Najemnik wziął pieniądze, uśmiechnął się krzywo i machnął ręką. Kilku innych zaczęło otwierać skrzypiącą bramę. Oleg pomyślał, że jeżeli wszyscy są zajęci bramą to teraz jest jego szansa, bo później już może nie być czasu. Niewiele myśląc odczepił z haczyków materiał i wystawił lekko głowę. Wszyscy spoglądali w przeciwnym kierunku, więc Oleg szybko i bezszelestnie wysunął się z paki. Metr dalej walały się drewniane skrzynki z niebieskimi malunkami głów wilków, więc uznając je za tymczasową kryjówkę jednym skokiem znalazł się tuż za nimi. Pot spłynął mu po twarzy, serce łomotało w piersiach. Cudem nikt go nie zauważył ani nie usłyszał. Najemnicy w końcu otworzyli bramę, ciężarówki ruszyły i chwilę później zniknęły za zakrętem w oddali zmierzając do Czerwonego Lasu. Oleg wychylił nieznacznie głowę zza skrzynek. Posterunek był zastawiony podobnymi skrzynkami, po lewej stał podniszczony, betonowy przystanek autobusowy, zaraz obok stał zardzewiały niewielki autobus bez kół. Obok bramy najemnicy urządzili sobie miejsce do przesiadywania, wokoło wygaszonego ogniska walały się stare materace, śpiwory, butelki i paczki po papierosach.
- Chodźcie tutaj, podzielimy się kasą – rzekł jeden z nich stojąc za autobusem i wszyscy skierowali się powoli do niego, schodząc z pola widzenia Olega, który wykorzystał ta szansę i wyskoczył zza skrzynek kierując się do wyjścia z posterunku.
Nagle metr od niego wyłonił się jeden z najemników odwrócony do niego plecami. Najwyraźniej usłyszał bieg Olega i zaczął powoli odwracać się w jego stronę. Oleg błyskawicznie dobył berettę i wycelował w głowę najemnika. Gdy ten przejechał tylko wzrokiem po Olegu sięgnął szybko do bezpiecznika, lecz Oleg był szybszy i nacisnął spust. Rozległ się stłumiony wystrzał, a na czole najemnika pojawiła się krwista dziura i jego ciało upadło na ziemię z głuchym plaśnięciem. Pech chciał, że jego m4 upadło na wystający z ziemi kamień i wystrzelił kilka pocisków uderzających w zardzewiały metal autobusu. Słysząc zdziwione krzyki zza niego Oleg niewiele myśląc puścił się biegiem. Przebiegł przez wyjście i gnał po piaszczystej drodze. W oddali za sobą usłyszał głośne wołania i pierwsze wystrzały, najwyraźniej najemnicy zauważyli go jak wybiegał z posterunku. Uchylając głowę przed pociskami świstającymi obok uszu biegł ile sił w nogach w kierunku chatek po lewej stronie drogi. Przeskoczył przez płot, wrzasnął w stronę stalkerów przy ognisku „Najemnicy!” i wleciał do starej stodoły. Stalkerzy poderwali się jak na komendę i rozpiechrzli się na wszystkie strony chowając się w domkach. Tylko jeden pobiegł za Olegiem i czatował przy oknie razem z nim.
- Musiałeś ich tutaj sprowadzać? - spytał cicho i Oleg rozpoznał w nim kompana z poprzedniego wieczoru – Bekona.
Oleg zdjął z ramienia Wintoreza, ukucnął pod oknem i wyjrzał przez framugę bez szyby. Zobaczył kilku najemników w półkolu za płotem i zaraz ledwo cofnął głowę, gdy wystrzelone przez nich pociski rozerwały drewno kilkanaście centymetrów obok jego ucha. Najemnicy otworzyli ogień ze wszystkich luf, kula trzaskały po deskach domków wzniecając mnóstwo trocin. Wrzaski i strzały mieszały się ze sobą.
- Nie damy rady ich stąd ostrzelać. Spróbujemy innym sposobem – krzyknął Bekon i sięgnął do pasa, wyjmując granat i wsuwając palec w zawleczkę – Uważaj.
Stalker wyrzucił silnym zamachem granat przez okno. Strzały na moment ustały, Oleg usłyszał wrzaski i szybkie kroki. Po chwili nastąpiła głośna eksplozja. Stodołą zatrzęsło i gęsty pył ograniczył widoczność. Oleg mimo to wychylił się przez okno i spróbował namierzyć któregoś z najemników, Bekon zrobił to samo. W chmurze pyłu i piasku Oleg spostrzegł jednego z najemników i wystrzelił kilka razy trafiając go w pierś. Zaraz obok niego wyłonił się drugi celujący w nich długą snajperką. Oleg uchylił się, lecz Bekon pozostał na widoku nie zauważając zagrożenia. Rozległ się potężny huk i jego odskakującą do tyłu głowę na wylot przeszył pocisk. Oleg nie do końca zdążył zarejestrować jak jego ciało upada na podłogę, gdy ktoś wrzasnął zza płotu „masz z powrotem ananasa” i usłyszał kliknięcie, a następnie cichy odgłos jakby splunięcia. W powietrzu coś świsnęło i nad głową Olega z ogłuszającym hukiem eksplodował drewniany sufit. Lawina połamanych desek spadła na Olega przygniatając go do podłogi. Poczuł ból w całym ciele, belka nośna upadła wprost na jego pierś i nie mógł się prawie wcale poruszać. Po chwili wszystko ucichło. Drzazgi powpadały mu do oczu, lecz piekącymi oczyma spostrzegł, że jego Wintorez leżał pół metra od jego ręki. Przesunął z trudem dłoń kilkanaście centymetrów, rozsuwając połamane drewno. Rozciągał rękę ile tylko mógł. Najemnicy doszli już do płotu, Oleg słyszał ich głosy.
- Wszyscy martwi – rzekł jeden z nich – Sprawdzić domek.
Oleg już musnął końcówkami palców zimny metal karabinu, lecz tylko odsunął go od siebie i już nie był w stanie go sięgnąć. Jedna z setek połamanych desek jak na złość postanowiła spaść na wintoreza i Oleg stracił go z oczu.
- Co to było? – mruknął jeden z najemników i cicho podchodził do miejsca, gdzie leżał Oleg. Przeklinając swój los, Oleg nie mogąc sięgnąć żadnej broni, bo i do kabury z berettą dostęp zablokowała mu belka, mógł czekać tylko na nieuchronną śmierć. Bo na łaskę takich typów jak najemnicy nie było co liczyć. Już słyszał kroki i widział przez stertę drewna czarne, ciężkie buciory i wyciągniętą w jego stronę broń. Czujne oczy najemnika omiatały stertę drewna, gdy z prawej strony w oddali rozległy się ponownie strzały. Najemnik dostał w ramię, zawył donośnie i uciekł do swoich kompanów. Znów zaterkotały bronie najemników, lecz z jakiegoś powodu ich przywódca zarządził odwrót. Z oddali słychać było dziesiątki strzałów i krzyki. Najemnicy, widząc padających jeden po drugim kolegów, wycofywali się w stronę posterunku. Oleg znów usłyszał odgłosy ciężkich kroków.
- Sprawdźcie neutralnych, może któryś przeżył – odezwał się znajomy głos.
- Ten jeszcze dycha – rzekł inny.
- Przy wejściu do domku trup. A w stodole góra drewna. Poczekaj… Ktoś tu jest zasypany.
Oleg ujrzał pomiędzy deskami w dymie postać w zielonym kombinezonie Wolności.
- Żyjesz kolego? – spytał stalker, zaczynając odkopywać Olega spod sterty desek - Trzymaj się, zaraz cię stamtąd wyciągniemy. Aszot, pomóż mi tutaj!
Przybiegł następny stalker i we dwójkę odgarniali połamane deski, aż Oleg mógł się ruszyć i stanąć na nogi. Cudem nic sobie nie połamał, był tylko mocno obity. Z rany na ramieniu sączyła się krew, ledwo mógł zacisnąć pięść. Jeden ze stalkerów podparł Olega i wyszli z domku. Oleg spostrzegł Lingowa.
- A cóż to? Znowu ty? Nie powinieneś być w Barze i szpiegować?
- Byłem tam, widziałem i słyszałem dosyć. Chcę się spotkać znów z Czechowem.
- Widzę, że jesteś ranny, ale chodzić chyba możesz. Dobra, leć sam ale nie zapomnij o czymś – rzekł Lingow i oddał Olegowi Wintoreza wygrzebanego spod sterty drewna. Ten podziękował i powoli skierował się w stronę bazy Wolności.

