przez saku w 16 Maj 2010, 00:41
W Cieniu- część 10. "Dobra mina do złej gry"
Żyletka powoli rozcinała skórę na udzie. Nie była to pierwsza rana. Cała noga była pocięta i ociekała krwią. Robił to wolno, chciał jak najdłużej czuć ból. Kiedy na jego skórze powstała kolejna kilkucentymetrowa rana, przycisnął ją kciukiem. Więcej krwi wypłynęło na powierzchnie. Może to był chory sposób radzenia sobie z bólem psychicznym, ale dawał mu chwilową ulgę. Nie pomagało to zapomnieć, lecz sprawiało że na te kilka sekund te przykre wydarzenie nie było aż tak ważne. Lampa naftowa rzucała światło na wnętrze wagonu. Syrjan rozejrzał się uważnie. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tu był. Stare drewniane ściany nadal zapewniały świetne schronienie przed wiatrem i deszczem. Dach był w dobrym stanie, jednak rdza zaczęła już zżerać go od środka.
"Czemu mnie tak nie zniszczysz?"
Pomyślał Syrjan obrażając się na rdzę, karmiącą się metalowym dachem nad głową stalkera. Jego wzrok znów powędrował w stronę karabinu snajperskiego. Wziął go do rąk, kierując lufę wprost przed prawe oko. Spojrzał do miejsca z którego wylatywały śmiercionośne pociski.
"Nie. To by było zbyt proste."
Wykonał jeszcze kilka cięć, tym razem na lewej nodze, po czym wstał i zaczął się pakować. Przez ostatnie 2 dni, siedząc w półmroku zdążył już trochę na rozwalać. Otarł obie nogi mokrą ścierką, tę bardziej poranioną owinął bandażem i założył spodnie. Jeszcze szybki posiłek i był gotowy do drogi. Wyszedł przed wagon, zasuwając za sobą właz. Rozejrzał się uważnie, kompletnie nie wiedząc co zrobić. Po krótkim namyśle postanowił ruszyć w strony, których dawno nie widział. Mokradła były dobrym miejscem, w którym nie brakowało by mu zajęcia. Tamtejsza baza stalkerów była wciąż atakowana przez niebezpieczne mutanty, więc handlarz słono płacił każdemu kto godził się chronić obozu. Obszedł więc wagon dookoła i ruszył w kierunku Mokradeł. Przez kilka kilometrów szedł polami, po czym wstąpił na trakt ubity w ziemi. Po tylu latach od katastrofy, kiedy nie jechał tędy żaden pojazd trudno było dojrzeć pozostałość drogi. Nie szedł jednak długo, kiedy detektor anomalii zaczął go ostrzegać charakterystycznym pikaniem. Zdziwiło to Syrjana, gdyż niczego nie wyczuwał. Powietrze nie było tu inne, nie zauważył również żadnych zakłóceń w przestrzeni. Nie mógł znaleźć na ziemi żadnego kamienia, zdecydował więc poświęcić kawałek batona. Rzucił nim przed siebie. Syrjana ogarnęło zdziwienie, kiedy zobaczył jak jego przekąska leci swobodnie, by nagle- zupełnie bez ostrzeżenia, stanąć w płomieniach. Kiedy słodycz spłonął, wszystko wróciło do normalnego stanu. Stalker ostrożnie zszedł ze ścieżki, wkraczając na pole. Licznik Geigera dał o sobie znać, z każdym krokiem coraz bardziej. Syrjan wolał nie marnować czasu na rzucanie kolejnego kawałka batona. Pobiegł przed siebie, omijając niewidzialną anomalię. Kiedy znajdował się blisko niej, promieniowanie zwiększyło się o kilkadziesiąt razy. Gdy tylko stalker znalazł się znów na polnej drodze, wyjął czym prędzej z plecaka tabletki anty-radiacyjne i połknął je. Nie wiedział czy przyjął dużą dawkę promieniowania, ale wolał nie ryzykować.
"Nie myśl o tym. Tylko o tym nie myśl. Jesteś w Zonie stalkerze..."
Andriej siedział w barze 100 Radów. Powoli popijał piwo, tylko dla smaku. Nie chciał być ani trochę podpity, gdyż za chwilę miała się odbyć specjalna narada Sztabu Dowodzenia. Czuł dumę że i on został na nią zaproszony. W końcu los się do niego uśmiechnął. Wiedział że jeśli pójdzie tak dalej, wespnie się jeszcze wyżej po drabinie kariery. Kariery w szeregach Powinności. Dopił trunek, skinął głową barmanowi i wyszedł, kierując się do gabinetu admirała. Rozejrzał się uważnie. Lubiał Bar, czuł się tu bezpiecznie. Stare, rozpadające się hale fabryczne wydawały mu się przytulne. W większości z nich paliły się ogniska, przy których siedzieli stalkerzy. Usłyszał że jeden odgrywa właśnie na gitarze jego ulubioną piosenkę, jednak nie miał czasu by się zatrzymać. Kiedy znalazł się w miejscu gdzie miała się odbyć narada, zauważył że wszyscy już są. Stali wokół stołu. Poczuł jeszcze większą dumę wiedząc, że będzie stał w jednym szeregu z elitą. Zasalutował przed admirałem, po czym również przystał tak jak inni. Jego uwagę zwróciła obecność żołdaka w kombinezonie Wolności. Wiedział że obie frakcje nie prowadzą walk, ale żeby od razu zapraszać kogoś z Wolności na tajne posiedzenie?
- Witajcie panowie- odezwał się admirał.- Jak widzicie mamy gościa. Jest z nami pod-admirał frakcji Wolność, Jurij Kamarow. Zaprosiłem go tutaj osobiście. Przedstawiłem mu całą sytuację...
Kilku stalkerów poruszyło się nerwowo. Nie powiedzieli jednak ani słowa które miało by negować decyzję samego wodza.
- Niektórym z Was może się to nie podobać, ale tylko wspólnymi siłami możemy pokonać zagrożenie. Niech teraz zabierze głos reprezentant Wolności. Pamiętajcie że każde słowo które tutaj padnie ma zostać tylko między obecnymi. Złamanie tego będzie bezzwłocznie karane śmiercią.
Pod-admirał Wolności był mężczyzną po 30. Miał gęste wąsy, jednak dokładnie przycięte tak, by nie wystawały poza kąciki ust. Ton jego głosu był stanowczy, jednak przyjazny.
- Witam serdecznie wszystkich tutaj zebranych. Dziękuję admirałowi Pokrow za zaproszenie- skinął głową w kierunku zarządcy Powinności.- To kolejny krok w polepszeniu stosunków między obiema frakcjami. Teraz do rzeczy. Niektórzy z Was mogą nie wiedzieć, więc powiem od początku. Nie wiemy kto, nie wiemy od kiedy ani jak, ale ktoś jest bardzo blisko popełnienia czegoś groźnego. Z przesłuchań pewnego stalkera wynikło, że ktoś chce spowodować emisję psioniczą, która wszystkich w Zonie zamieniła by w zaprogramowane maszyny do zabijania. Przykładem mogą być żołnierze Monolitu. Nie wiemy po co, nie wiemy dla czego. Wiemy natomiast że cały kompleks znajduje się w celu Y, do którego dostępu broni owiana złą sławą Brama. Jak zwał tak zwał. Dodatkowo została by wysłana wiązka radiowa o takim natężeniu, że poruszyła by ukryte w głębi Zony generatory nad którymi pracowano kilkanaście lat temu. To spowodowało by rozprzestrzenianie się Zony, nie wiadomo do jakich rozmiarów. Ja jako Wolnościowiec jestem za życiem w zgodzie z Zoną...
Kilka osób zachichotało cicho, jednak pod-admirał zignorował to.
- Ale na pewno nie jestem za jej rozprzestrzenianiem! Teraz nadchodzi moment kulminacyjny. Zostałem tutaj wezwany, bo Wolność nawiązała współpracę z nowo zrzuconym bunkrem naukowców. Mają oni potężne anteny, więc podejrzewamy że chwilowo zakłócą pracę Bramy. Sam fakt bramy jest dla mnie niepojęty. Jak coś niewidzialnego morze zrobić z człowiekiem coś takiego? Nie rozumiem. Ale jedno jest pewne. Brama Jaźni świetnie sprawuje pieczę nad wejściem do kompleksu Y. Plan jest taki: na kilka sekund, bo tylko na tyle da radę, naukowcy wyślą wiązkę, która powinna zakłócić działanie Bramy. Wtedy jakiś "śmiałek" przebiegnie z odpowiednim sprzętem by dostać się za blokadę. Sprawdzi nieznany teren oraz czy istnieje możliwość wyłączenia choć na chwilę tej Bramy.
Zapanowała cisza. Głos zabrał admirał Pokrow.
- Dziękuję. Tak wygląda nasz plan. Czy są jakieś sugestie panowie?
Andriej skinął głową. Admirał dał mu ręką znać by mówił.
- Za pozwoleniem, ale nie wiadomo czy temu zadaniu sprostał by cały oddział świetnie wyszkolonych komandosów. A Wy chcecie posyłać tam jednego człowieka?
Wszyscy pokiwali głową, potwierdzając słowa towarzysza. Znów odezwał się admirał Powinności.
- Naukowcy twierdzą że jeśli wiązka ma być w stanie teoretycznie zakłócić pracę Bramy Jaźni to tylko kiedy będzie przechodził przez nią jeden człowiek. To będzie działać na zasadzie radarów lotniczych. Taki cywilny radar wykryje cały klucz ptaków, ale pojedynczego już nie. Pozostaje tylko znaleźć kogoś odpowiednio kompetentnego i szalonego do takiej misji...
Przez siatkę celownika optycznego obserwował trzech stalkerów. Zwykłe żółtodzioby. Poznał to po ubiorze, jak i uzbrojeniu. Jeden ze stalkerów miał jedynie pistolet, nie dysponował nawet nożem. W dodatku bezmyślnie rozłożyli namiot na samym szczycie pagórka. Do tego wielkie ognisko! Syrianowi aż żal się ich zrobiło, bo skąd mogli wiedzieć jak przetrwać w Zonie. Może mógłby podejść i zaproponować im kilkudniowy pobyt razem? Tak bezinteresownie nauczył by ich paru sztuk z rzemiosła przetrwania na dzikich terenach Zony. Uczynił by coś dobrego. Rozważał taką możliwość. Stalkerzy rozsiedli się przy ognisku. Piekli nad nim upolowanego Dzika. Cieszyli się zdobyczą tak jakby złapali kilka żywych Pijawek.
"Ah ci nowi..."
W celowniku widział dokładnie ich roześmiane twarze. Jeden ze stalkerów opowiadał chyba kawały, bo inni słuchali uważnie, co jakiś czas śmiejąc się radośnie. A on leżał tutaj, niedaleko od ich obozowiska. Odległość nie przekraczała 500 metrów. Słyszał ich głosy. Aż sami się prosili by przez ten brak ostrożności jakiś ciekawski mutant zbliżył się za bardzo i zaatakował. Syrjan znów rozważał czy podejść i zaoferować pomoc. Akurat jeden ze stalkerów wstał, by odkroić kawałek mięsa...
STRZAŁ
Z głowy żółtodzioba trysnęła krew, po czym upadł na ognisko. Jeden ze stalkerów rzucił się na bezsensowną pomoc martwemu towarzyszowi, odciągając go od źródła ognia i gasząc rękoma palące się ubranie. Drugi stalker wyciągnął pistolet i wstał, rozglądając się otępiale. Zupełnie jakby spodziewał się że zabójca będzie stał i machał do niego ręką, krzycząc "tu jestem".
"Co za brak profesjonalizmu" pomyślał Syrjan, celując w głowę stalkera. Znów nacisnął na spust. Charakterystyczny, tak dobrze znany Syrjanowi odgłos karabinu SVD rozniósł się po polach. Kolejny martwy stalker upadł, tuż obok palącego się ogniska. Trzeci który pozostał przy życiu spojrzał z przerażoną miną. Syrjan celował w niego, jednak nie oddawał strzału. Grymas uśmieszku wymieszanego z bólem pojawił się na jego twarzy. Stalker rzucił się w panice do namiotu, po czym wybiegł z niego, trzymając w ręku AK-74. Przeładował broń i zaczął strzelać na oślep. W zupełnie innym kierunku niż miejsce w którym leżał Syrjan. Kiedy wystrzelał cały magazynek, ustał bezradnie opuszczając ręce. Syrjan obserwował jego przerażoną twarz. Po policzku stalkera zaczęły ściekać łzy. Wyraźnie było widać jak bardzo się bał. Kolejny strzał, po którym dało się słyszeć przeraźliwy krzyk. Żółtodziób dostał w kolano. Skulił się, trzymając kurczowo nogę. Krzyczał coraz głośniej, jęcząc z bólu i przerażenia. Kolejny strzał i stalker przewrócił się na bok. Dostał w bark, więc nadal żył. Wił się na ziemi, uderzając jedną pięścią o glebę. Syrjan wciąż spadał w tą przepaść. Przepaść która pochłonęła go doszczętnie, przeżuła przez swe wielkie szczęki i wypluła, pozostawiając go obdartego do szpiku kości. Dokończył dzieła oddając dwa strzały w tors rannego stalkera. Wciąż spoglądał przez lunetę. Teraz na wzgórzu nie było żadnego ruchu. Wstał zabezpieczając karabin i przewieszając go przez ramię. Stał tak chwilę, spoglądając na palące się ognisko i sylwetki ciał na tle zachodzącego słońca. Łzy zaczęły ściekać mu po policzku. Nabrał powietrza w płuca i krzyknął najgłośniej jak potrafił.
- To za Marikę i moje kochane córki skur*ysyny!
Stalkerze! Za tym znakiem znajduje się Brama Jaźni. Zawróć! Nie znajdziesz tu nic prócz śmierci.
Andriej wpatrywał się w tabliczkę jak zahipnotyzowany. Czytał ostrzeżenie po kilka razy, zupełnie jakby była to jakaś zagadka. Spojrzał na oddział stojący za jego plecami. Widać było po twarzach 4 nowo wcielonych że są przestraszeni. Jeszcze ich dobrze nie znał, nie ufał im do końca tak jak poległym towarzyszom, których miejsce zajęli nowi.
- Dobra, idę dwa kroki do przodu. Gdyby zaczęło coś się ze mną dziać odciągnijcie mnie.
- Tak jest!
Odkrzyknęli Ponion i Ławrow. Nowi w oddziale zaszeptali coś pod nosami.
- Co jest ku*wa? Nie słyszeliście? Jak się coś zacznie dziać macie mnie odciągnąć do tyłu!
- Tak jest!
Tym razem zawtórował cały oddział. Andriej ostrożnie zrobił pierwszy krok wkraczając na teren gdzie kończył się asfalt. Czuł się jakby wchodził na pole minowe. Postawił pierwszą nogę. Nic nie poczuł. Dołączył do tego drugą, i zrobił kolejny krok do przodu. Tym razem poczuł coś dziwnego, innego. Jakaś tajemnicza siła oplatająca go z każdej strony. Chłód który wkradał się przez nozdrza i usta, wypełniając całe ciało od środka. Świat zmieniał kolory. Wydawały się jaśniejsze, bardziej świecące. Lodowate zimno mroziło jego układ oddechowy. Odpiął od plecaka maskę przeciwgazową, i nałożył ją na głowę by uchronić się przed dziwnym uczuciem. W tym momencie poczuł jak coś go szarpie z tyłu. Po chwili leżał już na asfaltowej drodze, a Ponion ściągał z jego twarzy maskę.
- Co ty Ponion? Och*jałeś?
- Melduję że taki był rozkaz...
- Ale ja tylko nałożyłem maskę! Może i dobrze zrobiłeś. Lepiej wracajmy już do Baru. Nie podoba mi się to miejsce. Wam widzę zresztą też. Koniec rekonesansu.
Syrjan zmienił plany. Chronienie małej bazy stalkerów nie zajęło by go na tyle, by choć trochę przyćmić ból. Choć po ostatniej egzekucji niczego nieświadomych stalkerów czuł się lepiej. Zdecydował ruszyć z powrotem do Baru.
"Może ta sprawa o której mówił Andriej naprawdę jest taka wielka? Miałbym przynajmniej co robić."
Wciąż spadał. Nie mogł powstrzymać tego uczucia. Spadał w przepaść, chciał spaść na dno, połamać się i odejść, ale to nie następowało. Ostrożnie szedł popękaną drogą, mijając przystanek na którym siedział kilka dni wcześniej.
"Wtedy byłem szczęśliwy że mam pieniądze na leczenie Iryny. Aleo to było wtedy."
Z trudem powstrzymał łzy które napływały mu do oczu. Szedł przed siebie, już nie tak pewnie jak niegdyś. Lekko przygarbiony, jakby przygniatał go wielki ciężar. I rzeczywiście tak było. Jednak ciężarem nie była zawartość plecaka. To co przygniatało Syrjana było niemożliwe do zobaczenia ani poczucia przez kogoś innego niż on sam.
