Opowieści o Szafie

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Opowieści o Szafie

Postprzez Vega w 18 Paź 2009, 16:42

To moje pierwsze opowiadanie traktujące o stalkerach itp. Mam nadzieję, że się spodoba

Ironia losu
Miszka, zwany Szafą od swojej manii chomikowania, wszedł do 100 radów. Usiadł przy kontuarze i barman do niego zagaił:
-Jak tam Szafa? Masz jakieś fanty?
-Dzisiaj nic.
-Szkoda. Słuchaj, mam małe zadanko do wykonania…
-Nie zawracaj mi d**y, po ostatnim wypadzie do magazynów mam dość wypadów dalej, niż poza bar. Daj mi tylko coś do przepłukania gardła i fajki.
Szafa dostał ,,Kozaka” i jakieś tanie papierosy. Stalker pomyślał –Co za g**no- ale wiedział, że w Zonie trudno o dobre szlugi, można było tylko liczyć na jakąś ukraińską taniochę. Szafa zaczął rozmyślać o ostatniej przeprawie. Otóż jakiś czas temu żołnierze Powinności i ten słynny Naznaczony zrobili najazd na dotąd niezdobytą twierdzę Wolności – magazyny wojskowe. Pozabijali wszystkich, z opowieści tego jednego powinnościowca wynikało, że trup naprawdę padał gęsto. Szafie wtedy zaświtał w głowie pomysł –może by tak ograbić te magazyny? Pomyślał, że zrobi to jutro. Nasz stalker obudził się o piątej rano i popędził po karabin do skrytki pod wieżą snajperską naprzeciw bazy Powinności. Wyciągnął swojego G36, od którego zaczął się cały jego koszmar i ucieczka do Zony.
Parę lat temu Miszka ze swoim kuzynem Grigorijem wybrali się do Niemiec na mistrzostwa w piłce nożnej. Po meczu Ukraina-Węgry, który Ukraińcy przegrali, nasi bohaterowie wyjechali na jakieś odludzie pod Berlinem z paroma litrami gorzały. Chlali i komentowali mecze, gdy nagle usłyszeli jakieś hałasy dobywające się z głębi lasu. Zorientowali się, że są na poligonie, a te hałasy to żołnierze na nocnych manewrach:
-O k**wa, co robimy? Spierda**my?
-Co ty, głupi? To może być jedyna okazja w twoim życiu, żeby obejrzeć prawdziwe karabiny.
-Chcesz ryzykować życiem tylko po to, żeby pooglądać jakieś pukawki? Do reszty cię po…
-Cicho, idą tu!
Miszka i Grigorij schowali się w krzakach i czekali. Zobaczyli jednego niemieckiego żołnierza – był uzbrojony od stóp do głów, miał karabin G36, pistolet i granaty. Miszka był zachwycony tym widokiem, ale Grigorij wyglądał, jakby się miał zaraz zesrać. Nagle Miszce wpadł do głowy szaleńczy pomysł:
-Podpier***imy mu ten karabin…
-CZY TY SIĘ Z HUJEM NA MÓZGI ZAMIENIŁEŚ?! – wrzasnął szeptem Grigorij, ale było już za późno. Miszka wyciągnął z kieszeni scyzoryk i nim się żołnierz kapnął o co chodzi leżał już martwy ze scyzorykiem w szyi. Miszka chwycił karabin i krzyknął –SPIERD***Ć! Kumple martwego już żołdaka usłyszeli krzyk i odruchowo zawołali swojego kolegę –TIM! Ale Tim nie odpowiadał. Wojskowi otworzyli ogień w stronę Miszki. Jemu udało się uniknąć kul, ale Grigorij nie miał tyle szczęścia – został trafiony. Rozpacz rozdarła Miszce serce. Potrafił zabić człowieka, ale nie miał już tyle odwagi (albo promili) żeby wrócić i ratować swojego kuzyna. Wskoczył do auta, odpalił silnik i wcisnął gaz do dechy. Uciekł. Kiedy tak jechał autostradą zdał sobie sprawę z tego, co zrobił – zabił człowieka, żołnierza, mógł tym wywołać wojnę, spowodował śmierć swojego kuzyna z powodu głupiego karabinu… Miszka wiedział tylko jedno – trzeba się schować.
Tak nasz bohater trafił do Zony. Po krótkim wspominaniu swoich dawnych zbrodni załadował karabin i ruszył do magazynów wojskowych. Po drodze nikogo nie spotkał, poza powinnościowcami pilnującymi północnego wejścia na teren baru. Z opowieści stalkera z baru wynikało, że Powinność rozwaliła południową część muru i tam zaczęli atak. Tam też udał się Szafa. Przy murze wyciągnął lornetkę i omiótł wzrokiem całą bazę. Nikogo nie widział. Już koło muru były trupy stalkerów obu stron. Przeszukał ich ciała i nazbierał kupę amunicji do swojego karabinu. Zawędrował bardziej w głąb bazy. Doszedł do budynku dowództwa, gdzie było najwięcej ciał. Wszedł do środka rujnującej się rudery hucznie zwanej kwaterą główną. Podniecenie ogarnęło całe jego ciało, czuł mrowienie gdzieś w brzuchu. Zobaczył magazyn z bronią, który chroniła tylko jakaś stara kłódka. Wyciągnął nóż i jednym, mocnym ruchem rozwalił kłódkę. Wszedł do środka – wszędzie było pełno karabinów, amunicji, granatów, granatników, leków i apteczek. –Ja pier***ę- pomyślał Szafa. Zgarniał wszystko jak leci, gdy nagle usłyszał hałasy, kroki. Chwycił najbliższy karabin, po cichu go załadował i czekał. W jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy naraz: zza ściany wybiegł wolnościowiec w egzoszkielecie i z iłem, otworzył ogień i drasnął Szafę, wtedy Szafa zaczął pruć w niego, szybko odskoczył w lewo, chwycił jakiś granat i cisnął go s stronę wolnościowca. Granat wybuchł i rozwalił anarchistę-kamikaze, ale Szafa jeszcze o tym nie wiedział. Zaraz po wybuchu wyskoczył zza ściany i wpakował we wroga cały magazynek. Teraz był pewny, że uśmiercił jeba**go samobójcę. Zatamował krwawiące ramię, pozbierał jeszcze trochę fantów i usłyszał coś, co go przeraziło – dzwonek z PDA, ale nie taki zwykły dzwonek – był to sygnał o nadchodzącej emisji. Miał dziesięć minut, żeby spieprzyć do baru, to było jedyne bezpieczne schronienie, o jakim wiedział i w jakim mógł przeżyć emisję. Pobiegł tak szybko, jak jeszcze nigdy nie biegł. Mało co wpadł na elektro, minął bandę ślepych psów, już był w połowie drogi do fabryki Rostok. Zostało pięć minut. Banda ślepych psów zaczęła go gonić, więc wyciągnął z kabury PMa i strzelał za siebie na oślep. Ciągle biegł, 70 kilo fantów i sprzętu zaczęło się wrzynać w ramiona –zaraz padnę- pomyślał. Zostały trzy minuty, psy chyba wystraszyły się pistoletu, Szafa widział już fabrykę. Dwie minuty, ziemia zaczęła się trząść, był już w opustoszałym wejściu na teren baru. Minuta, niebo czerwieniało, licznik Geigera i wykrywacz anomalii niebezpiecznie trzeszczały, Szafa minął już bazę Powinności. Pół minuty, już przebiegł koło areny. 10 sekund, już jest za wiatą z blach, zasłaniających wejście do baru. 3 sekundy, już jest na schodach do baru. 1 sekunda, wpadł zasapany do baru pełnego stalkerów i ŁUP! Gdy Szafa upadł jednocześnie na zewnątrz słychać było donośny wybuch. Czujniki trzeszczały jak oszalałe, Szafa słyszał tylko je. Ledwo żył, chciał tak leżeć na zimnej, brudnej podłodze, zapomnieć o wszystkim, o bólu w ramieniu. Wiedział jednak, że tylko jak zamknie oczy wszystkie jego fanty zgarną te hieny dookoła. Trzeba było wstać, ale ziemia wciąż się trzęsła. Szafie ciągle jaśniało przed oczami:
-K**WAA, ZDYCHAM!- wrzasnął
-Człowieku, gdzieś ty był.
-Zaprowadźcie go do mnie na zaplecze! Szybko!- Szafa nagle zapałał miłością do barmana, tej mendy, tego złodzieja, oszusta, który skupował wszystkie fanty za półdarmo. Zamknął oczy, poczuł na sobie łapy tych goryli od barmana, wlekli go. Położyli go na kanapie gdzieś na zapleczu.
-WÓDY!
Szafa mimo bólu, mimo zmęczenia zachował trzeźwość umysłu. Barman dał mu flaszkę, a Szafa szybko z niej pociągnął łyka i wylał pół butli na obficie krwawiące ramię. Zawył z bólu, myślał, że zaraz ręka mu odpadnie. Barman powiedział:
-Zdejmij ten plecak będzie ci lżej…
-NIE MA MOWY! NIC WAM NIE DAM ZA DARMO!
To były ostatnie słowa Szafy. Wyciągnął apteczkę i zaczął pospiesznie opatrywać sobie ramię:
-Daj pomogę ci.
Szafa nie miał już siły na dalszą walkę. Upuścił apteczkę z nićmi, bandażami i skalpelem, zamknął oczy.
Ocknął się następnego dnia. Pierwsze co zrobił, to zaczął szukać swoich towarów. Plecak leżał cały koło tapczanu. –Mają szczęście- pomyślał. Wstał i ruszył w stronę hałasów. Wiedział, że tam jest barman, który uratował mu życie. Usłyszał krzyki:
-Patrzcie kto przyszedł!
-Nasz bohater!
-Kolejka dla wszystkich!
-Cicho! Dajcie mu mówić! No, pochwal się Szafa, gdzie to byłeś.
Szafa zaczął opowiadać. O wejściu do bazy, o wolnościowcu i o ucieczce. Co chwila jego opowieść przerywały krzyki:
-Ale miałeś szczęście!
-Nie do wiary!
-Nie przerywajcie mu!
-Kolejka dla wszystkich!
Opowieść dobiegła końca, stalkerzy zaczęli się rozchodzić. Szafa w końcu mógł porozmawiać w cztery oczy z barmanem:
-Stary, chciałem ci, wiesz, podziękować.
-Nie ma za co, pewnie ty byś zrobił to samo dla mnie.
-No…
Gdy to powiedział, przypomniał sobie krzyki kuzyna wołającego go o pomoc. Poczuł ukłucie w brzuchu i powiedział:
-Wracając na Ziemię, mam trochę złomu do sprzedania. Tak nalej mi jeszcze…

Tak więc komentujcie
Ostatnio edytowany przez Vega, 19 Paź 2009, 19:37, edytowano w sumie 1 raz
Vega
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 18 Paź 2009, 11:11
Ostatnio był: 24 Sty 2013, 20:52
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Opowiadanie: Ironia losu

Postprzez Adam w 18 Paź 2009, 17:01

Na początek nieźle. Ciekawy wątek z mistrzostwami ;) Moja ocena 8/10
Image
Image
Awatar użytkownika
Adam
Redaktor

Posty: 2524
Dołączenie: 27 Gru 2007, 12:13
Ostatnio był: 20 Wrz 2023, 17:49
Miejscowość: Kutno
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 393

Re: Opowiadanie: Ironia losu

Postprzez StalkerCiastek w 18 Paź 2009, 17:39

No, no postarałeś się. Opowiadanie fajne, dam ci tą dyche :D. Pisz dalej. Czekam na następną częśc. Ale w sumie nielogiczne to. Jak to, że w bazie Wolności nie było żadnej skrytki przed emisjami? To gdzie sie chowali? Pod plecaki? Mimo tego fajna historyjka.
LOL
Awatar użytkownika
StalkerCiastek
Redaktor

Posty: 357
Dołączenie: 27 Cze 2008, 21:17
Ostatnio był: 26 Cze 2014, 17:46
Miejscowość: Gdzieś
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 58

Re: Opowiadanie: Ironia losu

Postprzez Vega w 18 Paź 2009, 19:17

Otóż gram z modem Priboi Story, i cała historia opisana w tekście wydarzyła się naprawdę, poza paroma szczegółami - sam odbiłem bazę, nie byłem szmaciarzem a kiedy nadeszła emisja (o której się dowiedziałem z półtoraminutowym wyprzedzeniem) okazało się, że na terenie magazynów wojskowych są 2 czy 3 schronienia, w wiosce nawiedzanej przez pijawki. Z powodu masy sprzętu w plecaku postanowiłem nie ryzykować spotkania z potworami i puściłem się pędem w stronę najbliższego schronienia - baru. No i zdechłem. A w opowiadaniu napisałem ,,jedyną wiadomą kryjówką", co znaczy, że mój stalker wiedział tylko o jednej. Ale to tylko szczegóły :D
Vega
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 18 Paź 2009, 11:11
Ostatnio był: 24 Sty 2013, 20:52
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie: Ironia losu

Postprzez Adam w 18 Paź 2009, 19:35

Mozliwe. Ja też aktualnie gram na Priboi Story. Tyle, że ja wziąłem do pomocy Powinność. Oni załatwiali gości przy ognisku, a ja poszedłem po Dezika. Zginęli wszyscy, został tylko jeden z Powinności. Udało mi się ubić Streloka, Dezika, Kalyhanosa oraz wszystkich sniperów. Emisje ja sobie wyłączyłem w plikach. Są denerwujące i za dużo rzeczy tracę gdy nadchodzą.
Image
Image
Awatar użytkownika
Adam
Redaktor

Posty: 2524
Dołączenie: 27 Gru 2007, 12:13
Ostatnio był: 20 Wrz 2023, 17:49
Miejscowość: Kutno
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 393

Re: Opowiadanie: Ironia losu

Postprzez Vega w 19 Paź 2009, 19:34

Prezentuję me kolejne opowiadanie, przeniesione z innego tematu, bo groziło mi coś strasznego:
:!: !!!BAN FOREVER!!! :!:
Od razu zmieniłem temat, który nie traktuje tylko o jednym opowiadaniu, ale ,już można rzec, o całej serii.

Doświadczenie w Zonie to rzecz istotna

Szafa obudził się. Ręka mu ścierpła od ciągłego trzymania karabinu, żeby nikt go nie ukradł. Te koty z kordonu są nieobliczalne – nie zna to zasad, jest to porywcze i ciągle nawalone, więc mogłoby to tałatajstwo ukraść jego karabin, który był najbardziej wartościową rzeczą, jaką Szafa miał przy sobie. Szafa w sumie też był kotem, ale jemu wystarczył niecały tydzień nauki, aby zachowywać się jak porządny stalker. Dużo uczył się od Wilka. Uważał go za jedynego porządnego człowieka w kordonie. Po chwili namysłu nasz stalker wstał i zaczął się wyczołgiwać z zimnych piwnic.
-Szafa, w końcu wstałeś.
-Stul dziób, albo cię zaboli.
-Ooo spokojnie, chyba ktoś wstał dzisiaj lewą nogą.
-Z żadnego z materaców w piwnicach nie da się wstać lewą nogą ciołku.
-Dobra k**wa, przestań już szczekać, tylko się napij na śniadanie…
Szafa zdrowo pociągnął z butelki, po czym oddał ją Liszce:
-Tylko tyle? – spytał Liszka – Jesteś chory czy co?
-Dzisiaj ruszam.
-Gdzie? Sam?
-Nie k**wa, z mamą.
-Gdzie to się wybierasz Szafa? – spytał Wilk
-Wynoszę się z Kordonu. Mam dość tych skandalicznych biznesów z Sidorowiczem, a i artefakty są tu marne.
-A jak pokonasz zielonych spod mostu?
-Sposobem – odparł Szafa. Kiedyś już pokonał żołnierza, ale tylko jednego. I było to daleeeko od Zony.
-Wilk, masz jakieś granaty?
-Jeden zaczepny, dam ci go za 20.
-Dobra, dawaj.
Szafa wyciągnął drobniaki z kieszeni kurtki, dał pieniądze Wilkowi, a granat schował do plecaka. Pożegnał się ładnie ze wszystkimi (Cześć h*je, do zobaczenia w piekle!) i ruszył na most. Minął wir, mutantów żadnych nie zauważył. Schował się na ruinach przystanku autobusowego. Wyciągnął lornetkę i przeprowadził rekonesans: pod mostem stało z sześciu żołnierzy. Szafa doszedł do wniosku, że tak daleko granatem nie dorzuci, ale przypomniał sobie nagle jakiś film, Rambo czy coś koło tego. Rozejrzał się za jakimś twardym i jednocześnie giętkim kijem, wyciągnął bandaż elastyczny i zrobił swego rodzaju łuk. – Lepiej najpierw spróbować, jak daleko ten cały łuk wystrzeli kamień – pomyślał Szafa. Znalazł coś kamykopodobnego, napiął „łuk” i wystrzelił kamyk gdzieś w stronę krzaków po prawej. Szafa zdziwiony, że ten kamyk tak daleko poleciał, wyciągnął granat, odbezpieczył go, napiął swoją prowizoryczną broń, wycelował w wojskowych i strzelił. Rozległ się głośny wybuch i z czterech żołdaków padło. – ALARM! – wykrzyknął dowódca, ale chyba usłyszał go tylko jeden żołnierz, który w dodatku spieprzał gdzieś daleko od mostu. Szafa wycelował z karabinu, strzelił – pudło. Drugi strzał – pudło. Trzeci strzał – pudło (- K**WAA, CO JEST! -) Dowódca zauważył, skąd padają strzały i zaczął pruć w okolice przystanków. Szafa schował się gdzieś za drzewem i się śmiertelnie przeraził – w jego stronę biegło z siedem ślepych psów, gdzieś ze stron w które wystrzelił tamten próbny kamień. Zaczął strzelać w ich kierunku, wyciągnął PMa i z pistoletu strzelał w żołnierza. Wojskowy chyba zauważył bandę psów ścigających Szafę i zaczął uciekać gdzieś w tym samym kierunku, gdzie jego podopieczny. Szafie natomiast skończyła się amunicja w obydwu broniach. Za mostem zobaczył sylwetki dwóch ludzi, pomyślał, że to żołnierze. Ale nie, na szczęście było to dwóch neutralnych stalkerów, którzy odruchowo wyciągnęli karabiny i zaczęli strzelać w stronę Szafy. Nasz bohater pochylił nisko głowę i schował się w jakimś kontenerze. Puścił broń palną i wyciągnął nóż. Odwrócił się i zobaczył ostatniego ślepego psa, który już otwierał paszczę.
- AAAAAUUUUAAAAA!!! – zawył stalker i szybko dziabnął nożem psa gdzieś w okolice serca. Pies puścił Szafę, kwiknął i zdechł. W tym momencie do kontenera wpadło dwóch stalkerów:
- Człowieku, żyjesz?
- Z nogi mu krwawi.
- Daj wódę i bandaż, a ty kocie módl się, żeby się nie wdało zakażenie.
Stalkerzy opatrzyli nogę Szafy i pomogli mu pokuśtykać w stronę obozu kotów. Szafa opowiedział stalkerom co sprowokowało psy, po czym został skarcony za debilne pomysły w stylu Rambo. Przechlał przy ognisku całą noc i poszedł spać, zły na siebie w duchu, że teraz musi czekać, aż noga przestanie go boleć i na to, że znów będzie się musiał przebijać przez tą cholerną barykadę pod mostem. Jedno chociaż wyciągnął z dzisiejszej lekcji życia w Zonie - nie rzucaj czymś nieszkodliwym gdzieś, gdzie nie wiesz co się może czaić.

Morał może głupi, ale ja też kiedyś rzuciłem butelkę do rowu a tam narąbany i wk****ony menel sobie spał, więc takie sytuacje się zdarzają
Vega
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 18 Paź 2009, 11:11
Ostatnio był: 24 Sty 2013, 20:52
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 0

Re: Opowieści o Szafie

Postprzez Vega w 23 Paź 2009, 18:41

Kolejna opowiastka o Szafie
Stała czujność
Szafę obudził hałas. Wiedział, że spanie w rurze gdzieś na wysypisku nie było zbyt mądre ani rozsądne, ale stal ker nie miał wyjścia. Poprzedniej nocy w drodze do baru zauważył grupę bandytów czających się na nieostrożne koty, które byłyby łatwym łupem dla jakiś dziesięciu chłopa z Viperami i obrzynami. Szafa jednak nie był głupim kotem, normalnie rzuciłby się na sk****synów z granatem i swoim G 36, ale tej nocy żadnego granatu nie miał a i amunicji niewiele mu zostało. Postanowił więc poczekać aż te hieny się stąd wyniosą i będzie mógł się łatwo przeprawić twardą i w miarę pozbawioną anomalii równą drogą. Szafa rozmościł sobie po cichu rurę śpiworem, wczołgał się do środka, zablokował wejście jakimś solidnym kawałem gruzu i usnął. W czasie blokowania wejścia serce stanęło mu w gardle, bo gruz wywołał trochę hałasu i jeden bandzior to usłyszał:
- E, tam się coś rusza chyba.
- Pier***isz, siedź i chlej.
- Ty, a jak tam się czai pijawka?
- To se poświeć, pijawka jest niewidzialna więc i tak g**no zobaczysz. Chyba że chcesz ryzykować życie, pójść tam i sprawdzić, czy pijawka zrobi ci z d**y jesień średniowiecza. Jeśli tak to idź, my ci stąd poświecimy i będziemy kibicować.
- Wołodia ma rację, póki jesteśmy w kupie nic nam nie grozi. Golnij se jeszcze i się nie przejmuj.
Widać temu całemu Wołodii udało się skutecznie przekonać nadwrażliwego na dźwięki bandziora, bo usiadł, chlał i się już nie odzywał.
Szafa tymczasem przeżywał cholernie niespokojną noc, gdyż widział przez szparę między rurą a kawałkiem gruzu wejście do Doliny Mroku, gdzie cały czas coś się błyskało i ruszało. – Pewnie elektro – pomyślał, ale wcale go to nie uspokoiło. Wieść o pijawkach napędziła Szafie takiego stracha, że zasnął na dobre dopiero o trzeciej w nocy. Kiedy się obudził, a było już dobrze po ósmej, nie słyszał bandytów ani żadnych innych hałasów wskazujących na jakiekolwiek inne niebezpieczeństwo. Szafa rozplątał się ze śpiwora, pospiesznie wszystko upchał do plecaka, wytoczył zwał gruzu blokujący rurę i na kuckach się rozejrzał. Przy wejściu do Doliny Mroku wciąż błyskało, ale w świetle dziennym te błyski nie były już takie straszne. Szafa miał rację, błyskało tam elektro. Stalker wyciągnął lornetkę, rozejrzał się dookoła pola anomalii i stwierdził, że nie ma tam mutantów. Zauważył za to coś, co przykuło jego uwagę na dłużej – artefakt. Z tej odległości nie poznawał co to było, ale skutecznie go to zachęciło do wybrania się w tamten rejon. Szafa powoli wstał, załadował karabin i powoli ruszył w stronę artefaktu. Okrążył jakieś bagno i usłyszał trzeszczenie – licznik Geigera ostrzegał przed promieniowaniem. – Raz się żyje. – pomyślał sobie Szafa i przebiegł przez pas napromieniowanego trawska. Dobiegł przed anomalie, licznik przestał trzeszczeć i nasz bohater wyciągnął śruby z prawej kieszeni skurzanej kurtki. Widział w trawie te artefakty, trzy jasne kulki świeciły sobie w samym środku pola anomalii. Szafa podszedł jeszcze trochę i teraz odezwał się detektor. Stalker to zignorował i rzucił śrubę jakieś trzy metry przed siebie. Nic. Zrobił trzy kroki i rzucił kolejną śrubę. Efekt był natychmiastowy – błysło, świsło i rozgrzana śruba ugodziła stalkera w udo. Szafa zaklął siarczyście i złapał się za nogę, ale wciąż mógł chodzić. Zrobił parę kroków w prawo by minąć anomalię i rzucił przed siebie śrubkę. Nic się nie stało, więc stalker podszedł do przodu. Artefakty były dosłownie na wyciągnięcie ręki. Szafa sięgnął i podniósł błyszczącą kulę. – Ja pier***lę, mam trzy Błyski! – powiedział sam do siebie. Wsadził kulkę do plecaka i natychmiast chwycił następną. Nie różniła się zbytnio od poprzedniej. – Jeszcze jedna. – stwierdził, pochylił się i doszedł do wniosku, że to wcale nie był Błysk. To był artefakt, który Szafa widział pierwszy raz w życiu, ale potrafił go sklasyfikować dzięki opowieściom Wilka z kordonu. Był to Blask Księżyca. Stalker chciał aż podskoczyć z radości, ale uznał, że byłoby to nierozsądne, zwłaszcza w środku pola anomalii. Jakoś upchnął artefakt w plecaku i uznał, że teraz jego worek świeci się nikłym, bladym światłem. – Mogłoby to przykuć uwagę jakiś stalkerów, których nie do końca obchodzi moje życie – pomyślał i spróbował jakoś lepiej zakryć artefakty. Niestety, nie udało mu się. Postanowił, że puści się pędem w stronę baru i jakoś mu się uda czmychnąć z artefaktami. Wyszedł z anomalii tak jak wlazł w samo jej centrum i pobiegł do bramy. Minął jakieś ruiny, wir, swoją rurę w której spędził noc i przez głowę przeleciała mu myśl – a co jeśli bandziory wciąż tam siedzą, a Szafa ich obudził? W tym samym momencie usłyszał za plecami ochrypły głos, głos Wołodii, bandyty:
- Łapy w górę młokosie. Puść ten karabin. Rzuć go gdzieś tam. Co ci tak świta w plecaku? Ukradłeś księżyc czy co? Wyciągaj te świecidełka!
- Chcesz? Łap!
Szafa w tym momencie wykonał coś spontanicznego – rzucił złodziejowi Blask Księżyca, bandzior upuścił Vipera i Szafa zręcznym ruchem wyciągnął zza pasa PMa i strzelił Wołodii prosto w jaja, później celny headshot, cap karabin, artefakt pod pachę i prosto do barykady Powinności przy bramie. Strzały z PMa na pewno usłyszeli kumple Wołodii, bo nasz bohater usłyszał już jakieś krzyki za sobą, ale nie obchodziło go to. Pędził do barykady, darł się „POMOCY! POMOCY!”, żeby przypadkiem powinnościowcom nie wpadło do łba by do niego strzelać. Osiągnął wrzaskami spodziewany efekt – Powinność pruła do bandy Wołodii, nie do niego. Złoczyńcy padli pod kulami, Szafa w obawie przed chciwymi stalkerami wsadził artefakt do plecaka, cały czas się ostrzeliwując. Bandyci już zdechli, Szafa ładnie podziękował wybawczym strażnikom bramy i przeszedł przez bramę na tereny Rostoku. Wparadował z wielkim uśmiechem na twarzy do 100 Radów i zaprzyjaźniony barman kupił od niego artefakty za 10000 rubli! Szafa jeszcze nigdy nie zrobił takiego biznesu. Zrobił porządne zakupy: skupił zapas amunicji do G 36, granaty i oczywiście – wódka!

Komentować!
Vega
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 18 Paź 2009, 11:11
Ostatnio był: 24 Sty 2013, 20:52
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 0

Re: Opowieści o Szafie

Postprzez Vega w 24 Paź 2009, 23:11

I kolejne opowiadanko. Wiem, że tytuł może się "kojarzyć", ale wasze skojarzenia mówią o was :wink:

Przygoda z doktorkiem
Szafa wdrapał się w końcu na starą, spróchniałą wieżę i rozejrzał się. Banda ślepych psów wciąż się włóczyła pod wieżą wyczuwając zapach stalkera. Wiedział, że tutaj go kundle nie dorwą, ale i tak nie chciał spędzać tutaj nocy. Wyciągnął z plecaka nowo zakupiony tłumik do swojego G 36, zamontował go na lufie i po cichu eliminował psy. Nie chciał robić strzałami hałasu, gdyż widział niebezpiecznie czającego się nibypsa jakieś 150 metrów dalej. Pozabijał wszystkie kundle spod wieży i zamyślił się – zaryzykować i spróbować zastrzelić tego nibypsa, czy po cichu się wycofać? Postanowił rzucić w stronę kundla swoim ostatnim granatem. Wiedział, że nibypsy mają dobry węch i nie rozróżniają granatu od kamienia. Tak więc przywiązał nitką kawałek kiełbasy do granatu, odbezpieczył i pomodlił się, żeby kiełbasa w locie nie odczepiła się od wybuchowej kulki. Rzucił i czekał na efekt. Durne psisko podlazło prosto na granat, złapało zębami kiełbasę i granat eksplodował z niesamowitym hukiem. Szafa wiedział jedno – pies zdechł. Stalker zlazł więc z wieży i spokojnie zmierzał w kierunku wysypiska. Przebywanie w Dolinie Mroku dłużej niż dzień było niewskazane, a wręcz niezdrowe.