Oleg przechodząc przez bazę znana już mu drogą, spotykał do drodze grupki stalkerów. Zrobiło się bardzo tłoczno. Stalkerzy uznali bazę Wolności jako ostatnie schronienie i rozbijali obozy na jej całym terenie. Oleg zaczął się zastanawiać ile Bar jeszcze pociągnie i czy bandyci nie obiorą sobie za następny cel Magazynów. Miał przeczucie, że jeżeli dotrą aż tutaj to rozegra się bitwa większa niż w Barze.
- Szybko jesteś – rzekł Czechow ze zdziwieniem, gdy Oleg pojawił się na progu jego pokoju – Co się stało? Jesteś cały zakrwawiony, wezwę naszego medyka.
- To nic takiego. Byłem w barze, mają tam ostrą sytuację, wszyscy stamtąd uciekają.
- Tak się składa, że zauważyłem. Przychodzi do nas stamtąd mnóstwo stalkerów , jak w jakimś dworcu kolejowym. Ale przyjmujemy ich, też jesteśmy ludźmi. Co jeszcze widziałeś? Gdzie jest Dred?
- Szykowali jakieś ciężarówki, wyjechali do Czerwonego Lasu. Nie wiem gdzie on jest, widziałem go po raz ostatni obok bazy Powinności.
- Usiądź na krześle – wtrącił się stalker wchodzący do pokoju i dzierżący w dłoniach niebieską apteczkę. Wyjął z niej sporej wielkości szczypce hirurgiczne, na widok których Olegowi zrobiło się niedobrze.
- Może mógłbyś mi dać…
- Nie wymiękaj, w Zonie jest deficyt na środku znieczulające. Jesteś facetem czy mięczakiem?
- Ale… - zaczął protestować Oleg, ale lekarz go uciszył, posadził na krzesło i założył szybkim ruchem opaskę uciskową na ramię. Oleg jęknął cicho. Lekarz nachylił się nad wystającym w ramienia kawałkiem drewna i Oleg poczuł ból tak potworny, że mimo woli zwinął się. Druga ręka powędrowała do szczebla krzesła ściskając go aż zbielały knykcie. Z jego gardła wydobył się rozdzierający je wrzask.
- Sprawdzałeś co mieli na pace? – spytał Czechow przekrzykując wrzaski, lecz Olegowi z trudem słowa przechodziły przez gardło.
- Tak… Coś sporego, przykrytego pokrowcem… Ale nie mogłem go zdjąć - rzekł z wysiłkiem i mimo woli jego ciało, broniąc się przed bólem, wygiął spazmatyczny ruch. Jego siarczyste przekleństwo słyszeli chyba wszyscy w bazie.
- Nie wierć się do cholery, bo ci zrobię krzywdę – rzekł lekarz i gdy Oleg zaparł się całym ciałem by się nie poruszyć, lekarz szybkim ruchem wyjął z ciała Olega ostry kawałek drewna – Już. Teraz muszę zdezynfekować i zaszyć.
Lekarz polał niewielką ilością alkoholu na ranę i rana potwornie zaszczypała, lecz ból trochę złagodniał. Oleg wyrwał lekarzowi butelkę z rąk, przyssał się na dłuższą chwilę i ciężko odetchnął.
- Połowa ich bazy szykowała się do wyjazdu, reszta walczyła z bandytami – rzekł – Nie wiem co oni kombinują, ale, tak jak było napisane w dzienniku, nie wszyscy z Powinności o tym wiedzą. Taczenko i jego pomagierzy zostawili ich na pastwę losu.
- To jakieś chore! Samotnicy uciekają do nas, połowa Powinności walczy, połowa ucieka nie wiadomo gdzie. I to przed kim? Przed zbieraniną złodziei i morderców, którzy nawet nie są zorganizowaną frakcją – stwierdził Czechow i nagle w jego, oraz w wielu innych PDA wokoło rozległ się dźwięk wiadomości, którą ktoś wysłał na kanał ogólny. Czechow wyjął z kieszeni elektroniczne urządzenie, spojrzał na ekranik i zmrużył oczy.
- Bar padł. Bandyci szykują najazd na Magazyny Wojskowe. Pilnujcie się.

