Dziennikarz Zony

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Dziennikarz Zony

Postprzez Farathriel w 21 Lis 2013, 18:44

Drogą krótkiego wstępu - uznałem, że "Stalkerowski urlop" czas zakończyć. Miłej lektury.

I Część...
:

Dziennikarz Zony jest eksperymentem. To opowiadanie-nowela stylizowane na sprawozdanie dziennikarskie. Utwór pokazuje zonę w nieco innym, bardziej realistycznym i przejrzystym psychologicznie świetle. To „Strefa” ludzi zwyczajnych, młodszych, starszych, głupich i tych nieco mniej, to „Strefa” ludzi przerażonych, zaszczutych, a jednocześnie chciwych. Dziennikarz Zony to Strefa, w której człowiek z pozornego łowcy i poszukiwacza staje się tak naprawdę ofiarą i poszukiwanym.
______________________________________________________________________________

(…) I tu po prawdzie nie istniało więcej tego typu sytuacji, niemniej sam problem pozostał jako integralna część tej układanki. Niemniej po kolei – dnia 4 grudnia pewien człowiek od tak po prostu wyszedł z obozu. Włóczył się jak ostatni żebrak po kordonie przez najbliższe kilkanaście godzin. Czego szukał? Jedna cholera wie, w każdym razie zgodnie z naocznymi świadkami łaził tak naokoło. Odstrzelił nawet kilka psów, które podeszły ku niemu za blisko. I tyle tego było. Koleś po prostu zaginął. Ślad po nim przepadł całkowicie, nie ma go, najzwyczajniej go nie ma. Od tak zniknął – jednego dnia wszyscy go widzieli, następnego już nie.

W każdym razie tu pojawia się sedno tej historii, trzy miesiące później gdzieś w na początku marca grupa stalkerów-kotów z przewodnikiem, Stolarz się zwał, wyszła z obozu. Poleźli aż pod same obrzeżne wioski naokoło tego przeklętego wysypiska. Pełno się tam ścierwa kręci, rzadko się tam zapuszczam… A podobno mam przeprowadzić szczegółowe sprawozdanie dotyczące Zony. W każdym razie tamci co wyszli uczuli się po kilku godzinach marszu i poszukiwań po prostu zmęczeni. W końcu – litości – ileż można chodzić naokoło w poszukiwaniu czegoś wartościowego, a znajdować jedynie jakieś śmiecie, trochę gruzu i zużytą, przerdzewiałą broń. Więc tamci klapnęli na tyłkach w jakimś tunelu. W zonie ogólnie jest dość sporo tego typu miejsc, tory kolejowe to nie pierwszyzna. Już w 86’ w okresie akcji ratunkowej w elektrowni masę sprzętu i zaopatrzenia dowożono drogą kolejową. Tak więc te porzucone stacje, przystanki, tory przecinające niegdyś tętniące życiem tereny pozostają teraz jak jakieś widmo. No i są jeszcze te tunele. Tak. Tunele są najgorsze – swoją drogą, że też tamci to wybrali jako miejsce postoju… Widać musieli mieć powód. W każdym razie Stolarz twierdził, że coś im w tym nieszczęsnym tunelu śmierdziało – w sensie – nie jakiś niepokój czy coś, niepokój był wszędzie, w końcu to zona. Tutaj po prostu śmierdziało realnie, ot – trupem – zgnilizną, lub czymś temu podobnym. Poszli sprawdzić. No i znaleźli. Jak pamiętacie tamten gość, który wyszedł z obozu na własną rękę zaginął. Tak. Dobrze kombinujecie, to był on. Leżał przejedzony na wpół przez robaki, już kości zaczęły z niego wyłazić. Co ciekawe był wykręcony w nienaturalnej pozycji. To dosłownie tak jakby zabiło go coś bardziej nieswojego niż zwykłe psy czy dziki. Zabrali mu z tego co wiem PDA, wciąż działało… W sumie nie wiem jak to możliwe po prawie trzech miesiącach. Może kwestia tego, że tej zimy wiele nie padało.

Tamtego dnia posiedzieli jeszcze trochę w tym tunelu, niemniej nie zapuszczali się głębiej, ani tym bardziej tam nie nocowali. Mówię wam – Zona wykańcza ludzi, powoli i nieubłaganie, ale wykańcza – tak jak tego kota w tunelu. A później krążą naokoło takie plotki o ludziach udających się na wyprawy w głąb. Wychodzi jeden z drugim z obozu, łażą bez celu, gówno znajdują, a na końcu Bóg wie co ich zabija przy tym wykręcając jak szmacianą lalkę.

***

To był 17 stycznia. Jeszcze na spory kawałek przed tym jak Stolarz znalazł tego trupa w tunelu. Ktoś dał znać chłopakom, że dzielni ukraińscy żołdacy rozgromili posterunek bandytów po czym nie wiedzieć czemu tak po prostu się rozeszli. W każdym razie te nowiny dostarczył jakiś miejscowy pachołek, który latał na lewo i prawo roznosząc różne baje i plotki. Podobno takim jak oni czasami ktoś płaci za informacje kto i gdzie dostał kulę w łeb. Tak czy inaczej tamtych bandytów wojskowi po prostu wystrzelali i sobie poszli – ot tak – chyba dla zasady. Maksim zebrał swoich i poszedł na – jak to oni miejscowi nazywają – łowy. Rozgromieni bandyci wciąż tam leżeli, ciała były świeże, więc informacja widać prawdziwa. Chłopaki zaczęli brać się do roboty i sprawdzać co zostało. Wojacy pozabierali tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo ciała nie miały przy sobie żadnego zaopatrzenia na wypadek ran czy napromieniowania. Skąd wiemy, że wcześniej te bandziory miały coś takiego jak leki popromienne? Z zasady rzecz jasna. Nikt nie łazi tutaj niewyposażony, a skoro tamci zginęli, to zapewne nie bez przyczyny bo mieć coś musieli. Tutaj króluje pragmatyzm – robisz coś bo to korzystne, bo musisz by sam przeżyć. Może ktoś powie, że to dzicz, ale tak czy inaczej – ktoś w tej dziczy zdecydował się żyć, więc…

Żarcie zostawili – najwyraźniej musieli brzydzić się jedzenia po bandytach. Też mi różnica – konserwa jak konserwa, popsuć się prędko nie popsuje. Nie dziwota w sumie, że po bandytach wojskowi mają tu najmniejszą przeżywalność. Jakiś czas temu pewien stalker powiedział mi, że większość wojaków w zonie to byli skazańcy lub jacyś młodzi nieszczęśnicy, którzy napatoczyli się w wojsku nie temu komu trzeba. Zostali zesłani tutaj. Słabo przeszkoleni, tylko w zakresie podstawowym i dyscyplinarnym… Wstrętny bo wstrętny, ale to zawsze sposób tych z wojska na pozbywanie się czarnych owiec. Szkoda tylko, że ci biedni idioci nie mają już szansy odkupić swoich win… Jakiekolwiek je mają. Pozostaje im – jak twierdził ów stalker – tylko brud, rdza i promieniowanie. A jak dobrze pójdzie to dostanie się kulę w pierwszych tygodniach pracy i kłopot z głowy.

Wracając – chłopaki Maksima zgrabili co się dało i wrócili do obozu. Nie było tego wiele. Kilka Makarowów, trochę amunicji pistoletowej poupychanej po kieszeniach i te konserwy, których żołdacy nie wzięli. Na dobrą sprawę nie wiem co gorsze – życie tutaj jako takie, czy rabowanie tych trupów by móc przeżyć jeszcze te kilka dni dłużej. Maksim zawsze zwykł powiadać, że życie stalkera to życie najgorsze. Już nawet lepiej być w pierdlu. Tam przynajmniej dadzą ci się nażreć do syta, i nic, że kiblujesz – przynajmniej ci w tyłek ciepło. A tutaj? Tutaj masz tylko to co sam zdobędziesz – totalna dzicz. I jakby tego było mało, te kilka wyskrobanych znalezisk starczy na kilka dni. Później znów trzeba będzie liczyć albo na taką okazję jak ta tutaj, albo po prostu kogoś z premedytacją zamordować.

Takie grupy jak ta Maksima mają w zonie pełne ręce roboty. To trochę tacy wioskowi łowcy, trudnią się zbieractwem i zaopatrują swoje obozowiska.

W ogóle – pomimo tego całego bajzlu jaki tu panuje to stalkerzy są całkiem dobrze zorganizowani. Każdy w obozie ma swoje zmiany w których to właśnie on wlicza się do grupy chodzących na wypady. Sprawa nie dotyczy tylko przewodników. Oni ze względu na swoje doświadczenie mają zawsze pełne ręce roboty. I tak na okrągło. Maksim twierdzi, że niektórzy bardziej doświadczeni właśnie taki żywot wybierają. Mają dość wypraw w głąb zony. Zamiast tego wolą pozostać w kordonie i okolicznych jeszcze względnie bezpiecznych terenach i pomagać przeżyć tam nowym, którzy z jakichś przyczyn trafili do zony.

Przez ten okres pół roku badań i wywiadów w tym przeklętym miejscu dowiedziałem się kilku z grubsza ciekawych rzeczy. Że na przykład cała społeczność stalkerów (pomijając frakcje, którym poświęcę osobny materiał tego sprawozdania) dzieli się na dwa typy. Idiotów, którzy mają nadzieje na łatwe kokosy i gruszki na wierzbie oraz doświadczonych i starych wyjadaczy. Ci drudzy z kolei to zgorzkniali, najczęściej pogmatwani wewnętrznie ludzie. Nie wszyscy, niemniej spora ich grupa zwykła twierdzić, że z własnej głupoty wybrali zonę i teraz tego żałują… Lecz coś nie pozwala im umrzeć – w sumie – jeden z drugim mógłby sobie po prostu strzelić w łeb, a jednak tego nie robią. Żyją dalej i ciągną to wszystko póki widzą w tym jakiś sens lub mają jeszcze siłę fizyczną by to ciągnąć.

Oni się do tego nie przyznają, ale myślę, że w jakiś sposób wierzą, że zostając w zonie mogą pomóc tym, którzy chociaż tu trafili tak jak oni kiedyś – z własnej głupoty i chciwości. Jak widać szukamy odkupienia, nawet w takim pogorzelisku jak zona. Całe to miejsce drwi z ludzkiego sumienia, godności i moralności. Czasami naprawdę żałuję, że podjąłem się tego sprawozdania.

***

Jakiś miejscowy zadał mi dzisiaj pytanie. To tak chyba w ramach równouprawnionej wymiany informacji. W każdy razie, podszedł do mnie gdy siedziałem przy biurku, pisałem wtedy jakieś pomniejsze uwagi do prasowej wersji tego sprawozdania. Przyczłapał więc swoim charakterystycznym nieco posuwistym krokiem po czym wystrzelił – „Ja wiem, pan jest tak jak my to mówimy z zewnętrznego świata… Może nie powinienem pytać, ale jak to jest żyć tam poza zoną?”. Na jego twarzy malowały się jakieś resztki lub nawet pozór nadziei. Co mu powiedziałem? Że żyje się jak to człowiekowi może przyjść żyć. Czyli zwyczajnie. Niby go nie okłamałem, ale prawdy do końca też nie powiedziałem. Może tak będzie lepiej?

I tak to jest… Zona ma swoje problemy, świat zewnętrzny ma swoje. Niby nie obserwujemy poza zoną by ktokolwiek walczył o przetrwanie i ratunek choćby jednego dnia. Ale tak z drugiej strony – jak na to obiektywnie i nieco szerzej spojrzeć to przecież nawet nie myślimy o tym co kto robi. Mijamy ludzi na ulicy i mamy ich krótko mówiąc w dupie, ot – jesteśmy samotni w tłumie. A przecież tam za oknem na swój sposób ludzie właśnie biją się o przetrwanie, walczą o kolejnego rubla do swej pensji, ewentualnie uprawiają żebractwo jak im do reszty padną warunki bytu. Taka jest chyba natura tej cywilizacji jaką żeśmy stworzyli. Własne brudy przykrywamy pozornym optymizmem dnia codziennego – że przecież – zawsze jest jutro, zawsze będzie lepiej. Jutra nie będzie jeżeli sobie go nie zbudujemy. Powinienem odpocząć…

Będąc przy tym – czy oni w zonie też tak myślą? Czy też olewają zupełnie co się dzieje? Może kiedyś odpowiem sobie na to pytanie…

***

Bez mała przez bite dwa tygodnie się zastanawiałem jak też ci ludzie tutaj wiążą koniec z końcem. To wszystko to jakieś szaleństwo.

27 stycznia spadło trochę śniegu, zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie zimno, a jeszcze ten wiatr… I takiego wietrznego, późnego po południa mieliśmy w obozie niezły bajzel. Tu zawsze jest bajzel – fakt – ale takiego jak 27 to dawno nie było. Chłopaki skończyli zmianę do godziny dwunastej, przywlekli trochę szmelcu i jakiegoś żarcia dla mało wybrednych. I jak to zwykle bywa, posadzili tyłki przy ogniskach, jeden z gitarą, drugi z jakimiś berbeluchami i tak sobie wegetują. Ten z gitarą nawet zaczął coś tam grać – ale nie o tym – do obozu wtenczas wparowało czterech spoza swojskiej gawiedzi. Podpili naprędce do Maksima (akurat mu się trafiło – on miał zmianę… A może z jakichś przyczyn to właśnie on celowo w tamtej chwili miał wartę?) nastręczając go jakimiś informacjami. Tamten jak się nie zerwał mało ze stołka nie spadł. A oni tylko za nim podreptali. Chyba zeszli do jakiejś piwnicy jednego z opuszczonych domostw. Posiedziawszy tam dłuższą chwilę w końcu wyszli. Maksim zabrał ze sobą dwóch chłopaków, tamta czwórka też się do nich dołączyła. A w obozie zaczęły się szemrania, że pewnie celowo więcej ludzi nie brał. Może nawiał i wziął tylko dwójkę, którzy mu się napatoczyli? Generalnie wszyscy poczęli spiskować na całego, jeden się nawet z drugim prawie pobił. W przyczynę nie wnikam.

I wiecie co? Wrócili po ponad tygodniu. Już styczeń na dobre odleciał, tu luty za pasem, a tamci wracają. A raczej – wracał bo przyszedł ledwo jeden kot. Poobijany, płaszcz miał kompletnie obdarty i ufajdany. I te dziwne oczy. Tam coś się stało – wszyscy to wiedzieli, ale nikt nie ważył zapytać. Po takich czterech dniach milczenia i niepewności nie wytrzymałem i wypaliłem do gościa z pytaniem o resztę towarzyszy, o Maksima – co się w ogóle stało? Co odparł? Że ich pochłonęła. Zona ich pochłonęła.

Oni tak tutaj nazywają śmierć. Bycie pochłoniętym przez zonę to bardzo zgrabny synonim śmierci. Czemu nie wspominają o okolicznościach śmierci? Cholera wie. Maksim zwykł powiadać, że lepiej pamiętać ludzi za życia, szczególnie te lepsze momenty. Tak można pozostać na granicy czegoś pomiędzy zdrowiem psychicznym, a totalnym szaleństwem i jakoś tu egzystować.

Nienawidzę mieć w takich chwilach rację, ale ci ludzie są straceni. Najgorsze bo sami wybrali los życia w tej krainie przez Boga opuszczonej. Na własną rękę się potępili, a teraz próbują zachować resztki człowieczeństwa. Mówi się, że starzy stalkerzy w pewnym okresie gdzieś po prostu nagle znikają. Może oni po prostu odbierają sobie życie – tak przynajmniej twierdzą chłopaki z obozu. Odbierają sobie życie bo nie chcą zdychać w męczarniach jedzeni powoli przez coś plugawego. Rzeczywistość tych ludzi mnie przeraża. Poważnie mnie przeraża.


EDIT: Poprawki techniczne i językowe. Majorek i Universal - macie oko do takich kruczków
Ostatnio edytowany przez Farathriel 24 Lis 2013, 19:11, edytowano w sumie 5 razy
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka

Za ten post Farathriel otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive majorek22, Tormentor, StefanStrielok.
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Reklamy Google

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez majorek22 w 22 Lis 2013, 14:39

No ciekawy temat, napisane też poprawnie, ale coś mi nie pasuje. No i wyłapałem kilka błędów oraz zdań, które ni cholery mi nie pasują.
Farathiel napisał(a):Jedna cholera wie, w każdym razie zgodnie z naocznymi świadkami łaził tak naokoło.

