Bez znieczulenia

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Bez znieczulenia

Postprzez Wiewi0r w 05 Lut 2015, 00:26

Wrzucam, jako wprawkę do pisania w trzeciej osobie - lekkie, może nawet komediowe opowiadanie. Przyznaję, akapity miałem, takie wow, ale się posypało przy kopiowaniu.

_______________________________________________________________
Opowiem wam o czymś: siedziałem w leju po bombie otoczony przez wroga; z kolegi po mojej lewej niewiele zostało, ten po prawej zresztą też nie wyglądał lepiej. Ze mną siedział młody poborowy, który krzyczał w agonii. W życiu nie widziałem czegoś takiego - kiwał się jak dziecko, trzymając się za głowę. Krzykiem wzywał swoją matkę.
Uwierzcie mi, panowie - ból zęba na polu walki to nie żarty!


"Opowieść wojenna"


Bez znieczulenia

#1:

Pasza siedział we wspólnej sali bazy wypadowej, Przyczółka, kiedy Kokos i Dima wrócili z kolejnego “poszukiwania skarbów”. Kokos, jak zwykle małomówny, przywitał ojca dyktatora bazy zdawkowym skinieniem głowy. Postawił pojemnik na chybotliwym stoliku i zgarnął z półki konserwę.

Dima, młody śmiały, zwykle wesołkowaty, zdawał się podzielać małomówność starszego towarzysza. Miast zwykłego trajkotania, jak to jest już o krok od wymarzonego Bajkała - cisza. Na powitanie wymamrotał jakieś niezrozumiałe pozdrowienie, rzucił plecak na stół i usiadł bokiem do Paszy.
- Coś taki smutny, małolat? - rzucił znad pojemnika - Z wypadu wróciłeś, to raz. Całkiem niezły towar przyniosłeś, to drugi powód to szczęścia. No, powiedz staremu, co cię gryzie?
- No, gryźć nie mogę. - Pasza przestał lustrować artefakty. Ze zdziwieniem spojrzał na chłopaka.
- Gryźć nie możesz? Kokos ci za głupoty zęby wybił?
- Coś boli. - wzruszył ramionami.
- Głupoty mi jakieś pieprzy… Noż bladz! A tobie co się stało?!

Dima obrócił się na krześle, pokazując niewidoczny dotąd profil. Opuchnięty, z wciąż zielnokawym limem, urody zdecydowanie nie dodawał.
- A… Dzik był, mała Trampolina, drzewo…
- Wstawaj młody - rozkazał Pasza - Idziemy na konsultację.

***

Muszka patrzył to na Paszę, to na Dimę, zastanawiając się, co z tym fantem zrobić. Odpowiadał w bazie za kwestie medyczne - najładniej ze wszystkich opatrywał, szył też najmniej krzywo. Plusował też tym, że w wojsku był sanitariuszem, ale na zębach nie znał się ni w ząb.
- I czego ode mnie chcesz, co? - grożnie zmierzył wzrokiem obydwóch towarzyszy.
- Nie poradzisz coś, bratan…? - opuchnięty Dima popatrzył z nadzieją na medyka.
- Mogę ci jeszcze raz przyłożyć - może ten bolący też wyleci!
- Oj, po co te nerwy - wtrącił się Pasza - Nic nie wymyślisz?
- A co ja mogę? Pigułkę ci mogę dać, na ból, ale cię nie wyleczę przecież. - zastanowił się chwilę - Najbliższego lekarza będziesz miał chyba w Cementowni, ale się mogło pozmieniać. Ale nie wiem czy coś poradzi, w tym sezonie w dentystami nie obrodziło - rozłożył ręce, dając znak, że tu jego kompetencje się kończą.
- Dobra, to robimy tak - daj coś na ból na mój koszt, a ty Dimka - idziesz ze mną na Cementownię. Odprowadzę cię do Rozstaju, a rankiem sam dojdziesz. Wymarsz za… pół godziny - Pasza obrócił się na pięcie i wyszedł szykować sprzęt.

Dima został sam na sam z patrzącym wilkiem Muszką. Niezręczna cisza przeciągała się. W końcu Muszka z westchnięciem ruszył się z miejsca. Z szafki z lekami wyciągnął listek leków przeciwbólowych. Podszedł do Dimy, zawahał się jeszcze przez chwilę, po czym podał Dimie leki ze słowami:
- Ale jak przećpasz albo przepieprzysz na głupoty, to… - niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu.
- Dzięki bratan! - złapał za tabletki i pobiegł śladem Paszki.

#2:

Dima przyjął widok byłej Cementowni jak zbawienie. Może tutaj uda mu się dorwać lekarza z prawdziwego zdarzenia?
Upewniwszy się, że infrastruktura nie zmieniła się od jego poprzedniej wizyty, ruszył w kierunku głównej hali, w której mieściło się centrum społeczności. Bez zwłoki skierował się do miejsca, gdzie według jego pamięci mieścił się gabinet lekarza zakładowego. Wtem, drogę zastąpiła mu znajoma twarz.
- Dimka, kopę lat! A co ci się z twarzą stało?
- Magister, cześć, później - do lekarza się śpieszę.
- Do Konowała? Widać jeszcze go nie znasz. Zajęty jest, łata jakichś pechowych myśliwych.

Usiedli przy stoliku w pobliżu baru, szybko znalazło się jakieś piwo. Dla zabicia czasu Dima wymieniał informacje z przyjacielem. Korzystając z okazji, podpytał go o nowego doktorka.Magister nie miał o nim zbyt dobrej opinii. Uważał, że nie jest zły per se, ale ma dziwne poczucie humoru i niekonwencjonalne terapie.
Opowiadał właśnie, jak to Konował leczył katar, depresję, sraczkę i kaszel niezawodną podwójną dawką oleju rycynowego, kiedy z gabinetu wytoczyli się pozszywani przez lekarza stalkerzy.

Dima szybko pożegnał się z kolegą i pobiegł do gabinetu, jakby obawiał się, że lekarz gdzieś mu ucieknie.
- Czego? - kulturalnie zapytał zmęczony Konował nowego natręta.
- Doktor, bo ja mam taki problem… stomatologiczny - rzucił Dima, zatrzaskując za sobą drzwi - Pomożecie?

***

Pokój zajęty przez Konowała, szumnie zwany gabinetem, nie budziłby zaufania pacjentów w Wielkim Świecie. W Zonie jednak ważniejsze od wyglądu było to, że jego właściciel potrafi łatać i szyć delikatne płótno ludzkiej cielesności.
- Nie jestem dentystą - zapierał się od początku Konował - i obawiam się, że straciłeś czas na łażenie.
Nieustępliwy Dima siedział jednak na stołku z rozdziawioną paszczą, zmuszając Konowała do inspekcji jego uzębienia.

- Jak dla mnie wygląda to tak: uszkodziłeś ząb, wdała się infekcja, prawdopodobnie z ropniem i boli - skomentował widoki Konował.
- Ahodaszeszobic?
- Przepraszam, jeszcze raz? - Konował wycofał depresor języka z ust pacjenta.
- A co da się zrobić, pytam.
Lekarz z westchnieniem odłożył latarkę i szpatułkę, podrapał się w zamyśleniu po brodzie. W końcu otworzył jedną z szuflad starej, metalowej szafki i wyciągnął z nich obcęgi.
- Z mojej strony, mogę zaproponować to - przy tych słowach, Konował uśmiechnął się sadystycznie; dla lepszego efektu zaklekotał znacząco narzędziem tortur.
- Nic z tego! - stalker skulił się w sobie, z przerażeniem popatrując na obcęgi.

Były ortopeda popatrzył ze zdziwieniem na swojego pacjenta - kto w Zonie jeszcze dbał o aparycję? A może uraz z dzieciństwa nie dawał Dimie przekonać się od zabiegu?
- Słuchaj - zaczął ostrożnie Konował - jeżeli zależy ci na zębach, mogę ci polecić wyprawę na Dużą Ziemię. W Czernichowie mam znajomego dentystę. Powiesz mu, że jesteś ode mnie, Fiodora Pietrowa, znaczy się. Magik cię przerzuci, akurat szuka muła dla jajogłowych.
Dima nie zastanawiał się długo. Już miał wrażenie, że pół twarzy ma jak nadmuchane, a podejrzewał, że może być jeszcze gorzej.
- To kiedy mogę iść? Tylko kopsnąłbyś aspirynki jakiejś, co bratan?

***

Magik, miejscowy handlarz, załatwiacz, diler i barman w jednym, ucieszył się na wieść o desperacie. Szybko postawił Dimie warunki nie do odrzucenia - na swoją korzyść, prawda, ale bez przesady. Był kutwą, ale uczciwym.
- Dobra młody, tutaj masz radyjko, a tu masz zapisane kody na ten miesiąc. Skontaktuj się z granicą z daleka, bo jeszcze cię ustrzelą - dla spokojności. Najlepiej nadawaj z wioski, o tutaj, około kilometra do Kordonu - wystarczająco blisko, ale dość daleko, łapiesz?
- Tja.
- Oki. Tu masz graty - dasz jajogłowym, pytaj o doktora Łazarowa. A ten pakunek - dla dowódcy, majora Hołodeszki. To zmykaj, dojdziesz do leśniczówki jeszcze przed zmrokiem… Co? - zapytał handlarz, widząc, że stalker wciąż stoi za ladą, wpatrzony w niego jak w obrazek.
- A… bonusu na ból byś nie kopsnął?

#3:

Dima szedł. Mimo otępiającego bólu, nabyte instynkty utrzymywały go z daleka od śmierci w anomalii. Chwilowo Dima zżymał się na siebie za tę głupią decyzję. Pigułki, które wziął od Muszki skończyły się, a te wytargowane na Cementowni jeszcze przed wyjściem z bazy przehandlował. Teraz żałował - ostatecznie te parę rubli więcej nie przybliży go wiele do upragnionej broni.

W kierunku bagien, oprócz samotnego stalkera, zmierzała osobliwa grupa. Każdy, już z daleka, stwierdziłby, że najlepiej będzie ominąć ją szerokim łukiem. Na czele grupy szło, powłócząc nogami, dwóch ludzi, podobny zamykał małą kawalkadę. W centrum, chroniony jak VIP, którym w istocie była, szła istota, którą z człowiekiem pomyliłby tylko pijany poborowy na pierwszej przepustce - ogromna głowa ze zniekształconą twarzą, szeroka, płetwiasta szyja - z człowiekiem istotę łączyły jedynie dwunożna postawa. I złośliwie inteligentne spojrzenie.
Kontroler zazwyczaj nie zapuszczał się tak daleko na obrzeża Zony. Niestety, zniszczona przez ludzi kryjówka i przetrzebienie przez nich jego świty, zmusiły go do szukania łatwiejszej ofiary na moczarach.

Nieprzywykłe do dalekich spacerów, zniekształcone ciało zmuszało go do częstych postojów. Na miejsce kolejnego odpoczynku wybrał rozłożystą kępę krzaków; sam przysiadł w środku, a ukryty przed przygodnym spojrzeniem rozkazał swoim sługom pełnić “wartę”. Kiedy ciało odpoczywało, umysł mutanta nie przestawał pracować na wysokich obrotach. Przestawiwszy się na odbiór, lustrował pobieżnie okolicę. Nic niepokojącego.

Nagle jego uwagę zwrócił intensywny, emocjonalny sygnał - pewna oznaka ludzkiej obecności. Kontroler, sprawdziwszy najpierw oczami swoich zombie przedpole, podniósł się nie bez trudu. Wychylając się ponad zarośla, lustrował okolicę, szukając intruza. Jest! Pojedyncza sylwetka, zmierzająca na północ od bagien, daleko od tymczasowej kryjówki jego grupy.

Wytężając psioniczne muskuły mutant skupił się na aurze stalkera. Przejmujący ból promieniujący od wędrowca był niemalże namacalny. Wydawał się znajomy. Po chwili w umyśle potwora pękła tama i wspomnienia popłynęły szeroką falą: wspomnienie specyficznego bólu przywołało atawistyczny strach, ogromne w oczach małego człowieczka fotele pośrodku wyłożonych kafelkami gabinetów, dźwięki pracujących narzędzi, zapach alkoholu i chemikaliów zlewały się w jeden obraz. Teraz, te niewyobrażalnie odległe wspomnienia prowadziły potok myśli w stronę innych gabinetów, postaci, zabiegów…
Kontroler wzdrygnął się i warknął z niechęcią. Obudziło się w nim coś, o co siebie sam nie podejrzewał. Zastanowił się, czy byłby w stanie coś z tym zrobić.

Nie podejrzewający niczego Dima przedzierał się tymczasem przez wysoką trawę. Mimo bólu, nabyte przez długi pobyt w Zonie nawyki dotychczas powstrzymały go przed wpadnięciem w anomalie. Prawdopodobnie nie zdąży dojść do granicy tego dnia, a pośpiech jest proszeniem się o brzydką śmierć.
Nagle, w jednej chwili, trawiący jego twarz ból raptownie zelżał. Zaskoczony, aż przystanął. Pomacał ręką spuchnięty policzek - lekki dyskomfort pozostał, ale dla stalkera był to maly cud. Zonie niech będą dzięki! Pokrzepiony nową nadzieją, dziarsko ruszył w stronę wskazanego przez dilera posterunku.

***

Szczęście nie trwało długo - do wieczora, kiedy nawiązał łączność z wojskowymi, ból powrócił. I bez tego przejście przez poodzielane siatką, zakręcone korytarze tranzytowe Kordonu było stresującym przeżyciem. Mimo tego, że Dima przechodził granicę legalnie, niesmak pozostawał. Dla stalkera formalności ciągnęły się w nieskończoność - hasła, dokumenty, spis rzeczy, depozyt, kontrola radiacyjna, “mycie”... Nie oczekiwał, że nagle zostanie powitany niczym gieroj, wojskowi swoje wiedzieli, ale odrobina współczucia by nie zaszkodziła.
Za szczęśliwe zrządzenie losu uznał fakt, że jajogłowi ucieszeni nowymi zabawkami łaskawie dali mu się położyć na rozklekotanej kanadyjce. Nie mogącemu zasnąć Dimie przeszło przez myśl, że nie ma sprawiedliwości na tym Świecie, ani w Wielkim, ani w Małym.

#4:

Miejscowy dentysta, doktor Gołub, pił właśnie kawę, kiedy ciszę przerwało natarczywe walenie w drzwi przydomowego gabinetu.
- Zamknięte! Przyjmuję dopiero od pierwszej! - krzyknął, lecz pukanie ucichło tylko na
chwilę, by wrócić ze zdwojoną intensywnością.
- Mówię przecież, że zamknięte! - powtórzył, wstając od stołu by przegonić klienta osobiście. Natręt nie przestawał atakować drzwi.

Otwierając drzwi, doktor przygotowywał się już do obsobaczenia niecierpliwego pacjenta.
- Głuchy? Gabinet nie… - coś w wyglądzie przybysza kazało mu przerwać przygotowaną tyradę.
- Doktor, ratujcie teraz! Zapłacę ile trzeba. - Przybysz patrzył na niego zbolałym wzrokiem, przykładając dłonią jakiś okład do spuchniętego policzka. Bluza z głębokim kapturem narzuconym na głowę, spodnie bojówki z butami typu desant mogły nic nie znaczyć, ale nasuwały podejrzenia do zajęcia, którym para się przyszły pacjent.
- Fiodor Piotrowicz Pietrow was polecił - dodał Dima, widząc wahanie lekarza.
- Wy stamtąd? - Gołub wskazał głową na północny zachód. - Wchodź! Tam, na lewo i na fotel. - pokierował pacjenta do gabinetu, zamykając drzwi.

Bez dalszych ponagleń zapalił lampę i zajrzał do jamy ustnej stalkera.
- Hmm hmm… znaczy, róbcie co trzeba, tylko proszę w narkozie!
- Narkozę? Ale to trzeba z chwilę poczekać.
Pacjent kiwnął głową zgadzając się - w końcu co znaczy teraz jeszcze kilka minut? Pół godziny później wezwany naprędce anestezjolog szykował już strzykawki.
- Proszę odliczać od dziesięciu w dół - nakazał pacjentowi usypiacz.
- Dziesięć, dziewięć... Doktor - nie… wyry… - nie zdążył dokończyć myśli Dima.
- Co on mówił? - spytał Gołub.
- Pewnie pierdoły, jak zawsze po “głupim jasiu”. Co to za jeden, że nie ma szacunku do zawodu?

***

Dima powoli wybudzał się ze znieczulenia. Spowolniała jak po wódce percepcja wracała do normy, wzrok wyostrzał się, a słowna sałata stawała się zrozumiała.
- … budza się. Halo, rozumie mnie pan?
- Dohtór, i jhak? - wydusił przez spierzchłe usta Dima.
- Jak w kopalni. - uśmiechnął się dentysta. - Pod lewą dolną czwórką zrobił się już ropień, zrobiłem co się dało. Połatałem przy okazji wszelkie ubytki, a trochę się ich zrobiło. Nie moglibyście lepiej tam dbać o zęby? - zaśmiał się z własnego żartu. - Dam wam jeszcze antybiotyk, chyba że macie może jeden z tych… artefaktów? Lepiej dmuchać na zimne. No, to za parę dni, jak się podgoi, z pomocą czy bez, to przyjdziecie jeszcze na dopasowanie, i zamontuję implant.
- Czego? Implant? - Dima sprawdził językiem łuk zębowy. Czegoś brakowało. - Wyrwaliście jednak? Przecież prosiłem żeby nie rwać!
- Niestety, ząb był nie do odratowania. A widzicie, ze sztucznym… - wyjaśnienia przerwał dentyście cios w, nomen omen, zęby.

Epilog:

- Wrócił! - Pasza ucieszył się na widok wchodzącego do lokalu Dimy. - Co tam słychać w Wielkim Świecie?
- Jak zwykle. Pośrednicy skąpi, dentyści zdziercy i komary gryzą.
Padli sobie w ramiona. Pasza odsunął młodszego stalkera na odległość wyciągniętych ramion i przyjrzał się uważnie jego twarzy.
- Wyglądasz o niebo lepiej. Magister twierdził, że jak doczołgałeś się do baru w Cementowni, to wyglądałeś jak pół dupy zza krzaka.
- A czułem jeszcze gorzej.
- Uratowałeś ten swój cenny zębulek?
- Niestety nie. - Dima otworzył szeroko usta i palcem odsunął wargę, by pochwalić się nowym zębem. - Ale ostatecznie, warto było - już się więcej nie zepsuje, cha! Tylko znowu skarbonka pusta.
W międzyczasie do sali wszedł Kokos. Przywitał się z Dimą i nie przerywając kolegom rozmowy dał Paszy znak, że obsłuży się sam. Kiedy kilka minut później wrócił do sali z podgrzaną wojskową racją, Dima opowiadał o Konowale i jego metodach leczenia wszelkich dolegliwości. Dotarł właśnie do opowieści o obcęgach, kiedy powietrze przeszył dźwięk wyraźnego chrupnięcia.
- Kurrwa! - zaklął Kokos, łapiąc się za twarz. - Mój ząb!
- Wiesz co - zaczął ostrożnie Dima - mogę ci polecić dobrego dentystę…

QNiec :caleb:
Ostatnio edytowany przez Wiewi0r 12 Lut 2015, 19:14, edytowano w sumie 2 razy
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!

Za ten post Wiewi0r otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Plaargath, KOSHI, scigacz1975, Dżuz.
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Reklamy Google

Re: Bez znieczulenia

Postprzez KOSHI w 06 Lut 2015, 14:36

Zły i niedobry Koshi przeczytał opowiadanie i muszę cię pochwalić. Mimo, iż jest w nim sporo błędów i niedociągnięć, to miło mi się je czytało. Bałem się hord kabanów i napierdalanek z bandosami, a tu miłe zaskoczenie, choć ja bym inaczej historię poprowadził, bo szczerze mówiąc, myślałem, że skończysz ją w stylu pewnego zabawnego opka Canthira. Masz setną flaszkę za zabawny styl pisania i pomysł, choć warsztat do pod szlifowania mocno.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Wiewi0r w 06 Lut 2015, 16:12

Dziękuję, o Zły i Niedobry, i odpowiadam:
Miało być lekko.
Świadom jestem pewnych niedopowiedzeń i niedociągnięć, zarówno pod względem fabularnym, jak i warsztatowym (prosty brak doświadczenia). Nieprofesjonalnie powiem, że przy poprawkach dotarłem do punktu:
:

Image

Odpowiem od razu na twój zarzut tu i pod "Szkłem" - to Canthir może mieć "Bibę..." i "WSS" (co prawda zabawny tylko w pierwszym akcie), a mnie nie wolno napisać o poszukiwaniu dentysty w Zonie? :P

Jeżeli chce Ci się zwrócić na coś "szczególną" uwagę, nie krępuj się.

BTW, pytanie w eter - dlaczemu "WSS" znalazł się na Forum Survarium? Wchodzenie przez Google?
Image
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Bez znieczulenia

Postprzez KOSHI w 08 Lut 2015, 12:04

Ależ wolno, wolno. O to mi właśnie zawsze chodziło - o eksperymentowanie. Umówmy się, że forum jest na tyle długo, że przeciętnych tekstów o rozwałkach kabanów tu już prawie nikt nie czyta. Dlatego liczy się pomysł, nie koniecznie styl, i ty tu się świetnie spisałeś. Co do tekstu natomiast to:

:

Liczyłem, że zęba zreperuje mu kontroler. Szkoda, że nie poszedłeś w Monthy Pythona, ale to twój tekst.:E
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Wiewi0r w 08 Lut 2015, 22:53

Fakt, to byłby "canthiryzm" na całego. Może następnym razom. :D

przeciętnych tekstów o rozwałkach kabanów

Proszę ja ciebie. Kaban po drodze może się trafić, ale mam na tyle godności, by nie pisać historii "Major poszeł do lasu ze swyn wiernym kałachem napie*dalać kabany dla Sacharowa". :caleb:
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Bez znieczulenia

Postprzez KOSHI w 08 Lut 2015, 23:30

Ależ nie. Twój styl pisania niech zostanie twoim stylem. Nie ma nic gorszego, niż kopiować kogoś. Przekaz musi być jak najbardziej szczery. A co do biednych dzików uważam, że stalker nie byłby stalkerem, gdyby czasem czegoś nie ubił, pod warunkiem, że jest to mądrze wplecione w całość, a nie robi za zapchajdziurę w tekście, lub co gorsza, za motyw przewodni.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Wiewi0r w 08 Lut 2015, 23:55

Styl, owszem. Co do motywów, tyle w temacie:

Image

:D

Choć Stalker bez akcji nie jest Stalkerem, to przecież akcja nie jest kwintesencją tego klimatu. Więcej polemizował dzisiaj nie będę, bo tak. Ale za uwagi dziękuję.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Algir w 09 Lut 2015, 20:50

Wiewi0r napisał(a):Choć Stalker bez akcji nie jest Stalkerem, to przecież akcja nie jest kwintesencją tego klimatu.