Za ten post qcyk0015 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive blazejro, Gorianov, Gro3a.
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Za oknem deszcz

Postprzez Gorianov w 06 Wrz 2012, 22:02

Powiem szczerze że wciągnęło mnie to opowiadanie. Historia Olega jest bardzo ciekawa, mam nadzieję że niebawem pojawi się kontynuacja. A za włożoną pracę należy się kozak.
Awatar użytkownika
Gorianov
Człowiek-Artefakt

Posty: 192
Dołączenie: 27 Cze 2012, 00:20
Ostatnio był: 08 Wrz 2021, 23:36
Miejscowość: legowisko utakera
Kozaki: 41

Re: Za oknem deszcz

Postprzez KOSHI w 30 Wrz 2012, 16:47

Oleg, zdumiony plikiem banknotów, w którym na pierwszy rzut oka było ze trzy tysiące rubli jednak zaczął się zastanawiać nad propozycją, lecz chodziło mu po głowie jeszcze jedno pytanie. - nielogiczne

Mijając cmentarzyk i skręcając w lewo doszli do posterunku przy zachodnim wejściu

Co kawałek spotykało się patrole Powinności w egzoszkieletach z palcami nieustannie dotykającymi bezpieczników karabinów, gotowe w każdym momencie włączyć ogień ciągły i nacisnąć na spust. - ogień ciągły, hmmm ... Nie lepiej gotowi strzelać bez ostrzeżenia?

Zardzewiałe szczeble gięły się pod jego ciężarem ... - stal jest dosyć wytrzymała, nawet jak profil jest dość skorodowany to nie zegnie się od tak. Albo wytrzyma albo nie.

Bar już długo nie pociągnie przy takim naporze. - do poprawki

Wszyscy rozbiegali się na wszystkie strony. - na około byłoby chyba lepiej.

Omszały, metalowy dach pod jego ciężarem zaczął się giąć i pękać. Po krótkiej chwili dach osiągnął granice wytrzymałości i zapadł się pod Olegiem. - dach z blachy to nie kartka papieru, zanim się zawali trochę to trwa ;)

Do głębi Zony? - W głąb zony

Mamy do wyboru jechać prosto z ryzykiem natknięcia się na oddziały Wolności, albo w lewo przez wioskę z mutantami. - ryzykując natknięcie

Nie było to łatwe, samochód stojąc całymi latami w trawie i roślinności zdążył porosnąć gałęziami

Coś rozwaliło deski, zabijające wejście do jednego z pobliskich domków. - którymi był zabity otwór wejściowy w jednym z domów

Dalej mi się nie chce szukać błędów. Opowiadanie zaczynało się dosyć ciekawie i bardzo mi się podobały początkowe rozdziały. Niestety kolejne części opowiadania wg. mnie coraz mniej ciekawe i coraz więcej błędów się w nich pojawia. Ale to moje osobiste odczucie.

Pozdrawiam.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 14:40
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Poprzednia

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości