nie wszystko złoto... co promieniuje...

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

nie wszystko złoto... co promieniuje...

Postprzez Alvarin w 19 Lip 2010, 20:20

Witam:) Są wakacje i mówiąc szczerze - nudzę się. Lubię stalka i przeglądam dziś różne opowiadania związane z tymi realiami i w końcu coś mnie podkusiło, żeby napisać własne. Ciekawy jestem jak mi to wyjdzie, czekam na opinie, pozytywne, czy negatywne - nie ważne. Liczy się, żeby były konstruktywne:)

Najpierw chciałem, żeby całość się działa na terenie bazy powinności, jednak miałem kilka pomysłów, które mogłyby być źle przyjęte przez co wierniejszych fanów gry, więc postanowiłem na potrzeby opowiadanie stworzyć frakcję "nowa zona"

____________________________________________________________________________________________________

nie wszystko złoto... co promieniuje...
Rozdział I - Przesłuchanie


-co wam odbiło koty pie***one?
Rzekł nerwowo jakiś stalker w mundurze Nowej Zony, przyciskając do ziemi młodego człowieka w obszarpanej kurtce używanej przez najmłodszych stażem obywateli Zony
-Ile razy trzeba wam powtarzać, żadnych strzelanin na terenie naszej bazy! Jak się nazywasz?
-Mi... Michaił...
Wycedził przez zęby leżący na ziemi chłopak ledwo panując nad emocjami. Nieco dalej drugi "nowozonowiec" sprawdzał jak poważne są rany drugiego stalkera, a wokół zdążył się już zgromadzić mały tłumek gapiów. Nie ważne jakie są okoliczności, ale ludzi dziwnym trafem zawsze ciągnie tam, gdzie się coś dzieje, zawsze ciekawość bierze górę i nie inaczej jest też tutaj, w najbardziej niegościnnym rejonie na planecie, którą nazywamy naszym domem...

Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko, a przynajmniej tak się Michaiłowi wydawało. Zabrali mu właściwie cały ekwipunek, związali mu ręce i zaprowadzili do jakiegoś zamkniętego pomieszczenia. Pokój jak właściwie wszystko w zonie nie wyglądał zbyt zachęcająco. Nikt tu sobie nie zaprzątał głowy odmalowaniem ścian czy wymianą mebli. Jedyne okno było dość dokładnie zabite deskami, jednak przez szpary przedostawały się pojedyncze promienie zachodzącego słońca. Posadzono go na krześle, które sprawiało wrażenie, że zaraz się rozpadnie pod jego ciężarem, a było ono oprócz starego biurka jedynym wyposażeniem pomieszczenia. - "Jedne drzwi, jedno okno, jedno krzesło, jedno biurko... i to można tutaj już uważać za luksusowe pomieszczenie a do tego ciągła kosa ponurego żniwiarza nad karkiem... po co ja się tu pchałem?" - pomyślał chłopak, kiedy drzwi za nim się otworzyły i ktoś przez nie wszedł do pomieszczenia. Minął krzesło Michaiła i usiadł na biurku zakładając nogę na nogę. Postać wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapaliła jednego. Paląc, z rozbawieniem obserwowała pojawiające sie na twarzy chłopaka zdziwienie. Ale jaka mogła być jego reakcja kiedy przed nim w promieniach słońca i oparach dymu siedziała na biurku... kobieta! Ubrana była jak każdy inny człowiek w Zonie do tego stopnia, że gdyby założyła jakiś hełm lub maskę przeciwgazową praktycznie nie byłoby szansy się tego domyślić dopóki by się nie odezwała.
- Zamknij jadaczkę, bo Ci odpadnie, a jeszcze Ci się przyda jeżeli nie chcesz skończyć w najbliższej anomalii Powiedziała dużo ostrzejszym głosem niż mógłby się spodziewać. Jej twarz nie należała do najpiękniejszych. Krótkie, ostrzyżone na jeża włosy i całkiem spora narośl na lewym policzku sprawiały, że nie była pociągająca, ale na bezrybiu i rak ryba...
- Mam cię przesłuchać i zdecydować co z tobą zrobić... więć lepiej będzie, jak grzecznie mi powiesz co się tu do jasnej cholery stało.
Zaciągnęła się papierosem, po czym zgasiła go na narośli na policzku i rzuciła peta za siebie jednocześnie schodząc z biurka i nachylając się nad Michaiłem tak, że ich nosy prawie się stykały
- będziesz grzecznym chłopczykiem i zaczniesz współpracować z mamusią, czy mamusia ma ci załatwić ostatnie lanie w Twoim życiu?

Patrzyli sobie chwilę prosto w oczy, całkowicie bez ruchu. Michaił mógłby przysiąc, że ona nawet nie oddychała. Nie wytrzymał jednak i zwiesił głowę omal jej przy tym nie uderzając czołem w nos
- Dobrze, powiem co tylko chcesz.
Kobieta wyprostowała się, podeszła do okna i oparła się o ścianę wpatrując się przez szpary w deskach w krajobraz roztaczający się za oknem
- A więc wytłumacz mi, dlaczego to zrobiliście, dlaczego złamaliście jedną z najważniejszych naszych zasad - poza areną jeśli nie zostaniemy zaatakowani z zewnątrz - całkowity zakaz używania broni?
- Chyba muszę zacząć od samego początku. Jestem Michaił, a ten którego postrzeliłem, to Andriej, mój kolega...-przełknął slinę, i dokończył prawie szeptem- ...z wojska...
Słysząc to kobieta odwróciła się wyraźnie zainteresowana
- Proszę proszę, mamy wojskowych... kolejny powód, żeby ci wsadzić kulkę w łeb... ale przynajmniej jesteś szczery, więc może ten fakt zostanie między nami, jeżeli dobrze sie ze wszystkiego wytłumaczysz...

Jestem Michaił, a ten którego postrzeliłem, to Andriej, mój kolega z wojska. Ja jestem zwykłym starszym szeregowym, służyłem w IV brygadzie piechoty stacjonującej w jednostce kilka km na wschód od Kijowa.
Andriej natomiast był patologiem. Cywilnie wspomagał naszych lekarzy, kiedy docierały do nas jakieś "materiały" z wewnątrz zony. Jakieś resztki mutantów i stalkerów, a że facet był... przepraszam, jest jednym z najwybitniejszych umysłów wsród lekarzy to pomimo tych wszystkich tajemnic wojskowych miał pełen dostęp do tego całego ścierwa, bez niego wojskowi nic by nie osiągnęli. Zawsze jednak dbano, żeby wszelkie PDA i inne dokumenty zabierać zanim dostał ich na stół. Raz chyba jednak coś przegapili i jeden z PDA trafił w jego ręce. Dopiero później, już w Zonie, powiedział mi o tym co na nim było i że w ogóle go znalazł. Wtedy jednak, w dniu kiedy ta historia miała się dla mnie rozpocząć na dobre usłyszałem od niego jedynie:
- Czy nadal mogę Ci ufać?
To było całkowite przeciwieństwo dzisiejszego dnia. Zimny jesienny wieczór, deszcz lał jak z cebra. Przemykałem pomiędzy budynkami mojej jednostki do koszarów, gdzie czekało na mnie ciepłe łóżeczko i suche ubranie. Już w środku stanąłem przed lustrem wycierając twarz materiałowym "znaczkiem pocztowym" który wszyscy nazywali dumnie "ręcznikiem". Przyzwyczaiłem się w domu do o wiele większych ręczników, no ale trudno. Sam tego chciałem decydując się na karierę zawodowego żołnierza. Jak widać mam nosa do podejmowania złych decyzji. Najpierw wojsko, potem Zona. A do tego mijał własnie rok od ślubowania. nie tak sobie wyobrażałem pierwszą rocznicę. Mieliśmy opijać ze znajomymi po służbie ten dzień, ale przyszła spora dostawa mięska z Zony i większość musiała zasuwać dziś dłużej niż ustawa przewiduje. Mnie się udało moją robotę wykonać szybciej i wymknąć się "po angielsku" zanim ktokolwiek sie zorientuje, że skończyłem i rozkaże mi pomagać innym. Chrzani mnie czy się zorientują, że mnie nie ma i bd miał przerąbane czy nie. Najwyżej będzie musiał postawić kapralowi kilka butelek kozaka i będzie po kłopocie. Facet już nie raz udowadniał, że ma dar przekonywania przełożonych... Dostaje dziennie tyle kozaków, że mógłby otworzyć sklep monopolowy, bo towar do niego miałby za darmo. Przebrałem się w suche rzeczy i walnąłem się na łóżku, kiedy do pokoju wszedł Andriej. Przysiadł na krawędzi, i szepnął
-Czy nadal mogę Ci ufać?
-A może tak dzieńdobrywieczór najpierw - odburknąłem
-Jak zwykle w dobrym humorze co? Ale nie mam czasu na żarty, mogę Ci zaufać, czy nie?
Podniosłem się na łokciach i spojrzałem mu w twarz, która była dziwnie napięta. Widać było, że coś go trapi
-Oczywiście, że tak. Zawsze możesz na mnie liczyć, zwłaszcza po tym jak...
-Tak, tak, zawsze sobie to wypominasz, ale to było dawno i nieprawda. Zresztą co to za przysługa. Teraz chodzi o coś o wiele większego.
Rozejrzał się po pustym pokoju jakby bał się, że ktoś sie schował pod łóżkiem. W pokoju były jeszcze 4 inne łóżka, ale wszystkie były puste. Nie wiedziałem do jakiej roboty ich teraz zagonili i powoli czułem, że będę miał z tego powodu kłopoty. Nie wiem, czy już można mówić o dezercji w takim przypadku, kiedy "tylko" opuszcza się służbę, ale powoli czułem, że ten dzień nawet jak nie zauważą mojego braku na placu i tak będzie miał poważne konsekwencje - i nie myliłem się...

_______________________________________________________________________________________

Taka mała próbka tekstu, jak się spodoba, to może nawet jutro będzie część dalsza, jak będą jakieś sugestie jak coś poprawić (styl, fabułę), to chętnie posłucham wszystkich zastrzeżeń, a jak Wam sie całkowicie nie spodoba... no cóż... będzie trzeba sobie znaleźć inne zajęcie;)

Alvarin
Wygnany z Zony

Posty: 278
Dołączenie: 24 Kwi 2009, 21:00
Ostatnio był: 20 Mar 2012, 12:14
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: IL 86
Kozaki: 12

Reklamy Google

Re: nie wszystko złoto... co promieniuje...

Postprzez Alvarin w 20 Lip 2010, 10:11

wiem, wiem, multipost... ale wydaje mi się, że tak będzie czytelniej, więc robię to z pełną premedytacją;]

____________________________________________________________________________________________
nie wszystko złoto... co promieniuje...
Rozdział II - Rozmowa nad szpitalnym łóżkiem

-Co z nim?
-Wyliże się. Większość to niegroźne rany postrzałowe. Nie stracił też jakoś strasznie dużo krwi. Może być porządnie osłabiony, ale ma kosmicznego farta, że skończyło się to tylko tak. Szybko udzieliliśmy mu pomocy i za kilka tygodni będzie w stanie ruszyć znowu w Zonę.
-Czy mogę z nim porozmawiać doktorze?
-Wszystko zależy od niego, czy będzie na siłach. Jak nie widzę żadnych przeciwwskazań.
-Dziękuję za to co pan zrobił.
-Tja... ja go załatałem, a pan go przesłucha i pewnie skończy się jak zwykle kulką w łeb... wielka mi wdzięczność za moją pracę
-Złamali nasze prawo, muszą ponieść konsekwencje jeżeli nie mają naprawdę dobrego wytłumaczenia

Jedyne co pamiętał odkąd Michaił odtworzył do niego ogień, to nie kończące się pasmo bólu. Podobno został trafiony kilka razy, ale były to niegroźne postrzały ramion i brzucha i wszystko będzie w porządku. Ciekawe, czy to prawda, czy tylko go pocieszają. Pomimo środków znieczulających podanych podczas operacji ciągle czuł niesamowity ból, którego źródło ciężko było określić, bo promieniował na całe ciało. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Było całkiem spore, były w nim trzy wejścia, po jednym na każdej kolejnej ścianie, a wzdłuż jedynej pozbawionej drzwi stała ogromna szafa z jakimiś preparatami. Tuż obok tej szafki stało łóżko na którym leżał, właściwie to była leżanka szpitalna, a na stole nieopodal leżały różne narzędzia chirurgiczne. Wszystkie ułożone w idealnym porządku, gotowe do kolejnej operacji. Tuż nad jego głową zwisała resztka żyrandola, jednak pozbawiony był wszystkich kloszy, żeby żarówki dawały mocniejsze światło. Było to chyba jednak zrobione tylko dla żartu, bo z 6 żarówek tylko 2 się świeciły, jedna była stłuczona, a trzy pozostałe jeśli były kiedykolwiek wkręcone, to musiały się chyba wybrać na spacer. Dopiero teraz zauważył stojącą w najdalszym kącie pokoju dwójkę ludzi. Rozmawiali o czymś ściszonymi głosami. Właściwie rozmawiali o kimś i nawet wiedział chyba o kim, w końcu ciągle sie na niego patrzyli. Jednego pamiętał. To on go zoperował, wyciągnął mu kulki z ciała. Był to jakiś lekarz, ubrany w kitel, który kiedyś był biały, teraz jednak ciężko było rozpoznać pierwotny kolor. Sam mężczyzna był starszym jegomościem w okularkach i ze śmieszną białą bródką oraz całkowitą łysiną na głowie. Najbardziej niesamowite było jednak jego spojrzenie. Dziwnie głębokie i spokojne. Jakby nic go już nie mogło zaskoczyć, jakby widział w życiu już wszystko. Drugi mężczyzna był wysokim, postawnym facetem dobiegającym może do czterdziestki, a może nawet był młodszy. Ubrany w egzoszkielet swoim widokiem musiał wzbudzać podziw innych. Kiedy zauważyli, że na nich patrzy doktorek wyszedł z pomieszczenia, natomiast ten w egzoszkielecie podszedł do łóżka.

-Witaj wśród żywych Andriej. Mówią na mnie Widmo i jak może słyszałeś dowodzę Nową Zoną. Złamaliście razem z tym drugim jeden z najistotniejszych punktów naszego regulaminu, więc przykro mi, ale będę musiał Cię przesłuchać. Im szybciej wyjaśnimy tą sprawę tym lepiej. Lepiej dla Ciebie. Czy jesteś w stanie teraz ze mną porozmawiać?
-A mam jakiś wybór? - powiedział nieco słabym głosem Andriej
-Masz, ale nie jest on zbyt ciekawy. Ktoś w tej chwili przesłuchuje...
-Michaiła...
-Michaiła, zgadza się. Jeżeli zrzuci on całą winę na Ciebie, a Ty nawet nie spróbujesz przedstawić swojej wersji to możesz mieć duże problemy. Dlatego powiedz mi całą prawdę o tym co spowodowało, że stanęliście jak jacyś durnie na środku bazy i zaczęliście do siebie mierzyć?

Znałem Michaiła od kilku lat. Można powiedzieć, że pracowaliśmy razem. Byłem patologiem i badałem obiekty przywiezione przez wojsko z Zony, a on służył w jednostce w której pracowałem. Miałem kiedyś dość nieprzyjemną przygodę w jednostce, podpadłem wojsku. Nie ma sensu wchodzić w szczegóły, gdyby jednak nie Andriej, to prawdopodobnie opalałbym się teraz przez kraty gdzieś na Syberii. Gdy jednak zaczęła się moja podróż do Zony (choć jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy) był paskudny listopadowy dzień. Wiało, lało i ogólnie szlak człowieka trafiał na samą myśl o opuszczeniu ciepłego i cichego schronienia w laboratorium. Na szczęście nie musiałem tego robić. Żołnierze właśnie wnosili do laboratorium i rzucali na kupkę w kącie kolejną partię obiektów z zony. Spokojnie założyłem kombinezon ochronny. Takie były wymagania. Przy badaniu każdy musiał nosić kombinezon, w końcu wiadomo co to zwłoki miały w sobie, co sprawiło, że została z nich tylko kupa mięsa? Poprosiłem żołnierza, który właśnie wnosił kolejne zwłoki, aby rzucił je prosto na stół. Rozpocząłem oględziny ciała, kiedy nagle coś zapikało w kurtce człowieka na stole. Rozejrzałem się czy nikt inny tego nie usłyszał, a następnie sięgnąłem do kieszeni i szybko przełożyłem do kieszeni fartucha znalezione PDA.
-Wladimir, muszę sobie zrobić przerwę, nie najlepiej się poczułem - powiedziałem do znajomego przeglądającego kilka stołów dalej wnętrzności jakiegoś snorka i pieczołowicie notując wyniki autopsji na jakiś papierach.
-oka, tylko wyź wryć szybko, coby się tryp nie zaśmirdzał
-spoko, zresztą one i tak śmierdzą jak cholera, więc co za różnica?
Wladimir jednak tylko odmachnął ręką. Za cholerę nie wiem czemu tak dziwnie mówi, ale nigdy w to nie wnikałem. W tej jednostce każdy miał jakieś swoje tajemnice, a przekonałem się na własnej skórze, że im mniej się wie, tym lepiej się śpi. Pognany ciekawością zamknąłem się w swoim gabinecie i zacząłem przeglądać PDA. Był tam pamiętnik, prawdopodobnie prowadzony przez trupa przy którym go znalazłem. Mówił bardzo dokładnie o tym jak się dostał do Zony i co tam znalazł... wyobraź sobie artefakt, który w odpowiednich warunkach tworzy inne artefakty... po dogłębniejszym zbadaniu go stanowiłby nie kończące się źródło artefaktów... pomyśl, jakie to możliwości... pomyśl, jakie to pieniądze... Decyzja była prosta - wyruszam do Zony w poszukiwaniu tego artefaktu. Wiedziałem jednak, że samotnie mi się nie uda. Znałem tylko jedną osobę której ufałem na tyle żeby jej powiedzieć o moim planie, a do tego mieć nadzieję, że się do mnie przyłączy. Kilka minut później byłem już w koszarach, i rozmawiałem z Michaiłem na temat moich planów. Nie bez oporów, ale się zgodził do mnie dołączyć. Kolejnym krokiem było załatwienie transportu do zony. na szczęście w PDA było nazwisko kontaktu, który może umożliwić przebycie Kordonu bez większych problemów z wojskiem. Człowiek ten, który w późniejszych wpisach pojawiał się jako Bankier, podobno w każdą drugą środę miesiąca kontaktował się z profesorem radiologii na uniwersytecie kijowskim. Znalezienie tego profesora w dobie internetu nie sprawiło mi żadnych trudności, teraz trzeba było tylko czekać na drugą środę miesiąca i zobaczyć z kim się ten profesor spotka. Zawsze była szansa, że tego dnia będzie miał mnóstwo spotkań z różnymi ludźmi, ale liczyłem, że stalkera da się rozpoznać nawet w tłumie jeśli się go spodziewa. Nie myliłem się.

______________________________________________________________________________________________

Dlatego, że jest mi tak wygodniej piszę to opowiadanie dalej na własnej stronce

http://www.shadow-stalker.blog.onet.pl

zainteresowanych zapraszam:)

Alvarin
Wygnany z Zony

Posty: 278
Dołączenie: 24 Kwi 2009, 21:00
Ostatnio był: 20 Mar 2012, 12:14
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: IL 86
Kozaki: 12

Re: nie wszystko złoto... co promieniuje...

Postprzez nismoztune w 15 Wrz 2010, 22:14

Bardzo ciekawe opowiadanie, bardzo mi się podoba. Z chęcią przeczytałbym dalszy ciąg opowiadania, niestety twój blog już nie istnieje. Mam nadzieje, że bedziesz je kontynouwał na forum. Czekam na kolejne części. Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
nismoztune
Stalker

Posty: 186
Dołączenie: 18 Paź 2008, 22:20
Ostatnio był: 30 Sie 2023, 19:39
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 19


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 17 gości