To zdanie mnie męczy. Ja bym to napisał "Cholera wie, ale zgodnie z relacjami świadków łaził tak naokoło". Może się czepiam po prostu.
Farathiel napisał(a):Pełno się tam ścierwa kręci, rzadko się tam zapuszczam, a podobno mam przeprowadzić szczegółowe sprawozdanie nt. Zony.

Ten skrót od "na temat" mi też nie leży. Nie można było napisać "O Zonie"?
Farathiel napisał(a):Tutaj po prostu śmierdziało realnie, ot – trupem – zgnilizną, lub czymś cholera jasna podobnym.

Tą "cholerę jasną" to tak na siłę wcisnąłeś.
Farathiel napisał(a):Kilka Makarovów

Makarowów, do ku*wy nędzy. Ten temat był wałkowany przy okazji kilku opowiadań, ale zawsze wraca. Po cholerę wciskacie wszędzie język angielski? Amerykanizacji się, cholera, zachciało...
Farathiel napisał(a):Jutra nie będzie jak sobie go nie zbudujemy.

"Jutra nie będzie, jeśli go sobie nie zbudujemy".
To, co tu wypisałem, to fragmenty, które najbardziej rzuciły mi się w oczy. Poza tym zapomniałeś o kilku przecinkach, ale nie będę do tego wracał. Trening czyni mistrza, więc pisz więcej.
Wilk Morski Klanu Espadre

Za ten post majorek22 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Farathriel.
Awatar użytkownika
majorek22
Stalker

Posty: 95
Dołączenie: 28 Cze 2011, 15:37
Ostatnio był: 07 Cze 2014, 13:12
Miejscowość: Limańsk
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 7

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Tormentor w 22 Lis 2013, 15:53

Przeczytałem, więc się wypowiem. Malutkich błędów owszem jest kilka, ale wymienił je już kolega wyżej. Tak więc do rzeczy.

Lubię takie relacje, tym bardziej, że na forum mało jest takich utworów. Napisane jest w formie "byłem, widziałem", tzn. autor relacji dobrze oddaje klimat Zony i warunki życia w strefie. Duży plus. Brakuje mi tylko bardziej szczegółowych opisów fauny i flory; ogółem otoczenia. Nie powinienem się czepiać w sumie, bo relacjonujący nie musi przecież opisywać nie wiadomo jak pięknie skażonej scenerii. Git.

;)
Image
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1029
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 18 Lis 2023, 20:59
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 289

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Universal w 22 Lis 2013, 18:44

Za dużo "choler", są wciśnięte na siłę. Brakuje tu i ówdzie przecinków. Z rzeczy subiektywnych - nie odpowiada mi forma monologu.

Leżał przejedzony na wpół przez robaki, już kości zaczęły z niego wyłazić.

"Przejedzony na pół" brzmi sztucznie. Jakby ktoś ciastko zjadł, "przecinając" je w połowie. "Wyłażące kości" też brzmią dziwnie.
walczą o kolejny rubel do swej pensji

kolejnego rubla

Jakiś potencjał jest, ale mnie nie porwało. "Barwnoprogresja" była lepsza, chyba że Dziennikarz (tytuł też mi się nie podoba :E ) będzie się poprawiał z odcinka na odcinek.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 10 Maj 2024, 08:12
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Farathriel w 26 Lis 2013, 12:27

II część:
:

Wierzcie lub nie, ale szczerze nienawidzę tej roboty. Dziennikarstwa ma się rozumieć. Dostając tą jak to pewien mój kolega określił – „Ciepłą posadkę” – powinienem być szczęśliwy. W końcu póki mam jakkolwiek ustawione życie i nie muszę żebrać to z miejsca jest już dobrze. O takiego!

Papiery dotyczące zony dostałem zdaje się, że gdzieś w okolicach 14 października. Mój szef – większej postury człowiek, który zawsze, ale to zawsze chodzi w garniturze wcisnął mi w dłoń plik ów dokumentacji. To był zwyczajny dzień roboczy w redakcji. Miałem wtedy pisać artykuł o problemach gospodarczych regionu. Mając na uwadze, że termin tamtej gospodarczej szmiry wypuszczanej w miejscowych gazetach mnie nie poganiał, zająłem się przeglądaniem ów wręczonych mi papierów.

W sumie nie wiem dlaczego się na to zgodziłem. Czy to była kwestia tej mimo wszystko znienawidzonej dziennikarskiej wścibskości, czy po prostu szelest banknotów nad całym tym przedsięwzięciem.

Tak czy inaczej ani się obejrzałem w moje ręce wpadł kolejny dokument. Tym razem to już formalna zgoda na tego typu wyjazd. Wszystko było tam jak to się mówi – dopięte na ostatni guzik – data, miejsce na podpis, termin wyjazdu ustalony na końcówkę listopada. Czysty profesjonalizm. A w praktyce i tak jedynym środkiem transportu do zony była rządowa ciężarówka wojskowa. Nie wiem jak ten grubas w ogóle był w stanie załatwić coś takiego… Najwyraźniej jest jeszcze wiele rzeczy, których o nim nie wiem.

***

Czytelnicy tego sprawozdania zapewne nasłuchali się bajeczek i legend o zonie. Jaka to zona jest straszna, że jakie to piekło już od samej granicy. Pierwszy raz byłem zadowolony ze swojego znienawidzonego zawodu. Z przyjemnością obserwowałem jak legendarna zona z pełnych grozy opowieści staje się na mych oczach zabitą dechami dziurą i zarośniętymi chaszczami. Wisienką na torcie były te biedne i powykręcane stworzenia, które zdaje się, że więcej same cierpiały niż cierpienia zadać mogły.

No nic – może po prostu to tylko te obrzeżne tereny – pomyślałem. Ale gdzie by tam. Pierwszy głębszy kordon – i nic – to samo co wcześniej. Tak czy inaczej ciężarówka dowiozła mnie na umówione miejsce i tam zostawiła – w obozie stalkerów-kotów. Dalej miałem sobie radzić już sam.

Wiecie jaki jest problem tego przeklętego miejsca? Ludzie! Ludzie są tu problemem. To człowiek człowiekowi jest tu wilkiem. Mutanty – fakt – niektóre autentycznie są odrażające (szczególnie nocą), jednak wciąż szczyt zdeprawowania podbijają sami ludzie. Głupcy walczą o przetrwanie w dziczy bo znajdują tu jak to oni nazywają – artefakty. Rodzi się więc pytanie skąd te wszystkie przerażające historie i tajemnicze zaginięcia. Mam o tym pewną teorię. Otóż załóżmy, że zona jest taką stałą i aktywną strefą walk. Tutaj po prostu cały czas się coś dzieje. Zwyczajowo gdy mamy do czynienia z wojną takie sytuacje jak tajemnicze zaginięcia, zgony bez bliżej wyjaśnionej przyczyny są naturalne. A tym bardziej jeśli mamy tu sytuację przypominającą wojnę wszyscy przeciw wszystkim. I teraz jeszcze na dobitkę dołóżmy sobie mutanty, wręcz wściekłą pogoń za artefaktami i niewyjaśnione anomalie fizyczne. Lepszego scenariusza na powieść grozy nie potrzeba.

Patrząc na to wszystko dziennikarskim okiem dochodzę do wniosku, że tutaj funkcjonuje jakieś błędne koło. Wszyscy wszystkich nakręcają. Teraz mogę wrócić dopiero do sedna ów układanki, przerwanej na początku sprawozdania. Kilka tych historii zdało się mi przybliżyć charakter tego miejsca. W końcu – nie jestem badaczem, naukowcem, ale zwyczajnym dziennikarzem, piszę reportaże i artykuły o tym gdzie jak jest. A tu jest właśnie tak.

***

Połowa lutego – zostałem dzisiaj nazwany ignorantem. Kilku miejscowych musiało dowiedzieć się o treści tego sprawozdania. Z resztą jak sami stwierdzili, nie doświadczyłem prawdziwej zony. Powstaje więc pytanie gdzie jest w ogóle granica mieszcząca to ich – prawdziwa i nie prawdziwa zona. Co zaobserwowałem to fakt, że większość stalkerów żyje mniej lub bardziej w cieniu własnych lęków. Ci ludzie są zaszczuci i pełni paranoicznych myśli.

Historia sprzed ostatnich kilku dni. Noc. Godzina 3:20 nad ranem, a jakiś wariat krzyczy, że mu nogę ucięło. Zgadliście. Śniło mu się, ale chłopaki musieli go uspokajać przez dobre piętnaście minut bo facet narobił takiego hałasu, że mało pół kordonu się tu nie zleciało. I temu podobne akcje mają miejsce przynajmniej do trzech albo nawet czterech razy w tygodniu. Więc albo ja jestem nienormalny, albo tu faktycznie ludzie z jakiegoś powodu głupieją.

Przez pewien okres starałem się być neutralny poglądowo w kwestii tutejszych relacji społecznych oraz stanu psychicznego ludzi. To taka zwyczajowa procedura redukująca brak wiarygodności danego sprawozdania. Niemniej pół roku jak mniemam wystarcza by wiedzieć co się tu dzieje. Warto tu przytoczyć standardową sytuację dnia codziennego. O świcie, godziny około 7:00 rano zwyczajowo wszyscy tu wstają. Wygląda to na swego rodzaju przyzwyczajenie zawodowe. I tak to tu jest. Przed 7:00 wszyscy wstają, najwcześniej zbieracze, którzy akurat mają zmianę. Ci naprędce zjadają cokolwiek z wczorajszej wyprawy i ruszają tak na kolejną. Reszta albo kupczy śmieciami, które sami znajdą albo ewentualnie rozpowiada za pieniądze jakieś informacje o ciekawych miejscach. Porównawszy to do okresu sprzed wynalezienia prądu i technologii na miarę współczesnej cywilizacji – społeczność stalkerów w zasadzie niewiele różni się od tej XVIII wiecznej biedoty co to ciągnęła dzień za dniem na ulicy. Z tym, że tutaj panuje jakiś rodzaj większej ogłady. Nikt nie wydziera się reklamując swój szmelc. Po prostu grzecznie czeka aż interesant podejdzie.

W czym więc leży problem? W monotonii. To życie bez większego celu. Nawet jeśli ustawisz się w zonie to w świecie zewnętrznym zasady panują inne. Także po zonie jedyna perspektywa to czarny rynek i nadzieja, że służby specjalne nie złapią twojego tropu. Z kolei nikt nie chce tego tu ruszyć. W sumie wcale się nie dziwię. Na swój sposób rządowcom to jest wygodne. Najgorsze szumowiny najczęściej lądują tutaj, a zona już odpowiednio się nimi opiekuje. A budżet na trzymanie w ryzach granic tego miejsca mieści się w rozsądnym, minimalnie większym dofinansowaniem wojska. Co jak co, ale wielkim problemem to to nie jest. Zabiera się stąd, przenosi się tu. Po prostu bajka.

***

Pół roku… Kto by pomyślał, że będę w stanie spędzić tu aż pół roku. Czasami sami siebie zaskakujemy. Na początku czerwca ktoś w umówionym miejscu ktoś ma mnie odebrać z tego miejsca.

W każdym razie – obecnie mamy końcówkę maja – ostatnio prawie w ogóle nie notowałem niczego w sprawozdaniu. Po prostu zająłem się ogólnie pojętym życiem. Ot taka sobie rutyna dnia. Może to i dobrze. Miejscowi twierdzą, że w zonie tak trzeba – jak to oni plotą – „Jeśli nie umiesz się sam wyłączyć to zona zrobi to za ciebie i ci trochę pomoże. Tylko licz się z tym, że ona ci już tak pomoże, że wyłączysz się na wieki wieków”. W sumie nie dziwi mnie taki stan rzeczy. Mimo całych tych szmirowatych legend jakie to miejsce nie jest straszne, tu faktycznie człowiek staje się inny. Przebywanie w takiej dziczy uczy jakiejś takiej… Pokory wobec życia. Ci ludzie prawie każdego dnia widzą śmierć, więc poczęli cenić swe własne życie niekiedy bardziej niż te ich całe artefakty.

Doprawdy zona to miejsce pełne sprzeczności. Z jednej strony banda chciwych głupców. Niezaspokojonych żądzą bogactwa szaleńców… A z drugiej – ci szaleńcy mają swoje zasady. Są w tych zasadach bardzo konserwatywni, niezmienni. Tak jakby mimo swojego potępienia starali się żyć w jako takiej równowadze z tym miejscem. Spotkałem tu naprawdę różnych ludzi. Praktycznie każdego dnia ktoś nowy przewalał się przez nasz obóz. Tak jest wszędzie. Stalkerzy migrują od obozu do obozu szukając okazji. Takim sposobem doświadczyłem różnorodności charakterów i osobowości tych ludzi. Od spokojnych i wyluzowanych śmiałków po zwyczajnych oprychów i psychopatów. Lecz wszystkich ich łączyła jedna rzecz – zasady przetrwania. Nikt ich nie łamał. Każdy, ale to każdy z nich mniej więcej podobnie przytaczał porady jak żyć żeby przeżyć. Fakt – nie wszyscy byli skorzy do mówienia. Był taki jeden… nie pamiętam jego imienia. Pokaźnej postury facet, wiecznie śmierdziało od niego jakimś świństwem. Mało kto się do niego zbliżał… Swoją drogą – on chyba miał jakieś mocno prywatne interesy bowiem przebierał w listach gończych. Pewnie dlatego miał gębę zamkniętą na kłódkę. Z dwojga złego lepiej milczeć niż dostać kulę w łeb przy najbliżej okazji.

Mimo wszystko i tak nic nie pobije frakcji. Tak. Dobrze czytacie – stalkerzy wykształcili sobie frakcje. Głównie są to organizacje paramilitarne, chociaż jest też kilka grup renegackich i bandyckich. Do tych przeważnie wliczają się najgorsze szumowiny. Mają tak obszarpaną reputację wśród stalkerów neutralnych, że w kordonie rzadko kiedy się pokazują. Z resztą świeci jeszcze tamta historia z rozstrzelanymi przez wojskowych bandytami. Tak czy inaczej, im bardziej zapuścić by się w głąb zony tym większe prawdopodobieństwo spotkania naprawdę niezłych świrów. Jest też jak to miejscowi w kordonie nazywają – granica normalności – czyli takie miejsce za którym raczej nie ma czego szukać poza śmiercią lub – jak niektórzy twierdzą – całymi górami tych ich artefaktów. W sumie znów cała ta granica jest owiana jakąś tajemnicą. Niby ci z obozu coś tam mówią, ale nie umknie człowiekowi fakt, że zwyczajnie migają się od szczegółowej odpowiedzi. Z resztą spora część zapewne liczy na pieniądze, które rozwiązałyby im języki. Oczywiście są i nawiedzeni wariaci, którzy opowiadają niestworzone teorie o kokosach jakie to są za granicą. Czy im wierzyć? Ciężko orzec, miejscowi ich wyśmiewają, część nie zwraca uwagi, a niektórzy zapewne nie chcą nawet słuchać takich rewelacji. A ja po prostu pozostanę przy swoim standardowym statusie quo. Bo skoro ani jedni, ani drudzy nie są warci zaufania – neutralność jest w tej kwestii jedną z bardziej racjonalnych postaw.

***

To będzie moja ostatnia robota w tym zawodzie. Tak… Na dobre kończę z tą pracą. W sumie – na swój sposób jestem wdzięczny swojemu szefowi za obarczenie mnie tak ciężkim zleceniem. Tego typu doświadczenie jest człowiekowi potrzebne. To jak taki katalizator inicjujący przemiany w człowieku. Nie sposób nie zastanowić się choćby przez minutę o rzeczach jakie się tu dzieją. Początkowo sądziłem, że śmierć drugiego człowieka mnie nie przerażała. W końcu – tyle razy widziałem ją prowadząc jakieś reportaże. A to coś się zawaliło, a to jakiś wypadek. Standardowe problemy codzienności. Niemniej na to co się dzieje tutaj nie byłem w żaden sposób mentalnie przygotowany. W zonie w jakiś sposób człowiek doświadcza śmierci w zupełnie nowy sposób. Tutaj ona autentycznie jest. Prawie każdego dnia spotykałem się z jakimś ludzkim nieszczęściem. Prawie raz na tydzień widziałem jakieś mniejsze lub większe pobojowiska pełne trupów. I prawie raz na miesiąc zdarzyło mi się zawahać o tym czy dożyję jutra. A ci ludzie ciułają tutaj tak już od kilku lat.

Zdecydowanie ta robota będzie moją ostatnią… Potrzebuję urlopu… Bardzo długiego urlopu. Może nawet pomocy psychologa? Jakiejś terapii? Sam nie wiem. Będę o tym myślał gdy już się stąd wyniosę i złożę wypowiedzenie u mojego szefa.

Jedna jeszcze rzecz przeszła mi przez głowę – co sprawia, że ci ludzie mają siłę tu żyć? Jakiś czas temu zastanawiałem się jak oni sobie tutaj radzą, czy zwracają uwagę na całe to piekło… Jako, że minęło te pół roku odważę się na kilka zdań od siebie. Wydaje mi się, że to nie jest kwestia jakiejś głębszej refleksji. Człowiek jest tutaj taką biomaszyną. Kiedy trzeba spłyca, swoją wartość i godność do poziomu wręcz zwierzęcia – dochodzi wtenczas do masowych strzelanin. W chwilach spokoju znów działa ten oportunizm. Wtedy stalkerzy z bezlitosnych maszyn stają się po prostu zwykłymi ludźmi siedzącymi przy ognisku, handlującymi, śpiewającymi wieczorami przy kubku czegoś ciepłego. Natura wpływa na naturę mimowolnie toteż ludzie w zonie dostosowują swoją tak by korelowała ona najlepiej z tym, z czym mają do czynienia.

Albert Camus zwykł mawiać, że ludzkie życie jest trochę jak cała ta sprawa z Syzyfem. Idziemy pod górę, wtaczamy ten cholerny głaz, a wtenczas on spada… I znów czynimy to samo. Tak też czynią ludzie w zonie. Nie żyją dla nadziei, że stąd wyjdą, że życie im się ułoży i poukłada. Tutaj nie istnieje coś takiego jak nadzieja. Zatem redukuje się wszystko do poziomu – żyć dla samego faktu życia, bowiem jakiekolwiek to życie by nie było zawsze pozostaje ono wartością naczelną.

Mimo wszystko jednak więcej tutaj nie wrócę. Coś mi podpowiada, że świat zewnętrzny z jakiego pochodzę nie powinien mieszać się z tym z zony…

KONIEC
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka

Za ten post Farathriel otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive majorek22, Universal.
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez majorek22 w 26 Lis 2013, 21:28

Fajne opowiadanie. Mało Zony w tej Zonie, ale czyta się przyjemnie. Ciekawe rozważania na temat stalkerów, ale odnoszę wrażenie, że zakończyłeś je na siłę. Trochę jak "Pan Lodowego Ogrodu" Grzędowicza. Wszyscy oczekiwali zakończenia, więc je dał. Ale pozostawał pewien niedosyt. Niby lepsze to, niż się przejeść, lecz wolałbym coś dłuższego. Poza tym, nie bierz tego do serca. To tylko takie moje narzekanie. Nieźle piszesz i czekam na następne dzieło.
Wilk Morski Klanu Espadre
Awatar użytkownika
majorek22
Stalker

Posty: 95
Dołączenie: 28 Cze 2011, 15:37
Ostatnio był: 07 Cze 2014, 13:12
Miejscowość: Limańsk
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 7

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Farathriel w 26 Lis 2013, 22:09

Jako że zakończyłem to opowiadanie toteż mogę sobie pozwolić na kilka... wyjaśnień. Sprawa wygląda mniej więcej tak, że zwyczajowo nie piszę czegoś dla zmaksymalizowania jakości fabuły, ale raczej staram się podporządkować fabułę pod pointę jaką z góry ustalam.

Że mało zony w zonie... O to właśnie chodziło - urealistycznienie tego do maksimum. Czy zakończyłem na siłę... W sumie sam nie potrafię określić, natomiast zamiar pozostawienia niedosytu jest celowy. W końcu to zmusza do myślenia czyż nie?
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Universal w 27 Lis 2013, 13:52

Z resztą jak sami stwierdzili

Zresztą - łącznie.
prawdziwa i nie prawdziwa zona

Czy Zona nie powinna tu występować jako nazwa własna, czyli być pisana wielką literą?
pół kordonu

Tu też chyba nazwa własna, chyba że masz na myśli kordon wojskowy otaczający Zonę. No i właśnie, nazwanie jakiegoś obszaru Kordonem miało sens tylko w grze, gdzie istniał jedyny słuszny kierunek - na północ. W rzeczywistości Kordonem można byłoby nazwać pas np. 5 kilometrów między "głębszą" Zoną, a ufortyfikowaną granicą będącą pod wojskową kontrolą. W takim wypadku raczej pół takiego Kordonu by się nie zleciało. Tak więc taka nazwa nie ma sensu.

W końcówce się opowiadanie poprawiło. Druga część podobała mi się wiele bardziej, niż pierwsza.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 10 Maj 2024, 08:12
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Voldi w 28 Lis 2013, 13:24

Przeczytałem. Szczerze mówiąc, ni w ząb ni w oko nie przypomina mi to sprawozdania. To raczej takie pomieszanie z poplątaniem. Ot, zbiorek zapisków gościa, który trafił do Zony.

Nie pasuje mi sposób, w jaki bohater trafił do Zony. Okej, wojacy może i przymykają oko na wioskę kotów w Kordonie, ale żeby podwozić byle pierwszego z brzegu, że tak powiem, frajera aż pod same zabudowania? Dalej - wszyscy wiedzieli, kim jest bohater, a mimo to nikt nie czepiał się jego pracy. Miałem też kilka pomniejszych uwag, ale zdążyły mi już wyparować z głowy.

Z kwestii technicznych - kompletnie leży i kwiczy interpunkcja. No i kuje w oczy pisanie nazwy Zona małą literą. Choć to już czepliwość i przyjmuję, że taki właśnie był Twój zamysł, niezależnie od faktów. Porównując tekst do wręcz genialnej "Barwnoprogresji szarobredni" wypada bardzo słabiutko. I, szczerze mówiąc, spod Twojego pióra najchętniej zobaczyłbym coś a'la rozwinięcie dziennika z wspomnianego tekstu. Ilość i JAKOŚĆ występujących tam neologizmów była pozytywnie przytłaczająca. Forma i inne "kategorie" oceniania również.

Wrzucając tu na początku działalności "Barwnoprogresję" postawiłeś sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Staraj się jej sięgać. Życzę Ci, żebyś z każdym tekstem ją nieco podnosił. "Dziennikarz" jest średni. Co nie zmienia faktu, że "poczytny" i lekki w odbiorze.
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Farathriel w 28 Lis 2013, 22:33

Przeczytałem. Szczerze mówiąc, ni w ząb ni w oko nie przypomina mi to sprawozdania. To raczej takie pomieszanie z poplątaniem. Ot, zbiorek zapisków gościa, który trafił do Zony.

Nie pasuje mi sposób, w jaki bohater trafił do Zony. Okej, wojacy może i przymykają oko na wioskę kotów w Kordonie, ale żeby podwozić byle pierwszego z brzegu, że tak powiem, frajera aż pod same zabudowania? Dalej - wszyscy wiedzieli, kim jest bohater, a mimo to nikt nie czepiał się jego pracy. Miałem też kilka pomniejszych uwag, ale zdążyły mi już wyparować z głowy.

Z kwestii technicznych - kompletnie leży i kwiczy interpunkcja. No i kuje w oczy pisanie nazwy Zona małą literą. Choć to już czepliwość i przyjmuję, że taki właśnie był Twój zamysł, niezależnie od faktów. Porównując tekst do wręcz genialnej "Barwnoprogresji szarobredni" wypada bardzo słabiutko. I, szczerze mówiąc, spod Twojego pióra najchętniej zobaczyłbym coś a'la rozwinięcie dziennika z wspomnianego tekstu. Ilość i JAKOŚĆ występujących tam neologizmów była pozytywnie przytłaczająca. Forma i inne "kategorie" oceniania również.

Wrzucając tu na początku działalności "Barwnoprogresję" postawiłeś sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Staraj się jej sięgać. Życzę Ci, żebyś z każdym tekstem ją nieco podnosił. "Dziennikarz" jest średni. Co nie zmienia faktu, że "poczytny" i lekki w odbiorze.


Zatem... po kolei - kontrowersja, którą zauważyłeś jest wyjaśniona w fabule tego opowiadania. Bohater posiada bowiem dwie wersje "sprawozdania". Tego ów pomieszania z poplątaniem oraz wersję prasową. Kwestia dotarcia do strefy - sprawa wygląda tak, że celowo istnieje tu wiele zabiegów maskujących sytuację polityczną i okoliczności dotarcia. Poza tym bierz pod uwagę, że szef tego dziennikarza w jakiś sposób załatwił tą wyprawę. Nie jest wyjaśnione jak to zrobił, niemniej fabuła nie pomija tej kwestii.

Zona z małej - tak - owszem. Celowy zabieg wynikający z faktu, że bohater nie postrzega jej jako nazwę własną, ale po prostu konkretny teren odgrodzony od reszty. To nie jest Zona (tu z dużej) znana Wam z uniwersum gry Stalker. Jest mocno zmodyfikowana, inna.

Co do reszty - dzięki za motywację, przyda się :)
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Voldi w 29 Lis 2013, 00:14

Przyznam, że czytałem niezbyt wnikliwie (bo w szkole, w czasie co nudniejszych lekcji... a mimo to skupić się tam na jednym nie da), no i trochę zwlekałem z odpowiedzią, więc to i owo mogło mi już ulecieć z pamięci.

Kiedyś przeczytam raz jeszcze (tak jak Barwnoprogresję - żyłem w przeświadczeniu, że cały czas się z nią nie zapoznawałem, póki ostatnio nie zajrzałem do tematu i nie znalazłem tam swojego posta) i wypowiem się konkretniej ;)

Ja kcem ujrzeć solidną nowelkę pisaną językiem "naznaczonego" przez Zonę Wladimira Olawarjenki! Może i na dłuższą metę styl stamtąd męczy, ale kcem, i koniec!
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Dziennikarz Zony

Postprzez Farathriel w 29 Lis 2013, 01:05

Oj, Voldziu, Voldziu. To nie takie proste, wiesz dobrze, że ja bazgrolę te swoje opowiadania pod wpływem impulsu, jakiegoś bodźca, nagłego pomysłu. W okresach pomiędzy twórczością mam na ogół straszną stagnację tej... jak to się mówi "weny". Także... Możliwe, że coś się pojawi na dniach/tygodniach, a możliwe, że znów zrobię sobie stalkerowski urlop. Poza tym ostatnio tematycznie więcej siedzę w sprawach teologii i metafizyki, więc do stalkera to raczej... nie pasuje. Chyba, że byłby ktoś tak napalony, że chciałby czytać jakieś wydumane teorie o neosferze, bo w sumie tylko to mi przywodzi na myśl hasło metafizyka+stalker.
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Następna

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości