Czarnobyl 1986

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Czarnobyl 1986

Postprzez Pawel680 w 31 Paź 2013, 21:36

Opowiadanie opisujące katastrofę w Czarnobylu:

Czarnobyl 1986
Opis książki: Książka autorstwa Pawła ,,Pelka" Puźniewskiego wydana w 2013 roku dnia 2 września opowiada historię Czarnobyla, miasta Prypeć na Ukrainie, tutejszej elektrowni jądrowej i katastrofy, wszystko to z oczu kilku postaci. Książka ta opisuje życie tutejszych mieszkańców, życie toczy się tutaj normalnie, Jurij Sewczenko zakochuje się, przyjaźni, pracuje, zarabia, do pewnego jednak czasu... W Czarnobylskiej elektrowni jądrowej dochodzi do katastrofy, 1200 tonowa pokrywa reaktora wylatuje w powietrze, dochodzi do dwóch potężnych eksplozji... Zobacz co było prawdziwą przyczyną tej katastrofy, poznaj historię tutejszego miasta i przebieg całej katastrofy. Dowiedz się jak żyją tutejsi mieszkańcy, poznaj uczucia bohaterów...
Autor: Paweł ,,Pelek" Puźniewski
Data wydania: 02.09.2013r.
Część I ,,Jurij"
ROZDZIAŁ I: POCZĄTKI
05.04.1986r.
Nazywam się Jurij Sewczenko, mam 26 lat, mieszkam w Prypeci, mieście wybudowanym w Czarnobylu w obwodzie Kijowskim na Ukrainie dla pracowników tutejszej elektrowni jądrowej w 1970 roku, podobnie jak mój ojciec Iwan pracuję w tutejszej elektrowni, lecz tylko od miesiąca, a mamy już 5 kwiecień. Wkrótce miały się odbyć święta majowe. Cóż, dzisiejszy dzień jest jak zwykle taki sam jak inne... Ja dzisiaj miałem na nocną zmianę, w przeciwieństwie do mojego ojca. Gdy wstałem z rana, ojca już oczywiście nie było od godziny, matka natomiast już kończyła robić mi śniadanie. Całe szczęście jestem jedynakiem, bo chociaż rodzice nie mają problemów finansowych, czego nie można powiedzieć o moim sąsiedzie. Po obfitym śniadaniu od razu wyszedłem do mojego kumpla - Czajki, co po Rosyjsku znaczy ,,Mewa" on w prawdzie miał już 24 lata ale nie pracował jeszcze w elektrowni, gdyż dopiero studiował energetykę jądrową czyli radiologię. Mieliśmy go przyjąć do pracy dopiero za okrągły rok. Od razu poszedłem z Czajką na plac zabaw gdzie było sporo dziewczyn które ,,lubimy", na pewno wiecie o jakie uczucie chodzi hehe. Zwykle było tam sporo dzieci, które głównie przyciągały uwagę dziewczyn ale dzisiaj było na tyle ciepło że większość była na basenie, tam właśnie poszliśmy. Było tam naprawdę sporo dzieci i koleżanek ale część była też w szkole, tam właśnie mieliśmy zamiar iść, ale przesiedzieliśmy na basenie prawie cały dzień i musiałem wrócić na obiad. Zaraz po obiedzie wrócił mój ojciec. Sporo czasu zajęło mi przygotowanie się do pracy, jak to u mnie. W końcu nadszedł czas żebym wyszedł do pracy. Za piętnaście ósma wyszedłem z domu, elektrownia była zaledwie 3 kilometry od miasta, więc samochodem dojechałem po dziesięciu minutach. Mojemu szefowi bardzo podobało się to że przychodzę praktycznie w porę, co sprzyjało temu bym wkrótce awansował. Pracowałem do godziny 5 nad ranem, czyli około 9 godzin. Czas leciał bardzo szybko, bo wielbiłem tę robotę, w dodatku była bardzo dobrze płatna, ale i trudna i niebezpieczna. Trzeba wiedzieć co trzeba robić, by wykonać polecenie dyrektora...
-Pręty wyżej!
-Pręty niżej!
-Więcej wody chłodzącej!
-Otworzyć drugi zawór!
-Turbina ma za wysoką moc!
Są też inne polecenia, trzeba po prostu wiedzieć co trzeba zrobić... Praca jest dosyć skomplikowania - jeśli pręty są wysoko, zużywają więcej energii, czyli moc reaktora zwiększa się, aby to kontrolować trzeba mieć otwarte 2 lub i 1 z 4 zaworów, które przetransportują wodę do reaktora, który skrapla ją w parę, która napędza turbinę, turbina ma swoją granicę jeśli chodzi o moc, wynosi 3000N, jeśli moc jest większa, generator który napędza turbina (jak i ona sama) może się uszkodzić co spowoduje katastrofę, jeśli turbina działa poprawnie to generator wytworzy odpowiednią ilość energii dla miasta. Jeśli pręty są za nisko, to moc reaktora jest niska, w związku z czym potrzebna jest mniejsza ilość wody, trzeba umieć to kontrolować. Jeśli turbina ulegnie uszkodzeniu to trzeba zatrzymać pracę generatora ponieważ może dojść do tragedii, trzeba też zamknąć 3 zawory, i otworzyć tylko zawór czwarty który przetransportuje wodę z reaktora do skraplacza, gdyż para podniesie ciśnienie reaktora co może spowodować jego eksplozję, należy też zatrzymać chłodnię kominową, żeby nie pobierała wody, bo wysadzi skraplacz.
Jak widać, praca tu nie jest prosta, ale jednak bardzo pożyteczna. Akurat dzisiaj, jak praktycznie codziennie, alarm ostrzegł nas o zbyt małym poziomie wody w reaktorze, tak pręty mogłby się przegrzać i wypalić. Zwykle taki alarm występuje bardzo często, więc nie zdziwił mnie on i tym razem. Wystarczyło tylko odkręcić dodatkowy zawór. Matko, co za noc. W końcu wróciłem do domu, nareszcie mogłem odpocząć...

ROZDZIAŁ II: NIE TAKI STRASZNY DIABEŁ, JAK GO MALUJĄ
06.04.1986r.
Gdy się zbudziłem, zobaczyłem że mimo to że ojciec miał na rano, nadal był w domu, mimo że było już południe...
-Czemu nie jesteś teraz w elektrowni, tato? - Spytałem z lekkim zdziwieniem i zaciekawieniem
-Dzisiaj, synu, jest nagły alarm. -Odpowiedział ojciec spokojnym głosem.
-Jaki znowu alarm? Coś się stało w elektrowni? - Spytałem przerażony.
-Nie. Po prostu dzisiaj z rana, godzinę po tym jak wróciłeś, gdy Kwaśnikiewicz przejął dowodzenie, coś stało się w elektrowni... - Odpowiada ojciec głęboko wpatrzony w oczy syna.
-Co... co się stało? - Pytam coraz bardziej zaniepokojony.
-Jeden z prętów paliwowych zablokował się i nie był chłodzony, przegrzał się, i to ostro, wręcz wypalił się... Prace reaktora numer 4 zostaną wstrzymane do 18 kwietnia, dopiero 19 reaktor znów stanie na nogi, a pręt zostanie wymieniony na nowy. - Tłumaczy ojciec.
-Czyli póki co, nikogo tam nie ma? Czy nikomu nic się nie stało? - Pytam nieco zdziwiony.
- Jedynie konserwator Prosznikiewicz lekko się poparzył, ale to nic wielkiego. Tak, w elektrowni na razie nikogo nie ma i nie będzie, są tam jedynie pracownicy którzy pilnują elektrowni oraz mechanicy wymieniający pręt... - Tłumaczy ojciec zapalając papierosa.
-...całe szczęście mamy też inne reaktory, bo bylibyśmy teraz bez prądu hehehe... - kontynuuje ojciec zaciągając się fają...
Szczęściem było że nikomu nic poważnego się nie stało, z początku myślałem o czymś poważniejszym i spodziewałem się ofiar... Cóż, teraz chyba już tylko pozostaje mi czekać do 19 kwietnia, przez ten czas przynajmniej znajdziemy z Czajką więcej czasu dla koleżanek.

ROZDZIAŁ III: SERCE NIE SŁUGA
18.04.1986r.
Dzisiaj wraz z Czajką postanowiliśmy zażyć odrobinę luksusu i wybraliśmy się na noc do hotelu niedaleko basenu. Dostaliśmy pokój na najwyższe piętro - był tam widok na chyba cały Prypeć - widać było elektrownię, basen, szkołę, przedszkole, plac zabaw, pralnię i inne bloki. Stąd widać jak ogromne jest miasto Prypeć, i tak jak jest ogromne, tak jest zaludnione i piękne... Za piętnaście czwarta wyszliśmy z Czajką do małej restauracji w hotelu by coś dobrego przekąsić, po drodze spotkałem dziewczynę, która od dawna mi się podoba, nazywała się Zina zaprosiliśmy ją na mały obiadzik do restauracji, no i zauważyłem że coś między mną i Ziną zaczęło iskrzyć, szkoda tylko że jutro musiałem wcześnie wstać do pracy, chętnie bym się z nią spotkał... Szkoda też że zaraz po obiedzie musiała wracać do domu, ale chociaż na pożegnanie dała mi całusa w policzek, takiego długiego... grrr... No ale niestety, trzeba było wrócić do pokoju i wymyślić plan dnia, zleciał on ciekawie, ale musiałem się wcześnie położyć bo o 5 nad ranem miałem wyjść do pracy...

ROZDZIAŁ IV: WREDNA TURBINA
19.04.1986r.
Dziś w końcu wróciłem do roboty, było w niej naprawdę sporo pracy. Pracowaliśmy wszyscy, na pełnych obrotach...
-Wyżej pręty! - Woła dyrektor
-Niżej, niżej, niżej! Nie mamy wystarczająco wody w skraplaczu! - Woła operator reaktora
-To zajmij się tym, musimy nadrobić ten czas nieobecności! Nalega dyrektor
-Dyrektorze, moc reaktora wynosi 74%, potrzebujemy więcej wody! -Woła operator
-Więc się tym zaj-mij! - Rozkazuje dyrektor
Nagle zauważyłem że pręty zaczynają się przegrzewać za mocno, wody braknie a turbina szaleje na obrotach blisko 4000N, co mogło ją poważnie uszkodzić i z tym też uszkodzić generator...
-Dyrektorze! Dyrektorze! Natychmiast obniżmy pręty! Są za bardzo rozgrzane! Mamy za mało wody! Turbina osiągnie zaraz obroty 4000N! - Zawołałem bardzo nalegającym głosem
-Obniżyć pręty, moc ma wynieść 30%, niech się chłodzą 8 metrowe tytany... - Woła dyrektor
I tak przez cały tydzień, wszyscy pracowali od rana do wieczora przez cały tydzień, nie miałem wolnego czasu, spałem 5 godzin, jadłem śniadanie i wychodziłem do pracy z czymś do przekąszenia i wracałem na kolacje i kładłem się spać...

ROZDZIAŁ V: GORĄCE UKOJENIE
25.04.1986r.
Dzisiaj dostałem wolne, ale jutro, 26 kwietnia mam nocną zmianę, coś czuję że jeszcze w tym miesiącu dostanę awans, przecież pracowałem jak wół... Dzisiaj w końcu spotkałem się ze swoją kochaną Ziną! Spędziłem z nią cały dzień i noc... Przyżekłem jej że będą ją kochał wiecznie, poślubię ją, założę z nią rodzinę, będę kochającym mężem, opiekuńczym ojcem, bogatym, dobrym i zaufanym człowiekiem... Ona przyżekła mi wierność, miłość i zaufanie... Nie ma to jak pierwszy pocałunek, czuję się przy niej jak w niebie... Teraz czuję że mógłbym z nią przetrwać koniec świata... Nie wiedziałem wtedy jeszcze że to jutro nastąpi takowy koniec świata... Kładłem się do łóżka w nocy z moją ukochaną w głowie... To było coś pięknego i niesamowitego! Pamiętam jak nie mogłem doczekać się jutra...

ROZDZIAŁ VI: TEST ŚMIERCI
26.04.1986r.
Dzisiaj wstawałem z piękną myślą, chyba nie muszę mówić o kim myślałem... Mój ojciec miał dzisiaj na rano a ja na nockę. On miał przeprowadzić jakiś test bezpieczeństwa. Dobrze się składało, umówiłem się na randkę z Ziną, 28 kwietnia po południu miałem się z nią spotkać przy placu zabaw... Dzisiaj nie miała czasu, więc spotkałem się z Czajką. Gdy wrócił mój ojciec, opowiedział mi że test który miał on przeprowadzić, nie udało się wykonać, więc teraz ci którzy mieli na nocną zmianę, w ogóle nie przygotowani mieli wykonać test bezpieczeństwa reaktora... Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o wadliwej konstrukcji reaktora w Czarnobylskiej elektrowni jądrowej... No więc rozpoczęliśmy test... Mieliśmy sprawdzić czy mechanizm samouzupełnienia wody i paliwa uruchomi się w przypadku awaryjnego wyłączenia reaktora. Ja obserwowałem akurat stan wody... Prętami zajmował się Leonid Toptunow a naszym dyrektorem był Anatoli Dyatlow o którym ciężko było coś dorego powiedzieć... Może to dla tego że gdy miał 14 lat uciekł z domu, i ogólnie miał jakieś dziwne problemy, z resztą, nikt go tu za dobrze nie zna... Dyrektor ostro kłuci się z operatorem prętów, operator twierdzi że nie może podnieść prętów ponieważ może to skutkować nagły wzrost energii którego potem nie będzie można kontrolować, miał on absolutną rację ale dyrektor był wyższy stanowiskiem i uważał że nikt inny nie może zmienić jego zdania i decyzji... Test był więc nadal kontynuowany, na razie wszystko było pod kontrolą, sytuacja za to była bardzo napięta... Dyrektor kazał wyłączyć wszystkie systemy zabezpieczające... O godzinie 1:23 nagle do pomieszczenia sterującego wpada jeden z pracowników i krzyczy o tym że pręty szaleją.
-Obniżyć pręty! Natychmiast! - Przeraźliwie krzyczy dyrektor
Wszystkie pręty były prawie całe wysunięte, nagle od razu w całości ich poziom wysunięcia zmniejszył się do zera, wtedy nastąpiła silna eksplozja... Nagle usłyszeliśmy huk, poczuliśmy silny wstrząs i bardzo się przestraszyliśmy... Gdyby dyrektor kazał wsunąć pręty po kawałku do środka, prawdopodobnie uniknął by eksplozji... Cały ten huk to był dźwięk wybuchającego reaktora, 1200 tonowa pokrywa reaktora wylatuje w powietrze, i spada na reaktor, tym samym wywołując drugą eksplozję... Od razu zadzwoniliśmy na straż pożarną... Zaraz po tym wyszliśmy z pomieszczenia sterującego, i ujrzałem przed sobą... dziurę... w suficie... tak po prostu widziałem z wnętrza bloku czwartego, czyste niebo, w które szło dziwne kolorowe światło i kłęby niezwykle gęstego dymu... Jeden z pracowników, z całą oparzoną i pokrwawioną twarzą wylatuje zza zakrętu i woła o pomoc, twierdzi że przy prętach sterujących znajduje się przygnieciony czymś, ranny pracownik... Z tego co wiem ktoś ruszył mu na pomoc, ale bardzo dziwnie się czułem... Powietrze miało dziwny, metaliczny posmak, słabo mi było i chciało mi się wymiotować, więc jak najszybciej wyszedłem z elektrowni, gdzie ujżałem już pełno straży pożarnej, wylewującej na pożar strumienie wody... Od razu zabrali mnie do szpitala na badania, okazało się jednak że nic mi nie jest, byłem jedynie nieco zatruty dwutlenkiem węgla, więc przeleżałem tam cały prawie dzień, dopiero następnego wieczoru zabrali mnie do domu... Dopiero po ugaszeniu pożaru, co potrwało 9 dni okazało się że ten gęsty dym i światło to po prostu promieniowanie uwalniające się do atmosfery... Napromieniowane chmury wędrowały przez całą Europę, i wyrzucały z siebie cząsteczki promieniotwórcze wraz z deszczem...
ROZDZIAŁ VII: EWAKUACJA
28.04.1986r.