Było już ciemno, a licznik Geigera dawał coraz bardziej o sobie znać. Wciąż szedł w tej ciemności. W mrokach otaczającej go Zony. Z oddali dochodziły go odgłosy mutantów. Wyłapał ryk pijawki, nie wzdrygnął się jednak. Głos był na tyle cichy, że nie musiał się obawiać w jakiej odległości jest mutant. Nie chciał się kłaść spać. Nie chciał znów budzić się rano, i przez chwilę, przez tę jedną sekundę mieć nadzieję że to wszystko to był tylko zły sen.
Andriej spał na pryczy, kiedy obudził go jeden z Powinnościowców.
- Kapitanie Andriej. Kapitanie, niech się kapitan obudzi...
- Co jest ku*wa? Przecież jest środek nocy.
- Przybył właśnie jakiś stalker. Mówi że chce z kapitanem rozmawiać.
- Powiedz mu żeby poczekał do rana. Co to za stalker w ogóle?
- Jakiś Syrjan.
Andriej otworzył oczy i przetarł twarz rękoma.
- Niech poczeka przed budynkiem. Zaraz tam będę.
- Tak jest!
Po chwili kapitan stał już przed koszarami Powinności. Noc była ciemna ponieważ niebo było zachmurzone. Jedynie światło żarówki umieszczonej na ścianie budynku pozwalało dostrzec stojącego nieopodal przybysza. W oddali ktoś grał na gitarze smutną, senna melodię. Andriej podszedł do Syrjana, który odwrócił się słysząc czyjeś kroki. W ciszy podali sobie ręce. Stalker nie zmienił się ani trochę przez ten tydzień. A w Zonie ludzie zmieniali się bardzo szybko. To nie były warunki do odpoczynku. Częsty kontakt z anomaliami oraz radiacją męczyły ciało i psychikę w zastraszającym tempie. Jedni po kilku dniach byli poranieni, inni wyczerpani, kolejni radośni z powodu udanej akcji lub cennej zdobyczy. Syrjan się nie zmienił. Ten sam wyraz twarzy, zupełnie obojętny. Tak jakby wszystko co ma przed sobą było tylko seansem telewizyjnym. Andriej wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił jednego, wciąż przyglądając się stalkerowi.
- Zmiana planów?
Syrjan odpowiedział skinieniem głowy.
- A co z Twoją ważną sprawą?
- Nieaktualne.
- Skoro nieaktualne to nie była aż tak ważna.
- Moja sprawa. To jak z tym zadaniem?
- Widzisz, coraz bardziej zaczynam wierzyć w przeznaczenie. Najpierw pojawiam się ze swoim oddziałem w wiosce, zupełnie przez przypadek zdobywam informację za którą zapewne zginęło wielu stalkerów. Poznaję Ciebie, po jakimś czasie odchodzisz. W momencie kiedy potrzebny jest nie tylko mi, ale całej Zonie ktoś taki jak Ty, zjawiasz się... właśnie Ty.
- Taa, bardzo ciekawe.- rzucił ozięble Syrjan.- Przeznaczenie jak nic.
- Śmiej się śmiej, a ja Ci mówię że coś w tym jest. Ale mniejsza, pewnie jesteś zmęczony. Zaraz Ci każe założyć kartę rezydenta, będziesz mógł wejść do koszar. Zjesz coś i pójdziesz spać. Rano Ci wszystko wyjaśnię.
- Tak jest kapitanie- powiedział Syrjan. Rzucił to jednak tym samym co zawsze, oziębłym głosem, więc nie wyszedł z tego dobry żart.
Dwóch stalkerów stało spoglądając na stare budynki, które powoli pochłaniał czas. W niektórych można było dostrzec poświatę ognisk, przy których spali strudzeni wędrowcy Zony. W Barze o tej porze panowała cisza. Mutanty się nie zbliżały do zabudowań, których pilnie strzegli żołdacy Powinności. Andriej wypalił papierosa, po czym wszedł do budynku. Syrjan wciąż stał czekając na powrót stalkera. Spoglądał w czerń nieba widząc w nim przepaść, w którą wciąż spadał...
Ostatnio edytowany przez
saku, 21 Maj 2010, 17:43, edytowano w sumie 1 raz
Człowiek pozbawiony wyboru między dobrem a złem staje się maszyną...