przez Iperyt w 27 Lip 2010, 20:34
Gwoli ścisłości ma to być seria opowiadań, ale zanim wezmę się za kolejne chciałbym wiedzieć czy w ogóle warto, dlatego postanowiłem poddać pierwszą część Waszej ocenie. Mam nadzieję, że pierwsze opowiadanie spodoba się użytkownikom. Tymczasem życzę miłego czytania i zapraszam do lektury.
Część pierwsza: Opowieść Wołodii Borsuka
- Chodźcie tu, k*rwa mać! Potrzebuję pomocy. – powiedział przybysz, gdy wszedł do baru „100 Radów”. – Mamy tu chorego! – Barman spojrzał na niego i spytał:
- A co mu jest?
- Duża, cholernie duża dawka promieniowania… - odpowiedział przybysz.
- Wasze dane poproszę. – rzekł Barman, na co przybysz zareagował z poirytowaniem:
- Po co ci k*rwa moje dane?! Zajmij się moim bratem! – Barman spojrzał na niego z politowaniem – A po to, żebyśmy k*rwa wiedzieli kogo leczymy! Jeśli się za chwile nie uspokoisz, będę zmuszony Cię wyprosić. – To drugie zdanie barman wypowiedział ze stoickim spokojem. Przybysz nieco się uspokoił i odpowiedział:
- Wołodia, Wołodia Borsuk. A mój brat to Siergiej. – Barman ponownie spojrzał na Wołodię Borsuka, a jego pomarszczoną twarz (Barmana) rozjaśnił uśmiech. – No więc – rzekł Barman – z jak dużym promieniowaniem mamy do czynienia? – Przybysz odrzekł nieco zmieszany:
- No wiesz pan, ja no…eee…ja nie umiem…no… mierzyć…tego..ten..no…promieniowania…
- Barman spytał:
- A gdzie byliście? – Po chwili milczenia Wołodia Borsuk odpowiedział:
- Poszukiwaliśmy artefaktów w okolicach Prypeci, ale nic nie mogliśmy tam znaleźć. Więc Siergiej wpadł na pomysł, że w starej Elektrowni Atomowej na pewno coś będzie… A ja głupi go posłuchałem! – Przybysz zaszlochał – Jeśli coś się stanie mojemu młodszemu bratu to nie daruje sobie tego! – Barman odrzekł klepiąc go po ramieniu:
- Spokojnie. Odpowiednia dawka leków na promieniowanie i rehabilitacja postawią go na nogi.
Stalkerzy, którzy od pięciu minut przyglądali się całej, tajemniczej sytuacji szeptali między sobą:
- Jaki czort ich tam zagonił? Przecież wiadomo że przy takim kozackim promieniowaniu od razu wykitujesz! – Drugi Stalker odpowiedział:
- Ale przecież ten cały Siergiej jeszcze żyje.
- To tylko kwestia czasu zanim wykituje! – odrzekł podniecony Stalker. Wszyscy przyglądali się jak Barman próbował ratować Siergieja. Położył go na stole, wstrzykiwał leki przeciwpromienne, poił wódką, lecz to nic nie dawało. Po dwudziestu minutach dramatycznej walki o życie Siergieja, ten zmarł. Wołodia zaczął płakać jak dziecko, inni Stalkerzy milczeli, a Barman pogrążył się w smutku. Nie zdołał uratować młodszego brata Wołodii, ale musiał się z tym pogodzić i wracać do swoich stałych obowiązków. Przecież w Zonie codziennie ktoś umiera i ktoś przybywa do niej. Barman nalał Wołodii wódki mówiąc:
- Na koszt firmy. Nie przejmuj się. Sam się prosił o swoją śmierć. Dziwię się, że Tobie nic nie jest.
- Ano nic, bo ja tylko stałem na czatach, a Siergiej poleciał w to gówno – zaszlochał Wolodia. Barman zmarszczył czoło i spytał: - Czy twój brat nie wiedział, że jeśli pójdzie do serca Zony bez odpowiedniego zabezpieczenia, to już może się pożegnać z życiem? – Wołodia odrzekł: - Nie, był bardzo podniecony. Powiedział, że zbijemy fortunę jeśli dotrzemy do reaktora. – Wołodia rozejrzał się wokoło czy nikt nie podsłuchuje i powiedział: - Mówił coś o jakimś Monolicie i o skarbach w sercu Zony, jednak nic więcej nie zrozumiałem, bo zaczął bredzić jak poje*any. Potem poszliśmy na miejsce. W Czerwonym Lesie postrzelił mnie bandyta – tu Wołodia pokazał na nogę – więc Siergiej opatrzył moją ranę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Nasza wędrówka przez Prypeć była wyjątkowo spokojna. Ci nawiedzeni sekciarze, co im promieniowanie mózgi wyprało, nawet nie wycelowali w nas broni. Zdawali się znać mojego brata i, co mnie najbardziej przeraziło, on zdawał się znać ich. Kiwał do nich porozumiewawczo głową a oni rozstępowali się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Podejrzewam, że on należał do ich organizacji i miał w niej dość wysoką pozycję. – Barman wysłuchał tej opowieści i nalał sobie kolejny kieliszek wódki. Gdy starszy człowiek począł obsługiwać kolejnego klienta, do Wołodii podszedł człowiek w czarnym płaszczu z kapturem i kominiarką na twarzy. Spojrzał na Stalkera po czym przedstawił się:
- Nazywam się Bradoniuk. Tych dwóch osiłków za mną – tu wskazał na dwóch dość przerośniętych mężczyzn stojących za nim, także w kominiarkach – to Granat i Szajba. Szukamy kogoś kto mógłby nam wskazać drogę do centrum Zony. Skoro ty tam dotarłeś i przeżyłeś to, to w takim razie jesteś do tego idealną osobą. Wchodzisz w to? – Wołodia nawet nie podniósł głowy, ale odpowiedział: - Jestem Wołodia Borsuk. Przykro mi, ale sądzę, że to niemożliwe. Ja dotarłem tam tylko dzięki temu, że mój brat znał tych świrów. Do nas na pewno będą strzelać. – Bradoniuk roześmiał się: - Człowieku, Granat i Szajba to maszyny do zabijania. Monolit nam nie straszny. Wystarczy że zaprowadzisz nas tam, a podzielimy się z Tobą zyskiem i będziesz mógł iść w swoją stronę. To jak będzie? – Wołodia nie mógł oprzeć się pokusie zarobienia znacznej ilości pieniędzy ze sprzedaży łupów, więc bez zastanowienia odpowiedział: - Jasne, wchodzę w to.
- Świetnie – odrzekł Bradoniuk. Wyruszamy jutro z samego rana. Tymczasem napijmy się! Barman! Daj no flaszkę i trzy kieliszki, migiem! – Barman podszedł z wódką i kieliszkami, spojrzał na Wołodię, po czym powiedział mu na ucho:
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. To bardzo podejrzane typy. Pewnie zmuszą Cię do zaprowadzenia ich do serca Zony, a potem zgarną wszystkie łupy i zastrzelą.
- Nie twój interes dziadygo – odparł Wołodia – Nie udało Ci się uratować mojego brata, a to oznacza, że zostałem sam na tym świecie. Teraz wszystko mi jedno czy zostanę bajecznie bogaty czy też dostanę kulę w łeb i skończę jako żarcie dla nibypsów. - Jak chcesz – powiedział Barman – ale żebyś potem nie mówił, że Cię nie ostrzegałem. – po czym odszedł i zajął się swoją pracą. Bradoniuk wychylił kieliszek wódki i spytał: - Wołodia, jaka będzie najkrótsza droga do centrum? – Stalker jeszcze raz spojrzał na dwóch morderców (miał na myśli Granata i Szajbę) po czym odpowiedział: - To tylko zależy jakie są umiejętności tych dwóch typków. Jeśli rzeczywiście są takimi maszynami do zabijania jak mi tutaj mówisz, to możemy iść najprostszą drogą na świecie, przez Czerwony Las i Prypeć a potem prosto do Elektrowni.
- Granat, Szajba ! Dacię radę? – spytał zakapturzony mężczyzna. W odpowiedzi otrzymał dwa kiwnięcia głową. – No więc postanowione. Jutro rano ruszamy. Tym czasem… korzystajmy z życia! Barman, kolejka dla wszystkich!