Obudziłem się dzisiaj z rana z nadzieją, że ujrzę swoją piękną Zinę... W czasie wybuchów myślałem tylko o niej, byłem ciekaw czy jeszcze ją kiedyś w ogóle zobaczę... Gdy wyszedłem z pokoju, byłem jeszcze w samych bokserkach, bez koszulki czy skarpet. Jednak to co ujrzałem całkowicie mnie zdziwiło. W drzwiach mojego domu ujrzałem żołnierza, zdziwiło mnie to że był w masce przeciwgazowej typu ,,słoń". Słyszałem jak rozmawiał o czymś z matką i ojcem, ledwo słyszałem jego głos przez maskę, ale wsłuchałem się i słyszałem coś o wypadku w elektrowni i ewakuacj. Czyżby sytuacja była tak poważna? Zaraz gdy żołnierz wyszedł, rodzice zawołali mnie i kazali mi się jak najszybciej spakować, kazali mi zabrać tylko te najpotrzebniejsze rzeczy... Byłem trochę przerażony, ale myślałem że nie będzie nas tu może ze dwa tygodnie, potem wrócimy... Gdy się pakowałem, wyjrzałem przez okno i zauważyłem jedynie tłumy ludzi, bardzo duże... Gdy wyszliśmy z domu, zobaczyłem ile autobusów czekało na mieszkańców Prypeci... Przeraziłem się jak tylko to zobaczyłem... Nagle, w oddali zobaczyłem Zinę, całą zapłakaną, nie zdążyłem do niej podejść, bo od razu wsadzili nas do różnych autobusów... Gdy ruszaliśmy, poczułem wielkie przerażenie, zostawiamy nasze piękne miasto, nie wiadomo nawet na ile, tak po prostu, zostawiamy wszystko co mamy i nie wiadomo kiedy po to wrócimy... Najgorsze było to że nawet nie powiedzieli nam dokładnie co się stało... Gdy jechałem, cały czas patrzyłem się w okno i myślałem o Zinie, patrzyłem się w szybę i nagle ujrzałem nadal to płonącą elektrownię, można by powiedzieć, że nie płonącą, ognia nie widziałem, ale dym nadal sięulatniał, dziwne, tak długo gasić pożar, którego pewnie już wcale nie ma...

ROZDZIAŁ VIII: RADIOAKTYWNY PROBLEM
29.04.1986r.
Dzisiaj wywieźli nas do Moskwy, przez piękny Kijów... Wysadzili nas w szpitalu, wysłali na jakiś dziwny oddział, nazwa była... poważna - ,,Oddział Lekarzy Chorób Popromiennych", zawieźli nas do tego szpitala tylko dla tego że jedyne on w najbliższych okolicach zawierał właśnie ten oddział... Na początku nie wiedziałem o co chodzi, wszyscy byli trochę przerażeni, inni tylko zdziwieni, a inni tylko żartowali i śmiali się... Lekarze i pielęgniarki jednak nie mieli takiego poczucia humoru... Byli bardzo poważni... Po jakimś czasie wszyscy mieszkańcy Prypeci w tym szpitalu poczuli się źle... Wymiotowaliśmy i w ogóle... Kilku osobom pojawiły się na nogach spore oparzenia... Wkrótce po tym umierali... Tak po prostu odchodzili... Ciekaw byłem czy u Ziny było wszystko dobrze, nie pozwalali nam nawet wstać z łóżka, twierdzili że sytuacja jest naprawdę poważna... Wkrótce oparzenia pojawiły się również u mnie, wypaliło mi nogi praktycznie aż do kości... Bardzo bolało, ale jednak ja zostałem na tym świecie...
...Nie wiem ile czasu już minęło, ale na pewno kilka miesięcy, sporo z nas umarło, ale ja i moi rodzice przeżyliśmy, lekarze twierdzili że to awaria elektrowni w Czarnobylu uwolniła z siebie ogromne ilości promieniowania, to właśnie przez promieniowanie tak cierpieliśmy i umieraliśmy... Nareszcie wypuścili nas ze szpitala, ale musieliśmy osiedlić się poza Prypecią... To było smutne...

Część II: ,,Likwidator"
ROZDZIAŁ I: KATASTROFA NUKLEARNA
27.04.1986r.
Nazywam się Borys Pablowski, mam 32 lata, mieszkam w Kijowie, rodzice są teraz w Moskwie, nie mam tu za bardzo przyjaciół, bo jestem tu nowy... Dzisiaj o 15 coś, włączyłem telewizor, akurat leciały wiadomości, dziś było tylko jedno zdarzenie - Katastrofa w Czarnobylu... Reporterka mówiła o tym co dzisiaj o 1:23 stało się w elektrowni jądrowej w Czarnobylu:
-Dziś, w Czarnobylu miał być przeprowadzony test bezpieczeństwa, coś jednak poszło nie tak i blok numer 4 eksplodował. Pożar nadal płonie, sytuacja jest poważna, kilku strażaków już nie żyje, a u jednego nastąpiło bardzo dziwne zjawisko, zmiana koloru oczu, z brązowego na niebieski, nie wiemy jeszcze czy w środku elektrowni znajdują jeszcze jacyś pracownicy. Każdego odesłano już do domu. - Informuje reporterka
Na początku trochę mnie to zdziwiło, tam była przecież największa w świecie elektrownia jądrowa, miała mieć aż 6 reaktorów, a ostatnie 2 już budowano...
To nie był jednak koniec, po dwóch dniach od katastrofy, w telewizji pojawiła się informacja o tym że miasto zostało ewakuowane:
-Ukraińskie władze w Czarnobylu, stwierdziły dziś że w bloku 4 nadal płonie pożar, lecz dodatkowo uwalniane są z niego cząsteczki radioaktywne. Wojsko rozpczęło natychmiastową ewakuacje miasta, do Prypeci dojechało już ponad kilka tysięcy autobusów, i jak widać w tle, nadal one nadjeżdżają... Zaleca się nie wychodzić na podwórko, trzymać zamknięte drzwi i okna, nie jadać żywności zebranej z ogródka, i zacząć łykać tabletki z jodem by zapobiec skutkom napromieniowania. Każdy mieszkaniec Prypeci odwożony zostaje do Moskiewskiego szpitala na oddział chorób popromiennych. Informujemy też, że zmiana koloru oczu u strażaka była spowodowana ogromną przyjętą przez organizm dawkę promieniowania. - Informuje po raz kolejny reporterka
W ciągu kilku kolejnych dni słyszałem, że do Czarnobyla ściągane są helikoptery z których zrzucali piasek i ołów żeby zdusić pożar... Po 6 dniach od wybuchu w elektrowni, przyjechali do Kijowa żołnierze, w ciężarówkach, zabierali chętnych do gaszenia pożaru i zwalczania skutków promieniowania w Czarnobylu. Byłem chętny, pojechałem tam...

ROZDZIAŁ II: CORAZ BARDZIEJ GORĄCO:
03.05.1986r.
Jestem już w Czarnobylu, z początku przydzielili mnie do gaszenia pożaru, zdziwiło mnie to że pracują tutaj żołnierze i cywile i w dodatku nikt nikomu nie rozkazuje... Gdy podszedłem pod elektrownię, zobaczyłem lecący nieopodal śmigłowiec - to był Mi-8... Leciał już nad elektrownią, bardzo powoli, pomyślałem sobie że też chciałbym takim polecieć... Zanim zleciał z niego ołów lub piasek zobaczyłem że nagle jego śmigła rozpadły się na drobne kawałeczki, zobaczyłem jak szybko leciał na ziemię, nagle uderzył, słychać było tylko uderzenie, potem widziałem już tylko kłęby dymu, przecież tam byli ludzie... Wojsko ściągało do Czarnobyla najlepszych pilotów z Afganistanu i Iraku, którzy potrafili przelecieć jak najbliżej celu... Nagle ktoś szturchnął mnie w głowę i zalecił bym lepiej zabrał się do pracy jeśli nie chcę skończyć jak indyk w piecu... Na początku nie wiedziałem o co mu chodzi... Gdy ugasiliśmy pożar, co potrwało łącznie 9 dni, zabraliśmy się wszyscy za zwalczanie skutków promieniowania...

ROZDZIAŁ III: POZA SKALĄ
06.05.1986r.
Gdy dostałem kombinezon , w którym były jakieś szmaty do ubrania - rękawiczki, jakieś kalosze , dziwny, biały, długi strój z kapturem, maska przeciwgazowa i to chyba tyle, a no tak, i jeszcze do tego licznik geigra, na wszelki wypadek... Bardzo się zniesmaczyłem na jego wygląd... Tłumaczyli nam co mamy robić i jak działa licznik... Ja miałem jedynie polewać całe budynki, rośliny i inne rzeczy wodą, miało to niby je chronić przed promieniowaniem... Potem powiedziano nam jak działa licznik... Powiedzieli że normalny poziom promieniowania może wynieść maks 0.014 mikrosiwertów na godzinę, potem kazali nam włączyć liczniki, teraz promieniowanie wyniosło aż prawie 7 całych mikrosiwertów na godzinę, to mogło nas bardzo szybko zabić, a wręcz usmażyć nam skórę od środka, to o to chodziło wtedy temu koleżce, promieniowanie po prostu aż wypala skórę do kości i zabija, po to mieliśmy te całe skafandry, musieliśmy być bardzo szybcy i ostrożni...
Polałem już kilka domów wodą, Nagle zobaczyłem las, bardzo dziwny las, był jakiś rudy... Mówili na niego ,,Czerwony Las", a rudy był dla tego że był tak silnie radioaktywny że liście pozmieniały kolor, nawet nam nie można było tam wejść, nagle zauważyłem samolot, zrzucający jakieś, jakby ziarna na las, co miało wchłonąć w siebie romieniowanie... Idąc dalej zobaczyłem żołnierza, ogrodził wjazd blokadą, on miał jedynie półmaskę i mundur.
-Kim jesteście? - Pyta żołnierz mnie i kolegę
-Jesteśmy likwidatorami, mamy za zadanie zwalczyć skutki promieniowania. A teraz przesuń się żołnierzu, idziemy dalej... - Odpowiedziałem zachrypniętym i drżącym głosem
-Stać! Jako żołnierz Armii Ukraińskiej, rozkazuję wam zawrócić! Mam za zadanie ogrodzić teren blokadą, i nikogo nie wypuszczać ze środka ani do środka nie wpuszczać! - Odpowiada głośnym, poważnym i rozkazujacym głosem żołnierz
-Żołnierzu, musimy tam iść, poza tym, długo tu nie pożyjesz... Masz na sobie jedynie maskę, promieniowanie wynosi tu aż... - Tu się zatrzymałem, spojrzałem na licznik i aż mnie zamórowało...
-...aż...prawie 8 mikrosiwertów na godzinę... Wycofaj się, nie pożyjesz długo... - Kontynuowałem wręcz pżerażonym głosem
-Odmawiam! Mam zadanie pilnować wjazdu, proszę się natychmiast wycofać albo zacznę strzelać! - Rozkazuje coraz bardziej zdenerwowany żołnierz
Po tych słowach wycofaliśmy się, niedługo po tym zobaczyliśmy jak żołnierz który wcześniej dobrze się trzymał, leży właśnie całkowicie martwy, kilku kolejnych żołnierzy blokuje przejazd, a zwłok nawet nie ruszyli, to dlatego że one po prosty emitowały z siebie promieniowanie... Chodziliśmy jeszcze przez dobre 2 godziny. W końcu odesłali nas na jakiś czas do Moskwy, na odpoczynek, musieliśmy się najeść, wymyć dokładnie i odpocząć. Dali nam jeden dzień wolnego, potem musieliśmy znów wrócić do Czarnobyla... Mimo, że wiedzieliśmy że to samobójstwo, nie wycofaliśmy się, musieliśmy ratować świat!
ROZDZIAŁ IV: NIEWIDZIALNY WRÓG
08.05.1986r.
Dzisiaj wróciłem do Czarnobyla, okazało się, że teraz jest dopiero najwięcej roboty... Buldożery rozwalały niektóre mieszkania na wsi, zakopywały pod ziemią i ogradzały stawiając znak informujący o wysokim natężeniu promieniowania. Do tego doszły nas wieści że pożar nadal płonie, i z tego pożaru zrobiła się wręcz lawa, która po zetknięciu się z wodą, która była w środku bloku 4 przez gaszenie reaktora mogła wysadzić całą elektrownię i uwolnić z siebie całe promieniowanie, to byłaby tragedia... Z tego powodu pojawiła się straż i wypompowała ze środka całą wodę. Potem pojawili się górale, którzy bez żadnej osłony ani świadomości co się dzieje, musieli wykopać pod samym blokiem 4 tunel, który w prawdzie był już wcześniej ale przez eksplozję jego znaczna część się zawaliła... Bardzo wielu z nich szybko poumierało, ale pracowali w szleńczym tempie... Pomimo ciężkich warunków - bardzo wysokim promieniowaniu, temperaturze wynoszącej 50 stopni celsjusza i praktycznie braku miejsca, górale skończyli robotę. Gdy górale wykopali tunel po kilku dniach, musieli wrócić do domu, za to my musieliśmy "wstawić" tam blokadę, dzięki której lawa nie przelałaby się przez fundamenty aż do wody zgromadzonej pod ziemią na której stała elektrownia. Jednak straż wlała ciekły azot do reaktora by zamrozić lawę... Ja zostałem przydzielony do zadania w tunelu. Musiałem sprawdzić temperaturę i poziom promieniowania w środku reaktora, oraz nagrać to co się dzieje w środku. Wywierciłem więc mała dziurę w ścianie. Najpierw wsadziłem kamerę, okazało się że żeczywiście, wszystko zamarzło, potem wsadziłem termometr, temperatura nie była już wysoka, potem wsadziłem tam licznik geigera, licznik miał na skali maks 50 mikrosiwertów na godzinę, po wsadzeniu go do środka, po prostu zabrakło skali, licznik po prostu zgłupiał, wskazówka latała we wszystkie strony, trzeszczał jak głupi, słychać było wyraźnie alarm ostrzegający o brakującej skali... Ja się przeraziłem... W środku tunelu promieniowanie wyniosło zaledwie 1 mikrosiwert, ale zmieniał skalę na 2 czy 3 mikrosiwerty, to dla tego że był ochroniony betonem... Natomiast przy wyjściu z tunelu, gdzie nie było żadnej osłony, promieniowanie jest równe 7 mikrosiwertom na godzinę... To było przerażające... W końcu odesłano mnie znów do Moskwy, na tydzień... Czekałem z niecierpliwością...

ROZDZIAŁ V: SKAŻONY RADIOAKTYWNIE POMYSŁ
16.05.1986r.
Dziś znów jestem w Czarnobylu, przez ten tydzień przez cały czas likwidowano promieniowanie w środowisku... Dopiero teraz mieliśmy zająć się elektrownią... Ale to zadanie było praktycznie niewykonalne... Pod samą elektrownią promieniowanie było poza skalą... Jednak, trzech oficerów wybrało się na dach bloku czwartego, było na nim pełno gruzów reaktora, emitujacych z siebie promieniowanie, gruzy były większe i mniejsze... Nie byli tam długo bo oczywiste było to że jest to niebezpiecznie, w końcu dach był zaraz przy dziurze w bloku... Gdy zmierzono poziom, stwierdzono że trzeba koniecznie zlikwidować te promieniowanie. Czasu było jednak coraz mniej, a promieniowanie ciągle się nasilało i to bardzo szybko... My mierzyliśmy poziom w praktycznie każdym miejscu, natomiast strategicy po 30 minutach namysłu, postanowili wybudować wielki sarkofag z betonu którym przykryjemy elektrownię. Ale najpierw trzeba było pozbyć się radioaktywnego gruzu... Promieniowanie było tak wysokie, że musieliśmy posyłać na dach maszyny zdalnie sterujące, ale najpierw trzeba je było doprowadzić na miejsce, więc pokryliśmy pojazdy ołowiem, który lekko chronił nas przed promieniowaniem... Jednak ludzie byli praktycznie bez osłony... Musieliśmy doprowadzić maszyny na miejsce, wysiąść, biec do pojazdu chronionego ołowiem, i uciekać, trzeba było być naprawdę szybkim, każda jedna sekunda wchłaniała do naszego ciała spore dawki promieniowania, więc każda sekunda zwłoki mogła nas zabić praktycznie od razu... A to oznacza że promieniowanie miałoby postać enzymatyczną, to znaczy, że wchłoneliśmy dawkę większą niż 50000 roentgenów co spowodowałoby natychmiastową śmierć tkz. "pod promieniami"... Jednak okazało się że promieniowanie po krótszym czasie, zabijało nawet te maszyny, one po prostu głupiały i wraz z gruzami reaktora wpadały do dziury bloku czwartego... W związku z tym, na dach musieli wchodzić ludzie... W ciągu jednej nocy, każdy z nas musiał zrobić sobie na skafandrze, swój własny ołowiany pancerz, musieliśmy cały skafander pokryć ołowiem... Do środka bloku czwartego wchodziliśmy już w pancerzach, maskach itd, zanim weszliśmy na dach musieliśmy ubierać po 2 pary rękawiczek... Na dach wychodziły oddziały liczące maks 6 likwidatorów, każdy miał ze sobą łopatę, najpierw usuwaliśmy te mniejsze kawałki gruzów, jednak promieniowanie było tak bardzo wysokie że pozwalało nam na jedynie dwa machnięcia łopatą i powrót do srodka bloku czwartego i natychmiastowe jego opuszczenie... Ci którym leciała krew z nosa (przez wysokie napromieniowanie) byli natychmiast odsyłani do Moskiewskiego szpitala. I tak przez około miesiąc usunęliśmy cały gróz, jednak niektóre kawałki, te większe, musieliśmy usuwać rękoma, potem tak strasznie bolały ręce, że nie można było w pięść złożyć dłoni. Gdy usunęliśmy cały gróz, musieliśmy wybudować sarkofag... Ale przed tym, wysłano każdego do Moskwy na tydzień odpoczynku...

ROZDZIAŁ VI: SARKOFAG
23.06.1986r.
Dziś znowu wróciłem do Czarnobyla, prawdopodobnie będę tu jeszcze tylko raz lub dwa razy... Miałem wraz ze wszystkimi wybudować sarkofag na bloku 4... Mieliśmy po prostu okryć grubym betonem cały ten blok. Było to bardzo trudne zadanie... Pracować w takich warunkach było bardzo ciężko... Promieniowanie było bardzo wysokie, przez ten cały czas, ciagle rosło. No, ale trzeba było ratować świat... Zaczęliśmy projektowanie sarkofagu... Najgorsze było to, że jeden źle postawiony element był już nie do podniesienia, oczywiście pracowaliśmy z pomocą dźwigu, największego na świecie, jego gąsienica była wyższa od człowieka, z wyciągniętą ręką... Robiliśmy ten sarkofag dobry tydzień, wracałem do Moskwy tylko wieczorem, na jedną noc... W końcu kończyliśmy, o dziwo nie popełniliśmy żadnego błędu w budowie... Pozostał już tylko jeden kawałek, od góry, nagrodą dla likwidatorów za uratowanie świata było to że na ostatniej betonowej płycie, mogli wypisać swoje nazwiska, w końcu, betonowa płyta zamknęła na dobre cały sarkofag... Teraz zostaje już tylko zebrać wszystkie zniszczone pojazdy na złomowisko... Zebraliśmy cały złom, trwało to cały dzień, a złomu było dobre kilka tysięcy pojazdów, to były samochody, straży pożarnej, wojskowe, cywilne, helikoptery wojskowe i strażackie i inne bzdety... Wszystko było bardzo silnie radioaktywne...

ROZDZIAŁ VII: OSTATNIE ZADANIE
23.06.1986r.
Nagle, dostaliśmy jeszcze jedno, ostatnie zadanie... Było nim jeszcze raz polać wodą kilka miejsc, ale teraz akurat tylko miasto Prypeć... Po drodze spotkałem kilka martwych zwierząt, do których strzelali myśliwi by nie roznosiły radioaktywnego pyłu, znalazłem nawet kilka trupów żołnierzy, w mieszkaniach nawet kilku cywilów, którzy nie chcieli się wynieść z miasta, wszędzie na ulicach, w mieszkaniach i miejscach publicznych było pełno kurzu i masek przeciwgazowych... To był okropny widok, wszędzie były też zabawki dzieci... Coś okropnego... Potem wróciłem do domu... Do Kijowa...
...Minęło już kilka lat od wypadku nuklearnego w Czarnobylu, a promieniowanie nadal tam jest, wielu z likwidatorów i cywilów zginęło, ja natomiast zostałem kaleką, jak większość z ludzi... Skutki wysokiego promieniowania dotykają nawet do teraz (2013 rok) nasze potomstwo...

Część III: Teraźniejszość
Co dzisiaj dzieje się w Czarnobylu?
Twierdzi się, że Czarnobyl jest miejscem odzyskanym przez matkę naturę. Sarkofag wybudowany przez likwidatorów w 1986 roku, został stworzony z myślą na około 30 lat, a obecnie (2013 rok) minęło już 27 lat, w każdej chwili sarkofag może się rozpaść, i tak jest już bardzo podziurawiony... Ukraina miała wybudować nowy sarkofag, lecz okazuje się że Ukraina nie ma pieniędzy na nowy sarkofag, jego koszt jest bardzo duży. Na szczęście, do pokrycia kosztów, doliczyła się CAŁA Europa, łącznie z Polską. Sarkofag jest już w budowie. Sporo ludzi umarło przez Czarnobyl, jego ofiary umierają nawet do dziś, inne osoby zostają kalekami... Potomstwo osób które zostały napromieniowane, rodzi się chore, nawet czasami zmutowane... Do roku 2000 nadal funkcjonowały wszystkie 3 reaktory Czarnobylskie, poza czwartym, dopiero w roku 2000 wyłączono ostatni reaktor. Metaliczny posmak na języku oznacza że w powietrzu jest sporo promieniowania. Promieniowanie w niektórych miejscach w Czarnobylu jest już niskie, aczkolwiek są miejsca gdzie promieniowanie może wynieść nawet 2 mikrosiwerty na godzinę, nadal nie można gołą skórą dotykać ani przemiotów plastikowych, metalowych i ziemi, gdyż cały radioaktywny pył wchłonął w takie rzeczy... Oto przykłady najbardziej radioaktywnych miejsc i rzeczy w Czarnobylu:
-Elektrownia jądrowa
-Czerwony las
-Diabelski młynek
-Złomowisko
-Dachy budynków
-Podłoże
-Zwierzęta
-Rośliny
-Zabawki
-Maszyny

W Czarnobylu nie można dotykać żadnego przedmiotu, ponieważ promieniowanie wchłonęło w każdy przedmiot, niestety jakiś czas po wybudowaniu sarkofagu, przez niedługi okres czasu, po Prypeci szwędali się szabrownicy, zbierali przdmioty, które nawet nie wiedzieli że są napromieniowane, sprzedawali na czarnym rynku, a wtedy ludzie chorowali... Dla tego mieszkanie tam nie jest nawet teraz, po 27 latach możliwe... Aczkolwiek są wsie na których mieszkają starsi ludzie, którzy chcieli na stare lata zamieszkać w miejscu które kochają. Mieszkają tam legalni mieszkańcy i ci nielegalni. Dziś promieniowanie pod elektrownią może wynieść nawet 5 mikrosiwertów na godzinę. O dziwo, zwierzęta i rośliny, mimo ciężkiego skażenia, nauczyły się żyć z tak silnie podwyższoną radioaktywnością i żyją normalnie. Reaktor 4 jest nawet porastany przez grzyb, który żywi się promieniowaniem, jest to nowy odkryty gatunek grzyba. Dziś do Czarnobyla organizowane są wycieczki, można na nią pojechać mając jedynie ukończone 18 lat lub będąc pod opieką osoby pełnoletniej, na miejscu znajdzie się przewodnik, który oprowadzi turystę do najciekawszych miejsc, nawet do tych niebezpiecznych, ale powie co zrobić żeby się nie napromieniować. Aby wyjechać na taką wycieczkę wystarczy poszukać dobrego biura podróży.
Książkę pisałem sam, w dwie godzinki, korzystałem z pamięci, przypominałem sobie urywki z filmów:
Bitwa o Czarnobyl
Katastrofa w Czarnobylu
Czarnobyl

Gdyby ktoś miał pytania, prośbę lub cokolwiek innego, proszę o kontakt:
skype: pawcik113
gadu-gadu: 37220576
lub na prywatną wiadomość na jakimkolwiek forum dyskusyjnym.
Zamieszkam w pustym bloku... Będę na szczycie młynku... Znajdę się w mieście, i w elektrowni - w samym sercu skażonego świata... *_*

Za ten post Pawel680 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Kalashnikov.
Awatar użytkownika
Pawel680
Kot

Posty: 18
Dołączenie: 12 Wrz 2013, 20:55
Ostatnio był: 12 Paź 2014, 20:04
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 2

Reklamy Google

Re: Czarnobyl 1986

Postprzez Kalashnikov w 31 Paź 2013, 21:44

Bardzo miłe w czytaniu opowiadanie. Tylko jest mała nieścisłość a mianowicie to, że żołnierz przedstawia się za Ukraińskiego a wtedy jeszcze panował ZSRR więc to radziecki żołnierz :P
Ale ogólnie podoba mi się i leci :wódka:
Image Image Image
Awatar użytkownika
Kalashnikov
Stalker

Posty: 173
Dołączenie: 15 Maj 2013, 19:59
Ostatnio był: 25 Sty 2019, 19:42
Miejscowość: Wrocław
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Obokan
Kozaki: 14

Re: Czarnobyl 1986

Postprzez Pawel680 w 31 Paź 2013, 22:43

Święta racja, dobra uwaga, ale myślę że dla czytających nie sprawi to problemów ze zrozumieniem ;) w końcu, jednostka militarna ;)
Zamieszkam w pustym bloku... Będę na szczycie młynku... Znajdę się w mieście, i w elektrowni - w samym sercu skażonego świata... *_*
Awatar użytkownika
Pawel680
Kot

Posty: 18
Dołączenie: 12 Wrz 2013, 20:55
Ostatnio był: 12 Paź 2014, 20:04
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 2


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 9 gości