przez saku w 26 Cze 2010, 00:32
W Cieniu- część 12. "W kręgu samotności"
Smród był tak wielki, że kiedy tylko dotarł do jego otumanionego umysłu, zachciało mu się wymiotować. Odruchowo zacisnął prawą dłoń, próbując wyczuć swój karabin. Kiedy nie poczuł na dłoni kolby SVD, szybko otworzył oczy. Podniósł obolałą głowę, w panice rozglądając się dookoła. Poczuł ulgę gdy zobaczył swoją broń leżącą obok. Słońce mocno świeciło mu po oczach. Czuł pod sobą wielkie cielsko Dzika. Odechciało mu się jednak patroszyć mutanta, ból głowy był zbyt silny. Powoli wstał, podnosząc swoją broń i poprawiając plecak. Rozejrzał się dookoła, po czym spojrzał na zegarek.
"Byłem nieprzytomny aż godzinę?"
Zaschło mu w ustach, więc wyciągnął z kieszeni płaszcza butelkę z wodą. Wziął kilka łyków, po czym znów rozejrzał się dookoła. Wciąż nie mógł dojść do siebie. Minęła chwila nim uświadomił sobie w którym kierunku ma iść. Obrócił się na pięcie, omijając niedoszły posiłek. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od kiedy się ocknął towarzyszy mu ten dźwięk- licznik Geigera. Spojrzał na truchło mutanta z podejrzliwością, tak jakby spodziewał się że ten zaatakuje go znienacka. Zdecydował nie sprawdzać pomiaru z licznika, a po prostu odejść czym prędzej od martwej "żarówki".
"Co ma być to będzie..."
- W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak rozejść się do czasu aż znajdzie się kolejny śmiałek do takiego zadania. Zawsze wiedziałem że można liczyć na Powinność. Jesteście profesjonalistami.
Z nieukrywanym drwiącym uśmiechem na twarzy Wolnościowiec pastwił się nad Andrijem, który nawet nie miał ochoty się sprzeczać. Wiedział że zawiódł. Stali w bunkrze, obserwowani przez zawiedzionych naukowców.
- Tak wiem panie Harkov. To wszystko co masz mi do powiedzenia Wolnościowska szujo?
Żołdak z Wolności położył palec na spuście swojego karabinu. Jeden z naukowców zrobił krok w ich stronę, po czym zwrócił się do stalkerów z przerażeniem w głosie:
- Panowie! Przywołuję Was do porządku! Swoje sprawy załatwiajcie na zewnątrz, nie tutaj.
Andriej spojrzał w oczy rozmówcy, starając się ukryć załamanie.
- Nikt niczego nie będzie załatwiał. Ani tutaj, ani na zewnątrz. W końcu mamy pakt o zawieszeniu broni, chyba nie ma pan zamiaru łamać rozkazu, prawda panie Harkov?
Wolnościowiec zrobił zmieszaną minę, po czym zdjął rękę z karabinu.
- Prawda.
Rzucił ozięble po czym wyszedł przed bunkier. Andriej postał jeszcze chwilę, patrząc stanowczo przed siebie. Miał nadzieję że kiedy wyjdzie, Wolnościowców już nie będzie.
"Zabiję Cię Syrjan, zabiję."
Oddział Powinności szedł powoli asfaltową drogą. Dochodzili do opuszczonej stacji kolejowej. Tutaj Andriej planował zrobić chwilę postoju. Wcześniej dostał rozkaz by niezwłocznie zgłosić się do sztabu. Jego zadumę przerwał głos Ławrowa.
- 7 Ślepych Psów na mojej "3". Odległość 25 metrów. Zbliżają się.
Odpowiedź kapitana była natychmiastowa i stanowcza, zupełnie jak zawsze:
- Strzały odstraszające, wszyscy pozycja bojowa.
Cały oddział przykląkł w szeregu. Po chwili dało się słyszeć charakterystyczny odgłos zamków karabinów, po czym wszyscy oddali serię pojedynczych strzałów.
Mutanty zawyły, rozbiegając się w różne strony. Jeden dostał w nogę, więc uciekał kulejąc.
- Idziemy dalej.