Była godzina 18.00 kiedy Szafa wydostał się z otoczonego przez Elektro wyjścia z Doliny Mroku. Był głodny. Doszedł do wniosku, że marnowanie ostatniego kawałka kiełbasy na ścierwo psa było pomysłem idiotycznym. Szafa wlókł się więc w kierunku baru i zobaczył dwóch ludzi w czarnych płaszczach. – To jedyna szansa za zdobycie jakiegoś żarcia i przy okazji amunicji – pomyślał. Dokładnie wycelował w łeb bandziora, który szedł z tyłu i pociągnął za spust – tłumik sprawował się znakomicie i złoczyńca z przodu nie usłyszał strzału. Usłyszał za to gruchnięcie martwego kumpla na ziemię. Drugi bandzior od razu się odwrócił i zaczął celować w łeb jakiemuś gościowi w kombinezonie naukowców, darł się przy tym w niebogłosy. Szafa wcześniej tego naukowca nie zauważył. Wiedział za to co się dzieje – ten doktorek to był zakładnik, a bandyci na pewno prowadzili go albo do kryjówki, albo do miejsca wymiany jajogłowego na jakieś ruble. Szafy za to nie obchodziły ani zapewne „dobre” intencje doktorka, ani groźby bandziora. Wisiało mu, czy zakładnik zdechnie czy nie. Otworzył więc ogień w stronę drugiego bandyty, szybko go zlikwidował i przypadkowo trafił doktora w ramię. Podbiegł do trupów bandziorów i do stękającego naukowca. Uwagi Szafy nie przyciągnęły nawoływania o pomoc wydobywające się spod jego hełmu, ale plecak uczonego. Bez skrupułów i zbędnych ceregieli wyciągnął nóż, rozerwał ramiączka plecaka i zaczął w nim grzebać jak kret w ziemi. Znalazł apteczkę, jakieś chemiczne żarcie ( - To mi poratuje życie – pomyślał), stymulanty, notatki i artefakt. Nie byle jaki – był on opakowany w specjalną, metalową skrzynkę ze szczegółowymi notatkami na temat jego właściwości. W skrzynce spoczywał Jeżowiec:
- Zostaw to wredny złodzieju! Pracowałem pieczołowicie nad tymi notatkami…
- G**no mnie obchodzi jak i kiedy pracowałeś nad tymi notatkami doktorku. Teraz to jest moje – Szafie już błyszczała przed oczami okrągła sumka za ten artefakt. Myślał już ile wysępi od barmana albo Saharowa za to cudeńko.
- Jeśli myślisz że jestem takim samym tchórzem jak inni, to się grubo mylisz! – powiedział doktorek i sięgnął po pistolet bandyty. Był to oczywisty błąd. Szafa jednym strzałem przeszył doktorkowi hełm i kula przeleciała przez łeb naukowca jak przez sito. Zaraz po tym Szafa usłyszał przez radio jednego z bandziorów jakiś komunikat w nieznanym mu języku. Głos po chwili ucichł i zaraz pojawił się następny (tym razem mówił już po rosyjsku):
- Jurij k**wa, co się tam dzieje! Miałeś się odzywać co dziesięć minut! Jurij k**wa powiedz coś! Jak tam będę musiał pójść to wierz mi, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Władek! Skrzyknij chłopców, idziemy po tego debila! A jak k**wa myślisz?! PO JURIJA! RUCHY K**WA! Ech, mogłem zostać u najemników, tam chociaż ludzie byli mądrzejsi…
I radio ucichło. Szafa szybko zabrał bandziorom dwie poobijane konserwy, pół litra i granat obronny. Wyciągnął lornetkę i zaczął się rozglądać w kierunku bram do baru. Widok go przeraził – najemnicy gromili siły Powinności stacjonujące przy wejściu na teren fabryki Rostok. Szafa przykucnął i porozglądał się za sobą – tam szło z piętnastu bandziorów, prosto w jego stronę. Nasz stalker szybko pognał w kierunku ruin po prawej. Dawno temu, kiedy artefaktów było dużo i Wolność miała bazę w Dolinie Mroku, był tutaj obóz neutralnych stalkerów – prawdziwa oaza na środku wysypiska. Szafa wiedział, że tuż za ruinami jest mała piwniczka, w której stalkerzy przeczekiwali emisje. Nasz bohater szybko tam wlazł, zabarykadował wejście bez drzwi jakimiś beczkami i uciekł na dół. Z dołu zaś dobiegał silny smród padliny. Szafa nie zastanawiając się zaczął strzelać we wszystkie strony – usłyszał przeraźliwy ryk i jakby znikąd pojawiło się ogromne cielsko z mackami zamiast ust – pijawka. Stalker mało nie narobił w portki ze strachu, i wylazł spod wielkiej bestii, otrzepał się i dla bezpieczeństwa strzelił pijawce trzy razy w łeb. Porozglądał się po zrujnowanej piwniczce – leżała tu kupa trupów, zmasakrowanych do granic możliwości. Resztki stalkerów pozbawione były głów, rąk, nóg i wielkich kawałków torsu. Szafa puścił pawia w koncie. Widział już dużo, ale to był dla niego szok. Te gołe kawałki mózgu na ścianach, te kałuże krwi, długie kawałki jelita walące się jak serpentyny po karnawale i ten smród. To wszystko było… no właśnie. Szafa nie potrafił ubrać tego obrazu nędzy i rozpaczy w jakieś słowa, które by wyrażały rozmiar tej tragedii. Wytarł rękawem usta, wyczyścił posmak rzygów w gębie wódką i od razu minęła mu ochota na jedzenie. Usiadł na w miarę czystym (czyli pozbawionym kości, narządów i krwi) kawałku podłogi i nasłuchiwał. Pierwsze strzały już padały, huki granatów, jęki bólu, co jakiś czas świsty anomalii, więcej jęków i wrzasków, więcej wystrzałów i ogromny wybuch po którym zaległa niczym już niezmącona cisza. – Pewnie RPG-7 – pomyślał Szafa. Po około kwadransie oczekiwania na jeszcze jakiś znak trwającej bitwy, Szafa wyszedł ze swojej kryjówki. Porozglądał się – krajobraz wyglądał podobnie, jak ten z piwnicy. Stalker po łebkach przeszukiwał ciała, ale niewiele znalazł. Amunicja była wystrzelona, żarcie porozwalane i przeszyte kulami, resztki zużytych apteczek walały się po ziemi. Broń też nie była jakoś specjalnie wyjątkowa więc Szafa ruszył w kierunku niebronionej przez nikogo bramy. Przeszukał trupy powinnościowców i usłyszał jęk zza baraku:
- Pomóż…
Szafa ruszył powoli za barak i tym razem postanowił uratować człowieka – może dlatego, że lubił ludzi Powinności (którzy kiedyś uratowali mu niejednokrotnie życie), może z powodu widoku rozszarpanych trucheł dawnych stalkerów:
- Człowieku, co tu się stało, skąd ci najemnicy.
- Pomóż…
- Już spokojnie…
Szafa pobieżnie opatrzył ranę stalkera (został trafiony w nerkę) i dał mu wódki – lekarstwa na wszystko. Było już grubo po dziewiątej, więc Szafa postanowił przeczekać przy rannym noc w baraku:
- Dobra, teraz mi powiesz co tu się wydarzyło.
- No więc tak: w Zonie pojawił się naukowiec, zbierał informacje o artefaktach i anomaliach dla jakiegoś bogacza z Anglii albo Stanów, nieważne. Owy bogacz zorganizował doktorowi ochronę w postaci kilkunastu dobrze uzbrojonych najemników. Różnymi drogami i kontaktami dogadaliśmy się, że nie będziemy tej eskapady atakować. Naukowiec miał wolną rękę w badaniu tych durnych artefaktów, a ochrona dbała o jego życie. Myśmy się nie wtrącali – jak zapłacili… No i pewnego dnia ambitny doktorek chciał się pobawić w stalkera i wylazł sam z terenu baru, pchał się w stronę Jantaru, chciał zobaczyć zmutowanych. No i zobaczył – ale nie zmutowanych a bandytów, którzy go porwali. Skontaktowali się z najemnikami i grozili śmiercią doktorka, jeśli nie dostaną jakiejś tam sumki. Umówili się w tych ruinach (stalker wskazał ruiny, w których Szafa się chował) i tam mieli dokonać „transakcji”. Ale jakiś debil zabił i bandytów i naukowca. Najemnicy natychmiast się o tym dowiedzieli ,bo naukowiec miał jakiś czujnik wykrywający tętno czy coś. Bogacz wpadł w szał jak się o tym dowiedział i błyskawicznie wysłał po ciało naukowca najemników, a ci bezceremonialnie pchali się po doktorka, jakby chodziło o ich życie. Przy bramie zaczęli się rzucać i walka rozgorzała. Dali nam w d*pę i popędzili w tereny tych ruin. I tam się dopiero zaczęło. Gościu, takiej wojny to ja nawet na filmach nie widziałem. W końcu ktoś wyciągnął bazookę i wszyscy pozdychali. Wtedy pojawiłeś się ty. Właśnie, a skąd ty wylazłeś?
- Ja? Eee, no tego… ja akurat byłem w Dolinie Mroku.
- Ciesz się, że nie wpadłeś na tą bitwę, ty mógłbyś nie żyć i ja bez twojej pomocy też.
- Drobiazg. Chodźmy już spać, śpiący jestem po tym dniu pełnym wrażeń… – i Szafa ugryzł się w język. Przecież stalker nie wiedział, że tym baranem który narobił takiego bigosu był Szafa. Na szczęście podchmielony powinnościowiec nie zadawał już pytań i poszedł spać. Szafa zamknął drzwi do baraku i po cichu modlił się, żeby komuś nie przyszło do głowy tu zaglądać. Kiedy żołnierz już chrapał, Szafa konsumował w pośpiechu i strachu chemiczne żarcie doktorka. Szafa nie lubił spędzać nocy w Zonie – chyba, że jakieś pięć metrów pod ziemią. Po najedzeniu się do syta nasz stalker zasnął.

Noc naszym bohaterom minęła spokojnie. Szafa pomógł rannemu stalkerowi (o ksywie Konan) dojść do baru i tamtejszej jednostki Powinności. Generał Woronin sowicie wynagrodził Szafie trudy (płacąc 6000 rubli), pożegnał się z nim i na odchodnym zadał naszemu bohaterowi jeszcze jedno pytanie:
- A myślałeś o wstąpieniu do Powinności? Potrzeba nam takich jak ty.
- Hmm, nie zastanawiałem się jeszcze nad tym, ale to rozważę w barze przy głębszym…

Weźcie coś pokomentujcie!
Vega
Kot

Posty: 9
Dołączenie: 18 Paź 2009, 11:11
Ostatnio był: 24 Sty 2013, 20:52
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 0


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości