Wpiekłowzięcie

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Wpiekłowzięcie

Postprzez qcyk0015 w 01 Maj 2010, 01:30

To mój pierwszy tekst o tematyce stalkerowskiej, więc prosze o wyrozumiałość :D

Wpiekłowzięcie ( cz. I )




Dochodziła dziewiąta wieczorem. Stiefan miał zwyczaj o tej porze rozpoczynać lekturę następnej
książki, rozprawiającej o katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu, która wstrząsnęła światem. Dowiedział się o niej w wieku kilkunastu lat, od swojego bogatego ojca, znanego i cenionego fizyka atomowego. Posiadał bardzo obszerną kolekcję o tej tematyce, autentyczne, pożółkłe zdjęcia wykonane w Czarnobylu oraz pobliskim miasteczku Prypeć, stare gazety, czasopisma i grube książki autorów, którzy byli w tym zapomnianym przez czas miejscu. Miał też jedno marzenie. Pragnął osobiście zwiedzić Czarnobyl, poznać te wszystkie miejsca które uważał za najciekawsze i najbardziej tajemnicze miejsce na świecie.
Teraz gdy nadarzyła się taka okazja, Stiefan z wielkiego podniecenia nie mógł spać po nocach, siedząc do późnych godzin i studiując po raz kolejny już pogniecione i wytarte następne kartki czasopism. Jego ojciec, mając sporo znajomości w pobliskiej jednostce wojska, która projektowała nowy sarkofag dla zniszczonej elektrowni Czarnobylskiej, załatwił mu i słono opłacił krótką wycieczkę wprost do samej Zony. Zmęczony już studiowaniem obszernych artykułów, Stiefan zasnął z czołem opartym na zimnej szybie, na której utworzyła się mgiełka z jego otwartych ust, iskrząca się w świetle latarni na dworze. Miał prostą, o troszkę szyderczym wyrazie młodą twarz, naznaczoną lekkimi bliznami po przebytym trądziku. Przebudził się, przetarł niebieskie, podpuchnięte oczy i wstał z fotela.
Przeszedł przez pokój oraz duży salon, udekorowany wspaniałymi obrazami, które obijały się w wypolerowanej, marmurowej posadzce usłanej dywanem ze skóry niedźwiedzia.
- Poślij mi łózko Janie - rozkazał surowo do kamerdynera - Potem ułóż mi książki. Straszny bałagan tam jest. Kamerdyner odszedł przytakując cicho, a Stiefan skierował się do sypialni swojego ojca, wielkiej komnaty z łożem otoczonym kolumnami oraz pięknym, marmurowym kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień.
- Ojciec, kiedy w końcu wyruszamy na moją wyprawę?
Starszy pan, lekko trzymający bulwiastą fajkę w kąciku ust, nie odwracając się w bujanym fotelu mruknął spod kanciastych okularów osadzonych na grubym nosie:
- Pojutrze.
Stiefan nie odzywając się więcej, wyszedł powoli z komnaty i skierował się do swojego posłanego łóżka, ledwo powstrzymując panująca w nim euforię. W końcu wyrwie się chociaż na chwilę z tego ponurego, nudnego życia synalka wielkiego bogacza i jego bufoniastego towarzystwa!


Dwa dni później szurając oponami odrestaurowanym Shelby Cobrą po żwirowym podjeździe oddalali się od rezydencji w stronę krainy marzeń Stiefana, w stronę miejsca wielkiego kataklizmu Czarnobylskiego, którego większość ludzi nazwałaby koszmarem. Sunęli po krętych drogach, za nimi jechał samochód kamerdynera, bez którego ojciec Stiefana nie mógł się obyć.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie - zaczął Gieorgij - Przejeżdżamy przez dwa punkty kontrolne, na trzecim wysiadamy. Jestem omówiony z wojskiem, przejdziemy pieszo przez ich posterunek, potem kilometr wgłąb pod obstawą dwóch żołnierzy. Wtedy możesz się rozejrzeć. Ten teren na początku nazywa się Kordon. Rozglądamy się trochę i wracamy. Jasne?
- Krótko - powiedział Stiefan z zawodem w głosie.
- Oni żądają astronomicznych kwot za wycieczki w to cholerne miejsce, wystarczy ci - odpowiedział pan Smirnoff.
- Po co obstawa wojska?
- Nie mam pojęcia. Twierdzą, że ktoś musi mieć licznik Geigera. On mierzy...
- Wiem - przerwał mu Stiefan.
Przejechali przez dwa wspomniane punkty kontrolne i zatrzymali się przy posterunku. Było tam kilka małych, zniszczonych budynków, pomiędzy którymi przecinał szeroka drogę prowadzącą w nieznane szlaban. Dla Stiefana była to cienka granica dzieląca nudny, uporządkowany świat i świat pełen tajemnic. Podszedł do nich żołnierz ubrany w kamizelkę kuloodporną i uzbrojony po zęby.
- Czego tutaj?
- Byliśmy umówieni - powiedział Gieorgij czerwieniąc się lekko na twarzy.
- Och. No dobra, załóżcie kombinezony.
- Co?! Na cholerę mam nakładać kombinezon? - oburzył się pan Smirnoff.
- Takie mamy procedury - odparł kąśliwie żołnierz - to jest kombinezon turysty, wszyscy troje musicie je założyć.
- Ojciec, nie opieraj się - powiedział Stiefan spoglądając chyłkiem na karabin żołnierza - Po co im takie gnaty?
Przecież to jest puste i ciche miejsce, co niby miałoby nam zagrozić?
- Nie wiem - wzruszył ramionami ojciec - Idziemy, mam już na początku dość tego miejsca, skończmy to jak najszybciej.
Poszli piaskową polną drogą w przejmującej ciszy. Trójka towarzyszy rozglądających się z zainteresowaniem oraz dwóch żołnierzy obok, czujnie patrząc we wszystkie kierunki. Petr wyrwał się kilka kroków do przodu zafascynowany. Za plecami niedaleko usłyszał cichy głos radia.
- Gruba ryba poza akwarium, odbiór.
- Tu Sidorowicz, wysłałem stalkera by pozbył się mutantów.
- Myślisz, że to się uda?
- Najwyżej...
Po lewej stronie dostrzegł w oddali nadgryzione zębem czasu chałupy, przez które przelewało się ostatkiem sił czerwonawe słońce, tworząc wielkie, czarne kontury na zielonym, zapuszczonym trawniku. Gdzieniegdzie zasyczały cicho kolorowe od jesieni konary drzew, poruszane lekkim wiaterkiem. Słychac było tylko lekkie stąpania butów piątki towarzyszy, wzniecające tumany kurzu i wrony prujące nieboskłon niczym szybujące cienie. Nagle Stiefan spostrzegł ruch kilkadziesiąt metrów po prawej stronie. Zobaczył jakieś zwierzę podobne do psa, obwąchujące coś, czego Stiefan nie mógł dostrzec.
- Tutaj są zwierzęta? - spytał.
Ledwo skończył zdanie, nagle rozległ się ogłuszający dźwięk z karabinu żołnierza, pies zawył donośnie i padł trupem.
Powtórzyło się wycie, lecz tym razem z każdej strony, jakby stali pośrodku sali koncertowej.
- Spieprzajmy stąd!!!- krzyknął żołnierz i puścił się biegiem.
Z każdej strony zaczęły wychodzić zwierzęta podobne do tych, co widział Stiefan, potworne, nieowłosione cielska psów, wyjące potępieńczo, donośnie. Na miejscach oczu były tylko dwie ciemne szpary.
Drugi żołnierz wyjął broń, zaczął strzelać, lecz psów było zbyt dużo. Biegli ile sił w nogach, z krzaków dookoła wyskakiwały kolejne psy, rzuciły się na żołnierza i w jednej sekundzie przegryzły mu gardło. Stiefan zatrzymał się wlepiając wzrok w to co się stało, ogarnięty szokiem, lecz chwile później poczuł na łydce porażający ból wbijających się w nią ostrych jak brzytwa zębów. Upadł z impetem na ziemię, pociemniało mu przed oczami, pies rzucił mu się na piersi i szarpał mu rękę. Nie widział nikogo i niczego, własna krew zachlapała mu oczy, nie słyszał już strzałów, lecz przerażający krzyk swojego rozszarpywanego na strzępy ojca... Poczuł cuchnący oddech psa na swojej twarzy... Stracił świadomość.


Przebudził się gwałtownie. Było całkiem ciemno, leżał na czymś miękkim. Nic nie widział. Pomyślał, ze jak na czymś leży, to oznacza, ze jeszcze żyje. Wszystkie mięśnie go piekielnie bolały, więc na pewno jeszcze żyje. Zaczął się zastanawiać, czemu jest tak ciemno, jeżeli przed chwila był otoczony przez jakieś mutanty? Zobaczył światełko, które się zbliżało w ciemności, bliżej i bliżej...
- W porządku?
W nikłym świetle latarki w ręku zakapturzonego mężczyzny zobaczył, że jest w drewnianym domku.
- Jestem w niebie? - spytał.
Stalker roześmiał się.
- Widocznie nie zasłużyłeś na niebo malczik. Witaj w piekle!
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Reklamy Google

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez J0Hny w 03 Maj 2010, 20:33

Bardzo ciekawe opowiadanie w realiach stalkera. Realne, mocne, wielowątkowe.
The healthy human mind doesn't wake up in the morning thinking this is its last day on Earth. But I think that's a luxury. Not a curse. To know you're close to the end is a kind of freedom.
Awatar użytkownika
J0Hny
Stalker

Posty: 56
Dołączenie: 06 Kwi 2010, 09:35
Ostatnio był: 05 Lis 2014, 23:53
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez qcyk0015 w 07 Maj 2010, 14:02

Część II

- Kim jesteś? - Do Stiefana z całą mocą powróciły wydarzenia przed tym, gdy stracił przytomność, pamiętał rozmazane krztałty, krzyki i obrzydliwy zapach oddechu mutanta.
- Mam na imię Żwawy, a o reszte zapytaj się Fanatyka – odpowiedział mężczyzna - Miałeś szczęście, że uszedłeś z życiem.
Zbliżał się świt, jeszcze schowane za choryzontem słońce rzucało czerwone wstęgi swiatła na granat nieba. Stiefan wstał, jego obolała noga dała o sobie znać, była grubo owinięta bandarzem, tak samo jak ręka. Powieki mu ciążyły, przy każdym zgięciu dłoni czuł szarpiący ból. Wyszedł z ciemnej chaty i poczuł woń świerzego powietrza. Znalazł się w wiosce pełnej opuszczonych, starych chat bez okien i z zabitymi deskami wejściami. Światła latarek migotały mu przed oczami jak roztańczone świetliki. Spostrzegł kilku mężczyzn siedzących naokoło ogniska, byli ubrani w kombinezony podobne do tej, którą musiał założyc przed wejściem do Zony. Niektórzy mieli przewieszone przez kark maski przeciwgazowe a na plecach karabiny i pistolety w kaburach. Stalkerzy wpatrywali się z ciekawością w Stiefana.
- Co tutaj robicie?
- Zwiedzamy – Odpowiedział jeden z mężczyzn i wszyscy zaczęli głośno rechotać.


- Podchodi stalker! - Zawołał facet stojący obok jednej z chat – Kim ty jesteś?
- Gdzie jest mój ojciec?
- Niestety, zostało z niego tylko kilka kawałków mięcha. Zakopalismy je na naszym cmentarzyku. Masz wielkie szczęście, że wtedy wyszedłem na zwiad chłopie, te ślepe psy rozerwały by cię na strzępy. Widziałem tylko jak jeden durny wojskowy zaczął spieprzać i sforę psów, które rzuciły się na was, ty jeden przeżyłeś bo porozstrzelałem je jak kaczki w ostatniej chwili.
Stiefan poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku, poczuł gwałtowne mdłości, wioska w jego oczach zaczęła się kurczyć, maleć. Nie mógł złapać tchu. To jakis sen, koszmar z którego chciał sie jak najszybciej obudzić...
- Nie... Nie, to niemożliwe...
- Możliwe dzieciaku, to jest Zona i nie takie rzeczy sie tu już działy. Teraz zamknij się i posłuchaj...
- Nie, to niech Pan się zamknie! Mam dosyć tego miejsca, wynoszę się stąd, spieprzam z tego cholernego obłędu! - Wrzasnął, i nie zwracając uwagi na okrzyki Fanatyka i reszty stalkerów oraz na ostry ból w łydce puścił się biegiem w stronę posterunku wojskowego. Na drodze leżały ciała kilkunastu psów, otoczone szkarłatną kałużą krwi. W oddali zobaczył trzech żołnieży patrolujących teren, w mdłym świetle latarek połyskiwały lufy karabinów, gdy podszedł bliżej, żołnieże w jednej sekundzie wycelowali je w niego.
- Wrag! - Krzyknął jeden z nich i w błysku ognia rozległy sie serie strzałów, kule świstały obok uszu Stiefana, trafiały w ziemię pod jego stopami i drzewa wokoło, rozbryzgujac piasek i kawałki drewna. Osłaniając rękoma głowę przed kulami, pobiegł spowrotem do wioski i podparł sie o szczerbaty płot ciężko dysząc.
- I co, wyniosłes się? - Spytał Fanatyk z politowaniem w głosie, stalkerzy przy ognisku znów zaczęli się z niego naśmiewać – Stąd nie jest prosto tak sobie pójść, wszedłeś to musisz tu przeżyć. Jesteś mi winien przysługę za uratowanie życia, mam dla ciebie małą robotę. Pojdziesz do Sidorowicza, to wszystkiego się dowiesz. Ale poczekamy do rana, narazie jest na to za ciemno.
- A jeżeli sie nie zgodzę?
- To dostaniesz kulkę w łeb.
Uznając, że nie ma innego wyjścia, Stiefan skinął głową i odszedł w stronę jednego z domów.
- W co ja się wpakowałem do cholery – Zaczął rozmyslać siadając na wilotnej od rosy trawy i podpierajac sie o zimny mur.

Rankiem, gdy wszedł na schody prowadzące do handlarza usłyszał podniesione tony rozmowy.
- Zapłać mi za robotę, albo inaczej pogadamy! Zabiłem te cholerne psy, tak jak kazałeś!
- Nie próbuj mnie straszyć stalkerze! Przez twoją spartaczoną robotę zginęli ludzie i gówno dostaniesz!
- Jeszcze sie policzymy Sidorowicz!
Stiefan usłyszał kroki na schodach i prawie wpadł na niego barczysty mężczyzna, pod ciemnozielonym kapturem dostrzegł czarne, bystre oczy, chudą twarz z wysokim czołem i lekko ostającymi uszami. Mężczyzna spojrzał na niego wsciekłym wzrokiem i odszedł zamiatając połami peleryny. Sidorowicz okazał się starszawym jegomościem z łysą głową i kanciastymi okularami na nosie.
-Nu, szto ty tam mjesz?
- Jestem Stiefan, miałem tutaj przyjść w sprawie jakiejś roboty.
- A więc to ty jesteś tym szczęściarzem młody? To ciekawe... Ile ty masz latek na karku, bo wnioskuję, że niewiele.
- Dwadziescia dwa.
- Interesujące... Chyba najmlodszy w całej Zonie. Dobra, do rzeczy. Sprawa wyglada następująco, ktoś lub coś zabija stalkerów na wschód stąd, już kilku musielismy pogrzebać. Masz potowarzyszyć doświadczonemu stalkerowi, zrobić rozpoznanie i zdać raport, rozumiesz? To mała rutynowa robótka, więc nie powinno byc problemów.
Stiefan skinął twierdząco głową. Perspektywa wałęsania się po tej okolicy nie przypadała mu szczególnie do gustu.
- Dam ci kilka niezbędnych rzeczy, plecak, PDA, gdzie masz na mapie zaznaczone miejsce swojej roboty, Forta 12 z pięćdziesię... moment, z czterdziestoma nabojami, kilka bandarzy, szynkę i konserwę. Musisz też zmienić kombinezon, bo ten masz cały podrapany i zakrwawiony. Mam tu gdzies starą kurtkę, ktora należała do bandyty. Aha i jeszcze wódkę...
- Ja nie piję.
- Lepiej weź ją na wszelki wypadek, żebys potem nie przychodził z pretensjami jak wdepniesz w jakiś radioaktywny szajs.
- Dobra, dzięki...
- Udanych łowów stalkerze – Mruknął Sidorowicz i odwrócił się w stronę swojego laptopa.

Pół godziny później Stiefan u boku Żwawego zmierzał na wschód kordonu, przecięli piaszczystą drogę przebiegającą przez mały most, mijając pojedyńcze, stare sosny i rozgarniając stopami zielone rzęsy trawy. Dookoła słychac było szum liści poruszanych wiatrem i odgłosy dzikich zwierząt oraz krakanie wron. Złowieszczy, zawalony most kolejowy górował nad okolicą, pod nim w tonach złomu wartę trzymało kilku żołnieży.
- Lepiej nie podchodź do wojaków jeżeli nie masz kasy, bo ci łep odstrzelą – stwierdził Żwawy.
- Dlaczego wojsko zaczęło do mnie strzelać na posterunku?
- Bo jesteś stalkerem, a oni mają rozkaz strzelać do wszystkiego co sie rusza. A poza tym sa debilami.
- Dobra, będę pamiętać. Dokąd idziemy?
- Już blisko, wyjmij broń.
Stiefan odbezpieczył Forta a Żwawy przygotował swojego Vipera z tłumikiem. Przeszli przez bramę zrujnowanego parkingu i ogarnęła ich cisza. Na środku placu, obok zjedzonej przez rdzę ciężarówki leżały w kałuży krwi dwa rozszarpane ciała, poszczególne członki leżały od siebie w odległosci kilku metrów, na podrapanych twarzach z zastygłymi oczami błąkało się przerażenie. Jeden z trupów miał przegryziona szyję, tak, że było widac tetnicę. Szkarłatne ślady ciągnęły się aż do wyjścia z parkingu. Stiefan odszedł kilka kroków i zatkał usta bo ogarnęły go mdłości.
- To mi nie wygląda na robotę ludzi – Burknął Żwawy.
Przeszli dalej, przed nimi rozciągneła się piaszczysta droga prowadząca do ciemnego tunelu. Co kawałek spotykali na ścieżce małe plamy krwi. Stiefana ogarnął dreszcz strachu, poczuł zimny pot na plecach. Po kilku kolejnych krokach poczuł gwałtowne szarpnięcie za kark i odchylił się do tyłu upadając na plecy. W tym samym momencie coś przed nim głośno huknęło, poczuł gwałtowny powiew na spoconej twarzy, powietrze zawirowało niespokojnie.
- Chłopie, uważaj trochę – Wrzasnął Żwawy, to on odciągnął Stiefana do tyłu – Prawie wpadłeś w Trampolinę!
- W co do cholery? – Spytał Stiefan rozcierając kark.
- W anomalię. Zobacz...
Żwawy wyjął z kieszeni małą śrubkę i wrzucił w środek dziwnego wiru. Ponownie zawirowało, huknęło, silny powiew powietrza wzniecił małą chmure liści z ziemi.
- Zostałby z ciebie krwawy omlet. Nie polegaj wiecznie na innych, sam patrz przed siebie durniu!
Obeszli dookoła anomalię i zmierzali w stronę tunelu. Nagle usłyszęli przerażający ryk, mrożący krew w żyłach, przyprawiający o gesią skórkę. Stiefanowi serce zaczęło tłuc się w piersi, bał się, że przez paniczny strach straci nad sobą kontrolę. Jednak Żwawy gestem kazał mu iśc za soba i przeszli granicę między jasnym światem zewnętrznym a tunelem spowitym gęstą ciemnością. Zapalili latarki, przed ich oczami rozciągnął się wąski na kilka metrów tunel, usłany zardzewiałymi rupieciami, żelastwem, kawałkami betonowego stropu i resztkami drewnianych skrzyń. Kilka metrów dalej leżało okropnie pokaleczone ciało, blada skóra zwisała na samych kościach, nie widać było mięśni, zupełnie jakby została wyssana cała krew. Ponownie usłyszęli donośny ryk, przez otaczające ściany dżwięk wydawał sie zwielokrotniony, dzwoniąc w uszach. Rozgladali sie wkoło nie mogąc dostrzec źródła głuchych stąpnięć i sapania. Nagle przed swiatłem z latarki Stiefana ukazała się uzbrojona w długie szpony łapa, straszliwy ból przeszył mu ramię wyrzucając broń z ręki i upadł uderzając głową o żelazne rupiecie.
Zamroczony upadkiem, ujrzał jak poprzez mgłę potworne, humanoidalne stworzenie o brązowym cielsku i z długimi łapami przytrzymujace wyrywającego sie stalkera. W miejscu ust miało długie, mięsiste macki, które przywarły do ust Żwawego, zaczeła sączyc się krew, roniąc szkarłatne krople na jego policzkach. Starając się nie ulegnąć wpływowi szoku w jednej chwili Stiefan zerwał się na nogi i zepchnął stwora ze Żwawego mocnym kopniakiem. Mutant zwalił sie na plecy a Stiefan sięgnął po Vipera i wymierzył w miejsce gdzie powinien leżeć, ale ten rozpłynął sie w powietrzu.
- Nic ci nie jest? - Spytał do zemdlonego Żwawego, z jego ust wciąż upływały strugi krwi.
Po stąpnięciach kroków na ziemi Stiefan poczuł, że potwór znów na nich naciera, lecz widział tylko dwa swiatełka z jego oczu, nie mógł dokładnie wycelowac. Wystrzelił kilka nabojów, ale nie pojawiła się żadna krew ani nie padło żadne martwe ciało. Zamiast tego znów upadł na plecy odepchniety wielka siłą, monstrum przytrzymało jego ramiona i skierowało straszliwe macki w strone jego twarzy. Stiefan obolałą prawa ręką próbował wymacać na ziemi pistolet, mięsiste macki smagnęły mu policzki, w bezlitosnych oczach ujrzał rządzę mordu. Wreszcie na dłoni poczuł chłód metalu pistoletu, skierował go w miejsce, gdzie powinno być serce mutanta i zamkął oczy. Błyski ognia przebiły sie przez jego zacisniete powieki az pistolet kliknął przez brak nabojów.
Nacisk na jego ciało ustał, zniknął cuchnący oddech potwora. Otworzył oczy i wstał. Mutant już się nie poruszył, zastygły w bezruchu jego macki i zgasły oczy. Z wielkim trudem udało mu się podźwignąć zemdlonego Żwawego na nogi, toczył nieprzytomnie oczami, krople krwi zmieszane z potem oświetliły mu twarz. Zachwięli się i wyszli z tunelu wolnym krokiem, Żwawy wisiał na jego ramieniu ledwo włócząc nogami.
- Juz po wszystkim, zaraz bedziemy w wiosce, trzymaj się...
- Mhh... - Żwawy wypluł czarną maź z ust – Rutynowa robota... Niech ich szlag trafi...

W wiosce Fanatyk wypytywał się o każdy szczegół wydarzeń sprzed kilkunastu minut, mimo, że Stiefan nie miał najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.
- Zaatakowała was pijawka? I uszliście z życiem? - Pytał co chwilę nie mogąc wyjśc z podziwu.
- Nie wiem co to było, ale chciało nas zeżreć na śniadanie – Odpowiadał mu po raz dziewiąty coraz bardziej znużony Stiefan.
- Ty masz wiecej szczęscia niż rozumu, tak samo jak ten Żwawy. Nic mu nie będzie, musi tylko odpocząc. Tak samo jak ty.
Stiefan bez słowa odszedł od Fanatyka, minął ognisko, przy którym siedzieli stalkerzy, tym razem nie naśmiewali się z niego, tylko spoglądali z powagą i uznaniem. Zszedł na dół do piwnicy i ułożył się na obdartym materacu. W obwiniętej bandarzami ręce trzymał nadal Vipera z pustym magazynkiem i zacisniętym nań palcem na spuście. Jeszcze nigdy w życiu nie przeżył tylu przerażających i zarazem emocjonujących przygód, co tutaj. No, może z jednym wyjatkiem...
Ostatnio edytowany przez qcyk0015, 07 Maj 2010, 14:11, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez Dziki w 07 Maj 2010, 14:06

Ładnie opisy ciekawe pełne ;) Na razie przeczytałem pierwszą część , wszystko jak najbardziej ok tylko nie podobają mi się te imiona : Stiefan i Smirnoff nieco dziwaczne ale co do reszty : Tak trzymać i bardzo podoba mi się wstawka w owym turystom i już chyba wiem kto usunął mutanty :D
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez J0Hny w 07 Maj 2010, 15:23

Kiedy będzie kolejna część?
The healthy human mind doesn't wake up in the morning thinking this is its last day on Earth. But I think that's a luxury. Not a curse. To know you're close to the end is a kind of freedom.
Awatar użytkownika
J0Hny
Stalker

Posty: 56
Dołączenie: 06 Kwi 2010, 09:35
Ostatnio był: 05 Lis 2014, 23:53
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez qcyk0015 w 07 Maj 2010, 18:00

Dopiero napisałem tą, więc kolejna prawdopodobnie za kilka dni. Mam nadzieję, że sie podoba :D
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18

Re: Wpiekłowzięcie

Postprzez qcyk0015 w 12 Maj 2010, 10:58

Cz. III


Stiefan przekroczył próg ciemnego pokoju, uchylając skrzypiące drzwi. W mroku rozciągnęło się wielkie kolumnowe łoże, śnieżnobiałe prześcieradło wystąjące zza czerwonych zasłon było naznaczone kroplami krwi, tak samo jak drewniana podłoga, na której prowadzące w stone łoża szkarłatne plamy były uformowane w krztałt podeszwy buta. Pełen bólu krzyk dzwonił mu w uszach. Rozsunął zasłonę i zobaczył półnagą kobietę ułożoną jak do snu, poszarpana koszula ukazywała ciemne, krwiawiące dziury w brzuchu. Zaczął krzyczeć, lecz żaden dźwięk nie wydobył sie z jego ust. Usłyszał dziki, okrutny śmiech, zobaczył za sobą plecy postaci wychodzącej przez drzwi i znikającej w nieprzeniknionej okiem ciemności. Spostrzegł strzelbę w swoich rękach, strzelił w ciemność raz, potem drugi, z mroku wyłoniły sie świecące oczy i zakrwawione macki. Strzały wibrowały mu w mózgu... potem nastepne...
Stiefan gwałtownie otworzył oczy i wciągnął głośno powietrze. Twarz miał zlaną potem, serce szybko biło mu w piersiach. Leżał na materacu w piwnicy, ze schodów na górze błysnęło słońce rażąc go w oczy. Podźwignął się na nogi i dopiero teraz dostrzegł Żwawego siedzącego na materacu obok i uśmiechającego sie do niego.
- Niełatwo jest tutaj spać no nie? Wrzeszczałes jak opętany.
- Miałem... Koszmarny sen – Odparł Stiefan przecierając oczy.
- No nie gadaj – Zadrwił Żwawy – Powiem ci, że... Że nieźle się posługiwałeś bronią, tam, wtedy. Gdyby nie Ty już gryźlibyśmy ziemię.
- Zanim tutaj trafiłem strzelałem na strzelnicy, znam się na broniach. Nigdy bym nie pomyslał, że to się przyda. Ale nigdy nie zabiłem nikogo ani niczego... Do końca.
- Do końca? - Zmrużył oczy Żwawy.
- Nieważne – Stiefan odwrócił wzrok i ruszył w strone wyjscia a Żwawy za nim.
Chałasem, ktory obudził Stiefana były ćwiczenia stalkerów, którzy strzelali do puszek po napoju energetycznym, poustawianych na płocie.
- A oto i nasz szczęściarz! - Zawołał Fanatyk i gestem zaprosił go do siebie – Nie widziałem jeszcze takiego dzieciaka, który przeżyłby spotkanie z pijawką.
- Miałem trochę szczęścia...
- Wiem, i od dzisiaj będę wołał na ciebie Farciarz. Wokonałeś swoje zadanie i nie miałbym honoru, gdybym ci tego nie wynagrodził – Stwierdził Fanatyk i ściągnął swój plecak, by w nim pogrzebać. Po chwili wyciągnął mały, błyszczący, czerwony kamień, jakby zlepiony z części kości, liści, ziemi i gałązek.
- Oto twoja nagroda, artefakt Kamienna Krew.
Stiefan wziął do ręki kamień i po chwili poczuł rwący ból na zranionej ręce i nodze. Gdy odchylił bandarze, spostrzegł, że rany po pijawce na ręce i psach na nodze całkowicie zniknęły.
- Szkoda, że nie widzisz swojej miny Farciarzu – Zarechotał Fanatyk.

Czując ssanie w żołądku Stiefan przysiadł się do stalkerów przy ognisku i skubał widelcem puszkę konserwy. Żwawy grzebał patykiem w żarzącym sie drewnie, wyglądał już znacznie lepiej. Patrząc na tańczące złote płomienie Stiefan pogrążył się w myślach. Mimo, że wokoło na każdym kroku czaiła sie śmierć, już nie myślał o powrocie, Zona nęciła go swoją tajemniczością, niebezpieczeństwem i wolnością. Zawsze lubił dreszczyk emocji. Spojrzał w dal na jedno z małych wzgórz, na grób swojego ojca z drewnianym krzyżem, na którym Fanatyk wyrył napis "Nieznajomy". Czy jest to nagroda, czy przekleństwo? Czy Zona odebrała mu wszystko,skazała na śmierć? Czy może dała nowe, ciekawsze życie?
- Chcesz papierosa? – Wyrwał go z zamyślenia Żwawy wymachując ładnym, grubym, metalowym pudełkiem.
Stiefan sięgnął po jednego, ale Żwawy rzucił mu całe pudełeczko.
- Weź sobie wszystkie, przynajmniej tyle moge ci dać za uratowanie życia – Stwierdził.
- Mam tobie do oddania twojego Vipera – Powiedział Stiefan.
- Jego też sobie zatrzymaj. Spałeś zaciskając go w ręku – Żwawy uśmiechnął się lekko drwiąco – Weź jeszcze do niego resztę nabojów.

Kilka godzin później z nieba zaczął siąpić niewielki deszcz. Słońce usilnie próbując wyjrzeć zza ciemnych chmur przemierzyło połowę nieboskłonu, perliste łzy nieba opadały na rozpalone czerwienią drewno ogniska, wzniecając białe mgiełki i szumiąc lekko. Stiefan gdy przybył do Zony, nie spodziewał sie, że kogokolwiek spotka. A teraz siedział z kilkoma stalkerami w kółku przy płonącym ognisku. Korzystając z okazji podpytywał sie o ich historię, jak trafili do tego zapomnianego przez Boga miejsca.
- Ludzie tutaj przychodzą kuszeni łatwym zarobkiem – Tłumaczył mu Żwawy – Lub zaciekawieni opowieściami o tajemniczym Spełniaczu Życzen, który znajduje sie w centrum. Ponoć w głębi Zony znajdują się wielkie pola artefaktów, ale nikt nie zaszedł dalej niż za Mózgozwęglacz.
- A cóż to takiego?
- Ponoć jakaś maszyna, która miesza ludziom w głowach. Nikt, kto tam dotarł nie wrócił o zdrowych zmysłach.
Wrodzona ciekawość targnęła Stiefanem , aż zabiło mu mocniej serce. Spełniacz Życzeń? Pola artefaktów? Tak wielka perspektywa odkrycia tych wszystkich tajemnic doprowadzała go do ekscytacji. To brzmi zupełnie nieprawdopodobnie... A jednak naturalna chęć przeżycia przygód targnęła nim do głębi.
- Ja równiez mam zamiar wyruszyć do centrum – Mruknął Żwawy.
- Chetnie pójdę z tobą - Odpowiedział mu Stiefan.
- Zobaczymy – Żwawy uśmiechnął się i wrócił do grzebania patykiem w ognisku.
Słońce zatoczyło już pełne koło na niebie i zaczęło się chować za drzewami, tworząc zza drzew wielkie, rozciągnięte cienie. Stiefan obracał lśniący artefakt w ostatnich promieniach słońca, gdy do wioski wbiegł zadyszany stalker.
- Fanatyku, bandyci idą w naszą stronę!
- Jestes pewnien Fujara?
- Tak. Byłem na zwiadzie przy przystanku autobusowym i zaczęli do mnie strzelać od strony mostu.
Wszystko jakby sie zamazało i spowolnio. Wszyscy zerwali sie na równe nogi i wyciągnęli bronie. Część poustawiała sie przy płocie, reszta za schronienie uznali mury domków. Stiefanowi wszystko podjechało do gardła. Zobaczył jak postacie w czarnych pelerynach ustawiają sie w półkolu po lewej stronie wioski, wszyscy mieli w rękach karabiny i strzelby skierowane w ich stronę. Stalkerzy zaczęli krzyczeć, Stiefan kurczowo zacisnął w rękach Vipera. Jeden z bandytów, wysoki i w czarnej przepasce na twarzy, ukazującej tylko usta i oczy, stał niedaleko wejscia do wioski. W jeden ręce trzymał PDA przy ustach a w drugiej olbrzymiego shotguna.
W Pendrivie Fanatyka rozległ się głos, oschły i ochrypły.
- Stalkerzy, jeżeli chcecie przeżyć to odłużcie broń, zostawcie wszystkie wasze pieniądze i artefakty na środku wioski i opuście ją, a rozstaniemy sie w pokoju. Gdy odmówicie i spróbujecie stawiać opór zginiecie wszyscy, co do jednego.
Fanatyk spojrzał na swoich towarzyszy, wszyscy byli zwarci i gotowi gotowi do walki.
- Tak łatwo nas nie przestraszysz gnido!
- Bądź rozsądny stalkerze, jest nas dwudziestu i wszyscy są dobrze uzbrojeni i doświadczeni, a u was są same koty.
Fanatyk wycelował swojego Ak 74 w bandytę przy wraku autobusu obok wejścia i wystrzelił kilka pociskow, ale chybił, trafiając w zardzewiały wrak. Bandyta uchylił sie za pojazd i machnął ręką.
- Przygotować się! - Ryknął Fanatyk do wszystkich i gdy ledwo schował się za płot, bandyci otworzyli ogień ze wszystkich luf. Kule trzaskały po płotach wyrywając spruchniałe szczeble i obsypując wszystkich trocinami, wbijały sie w ściany budynków tworząc głebokie dziury. Stalkerzy najbliżej ogniska próbowali oddać ogien, jednak pocisków w powietrzu było zbyt wiele, padali jak muchy barwiąc krwią trawnik. Stiefan wychylił Vipera zza wejścia do piwnicy, lecz natychmiast cofnął gdy kawałek tynku wystrzelił w powietrze rażony pociskiem, chmara pyłu wpadła mu do oczu. Wrzaski i strzały mieszały się ze sobą.
- Żwawy, gdzie jesteś?! - Ryknął przekrzykując tumult powodowany przez silny ostrzał bandytów.
Przetarł szczypiące oczy i ledwo widząc pobiegł pochylony w jego kierunku. Żwawy czaił się w zrujnowanym domku, raz po raz strzelając z rewolweru. Stiefan wycelował kilka strzałów w bandytów i zobaczył , że jeden z nich kieruje długą snajperką w jego stronę. Schował sie za kawałek muru, lecz Żwawy pozostał na widoku, nie zauważając zagrożenia. Usłyszęli potężny huk, w tym samym momencie na czole Żwawego pojawiła sie głęboka dziura z której po chwili poleciała strużka krwi. Na jego twarzy zdąrzył sie tylko uformować wyraz lekkiego zdziwienia, po czym padł na ziemię i znieruchomiał. W oczach odbiły sie promienie słońca, które przestał widzieć.
Stiefan ledwo zdąrzył zrozumieć to co sie stało a usłyszał krzyk.
- Dzierży granato!
Z odgłosem plaśnięcia coś upadło w błoto na scieżkę kilka metrów od niego. Gwałtowny wybuch wyrzucił Stiefana w powietrze, wpadł na płot plecami łamiąc kilka desek. Świszczenie w uszach świdrowało mu w mózgu, zamroczyło go mocne uderzenie, silny ból rozsadzał mu czaszkę. Nagle wszystko ucichło. Ziemny pył unosił sie nad ciałami leżącymi na placu. Stiefan leżał z potwornym bólem pleców opaty o uszkodzony płot. Usłyszał ciche kroki. Uchylił lekko powiekę i zobaczył kilku nadchodzących bandytów, rozglądali sie na wszystkie strony.
- Wszyscy martwi – Stwierdził jeden z nich.
Zobaczył metr od siebie swojego Vipera, po części zanurzonego w błocie. Przesunął obolałą rękę kilka centymetrów w jego stronę.
- Przeszukajcie ich – Rozkazał inny.
Gdy odwrócili się plecami, by przeszukać jedno z ciał, Stiefan znów przesunął rękę o kilka centymetrów. Jeszcze kawałek... Jeszcze troszkę...
Poczuł zimny dotyk stalowej lufy na policzku. Otworzył oczy. Bandyta o twarzy skrytej za opaską oparł shotguna o jego twarz.
- A co ty tutaj kombinujesz, ptaszku? – Spytał z głową przechyloną lekko na bok jak zaciekawione dziecko.
- Nic – Odpowiedział Stiefan szybko unosząc ręce.
- Nie kłam mały, chciałes przechytrzyć wielkiego Pogrzebacza, tak? To chyba mnie nie znasz, malutki, mnie się nie da przechytrzyć. Wstawaj.
Stiefan podźwignął się z trudem na nogi, bolące plecy dały o sobie znać, cięzko mu było oddychać. Gdy spojrzał w tak oszałamiająco znajome oczy, rozpoznał tą mściwą twarz, nawiedzającą go w koszmarach. Stał przed człowiekiem, ktory niegdyś dokonał przerażającej zbrodni.
- To Ty... - Burknął słabo Stiefan.
- Cóż za zbieg okilicznosci – Zmarszczył czoło Pogrzebacz – To chyba twoją mamusię miałem okazje niegdyś poznać?
- Wiem, że miałeś! – Krzyknął Stiefan, zapominając o tym, że jest osłabiony i bezbronny a pogrzebacz jest silnym, uzbrojonym mężczyzną. Wiedział tylko jedno, musi dorwac tego drania, udusić, połamać, zadać ból. Rzucił sie na niego z pięściami, lecz natychmiast jeden z bandytów zadał mu cios w brzuch, że aż zgiął się w pół. Ustawieni w kółku bandyci zaczeli się smiać.
- Obszukajcie go – Rozkazał Pogrzebacz i jeden z nich zdjął mu plecak i wysypał na ziemie całą jego zawartość.
- Same śmieci szefie... O, jest Kamienna Krew – Powiedział i rzucił go Pogrzebaczowi.
- Bardzo dobrze. W nagrodę śmierć bedzie szybka, chłopcze. Może nawet nie zdąrzysz poczuć bólu...
Pogrzebacz wycelował powoli strzelbę w głowę Stiefana. Wiedział tylko jedno, a świadomośc była ponad strach i logikę, że nie umrze błagając o litość, lecz wyprostowany i dumny...
Pociągnął za spust, ale strzelba tylko cicho kliknęła.
- Pierwszy raz mój ukochany SPSA mnie zawiódł. Trudno...
Wyciągnął z kabury Walkera i znów wycelował w Stiefana, ale tym razem w serce.
- Powiedz mi stalkerze, boisz się śmierci?
Stiefan nie odpowiedział.
- Szkoda mi ciebie, chłopcze - Ciągnął Pogrzebacz - Taki młody... Odważny... Tyle życia mogło być jeszcze przed tobą... Ale nie martw się, zaraz spotkasz się ze swoją ukochaną matką...
Jego pistolet zawisł w powietrzu na wysokości serca, palec wcisnął spust. Stiefan poczuł piekący ból w klatce piersiowej, siła strzału odepchnęła go i upadł na ziemię rozkładając szeroko ręce.


- No to po robocie chłopaki, nie mamy tu już czego szukać. Spadamy. – Rozkazał Pogrzebacz i wszyscy rozeszli sie powoli.
Nastała głucha cisza, słychać było tylko kroki znikające w oddali i szum drzew. Znów sie rozpadał deszcz, niebo płakało nad pobojowiskiem, ktore zostawili za sobą bandyci.
Stiefan leżał na zimnej trawie. Pomyślał, że powinien już nie życ, ale nadal czuł świerze powietrze i piekący ból w klatce. Zgiął ręke i odkrył, że może nią poruszać. Pomacał w miejsce gdzie trafiła kula i wyczuł dziurę w kamizelce, lecz nie była mokra od krwi. Odpiął zamek, wyjął metalowe pudełko zza pazuchy i otworzył. Kula złamała mu żebro, ale utknęła pomiędzy pokrywkami pudełka, przebijając jedną ze śnianek i rozgniatając kilka papierosów. Żwawy godnie odwdzięczył mu się za uratowanie życia.

Chwile później Stiefan pakował w piwnicy plecak, by wyruszyc w drogę. Powoli zapadał juz mrok, zwierzęta Zony budziły sie do zycia po dziennej drzemce, warcząc i wyjąc posród drzew. Stiefan czuł palące pragnienie zemsty. Postanowił, że odnajdzie swojego śmietelnego wroga i zabije tyle bandytów, ile się tylko da, przy okazji poznając tajemnicę Zony. Ze swojego bunkra wyszedł Sidorowicz, spojrzał na porozstrzelanych stalkerów a potem na Stiefana i westchnął.
- Szkoda tych wszystkich chłopaków... - Rzekł - Do mnie tez próbowali sie dostać, ale moje pancerne drzwi są nie do przebicia.
Stiefan zarzucił plecak przez ramię i zmierzał w kierunku wyjścia z wioski.
- Dokąd teraz pójdziesz stalkerze? - Spytał Sidorowicz.
- Na północ – Odpowiedział stojąc samotnie posród trupów i odszedł w kierunku zachodzącego słońca.
Awatar użytkownika
qcyk0015
Stalker

Posty: 70
Dołączenie: 16 Kwi 2010, 20:57
Ostatnio był: 22 Kwi 2016, 19:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 18


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 25 gości