Andriej wstał i znów ruszył przed siebie. Przez całą drogę od bunkra się nie odzywał. W całym oddziale panowała przygnębiająca atmosfera. Po kilku minutach stalkerzy byli już w zawalającym się budynku. Stacja była mała, więc budynek składał się jedynie z poczekalni i małego pokoiku. Po obu stronach sali znajdowały się masywne, wiszące na zardzewiałych zawiasach drzwi. Stalkerzy zabarykadowali się od środka i rozpalili ognisko na środku poczekalni. Wszystkich ogarnął ograniczony jak na warunki w Zonie spokój. Nawet Andriej położył się na podłodze opierając się o plecak. Wpatrzył się w ogień. Ten drań który dokuczał mu od kilku godzin powoli tracił siłę. Jego zaciśnięte ręce już nie oplatały stalkera tak mocno. Strach powoli się rozpływał. Andriej uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę że jego obawy są absurdalne. Bo przecież już się stało, nie ma na to wpływu. Zawiódł, więc musi sobie z tym radzić. A jeśli go wyrzucą?
"Trudno. Niech wyrzucają. Jak nie potrafią być wyrozumiali dla lojalnego podwładnego to niech się j*bią."
Poczuł w sobie przypływ pozytywnej energii. Raptownie podniósł się z podłogi, tak że z początku jego podwładni myśleli że coś się stało.
- Co jest Ponion? Ognisko rozpalone a nic nie pieczemy? Wyjmować panowie z plecaków co tam macie, zaraz zjemy coś ciepłego.
Powinnościowiec uśmiechnął się widząc swojego szefa w tej samej formie co zawsze.
- Tak jest kapitanie!
Nie minęło pół godziny nim strudzeni stalkerzy jedli ciepłe posiłki. Andriej zastanawiał się czy nie zostać w tym miejscu na noc. Był pewny że jego ludziom spodobał by się ten pomysł. W momencie kiedy miał zamiar przedyskutować z Ponionem ten plan, usłyszał dźwięk sygnalizujący nową wiadomość w PDA. Pośpiesznie wyjął urządzenie z kieszeni.
Po przeczytaniu wiadomości poderwał się z podłogi. Powinnościowcy nie wiedząc co się dzieje uczynili to samo. Andriej ogarnął ich wzrokiem:
- Napisał Syrjan. Trochę się spóźni, ale akcję przeprowadzimy. Ławrow rozkładaj radiostację, muszę się porozumieć z bazą. Ponion bierz dwóch chłopaków i kieruj się już do bunkra. Powiedz naukowcom że jesteśmy gotowi. Dojdę z resztą kiedy tylko porozmawiam z zarządem.
- Tak jest!
Andriej znów poczuł przypływ adrenaliny.
"Jednak szczęście mnie nie opuściło."
"Miałem małe utrudnienie. Jestem już blisko. Dam znać jak będę pod Bramą."
Syrjan jeszcze raz przeczytał uważnie tekst swojej wiadomości. Był zły na siebie że tak późno zajrzał do PDA. Miał kilka wiadomości od Andrieja, które jasno dawały do zrozumienia że nie jest zadowolony. Spojrzał jeszcze raz na drzewa po lewej stronie ścieżki. Nie podobał mu się ten las. Było w nim coś mrocznego, tajemniczego. Z zadumy wyrwała go kolejna fala mdłości. Znów schylił się, opierając dłonie na kolanach. Zaczął obwicie wymiotować, z czego większość treści żołądkowej była krwią. Do tego dochodziła biegunka, która męczyła go od dwóch godzin. Tracił dużo wody, za dużo w porównaniu z zapasami w plecaku. Na dodatek miał coraz mniej sił. Czuł się niedobrze, i z trudem zaciskał rękę na kolbie karabinu. Starał się unikać myśli że to choroba popromienną. Nie chciało mu się wierzyć że po czasie jaki spędził w Zonie przyjdzie mu zginąć z powodu napromieniowanego Dzika. W dodatku martwego!
"Byle wykonać zadanie, a później ruszyć do naukowców. Oni mi pomogą."
Kiedy skończył wymiotować ruszył wzdłuż linii drzew, mając po swojej prawej stronie rozległe pola. Po niedługim marszu znalazł się na drodze, która wcinała się w las. Drżącymi dłońmi chwycił PDA. Upewnił się że to właśnie ta droga prowadzi do jego celu. Spojrzał na nią.
"Cisza"
W lesie panowała zupełna cisza. Nie było tam żadnego życia. Syrjan poczuł się, jakby wszystkie te nieruchome drzewa spoglądały na niego. Zupełnie jak strażnicy ostrzegający intruza przed wejściem na ich teren. Ruszył powoli do przodu. Coraz ciężej było mu robić kolejne kroki. Co jakiś czas zdarzało mu się zachwiać lekko z powodu zawrotów głowy. Ociężałą rękę przyłożył do czoła.
"Gorączka"
Było mu coraz zimniej i dostał drgawek. Kolejny raz zwymiotował. Natychmiast uzupełnił płyny, dopijając resztkę wody z butelki. Usiadł na środku drogi, zwieszając głowę. Zamknął na chwilę oczy próbując odpocząć. Zdjął plecak, po czym wyjął z niego kilka sucharów i ostatnią butelkę wody. Prowiant umieścił w głębokich kieszeniach płaszcza. Dodał do tego naboje do SVD i jeden magazynek. Nie miał sił by dźwigać plecak. W żołądku czuł potworną pustkę i ból. Znów zachciało mu się wymiotować, lecz teraz nie miał już czego zwracać. Z jego ust wyleciała spieniona krew. Wstał podpierając się rękoma. Chwycił swoją broń najmocniej jak mógł i ruszył przed siebie...
- Jest pan pewny że tym razem Wasz człowiek dojdzie na miejsce?
Naukowiec z podejrzeniem w głosie zwrócił się do Andrieja.
- Tak Profesorze. Za chwilę powinienem dostać od niego wiadomość.
- Mamy dobre stosunki z Wolnością, więc nie powinno pana zdziwić że poinformowaliśmy ich o Waszym powrocie.
- Ależ oczywiście. Nie mam nic przeciwko. W końcu jest to wspólna operacja.
Andriej rozglądał się po pomieszczeniu. Był pod wrażeniem tego jaką wiedzą musieli dysponować naukowcy by obsługiwać takie urządzenia. Po chwili z jego krótkofalówki wydobył się głos Poniona.
- Kapitanie odbiór.
Głos zakłócały wystrzały.
- Co jest?
- Jesteśmy pod obstrzałem. Powtarzam: JESTEŚMY POD OBSTRZAŁEM! Odbiór.
- Zrozumiałem, bez odbioru.
Odwrócił się gwałtownie do towarzyszących mu naukowców.
- Co jest ku*wa? Wiecie coś o tym?
Wszyscy zrobili zmieszany wyraz twarzy, po czym przemówił jeden z nich.
- No cóż, podoficer Harkov nie był zbyt zadowolony kiedy się dowiedział że wróciliście. Można powiedzieć ze nawet oskarżył Was o spisek. Twierdził że to było ukartowane, aby Powinność przypisała tylko sobie ocalenie stalkerów w Zonie.
- Ku*wa, co za kretyn. Muszę wyjść na zewnątrz.
- Przykro mi, nie odblokujemy włazu dopóki strzelanina się nie skończy. Nie mieszamy się do takich spraw.
Andriej działał mechanicznie. Szybko przeładował broń, po czym ustał w pozycji bojowej mierząc co chwilę do każdego naukowca z osobna.
- Otwierać właz ku*wa! Już!
Naukowcy zrobili przerażoną minę. Ten który rozmawiał wcześniej z Powinnościowcem uniósł odruchowo ręce do góry.
- Kulig otwórz właz jak pan stalker prosi.
- Powoli!- rzucił szybko Andriej. Naukowiec podszedł ostrożnie do ściany, na której umieszczona była tablica z różnymi kontrolkami. Przekręcił jedną wajchę, po czym z korytarza dotarł znajomy Andriejowi syk otwieranego włazu i odgłosy wystrzałów. Nie powiedział ani słowa. Ruszył czym prędzej do wyjścia. Kiedy tylko wybiegł przed bunkier zauważył swoich ludzi leżących na ziemi. Sam upadł czym prędzej. Pocisk przeszył fragment kombinezonu bezpośrednio nad jego barkiem. Andriej podczołgał się do Poniona.
- Zdaj relację!
Jego głos zagłuszały wystrzały broni.
- 5 przeciwników w dole. Ostrzeliwują nas bez przerwy. K*rwy wykorzystują to że jesteśmy na otwartym terenie. Oni chowają się za betonową rurą. Żadnych strat u nas. U przeciwnika chyba tak samo.
- Zrozumiałem. Ławrow wciąż ma 2 pociski do RPG?
- Tak jest!
- No to będzie bal...
Wpatrywał się w tabliczkę z ostrzeżeniem. Zdziwiło go to że asfalt nagle się urywał, by po chwili znowu pojawić się jako droga. Przez chwilę zaczął obawiać się czy to nie są halucynacje spowodowane gorączką. Oblewał go zimny pot. Wyjął z kieszeni PDA, po czym napisał wiadomość do Andrieja. Stał tak chwilę, patrząc przed siebie.
"I to ma być ta brama?"
Kiedy nie dostawał odpowiedzi, zdecydował się ruszyć na przód.
"Po takim czasie na pewno zakłócili pracę tego czegoś."
Zrobił krok, stawiając nogę na ziemi. Rozejrzał się dookoła, tak jakby nagle w jego stronę miały wypaść śmiercionośne kolce niczym po uruchomieniu pułapki. Nic się jednak nie stało, nie zmieniło. Syrjan zrobił kolejny krok, szybko dołączając do tego następny. W tym momencie coś w nim drgnęło. Porażające zimno przeszyło jego wnętrzności. Zaczął się jeszcze bardziej trząść, jednak mimo to nadal szedł na przód. Z każdym krokiem świat tracił kolory, by w końcu stać się czarno-białym. Chłód wkradł się przed drogi oddechowe Syrjana. Chciał założyć maskę przeciwgazową, ale zdał sobie sprawę że zostawił ją w plecaku. Nie wiedział czemu, ale każdy krok wydawał się być jednym krokiem z jego życia, samotnego życia...
Ciemność.
Podniósł się z ziemi, rozglądając dookoła. Nic. Pustka. Nie było drzew, nie było drogi przed nim ani za nim. Otaczała go ciemność i cisza. Krzyknął z całych sił, jednak nawet najcichszy dźwięk nie wydostał się z jego ust. Próżnia... Dopiero teraz zdał sobie sprawę że się obudził. To wszystko to był tylko sen. Nigdy nie było innych stalkerów, nigdy nie było Saszy którego zabił. Jego wiernego towarzysza, który poza Zoną odwiedzał w domu Syrjana i jego rodzinę.
"Rodzinę? Ich też nie było. Ani Mariki, ani moich córek. Nigdy ich nie było."
Syrjan zapłakał bezgłośnie, stłumiony przez otaczającą go próżnię. Ukląkł rozkładając ręce. Spojrzał do góry, próbując dojrzeć niebo, jednak była tam tylko ciemność. Wszystko co było wcześniej to była tylko jego imaginacja. Naprawdę był sam, zupełnie sam...
"Sam? Przecież zawsze byłem sam. Nawet w ostatnich chwilach mego przeklętego snu nie miałem nikogo. Straciłem najbliższych dużo wcześniej, mimo że we śnie, a i tak byłem sam. Bez nikogo..."
Podniósł się, podpierając karabinem. Nie miał sił, na dodatek jakieś niewidzialne macki oplatały jego głowę. Zaciskały się na niej, powodując niewyobrażalny ból.
"Dawałem sobie radę będąc samemu we śnie, dam rade i teraz. Będę szedł przez tą ciemność aż zdechnę, aż mnie pochłonie."
Ruszył przed siebie, mimo że bezsilnym, to pewnym krokiem. Niewidzialna siła coraz bardziej ściskała jego głowę. Miał wrażenie że za chwilę pęknie mu czaszka.
Uderzenie głową o asfalt nie wywołało bólu, wręcz przeciwnie. Dało ulgę, ponieważ nie czuł już na czaszce tej zaciskającej się siły. Podparł się na drżących rękach, oglądając za siebie. Pas ziemi a za nim znów droga z dwoma tabliczkami po obu stronach.
"A więc to tak działa..."
Znów chwycił swą broń, po czym cały drżący, podpierając się na niej wstał. Zachwiał się z powodu zawrotów głowy. Choroba wyniszczała coraz więcej komórek w jego ciele. Z trudem było mu nieść SVD. Przewiesił go przez plecy, gdyż nie miał sił by zacisnąć na nim dłonie. Spojrzał przed siebie. Droga zakręcała za pas drzew, więc nie wiedział co jest dalej. Otarł krew z ust, po czym ruszył w kierunku nieznanego...
Andriej przyglądał się twarzy martwego stalkera, na której śmierć pozostawiła ślad przerażenia i bólu. Wiedział że w końcu będzie musiał porozumieć się z bazą i powiedzieć o całym zajściu. Nieopodal wejścia do bunkru leżał stos ciał. Byli to żołdacy Wolności. Część z nich miała pourywane niektóre kończyny. Ponion podszedł do swojego dowódcy.
- Ciało Ławrowa owinięte. Gotowe do transportu.
- Zrozumiałem. Odpocznijcie, niedługo wyruszamy. Ja zostanę na warcie.
- Tak jest!
Stalker odszedł trochę dalej, tak by móc swobodnie porozmawiać z dowództwem. Za pomocą lornetki upewnił się jeszcze raz że nikt z Wolności się nie zbliża, po czym wyjął z plecaka telefon satelitarny. Po krótkiej rozmowie podszedł do swoich ludzi.
- Mamy natychmiast wracać do Baru.
Wszyscy szybko poderwali się z ziemi, sprawdzili ekwipunek i oznajmili gotowość do drogi. Dopiero teraz Andriej zdał sobie sprawę że nie wie co się dzieje u Syrjana. Wyjął pośpiesznie PDA, po czym przeczytał wiadomość.
- Ku*wa. Już po Syrjanie.
Ponion nie ukrywał że nic z tego nie rozumie.
- Podczas akcji dostałem od niego wiadomość że będzie przechodził przez bramę. Już za późno. Kolejny stalker którego pochłonęła Zona...
Stracił już nadzieję. Nie dość że znów Syrjan nie przeszedł przez Bramę, to jeszcze przez niego zginął. Do tego zginął również jego człowiek- Ławrow. Stalker który był z nim od początku istnienia oddziału. Zginął w akcji przeciwko Wolności. Andriej wiedział że to rozpęta burze. Zanim wszedł do budynku sztabu, jeszcze raz spojrzał na swój niepełny oddział. Ponion nie ukrywał rozpaczy. Wyraźnie rysowała się na jego twarzy.
- Powodzenia kapitanie. Będzie dobrze. Zaraz pewnie kapitan wyjdzie i ruszymy z panem na kolejny patrol.
Andriej nie uśmiechnął się, mimo że próbował to nie był w stanie. Nie powiedział ani słowa. Podszedł do stalkerów pilnujących wejścia do budynku. Pokazał im legitymację, po czym wszedł do środka. W pokoju admirała czekało już kilku stalkerów. Andriej zasalutował po czym zaczął zdawać szczegółową relację od wyjścia jego oddziału z Baru aż do powrotu...
- To już wszystko. Melduję niewykonanie zadania.
Dowódca Powinności rozejrzał się po twarzach swoich towarzyszy.
- Meldunek przyjąłem. Odmaszerować przed budynek i czekać z oddziałem na dalsze rozkazy.
- Tak jest!
Kapitan powrócił do swoich ludzi. Nie czekał aż zapyta go Ponion. Przemówił pierwszy:
- Mamy rozkaz czekać na dalsze rozkazy.
Ponion zrobił uradowaną minę.
- Kapitanie, czyli nadal jest pan w grze?
- Na to wygląda.
Odparł Andriej, po czym zrobił kilka kroków do miejsca, gdzie ostatnio stał z Syrjanem. Nie wiedział czemu, ale szkoda mu było śmierci tego stalkera. Było w nim coś, co sprawiało że Andriej chciał by go mieć za przyjaciela.
"Taa, przyjaźń. Czy jest coś bardziej cennego?"
Jego zadumę przerwały uderzenie ciężkich butów. Ktoś wychodził z budynku. Stalker odwrócił się, spoglądając na dwóch żołdaków w Egzoszkieletach. Pewnym krokiem podeszli do kapitana.
- Kapitan Andriej Wawrow?
Andriej potwierdził skinieniem głowy.
- Decyzją Sztabu Dowodzenia zostaje pan wydalony z frakcji Powinność.
Stalker widząc zmieszane miny podwładnych Andrieja, szybko dodał dla wyjaśnienia.
- Oddział drugi zostaje rozwiązany. Zostaniecie przydzieleni do innych oddziałów.
Znów zwrócił się do Andrieja.
- Zostaje pan również aresztowany z powodu posiadania informacji mogących zaszkodzić frakcji. Przypominam że mamy prawo pana aresztować, jako że jest pan na naszym tere...
- Znam regulamin.
Przerwał Andriej.
- Prowadź więc. Zdam broń i pancerz. Komu mam oddać legitymację?
Szedł ostatkiem sił. Gdyby zachowywał się tak poza Zoną, został by zapewne uznany za ćpuna w zaawansowanym stadium delirium. Karabin snajperski bezwładnie zwisał z jego ramienia, a on szedł przed siebie, słaniając się na nogach i zataczając na boki. Gorączka, dreszcze, mdłości, przerażające zimno- dziś dla Syrjana to był najgorszy dzień spędzony w Zonie. Kiedy znalazł się za zakrętem, spodziewał się że ujrzy koniec drogi. Szybko dopadły go załamanie i rozpacz, gdy zobaczył że w lesie dalej jest droga, która po raz kolejny zakręca chowając się za drzewami. Jego instynkt i zmysły zawodziły, nie był już wstanie obliczyć ani nawet szacunkowo określić odległości do następnego zakrętu. Nie wiedział czy dwa jeepy wypełnione uzbrojonymi stalkerami jadące z naprzeciwka to było coś realnego czy może halucynacje. Jednak kiedy zatrzymały się kilka metrów przed nim, a nad jego głową przeleciało kilka kul wystrzelonych z karabinu, zdał sobie sprawę że to dzieje się naprawdę. Na jednym z jeepów stał zamaskowany mężczyzna w kamizelce kuloodpornej, mierzący do Syrjana z AK-74.
- Broń na ziemię! Tylko powoli...
Jego głos był twardy i stanowczy. Położył duży nacisk na ostatnie dwa słowa, mówiąc je przez zęby. Syrjan kierował dłoń po broń, chcąc wykonać polecenie, jednak kończyny odmawiały mu posłuszeństwa. Trząsł się coraz bardziej. Mężczyźni w pojazdach wybuchnęli śmiechem.
- Co jest? Zabrakło opium i zaszedłeś po nie aż tutaj?
- To nie jest kur*a śmieszne!
Niespodziewanie z jednego z pojazdów wyskoczył mężczyzna z siwiejącymi włosami. Czas odcisnął na jego twarzy piętno. Trzymał w ręku pistolet, mierząc nim w Syrjana.
- Jak to zrobiłeś? Jak ku*wa? Mów! Jak przeszedłeś przez Bramę?
Jego krzyk przewiercał się przez bębenki Syrjana. W końcu udało mu się zacisnąć rękę na pasku przymocowanym do karabinu.
- Czy wiesz co ty najlepszego zrobiłeś sku*wysynie? Przez Ciebie wysiadł cały system! Maszyny nie wytrzymały takiego obciążenia. Kilkuletnia praca poszła się j*bać! Przez Ciebie kretynie zostaliśmy z niczym!
Syrjan nie miał sił by powoli zdjąć swoją wierną broń. Szarpnął ostatkiem sił, jednocześnie słysząc tak dobrze mu znany odgłos dwóch strzałów z Kałasznikowa.
- Co zrobiłeś ch*ju? Mieliśmy się dowiedzieć jak sforsował Bramę!
Czuł charakterystyczną woń asfaltu nagrzanego przez słońce. Nie widział nic. Jego usta zaczął wypełniać metaliczny smak ciepłej krwi.
- Myślałem że będzie strzelał...
Ciemność. Nie chciał otwierać oczu. Zresztą nawet by nie mógł. Stracił panowanie nad ciałem. Jedynie co chwilę zmniejszał i zwiększał nacisk dłoni na pasku od SVD. Nacisk silny na tyle ile mógł. A z każdą chwilą czuł że opuszczają go wszelkie siły. Odchodziły od niego bez słowa pożegnania.
- Gów*o mnie obchodzi co myślałeś! Ciekawe co teraz powiesz Vitailowi! Nie dość że cały nasz plan poszedł się j*bać, to zastrzeliłeś człowieka który to spowodował!
"To już? To ma być koniec?"
W końcu dosięgnął dna, na które spadał przez tyle dni. Szum fal rozbijających się o skały i śpiew ptaków, swobodnie latających nad taflą wody. Bezkres wody sięgającej poza horyzont.
"Przecież miałem zobaczyć morze. Zawsze chciałem zobaczyć je na żywo. Już nie zobaczę? Nie poczuję tego zapachu morza o którym zawsze opowiadała Marika? Właśnie, przecież to ona miała mnie tam zabrać. Razem z dziećmi mieliśmy się wybrać nad morze. Ale to niemożliwe, przecież one odeszły. Tatuś jest blisko. Idę do Ciebie, idę Marika..."
KONIEC
Człowiek pozbawiony wyboru między dobrem a złem staje się maszyną...