Możesz to rozwinąć? Czytałem na forum wszystkie opinie na temat książek z serii i zdania są podzielone. Jedni stawiają na klimat, inni na akcję. Interesuje mnie, czego oczekujecie od książek stalkerskich.
Algir
Stalker

Posty: 76
Dołączenie: 27 Maj 2014, 19:47
Ostatnio był: 13 Cze 2021, 20:55
Kozaki: 26

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Universal w 09 Lut 2015, 20:56

@opowiadanie
Jakoś specjalnie się nie ubawiłem, tylko "uśmiechnąłem pod wąsem". Pomysł z kontrolerem dobry, reszta mi nie podpasowała. Jeśli nie zapomnę, to rzucę okiem kiedy indziej, mając więcej czasu i mniej stresów. No i czytałem na dwie raty :E Natomiast zgadzam się z Koshim, że na plus można zapisać eksperyment. Zawsze coś innego w tym grajdole.

@Algir
Mnie najbardziej kręcą podziemia, sowieckie laboratoria, eksperymenty na ludziach, psionika itp. Bez "żyjącej matuszki Zony", za to z ludźmi, trupami, żywymi trupami, mutantami, wiadrami naboi i wartką, nieco tajemniczą fabułą. Najbardziej pasowałoby mi chyba 30% klimatu i 70% akcji ze sporadycznymi odchyleniami od normy na korzyść tego pierwszego.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Bez znieczulenia

Postprzez KOSHI w 09 Lut 2015, 23:04

Algir, jeśli wytniemy z książek walki, zbieranie artefaktów, zwiedzanie lokacji to stalker nie będzie stalkerem. Nie chcę mi się wierzyć, że po 50 stronach przysmęcania, większość nie pie*dolnie książki w kąt. Akcje tego typu dobre są na opki albo shorty, gdzie ma być mega wow, ale historia. Tak jak i Uni uważam, że powinno być to i to. W jakim układzie ciężko powiedzieć, bo szkoda bawić się w procenty - to nie sklep. Nie ukrywam, że z serii najlepiej mi się podobała ŚP (3 książki Gołkowskiego nie czytałem). Idealny balans. Natomiast CZM był fatalny. A niby ta sama osoba go pisała... Co do pierwszych 2 książek Gołkowskiego powiem tak:

1. Miała klimat, nie miała fabuły, była ciulowo napisana.
2. Miała klimatu mniej, nie miała dalej fabuły, była trochę lepiej napisana

W obu pozycjach największym mankamentem dla mnie jest jednak to, że jako czytelnik chcę historii. Srał pies warsztat, srał pies, czy kabanów w książce padło 50, czy 100. Uważam, że dopóki nie powstanie książka z fabuła inną niż typu - poszedł - zabił coś po drodze - wrócił to kolejne książki Michała, Noczkina, czy kogokolwiek, będą masłem maślanym i kalkami. Dlatego też oprócz akcji, klimatu dochodzi dla mnie jeszcze 3 rzecz - fabuła. Nie wierzę, że nawet w tego typu literaturze nie da wycisnąć się więcej, niż do tej pory. Widać to choćby po opkach, które roją się od pomysłów, ale brak im wykończenia, stylu, obycia. Ja bym to tak widział.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Wiewi0r w 09 Lut 2015, 23:07

Ojej. Posty dwóch zagorzałych recenzentów, jeden pod drugim. Piwo na osłodzenie goryczy wytkniętych błędów już otwarte. Wiem, że jest sesja, może u niektórych jeszcze końcówka semestru, a tylko ja wstaję bladym świtem, by się dłużej opieprzać, jak przysłowiowy Cygan, na praktykach - a mimo wszystko rozczarowanie. :caleb:

@Uni Widzę, że zasadniczo moje dobre komediowe pomysły krążą wobec kontrolerów. ;) Ćwiczyłem narrację trzecioosobową, z pomysłem, niestety, "z życia", i dodałem kapkę humoru, dla osłody.

@Algir, podpisuję się pod wypowiedzą Universala. Primo - SoC miał być action-RPG a'la Deus Ex HR, ale nie wyszło. Secundo - czy bez tych sfor zwierzaków w Kamieniołomach, albo ciągłych masakr pijawek w Rostoku gra byłaby wiele gorsza?

Ale koniec offtopu.

Ed: O, okrągły 700 post.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Bez znieczulenia

Postprzez Algir w 10 Lut 2015, 08:43

Wiewi0r, wybacz za offtop pod Twoim tekstem i brak komentarza, ale ja nie przepadam za lekkimi, wesołymi historiami - zupełnie mnie nie pociągają opowieści z humorem w świecie stalkera.

Wracając do wcześniejszego pytania: interesuje mnie bardzo, czego Wy szukacie w książkach i opkach forumowych.
Uni wspominał o akcji, podziemiach, psionice - o ile mnie pamięć nie myli, to wszystko było w CzM, a książka wyszła średnia. Z trudem doczytałem do końca. Koshi pisał o fabule - to jest jasne: historia musi wciągnąć i w pełni z tym się zgadzam. Odnośnie klimatu - OŚ miał fajny klimat, ale brakowało dobrej historii (zresztą, to zbiór opowiadań, które wcale nie musiały tworzyć ciągu fabularnego). Czuć, że książka była rozpoznaniem walką; badaniem rynku :). Ale teraz, po wydaniu kilku tytułów w serii, śmiało można się pokusić o podsumowanie oczekiwań fanów: akcja (ale nie ogłupiając jak w filmach M.Baya), klimat i fabuła. Niby proste, bo te elementy powinna zawierać każda książka przygodowa.

Akcję i fabułę można wymyślić w kilka minut (jest nieskończona ilość wzorców fabularnych, które można przerobić), ale klimat już trzeba stworzyć. Zastanawiam się, jak się do tego zabrać. Na pewno dobre opisy: tego brakuje w twórczości forumowej i książkach, szczególnie Noczkina. Z drugiej strony, czy czytelnik jest przygotowany na powolne budowanie napięcia, opisy tych wszystkich opuszczonych budynków i podziemi, powolne budowanie klimatu? Jeżeli chce akcji, to faktycznie Koshi ma rację: po 50 klimatycznych stronach książka może polecieć w kąt. Bardzo mnie ciekawi Wasze podejście do tej kwestii.

Mnie osobiście najbardziej brakuje w tych książkach walki o przetrwanie. Bohaterowie wydanych książek, jak również opowiadań forumowych, mają dostęp praktycznie do wszystkiego: kasy, jedzenia, lekarstw, broni. Nigdy nie kończy im się woda w manierkach. Żaden nie chodzi głodny, u..bany w błocie i deszczu, w podartych ubraniach. Każdy ma miejsce, gdzie może się wyspać - żadnemu d..pa nie przymarzła do ziemi w czasie noclegu w lesie.
Tego mi brakuje: ekstremalnego survivalu, gdzie bohaterowie śpią w jamach przy zwalonych drzewach i jest im zimno; rozpalają ogniska w zagłębieniach w ziemi, by nie było ich widać z daleka; gdy przełażą cały dzień po Zonie, to padają na ryj z wysiłku i krwawią im stopy; jak pada deszcz, to potem muszą wysuszyć ubrania przy ognisku; jest im zimno i śmierdzą; wieczorem przy ognisku muszą wyczyścić z błota kałasznikowa, rozłożyć na 8 części, i złożyć; mają onuce a nie skarpety frotte jak jakieś p...dy; nie pchają się na otwartą przestrzeń, tylko pomykają przez las i potrafią korzystać z lornetki; żyją w świecie jak najbardziej realnym, gdzie na mapie jest Korohod i Tłusty Las.
Chciałbym przeczytać historię dziejącą się w świecie, gdzie wieczorem trzeba naznosić gałęzi na ognisko, nastrugać wiórek i krzesiwem zaprószyć płomień, podsycić ogień i przesuszyć okorowane gałęzie przy ognisku. Żeby było tak jak w Misery ;)

Podsumowując: strasznie brakuje mi walki o przetrwanie - w książkach i opkach Zona jest przedstawiana w wersji light. Jeżeli znacie jakieś książki z takim podejściem do tematu, prośba o wskazanie tytułów.
Algir
Stalker

Posty: 76
Dołączenie: 27 Maj 2014, 19:47
Ostatnio był: 13 Cze 2021, 20:55
Kozaki: 26

Następna

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości