przez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 28 Paź 2008, 18:38
Rozdział trzeci
Na dawnym parapecie usiadł wróbel. Zajrzał ciekawie do środka, nastroszył i zaświergotał. Na dworze była cudna pogoda, jak z bajki. Ptaszek spojrzał na śpiącego na macie mężczyznę. I w tym momencie jego główkę rozwalił pocisk z karabinu ak-47 albo innego narzędzia śmierci.
-O k****!-krzyknął ów mężczyzna którym był nikt inny jak Kawka. Stalker szybko pochwycił karabin i wyjrzał ostrożnie przez okno. Od wschodniej strony nadchodzili bandyci. Albo inne podejrzane typy. Tomasz skulił się, gdy kolejne pociski przecinały powietrze. Ściana na którą patrzył zaczęła się sypać.
-Super! Zaje***** sprawa! Ratuuuunkuuu! Szrama, Lis, strzelają o nas do cholery jasnej! Obudźcie się, albo wam wsadzę w zadek tą waszą chrzanioną wódkę! K***-schylił się, gdy kolejny pocisk przeleciał tuż koło jego ucha. Upadł na ziemię i ryknął-No cholera, już nam ścianę rowalają!
-Idę, idę!-usłyszał słaby głos z dołu. ?Świetnie-cieszyli się, że mają wolne. I już pierwszego dnia zlali się dupki jedne? Wychylił się i otworzył ogień zaporowy. Bandyci mieli więcej szczęścia niż rozumu i jakoś udało im się nie oberwać. Szrama i Lis weszli do pomieszczenia chwiejnym krokiem.
-Padnij do choroby!-krzyknął Kawka, ale było za późno.
Lis dostał prosto w twarz, a pocisk zdeformował twarz. Krew bryznęła na wszystkie strony.
Lis zginął na miejscu.
-Lis!
-Szrama padnij!
-Zabili...
-Wiem K**** ich mać, ale nic nie poradzimy! Strzelaj patałachu!
Jeden z pocisków przebił się przez ścianę i drasnął Tomasza. Ten nie pozostał dłużny i puścił serię, aż do końca magazynku. Po tym odrzucił broń.
-Zjeżdżamy!
Zbiegli szybko klatką schodową. Obaj nie mieli broni, mieli za to portki pełne strachu. Wybiegli tylnym wyjściem, rozejrzeli się czy nikt ich nie zauważył i dali nura w głęboką trawę. Gdy tak leżeli, Kawka słyszał, jak Szrama klnie pod nosem. Zignorował go. Sam był wściekły. Po chwili wszystko ucichło.
-Idziemy?
-Poczekaj chwilę.
Czekali godzinę.
Podnieśli się i przeciągnęli.
-Co teraz? Gdzie pójdziemy?
-Och, to chyba jasne. Niedaleko elektrowni mamy inny obóz...
-Co? Do Czarno..
-Nie, spokojnie. Tam by ci jaja urwało. Zwykła elektrownia miejska. Można się napić wódy. No i oczywiście zjeść coś, nie? Tylko musimy się streszczać, inaczej będziemy mieli kłopoty.
-Świetnie.
Kawka spojrzał po raz ostatni na opuszczony budynek, który zaczynał nazywać domem. Teraz we wiosce kotów mieszkali bandyci. Trudno. Droga była mozolna i męcząca. Nie zatrzymali się na wysypisku, bo smród był nie do zniesienia. Jakby tego było mało, lał gęsty deszcz, wiało. Tomasz zastanawiał się jakim cudem mógł wybrać takie życie. Po chwili jednak uznał, że to było ciekawsze, od poprzedniego. Myślał o tym w czasie przeszłym. Zona była po prostu innym światem. Raz w czasie wędrówki przeleciał nad nimi wojskowy helikopter, parę razy słyszeli wycie psów. W końcu nadeszła noc i zaczęło się robić nieciekawie.
-Czekaj!-Szrama podniósł rękę.-słyszałeś to?
-Co..
-Ci!-Stalker położył palec na ustach.-Morda w kubeł.
Zaczęli się skradać. Włączyli latarki. Szli ostrożnie, suche gałązki pękały. Z ciemności wyłonił się wrak auta. Zaraz po chwili drugi i trzeci. W tym ostatnim leżał kałach z pełnym magazynkiem. Jako, że amunicji nigdy za wiele, zaopiekowali się nim. Natknęli się na trupa jakiegoś stalkera. Nie przejęli by się, gdyby trup był trupem. Ale trupem nie był. Był mutantem.
-Cholera co to?-Ryknął Kawka strzelając w głowę potwora.
-Snork. Zbieramy się chłopie. Tam widać światła wioski.
Po pięciu minutach byli bezpieczni.
Chyba.
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej